-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać354
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik16
Biblioteczka
„Kiedy otwieramy serce na miłość, narażamy się jednocześnie na ból. A ból miłości to najgorsze z cierpień.”
Kate kiedyś była pogodną i szczęśliwą dziewczyną. Do czasu. Tragedia która wydarzyła się dwa lata temu odcisnęła piętno na jej dalszym życiu i zmieniła ją bezpowrotnie. Dziewczyna zamknęła się w sobie i odsunęła od bliskich osób – od mamy i Beau, chłopaka który od dziecka był jej najlepszym przyjacielem. Kate nie potrafi zapomnieć krzywdy jaka została jej wyrządzona i wciąż rozpamiętuje przeszłość. Kiedy wydaje się, że już nic nie będzie w stanie jej ocalić, w jej życiu niespodziewanie pojawia się Asher, który wywraca jej życie do góry nogami. I choć Kate dalej nie potrafi się otworzyć, Asher powoli przełamuje jej strach. Dziewczyna decyduje się mu zaufać i zdradzić swoją największą tajemnicę. Niestety los po raz kolejny przyszykował dla niej przykrą niespodziankę... Jak wiele bólu jest w stanie znieść człowiek?
Lisa De Jong stworzyła historię która rozrywa serce na milion kawałków. I to dosłownie. Dawno nie czytałam książki która wywołałaby we mnie tak wiele emocji. To piękna, porywająca i niesamowicie wzruszająca opowieść o miłości która jest w stanie pokonać wszystko, która przełamuje lęk i sprawia, że świat znów nabiera barw. Historia która daje nadzieję, siłę i wiarę w lepsze jutro. Dotyka najczulszych strun naszej wrażliwości, wywołując prawdziwy emocjonalny huragan w naszym wnętrzu. To książka której tak naprawdę się nie czyta, a pochłania w ekspresowym tempie, przeżywając ją całym sobą i każdą komórką ciała. Zakorzenia się głęboko w duszy i pozostawia ślad w naszych sercach. Nie da się jej tak łatwo zapomnieć. Choć może to i dobrze... Bo o takich historiach powinno się pamiętać.
„Kiedy pada deszcz” to bardzo emocjonalna lektura. Czułam, że poruszy mnie do głębi, ale nie przypuszczałam, że wywoła we mnie istny potok łez. I pomimo iż jest to fikcyjna historia, nie można zaprzeczyć, że tchnie realizmem, a uczucia które wywołuje są jak najbardziej realne i prawdziwe. Nie pozostajemy obojętni na los bohaterów, tylko razem z nimi czujemy i trwamy, razem z nimi cierpimy i odczuwamy lęk. Nie potrafimy pogodzić się z wyrokami losu, jednak mamy świadomość, że życie często potrafi zaskakiwać – pozytywnie, jak i niestety negatywnie. Bohaterowie książki też muszą się zmierzyć z przeciwnościami losu, z bólem który rozrywa serce, z traumatycznymi przeżyciami i lękiem przed nieznanym. Stają przed ważnymi wyborami które zmieniają ich samych i choć czasem ranią, to jednak przynoszą upragnione ukojenie.
Autorka stworzyła niesamowicie barwne i nietuzinkowe postacie. Kate walczy z bolesną przeszłością i krzywdą która została jej kiedyś wyrządzona. Od tamtego czasu nie potrafi dojść do siebie. Jedna chwila, jeden deszczowy wieczór odebrał jej wszystko i całkowicie pozbawił radości z życia. Dziewczyna rezygnuje z marzeń i planów, zamyka się w sobie nie chcąc by ktoś skrzywdził ją po raz kolejny. Lisa De Jong z niesamowitą empatią i wrażliwością ukazuje nam portret osoby zmagającej się z ciężką traumą, osoby która boi się dotyku i nie potrafi zaufać. To bardzo poruszający i bolesny obraz, bo przecież nikt tak naprawdę nie zasługuje na tak ogromny ból i niesprawiedliwość jaka spotkała główną bohaterkę. Warto również wspomnieć o Beau, przyjacielu Kate, który od zawsze żywił do niej głębokie uczucie. Kate jednak nie potrafi otworzyć dla niego swojego serca, co sprawia, że chłopak coraz bardziej się od niej oddala. Ma jednak nadzieję, że kiedyś uda się im być razem. Tak naprawdę było mi go ogromnie żal, zwłaszcza, że bardzo troszczył się o Kate i nawet pomimo iż nie zdradziła mu co było przyczyną jej załamania, to jednak wciąż przy niej trwał i nie opuścił w potrzebie.
Kolejną niesamowitą postacią jest Asher, chłopak który wnosi światło do życia Kate. Niespodziewanie ich drogi się krzyżują, ale od pierwszej chwili między tą dwójką nawiązuje się nić porozumienia. Po pewnym czasie możemy się domyślić, że również on skrywa jakąś tajemnicę. Dzięki niemu Kate zaczyna wychodzić z cienia, powoli zaczyna otwierać swoje serce. Asher to typ faceta który mógłby łamać damskie serca, jednak tak naprawdę jest bardzo romantycznym, delikatnym i wrażliwym człowiekiem. Lisa De Jong wspaniale ukazała ich wzajemne relacje i uczucie które przeistoczyło się w ogromną miłość. Wątek romantyczny jest dopracowany, ale na szczęście nie jest zbyt nachalny, tylko delikatny i wyważony. A mówiąc krótko - jest po prostu piękny.
„Kiedy pada deszcz” to książka o której nie zapomnę. Napisana z niesamowitą lekkością, ale i wrażliwością, porusza do głębi, zachwyca i nie pozostawia nas obojętnymi. Pokazuje nam, że miłość potrafi pokonać nawet największy ból i nawet jeśli życie daje nam w kość, to jednak nigdy nie warto się zatracać w swoim cierpieniu. Trzeba spróbować otworzyć swoje serce, zwłaszcza, że nigdy nie możemy być pewni co nas spotka. Może to być właśnie wielkie uczucie, które pomoże wyleczyć zadane niegdyś rany. Gorąco polecam! Tę książkę po prostu trzeba przeczytać.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„Kiedy otwieramy serce na miłość, narażamy się jednocześnie na ból. A ból miłości to najgorsze z cierpień.”
