-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2022-07-10
2023-04-12
Każdy z żałobą radzi sobie w inny sposób, a książka "Z tej strony Sam" bardzo dobrze to pokazuje.
Jest to przede wszystkim historia o stracie i radzeniu sobie z nią. Smutek wręcz wylewa się z każdej strony, ale nie powiedziałabym, że jest przytłaczający. "Z tej strony Sam" ma w sobie jakiś wyjątkowy klimat, który sprawia, że wszystko wydaje się być nierealne, niczym ze snu.
Narracja jest nieco specyficzna, bo są nieustanne przeskoki czasowe. Czasami nie tyle przypomina opowiedzenia historii, co uchwycenie danych chwil. Nie każdemu może to przypaść do gustu, sama miałam z tym lekkie problemy, jednak z czasem zaczęłam się przyzwyczajać.
Dustin Thao w niezwykle obrazowy sposób przedstawił to, że śmierć drugiej osoby wcale nie sprawia, że znika ona z naszego życia - ona przez cały czas jest tuż obok, w jakiś sposób obecna. Jakkolwiek się tę książkę nie zinterpretuje - zrozumie ją wyłącznie w sposób dosłowny czy wyłącznie metaforyczny, to za każdym razem i tak będzie uderzać mocno w emocje.
Bo trzeba przyznać, że "Z tej strony Sam" skupia się przede wszystkim na emocjach, które człowiek często chce wypierać, ale historia mu na to nie pozwala.
Podobało mi się to, że oprócz tego realizmu magicznego, mamy także także brutalne uderzenia rzeczywistości, m.in. z okresu kończenia szkoły średniej. Naprawdę zbyt często w powieściach zdarza się, że koniec końców wszystko idzie po myśli bohaterów. Na szczęście tutaj tego nie ma. To po prostu samo życie.
Choć czytałam w wyjątkowym uniesieniu, to i tak czuję leciutkie rozczarowanie. Książka byłaby o wiele lepsza, gdyby jeszcze bardziej popracowano nad relacją głównej pary. Dialogi między Julie a Samem bywały płytkie, wciąż odczuwałam niedosyt w ich interakcjach. Nie byłam aż tak przekonana do ich związku, ale pewnie wpływ miało na to, że przecież Sam nie żyje a głównie zostały wspólne wspomnienia.
I rany, ta okładka. Jedna z najpiękniejszych, jakie widziałam. Nie mogę się napatrzeć. Tylko szkoda, że historia nie była nieco lepsza.
Każdy z żałobą radzi sobie w inny sposób, a książka "Z tej strony Sam" bardzo dobrze to pokazuje.
Jest to przede wszystkim historia o stracie i radzeniu sobie z nią. Smutek wręcz wylewa się z każdej strony, ale nie powiedziałabym, że jest przytłaczający. "Z tej strony Sam" ma w sobie jakiś wyjątkowy klimat, który sprawia, że wszystko wydaje się być nierealne, niczym ze...
2023-03-28
Praktycznie wychowałam się na produkcjach stacji Nickelodeon, dlatego koniecznie musiałam się zaznajomić z książką "Cieszę się, że moja mama umarła", której było bardzo głośno za granicą, a teraz też w Polsce.
Czytałam opinie na temat tej książki i nastawiałam się, że będzie to coś mocnego, jednak żadne cudze słowa nie mogły mnie przygotować na to, co ostatecznie dostałam. A dostałam coś, co mną wstrząsnęło i wywołało łzy.
Zostanie dziecięcą aktorką nie było marzeniem Jennette McCurdy. To było marzenie jej matki, które młoda dziewczyna za wszelką cenę chciała zrealizować. W końcu szczęście matki to też szczęście dziecka, prawda? W każdym razie w to przez długi czas wierzyła Jennette McCurdy, która wypierała toksyczność w jej relacji z matką. A ta toksyczność wylewała się praktycznie od najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa.
To przerażające, co własna matka może zrobić ze swoim dzieckiem, żeby spełnić chorą ambicję. Stała kontrola, manipulacja psychologiczna, wygórowane wymagania doprowadziły Jennette McCurdy do anoreksji, bulimii oraz alkoholizmu. My, zwykli widzowie, nawet nie zdajemy sobie sprawy, ile może stać za sukcesem dziecięcych gwiazd, które za sztucznym uśmiechem mogą skrywać największy ból. Jennette McCurdy w wstrząsający sposób obnaża najbardziej brudne sprawy związane ze sławą młodych aktorek.
Sama książka jest dobrze napisana, wręcz płynęło się przez strony. Nie mogłam się oderwać. Skrywane od lat marzenie Jennette Mccurdy o pisaniu wreszcie znalazło swoje ujście i to w świetnym wykonaniu.
Po prostu brakuje mi słów. "Cieszę się, że moja mama umarła" to pozycja, z którą warto się zapoznać.
Praktycznie wychowałam się na produkcjach stacji Nickelodeon, dlatego koniecznie musiałam się zaznajomić z książką "Cieszę się, że moja mama umarła", której było bardzo głośno za granicą, a teraz też w Polsce.
Czytałam opinie na temat tej książki i nastawiałam się, że będzie to coś mocnego, jednak żadne cudze słowa nie mogły mnie przygotować na to, co ostatecznie...
2021-10-02
Od początku wiedziałam, że "Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata" będzie dobrą książką, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak bardzo zachwycająca. Kocham takie historie i mam do nich ogromną słabość.
