-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant2
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2024-05-01
2024-04-11
Dla mnie opowiadania w większości bardzo dobre, spójnie zawiązują się wokół osi, którą jest schronisko Pod Jemiołą w czasie Bożego Narodzenia.
Pokrótce opisują to, co rzutuje na naszą spokojną codzienność, a mianowicie: stresy, niekomfortowe sytuacje, nawarstwiające się konflikty z bliskimi. A z uwagi na czas, w którym poznajemy bohaterów obserwujemy te zdarzenia w okresie tuż przedświątecznym, nieco magicznym, a z drugiej strony ostatecznym do podejmowania decyzji przed końcem roku. Z takich czy innych względów osoby trafiają do schroniska w górach by odpocząć, nabrać dystansu lub po prostu cieszyć się chwilą z kimś wyjątkowym. Sytuacje, które przybrały w ostatnich miesiącach ich życia niepomyślny obrót w czasie Bożego Narodzenia mogą ujrzeć w innym świetle, w końcu podejmą wiążące decyzje, nie zawsze w duchu "żyli długo i szczęśliwie".
Najbardziej mistyczna w tej opowieści jest jemioła wraz z całą swą symboliką narosłą od stuleci. Spaja ludzi tak, jak opowieści różnych autorów w tym tomie.
Dla mnie opowiadania w większości bardzo dobre, spójnie zawiązują się wokół osi, którą jest schronisko Pod Jemiołą w czasie Bożego Narodzenia.
Pokrótce opisują to, co rzutuje na naszą spokojną codzienność, a mianowicie: stresy, niekomfortowe sytuacje, nawarstwiające się konflikty z bliskimi. A z uwagi na czas, w którym poznajemy bohaterów obserwujemy te zdarzenia w okresie...
2024-04-03
2024-04-02
2024-03-31
2024-03-29
"Śmiertelni nieśmiertelni" to wyjątkowa pozycja zarówno pod kątem ujęcia tematu przewodniego jakim jest choroba nowotworowa, a też z uwagi na konstrukcję. Formalnie przypomina pamiętnik, wspomnienia pisane z punktu chorującej Terry oraz Kena będącego osobą wspierającą na tym wyboistym szlaku. Tej książki nie łykasz, a poddajesz kontemplacji każde jej słowo.
Oto książka, którą odczytać można na rożnych poziomach, a trafi do czytelnika w zależności od stopnia jego wrażliwości. Uważam, że nie ma znaczenia czy wywodzimy się z kultury Zachodu i jesteśmy przypisani do religii chrześcijańskiej, bo możemy czerpać z różnych kultur by rozwijać swego ducha. Zdarzało mi się usłyszeć, że oddając się rozważaniom nad innymi religiami zdradzamy naszego Boga. Skąd takie pojmowanie? Ucząc się, poznając i doświadczając nowego zgłębiamy przy okazji własną wiarę, przyglądamy się kulturze, w której wzrastamy, nie pozostając jedynie w sztywnych ramach nakreślonych ideologicznie, kulturowo czy społecznie, a sięgamy dalej i dalej. Ta książka Wilbera pokazuje, że poszukiwanie, medytowanie, transcendencja, odwoływanie się do innych kultur, metod i wierzeń nas nie zabija, a przeciwnie, buduje pełny obraz rzeczywistości i rozwija naszą świadomość. Wszelkie systemy mogą być sprzymierzeńcem w walce z wrogiem, który nas bezpośrednio atakuje. Książka powinna uświadomić nam, że tu gdzie żyjemy duch nie istnieje bez ciała, ale i cielesność stanowi integralność z duszą, więc gdy coś psuje się w ciele nie można tylko skupiając się na cielesnej postaci choroby. Jeśli mamy silną motywację do przeżycia, którą być może dają nam najbliżsi, ich zaangażowanie i szczere oddanie albo wcześniej założony cel do osiągnięcia, a może wiara tak nas buduje, że pokonujemy przeszkody, a szczęśliwcy mogą mieć to wszystko razem i jeszcze więcej, gdy przychodzi im zmierzyć się z nieuleczalną chorobą, to już jesteśmy wygrani bez względu na ostateczny wynik.