Kate kiedyś była pogodną i szczęśliwą dziewczyną. Do czasu. Tragedia która wydarzyła się dwa lata temu odcisnęła piętno na jej dalszym życiu i zmieniła ją bezpowrotnie. Dziewczyna zamknęła się w sobie i odsunęła od bliskich osób – od mamy i Beau, chłopaka który od...
Są takie książki które poruszają do głębi. Które jeszcze długo po przeczytaniu zostawiają ślad w pamięci. To książki które rozbijają emocjonalnie, rozdzierają duszę i zmieniają nas samych. Dla mnie jedną z takich powieści jest „Pokój” Emmy Donoghue.
Dla pięcioletniego Jacka Pokój jest całym światem. To tu się urodził, to tu dorasta, bawi się i uczy ze swoją Mamą. Nie zna innego miejsca, niż cztery ściany Pokoju, który stał się dla niego domem i całym światem. Inaczej jest z jego Mamą, dla której Pokój stał się więzieniem. Przed siedmiu laty została porwana i zamknięta w tym pomieszczeniu. Co noc Mama układa małego Jacka do snu bezpiecznie w szafie na wypadek, gdyby przyszedł Stary Nick. Dzięki ogromnej matczynej miłości i pomysłowości udało jej się stworzyć dla synka namiastkę normalności. Dziecko jednak dorasta i zadaje coraz więcej pytań. Kobieta zdaje sobie sprawę, że wkrótce Pokój stanie się dla niego niewystarczający. Czy istnieje jakiś sposób by się uwolnić i uciec z Pokoju? A jeśli tak, to jaki?
Książka Emmy Donoghue od samego początku zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Gdy tylko zaczęłam czytać, wiedziałam, że będzie to strzał w dziesiątkę. Pierwszym ważnym aspektem książki jest to, że została napisana w dość nietypowy sposób. Narratorem jest pięcioletni Jack. Wydarzenia obserwujemy z jego perspektywy, a język jakim posłużyła się autorka, to dosłownie język dziecka! Jestem pod ogromnym wrażeniem tak mistrzowskiej, pomysłowej, a przede wszystkim perfekcyjnej narracji. Domyślam się, że nie było łatwo wcielić się w pięcioletnie dziecko i w całości napisać książkę jego oczami i słowami. To sprawia, że powieść staje się jeszcze bardziej poruszająca i wyjątkowa. Wstrząsa do głębi, a spostrzeżenia małego Jacka w niektórych momentach, aż zwalają z nóg i to dosłownie. Nie da się tej książki czytać i nie uronić ani jednej łzy. Ja wylałam całe morze łez i nawet teraz pisząc te słowa, czuję emocje które się we mnie kłębią. „Pokój” rozbił mnie na kawałki, całkowicie sponiewierał i rozerwał moją duszę na pół. To piękna, emocjonalna i niezwykle wzruszająca opowieść, która poruszy nie jedno serce.
Historia zawarta w książce uderza i szokuje. Aż się nie chce wierzyć, że na świecie żyją tacy psychopaci, którzy porywają innych i zamykają ich wbrew swojej woli w miejscu z którego nie ma ucieczki. Ofiara zdana jest na łaskę oprawcy, a to co przeżywa jest wręcz niewyobrażalne. Mama Jacka została zamknięta w Pokoju przed siedmioma laty, a po dwóch latach urodziła Jacka, który od tamtego czasu mieszka razem z nią w zamknięciu. Dziecko nie ma pojęcia o tym jak wygląda świat na zewnątrz. Zna go tylko z opowiadań Mamy, która choć bardzo stara się, to jednak nie jest w stanie poprzez słowa ukazać mu tego jak wygląda życie poza Pokojem. Dla Jacka od urodzenia Pokój stanowił dom. Był dla niego namiastką bezpieczeństwa i stałości. Dla jego Mamy, były to jednak katusze. I choć po pewnym czasie przyzwyczaiła się do życia w zamknięciu, nie mogła pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Każdego dnia obmyślała plan ucieczki i na wszelkie możliwe sposoby kombinowała jak wydostać się z tego przeklętego miejsca. Nie można zapomnieć o Starym Nicku, który odwiedzał Pokój, brał to co w jego mniemaniu mu się należało i odchodził. Kobieta z obawy o bezpieczeństwo Jacka, zamykała go w szafie i robiła wszystko, by jej oprawca nigdy nie tknął dziecka.
„Pokój” to przede wszystkim niezwykle poruszająca opowieść o potędze matczynej miłości, determinacji i sile przetrwania. To właśnie miłość do dziecka pozwoliła więzionej kobiecie przetrwać. Wiedziała, że musi być silna i zrobić wszystko by mogli powrócić do normalności. Wielokrotnie było mi ich żal, czułam rozdzierający ból, który towarzyszył bohaterce. Nie zgadzałam się z tym przez co muszą przechodzić, jak wiele muszą wycierpieć i doświadczyć. I choć mały Jack w większości nie był świadomy ogromu i dramatyczności sytuacji w jakiej się znalazł, to jednak najbardziej uderzająca była tutaj jego dziecięca naiwność i ufność. To nieświadome godzenie się na życie w takich warunkach. Bo w końcu na ile może być świadomy pięciolatek, zwłaszcza, jeśli od zawsze żyje zamknięty w czterech ścianach...
Wciąż właściwie nie mogę otrząsnąć się po tej lekturze. Wywołała we mnie tak wiele uczuć, że nawet nie sposób tego opisać. Książka potrafi wzruszyć, przerazić, wstrząsnąć, a nawet rozbawić. Wszystkie emocje się ze sobą przeplatają i nie opuszczają aż do ostatniej strony. Akcja jest niezwykle płynna, a język, jak już wspominałam wyżej, po prostu mistrzowski. Przez cały czas wyczuwalne jest napięcie i świadomość tego co nieuniknione. Kwestią domyślną jest w jakim kierunku zmierza ta historia i właśnie to jest tak przerażające, bo im bliżej tego kulminacyjnego momentu, tym czytelnik odczuwa większy stres i niepokój. To sprawia, że książkę czyta się niesamowicie szybko, a nadmiar wrażeń potęguje odczucia. Nie można zapomnieć o perfekcyjnie wykreowanych bohaterach, a zwłaszcza pięcioletnim Jacku i jego mamie. Sposób w jaki autorka ukazała ich portrety psychologiczne, bez dwóch zdań zasługuje na uznanie. Czytelnik ma szansę zagłębić się w dziecięcą psychikę i spojrzeć na otaczający go świat jago oczami.