Przede wszystkim byłam zauroczona relacją Arystotelesa i Dantego. Więź, która zrodziła się między chłopakami jest wyjątkowa. To jest przyjaźń, która zapada w pamięć, bo już od początku widać właściwe wibracje. W moich oczach Arystoteles i Dante to bratnie dusze, które miały zaszczyt się odnaleźć, chociaż same były zagubione w swoim jestestwie. Razem tworzą przepiękną całość.
Same główne postaci zasługują na większą uwagę. Zarówno Arystoteles, jak i Dante, to charakterystyczne i skomplikowane persony, o których nie można zapomnieć. Pierwszy żyje w pewnego rodzaju zaparciu emocjonalnym i ma ogromne problemy z wyrażeniem swoich myśli. Sam często nie wie, co myśli. Jest smutny, melancholijny, poniekąd trudny, przez co piękny. Jego myśli mogą być naszymi myślami, bo wyrażają wszelkie ludzkie wątpliwości. Z kolei Dante jest zbyt wrażliwy i dobry dla tego świata. Niezwykle wyjątkowa persona o niepowtarzalnym umyśle.
Bardzo często w książkach młodzieżowych rodzice są zaledwie tłem dla ich nastoletnich dzieci. W przypadku tej książki zauważyłam coś niezwykłego w relacjach rodzic-dziecko. Bardzo bym chciała, by częściej autorzy w taki sposób przedstawiali charaktery matek i ojców.
Historia Arystotelesa i Dantego to wyboista droga poznania samego siebie oraz trudne próby komunikacji. Można powiedzieć, że jest to książka inicjacyjna, która pozostawia z szeroko otwartymi oczami i szybko bijącym sercem. Ta historia jest niewinna, często smutna i pokazująca brutalność środowiska. Do tego jest napisana w bardzo przyjemny sposób. Zdecydowanie daje do myślenia.
Ciągle czuję taki dziwny ucisk w sercu wywołany tą bardzo dobrą historią. Dla takich uczuć czyta się książki.
Od początku wiedziałam, że "Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata" będzie dobrą książką, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak bardzo zachwycająca. Kocham takie historie i mam do nich ogromną słabość.
Przede wszystkim byłam zauroczona relacją Arystotelesa i Dantego. Więź, która zrodziła się między chłopakami jest wyjątkowa. To jest przyjaźń, która zapada...
2022-12-30
Regina Brett to mój absolutny pewnik - za każdym razem, gdy wychodzi jej nowa książka, wiem, że będzie to coś dobrego. Po każdej jej lekturze rodzi się we mnie ogromna chęć zmian i pracy nad sobą.
Tym razem oczywiście nie było inaczej.
''Bóg nigdy nie mruga 2. 50 nowych lekcji na nasze czasy" to jej świeże spojrzenie na to, co autorka chciała przekazać czytelnikom w swojej pierwszej książce. Nowe lekcje faktycznie są na nasze czasy - Regina Brett bardzo często odnosi się w swoich lekcjach do wojny na Ukrainie czy pandemii COVID-19. W prostych słowach pokazuje, jak sama stara się nadążać za wszelkimi zmianami, przyswajać się do nich i nie tracić przy tym pogody ducha.
Znów uczy życzliwości, zarówno do innych, jak i do siebie. Podkreśla znaczenie swojej duchowości, bez znaczenia, jaką wiarę się wyznaje. Motywuje do działania, ale nie w sposób nachalny, bo czasami tylko i wyłącznie przedstawia propozycje, z których można korzystać. Jednak za każdym razem składnia do refleksji.
Nie powiedziałabym, że felietony są jakieś przełomowe czy odkrywcze. Czasami dostajemy zaledwie urywki z życia felietonistki. Jednak nie chodzi tu o jakieś prawdy objawione, tylko te proste, codzienne, o których czasami zapominamy w codziennym biegu. Warto się zatrzymać nad każdą lekcją i dać się opatulić ciepłem dobroci, która nas wszystkich otacza - tylko zbyt często nawet nie staramy się jej dostrzec.
Kocham to uczucie, które doświadczam po każdej lekturze tej autorki. Regina Brett to moja nauczycielka, od której pragnę uczyć się jak najwięcej.
Regina Brett to mój absolutny pewnik - za każdym razem, gdy wychodzi jej nowa książka, wiem, że będzie to coś dobrego. Po każdej jej lekturze rodzi się we mnie ogromna chęć zmian i pracy nad sobą.
Tym razem oczywiście nie było inaczej.
''Bóg nigdy nie mruga 2. 50 nowych lekcji na nasze czasy" to jej świeże spojrzenie na to, co autorka chciała przekazać czytelnikom w swojej...
2022-11-28
Aż brakuje mi słów, które w odpowiedni sposób mogłyby wyrazić wszystkie emocje, które czułam podczas lektury. Okazała się zupełnie czymś innym, niż się mogłam spodziewać i to było naprawdę pozytywne zaskoczenie.
Alex, główna bohaterka "Wymyśliłam cię", ma schizofrenię, a sposób, w jaki ukazano jej chorobę jest uderzający i bardzo przekonujący. Z tego też powodu nie jest ona wiarygodną narratorką. Alex nie ufa temu, co widzi, i my też nie powinniśmy tego robić. Granica między rzeczywistością a halucynacją często się zacierała i sama często miałam wrażenie, że ten sposób postrzegania świata na mnie wpływa. Wielokrotnie, kiedy wychodziło na jaw, że coś jednak jest halucynacją lub czymś prawdziwym, powodowało u mnie mocny wstrząs. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko się dzieje.
Do tego kreacja tych wyjątkowych postaci, a zwłaszcza ich relacji jest świetna. To nie jest typowa historia miłosna, bo wszelkie wątki romantyczne nie są najważniejsze, i to jest piękne. W tej książce w końcu pojawiają się liczne ważne wątki a balans między nimi został zachowany.