W ujęciu Kena Wilbera dostajemy szeroki szeroki plan, w którym rozgrywa się najtrudniejsze pięć lat jego życia jako osoby wspomagającej podczas choroby jego żony Terry. Niezwykle emocjonujące i dramatyczne mierzenie się w walce z nowotworem poprzez sięganie do chemioterapii, naświetleń, leków przeciwnowotworowych oraz różnych alternatywnych metod skutecznego oddziaływania na guzy, jak wzmacniająca dieta, witaminy, ruch, medytacja, wizualizacja, odwiedzanie różnych miejsc i ludzi mogących pomóc, ale nie skupianie się tylko na guzie. A w tym wszystkim postawa i przemiana Terry, która w swoje czterdzieste urodziny przyjmuje imię Treya (wybór nie bez znaczeni), która wsłuchuje się w siebie, podejmuje decyzje, walczy, zmienia się jej świadomość, postrzeganie pewnych prawideł, bo znajduje w tym wszystkim to, co daje jej siłę, co ostatecznie ukierunkowuje jej ducha.
Dzięki tej książce zahaczymy o różne teorie, m.in tę zbudowana przez Levensona, o sensie której rozmyśla zarówno Treya, jak i Ken z punktu widzenia swojego życia, a która głosi:
"ludzie są bardziej podatni na raka, jeśli jako dorośli mają trudności w kontaktach z ludźmi, przejawiają tendencje do hiperindywidualizmu, zbyt są skupieni na sobie, nigdy nie proszą o pomoc, zawsze usiłują wszystko robić na własną rękę. Stres, który się w nich gromadzi, nie uwalnia się w związkach z innymi ludźmi, kiedy prosi się o pomoc czy uzależnia się od kogoś. Ten skumulowany stres nie ma więc żadnego ujścia i dlatego tacy ludzie, jeżeli mają genetyczne skłonności do raka, pod wpływem napięcia mogą zachorować." (s.296)
Natomiast "Nowa szkoła psychoneuroimmunologii znalazła przekonywujące dowody na to, że myśli i emocje wywierają bezpośredni wpływ na układ odpornościowy.(...) Udowodniono zwłaszcza, że wyobraźnia i wizualizacja są najważniejszymi składnikami tego "niewielkiego, ale istotnego" wpływu umysłu na ciało i układ odpornościowy." (s.323/324). To podkreśla, jak istotne jest spojrzenie na człowieka jako całość, co przez cały czas robią bohaterowie.
Jednak najwyższą wartością tej publikacji jest ukazanie zarówno świata Trey, jej walki fizycznej oraz przemyśleń przelanych na papier, a jednocześnie pokazanie, jak funkcjonuje partner, osoba wspierająca, która również cierpi, zmaga się z wysokim stresem na co dzień, a która przez innych może być postrzegana jako ta, która nie ma prawa do użalania się, bo to nie jego zabija nowotwór. A przecież przezywanie głębokiego cierpienia jest równie destrukcyjne i rujnujące zdrowie. Przy czym Kena rzeczywiście w pewnym momencie dopada nieznana choroba, czemu ten przypisuje znamiona depresji, jednak ta ustępuje wraz z prawidłowo postawioną diagnozą.
Czytając pewien rodzaj książek mamy szczególną predyspozycję do oceniania postaw bohaterów, gdy nie zgadzamy się z ich decyzjami, bo my byśmy tak nie postąpili, bo to niemądre, bo tak nie można, przemawiał przez nią/niego egoizm i tak dalej. Uważam, że po przeczytaniu "Śmiertelnych nieśmiertelnych" takich głosów pojawiła się znikoma ilość. Nie wiemy na pewno jakich decyzji możemy spodziewać się po sobie, nawet jeśli w tej chwili mamy ugruntowane podejście do zasadniczych spraw. A jeśli nadal z całym przekonaniem wierzymy, że w danej sytuacji postąpilibyśmy w określony sposób, to prawdopodobnie nie zrozumieliśmy treści tej książki.
"Śmiertelni nieśmiertelni" to wyjątkowa pozycja zarówno pod kątem ujęcia tematu przewodniego jakim jest choroba nowotworowa, a też z uwagi na konstrukcję. Formalnie przypomina pamiętnik, wspomnienia pisane z punktu chorującej Terry oraz Kena będącego osobą wspierającą na tym wyboistym szlaku. Tej książki nie łykasz, a poddajesz kontemplacji każde jej słowo.