„Pokój” to rewelacyjna książka. Wyjątkowa pod każdym względem. Poruszająca najczulsze struny wrażliwości i rozdzierająca serce na milion kawałków. Genialnie napisana, doskonale przedstawiona i prawdziwie ujmująca. Książka Emmy Donoghue to niesamowicie refleksyjna, wstrząsająca i rozczulająca lektura, która na długo pozostanie w Waszych sercach. Jeśli macie jeszcze jakieś wątpliwości, to szybko się ich pozbądźcie. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać! Gorąco polecam!
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
Są takie książki które poruszają do głębi. Które jeszcze długo po przeczytaniu zostawiają ślad w pamięci. To książki które rozbijają emocjonalnie, rozdzierają duszę i zmieniają nas samych. Dla mnie jedną z takich powieści jest „Pokój” Emmy Donoghue.
Dla pięcioletniego Jacka Pokój jest całym światem. To tu się urodził, to tu dorasta, bawi się i uczy ze swoją Mamą. Nie zna...
Co czuje człowiek gdy dowiaduje się że zostało mu kilka dni życia? Co czują bliscy, wiedząc, że to ostatnie chwile z ukochaną osobą? Poznajcie Królika i jej wyjątkową rodzinę i dowiedzcie się jak wyglądała jej ostatnia wędrówka.
Czterdziestoletnia Mia Hayes, nazywana przez wszystkich Królikiem, trafia do hospicjum. Po długiej walce z rakiem, nadchodzi moment pożegnania. Właśnie jest w terminalnym stadium choroby i jedyne co można dla niej zrobić, to uśmierzyć ból. Kobieta jest świadoma tego, co ją czeka, ale rodzina dalej nie potrafi się pogodzić z nieuniknionym. Matka i ojciec Królika, nie poddają się i wciąż poszukują cudownego lekarstwa, wierzą że jest jeszcze szansa, by uratować córkę. Starsza siostra Grace, zdaje sobie sprawę, że to ostatnie dni życia Królika, ale wciąż wmawia nastoletniej Juliet, że mama ma szansę by wyzdrowieć. Również brat Królika, Davey, zdaje sobie sprawę, że to już koniec, dlatego przerywa trasę koncertową i wraca do rodziny, by razem z nimi towarzyszyć siostrze w ostatnich chwilach życia. Wszyscy spotykają się przy łóżku Mii. Rodzina, przyjaciele i pracownicy hospicjum do samego końca ją wspierają. Plotkują, wspominają, a nawet się kłócą. Tymczasem Mia, wciąż wspomina Johnnego, swoją pierwszą miłość. Wierzy, że znowu będą mieli szansę się spotkać.
„Ostatnie dni Królika” to powieść obyczajowa, opowiadająca o ostatnich dniach Mii Hayes. Królik, bo tak wszyscy nazywają kobietę, właśnie kończy swoją wędrówkę. Musi się pożegnać z życiem, a także z bliskimi, jednak najgorsze, to pożegnanie z córką. Mia, choć pogodzona ze swoim losem, nie może znieść myśli, że jej córka zostanie bez matki. Również Juliet, nie potrafi przyjąć do wiadomości, że jej matka, może już nigdy nie wrócić do domu. Wciąż łudzi się i ma nadzieję, że mama wyzdrowieje i znów będzie jak dawniej. Na szczęście Królik, ma wspaniałą rodzinę, na której zawsze może polegać. Jej bliscy zdają sobie sprawę, że ktoś będzie musiał zająć się nieletnią Juliet. Każde z nich chce zapewnić jej kochający i odpowiedni dom, jednak to, do kogo trafi, zależy od niej samej i od Królika.
Życie Mii Hayes, zmieniło się, gdy zdiagnozowano u niej raka piersi. Po dość długiej walce, udaje się jej wyjść na prostą. Ma nadzieję że najgorsze ma już za sobą. Niestety kilka lat później, choroba znowu daje o sobie znać. Tym razem, rak nie zamierza odpuścić. Przerzuty do kości, to dla niej ostateczny wyrok. Wie, że zostało jej niewiele czasu. Gdy trafia do hospicjum, ma przed sobą zaledwie kilka dni życia. To dla niej moment, gdy może pożegnać się z bliskimi. Czas, gdy wspomina lata swojej młodości, a także swoją pierwszą miłość, Johnnego, mężczyznę który na zawsze pozostał w jej sercu. Rodzina i przyjaciele, do samego końca są przy niej. Spotykają się przy jej łóżku i razem z nią śmieją się, wspominają, sprzeczają i plotkują. Wszystko jak za starych dobrych czasów. Mia jest szczęśliwa, że ma wszystkich obok siebie. Brakuje jej tylko Johnnego, którego los, odebrał jej brutalnie. Ma jednak nadzieję, że to nie koniec i znów będą mogli być razem.
„Ostatnie dni Królika” to książka niesamowita. Poruszająca każdą strunę w duszy i rozrywająca serce na milion kawałków. Od samego początku tchnie emocjami, wzrusza i skłania do refleksji, by na samym końcu, powalić nas na ziemię z płaczem i rozdzierającym bólem. Właściwie ciężko opisać ją słowami. Jest tak niezwykła, że nawet najpiękniejsze słowa nie byłyby w stanie jej opisać. Jestem absolutnie oczarowana, a jednocześnie rozbita. Ta książka to prawdziwy rollercoaster emocji i uczuć. Gdy już wsiądziecie, nie będziecie chcieli wysiąść, a gdy tylko dojdziecie do końca, zrozumiecie istotę jej wyjątkowości. Książka wstrząsnęła mną do głębi, sprawiła że nie mogłam się od niej oderwać, choć momentami śmiałam się i czułam radość, to za kilka chwil znów czułam rozpacz i ból. Płakałam już na początku, płakałam podczas czytania poszczególnych rozdziałów, płakałam na samym końcu i płakałam po odłożeniu książki na półkę. Finał powalił mnie na łopatki, a łzy spływały strumieniami i w żaden sposób nie mogłam ich zatamować. Do teraz, pisząc te słowa, czuję prawdziwe emocje, które się wręcz ze mnie wylewają. Są jak wodospad, który wciąż płynie i płynie, by na samym końcu swojej wędrówki rozbić się z wielkim hukiem.
