-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel16
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik267
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
„Nigdy tak naprawdę nie wiemy, do czego jest zdolna druga osoba, prawda?”
Teo to stroniący od ludzi student medycyny. Jego marzenie to zostać patologiem. Pewnego dnia matka zmusza go aby poszedł z nią na przyjęcie. Teo zgadza się, choć wcale nie jest z tego powodu zadowolony. Tam jednak poznaje Clarice, młodą i nieco szaloną kobietę która od razu zdobywa jego serce. Mężczyzna robi wszystko aby zbliżyć się do Clarice, dochodzi nawet do tego, że wyznaje jej swoje uczucia. Jednak kobieta odrzuca go i proponuje mu przyjaźń. Dla Teo to za mało. Kiedy zauważa, że Clarice zaczyna mu się wymykać, wie że musi działać. Nie może pozwolić aby coś ich rozdzieliło. Już nigdy.
„Dziewczyna w walizce” nie jest pierwszą książką napisaną przez autora. Raphael Montes w swoich rodzinnych stronach zasłynął inną powieścią, która od razu przyniosła mu sławę. Po szokującym i brutalnym debiucie matka poprosiła go aby napisał powieść o miłości. I rzeczywiście zrobił to, tylko w dość nietypowy sposób. Bo pomimo tego, że „Dziewczyna w walizce” to thriller to jednak nie można zaprzeczyć, że jest to też opowieść o miłości. Trochę dziwnej, pokręconej i w gruncie rzeczy chorej – ale o miłości. To właśnie sprawia, że powieść jest tak wyjątkowa. Dawno żadna książka tak mnie nie pochłonęła. Siedziałam jak na szpilach i nie mogłam wyjść z podziwu dla pomysłowości autora. Byłam zaszokowana, zdezorientowana, przerażona i wstrząśnięta. Emocje które towarzyszyły mi podczas lektury były niewyobrażalne. Powieść Raphaela Montesa to prawdziwa jazda bez trzymanki, jest jak tykająca bomba która może w każdej chwili wybuchnąć. Usiądźcie wygodnie i przygotujcie się na niezapomniane i naprawdę mocne wrażenia.
Książka zaskakuje już samym pomysłem na fabułę. Przypuszczałam, że będzie to emocjonująca lektura, ale nigdy nie pomyślałabym, że aż tak bardzo. Tak naprawdę niczego tutaj nie możemy być pewni. Nie można przewidzieć jak dalej potoczy się akcja i co wydarzy się potem. To dodatkowo buduje napięcie i podsyca atmosferę. Dodatkowym atutem książki jest dość mroczny i złowieszczy klimat i ten niepokój którego w żaden sposób nie można się pozbyć. Boimy się o losy Clarice, bo przyglądając się temu co dzieje się na kartkach powieści, możemy wywnioskować, że główny bohater ma w zanadrzu jeszcze wiele pomysłów, tak zaskakujących i mrożących krew w żyłach, że aż strach o tym pomyśleć.
Bohaterowie są bardzo zróżnicowani i ciekawie przedstawieni. Nie ma ich tutaj zbyt wielu, bo najważniejsze na czym powinien skupić się czytelnik to relacja między Teo a Clarice. W powieści pojawia się również chłopak kobiety Brenon, który też odgrywa tutaj dość znaczącą rolę. Teo jest sprawcą, zaś Clarice ofiarą, a ich portrety psychologiczne zostały dość wiernie odwzorowane. Raphael Montes z ogromną precyzją ukazał co dzieje się w umyśle mężczyzny owładniętym uczuciem tak silnym, które przysłoniło mu zdolność racjonalnego myślenia. Aż ciężko wyobrazić sobie, że ktoś byłby zdolny do czegoś tak bestialskiego. No bo kto o zdrowych zmysłach pakuje inną osobę do walizki i wyrusza z nią w podróż? Myśli głównego bohatera są przerażające i szalone. Mężczyzna w wielu momentach zachowuje się wręcz jak obłąkany, jednak nie można zaprzeczyć, że ma głowę na karku i po prostu zrobi wszystko aby zatrzymać przy sobie ukochaną kobietę.
Mocną stroną powieści jest jej język. Autor choć opowiada historię szokującą i nie łatwą w odbiorze, to jednak pisze z niesamowitą lekkością i wyczuciem. Tak by zaintrygować, wzbudzić ciekawość i zaskoczyć czytelnika. A robi to wręcz na każdym kroku, aż do zakończenia które budzi kompletną dezorientację i po prostu wywołuje szok. Bo o ile cała powieść wprowadziła mnie w stan zdumienia, o tyle zakończenie po prostu wbiło mnie w fotel. To tylko udowadnia, że Raphael Montes to piekielnie utalentowany pisarz, a jego pomysły bez dwóch zdań zasługują na uznanie.
„Dziewczyna w walizce” to mocny, porażający i nieprawdopodobny thriller z genialnie zarysowanym tłem psychologicznym. Jestem zaskoczona lekturą i co tu dużo mówić, po prostu zachwycona. Książka przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania i dostarczyła mi wrażeń o których prędko nie zapomnę. Jeśli macie ochotę na coś szalonego i szokującego, to książka Raphaela Montesa na pewno sprawdzi się tutaj idealnie. Gorąco polecam i zachęcam do lektury!
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„Nigdy tak naprawdę nie wiemy, do czego jest zdolna druga osoba, prawda?”
Teo to stroniący od ludzi student medycyny. Jego marzenie to zostać patologiem. Pewnego dnia matka zmusza go aby poszedł z nią na przyjęcie. Teo zgadza się, choć wcale nie jest z tego powodu zadowolony. Tam jednak poznaje Clarice, młodą i nieco szaloną kobietę która od razu zdobywa jego serce....
„(...) choć bardzo się staram o tym nie myśleć, czasami życie mnie zawodzi. A nie chcę, by tak się działo. Ponieważ życie jest darem.”
