-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel15
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-01-21
2023-04-21
2023-03-16
2023-03-03
2023-03-04
2023-02-17
2023-02-17
2023-02-15
2023-02-11
2023-02-02
“Pod krzewami bzu” to kolejna powieść Louisy May Alcott, która trafiła w moje ręce. Po przeczytaniu “Małych kobietek” rozkochałam się w książkach tej autorki, choć nie wszystkie podobały mi się jednakowo. “Pod krzewami bzu” to jednak wspaniała historia, która rozgrzeje Wasze serca w ten zimowy czas. Muszę przyznać, że ten tytuł razem właśnie z “Małymi kobietkami” staje u mnie na podium. Nie mogło być inaczej, skoro bohaterem jest w niej mały chłopiec i pewien niezwykle utalentowany pudel! A ja do pudli, musicie wiedzieć, mam ogromny sentyment – takiej rasy był bowiem mój ukochany piesek w dzieciństwie.
“Pod krzewami bzu” – opowieść o chłopcu z cyrku
Pewnego dnia Bab i Betty Moss organizują przyjęcie dla lalek – jest herbatka, pyszne ciasto i piękna zastawa. To prawdziwa uczta i niemalże idealny przepis na spędzenie popołudnia… Tę sielską atmosferę przerywa jednak pojawienie się nieproszonego gościa. Kiedy pudel wbiega między lalki dziewczynek i porywa ze stołu ciasto, są przerażone, ale i zafascynowane. Boją się, że pies je zaatakuje, więc próbują trzymać dystans… ale z drugiej strony zamierają z wrażenia, gdy ten oddala się na dwóch łapkach, niczym akrobata! Patrzą na niego oniemiałe! Skąd on się wziął i kiedy do nich wróci? Czy ma właściciela?
Sprawa wyjaśnia się, kiedy dziewczynki zapoznają się z Benem – chłopcem z cyrku. Wymęczony i głodny Ben niesie za sobą smutną historię. Choć nie potrafi czytać, doskonały jest w opiece nad końmi czy wspinaczce po drzewach. Uciekając z cyrku razem z psem Sancho, zostaje niemalże sam na świecie, dlatego bardzo się cieszy, gdy matka Betty i Bab proponuje mu pracę. Wkrótce do całej tej piątki dołącza jeszcze sąsiadka – panna Celia, dzięki której dni wydają się jeszcze barwniejsze. Ich codzienność pełna jest przygód i wzajemnej nauki. Jak to bywa w powieściach Louisy May Alcott – pełno tu moralizatorskiego przekazu, jednak cała powieść pozostawia po sobie uczucie ogromnego ciepła i przytulności.
“Pod krzewami bzu” – idealna opowieść na mroźne dni
Ta książka jest niczym kubek gorącego kakao w zimowy dzień – idealnie rozgrzewa od zewnątrz i wewnątrz. Zasiądźcie wygodnie w fotelu i pozwólcie powieści przenieść Was do innego świata. Choć kontynuacje “Małych kobietek” nie zawładnęły moim sercem tak, jak zrobiła to pierwsza część, to “Pod krzewami bzu” zajmie wysokie miejsce w moim prywatnym rankingu. To wspaniała opowieść, pełna ciepła, miłości i wzajemnego zrozumienia. Mnóstwo tu XIX wiecznych nauk i prawd o świecie, na które dziś można byłoby się oburzać. Ja zamiast tego wolę uśmiechać się pod nosem i nadal rozkoszować się powieścią. Pokazuje ona, że nawet w ciężkich dla nas czasach można znaleźć dobre serca. Perełką powieści jest oczywiście niezwykły pudel Sancho, który rozkochał mnie w sobie od pierwszych stron.
Jeśli szukacie miłej i ciepłej opowieści na te lutowe, zimne wieczory, to nie mogliście wybrać lepiej. Jest doskonała!