Sercem i duszą wciąż pozostaję na kartkach tej wyjątkowej książki. Razem z bohaterami siedzę przy łóżku Królika, by razem z nimi śmiać się i cierpieć. Przyglądam się wspomnieniom Królika i wciąż nie potrafię pogodzić się z niesprawiedliwością jaka ją spotkała. Nie potrafię pogodzić się z tym, co spotkało Johnnego. Nie potrafię pogodzić się z tym, przez co musiała przechodzić główna bohaterka i nie potrafię pogodzić się z tym, co musieli przeżywać jej bliscy. Nie potrafię i nie chcę. Wiem jedno, ta książka na długo pozostanie w mojej pamięci i jestem pewna, że jeszcze na raz, do niej wrócę.
„Ostatnie dni Królika” to pięknie napisana powieść. Autorka wykazała się ogromną empatią i delikatnością. W bardzo przemyślany, a jednocześnie taktowny sposób, opisuje przebieg choroby Królika, przybliża nam emocje i uczucia jakie targają jej rodziną i nią samą. Choć wiemy jaki będzie finał ten historii i tak mamy nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Anna McPartlin choć porusza bardzo trudny i przykry temat, stara się dodać elementy humorystyczne, które w świetny sposób dopełniają całości. Stworzyła wyjątkowo charyzmatycznych bohaterów, którzy choć przeżywają tragedię, wciąż potrafią się uśmiechać. Tak samo jak Królik, która do samego końca pozostała sobą. Choć choroba wyniszczyła jej ciało, to jednak nie była w stanie, przełamać jej silnej woli i hartu ducha. To bardzo piękny i poruszający obraz, który wstrząsa do głębi.
Książka Anny McPartlin to emocjonalny zastrzyk. Piękna, poruszająca i absolutnie wyjątkowa. „Ostatnie dni Królika” to książka którą pokochacie, zawładnie wami i nie pozwoli o sobie zapomnieć. Pozostaje mi tylko zachęcić was do sięgnięcia po tą niezwykłą powieść, jestem pewna że się nie zawiedziecie.
__________________________________
http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/
Co czuje człowiek gdy dowiaduje się że zostało mu kilka dni życia? Co czują bliscy, wiedząc, że to ostatnie chwile z ukochaną osobą? Poznajcie Królika i jej wyjątkową rodzinę i dowiedzcie się jak wyglądała jej ostatnia wędrówka.
Czterdziestoletnia Mia Hayes, nazywana przez wszystkich Królikiem, trafia do hospicjum. Po długiej walce z rakiem, nadchodzi moment pożegnania....
Dzieci, gdy już się pojawią, wypełniają nasze życie dogłębnie. Dodają barw i zmieniają rzeczywistość. Wywracają nasze życie do góry nogami, a każdy nowy dzień to moc wyzwań i atrakcji. Poznajcie pewnego małego chłopca i jego niezwykłą historię...
Fraser jest dzieckiem autystycznym. Ciągłe napady złości, histerii i płaczu, to tylko początek góry lodowej. Chłopiec cierpi również na hipotonię, inaczej mówiąc, stan zmniejszonego napięcia mięśniowego. Louise, matka chłopca, od urodzenia syna, nie potrafiła sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Opieka nad dzieckiem w pewnym sensie zdawała się ją przerastać, zwłaszcza że Fraser nigdy nie należał do aniołków. Wszystko wyrażał krzykiem i złością, a Louise czuła, że dłużej tego nie wytrzyma. Depresja poporodowa, wcale jej tego nie ułatwiła. Kobieta widziała przyszłość w ciemnych barwach. Dopiero dokładna diagnoza Frasera, pozwoliła jej spojrzeć na życie z innej perspektywy i zrozumieć swoje dziecko.
Autyzm. Co czuje rodzic, gdy dowiaduje się że jego dziecko jest chore? Jak dalej żyć i funkcjonować? Jak przyjąć obecny stan rzeczy? Zwłaszcza gdy serce pęka na pół, a człowiek ma ochotę krzyczeć i płakać: dlaczego ja? Dlaczego moje dziecko? Cały szereg pytań, na które tak naprawdę nigdy nie uzyska się odpowiedzi. Można tylko spekulować, ale najważniejsze to zaakceptować zaistniałą sytuację i spróbować się w niej odnaleźć.
"Los rozdał nam takie, a nie inne karty, więc trudno, muszę nimi grać." *str. 55
Rodzina Boothów musiała zmierzyć się z brutalną rzeczywistością. Jednak nie było to łatwe. Fraser przyzwyczajony był do pewnych schematów dnia, a każde, nawet najmniejsze zaburzenie tego harmonogramu wywoływało w nim ataki histerii i szału. Wszystko musiało ze sobą współgrać i chodzić jak w zegarku. Państwo Booth, zmuszeni byli dostosować rytm dnia, tak, aby nic, nie zaburzało spokoju ich syna. Jednak jak to w przypadku dzieci autystycznych bywa, czasami ciężko przewidzieć jak dziecko zachowa się w danej sytuacji. Jest jak tykająca bomba, która wybucha, wtedy kiedy się tego najmniej spodziewasz. Codzienność Louise była męcząca, a nawet zwykłe wyjście na zakupy z synem, potrafiło przerodzić się w piekło. Nie ma się co dziwić, że rodzina Boothów, za wszelką cenę starała się znaleźć złoty środek, dzięki któremu ich życie, a przede wszystkim życie Frasera, stałoby się łatwiejsze.