Kate Sedgwick przeszła w swoim życiu wiele, jednak pomimo problemów i tragedii jaka ją dotknęła stara się być optymistką. Jest zabawna, bystra i pełna życia, ma też wybitny talent muzyczny. To dlatego jej przyjaciel Gus nazywa ją Promyczkiem. Kate jednak nie wierzy w miłość. Nie spodziewa się, że wyjazd na studia do Grant, małego miasteczka w Minnesocie będzie momentem przełomowym w jej życiu. Spotyka tam nie tylko wspaniałych ludzi którzy stają się jej przyjaciółmi, ale też pewnego mężczyznę – Kellera Banksa. Kate choć nie chce, to jednak nie potrafi oprzeć się uczuciu które się między nimi rodzi. Co stoi na drodze do ich szczęścia? Jakie tajemnice oboje skrywają? Czy ich miłość ma szansę przetrwać?
Długo zastanawiałam się, jak wyrazić swoje uczucia po przeczytaniu „Promyczka”. Książka wywołała w moim sercu prawdziwy huragan, w duszy istne spustoszenie, zaś w umyśle ogromny chaos, który aż do teraz nie pozwala mi na spokojne poukładanie myśli. Jestem wstrząśnięta, poruszona do głębi i właściwie rozbita emocjonalnie. Intrygowało mnie, co jest takiego niezwykłego na kartkach tej książki, że właściwie każdy czytelnik ją chwali. Teraz już wiem. To bez dwóch zdań jedna z piękniejszych książek jakie przeczytałam w tym roku, mogłabym się nawet pokusić na stwierdzenie – że jedna z lepszych w moim życiu. Nie będzie chyba dla nikogo zdziwieniem gdy napiszę, że jest po prostu doskonała. Jedyna w swoi rodzaju. NIEPOWTARZALNA.
Historia Kate jest piękna, a zarazem bardzo bolesna. Autorka stworzyła niesamowicie realistyczną i żywiołową bohaterkę, która nawet pomimo przytłaczających problemów potrafiła zachować pogodę ducha. Dzięki swojemu optymizmowi i pogodnemu usposobieniu stawiła czoło przerażającej prawdzie, która nie jedną osobę by załamała. Choć wiedziała, że pewne rzeczy są nieuniknione postanowiła cieszyć się chwilą obecną i tym co ma. Posiadała też niesamowity dar – potrafiła sprawić, że ludzie wokół niej stawali się bardziej otwarci i pewni siebie. Kim Holden w swojej książce opowiada o przyjaźni - prawdziwej, szczerej i takiej na dobre i na złe. To piękny i bardzo ujmujący obraz pokazujący nam jak powinna wyglądać przyjaźń.
Jednym z najważniejszych tematów w książce jest relacja Kate z Gusem, a także z Kellerem. Każdy z nich zajmuje szczególne miejsce w sercu dziewczyny. Gus to chłopak z którym Kate zna się od dzieciństwa, łączy ich specyficzna więź i uczucie. Zaś Keller pojawia się w jej życiu dopiero gdy dziewczyna wyjeżdża na studia. Mimo tej krótkiej znajomości nawiązują nić porozumienia, która po pewnym czasie przeradza się w coś znacznie głębszego i poważniejszego. Wątek miłosny został ukazany z dużym wyczuciem i delikatnością. Owszem, pojawiają się momenty namiętne, jednak nie są one zbyt nachalne, a wręcz przeciwnie, stanowią idealnie dopełnienie całości. Dzięki temu związek Kate i Kellera staje się dużo bardzie autentyczny i emocjonalny.
Jestem pewna, że „Promyczek” zostanie w mojej pamięci na bardzo długo. O takich książkach nie da się tak po prostu zapomnieć. I mówiąc szczerze, nawet bym nie chciała. Każda przeczytana kartka była dla mnie jak najwspanialsza uczta. Powoli zagłębiałam się w lekturę i czułam jak z każdą chwilą przepadam coraz bardziej. Nie da się opisać emocji które towarzyszyły mi podczas lektury. Raz uśmiechałam się, czasem kręciłam głową z niedowierzaniem i pewnym niepokojem, a innym razem wylewałam całe morze łez, którego nijak nie mogłam powstrzymać. Zwłaszcza koniec okazał się dla mnie wyjątkowo druzgocący i wstrząsający. Nie potrafiłam pogodzić się z takim przebiegiem wydarzeń, byłam wręcz zła na autorkę, że zdecydowała się tak a nie inaczej zakończyć swoją powieść. Moja dusza została rozerwana na milion części, a serce tak naprawdę pozostawiłam w książce, by jeszcze kiedyś móc do niej wrócić i na nowo przeżyć te niewyobrażalne emocje. „Promyczek” to opowieść o sile przyjaźni, a zarazem o pięknej miłości która sprawia, że świat staje się dużo lepszy. Wnosi do naszego życia odrobinę światła i nadziei, pokazuje nam, że zawsze warto walczyć o swoje marzenia i pragnienia. Jest tutaj też mowa o śmierci, a także o żałobie i radzeniu sobie z tragedią i stratą ukochanych osób.
Książka Kim Holden skłania do głębszych refleksji i przemyśleń. Uzmysławia nam, że każdy nowy dzień to cud i że nawet pomimo tego iż nie mamy zbyt wiele, to jednak powinniśmy cieszyć się życiem. W końcu mamy przyjaciół i ludzi których kochamy z wzajemnością, a to oni sprawiają, że nasze życie nabiera sensu. Nie zapominajmy o tym. „Promyczek” to smutna, ale i niesamowicie przejmująca książka. Przeczytajcie i sami się o tym przekonajcie. Pozwólcie aby zawładnęła Wami w całości. Na pewno nie pożałujecie.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„(...) choć bardzo się staram o tym nie myśleć, czasami życie mnie zawodzi. A nie chcę, by tak się działo. Ponieważ życie jest darem.”
Kate Sedgwick przeszła w swoim życiu wiele, jednak pomimo problemów i tragedii jaka ją dotknęła stara się być optymistką. Jest zabawna, bystra i pełna życia, ma też wybitny talent muzyczny. To dlatego jej przyjaciel Gus nazywa ją...
„Czasami przypominasz sobie jedną rzecz, ta z kolei pozwala ci przypomnieć sobie kolejną i zanim się zorientujesz, pamiętasz wszystko.”