“Pod krzewami bzu” to kolejna powieść Louisy May Alcott, która trafiła w moje ręce. Po przeczytaniu “Małych kobietek” rozkochałam się w książkach tej autorki, choć nie wszystkie podobały mi się jednakowo. “Pod krzewami bzu” to jednak wspaniała historia, która rozgrzeje Wasze serca w ten zimowy czas. Muszę przyznać, że ten tytuł razem właśnie z “Małymi kobietkami” staje u...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-03
2023-01-25
2023-01-14
"Spaleni w ogniu” to dla mnie najważniejsza premia stycznia, bo jest to książka jednego z moich ulubionych autorów – długo wyczekiwana! Przeczytałam wszystkie wydane dotychczas w Polsce powieści Cabré, miałam to szczęście, że uczestniczyłam w spotkaniu autorskim z nim i pomimo upływu lat oczarowanie jego prozą nie mijało. Cabré pisze pięknie o historiach, które nie zawsze są łatwe do opowiedzenia oraz o bohaterach, których często trudno jest zrozumieć. W jego powieściach sztuka zawsze odgrywa bardzo ważną rolę i jest obecna w życiu postaci. Bardzo czekałam na premię “Spalonych w ogniu”, by znów rozkoszować się tak dobrą literaturą!
“Spaleni w ogniu” – historia pełna niedomówień
Głównym bohaterem powieści jest Barcelończyk Ismael. Mężczyzna nie miał łatwego dzieciństwa, ale mimo to udaje mu się zapanować nad chaosem panującym w jego życiu, zdobyć wykształcenie i podjąć pracę nauczyciela. Pewnego dnia wstępuje do pasmanterii, aby dokupić brakujące jego koszuli guziki. Nie wie, jak bardzo ten dzień odmieni jego życie… Na miejscu spotyka przyjaciółkę z dzieciństwa, a wkrótce zaczyna się rodzić między nimi uczucie. Spędzają razem coraz więcej czasu, poznając siebie na nowo i tkając powoli wspólną codzienność. Przypadkowe spotkanie ze znajomym ze szkoły wywraca życie Ismaela do góry nogami. Dostawszy propozycję pracy, Ismael wsiada z mężczyzną do samochodu, a później… budzi się w szpitalu. Opiekują się nim dziwni lekarze, a on sam dochodzi do wniosku, że nie wszystko pamięta (czy aby do końca nieświadomie?). Stopniowo, odzyskując pamięć uświadamia sobie, co się wydarzyło razem z faktem, że pewien etap jego życia dobiegł końca.
Druga warstwa opowieści jest nieco bardziej filozoficzna. Bohaterem jest już bowiem nie człowiek, a młody dzik, warchlak, który pozostając sam, uczy się życia i umyka śmierci. Cóż, Cabré nie byłby sobą, gdyby jego najnowsza powieść nie ocierała się (w tym przypadku dość mocno) o filozofię i pytania egzystencjalne.
“Spaleni w ogniu” – zupełnie inna powieść Cabré
Spaleni w ogniu
Rozpoczynając nową powieść Cabré czułam się niczym na bezpiecznym gruncie. Przeczytawszy 7 poprzednich książek autora byłam pewna, że wiem, czego mogę się spodziewać. Tymczasem “Spaleni w ogniu” to w mojej opinii zupełnie inna powieść autora.
Po pierwsze różni się ona formą: opowieść jest o wiele krótsza, niż poprzednie książki Cabré. Pomimo małego formatu wydanej książki, druk wciąż jest dość duży, dlatego jest to pozycja do przeczytania ku kawie. Nie spędzimy z nią kilku długich wieczorów, jak miało to miejsce poprzednio. Podobno Cabré bardzo długo pracował nad książką, skracając ją coraz bardziej, aby ostateczna forma była jak najbardziej skondensowana. Po drugie powieść jest zdecydowanie łatwiejsza w odbiorze – książka, jak już wspomniałam, jest krótka, akcja jest wartka, pomiędzy bohaterami występuje sporo dialogów i brak tutaj przeskoków w czasie, jak miało to miejsce np. przy “Wyznaję”.