Oto książka,...
2024-03-19
2024-03-18
2024-03-04
(...)
Spokojny tok narracji, bez męczącego powtarzania punktów śledztwa, wiadomych, sprawdzonych informacji czy rozbierania na czynniki pierwsze wszystkich kwestii. Zawrotnej akcji brak. Szaleńcze pościgi czy nieprzemyślane decyzje względem prowadzonej sprawy tutaj się nie pojawią.To dobrze skrojony kryminał, w którym policjanci - wydawać by się mogło - nieco miotają się pomiędzy poszczególnymi podejrzanymi, pewne informacje, podejrzenia prowadzą w ślepe zaułki jednak nie tracą z oczu najważniejszego - motywu. Wisting nie będzie mógł oprzeć się wrażeniu, iż wydarzenia, niejako dziejące się w tle, mają ten sam czynnik wyzwalający, Kajse Berg. Ale czy zaginięcie sportsmenki albo kota można łączyć z serią włamań i kradzieży? Jedna zaginiona, a trafiają się przy okazji inne ofiary. Czy, w którymś z wykopanych grobów, znajdą w końcu dziewczynę?
(...)
Gdybym miała określić powieść "Jedną jedyną" przy pomocy jednego słowa to było by to - zrównoważona. Taka właśnie jest ta powieść. Wyważenie na polu zawodowym, dochodzenie prowadzone bez nerwów w dużym skupieniu, materiał dowodowy poddawany zarówno analitycznym jak i intuicyjnym umiejętnościom Wistinga. Życie prywatne stonowane, bez większych załamań, nienarzucająca się podczas akcji Lin i gdzieś tam żona. Dochodzenie też nie przechodzi poważnych ewolucji, po prostu jest prowadzone skrupulatnie i pomimo wpadania - od czasu do czasu - na ścianę nie zamiera, posuwa się na przód dając odczucie, że podążamy w odpowiednim kierunku. Przyjemnie śledzi się poczynania bohaterów, aż nie chce się pochłaniać całości w jeden wieczór tylko dawkować sobie po trochu przez kolejne dni.
Całość:https://nakanapie.pl/recenzje/wszyscy-maja-cos-do-ukrycia-jedna-jedyna
(...)
Spokojny tok narracji, bez męczącego powtarzania punktów śledztwa, wiadomych, sprawdzonych informacji czy rozbierania na czynniki pierwsze wszystkich kwestii. Zawrotnej akcji brak. Szaleńcze pościgi czy nieprzemyślane decyzje względem prowadzonej sprawy tutaj się nie pojawią.To dobrze skrojony kryminał, w którym policjanci - wydawać by się mogło - nieco miotają się...
2024-03-06
"Książka Rebekki E. Kidger to kompendium prawdziwych historii o duchach." Prawdopodobnie chodziło o podkreślenie, iż zamieszczone w zbiorze historie są prawdziwe, jednak jak sprawdzić i potwierdzić wiarygodność istnienia duchów? Czy to, że niektórzy z nas odczuwają obecność bezcielesnych to fakt czy mit? Na ile duchowość może być namacalna? Poruszanie się w tym kręgu może być ciekawe, nawet jeśli takie dywagacje byłyby wydumaną mrzonką, ale.. Autorka skupia się na przeglądzie miejsc na terenie Anglii, które objęła swoimi badaniami. Czyli dostajemy mapę z wytyczonym szlakiem punktów dotkniętych zjawiskami nadprzyrodzonymi, ale nie ma rozważań na nurtujące tematy przy poruszanej problematyce.
Z definicji kompendium przedstawia temat w sposób skrótowy podając to co najistotniejsze. I jest skrótowo począwszy od ilości stron publikacji po naszpikowanie jej krótkimi opowiastkami o nawiedzanych przez duchy miejscach. I pewnie to zgubiło Autorkę, bo zamiast ciekawie rozwinąć nieco historie daje tylko zarys bazując na historycznych podstawach danego obszaru, budynku czy pól bitewnych.
Relacje z paranormalnych doświadczeń nie są podane w sposób zachęcający. Niektóre budzą szczególną wątpliwość, jak i sens ich zamieszczania. Poza tym po przeczytaniu kilku z nich pozostałe zaczynają zlewać się w całość. Podobno treść miała rzetelne podstawy, mamy do czynienia z badaczką, a nie uzyskujemy żadnych konkretnych przemyśleń. Książka nie posiada znamion pracy badawczej. Jest jedynie jałową papką dla niewymagającego czytelnika.