Estelle Paradise budzi się w szpitalu i nie pamięta jak tam trafiła. Znaleziono ją na dnie wąwozu bliską śmierci z raną postrzałową głowy. Jak się okazuje, kobieta straciła też pamięć. Dochodzi do niej jednak makabryczna prawda – jej siedmiomiesięczna córeczka Mia zaginęła. Estelle próbuje sobie przypomnieć co się wydarzyło. Pamięta jednak tylko tyle, że kilka dni wcześniej odkryła, że łóżeczko jej córki jest puste. Do tego wszystkie rzeczy Mii zniknęły, tak jakby nigdy nie istniała. Zrozpaczona matka nie potrafi tego wyjaśnić, ale robi wszystko aby odnaleźć swoje dziecko. Dziwne zachowanie Estelle jednak nie ułatwia sprawy, a fakt, że nie zgłosiła zaginięcia córeczki na policję tylko działa na jej niekorzyść. Kobieta staje się główną podejrzaną. Trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie za pomocą terapii zaczyna wszystko sobie przypominać. Prawda okazuje się jednak zbyt przerażająca i wstrząsająca by ją udźwignąć.
„Gdzie jest Mia?” to bardzo dobry thriller psychologiczny który na pewno spodoba się miłośnikom tego gatunku. Aż trudno uwierzyć, że jest to debiut, zwłaszcza, że Alexandra Burt pisze z tak wielką lekkością, jakby robiła to od zawsze. Język jest płynny i przejrzysty, zaś sam pomysł na fabułę budzi uznanie. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, tylko powoli się rozkręca, aż do finału, który po prostu zapiera dech w piersi. Napięcie jednak jakie towarzyszy podczas lektury jest tak ogromne, że aż ciężko usiedzieć w miejscu. Choć mnie początek trochę się dłużył i z niecierpliwością czekałam, aż książka trochę się rozkręci. Późniejsze wydarzenia zrekompensowały mi ten czas oczekiwania, a książka tak mnie pochłonęła, że całkowicie straciłam poczucie czasu.
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, dzięki czemu dokładnie możemy dowiedzieć się co dzieje się w głowie głównej bohaterki. Widzimy jak ogromne emocje nią targają, a sam fakt zniknięcia córeczki budzi jej niepokój, paniczny strach i dezorientację. Kobieta tak naprawdę nie wie już co się wydarzyło. Cała wina spada na nią, przez co Estelle zaczyna podejrzewać samą siebie. Boi się, że mogła zrobić córce coś okropnego. Amnezja w pewnym sensie okazuje się zbawienna, jednak kobieta wie, że musi przypomnieć sobie wszystko, aby odkryć co tak naprawdę miało miejsce. Nawet jeśli okaże się, że to ona jest wszystkiemu winna. Autorka z ogromną precyzją ukazuje obraz osoby pogrążonej w cierpieniu i będącej w szoku. Choć trzeba przyznać, że myśli głównej bohaterki momentami budzą grozę i mrożą krew w żyłach. Tak naprawdę, ciężko uwierzyć w jej niewinność. Dodatkowo w oczach policji i opinii publicznej Estelle od razu zyskuje miano podejrzanej. Nikt nie chce jej wierzyć, co wprowadza ją w jeszcze większą panikę. Kobieta znajduje się w pułapce swojego umysłu i pamięci i tylko przypomnienie sobie minionych wydarzeń, może przynieść upragniony spokój. Czy jej się uda? Czy odzyska wspomnienia?
Alexandra Burt w swojej książce porusza również temat depresji poporodowej. Jest to dość delikatny temat, o którym mówi się raczej dość rzadko. Jednak prawda jest taka, że wiele kobiet się z nią zmaga, a jeśli nie otrzymają odpowiedniej pomocy może się okazać, że jej skutki będą tragiczne. To przerażające, ale niestety prawdziwe. Autorka z ogromną delikatnością porusza to zagadnienie, ucząc nas wrażliwości i zrozumienia dla zachowań niektórych osób. Nie warto od razu oceniać i określać kogoś mianem złej matki, tylko dlatego, że dziecko cały czas płacze, a kobieta nie może sobie poradzić z opieką nad nim. W wielu przypadkach nie bierze się to z zaniedbania, tylko z choroby o której nie chce się mówić.
„Gdzie jest Mia?” to powieść która potrafi wstrząsnąć do głębi, poruszyć duszę i nawet zaszokować. Jest to typowy thriller psychologiczny, w którym znajdziemy wszystko czego wymagamy od książek z tego gatunku – niepokój, napięcie, adrenalinę i zaskakujące zwroty akcji. Do tego mistrzowsko poprowadzoną narrację i pomysłową fabułę. Czegóż chcieć więcej? To opowieść o trudnym macierzyństwie, o sprawdzaniu się w roli matki i zmaganiu się z ogromnym bólem i tragedią. Trzeba przyznać, że jak na debiut jest to naprawdę bardzo dobra książka. Może i nie jest perfekcyjna, ale ważne, że budzi emocje i nie pozostawia nas obojętnymi. Warto przeczytać i samemu się o tym przekonać.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„Czasami przypominasz sobie jedną rzecz, ta z kolei pozwala ci przypomnieć sobie kolejną i zanim się zorientujesz, pamiętasz wszystko.”
Estelle Paradise budzi się w szpitalu i nie pamięta jak tam trafiła. Znaleziono ją na dnie wąwozu bliską śmierci z raną postrzałową głowy. Jak się okazuje, kobieta straciła też pamięć. Dochodzi do niej jednak makabryczna prawda – jej...
Książeczki z serii „Poczytaj mi mamo” chyba na zawsze pozostaną w moim sercu. Któż z nas ich nie kolekcjonował? Z ogromnym sentymentem wspominam czas mojego dzieciństwa, zwłaszcza, że książki towarzyszyły mi od najmłodszych lat. Teraz czytam razem ze swoim dzieckiem, a dzięki nowemu wydaniu książeczek z serii „Poczytaj mi mamo” miałam okazję nie tylko udać się w niezapomnianą podróż w przeszłość, ale także pokazać synkowi bajki które umilały mi dzieciństwo.
Księga pierwsza to zbiór dziesięciu opowiadań, których bohaterami są ludzie, jak i zwierzęta. Znajdziemy tu takie perełki jak chociażby „Daktyle” Danuty Wawiłow, „Noc kota Filemona” oraz inne bajki z tej serii autorstwa Sławomira Grabowskiego i Marka Nejmana lub chociażby bajkę „Kolczatek” Heleny Bechlerowej. Niektóre bajki są bardzo realistyczne, dzięki czemu dzieci mogą identyfikować się z ich bohaterami. Opowiadają o przyjaźni, o dziecięcej wyobraźni i marzeniach. Inne historyjki zaś przenoszą dzieci w świat wymyślony przez autorów, w świat magiczny i zaczarowany, gdzie koty mówią, a fontanny ożywają.