Tym, co może zbliżać “Spalonych w ogniu” do innych książek autora jest filozofia (jak wspomniałam już wcześniej), ale również nawiązania do wielu dzieł literackich. Bohater wykreowany przez Cabré oswaja trudną rzeczywistość tym, w czym jest najlepszy: literaturą. Postaci, które są dla niego jakimś zagrożeniem nazywa imionami bohaterów literackich, chcąc poczuć się nieco pewniej. Warto również zwrócić uwagę na jego imię, które – co z resztą wspomniane w książce – jest jawnym nawiązaniem do “Moby Dicka”. Choć jak wspomniałam, jest to książka o wiele krótsza, niż poprzednie, autorowi udało się osiągnąć efekt skondensowania historii, bowiem od porównań i odniesień jest tu aż gęsto!
Premiera, po którą warto sięgnąć?
Książki Cabré zawsze będę polecać, ponieważ uważam, że jest to obcowanie z literaturą na trochę wyższym poziomie. Tu czytelnik nie dostaje tylko historii, przez którą musi przebrnąć, ale opowieść do analizy. Odniesienia do innych dzieł, postaci, filozofii, dziejów – to wszystko sprawia, że czytanie książek autora jest bogatszym doświadczeniem.
“Spaleni w ogniu” nie zostanie moją ulubioną powieścią autora (pozostanę wierna “Wyznaję”). Przyzwyczajona do dłuższych form, po tak krótkiej historii odczuwam niedosyt. Choć są tutaj punkty wspólne z innymi dziełami Cabré jestem zdania, że ta książka jest czymś zupełnie innym: formą i historią. Nie czuję rozczarowania (choć spodziewałam się czegoś zupełnie innego), ale brak też we mnie zachwytu, który towarzyszył mi podczas lektury innych jego powieści. Pomimo tego dobrze było wrócić do prozy Cabré po kilku latach – nadal pozostaje jednym z moich ulubionych autorów.
"Spaleni w ogniu” to dla mnie najważniejsza premia stycznia, bo jest to książka jednego z moich ulubionych autorów – długo wyczekiwana! Przeczytałam wszystkie wydane dotychczas w Polsce powieści Cabré, miałam to szczęście, że uczestniczyłam w spotkaniu autorskim z nim i pomimo upływu lat oczarowanie jego prozą nie mijało. Cabré pisze pięknie o historiach, które nie zawsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-15
“Szklany klosz” to najpopularniejsza powieść Sylvii Plath i jednocześnie klasyka, którą znać trzeba. Od dawna chciałam ją przeczytać, dlatego tym bardziej się cieszę, że miałam okazję poznać tę historię w tak pięknym, ilustrowanym wydaniu. “Szklany klosz” jest powieścią poniekąd autobiograficzną, pisaną prostym językiem. Z jednej strony w książce tej dzieje się bardzo niewiele, z drugiej – wszystkiego jest tutaj od groma. Powieść oddaje depresyjne nastroje autorki oraz walkę z tym ciężkim stanem. Walkę, którą autorka ostatecznie przegrała, bowiem w niecały miesiąc od premiery, popełniła samobójstwo. Tragiczna śmierć pisarki miała niejednoznaczny wpływ na popularność “Szklanego klosza”.
Dziś mam przyjemność zaprosić Was do zapoznania się z moją opinią.