"Książka Rebekki E. Kidger to kompendium prawdziwych historii o duchach." Prawdopodobnie chodziło o podkreślenie, iż zamieszczone w zbiorze historie są prawdziwe, jednak jak sprawdzić i potwierdzić wiarygodność istnienia duchów? Czy to, że niektórzy z nas odczuwają obecność bezcielesnych to fakt czy mit? Na ile duchowość może być namacalna? Poruszanie się w tym kręgu może...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-01
2024-02-28
Komedię kryminalną "Nieszczęścia chodzą trójkami" oceniłam kiedyś dobrze. Tam pewne sceny bawiły, na coś się czekało, a w przypadku "Kołysanki" mam odczucie, jakby pisała je młodsza, mniej doświadczona literacko osoba. To prosta historyjka łącząca motywy, które pojawiły się w wielu istniejących książkach innych autorów, co oznacza że nie pojawi się nic nowego co by czytelnika miało zaskoczyć. Podobnie z inspiracjami idącymi w kierunku klasyki, czyli baśni, chociaż w tym wypadku nadaje to jakiegokolwiek smaczku opowieści. A wszystko ujęte dość topornie i jak na książkę o magii - nazbyt statycznie i mdło. Brakuje tej historii charakteru, podobnie jak jej bohaterom. Można na lata zapamiętać fabułę dzięki postaciom, które były nie tylko jakieś, ale prezentowały chwytliwą manierę, miały bogatą osobowość i albo oczarowały, albo tak irytowały swym sposobem bycia, że nie sposób zapomnieć.
Parę wątków bez rozwinięcia, coś tam porzucone i końca nie widać (może w kolejnych tomach?). Łatwo wyłapać tez powtórzenia, wracanie do tego samego i nie mam tu na myśli przeszłości, odwołań do przodków, mimo iż wydaje się jakby na tym oparła się cała historia - historia zemsty. Zemsta jaka jest każdy widzi, a co do walki mocy zdecydowane rozczarowanie wieńczące to dzieło.
Moją uwagę zwróciło tez to, że główna bohaterka zachowuje się niekonsekwentnie. Raz jest pewną siebie i swych czarownych mocy kobietą, która nie ulega męskim zaczepkom, a to znów robi to co inni jej mówią. Jakby cierpiała na zmienność nastrojów rzucając się od złości, a nawet furii po popadanie w przygnębienie. Takie przebiegunowanie na zawołanie, co wytrąca czytelnika z rytmu i każe zastanawiać się o co chodzi, bo przecież nie było powodu. Za to jest na tyle sprytna i genialna, że potęga wroga kłania się do jej stóp, co wypada nieszczególnie przekonująco w opisywanej scenerii zdarzeń.
Po lekturze łatwo odnieść wrażenie, że nie tyle śledztwo było ważne, a roztrząsanie historii rodzin władających magią, ich hierarchia oraz zaszłe konflikty. Za to niewielkie skupienie na ukazaniu rzeczywistości magicznej, miejsc, postaci. Wyszło zaskakująco banalnie. Nie jestem znawczynią tego typu historii, urban fantasy gdzieś tam zagościło u mnie parę razy, ale to nie znaczy, że teraz zadowolę się byle czym, co będzie choćby miernym nośnikiem "czarownej" fabuły. Liczyłam na dobrą zabawę, z humorem potraktowaną opowieścią, lekką, ale wciągającą. A takie składowe jak: czarownice, magia, miejsce wydarzeń, sięganie do korzeni daje skojarzenie, że będzie słowiańsko. Niestety, nie wyczułam takich klimatów, tak samo jak większych emocji.