Nie mogę wyjść z zachwytu. Znakomita lektura, dająca do myślenia i wywołująca ogrom różnych emocji.
Aż brakuje mi słów, które w odpowiedni sposób mogłyby wyrazić wszystkie emocje, które czułam podczas lektury. Okazała się zupełnie czymś innym, niż się mogłam spodziewać i to było naprawdę pozytywne zaskoczenie.
Alex, główna bohaterka "Wymyśliłam cię", ma schizofrenię, a sposób, w jaki ukazano jej chorobę jest uderzający i bardzo przekonujący. Z tego też powodu nie jest...
2022-10-16
Pierwszy tom dylogii "These Violent Delights" był fenomenalny a ja przez długi czas wręcz żyłam tamtą historią. Jednakże w "Our Violent Ends. Burzliwe zakończenia" Chloe Gong absolutnie przeszła samą siebie. Przez praktycznie całą książkę krzyczałam w duchu, zarówno z podekscytowania, zachwytu, jak i złości. Jestem bezsprzecznie zakochana, w tej historii, bohaterach, a przede wszystkim w miłości, która została przedstawiona.
Sposób, w jaki autorka ukazała uczucie zarówno między Juliette i Romą, jak i Benediktem i Marshallem, zachwycił mnie tak bardzo, że aż trudno jest mi to ująć w słowa. W sumie nawet nie muszę tego robić, bo Chloe Gong zrobiła to za mnie. Poważnie, w tej książce spotkałam się z jednymi z najpiękniejszymi i najbardziej zapadającymi w pamięć wyznaniami miłosnymi oraz aktami poświęcenia w imię miłości. Po tych postaciach widać, jak mocno i prawdziwie kochają, nawet jeżeli cały świat mówi im, że nie powinni tego robić. Trudno mi było utrzymać emocje na wodzy, kiedy Chloe Gong serwowała mi kolejną dawkę interakcji między moimi ukochanymi postaciami.
Zdecydowanie to jedna z najlepszych realizacji motywu enemies to lovers. Nie mogłam wyjść z podziwu, jak można było tak znakomicie ukazać zarówno nienawiść, którą powinni czuć Juliette i Roma, jak i prawdziwą, silną miłość. Nie było w tym absolutnie żadnej sztuczności.
Do tego ta wartka akcja, konflikty najróżniejszych stron, ten zapach niebezpieczeństwa, prochu strzelniczego oraz śmierci. Autorka świetnie wykorzystała tło historyczne, żeby przedstawić swoją historię. Stworzyła niezwykły klimat, który czaruje i pochłania całkowicie. Miasto, które ma do zaoferowania tylko i wyłącznie nienawiść i nie pozwala na miłość, ma w sobie wyjątkowy klimat.
To tego muszę powiedzieć, jak bardzo szanuję autorkę za to, jak wykorzystała "Romea i Julię" Szekspira w swojej powieści. I jak jestem zła na nią za jej odważne decyzje i równocześnie z tego samego względu mam ochotę wychwalać ją pod niebiosa.
Mogłabym bez końca wyrażać zachwyty nad tą książką.
Jedyne, czego mogłabym się przyczepić, to brak wyraźnej granicy, kiedy autorka zmieniała perspektywy, jednak to już bardziej kwestia techniczna.
Z całego serca polecam dylogię "These Violent Delights", zdecydowanie zalicza się do jednych z moich ulubionych historii i z całą pewnością jeszcze do niej wrócę.
Pierwszy tom dylogii "These Violent Delights" był fenomenalny a ja przez długi czas wręcz żyłam tamtą historią. Jednakże w "Our Violent Ends. Burzliwe zakończenia" Chloe Gong absolutnie przeszła samą siebie. Przez praktycznie całą książkę krzyczałam w duchu, zarówno z podekscytowania, zachwytu, jak i złości. Jestem bezsprzecznie zakochana, w tej historii, bohaterach, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-07-18
Są takie książki, które mnie przerastają. Które muszę czytać z ogromnymi przerwami, ponieważ za bardzo mnie przytłaczają. Które wywołują tyle bólu i łez, że mam ochotę rzucić je w kąt, odczekać całą wieczność i znowu po nie sięgnąć, by dotrzeć do końca swojej pięknej męki.
"Drogi Evanie Hansenie" należy do takich książek.
Dawno tak bardzo nie płakałam przy lekturze i dawno nie czułam takiego emocjonalnego przytłoczenia. Dawno nie czułam tak wiele przy książce. To wspaniałe doświadczenie, które udowadnia, że powieść jest wyjątkowa.
Już od pierwszych stron na główny plan wysuwa się autentyczność tej historii. Evan Hansen w moich oczach jawił się jako żywa osoba, z którą dzieliłam pewne uczucia. Kiedy walczył ze swoimi lękami, razem z nim przeżywałam ataki paniki. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe, ale przez większość książki razem z nim odczuwałam ten wszechogarniający strach. Opisy były tak prawdziwe, że każda osoba, która choć raz przeżyła coś podobnego, mogła odczuć to znowu. To wręcz przerażające. Przerażające mistrzostwo pióra.
Ta samotność, to wyobcowanie... wszystko było zbyt prawdziwe. Przy lekturze można było odczuć wszystkie negatywne emocje wraz z bohaterami.
Temat samobójstwa, który zawsze wywołuje u mnie ogromne emocje, w "Drogim Evanie Hansenie" został ukazany tak, że zabrakło mi słów. Mój szloch musi wystarczyć. Oczy mi łzawią na samą myśl o tej książce.