I właśnie wtedy chłopiec poznał Billy’ego, wyjątkowego szaro-białego kocura. Billy sam wiele przeszedł w swoim kocim życiu. Został porzucony przez właścicieli, a później trafił do schroniska, gdzie czekał na kogoś kto zapewni mu bezpieczny dom. Fraser i Billy od razu złapali wspólny kontakt, można by powiedzieć że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Połączyła ich niesamowita więź, a przyjaźń między chłopcem a kotem odmieniła wszystkich Boothów. Billy był jak promyk z jasnego nieba, wniósł radość do domu, w którym nikt się od dawna nie śmiał. Lecz co bardziej zaskakujące i być może nieprawdopodobne – kot zaczął zachęcać Frasera do pokonywania przeszkód i wyzwań, które dotychczas sprawiały mu kłopot. To dzięki Billy’emu doszło do wielkiego przełomu w rozwoju chłopca. Przełomu, który dla rodziny Boothów stał się cudem.
Historia zawarta na kartkach książki jest autentyczna. Autorka skrupulatnie opisuje kilka pierwszych lat życia Frasera i całej rodziny. Ale to na swoim synu skupia się Louise. Stara się przybliżyć czytelnikowi czym jest autyzm, uzmysłowić jak wiele trudu i pracy trzeba włożyć w wychowanie dziecka niepełnosprawnego. Pokazuje nam swoją codzienność, a także dzieli się z nami swoimi przemyśleniami i rozterkami, chwilami radosnymi, ale i tymi smutnymi. Przyglądamy się rodzinie Boothów z boku, co daje nam dokładny obraz sytuacji. Autorka nie koloryzuje, nie ubarwia, a po prostu pokazuje czytelnikowi rzeczywistość. W niektórych momentach brutalną, przykrą i smutną, ale również taką, która daje nadzieję.
"Bycie rodzicem takiego dziecka jest inne. Nie sposób planować przyszłości, trzeba zapomnieć o marzeniach i ambicjach. Musisz po prostu żyć chwilą." *str. 175
Wychowanie dziecka, to najważniejszy, ale równocześnie najtrudniejszy sprawdzian w życiu każdej kobiety. Nigdy nie jest to proste, bo zawsze znajdą się problemy z którymi trzeba się zmierzyć. Jednak dziecko autystyczne, nie jest takie jak inne dzieci. Wymaga dużo więcej uwagi i miłości, więcej pracy i wysiłku. Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, z tego, jak trudne potrafi być życie z dzieckiem niepełnosprawnym. Louise Booth tego nie ukrywa, a wręcz przeciwnie, jasno i otwarcie o tym opowiada. Historia, przedstawiona oczami matki, jest niezwykle wzruszająca. Wywołuje emocje i porusza serce, sprawia że na chwilę stajemy w miejscu, by pomyśleć. Autorka skupia się na problemach towarzyszących rodzinie, a co najważniejsze, na postępach Frasera. Widzimy jak z dnia na dzień, w chłopcu zachodzą zmiany, a Billy ma znaczący wpływ na jego rozwój. To piękny i bardzo poruszający obraz przyjaźni chorego dziecka i kota.
"Billy. Kot, który ocalił moje dziecko" to książka niesamowita. Napisana lekkim i prostym językiem, ale niezwykle emocjonująca, zmusi was do refleksji i sprawi że zaczniecie zastanawiać się nad swoim życiem. Z czystym sercem polecam ją każdemu i zachęcam was do sięgnięcia po ten wyjątkowy tytuł.
__________________________________
http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/
Dzieci, gdy już się pojawią, wypełniają nasze życie dogłębnie. Dodają barw i zmieniają rzeczywistość. Wywracają nasze życie do góry nogami, a każdy nowy dzień to moc wyzwań i atrakcji. Poznajcie pewnego małego chłopca i jego niezwykłą historię...
Fraser jest dzieckiem autystycznym. Ciągłe napady złości, histerii i płaczu, to tylko początek góry lodowej. Chłopiec cierpi...
„Czuję, że należę do tego miejsca, że to dopiero początek.” *
Są takie książki które poruszają nas do głębi, które na zawsze pozostawiają ślad w naszych sercach i w naszej pamięci. Są takie książki które wyglądają niepozornie z zewnątrz, a w środku skrywają treść od której zapiera nam dech w piersiach, a gdy tylko zaczniemy czytać, już wiemy że właśnie na tą książkę czekaliśmy przez bardzo długi czas. „Zorkownia” to książka wyjątkowa, niezwykła i tak wstrząsająco prawdziwa, że aż brakuje słów by ją opisać.
Agnieszka Kaluga prowadzi bloga, w którym opisuje przede wszystkim swój wolontariat w hospicjum. Każdy opis, to krótkie migawki z jej życia, a także z życia pacjentów w hospicjum. Autorka sama nosi na plecach ogromny i przytłaczający bagaż doświadczeń. Odkąd straciła córeczkę, ciężko jej uporać się z bólem i cierpieniem, a wolontariat i pomoc innym w potrzebie, to również podróż w głąb samej siebie w poszukiwaniu lekarstwa dla udręczonej duszy.
„Odczuwanie bólu jest takie względne. Sporo zależy od bariery, jaką mu postawimy sami, od naszego przekonania, że jesteśmy dalej nad nim, że nas nie topi. Domyślam się jednak, że przychodzi moment, gdy ból połyka nas wielorybim brzuchem i powyższe teorie nadają się do kosza.” *
„Zorkownia” to książka trudna i niezwykła. To pozycja obok której nie można przejść obojętnie. Na pewno nie jest to lekka lektura do poduszki, trzeba dawkować ją w sposób umiarkowany i zrównoważony. Nie da się i wręcz nie powinno się jej czytać szybko, bo może nam umknąć to co najistotniejsze. Widzimy tutaj obraz ludzi którzy stoją w obliczu śmierci. Widzimy ich cierpienie, strach i bezradność. Pani Agnieszka towarzyszy im w ostatniej wędrówce, jest dla nich ostoją i oparciem, daje im poczucie bezpieczeństwa, a co najważniejsze – przede wszystkim swoją obecność. Każdy z nas boi się choroby i śmierci. Odczuwamy lęk na samą myśl o stracie najbliższych i nie dopuszczamy do siebie myśli że kiedyś może się to zdarzyć.