Komedię kryminalną "Nieszczęścia chodzą trójkami" oceniłam kiedyś dobrze. Tam pewne sceny bawiły, na coś się czekało, a w przypadku "Kołysanki" mam odczucie, jakby pisała je młodsza, mniej doświadczona literacko osoba. To prosta historyjka łącząca motywy, które pojawiły się w wielu istniejących książkach innych autorów, co oznacza że nie pojawi się nic nowego co by...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-22
2024-02-18
2024-02-17
2024-02-15
2024-02-13
2024-02-10
Nad ranem
Obudziłam się
W mrocznym świecie
Jutra-pojutrza
Wokół mojej nie-jaźni
Krążyli ludzie-nieludzie
Z niemym krzykiem
Na zaciśniętych ustach
Nie podchodź do mnie za blisko
Powiew
Lodowej cywilizacji
Świat zimnych automatów
Z ochronną warstwą
Pola siłowego
Nie dotknij przypadkiem
(s.9)
Oto książeczka, która przeleżała u mnie kilka lat wciśnięta miedzy inne, zapomniana. Taka niepozorna, a przepełniona mocą oddziaływań, choć w subtelną formię ubrana. Nawet nie znając autora wczytując się w jego wiersze dostrzega się dojrzałość płynącą z metaforyki słów. Może stoi za tym doświadczenie, przeżycia i gdy tworzy się w późniejszym okresie życia ma się wszystko racjonalnie poukładane i zaczyna przeżywać się chwilę, jej wyjątkowość w specyficzny sposób.
Łapię chwile radości
Kroplami rozsypane w powietrzu
Zgarniam w linię serdeczną dłoni
Nawlekam na nić pajęczą
Migotliwe kolory tęczy
Zamknięte w owal deszczu
Wtulam blisko zziębniętego serca
(...) s.61
Czy poezję można nazwać wyważoną? Dla mnie liryka Krzyżańskiej okazała się harmonijna, bez zbędnych słów, a te które się pojawiają na kartach "Nie dotknij przypadkiem" doskonale ujmują przekaz, celnie pobudzają czytelniczą refleksyjność. Im mniej słów Krzyżańska zawiera w wierszu tym więcej dostrzeżemy w nim metaforycznych obrazów.
PUSTKA
Patrzę
Na swoje odbicie
W lustrze
Stoisz za mną
Trzymasz rękę
Na moim ramieniu
Czuję jej ciepło
Po tej stronie
Pustka
(s.44)
Poetka wielokrotnie odnosi się do funkcji marzeń w życiu, jakby chciała podkreślić, że nie samym chlebem i pracą człowiek żyje. Jesteśmy bytami o wiele bardziej spragnionymi duchowej strawy, kontemplacji i odurzenia marzeniami niż chcemy przyznać na co dzień. Co prawda coraz częściej zatracamy się w chłodnej przestrzeni wirtualnej, ale każdy tak samo jest spragniony ciepła ludzkiej dłoni. Jedni będą uważać takie zachowanie za stratę czasu, inni chętnie przeznaczą swój czas na przyjemne odrealnienie z poezją, własnymi przemyśleniami oraz skupieniem się na marzeniach.
Tęsknić to znaczy marzyć
Widzieć oczami duszy
Ukochaną twarz
Dotykać jasnych oczu
Wilgotnych warg
Obejmować ustami usta
Rękami
Dotykać gorącego ciała
(...)s.41
Ten niewielki tomik zaskoczył mnie swą niepowtarzalnością. Różnorodny tematycznie przechodzi od rzeczy oczywistych, prozaicznych do lirycznych westchnień, uczuć stęsknienia i wyrażania pragnień cielesno-zmysłowych, odurzeń chwilą, nastrojem płynącym z wyczekiwania. Jednocześnie zagłębia się w strefę marzeń mając na uwadze zmiany technologiczne i brutalną izolację ludzi w dzisiejszym świecie. Można mieć złudzenie, że podmiot liryczny igra sobie z czytelnikiem nasuwając pewne skojarzenia, ale póki nie odczyta się wiersza po ostatnie słowo nasza interpretacja zdaje się być błędna. Po prostu oślepiono nas warstwowością metaforyki.
"Nie dotknij przypadkiem" to piękna przygoda, niczym nie wymuszona podróż w głąb siebie i drugiego człowieka.
Nad ranem
Obudziłam się
W mrocznym świecie
Jutra-pojutrza
Wokół mojej nie-jaźni
Krążyli ludzie-nieludzie
Z niemym krzykiem
Na zaciśniętych ustach
Nie podchodź do mnie za blisko
Powiew
Lodowej cywilizacji
Świat zimnych automatów
Z ochronną warstwą
Pola siłowego
Nie dotknij przypadkiem
(s.9)
Oto książeczka, która przeleżała u mnie kilka lat wciśnięta miedzy inne,...