“Szklany klosz” – opowieść o rozpadającym się świecie
Szklany kloszNowy Jork – miasto pełne możliwości, które otwiera się przed dziewiętnastoletnią Esther, niczym pąk róży. Wraz z każdym dniem odkrywa przed nią swoje nowe możliwości. Każdy kąt i każdy zakamarek pokazują coś nowego. To miasto, w którym można się zakochać, odnaleźć szczęście, osiąść na stałe, czy zrobić karierę… Kiedy Esther przybywa do Nowego Jorku, by odbyć roczny staż w czasopiśmie dla kobiet, chce spróbować tego wszystkiego. Rozkoszuje się Nowym Jorkiem, dopóki nie odkrywa, że życie, które dotąd wiodła i zasady, którymi się kierowała, tutaj nie mają prawa bytu…
Wpada w pułapkę, miasto zaczyna ją tłamsić. Nocne życie przestaje ją interesować. Jest piękna i inteligentna, ale nie czuje się, jak inne dziewczyny – widzi w sobie jedynie wady. Odkrywa, że dobre oceny, na których wcześniej skupiała swoją uwagę, nie są tu wartością. Jest zagubiona i nie potrafi odpowiedzieć sobie na pytanie kim chce być i na czym jej naprawdę zależy. Rozpaczliwie poszukuje akceptacji wśród mężczyzn, lecz wraz z nimi przychodzą kolejne obawy… Ostatecznie nic nie jest takie, jak sobie wyobrażała. Esther przeżywa załamanie, a wraz z nim kończy się pewien etap i rozpoczyna się walka o życie…
“Szklany klosz” – jak wygląda depresja
Bohaterka powieści Sylvii Plath żyje pod kloszem – pod szklanym kloszem. Nie dostrzega pierwszych symptomów depresji, bowiem przez ten jej szklany klosz wszystko jest dobrze widoczne i dosyć wyraźne. Ale jednocześnie odkrywa, że coś, jakaś bariera, oddziela ją od innych. Co raz mniej czuje, na mniej ma ochotę, wszystko staje się takie obojętne. Zupełnie, jakby ktoś odciął ją od świata, od emocji, od uczuć… Zupełnie, jakby była pod kloszem.
“Szklany klosz” to powieść, w której – jak napisałam we wstępie – z pozoru niewiele się dzieje. Ot, zwykłe życie nastolatki w dużym mieście: przyjaciółki, wieczorki, kariera. No właśnie – tak to wygląda, dopóki podstępna depresja nie zaczyna wkradać się do jej codzienności. Esther przejawia rozczarowanie każdym etapem swojego życia. Nie czuje już nic, nie wie, na czym i na kim jej zależy. Wszystko staje się obojętne i nijakie. Ten stan prowadzi do tragedii, z którą uporać będzie musiała się nie tylko ona, ale również jej bliscy.
“Szklany klosz” – powieść wciąż aktualna
Choć napisana 60 lat temu, powieść jest w dalszym ciągu aktualna. Myślę, że teraz, w momencie, kiedy jako społeczeństwo stajemy się bardziej świadomi choroby, jaką jest depresja, należy tę książkę przypominać. Jest napisana lekkim językiem, momentami dość banalnym, a nawet trywialnym, ale porusza niezwykle ważny temat. Bo taka właśnie jest depresja – może dotknąć każdego i w każdym momencie życia. Esther – śliczna i utalentowana dziewiętnastolatka, przed którą świat dopiero się otwiera, jest tego najlepszym przykładem.
“Szklany klosz” jest opowieścią o cierpieniu i walce o siebie. To książka, którą trzeba przetrawić i przemyśleć, bowiem pierwsze odczucia po lekturze mogą być nacechowane lekkim niedosytem. Egzemplarz, który otrzymałam od Wydawnictwa Marginesy, zawiera ilustracje, które są w tej powieści bardzo sugestywne. Czarno-białe kreski stawiane być może trochę niepewną ręką, smutne i przygnębiające. Polecam Wam lekturę szczególnie w tym wydaniu – jeszcze mocniej oddziałuje na wyobraźnię i emocje.
To smutna historia, która może przydarzyć się każdemu.
“Szklany klosz” to najpopularniejsza powieść Sylvii Plath i jednocześnie klasyka, którą znać trzeba. Od dawna chciałam ją przeczytać, dlatego tym bardziej się cieszę, że miałam okazję poznać tę historię w tak pięknym, ilustrowanym wydaniu. “Szklany klosz” jest powieścią poniekąd autobiograficzną, pisaną prostym językiem. Z jednej strony w książce tej dzieje się bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-22
“Leśne morze” zapragnęłam przeczytać, ponieważ jedną z moich ulubionych powieści jest “Wzgórze błękitnego snu” tegoż autora. Bronisław Najdarowski, z tej właśnie powieści, jest moim ulubionym bohaterem literackim. Nic więc dziwnego, że wobec “Leśnego morza” miałam ogromne wymagania, a szczególnie wobec głównego męskiego bohatera – Wiktora. To jednak powieść inna, w którą musiałam się “wgryźć”, aby ją docenić. W moim odczuciu jest ona trudniejsza, niż “Wzgórze błękitnego snu”. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa MG powstała ta recenzja, do której przeczytania bardzo Was zachęcam.