„Co innego wiedzieć, że w hospicjum ludzie umierają, a co innego zobaczyć i poczuć, że być może oto miejsce, gdzie umrę ja sam.” *
Autorka pokazała nam że nawet najmniejszy gest, słowo, dotyk, a nawet wspólne milczenie, może przynieść ulgę człowiekowi będącemu u progu śmierci. Tak naprawdę nie trzeba wiele, by pomóc. Wystarczy otworzyć swoje serce i nigdy go nie zamykać dla innych, nawet jeśli sami stoimy w obliczu tragedii.
Ta książka wywołała we mnie tak wielką burzę emocji, że do teraz mam problem z wyrażeniem swoich uczuć. To była dla mnie niesamowita i niezwykle poruszająca lektura. Czytałam i płakałam. Płakałam i nie mogłam przestać. Poruszyła we mnie każdą strunę, każdą najmniejszą komórkę, zakorzeniła się głęboko w moim wnętrzu i jestem pewna że zostanie tam na zawsze. Chylę czoła przed panią Agnieszką, bo wiem że nie każdy z nas zdobyłby się na coś takiego jak ona. To wspaniałe że są wśród nas ludzie, którzy z tak wielkim oddaniem i zaangażowaniem pomagają innym, a zwłaszcza tym którzy najbardziej tego potrzebują. To daje mi nadzieję i wiarę w ludzkie dobro.
„To, co przyjmiemy, wibruje w krwiobiegu, buduje tkanki. Ludzie, historie, obrazy, wsiąkają pod powieki.” *
*wszystkie cytaty pochodzą z książki
__________________________________
http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/
„Czuję, że należę do tego miejsca, że to dopiero początek.” *
Są takie książki które poruszają nas do głębi, które na zawsze pozostawiają ślad w naszych sercach i w naszej pamięci. Są takie książki które wyglądają niepozornie z zewnątrz, a w środku skrywają treść od której zapiera nam dech w piersiach, a gdy tylko zaczniemy czytać, już wiemy że właśnie na tą książkę...
„ - Siedzę w rollercoasterze, który cały czas jedzie w górę.
- Moim przywilejem i obowiązkiem, jest pojechać z tobą - zapewniłam go.” *str. 221
Chyba każdy kojarzy Johna Greena i jego twórczość, zwłaszcza kultową „Gwiazd naszych wina”, dzięki której autor zyskał tak duży rozgłos i sławę, a jego książki to jedne z najchętniej czytanych książek na całym świecie po które sięgają nastolatki, jak i dorośli. Moja przygoda z autorem zaczęła się od książki „Szukając Alaski” na którą wpadłam całkiem przypadkowo. Uwielbiam książki młodzieżowe, zaczytuję się w nich nałogowo i nigdy nie mam dosyć. John Green mnie oczarował, a po przeczytaniu Alaski wiedziałam że chcę więcej. „Gwiazd naszych wina” to książka znana i lubiana. Całkiem niedawno w kinach pojawił się film wyreżyserowany na podstawie tej powieści. Od tego czasu książka; o której i tak już było głośno; zawładnęła rynkiem czytelniczym i właściwie ciężko trafić na kogoś kto nie słyszał o tym tytule. I ja w końcu musiałam się przekonać, czy historia Hazel jest faktycznie tak urzekająca i hipnotyzująca jak wszyscy mówią.
Hazel Grace ma 16 lat i od dłuższego czasu choruje na raka. Choroba wyniszcza jej organizm, a zwłaszcza płuca. To sprawia że dziewczyna zmuszona jest przez cały czas być podłączona do butli z tlenem dzięki której może oddychać. Eksperymentalna terapia i leczenie na jakiś czas zatrzymało rozwój choroby, przez co zyskała dodatkowych kilka lat życia. Mimo iż nie ma całkowitych szans na wyleczenie, to stara się cieszyć życiem i jakoś przetrwać mijające dni. Dziewczyna całkowicie izoluje się od świata, zamykając się w czterech ścianach i czytając po raz setny swoją ulubioną powieść, której główna bohaterka również choruje na raka. Niestety książka nie ma zakończenia, urywa się nagle, przez co Hazel nie może poznać dalszych losów bohaterów. Jej mama robi wszystko by Hazel miała w miarę normalne życie, zmuszając ją do udziału w grupie wsparcia dla chorej młodzieży. Życie dziewczyny zmienia się pewnego dnia, gdy na jednym ze spotkań poznaje Augustusa, przystojnego młodzieńca który towarzyszy swojemu przyjacielowi Isaacowi. Chłopak ma chorobę za sobą, jednak rak i na nim odcisnął swoje piętno pozbawiając go jednej nogi. Cała trójka szybko się zaprzyjaźnia, a między Augustusem i Hazel powoli zaczyna rodzić się miłość.
„- Ale ja wierzę w prawdziwą miłość, wiesz? Nie uważam, że wszyscy muszą mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia.” *str. 82
„Gwiazd naszych wina” to książka wyjątkowa. Autor w niezwykły sposób przeprowadza nas przez życie pary nastolatków. Ukazując Hazel nie jako idealną piękność, a normalną dziewczynę która boryka się z ciężką chorobą. Mimo to Augustus patrząc na nią uważa ją za piękną, dla niego Hazel pozostaje cały czas idealna. Od samego początku łączy ich silna więź, której nie sposób rozerwać. Czyste uczucie którego nawet śmierć nie jest w stanie zniszczyć. I właśnie od tej dwójki młodych ludzi powinien się uczyć każdy. Oni pokazują nam jak powinno się kochać i przede wszystkim co to znaczy prawdziwa miłość.
Pomimo trudnego tematu, którym jest rak i śmierć mamy tutaj niesamowitą dawkę humoru. I właśnie to w tej książce jest niezwykłe. Autor pokazuje że i o śmierci i o chorobie można pisać z uśmiechem, nie podchodząc do tematu zbyt dramatycznie. Właśnie to czyni tą książkę tak wyjątkową i magiczną. Autor po raz kolejny mnie oczarował i sprawił że po zakończeniu książki nie mogłam przestać rozmyślać. Jak zwykle pozostawił pytania, na które czytelnik sam musi znaleźć odpowiedzi.