Bajki pobudzają wyobraźnię i ciekawość, zachęcają do wspólnego czytania i poznawania losów bohaterów. Wybór jest ogromny, więc każdy mały czytelnik na pewno znajdzie tutaj coś dla siebie. Mi największą radość sprawiła opowieść Joanny Papuzińskiej „Agnieszka opowiada bajkę”. Była to jedna z moich ulubionych książeczek w dzieciństwie, dlatego wspaniale było znów powrócić do tamtych czasów i po raz kolejny zaczytać się w tej uroczej historyjce. Również mój synek uległ urokowi serii „Poczytaj mi mamo” i z wielkim zapałem poznawał kolejne bajki. Jako, że pierwszy raz książeczki te były wydawane w latach dziewięćdziesiątych, ich język jest dość „staromodny”. Nie tyczy się to wszystkich opowieści, ale w niektórych znajdziemy zwroty, bądź słowa których w czasach współczesnych używa się dość rzadko. Cieszę się jednak, że bajki zostały wydane w wersjach oryginalnych, bo dzięki temu nie straciły swojego uroku i czaru. I nawet pomimo tego języka, są to ponadczasowe historie którymi warto dzielić się z naszymi dziećmi.
Od strony graficznej książka przedstawia się równie wspaniale. Tak jak pisałam wyżej, wszystkie bajki zostały wydane tak jak kiedyś, więc i ilustracje zostały te same. Każda z bajek wyróżnia się czymś innym. Jedne są bardziej kolorowe, a inne mniej, jednak każda z nich jest na swój sposób niepowtarzalna i wyjątkowa. Znajdziemy tu prace takich rysowników jak chociażby Zdzisław Witwicki, który stworzył wizerunek krasnala Hałabały i wróbelka Elemelka, lub Julitty Karwowskiej-Wnuczak dzięki której powstał Kot Filemon i Bonifacy.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o niesamowicie pięknym wydaniu książki. Gruba, twarda i solidna oprawa, do tego piękne kolory i eleganckie wnętrze, stanowią wyjątkową oprawę dla wyjątkowych bajek. Z czystym sercem polecam nie tylko dzieciom w każdym wieku, ale i rodzicom. Książka dostarczy wiele radości, uśmiechów i pięknych wspomnień do których warto wracać i je pielęgnować. Gorąco polecam i zachęcam do lektury!
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
Książeczki z serii „Poczytaj mi mamo” chyba na zawsze pozostaną w moim sercu. Któż z nas ich nie kolekcjonował? Z ogromnym sentymentem wspominam czas mojego dzieciństwa, zwłaszcza, że książki towarzyszyły mi od najmłodszych lat. Teraz czytam razem ze swoim dzieckiem, a dzięki nowemu wydaniu książeczek z serii „Poczytaj mi mamo” miałam okazję nie tylko udać się w...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Czegokolwiek zapragniesz, znajdę sposób, by to dla ciebie zdobyć. Dam ci gwiazdkę z nieba i jeszcze więcej.”
Emaline właśnie ukończyła liceum w Colby, małym nadmorskim miasteczku w którym mieszka od dziecka. Zerwała również ze swoim chłopakiem Lukiem z którym spotykała się od trzech lat. Teraz planuje wyjazd na studia. W czasie wakacji pracuje w rodzinnej firmie zajmującej się wynajmem domków i nieruchomości. To tu poznaje Theo, przystojnego nowojorczyka i studenta szkoły filmowej który przyjechał do Colby wraz z reżyserką aby nakręcić film o jednym z mieszkańców. Mogłoby się wydawać, że Emaline czeka zwykły wakacyjny romans. Ale czy na pewno? Ale to nie koniec niespodzianek. Do nadmorskiego miasteczka przyjeżdża również ojciec Emaline, który dość rzadko utrzymywał z nią kontakt. Co z tego wyniknie?
Najnowsza powieść Sarah Dessen to typowa młodzieżowa wakacyjna lektura. Od książek tego typu oczekuje się, że będą zawierały lekką treść i ciekawą fabułę. „Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej” może i zapowiadała się ciekawie, ale początek skutecznie ostudził moje emocje. Gdy tylko zaczęłam czytać, wiedziałam, że będę miała dość spory problem aby przebrnąć przez całą powieść. Nie potrafiłam wciągnąć się w tekst i wczuć w rolę bohaterki. Historia opowiedziana przez autorkę była mdła i nijaka. Dłużyła się niemiłosiernie jak serial brazylijski, a ja siedziałam i brnęłam w nią uparcie próbując wyciągnąć z niej jakieś wartości. Niestety nic nie znalazłam. Co było dla mnie dość zaskakujące, a zarazem frustrujące, bo mówiąc szczerze nie tego spodziewałam się po książce Sarah Dessen.
Książka jest dość długa, przez co czytanie jeszcze bardziej przeciągnęło mi się w czasie. Lubię gdy książki są trochę grubsze, bo wtedy mamy okazję lepiej poznać bohaterów i wgryźć się w ich historie. Tutaj tego zabrakło. Autorka zbyt dużo uwagi poświęcała na opisy przemyśleń Emaline, przez co książka zamiast ciekawić, to nudziła i powodowała znużenie. Toczyła się dość leniwym i powolnym rytmem, a ja zamiast zrelaksować się przy książce musiałam walczyć ze zmęczeniem i rozczarowaniem. A przecież nie ma nic gorszego niż nieciekawa książka.
Na „Gwiazdkę z nieba i jeszcze więcej” skusiłam się tylko dlatego, że wielu chwaliło twórczość autorki. Ja sama po przeczytaniu książki „Ktoś taki jak ty” bardzo polubiłam jej styl pisania, a poza tym, w tamtej powieści ciągle się coś działo, akcja była płynna, a bohaterowie byli barwni i ciekawi. Czytało mi się ją niesamowicie lekko i no cóż, nie mogłam się doczekać, aż kolejna powieść autorki trafi w moje ręce. Teraz czuję rozgoryczenie i to tak ogromne, że nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek sięgnę po jakąś książkę Sarah Dessen.