Z niepokojem docierałam do destrukcji, która na logikę musiała się zdarzyć. Zawsze przy podobnych wątkach byłam rozczarowana i zła, że bohaterowie tonęli w kłamstwach. Zawsze czekałam na ujawnienie prawdy, ponieważ była ona dla mnie najważniejsza. Tym razem po raz pierwszy byłam rozdarta. Nie wiedziałam, czy sama chcę żyć w tym kłamstwie, czy chcę, by wreszcie się wszyscy dowiedzieli prawdy. Nigdy tak bardzo nie czułam, że świat nie jest ani czarny, ani biały. Dawno nie widziałam, jak bardzo ludzie mogą być skomplikowani.
Czuję się zniszczona. Pokochałam "Drogiego Evana Hansena" całym złamanym sercem. To książka, która otwiera oczy i wzywa do tego, żebyśmy zauważyli innych. Piękna destrukcja emocjonalna.
Są takie książki, które mnie przerastają. Które muszę czytać z ogromnymi przerwami, ponieważ za bardzo mnie przytłaczają. Które wywołują tyle bólu i łez, że mam ochotę rzucić je w kąt, odczekać całą wieczność i znowu po nie sięgnąć, by dotrzeć do końca swojej pięknej męki.
"Drogi Evanie Hansenie" należy do takich książek.
Dawno tak bardzo nie płakałam przy lekturze i...
2022-05-19
Brakuje mi słów. John Steinbeck w bardzo krótkiej książce potrafi wyciągnąć z czytelnika ogrom emocji, żeby na koniec pozostawić go kompletnie pustego.
"Myszy i ludzie" to opowieść o niezwykłej przyjaźni, która wyróżnia się na tle całej literatury. To, co łączy George'a i Lenniego jest trudno opisać w słowa.
Kreacja wszystkich bohaterów wprowadza osłupienie. Lennie jest w pewnym stopniu upośledzony umysłowo. Jest jak dziecko w ciele ogromnego dorosłego, który nie zdaje sobie sprawy ze swojej siły. Z tego też powodu pakuje w kłopoty nie tylko siebie, ale też George'a, który za wszelką cenę stara się go chronić. To wszystko jest ujmujące, ale też niewyobrażalnie bolesne.
Do tego dochodzą inne postaci, które zwracają na siebie uwagę.
John Steinbeck pokazał świat, który widział na własne oczy. Trudności z przetrwaniem w czasie wielkiego kryzysu, brak równości i sprawiedliwości, ogrom trudności i niebezpieczeństw stających na drodze każdego, zwłaszcza tych, którzy nie byli rozumiani przez społeczeństwo.
Wszystko jest przemyślane i na koniec nabiera ogromnego sensu, który załamuje całkowicie. Choć już od pierwszych stron można było czuć ciszę przed burzą, nie spodziewałam się tak głośnego grzmotu. Absolutne mistrzostwo.
Brakuje mi słów. John Steinbeck w bardzo krótkiej książce potrafi wyciągnąć z czytelnika ogrom emocji, żeby na koniec pozostawić go kompletnie pustego.
"Myszy i ludzie" to opowieść o niezwykłej przyjaźni, która wyróżnia się na tle całej literatury. To, co łączy George'a i Lenniego jest trudno opisać w słowa.
Kreacja wszystkich bohaterów wprowadza osłupienie. Lennie jest...
2022-05-03
Trudno jest mi się pogodzić z tym, że to naprawdę koniec "Fruits Basket". Seria, z którą bardzo mocno się związałam emocjonalnie, nad którą wylałam morze łez. Która mnie zniszczyła i skleiła w całość. Która przede wszystkim zmieniła i dała nadzieję. Miałam łzy w oczach już zanim zaczęłam czyta, bo nie chciałam się żegnać. Podczas lektury już poważnie się rozpłakałam.
To jest idealne zakończenie serii. Natsuki Takaya poświęciła czas na każdą postać, więc wiemy, jak ich losy się potoczyły. I jest to niewyobrażalnie satysfakcjonujące. Przeżywa się prawdziwe katharsis i spokój ducha, kiedy czytelnik dowiaduje się, kartkuje ostatnie strony głównej historii. Tym bardziej, że to jest zapracowane i czasochłonne szczęście.
Ważna informacja jest taka, że połowa tej mangi to ostatni 23 tom serii "Fruits Basket". Pozostała część to dodatki, jak dodatkowe sceny, wywiad z autorką, ulubione cytaty fanów z komentarzami, przedstawienie postaci czy chronologiczna linia czasu z wydarzeniami. Niby nic specjalnego, jednak i tak te elementy sprawiają, że jeszcze bardziej odczuwa się ten koniec. To poniekąd miła niespodzianka, przez którą czułam więź z innymi czytelnikami, tak samo jak ja mocno przeżywający tę przygodę.
Absolutnie polecam z całego serca. Zarówno mangi, jak i anime z 2019 roku. "Fruits Basket" to seria mojego życia, o której stale myślę i do której z całą pewnością będę wracać. Natsuki Takaya, niewyobrażalnie Ci dziękuję za te wspaniałe doznania.
Trudno jest mi się pogodzić z tym, że to naprawdę koniec "Fruits Basket". Seria, z którą bardzo mocno się związałam emocjonalnie, nad którą wylałam morze łez. Która mnie zniszczyła i skleiła w całość. Która przede wszystkim zmieniła i dała nadzieję. Miałam łzy w oczach już zanim zaczęłam czyta, bo nie chciałam się żegnać. Podczas lektury już poważnie się rozpłakałam.
To...