Czym jest śmierć? I czym jest życie w tak ciężkiej chorobie? Co jest najważniejsze? Co pozostanie po nas gdy odejdziemy, czy ktoś będzie nas pamiętał i wspominał? Co się stanie z ludźmi których kochamy? I przede wszystkim, jaki jest sens naszego istnienia?
Odpowiedzi będą różne, bo każdemu z nas życie pisze inną historię, tak samo jak bohaterom książki „Gwiazd naszych wina”, mimo to warto poświęcić tą chwilkę na rozmyślenia.
„Prawdziwi bohaterowie to nie są ludzie, którzy robią różne rzeczy. Prawdziwi bohaterowie ZAUWAŻAJĄ różne rzeczy, zwracają na nie uwagę.” *str. 308
John Green jest dla mnie mistrzem w tworzeniu emocji. Bo jak mogę określić tą książkę? Tak właściwie mogłabym się o niej rozpisywać w nieskończoność, ale słowo: piękna, określa ją wprost idealnie.
http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/
„ - Siedzę w rollercoasterze, który cały czas jedzie w górę.
- Moim przywilejem i obowiązkiem, jest pojechać z tobą - zapewniłam go.” *str. 221
Chyba każdy kojarzy Johna Greena i jego twórczość, zwłaszcza kultową „Gwiazd naszych wina”, dzięki której autor zyskał tak duży rozgłos i sławę, a jego książki to jedne z najchętniej czytanych książek na całym świecie po które...
Lisa Genova i jej książki zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Po przeczytaniu „Motyla” pokochałam autorkę i jej styl. A gdy przeczytałam „Lewą stronę życia” byłam nią oczarowana jeszcze bardziej. „Kochając syna” powaliła mnie na kolana. Nie spodziewałam się że wywoła u mnie tak wielką lawinę uczuć. Po przeczytaniu książki długo nie mogłam dojść do siebie i spędziłam dość sporo czasu na przemyśleniach i czytaniu poszczególnych fragmentów na nowo.
Dwie kobiety i dwa różne światy i jeden mały chłopiec który splata ich losy w jedno.
Beth prowadzi idealne i poukładane życie. Ma trzy piękne córki, wspaniałego męża i oddane przyjaciółki. Wszystko w jej życiu zdaje się być dopięte na ostatni guzik. Do czasu…gdy pewnego dnia w skrzynce na listy znajduje kartkę z informacją że mąż ma kochankę. Jej świat wali się w gruzy gdy małżonek nie zaprzecza, a wręcz przyznaje iż od pewnego czasu zdradza ją z inną kobietą. Beth jest zdruzgotana, a jej z pozoru doskonałe życie w jednej chwili rozsypuje się jak zamek z piasku. Poznajemy również Olivię, która po rozstaniu z mężem przyjeżdża na wyspę Nantucket, by poukładać swoje życie na nowo i poszukać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Kobieta stara się uporać z bolesną przeszłością i wspomnieniami o utraconym dziecku. Losy tych dwóch kobiet niespodziewanie łączą się, gdy Beth pewnego dnia odkrywa w sobie natchnienie i zaczyna pisać powieść o autystycznym chłopcu. Nie spodziewają się że jedna książka całkowicie odmieni ich życie.
„Kochając syna” to książka trudna, a zarazem piękna i mądra. Autorka w swojej najnowszej powieści porusza temat autyzmu, wspaniale przeplatając spostrzeżenia matki na temat choroby swojego syna, ale również starając się zagłębić w myśli chłopca. I trzeba przyznać że w obu przypadkach wychodzi jej to doskonale. Lisa Genova wypowiadając się poprzez Anthony’ego stara się przybliżyć nam mechanizmy dotyczące działania jego umysłu, jak i ciała. Tym samym wywołując w czytelniku niesamowitą burzę emocji. Fragmenty pamiętnika Olivii również poruszają do głębi i pozwalają nam spojrzeć na wszystko z jej perspektywy.
Od samego początku książka wywoływała we mnie duże poruszenie, a po przeczytaniu ostatniego fragmentu wylałam całe morze łez i wprost nie mogłam dojść do siebie. Leżałam w łóżku, a w mojej głowie przewijało się tysiąc myśli na sekundę. Ciężko było mi się otrząsnąć i ogarnąć, a każde wspomnienia na temat książki wywoływało kolejny potok łez. Książka okazała się dla mnie wyjątkowo osobista i może dlatego odebrałam ją tak emocjonalnie. Wstrząsnęła mną do głębi, ale również pozostawiła w moim sercu nadzieję. To była dla mnie piękna i pouczająca lekcja. Wiem że zapamiętam tą książkę na zawsze i chętnie będę do niej wracać.
„Kochając syna” to powieść przede wszystkim o miłości. Miłości matki do swojego dziecka. Najpiękniejszej i najczystszej miłości jaka istnieje. Jest to również opowieść o zaufaniu i przebaczeniu. Opowieść o sile przyjaźni i o szukaniu Boga. O tym by nigdy się nie poddawać i brać życie takim jakie jest, akceptować je w pełni i cieszyć się tym co się ma. A przede wszystkim o tym by kochać i nigdy nie zamykać serca na miłość, bo to właśnie ona czyni nas szczęśliwymi i lepszymi. W końcu po to istniejemy, prawda?
http://czytanie-moja-milosc.blogspot.com/
Lisa Genova i jej książki zajmują szczególne miejsce w moim sercu. Po przeczytaniu „Motyla” pokochałam autorkę i jej styl. A gdy przeczytałam „Lewą stronę życia” byłam nią oczarowana jeszcze bardziej. „Kochając syna” powaliła mnie na kolana. Nie spodziewałam się że wywoła u mnie tak wielką lawinę uczuć. Po przeczytaniu książki długo nie mogłam dojść do siebie i spędziłam...
więcej mniej Pokaż mimo to
„(...) choć bardzo się staram o tym nie myśleć, czasami życie mnie zawodzi. A nie chcę, by tak się działo. Ponieważ życie jest darem.”