“Leśne morze” – opowieść o Szu-hai
Leśne morzeSzu-hai to wielka mandżurska tajga, która nie bierze jeńców. W niej przetrwają tylko najsilniejsi – rządzą nią prawa natury, z którymi w zgodzie są w stanie żyć tylko nieliczni. Jedną z takich osób jest Wiktor Domaniewski – młody chłopak, Polak, maturzysta, który musi schować się w głębi Szu-hai przed poszukującymi go Japończykami. Akcja powieści dzieje się w latach 1939-1944, kiedy w ojczyźnie bohatera szaleje wojna.
Serce wyrywa mu się ku Polsce, lecz czy tak naprawdę Polskę zna? To w mandżurskich lasach toczy się jego życie: poznaje jeńców i zbiegów takich, jak on, ale również przyjaciół, z którymi po stracie rodziców buduje dom. Jest niczym to młode tygrysiątko, które nie raz pojawia się w powieści – zostawione same sobie, tylko tajdze na wychowanie. To właśnie tam – w tym leśnym morzu – przeżywa wszystko po raz pierwszy… i po raz kolejny. Jego ciało mężnieje – już nie jest chłopcem, lecz staje się mężczyzną, wybitnym wojownikiem i strategiem. Po raz pierwszy się zakochuje… a później po raz drugi. Odczuwa pierwsze pożądanie do kobiety… a później kolejne – bo ludzkie serce jest skomplikowane i nie potrafi wybrać.
Mimo młodego wieku dźwiga na barkach ogromny ciężar, który nie raz go przytłacza. Boleśnie dowiaduje się, czym jest odpowiedzialność za czyjeś życie, ginie i odradza się niczym feniks. Wszystko, co przeżywa, otulone jest słodką obietnicą ojczyzny. Ale czymże jest Polska? Czyż nie Chiny są mu bliższe? Wiktor jest bohaterem tragicznym, bowiem każdy jego wybór niesie za sobą ofiarę i rezygnację z czegoś, co jest mu bliskie.
Igor Newerly – autor, który kreuje silnych bohaterów
Na Wiktorze Domaniewskim nie zawiodłam się. Podobnie, jak wspomniany wyżej Bronisław Najdarowski ze “Wzgórza błękitnego snu“, jest to bohater o wszelkich cnotach: niezwykle silny, męski, odpowiedzialny, dobry, choć rozdarty wewnętrznie. To on jest perłą tej opowieści. W samą historię było ciężko mi się wgryźć – musiałam przeczytać ponad 100 stron, zanim poczułam prawdziwy klimat opowieści – wilgotny i nieprzyjazny, niczym Szu-hai. Temat, zdaje mi się, jest dla nas Polaków dosyć obcy – nie spotkałam się wcześniej z historią polskich emigrantów w Chinach, dlatego bardzo cenię sobie notę historyczną, którą Wydawnictwo MG umieściło na początku książki.
Igor Newerly jest autorem wartym poznania, choć wydaje mi się, że dziś już nieco zapomnianym (tym bardziej się cieszę, że MG przypomina jego twórczość!). Czytanie go daje ogromną satysfakcję intelektualną. Choć to powieść obyczajowa, bohaterowie są w niej świetni – przeżywają prawdziwe dramaty, często są rozdarci i stawiani w sytuacjach bez wyjścia – a tło historyczne wzbogaca wiedzę czytelnika. To powieść, rzekłabym, z górnej półki – trudniejsza w odbiorze, ale niosąca ważniejszy i mądrzejszy przekaz. Chętnie sięgnę po kolejne powieści autora tym bardziej, że dorobek ma spory.