2022-02-04
"Fruits Basket" to dla mnie za wiele. Nie ma słów, które mogłyby opisać to, co robi ze mną ta seria. A ten przedostatni tom to już w ogóle nie miał litości. To jest już praktycznie koniec, najważniejsze wątki zostały rozwiązane w emocjonujący sposób. Oczywiście po drodze czytelnik został obdarowany porządną dawką dramaturgii. Uczucia i charaktery są niezwykle skomplikowane i kompleksowe, co zostało znowu udowodnione. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak ludzkie są te wszystkie postaci. Ponadto Natsuki Takaya wyjaśniła wreszcie genezę klątwy zodiaku i rany. Kocham mitologię stworzoną w tym uniwersum - ma ogromny urok i czuję się nią oczarowana. i do tego znowu stałam się emocjonalnym wrakiem. Z jednej strony czuję satysfakcję z tego, jak wszystko się potoczyło, ale z drugiej strony mam niewyobrażalny niedosyt, bo nie chcę, by to był już koniec tej przygody. Za bardzo związałam się z tymi wspaniałymi postaciami. Zbyt wiele łez wylałam przy ich historiach. Chcę i jednocześnie nie chcę mieć już w rękach ostatni tom.
"Fruits Basket" to coś pięknego i niewyobrażalnie ważnego dla mnie.
"Fruits Basket" to dla mnie za wiele. Nie ma słów, które mogłyby opisać to, co robi ze mną ta seria. A ten przedostatni tom to już w ogóle nie miał litości. To jest już praktycznie koniec, najważniejsze wątki zostały rozwiązane w emocjonujący sposób. Oczywiście po drodze czytelnik został obdarowany porządną dawką dramaturgii. Uczucia i charaktery są niezwykle skomplikowane...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-06
"Najgłośniej krzyczy serce" to książka, która była potrzebna na polskim rynku wydawniczym. Co więcej, moim zdaniem jest to pozycja, o której powinno się mówić w szkołach, bo dotyczy ona niezwykle ważnych problemów, mających tam miejsce.
Ten, kto uważał, że prześladowania w polskich szkołach nie istnieją bądź są niewinnym zachowaniem uczniów, niech sięgnie po tę powieść i otworzy oczy.
Główna bohaterka, Nina, każdego dnia w szkole przechodzi przez istne piekło. Jest tam prześladowana bez powodu. Po prostu z dnia na dzień została wytypowana na ofiarę, bo najbardziej się do tego nadawała. Nikt nie reaguje na to, co jej się przytrafia. Z każdej strony otaczają ją znieczulica oraz więcej prześladowań. Ma jedną przyjaciółkę, która pomaga jej przetrwać, ale poza tym jest sama w centrum katastrofy, do której łatwo można ze sobą pociągnąć także innych.
Mamy jeszcze Kacpra, który izoluje się od wszystkich. Ma za sobą trudne doświadczenia, smutek i cierpienie są mu dobrze znane. Pod wpływem impulsu postanowił stanąć w obronie Niny, ale nie spodziewał się, że ta znajomość przyniesie ze sobą ogromne konsekwencje.
Brakuje mi słów na to, co się działo w tej książce. Na to, jak ludzie są okrutni i nie mają za grosz współczucia. To woła o pomstę do nieba, jak niektóre szkoły przymykają oko na rozrywające serce tragedie, dziejące się pod samym nosem. Najboleśniejsze jest to, że to nie jest tylko i wyłącznie fikcja literacka. Historia Niny jest historią wielu uczniów, których szkoła powinna chronić, ale jednak tego nie robiła. To krzyk wielu złamanych dusz, które zostały zranione przez otoczenie.
Miałam łzy w oczach, gdy patrzyłam na to, co spotykało bohaterów tej książki. Zaczęły mi się przypominać pewne rzeczy. Pomyślałam o tych wszystkich ludziach, w których doświadczenia szkolnych prześladowań ciągle siedzą. Bo to nigdy nie mija. To okropne traktowanie w latach młodości zawsze będzie gdzieś zakorzenione w człowieku.
"Najgłośniej krzyczy serce" to niezwykle emocjonalna historia, ze znakomicie wykreowanymi postaciami, które nie są papierowe. Dodatkowo relacje ukazane w powieści wywołują bardzo pozytywny odbiór. Tu nie można mówić o sztuczności - wszystko wychodzi niezwykle naturalnie, co jest piękne.
Potrzeba więcej takich książek. Podobnie jak należy częściej mówić o problemie prześladowania w szkołach. Cieszę się, że Martyna Senator swoją powieścią dała nadzieję na zmiany oraz pomoc - wystarczy po nią sięgnąć oraz działać i nie zamykać oczu na to, co się dzieje dookoła.
"Najgłośniej krzyczy serce" to książka, która była potrzebna na polskim rynku wydawniczym. Co więcej, moim zdaniem jest to pozycja, o której powinno się mówić w szkołach, bo dotyczy ona niezwykle ważnych problemów, mających tam miejsce.
Ten, kto uważał, że prześladowania w polskich szkołach nie istnieją bądź są niewinnym zachowaniem uczniów, niech sięgnie po tę powieść i...
2021-12-10
Książki takie jak "Nasze życzenie" zawsze znajdują specjalne miejsce w moim sercu. To idealne połączenie romansu, dramatu i muzyki. To też przepis na złamane serce i motylki w brzuchu.
Nie trzeba znać się na muzyce, by zrozumieć piękno tej książki. Liczą się emocje i wrażenia estetyczne. Przed tą lekturą nie wiedziałam praktycznie nic o synestetach i możliwość choć w ułamku odkrycia ich perspektywy postrzegania świata było świetnym doświadczeniem. Zdecydowanie feeria barw stanowiła o wyjątkowości tej powieści. To zupełnie inny sposób patrzenia na rzeczywistość, który obarcza jednak sporym ciężarem.