Bohaterowie powieści niestety tak jak sam tekst są nijacy i po prostu sztuczni. Miałam wrażenie, że nie czytam o ludziach z krwi i kości, a o robotach które wszystko wykonują mechanicznie. Lepiej chyba tego określić się nie da. Główna bohaterka Emaline, zanudziła mnie swoimi wywodami z których nie wyniosłam absolutnie nic. Poza tym była nudna, niezdecydowana i chaotyczna. Jej chłopak Luke, nawet nie tyle, że był nudny, ale po prostu nie za bardzo grzeszył inteligencją, zaś Theo to dość zarozumiały typ, równie nieciekawy jak poprzedni bohaterowie. Sarah Dessen w swojej najnowszej książce skupia się na kilku wątkach. Opowiada o rozterkach miłosnych Emaline, o jej relacjach z ojcem, a także o tworzeniu filmu. Odniosłam jednak wrażenie, że autorka zbyt powierzchownie potraktowała wszystkie tematy, przez co żaden z nich tak naprawdę nie został dopracowany. Przez to książka staje się jeszcze bardziej poplątana i niespójna.
„Gwiazdka z nieba i jeszcze więcej” to bezbarwna, banalna i po prostu bardzo słaba lektura, która po odłożeniu na półkę zostawia pewien niesmak. Może znajdą się wśród Was osoby którym ta książka przypadnie do gustu, ale jeśli oczekujecie po lekturze „czegoś więcej”, to niestety tutaj tego nie znajdziecie. Jak to się mówi - im dalej w las, tym więcej drzew. A tutaj niestety, ten las jest bardzo, bardzo gęsty… Wybór zostawiam Wam.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„Czegokolwiek zapragniesz, znajdę sposób, by to dla ciebie zdobyć. Dam ci gwiazdkę z nieba i jeszcze więcej.”
Emaline właśnie ukończyła liceum w Colby, małym nadmorskim miasteczku w którym mieszka od dziecka. Zerwała również ze swoim chłopakiem Lukiem z którym spotykała się od trzech lat. Teraz planuje wyjazd na studia. W czasie wakacji pracuje w rodzinnej firmie...
„Magia zawarta jest w chwilach. W delikatnym dotyku, lekkich uśmiechach, cichych słowach. Magia jest w życiu dniem dzisiejszym, w oddechu, w szczęściu. (…) magia jest w miłości.”
Tristan i Elizabeth to dwójka dorosłych ludzi którzy doświadczyli w życiu ogromnej tragedii. Ich bliscy zginęli w wypadkach samochodowych, a teraz każde z nich musi zmagać się ze stratą i ogromnym bólem. Tristan stracił córkę i ośmioletniego synka, zaś Elizabeth musiała pożegnać swojego męża. Została na świecie razem z pięcioletnią córeczką, jednak wspomnienia i tęsknota za Stevenem nie pozwalają jej normalnie funkcjonować. Również Tristan pogrąża się w cierpieniu. Zamyka się w sobie i nie pozwala nikomu się do siebie zbliżyć. Kurczowo trzymają się przyszłości i żyją wspomnieniami. Niespodziewanie ich drogi się przecinają. Ich pierwsze spotkanie nie należy do przyjemnych, jednak los chce aby spotkali się ponownie. Okazuje się, że zostają sąsiadami. Od tego momentu wszystko się zmienia. Choć oboje są na początku nieufni, to jednak nie potrafią pokonać wzajemnego przyciągania. Między nimi rodzi się uczucie i namiętność, której nie potrafią powstrzymać. Czy doprowadzi ich to do zatracenia? Czy pozwoli im przetrwać? Czy takie uczucie ma szansę przerodzić się w miłość?
Czasami trafiamy na takie książki które nie tylko rozbijają nas emocjonalnie, ale też rozrywają serce na milion kawałków i zakorzeniają się głęboko w naszych duszach. Najnowsza powieść Brittainy C. Cherry jest niepowtarzalna pod każdym względem. Piękna, porywająca i poruszająca każdą komórkę ciała. „Powietrze, którym oddycha” to pierwszy tom serii „Żywioły”, która zapowiada się nadzwyczaj dobrze. Autorka stworzyła niezwykle prawdziwą, emocjonalną i szczerą aż do bólu powieść, obok której po prostu nie da się przejść obojętnie. A jeśli pierwszy tom serii tak mnie sponiewierał, to aż boję się pomyśleć co czeka mnie w kolejnych książkach autorki...
Brittainy C. Cherry w swojej książce opowiada przede wszystkim o stracie, o radzeniu sobie z bólem po śmierci ukochanych osób i z ogromną tragedią, która niespodziewanie może na nas spaść. Każdy z nas radzi sobie inaczej z cierpieniem i nieszczęściem. Niektórzy zamykają się w sobie, inni próbują jakoś iść do przodu i nie oglądać się wstecz, jednak prawda jest taka, że pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. Można próbować, jednak nigdy nie będzie to do końca możliwe. Lekarstwem może okazać się druga osoba, która pozwoli nam pogodzić się z bolesną przeszłością i w pewnym sensie wypełni powstałą pustkę. Bohaterowie książki „Powietrze, którym oddycha” znajdują się w podobnym położeniu. Okropnie doświadczeni przez los próbują jakoś poskładać swoje życie, które za sprawą jednego strasznego wydarzenia rozbiło się na tysiące części. Autorka z ogromną empatią opowiada ich historie, nie szczędząc nam momentów poruszających, wstrząsających i takich które wyciskają łzy z oczu.
Nie sposób wyobrazić sobie co mogą przeżywać bohaterowie, ale ich ból jest wręcz namacalny. Ich rozterki i przemyślenia, sprawiają, że ciężko nam pogodzić się z tym co ich spotkało. Brittainy C. Cherry stworzyła niesamowicie barwnych i życiowych bohaterów. Tristan został przedstawiony jako zimny i zamknięty w sobie mężczyzna. Jest tak postrzegany przez wszystkich mieszkańców miasteczka do którego się sprowadza. Ludzie uważają go za dziwaka, za człowieka niebezpiecznego i nieprzewidywalnego. Tylko Elizabeth dostrzega, że pod tą skorupą kryje się wrażliwy, czuły, kochający i skrzywdzony przez los człowiek. I choć kobieta sama zmaga się z tragedią, postanawia bliżej go poznać i pozwolić mu aby on poznał ją. Elizabeth nosi w sobie smutek, jednak wie, że nie wolno się jej załamywać ze względu na córkę. Dla niej musi być silna. I Tristan i Elizabeth nie przypuszczają, że uczucie jakie ich połączy, zmieni wszystko. Ale czy na długo?