“Leśne morze” zapragnęłam przeczytać, ponieważ jedną z moich ulubionych powieści jest “Wzgórze błękitnego snu” tegoż autora. Bronisław Najdarowski, z tej właśnie powieści, jest moim ulubionym bohaterem literackim. Nic więc dziwnego, że wobec “Leśnego morza” miałam ogromne wymagania, a szczególnie wobec głównego męskiego bohatera – Wiktora. To jednak powieść inna, w którą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-12-18
2022-12-15
2022-11-30
“Byliśmy w Oświęcimiu” to książka z rodzaju tych, po które od czasu do czasu trzeba sięgać, mimo że boli. To zbiór wspomnień wojennych, zebranych w bardzo wnikliwe opowiadania, które przypominają nam, że nie możemy zapomnieć. Zawsze, kiedy czytam książki o wojnie i życiu w obozie (choć czy można to właściwie nazwać życiem?) nie potrafię zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek zgotował taki los drugiemu człowiekowi… Co więcej, w obliczu współczesnych wydarzeń, uświadamiam sobie, że ten los może się powtórzyć, jeśli świat się nie opamięta. Jeśli to my, ludzie, się nie opamiętamy! Dlatego dziś, wszystkim czytelnikom bloga Jej Wysokość Literatura, jako lekturę obowiązkową przepisuję książkę “Byliśmy w Oświęcimiu”, która ukazała się na rynku dzięki Wydawnictwu Słowne.
“Byliśmy w Oświęcimiu” – wspomnienia, od których się nie uwolnimy
Celowo napisałam powyżej, że to wspomnienia, od których się nie uwolnimy. One prześladować będą nie tylko trzech autorów, którzy napisali opowiadania do tego zbioru, ale i całą ludzkość. Na tylnej okładce książki jest napisane: Na luksus zapomnienia nie możemy sobie pozwolić – i ja się pod tym stwierdzeniem podpisuję. II wojna światowa odcisnęła na świecie ogromne piętno, o którym musimy stale przypominać, aby do nie doprowadzić do tego kolejny raz. Bardzo się cieszę, że na rynku obok kiczowatych opowieści o życiu obozowym, zazwyczaj z romansem w tle, pojawiają się naprawdę rzetelne pozycje.
“Byliśmy w Oświęcimiu” to zbiór opowiadań, których autorzy doświadczyli podobnej traumy – każdy z nich zaznał życia obozowego. Wstęp napisany jest przez Justynę Sobolewską i bardzo polecam przeczytanie tych paru słów, zanim siądziecie do właściwej lektury.
Książka została wydana w Monachium w 10 tysiącach egzemplarzy. Część tego pierwotnego nakładu została oprawiona w oryginalne obozowe paski, a jeden z skórę z esesmańskiego płaszcza. Tadeusz Borowski napisał do niej cztery opowiadania, które znamy już bardzo dobrze: “U nas w Auschwitzu”, “Dzień na Harmenzach”, “Proszę Państwa do gazu”, “Ludzie, którzy szli”. Reszta opowiadań jest autorstwa Janusza Nela Siedleckiego oraz Krystyna Olszewskiego, a ich lektura jest równie bolesna i dotkliwa.
“Byliśmy w Oświęcimiu” – po to, aby nie zapomnieć
Książki o tematyce obozowej są pozycjami niezwykle odważnymi. Przecież niedaleko nas znów toczy się wojna. Na świecie codziennie giną miliony, a nam łatwiej jest wyciszyć wiadomości, nie klikać w krzykliwe nagłówki i udawać, że wszystko jest w porządku. Nasze życie toczy się dalej. Celowo do tej lektury załączam takie zdjęcie – ze świątecznym kubkiem i gorącą kawą zrobioną z ekspresu, z gwiazdką betlejemską i miękką kanapą w tle. W każdej chwili możemy utracić wszystko to, co posiadamy, dlatego z całych sił powinniśmy się starać nie zapomnieć i przeciwdziałać złu, które nas otacza. Autorzy opowiadań też mieli kiedyś normalne życie – dobre i pełne planów na przyszłość, dopóki wojna ich nie zweryfikowała.
Na luksus zapomnienia nie możemy sobie pozwolić.
A więc czytajcie.