Relacja, która tworzyła się między bohaterami całkowicie mnie oczarowała. Same postaci były bardzo interesujące. Z wypiekami na twarzy obserwowałam, jak zaczynają docierać się do siebie. Kocham taką miłość. Nie mam prawa się do czegokolwiek przyczepić przy wątku romantycznym - był idealny.
Jednakże relacja między kochankami nie jest jedyną, którą podziwiałam. W "Naszym życzeniu" pojawiają się też inne postaci, które wpływają na innych. I bardzo się cieszę z tego powodu, bo dzięki temu powieść nie skupia się aż tak na wątku romantycznym - pojawiają się również inne warte zainteresowania.
Przyznaję, że spodziewałam się takiego obrotu spraw. W każdym razie było to jedno z dwóch zakończeń, jakie przewidywałam. Jednak nie sprawiło to, że mniej bolało. Czemu wspaniałe historie zawsze muszą łamać mi serce? Niestety lub stety do takich książek mam ogromną słabość.
Książki takie jak "Nasze życzenie" zawsze znajdują specjalne miejsce w moim sercu. To idealne połączenie romansu, dramatu i muzyki. To też przepis na złamane serce i motylki w brzuchu.
Nie trzeba znać się na muzyce, by zrozumieć piękno tej książki. Liczą się emocje i wrażenia estetyczne. Przed tą lekturą nie wiedziałam praktycznie nic o synestetach i możliwość choć w...
2021-12-05
"Stokrotki w śniegu" to poniekąd współczesna wersja "Opowieści wigilijnej" w bardzo dobrym wykonaniu.
Główny bohater, James, mylnie zostaje uznany za zmarłego, dzięki czemu może się dowiedzieć, co tak naprawdę inni o nim myślą. I nie są to pochlebne opinie. Mężczyzna, zaślepiony ambicjami i chęcią ciągłego bogacenia się, zdołał nie tylko zranić wiele osób, ale też praktycznie zniszczyć życia niektórym ludziom. Wstrząśnięty, postanawia dokonać poprawy i zapracować na przebaczenie. Nie jest to droga łatwa, ponieważ większość szkód jest poważnych i nie do naprawienia. Sama droga Jamesa do stania się lepszym człowiekiem, jest bolesna i poruszająca.
Momentami odbierałam wrażenie, że część rzeczy w tej książce wychodziło nieco sztucznie. Nie wierzyłam w tak szybką przemianę oraz relacje między bohaterami. Wydawało mi się to nieco spłycone. Wykonanie tej książki mogłoby być nieco lepsze. Brakowało mi lepszego przedstawienia uczuć postaci, by ich reakcje były bardziej autentyczne. Jednakże całość i tak odbieram bardzo pozytywnie. Przyznaję, że miałam łzy w oczach. Cieszę się, że nie była to przesłodzona powieść i pojawiła się w niej też prawdziwa gorycz życia.
"Stokrotki w śniegu" to poniekąd współczesna wersja "Opowieści wigilijnej" w bardzo dobrym wykonaniu.
Główny bohater, James, mylnie zostaje uznany za zmarłego, dzięki czemu może się dowiedzieć, co tak naprawdę inni o nim myślą. I nie są to pochlebne opinie. Mężczyzna, zaślepiony ambicjami i chęcią ciągłego bogacenia się, zdołał nie tylko zranić wiele osób, ale też...
2021-12-04
Jeżeli ktoś ze względu na zaburzenia nie jest w stanie przeżywać emocji, czy oznacza to, że nie jest on człowiekiem? Wręcz przeciwnie. Główny bohater powieści udowadnia, że nie trzeba rozumieć emocji, żeby być osobą o wielkim sercu.
Bardzo się cieszę, że Won-Pyung Sohn poruszyła taki temat w swojej książce. Wcześniej nie słyszałam o takim zaburzeniu jak aleksytymia i czuję się z tym dobrze, że mogłam dowiedzieć się czegoś nowego. Rodzi się satysfakcja, kiedy autorzy uczą o innych ludziach, o których nie miało się pojęcia, że istnieją.
Byłam pod wrażeniem kreacją postaci, zwłaszcza Yunjae i Gona i tego, jak została przedstawiona ich skomplikowana relacja. Oboje się diametralnie różnią, ale też pod pewnymi względami są też do siebie podobni. Nawzajem się uzupełniają i mogą się od siebie uczyć, co jest zarazem trudne, jak i piękne. W "Almond. Ten, który nie czuł" zostało ukazane jedno z lepiej wykonanych studium postaci.
To jest wręcz nieprawdopodobne, że emocje wręcz wylewają się z tej książki, choć sam główny bohater zdaje się ich nie odczuwać. To jest magia literatury.
Przyznaję się, że miałam łzy w oczach. To była piękna opowieść, która całkowicie mnie oczarowała. Chłonęłam każde słowo i dodatkowo je analizowałam. Z całego serca polecam tę pozycję.
Jeżeli ktoś ze względu na zaburzenia nie jest w stanie przeżywać emocji, czy oznacza to, że nie jest on człowiekiem? Wręcz przeciwnie. Główny bohater powieści udowadnia, że nie trzeba rozumieć emocji, żeby być osobą o wielkim sercu.
Bardzo się cieszę, że Won-Pyung Sohn poruszyła taki temat w swojej książce. Wcześniej nie słyszałam o takim zaburzeniu jak aleksytymia i czuję...