Kate Sedgwick przeszła w swoim życiu wiele, jednak pomimo problemów i tragedii jaka ją dotknęła stara się być optymistką. Jest zabawna, bystra i pełna życia, ma też wybitny talent muzyczny. To dlatego jej przyjaciel Gus nazywa ją Promyczkiem. Kate jednak nie wierzy w miłość. Nie spodziewa się, że wyjazd na studia do Grant, małego miasteczka w Minnesocie będzie momentem przełomowym w jej życiu. Spotyka tam nie tylko wspaniałych ludzi którzy stają się jej przyjaciółmi, ale też pewnego mężczyznę – Kellera Banksa. Kate choć nie chce, to jednak nie potrafi oprzeć się uczuciu które się między nimi rodzi. Co stoi na drodze do ich szczęścia? Jakie tajemnice oboje skrywają? Czy ich miłość ma szansę przetrwać?
Długo zastanawiałam się, jak wyrazić swoje uczucia po przeczytaniu „Promyczka”. Książka wywołała w moim sercu prawdziwy huragan, w duszy istne spustoszenie, zaś w umyśle ogromny chaos, który aż do teraz nie pozwala mi na spokojne poukładanie myśli. Jestem wstrząśnięta, poruszona do głębi i właściwie rozbita emocjonalnie. Intrygowało mnie, co jest takiego niezwykłego na kartkach tej książki, że właściwie każdy czytelnik ją chwali. Teraz już wiem. To bez dwóch zdań jedna z piękniejszych książek jakie przeczytałam w tym roku, mogłabym się nawet pokusić na stwierdzenie – że jedna z lepszych w moim życiu. Nie będzie chyba dla nikogo zdziwieniem gdy napiszę, że jest po prostu doskonała. Jedyna w swoi rodzaju. NIEPOWTARZALNA.
Historia Kate jest piękna, a zarazem bardzo bolesna. Autorka stworzyła niesamowicie realistyczną i żywiołową bohaterkę, która nawet pomimo przytłaczających problemów potrafiła zachować pogodę ducha. Dzięki swojemu optymizmowi i pogodnemu usposobieniu stawiła czoło przerażającej prawdzie, która nie jedną osobę by załamała. Choć wiedziała, że pewne rzeczy są nieuniknione postanowiła cieszyć się chwilą obecną i tym co ma. Posiadała też niesamowity dar – potrafiła sprawić, że ludzie wokół niej stawali się bardziej otwarci i pewni siebie. Kim Holden w swojej książce opowiada o przyjaźni - prawdziwej, szczerej i takiej na dobre i na złe. To piękny i bardzo ujmujący obraz pokazujący nam jak powinna wyglądać przyjaźń.
Jednym z najważniejszych tematów w książce jest relacja Kate z Gusem, a także z Kellerem. Każdy z nich zajmuje szczególne miejsce w sercu dziewczyny. Gus to chłopak z którym Kate zna się od dzieciństwa, łączy ich specyficzna więź i uczucie. Zaś Keller pojawia się w jej życiu dopiero gdy dziewczyna wyjeżdża na studia. Mimo tej krótkiej znajomości nawiązują nić porozumienia, która po pewnym czasie przeradza się w coś znacznie głębszego i poważniejszego. Wątek miłosny został ukazany z dużym wyczuciem i delikatnością. Owszem, pojawiają się momenty namiętne, jednak nie są one zbyt nachalne, a wręcz przeciwnie, stanowią idealnie dopełnienie całości. Dzięki temu związek Kate i Kellera staje się dużo bardzie autentyczny i emocjonalny.
Jestem pewna, że „Promyczek” zostanie w mojej pamięci na bardzo długo. O takich książkach nie da się tak po prostu zapomnieć. I mówiąc szczerze, nawet bym nie chciała. Każda przeczytana kartka była dla mnie jak najwspanialsza uczta. Powoli zagłębiałam się w lekturę i czułam jak z każdą chwilą przepadam coraz bardziej. Nie da się opisać emocji które towarzyszyły mi podczas lektury. Raz uśmiechałam się, czasem kręciłam głową z niedowierzaniem i pewnym niepokojem, a innym razem wylewałam całe morze łez, którego nijak nie mogłam powstrzymać. Zwłaszcza koniec okazał się dla mnie wyjątkowo druzgocący i wstrząsający. Nie potrafiłam pogodzić się z takim przebiegiem wydarzeń, byłam wręcz zła na autorkę, że zdecydowała się tak a nie inaczej zakończyć swoją powieść. Moja dusza została rozerwana na milion części, a serce tak naprawdę pozostawiłam w książce, by jeszcze kiedyś móc do niej wrócić i na nowo przeżyć te niewyobrażalne emocje. „Promyczek” to opowieść o sile przyjaźni, a zarazem o pięknej miłości która sprawia, że świat staje się dużo lepszy. Wnosi do naszego życia odrobinę światła i nadziei, pokazuje nam, że zawsze warto walczyć o swoje marzenia i pragnienia. Jest tutaj też mowa o śmierci, a także o żałobie i radzeniu sobie z tragedią i stratą ukochanych osób.
Książka Kim Holden skłania do głębszych refleksji i przemyśleń. Uzmysławia nam, że każdy nowy dzień to cud i że nawet pomimo tego iż nie mamy zbyt wiele, to jednak powinniśmy cieszyć się życiem. W końcu mamy przyjaciół i ludzi których kochamy z wzajemnością, a to oni sprawiają, że nasze życie nabiera sensu. Nie zapominajmy o tym. „Promyczek” to smutna, ale i niesamowicie przejmująca książka. Przeczytajcie i sami się o tym przekonajcie. Pozwólcie aby zawładnęła Wami w całości. Na pewno nie pożałujecie.
__________________________________
czytanie-moja-milosc.blogspot.com
„(...) choć bardzo się staram o tym nie myśleć, czasami życie mnie zawodzi. A nie chcę, by tak się działo. Ponieważ życie jest darem.”
więcej Pokaż mimo toKate Sedgwick przeszła w swoim życiu wiele, jednak pomimo problemów i tragedii jaka ją dotknęła stara się być optymistką. Jest zabawna, bystra i pełna życia, ma też wybitny talent muzyczny. To dlatego jej przyjaciel Gus nazywa ją...