Autorka w swojej książce pokazuje jak ogromny wpływ mają na nasze decyzje tajemnice. Czasami lepiej powiedzieć prawdę, nawet jeśli jej konsekwencje mogą być przerażające. Ukrywając coś możemy nie tylko zaszkodzić sobie, ale też skrzywdzić kogoś na kim na zależy. Jest tutaj również mowa o przebaczeniu i o nowym początku. To książka która nie tylko porusza do głębi, ale też skłania nas do głębszych refleksji i zastanowienia się nad własnym życiem.
„Powietrze, którym oddycha” to książka której się nie czyta, ale przeżywa całym sobą. Nadzwyczajna, piękna i jedyna w swoim rodzaju. Jestem pewna, że prędko o niej nie zapomnę. I nawet nie chcę. O takich książkach aż chce się pamiętać i do nich wracać. Przekonajcie się o tym na własnej skórze. Weźcie głęboki oddech i dajcie się porwać tej zdumiewającej powieści.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„Magia zawarta jest w chwilach. W delikatnym dotyku, lekkich uśmiechach, cichych słowach. Magia jest w życiu dniem dzisiejszym, w oddechu, w szczęściu. (…) magia jest w miłości.”
Tristan i Elizabeth to dwójka dorosłych ludzi którzy doświadczyli w życiu ogromnej tragedii. Ich bliscy zginęli w wypadkach samochodowych, a teraz każde z nich musi zmagać się ze stratą i ogromnym...
Lubicie zupkę? A może macie ochotę na magiczne danie które ugotuje dla Was najprawdziwsza czarownica? Wystarczy kilka pysznych składników, szczypta magii, abrakadabra i gotowe! No to – komu zupki?
Pewnego dnia czarownicę Gryzminę naszła ochota na pyszne ciepłe danie. Postanowiła więc ugotować zupę. Jak się jednak okazało, w swoim domu nie miała żadnych składników, żeby ów zupę przygotować. Wskoczyła więc na miotłę i pofrunęła do ogródka sąsiada. U babci Czerwonego Kapturka znalazła marchewkę, potem udała się do olbrzyma skąd wzięła sobie kilka ziemniaków, zaś u drwala znalazła pora, którego też postanowiła sobie wziąć. W domu wszystkie składniki wrzuciła do kotła, dodała trochę ziół aby zupa miała lepszy smak i aromat, po czym gdy już zamierzała zasiąść do stołu i spróbować wyśmienicie pachnącej potrawy usłyszała pukanie do drzwi. Jak się okazało, nie tylko ona chciała spróbować zupy marchewkowo-ziemniaczano-porowej. Czarownica postanowiła się nią podzielić.
„Komu zupki?” to niesamowicie zabawna i urocza opowieść która na pewno zdobędzie nie jedno dziecięce serce. Można z niej wyciągnąć też bardzo ważne i cenne lekcje, chociażby takie, że nieładnie jest komuś coś podkradać i zabierać bez pytania, zaś dobrym uczynkiem jest dzielenie się z innymi tym co mamy. Te wartości powinniśmy wpajać dzieciom od małego, a przecież nie ma lepszego sposobu na przekazanie im pewnych zagadnień, jak nauka poprzez zabawę. Tutaj idealnie sprawdzą się książeczki które nie tylko zaciekawią wesołym i ciepłym tekstem, ale też przekażą dzieciom coś wartościowego, co warto zapamiętać na całe życie.
Zupa Czarownicy Gryzminy nie tylko okazała się bardzo smaczna, ale też posiadała pewne właściwości: dodawała siły i energii, miała w sobie wiele witamin, była bardzo pożywna, a przy okazji pomagała urosnąć. Autorka dość sprytnie w swoim tekście pokazała jak wiele dobrego ma w sobie pyszna zupa i jak wiele potrafi zdziałać. To dość dobry sposób aby zachęcić dziecko to jedzenia, zwłaszcza gdy mamy w domu małego niejadka. Może za sprawą Gryzminy i jej magicznej zupki, maluchy z większą ochotą zabiorą się za jedzenie.
Piękne, kolorowe i oryginalne ilustracje w wykonaniu Magali Le Huche dodają niepowtarzalnego czaru tej wyjątkowej książce, sprawiając, że staje się dużo bardziej magiczna i niezwykła. Tekst nie jest skomplikowany, a wręcz przeciwnie, bardzo zabawny i dowcipny. Quitterie Simon stworzyła bardzo barwną, świeżą i nietuzinkową opowieść, która zachwyca i pobudza wyobraźnię. Gruba czcionka będzie dużym ułatwieniem dla dzieci które opanowały już umiejętność czytania. Jednak te, które dopiero się uczą, mogą mieć pewne trudności z odczytaniem tekstu. Ja zachęcam jednak do wspólnej lektury rodziców i dzieci. Dobra zabawa gwarantowana!
„Komu zupki?” to ciekawa książka, na którą warto zwrócić uwagę. Duży forma, twarda oprawa i dość grube kartki to kolejny atut tej publikacji. Bez wątpienia przyciąga wzrok i zachęca do jej bliższego poznania. Polecam i zachęcam do lektury.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
Lubicie zupkę? A może macie ochotę na magiczne danie które ugotuje dla Was najprawdziwsza czarownica? Wystarczy kilka pysznych składników, szczypta magii, abrakadabra i gotowe! No to – komu zupki?
Pewnego dnia czarownicę Gryzminę naszła ochota na pyszne ciepłe danie. Postanowiła więc ugotować zupę. Jak się jednak okazało, w swoim domu nie miała żadnych składników, żeby ów...
„Zasada numer jeden (…) żyj zawsze chwilą obecną. Bez względu na to, co zrobisz, jutro i tak nadejdzie, nie warto więc przejmować się nim już dzisiaj.”