2021-11-17
Absolutnie znakomite dzieło.
"Stowarzyszenie umarłych poetów" to historia o niepowtarzalnym nastroju, który oczarowuje czytelnika. Niedawno trafiłam na listę książek w stylu dark academia, gdzie pojawił się ten tytuł, i uważam, że nic nie może lepiej określić tej pozycji - to jest wręcz kwintesencja tego nurtu estetycznego.
Elitarna szkoła dla chłopców, gdzie stawia się na tradycję, honor, dyscyplinę i doskonałość. Nowy, młody nauczyciel języka angielskiego, który otwiera przed młodzieżą nowe, kreatywne rozwiązania i uczy ich miłości do poezji. To piękna historia o odkrywaniu własnej tożsamości i buncie przeciwko konformizmowi. Młodzi ludzie dojrzewają na oczach czytelnika, który daje się porwać magii "Stowarzyszenia umarłych poetów".
A jak to bywa z pięknem w takich książkach, jest też niewyobrażalnie boleśnie. Przy ostatnich stronach czułam ogromny żal; coś we mnie umarło. To jeden z najlepszych sposobów zniszczenia czytelnika przez lekturę.
Absolutnie znakomite dzieło.
"Stowarzyszenie umarłych poetów" to historia o niepowtarzalnym nastroju, który oczarowuje czytelnika. Niedawno trafiłam na listę książek w stylu dark academia, gdzie pojawił się ten tytuł, i uważam, że nic nie może lepiej określić tej pozycji - to jest wręcz kwintesencja tego nurtu estetycznego.
Elitarna szkoła dla chłopców, gdzie stawia się...
2021-11-13
"Pieśń o Achillesie" to jedna z piękniejszych historii miłosnych, jakie miałam przyjemność czytać. Moje serce było na przemian łamane i sklejane. Gdy przeczytałam ostatnią stronę, przytuliłam tę książkę i pogrążyłam się w melancholii, która prześladowała mnie przez znaczną część lektury.
Przede wszystkim jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak została przedstawiona relacja Achillesa i Patroklosa. Byli przyjaciółmi z dzieciństwa, którzy praktycznie się nie rozstawali i z czasem ich znajomość zaczęła przeradzać się w coś piękniejszego. Nie mogłam przestać się zachwycać więzią, jaka ich łączyła i pochłaniałam każde słowo, które przedstawiało ich miłość względem siebie. Te dwie postaci zdecydowanie były połówkami jednej duszy.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze znakomita kreacja postaci. Całą historię poznajemy z perspektywy Patroklosa, który w oczach większości jawi się jako przeciętny. Jednak to nie jest prawda - ten mężczyzna okazuje się niezwykle dobrym człowiekiem, najlepszym wśród mężów. Udowadnia, że bohater drugoplanowy może być prawdziwym herosem, zwłaszcza w oczach bliskich.
Achilles też jest w ciekawy sposób skonstruowany - w końcu patrzymy na niego oczami zakochanego w nim mężczyzny. Jednak mimo wszystko dochodzą także głosy innych postaci, które kształtują pełen obraz tego herosa - jako człowieka pełnego wad, ale niezwykle utalentowanego człowieka, który prawdziwie kochał.
Z innych postaci także bardzo podoba mi się kreacja Bryzeidy, która wprowadza interesującą dynamikę do powieści. Są też inni bohaterowie, którzy przyciągają uwagę. To jest też powód, dlaczego o "Pieśni o Achillesie" można mówić bez końca.
Nie można również zapomnieć o tym, że ta książka jest poniekąd nową "Iliadą". Madeline Miller niezwykle zgrabnie, przy użyciu pięknego języka połączyła znany epos i mitologię grecką w inną, wzruszającą historię, która porusza serca i uwrażliwia. Mam ogromną słabość do wykorzystania motywów mitologicznych w literaturze, tym bardziej w dobrym stylu. Trzeba jednak przyznać, że Miller znacząco wykracza poza moje preferencje - to twórczość na znacznie wyższym poziomie, która zaspokaja wszelkie moje potrzeby.
"Pieśń o Achillesie" to wyjątkowa historia, która sprawia, że wszelkie uczucia są jeszcze intensywniejsze. Nie mogę wyjść z zachwytu. Kocham mieć łzy w oczach podczas czytania. Kocham to uczucie rozsypki emocjonalnej po przeczytaniu książki, bo wtedy wiem, że historia była naprawdę dobra. Całkowicie rozumiem, czemu ta książka cieszy się takim uznaniem zarówno w Polsce, jak i za granicą - jest jak najbardziej zasłużone. Mam ogromne pragnienie przeczytać to jeszcze raz, w podobny sposób, by dać sobie łamać serce nieustannie.
"Pieśń o Achillesie" to jedna z piękniejszych historii miłosnych, jakie miałam przyjemność czytać. Moje serce było na przemian łamane i sklejane. Gdy przeczytałam ostatnią stronę, przytuliłam tę książkę i pogrążyłam się w melancholii, która prześladowała mnie przez znaczną część lektury.
Przede wszystkim jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak została przedstawiona...
2021-11-08
To było godne zakończenie tej słodko-gorzkiej historii. Pod koniec przeszły mnie ciarki z emocji i nawet się bardziej wzruszyłam. Zdecydowanie najlepszy tom.