2024-02-08
2024-02-03
Niektórzy "Wróć przed zmrokiem" nazwą taką sobie opowieścią z pogranicza grozy i sensacji. Rzeczywiście opowieść Sagera jest historią podszytą grozą umiejętnie dozowaną i wypełniającą kondygnacje posiadłości Baneberry Hall. Magia takich miejsc przyciąga i tutaj stary dom ponownie zwabia Maggie, córkę ostatnich właścicieli. Wydarzenia jakie od początku towarzyszą posiadłości mają prawo ujrzeć światło dziennie wychodząc na pierwszy plan teraźniejszych zdarzeń.
I tak w klimacie owianym duchami dochodzi do odkrycia realnych wydarzeń sprzed lat. Atmosferę wyczekiwania i niepokoju dodatkowo podsyca sposób w jaki została zbudowana opowieść przeplatana wątkami sprzed dwudziestu pięciu lat i tego co ma miejsce dziś. Główna bohaterką obu planów jest dziewczyna, najpierw pięcio-, potem trzydziestoletnia Maggie Holt. Wszystko przemawia za tym, by nie wracała do posiadłości, jednak czy łatwo odciąć się od przeszłości, która tak mocno odcisnęła się na życiu bohaterki? Powrót, przywrócenie posiadłości do stanu bezpiecznego użytkowania i jej sprzedaż to jedno, a uporanie się z lękami i podejrzeniami to drugie, co chce osiągnąć podczas tej wizyty. Jako że panna Holt to pragmatyczne stworzenie trudno będzie jej uwierzyć w nadprzyrodzone siły dręczące stare domostwo. I tak jak nie wierzy w treść książki napisanej przez swego ojca o nawiedzeniu Baneberry Hall, tak nie chce się poddać sugestii dźwięków, trzasków i znikaniu przedmiotów jakie zaczynają mieć miejsce po jej przyjeździe.
Może i byłaby ta opowieść nudna, gdyby nie to jak ciekawie została zaaranżowana. Gdy zaczynamy się zastanawiać: czy aby na pewno? to akurat zostaje podrzucony jakiś trop. Jeśli nie dajemy wiary duchom mamy odkrytą sensacyjną zagadkę. A jeśli był trup musiał być i sprawca, a jeśli ten jest postacią realną, to zastanawiamy się kim był i czy aby na pewno jest to możliwe. A może jednak maczały w tym place duchy przebrzydłe. Drzwi szafy same się otwierały/zamykały czy istniał inny mechanizm? Czy Pan Cień to jedynie wyobrażenie pięcioletniego dziecka czy coś wiece? Rzeczy po prostu same znikają, zostają przeniesione przez jakąś siłę, a może dostał się do domu włamywacz? Niemalże każdą sytuację możemy rozpatrywać w kilku wariantach, potem eliminować niektóre i wybierać najbardziej prawdopodobne jako sceny budujące pełną oprawę zdarzeń.
Istnieją zalety, są tez wady. "Wróć przed zmrokiem" byłoby dużo lepsze gdyby nie przyspieszone tempo w końcowym etapie, które zwija się z szybkością zapalonego lontu. Niestety, wszystko układa się zbyt idealnie, w odpowiednim czasie następują po sobie zdarzenia jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I to właśnie zakończenie jest najbardziej niewiarygodne w całej treści. Ujmuje lekkości prowadzonej historii, jak i wszelkiego napięcia, a nawet odbiera zaciekawienie.
Za mną multum książek o podobnej tematyce, wielu nie pamiętam ani tytułu, ani nie potrafiłabym już przypisać autora, ale spotkania z Sagerem w tym wydaniu nie uważam za czas stracony, choć bardzo żałuję tej nieznośnej kumulacji zdarzeń w fazie końcowej. W pewnych momentach było świetnie. Moja wyobraźnia wznosiła się pod wysoki sufit i bujała na wciąż oświetlonym żyrandolu, czasem jakiś nerw został szarpnięty jak dzwonek pociągany za stary sznurek przypisany do danego pokoju Baneberry Hall. Magia chwil została odnotowana. Jednak czy to co dobre jest w stanie przykryć dość oczywiste potknięcia Autora? Powinno się pamiętać, że w tak delikatnym temacie jak stare domu, duchy i nawiedzenia pewnych faktów nie powinno się podawać czytelnikowi na tacy, bo albo się przesyci albo zniesmaczy.