Em jest typem dziewczyny, która nie przejmuje się ani wyglądem, ani zachowaniem. Ma najlepszą przyjaciółkę Emmę z którą przyjaźni się aż od przedszkola. Dziewczyny są nierozłączne, a Em stara się bronić swoją przyjaciółkę jak tylko może. Po śmierci ojca Em zostaje zmuszona przez swoją apodyktyczną matkę do wyjazdu za ocean. Nie spodziewa się jednak, że w tym czasie Emma będzie przeżywać prawdziwy koszmar, który niestety skończy się tragedią. Zrozpaczona Em wraca do rodzinnego miasteczka z zamiarem pomszczenia śmierci swojej przyjaciółki. Pomaga jej w tym pewien diabeł który proponuje jej zawarcie kontraktu – w zamian za jej duszę, będzie miała okazję dokonać zemsty. Dziewczyna bardzo się waha, jednak górę nad zdrowym rozsądkiem biorą emocje. Gdzie ją to zaprowadzi? Czy podjęcie współpracy z diabłem okaże się dobrym posunięciem? Jakie będą konsekwencje jej decyzji?
„W ogień” Ewy Seno to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Nie liczyłam na wielkie emocje, jednak pomimo tego miałam nadzieję, że historia zawarta na kartkach książki okaże się ciekawa i fascynująca na tyle bym nie mogła odłożyć jej na bok. Niestety rozczarowałam się. Książka zapowiadała się naprawdę dobrze, zwłaszcza, że początek bardzo mnie zaintrygował. Liczyłam, że reszta książki będzie podobna, jednak w miarę jak w głównej bohaterce dokonywała się przemiana, tym bardziej książka stawała się absurdalna i po prostu niedorzeczna. Zauważyłam tutaj dość duże podobieństwa do serii „Ja diablica”. Nie wiem czy autorka inspirowała się tamtymi książkami, jednak „W ogień” wypada dość mizernie na tle powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk.
Temat aniołów, demonów czy diabłów jest tematem dość powszechnym w literaturze, nie ma się co dziwić, że gdy pojawiają się takie książki są do siebie bardzo podobne pod względem fabularnym, ale i tematycznym. Ciężko wymyślić coś, czego jeszcze nie było, a co zarazem będzie nietypowe, nietuzinkowe, nowatorskie i nowoczesne. Książka Ewy Seno jest dość schematyczna, nie trudno więc domyślić się co wydarzy się dalej. To dość kłopotliwe, bo tak naprawdę nie możemy się spodziewać żadnego elementu zaskoczenia i nietypowych zwrotów akcji. Dużym plusem jednak jest lekki język jakim posługuje się autorka. Dzięki temu książkę czyta się w miarę szybko, więc w ostatecznym rozrachunku można przebrnąć przez nią bardzo szybko i z ulgą odłożyć na bok.
Kolejną kwestią są bohaterowie książki. Przede wszystkim raziły mnie imiona głównych bohaterek. Emma i Emily to dość podobne imiona, zwłaszcza, że w tekście imię Emily zostaje skrócone na Em. Może to powodować pewną dezorientację, zwłaszcza na początku który jak dla mnie był dość chaotyczny. Podobnie ma się sprawa z charakterystyką postaci. Właściwie nie wyróżniają się niczym szczególnym. Em to dość naiwna i lekkomyślna osoba, taka która najpierw coś robi, a dopiero potem myśli. Zaś Michael to typowy macho i twardziel, zimny i bezwzględny, taki którego raczej ciężko polubić. Ani on, ani Emily nie wzbudzili mojej sympatii. Inaczej ma się jednak sprawa z Nathanielem, który choć był czarnym charakterem to jak dla mnie jest najbardziej pozytywną i realistyczną postacią w całej historii.
Autorka w swojej książce podpierała się typowymi wierzeniami religii chrześcijańskiej. Mamy tu podział na niebo i piekło, na istoty boskie i te strącone w otchłań, jest więc i Szatan i Bóg. Em została ukazana jako osoba wierząca, jednak jej szybka decyzja odnośnie przejścia na „ciemną stronę mocy” wydaje się mało prawdopodobna, co dość mocno razi w oczy. Wydaje mi się, że powinny kierować nią jakieś wątpliwości i dylematy, tymczasem dziewczyna praktycznie od razu decyduje się podpisać kontrakt z diabłem.
Podsumowując „W ogień” to dość słaba książka, jednak jestem pewna, że znajdzie swoich zwolenników, zwłaszcza wśród młodszych czytelników. Dla mnie książka jest po prostu schematyczna i banalna, nie oczarowała mnie niczym i nie zaskoczyła, a nie tego spodziewałam się po tej powieści. Liczyłam na jakieś emocje, a tego mi niestety tutaj zabrakło. Jednak pomimo tego rozczarowania sięgnę po kontynuację, gdyż jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy bohaterów, poza tym mam cichą nadzieję, że tym razem Ewa Seno czymś mnie zaskoczy.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„Zasada numer jeden (…) żyj zawsze chwilą obecną. Bez względu na to, co zrobisz, jutro i tak nadejdzie, nie warto więc przejmować się nim już dzisiaj.”
Em jest typem dziewczyny, która nie przejmuje się ani wyglądem, ani zachowaniem. Ma najlepszą przyjaciółkę Emmę z którą przyjaźni się aż od przedszkola. Dziewczyny są nierozłączne, a Em stara się bronić swoją przyjaciółkę...
Ewa Kozyra-Pawlak zdobyła moje i nie tylko moje serce, książeczką „Liczypieski”. Mój szkrab do dziś darzy ją szczególną sympatią. Nic więc dziwnego, że i „Szopięta” zyskały jego uznanie. Autorka po raz kolejny oddaje w ręce małych czytelników i ich rodziców, wyjątkową książeczkę. Mianowicie – książeczkę-wyszywankę. Tym razem jednak nie będzie o kocim życiu i psim żywocie, tym razem będzie to opowieść o rodzinie.