To było godne zakończenie tej słodko-gorzkiej historii. Pod koniec przeszły mnie ciarki z emocji i nawet się bardziej wzruszyłam. Zdecydowanie najlepszy tom.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-04
Nie mam pojęcia, dlaczego się dziwię, że "Fruits Basket" wywołuje u mnie tyle przytłaczających emocji. Powinnam się już do tego przyzwyczaić, tym bardziej, że finalny sezon ekranizacji jest już dawno za mną. Jednak nie. Wielokrotnie Natsuki Takaya udowadniała, że można bez końca robić ze mnie zapłakany wrak człowieka tą historią.
Czuć, że już zbliża się koniec. Atmosfera robi się coraz bardziej napięta i dochodzi do uwolnienia coraz większych emocji u niektórych bohaterów. Znaczna część tych reakcji jest spowodowana miłością, która nie jest łatwa, zwłaszcza w tej historii. Tym bardziej, że często ma ona także swoją drugą stronę - zazdrość połączoną z nienawiścią.
Nie zabrakło w tym tomie także sporej dawki rozrywki, która stanowiła chwilę relaksu przed ogromnym dramatyzmem i bólem. Nieustannie rozbrajano mnie humorem Natsuki Takayi. Dodatkowo z pozytywnym zaskoczeniem odkrywałam nowe wątki, które nie zostały poruszone w anime. Z szeroko otwartymi oczami zapoznawałam się o nowych obliczach postaci drugoplanowych.
Jednak i tak ta lekkość prędzej czy później zostaje zastąpiona czymś naprawdę mocnym i nieco ciężkim. Kocham to, jak gra się na moich emocjach. Kocham to, jak łzy cisną mi się do oczy oraz to, jak czuję udrękę w sercu. Uwielbiam spektrum emocji, które jest wywołane przez "Fruits Basket". Cieszę się, że ci wyjątkowi bohaterowie mogą dzielić się ze mną swoim ogromnym bagażem emocjonalnym oraz przytłaczającymi wyrzutami sumienia.
To wspaniałe, choć często bolesne doświadczenie, które warto odkrywać.
Nie mam pojęcia, dlaczego się dziwię, że "Fruits Basket" wywołuje u mnie tyle przytłaczających emocji. Powinnam się już do tego przyzwyczaić, tym bardziej, że finalny sezon ekranizacji jest już dawno za mną. Jednak nie. Wielokrotnie Natsuki Takaya udowadniała, że można bez końca robić ze mnie zapłakany wrak człowieka tą historią.
Czuć, że już zbliża się koniec. Atmosfera...
Czuję się absolutnie zniszczona. Jak Julie Kagawa mogła coś takiego zrobić? Trzeba to przyznać, że autorka (której książki pokochałam lata temu dzięki jej serii "The Iron Fey") jest niewyobrażalnie odważna, że podjęła takie a nie inne decyzje dotyczące fabuły. Pewnych rzeczy należało się spodziewać, bo wielokrotnie dostawaliśmy ich zapowiedź, jednak nie oznaczało to, że bolało to mniej.
Przyznaję, że trudno było mi powstrzymywać łzy, co było dowodem na to, że ta książka była świetna.
Tylko czemu do tego wszystkiego tam doszło?
Na szczęście dostałam jeszcze mnóstwo momentów, które wchłaniałam z ogromną radością.
Dalej Okame i Daisuke byli najjaśniejszym punktem i żyłam dla każdego momentu, gdzie pojawiała się ta dwójka. Absolutnie kocham ich relację i są jedną z moich ulubionych par ogólnie.
W tym tomie też mój stosunek Yumeko i Tatsumiego razem stał się jeszcze bardziej pozytywny i tę parę również chciałabym bronić z całych sił. Ich uczucie jest wyjątkowe a moje serce ledwo co mogło to wytrzymać. I do tego jeszcze sama kwestia Tatsumiego, który stał się zupełnie inną osobą i nikt nie był w stanie powiedzieć, kim naprawdę jest. Jednak to nie miało znaczenia w obliczu jego uczuć do kitsune.
Jestem przekonana, że Okame i Daisuke oraz Yumeko i Tatsumi to bratnie dusze, co sprawia, że chce mi się płakać jeszcze bardziej nad tymi wszystkimi postaciami.
Tak, zdecydowanie Julie Kagawa potrafi tworzyć znakomite relacje, łamiące czytelnika akcje, wyjątkowy świat przedstawiony, ale też świetne konfrontacje bitewne. Tyle się tu działo. W końcu nasza wyjątkowa ekipa musiała poświęcić wszystko, żeby ocalić świat. A wyzwań jest naprawdę wiele, sama nie wierzyłam w to wszystko, co się tak wyprawiało. Naprawdę świetna przygoda, o której na pewno nie zapomnę.
Na tublerze spotkałam się z opinią, że "Shadow of the Fox" to anime, ale w wersji książek i muszę przyznać, że jest w tym pewna słuszność. Rany, kocham i nienawidzę "Night of the Dragon". Absolutnie znakomita książka. A cała seria trafia do jednych z moich ulubionych i na pewno do niej wrócę. Do niektórych fragmentów nawet w najbliższym czasie.
Ogromna szkoda, że w Polsce seria "Shadow of the Fox" nie została wydana, bo naprawdę jest świetna. Żałuję też, że za granicą również nie otrzymała takiej uwagi, na jaką zasługuje. To niedoceniana seria, ale naprawdę bardzo dobra.
Czuję się absolutnie zniszczona. Jak Julie Kagawa mogła coś takiego zrobić? Trzeba to przyznać, że autorka (której książki pokochałam lata temu dzięki jej serii "The Iron Fey") jest niewyobrażalnie odważna, że podjęła takie a nie inne decyzje dotyczące fabuły. Pewnych rzeczy należało się spodziewać, bo wielokrotnie dostawaliśmy ich zapowiedź, jednak nie oznaczało to, że...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to