“Byliśmy w Oświęcimiu” to książka z rodzaju tych, po które od czasu do czasu trzeba sięgać, mimo że boli. To zbiór wspomnień wojennych, zebranych w bardzo wnikliwe opowiadania, które przypominają nam, że nie możemy zapomnieć. Zawsze, kiedy czytam książki o wojnie i życiu w obozie (choć czy można to właściwie nazwać życiem?) nie potrafię zrozumieć, jak to możliwe, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-12
2022-12-06
“Kilka dni z życia Alice” to trzecia książka autorki, którą miałam okazję przeczytać. Zasługuje na mocne drugie miejsce na podium, zaraz za “Niedaleko pada jabłko…”. To doskonała opowieść pokazująca, że czasem każdemu z nas przydałoby się mocno dostać w głowę!
Co byście zrobili, gdyby okazało się, że nagle nie pamiętacie ostatnich 10 lat swojego życia? Co więcej, życie, które ponoć teraz wiedziecie, jest zupełnie inne od tego, jakie sobie wyobrażaliście! Nic nie układa się tak, jak w planach, które snuliście, mając 29 lat. W takiej sytuacji właśnie znajduje się tytułowa bohaterka, Alice. Jedynie mgliste migawki w pamięci dają jej jakieś wskazówki co do tego, kim jest obecnie…
Kilka dni z życia Alice“Kilka dni z życia Alice” – kiedy mocne uderzenie w głowę wywraca cały świat do góry nogami
Alice budzi się na siłowni po mocnym uderzeniu w głowę. Co tutaj robi? Przecież zawsze stroniła od ćwiczeń fizycznych! Kim są ludzie wokół niej? I co to za okropny strój? Totalnie nie w jej guście! Te wszystkie pytania kotłują się w jej głowie wraz z jednym, najważniejszym: czy nic nie stało się dziecku?! Po mocnym uderzeniu w głowę, czterdziestoletnia Alice myśli, że wciąż ma dwadzieścia dziewięć lat i właśnie spodziewa się maleństwa…
Przez kolejne dni bohaterka próbuje odzyskać pamięć i dojść do siebie – poskładać w całość tę układankę, jaką tworzy jej życie. Dowiaduje się, że z nierozgarniętej dziewczyny stała się pełną zapału panią domu, mamą, będącą w trójce klasowej i organizującą huczne przyjęcia. Nie rozpoznaje swoich dzieci i jest pełna zdziwienia, że ma ich aż trójkę! Jednak co najgorsze, okazuje się, że jej związek wcale nie wygląda tak, jak go zapamiętała… Co więcej, w rozmowie z innymi osobami co chwilę przewija się tajemnicze imię: Gina. Kim była ta kobieta? Kochanką męża, rywalką czy przyjaciółką? Dlaczego każdy stara się unikać rozmowy na jej temat? Alice stara się ułożyć te kawałki życia w jedną, spójną całość. Co się wydarzy, gdy uda jej się przypomnieć wszystko? O ile się uda…
“Kilka dni z życia Alice” – urocza i ciepła opowieść, która trzyma w napięciu
“Kilka dni z życia Alice” to bardzo przyjemna książka ze świetnym przesłaniem. Alice, podobnie, jak każdy z nas, w wieku X lat miała określoną wizję własnej przyszłości. Życie zweryfikowało, jak będzie ona wyglądać… Dlatego czasem naprawdę warto mocno palnąć się w łeb i trochę postawić do pionu, nabrać dystansu do siebie i innych.
Momentami powieść trochę dłużyła mi się przez wstawki autorki: blog starszej pani i pamiętnik siostry głównej bohaterki. Do teraz – a jestem już miesiąc po lekturze – uważam, że nie były one konieczne w tej książce. Powodowały, że akcja była bardziej mozolna…
Sama powieść bardzo mi się podobała – jak napisałam w nagłówku: urocza i ciepła. Idealna na nadchodzące letnie wieczory. Polecam!
“Kilka dni z życia Alice” to trzecia książka autorki, którą miałam okazję przeczytać. Zasługuje na mocne drugie miejsce na podium, zaraz za “Niedaleko pada jabłko…”. To doskonała opowieść pokazująca, że czasem każdemu z nas przydałoby się mocno dostać w głowę!
więcej Pokaż mimo toCo byście zrobili, gdyby okazało się, że nagle nie pamiętacie ostatnich 10 lat swojego życia? Co więcej, życie,...