Ostatecznie nie było tak źle, żebym nie chciała sięgnąć po kolejną książkę Rileya Sagera.
Niektórzy "Wróć przed zmrokiem" nazwą taką sobie opowieścią z pogranicza grozy i sensacji. Rzeczywiście opowieść Sagera jest historią podszytą grozą umiejętnie dozowaną i wypełniającą kondygnacje posiadłości Baneberry Hall. Magia takich miejsc przyciąga i tutaj stary dom ponownie zwabia Maggie, córkę ostatnich właścicieli. Wydarzenia jakie od początku towarzyszą posiadłości...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po pierwszej przeczytanej książce Autorki wiedziałam, że będę kontynuować tę smakowicie rozpoczętą przygodę, mimo iż lektury Magdaleny Zimniak nie należą do lekkich, banalnych konstrukcji. Dawno jej u mnie nie było i zatęskniłam za tym co znajome i dobre. Z zaciekawieniem podchodzę do kolejnej, zastanawiając się czym tym razem zaskoczy, w jaki sposób uwikła swoich bohaterów i czy będzie autentycznie?
(...)
Przerabianie przez bohaterkę scen z życia, gdy była nastolatką daje początkowo fragmentaryczny obraz jak wyglądała ta przeciętna rodzina z Nasielska. Jak zaburzony rodzic wpływa na kształtowanie się młodego człowieka i do czego jest zdolny w swym obsesyjnym egoizmie. Jak choroba psychiczna może zdominować umysł i przejąc władzę nad poczynaniami człowieka. Kluczowe są tu rozważania Bianki nad sytuacją w jakiej się obecnie znalazła i kto może za tym stać. Praktycznie każda z wymienianych postaci może być tym zamaskowanym porywaczem, zarówno kobieta jak i mężczyzna. Czy to desperacja otumanionej kobiety podpowiada jej takie scenariusze? czy realnie każdy z podejrzanych mógłby dokonać takiego czynu i odgrywać grę, która przywodzi tyle wspomnień?
Teraźniejszość przeplatana jest ze zdarzeniami z przeszłości. I teraz i przedtem wypełniają tajemnice oraz niedopowiedzenia, a po tragicznych przeżyciach zacierają się pewne wspomnienia, które z czasem upomną się o ujawnienie. Wygląda na to, że należałoby przechowywać w pamięci ciągłość zdarzeń, by uchronić się przed kolejnymi kryzysami.
Zimniak umiejętnie prowadzi grę z czytelnikiem podsuwając osoby do kręgu podejrzanych, to znów negując ich udział. To za łatwe, tamto zbyt oczywiste. Ale przecież tak właśnie może być. Najczęściej to najbliżsi stoją za zniknięciami kogoś z rodziny. To ci zaufani, okazujący pomoc, przychylność, a nawet miłość, są zdolni do niewiarygodnych czynów. Przyjaciel w każdej chwili może stać się wrogim, więc komu zaufać?
W tym wypadku proponuję zaufać dobrej, wciągającej lekturze i podarować sobie wieczór na rozwikłanie psychologicznej zagadki. Trzymająca w napięciu fabuła, narracja współtworzona przez każdego z bohaterów zdarzeń, kompilacja ich przemyśleń odkrywająca stopniowo początkowo niejasny, rozmyty obraz przeszłości. Każdy ma coś na sumieniu i każdy mógłby okazać się winnym, ale tu do końca nic nie będzie oczywiste.
Całość: https://nakanapie.pl/recenzje/rozpocznijmy-te-gre-nasza-prywatna-gra
Po pierwszej przeczytanej książce Autorki wiedziałam, że będę kontynuować tę smakowicie rozpoczętą przygodę, mimo iż lektury Magdaleny Zimniak nie należą do lekkich, banalnych konstrukcji. Dawno jej u mnie nie było i zatęskniłam za tym co znajome i dobre. Z zaciekawieniem podchodzę do kolejnej, zastanawiając się czym tym razem zaskoczy, w jaki sposób uwikła swoich bohaterów...
więcej Pokaż mimo to