W pewnym lesie mieszkała sobie rodzina szopów praczy: Pani Szop, Pan Szop i ich dzieci: Szopięta. Szopy, jak to szopy pracze ciągle piorą, zwłaszcza, że ich dzieci uwielbiają się brudzić. Tak więc rodzicie nie robią nic tylko piorą i sprzątają. Tak pochłaniają ich obowiązki domowe, że nie mają czasu na zabawę ze swoimi pociechami. Pewnego dnia w pobliżu ich domu pojawia się lisica, która nie ma czystych intencji. Porywa małe szopięta, chcąc aby te sprzątały jej norę. Pan i Pani Szop gdy w końcu odrywają się od prania i sprzątania zauważają, że ich dzieci zniknęły...
Zdradzę tylko, że książeczka kończy się szczęśliwie. Jest to nie tylko dobra lekcja dla rodziców Szopów, ale też dla każdego z nas. Czas który spędzamy z naszymi dziećmi jest cenny. Porządki, pranie czy prasowanie też są ważne, ale musimy pamiętać, aby w natłoku obowiązków nie zapomnieć o rzeczach ważniejszych. Zwłaszcza gdy dzieci proszą nas o wspólną zabawę, warto poświęcić im te kilka chwil. W końcu brudne pranie nie ucieknie i zawsze znajdzie się czas aby je wyprać. Jak nie teraz, to później. Dzieciństwo jednak przemija, a każda chwila spędzona z dzieckiem jest na wagę złota. Pamiętajmy o tym.
„Szopięta” to bardzo optymistyczna i ciepła opowieść o rodzinie i o tym, że zawsze jest na wszystko pora i czas. Ilustracje tak jak w przypadku poprzednich książek autorki są przedstawione w formie wyszywanek. To dość przyjemna odskocznia od typowych rysowanych i malowanych książek dla dzieci. Takie wyszywanki skutecznie przyciągają wzrok, pobudzają ciekawość i skłaniają do bliższego zapoznania się z bohaterami książki i ich historią. Bajkę poleciłabym raczej dzieciom młodszych, choć jestem pewna, że i starsze dzieci, chociażby takie w wieku przedszkolnym będą zachwycone.
Tekst jest krótki i ciekawy, więc podczas czytania, żadne dziecko nie poczuje się znużone. Zaletą jest dość duża czcionka, dzięki czemu książeczka może służyć jako samodzielna czytanka dla dzieci które uczą się czytać, lub takich które już w miarę opanowały tę umiejętność. Kolorowe, oryginalne ilustracje są idealnym dopełnieniem całości. Pokusiłabym się nawet na stwierdzenie, że wyglądają jakby były trójwymiarowe. Widać ogrom pracy jaki włożyła autorka w stworzenie tej książki. Ja jestem zachwycona i śmiało mogę powiedzieć, że Wasze dzieci też ulegną urokowi tej wspaniałej publikacji.
„Szopięta” to urocza, barwna, a przede wszystkim mądra książeczka z morałem. Warto sięgać po takie pozycje, bo nie tylko bawią, ale też uczą, a w końcu zależy nam na tym, aby nasze dzieci wyciągnęły jakieś wartości z czytanych książek. Bajka Ewy Kozyry-Pawlak sprawdzi się tutaj doskonale. Gorąco polecam i tę książkę, jak i inne publikacje autorki.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
Ewa Kozyra-Pawlak zdobyła moje i nie tylko moje serce, książeczką „Liczypieski”. Mój szkrab do dziś darzy ją szczególną sympatią. Nic więc dziwnego, że i „Szopięta” zyskały jego uznanie. Autorka po raz kolejny oddaje w ręce małych czytelników i ich rodziców, wyjątkową książeczkę. Mianowicie – książeczkę-wyszywankę. Tym razem jednak nie będzie o kocim życiu i psim żywocie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czerwona Królowa Antonia Scott i inspektor Jon Gutierez (nie żeby był gruby) powracają w trzecim tomie trylogii Juana Gómez-Jurado "Rey Blanco. Biały Król". Tym razem Antonia i Jon będą musieli zmierzyć się z zadaniem w którym stawka jest bardzo wysoka. Niepowodzenie nie wchodzi w grę, a każdy błąd może kosztować czyjeś życie. Rozpoczyna się prawdziwa walka z czasem. I to dosłownie...
Akcja w książce od początku nabiera tempa. A im dalej czytamy, tym więcej się dzieje. Nie sposób odłożyć książki na bok, a chęć poznania dalszych losów bohaterów sprawia, że czytanie staje się istną ucztą. Razem z Antonią i Jonem zagłębiamy się w mroczny świat przestępczości. Zagadka musi zostać rozwiązana przed wyznaczonym upływem czasu. Nie ma chwili do stracenia, bo zegar tyka.
Autor posługuje się płynnym językiem, z największą precyzją kreśli nam losy bohaterów i tego co dzieje się w ich głowach. Opisy są bardzo złożone i dopracowane, co sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko i rewelacyjnie. Stworzeni przez autora bohaterowie są wykreowani w przemyślany i racjonalny sposób. Każdy z nich mierzy się ze swoimi problemami i trudnościami, co sprawia, że stają się wyjątkowo autentyczni, a zarazem intrygujący. Dzięki temu chcemy poznać ich nieco bliżej i dowiedzieć się co spotka ich w kolejnych rozdziałach powieści.
Dla mnie była to niesamowita przygoda. Książkę pochłonęłam w zabójczym tempie. Z ogromnym skupieniem i zaangażowaniem śledziłam akcję i kibicowałam Antonii i Jonowi. Powieść dostarczyła mi wielu emocji, przez co było mi wręcz ciężko uwierzyć, że to już koniec. Trzeba przyznać, że seria "Czerwona Królowa" to istny majstersztyk wśród kryminałów, a "Rey Blanco. Biały Król" to genialne zakończenie tej nietuzinkowej trylogii.
"Recenzja powstała w ramach przedpremierowej Akcji Recenzenckiej przez Wydawnictwo SQN".
Czerwona Królowa Antonia Scott i inspektor Jon Gutierez (nie żeby był gruby) powracają w trzecim tomie trylogii Juana Gómez-Jurado "Rey Blanco. Biały Król". Tym razem Antonia i Jon będą musieli zmierzyć się z zadaniem w którym stawka jest bardzo wysoka. Niepowodzenie nie wchodzi w grę, a każdy błąd może kosztować czyjeś życie. Rozpoczyna się prawdziwa walka z czasem. I to...
więcej Pokaż mimo to