-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać354
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik16
Biblioteczka
2022-12-28
2022-12-28
2022-12-31
2022-12-27
2022-12-29
2022-12-18
2022-12-15
2022-11-30
2022-12-12
2022-12-06
2022-11-28
2022-11-18
"Chołod" to najnowsza powieść Szczepana Twardocha, której byłam bardzo ciekawa. Staram się być na bieżąco z literaturą tego autora i czytać wszystko, co pojawia się na rynku nowego. Co prawda z wyrzutem wciąż spogląda na mnie "Wieczny Grunwald", ale uparcie wierzę, że kiedyś nadrobię lekturę. "Chołod" to owoc niezwykłej wyprawy na daleką Północ, którą autor musiał odbywać w momencie, gdy rzeczywistość zaczęła go przytłaczać. Myślę, że każdy z nas ma na świecie takie swoje miejsce, w którym czuje się lepiej; jest w stanie zebrać myśli, zaczerpnąć energii do dalszej tułaczki po tej ziemi, nabrać dystansu. Dla niektórych takim miejscem będzie po prostu dom - przytulny, zawsze gotów, by nas przyjąć. Dla innych nieco bardziej odległy zakątek ziemi. Tak właśnie dla Twardocha takim miejscem jest Spistbergen - surowy i wymagający, pozwalający autorowi na zebranie się w garść.Ta wyprawa była inna niż wszystkie; to właśnie podczas niej Twardoch poznał niezwykłą kobietę, która dała mu do przeczytania dzienniki Konrada Widucha, na których podstawie powstał "Chołod". Dobry pisarz potrafi czerpać inspirację ze wszystkiego, co go otacza. W tej sytuacji los uśmiechnął się do Twardocha i niemalże gotowy materiał na powieść podsunął mu pod nos.
"Chołod" - opowieść Konrada Widucha
Bohaterem Twardocha jest Konrad Widuch, którego dzienniki autor dostał do przeczytania od tajemniczej podróżniczki. To pochodzący z Górnego Śląska weteran Wielkiej Wojny i komunista oddany rewolucji. Po wojnie wyjeżdża do Rosji, chcąc wcielić w życiu proletariacki porządek. Walczy w szeregach Konarmii w wojnie 1920 roku. Staje się ofiarą rewolucji i jako "stary bolszewik" w 1937 roku zostaje aresztowany, skazany i wysłany do łagru, z którego ucieka. I tu zaczyna się właściwie nasza powieść - Konrad Widuch przebija się przez śniegi, lód i tundrę, notując swoją codzienność w swoistym pamiętniku, który wiele lat później trafia w ręce Twardocha. Być może to przypadek, że poczytny pisarz odnajduje ślad Ślązaka z jego rodzinnych Pilchowic na dalekiej północy; być może zadecydował o tym los. Twardoch postanawia przedstawić losy Widucha czytelnikom, skrupulatnie przepisując jego dziennik. Kontynuując swoją wędrówkę przez surową północ Widuch trafia do tajemniczej osady, zwanej "Chołodem". Ludzie żyją tam według określonego porządku i surowych zasad dyktowanych im przez polarną naturę. Hodują renifery, polują na foki i niedźwiedzie, mają swój język, daleko im do wieści z wielkiego świata, nie wiedzą, co dzieje się w Europie. Wszystko się zmienia, kiedy przebywa do nich Widuch wraz ze swoimi - mniej lub bardziej chcianymi - towarzyszami wędrówki. A w ślad za nimi mateczka Rosja, która nie zapomina o swoich dzieciach...
"Chołod" - Twardoch w nowej odsłonie
"Chołod" porusza tematy, które Twardoch lubi rozkładać na czynniki pierwsze w każdej swojej powieści. Znajdziecie tu człowieka, którego tragedią jest fakt, że właściwie nie wie, kim jest. Po raz kolejny słyszymy tu głos autora, który poddaje dyskusji narodowość, a co za tym idzie - tożsamość - swojego bohatera. Widuch pisze swój dziennik z resztą w kilku językach - po śląsku, po polsku, ale wtrąca również rosyjskie, niemieckie czy nawet francuskie zwroty. Niczym cień za bohaterem kroczy wielka historia, w której wir zostaje on wrzucony wbrew swej woli. Jako jednostka staje się rozczarowany ideami, a wytchnienie może znaleźć tylko z dala tego wszystkie - w odległym Chołodzie, gdzie prawa dyktuje natura. Jak się jednak okazuje taki stan nie może trwać zbyt długo...Kiedy tylko dowiedziałam się o premierze tej książki poczułam wielkie podekscytowanie i nie mogłam się doczekać, aby ją przeczytać. Na próżno jednak, bowiem "Chołod" w mojej opinii to najsłabsza książka Twardocha. Z ręką na sercu przyznam również, że była dla mnie zbyt trudna w odbiorze. Autor posługuje się wieloma sformułowaniami i zwrotami (choćby te, dotyczące żeglarstwa czy brak tłumaczeń z języków obcych), które były dla mnie niejasne, a przebrnięcie przez dzienniki Widucha w większej mierze było po prostu... nudne. Przez cały czas obcowania z tą powieścią czekałam na jakiś zwrot, który wyjaśni cel powstania książki. I choć ta tajemniczość ma również swój urok, nie znalazłam tu zachwytów, których doznałam przy innych książkach Twardocha - np. ostatniej "Pokorze". Trochę też odczuwam już przesyt poruszaniem dylematu polsko-śląskiego i chciałabym od autora czegoś nowego, czegoś innego. "Chołod" odkładam na półkę z ukłuciem żalu i rozczarowania. Przed napisaniem recenzji przeczytałam sporo opinii innych czytelników i odkryłam, że do nich ta książka trafiła. Jak zwykle zachęcam Was do wypracowania sobie swojego zdania, choć już teraz ostrzegam, że lektura do lekkich nie należy. :)
"Chołod" to najnowsza powieść Szczepana Twardocha, której byłam bardzo ciekawa. Staram się być na bieżąco z literaturą tego autora i czytać wszystko, co pojawia się na rynku nowego. Co prawda z wyrzutem wciąż spogląda na mnie "Wieczny Grunwald", ale uparcie wierzę, że kiedyś nadrobię lekturę. "Chołod" to owoc niezwykłej wyprawy na daleką Północ, którą autor musiał odbywać w...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-18
Linn Strømsborg “Nigdy, nigdy, nigdy” – o prawie do wyboru
“Nigdy, nigdy, nigdy” to książka, na którą sama raczej nie zwróciłabym raczej uwagi… Listopad zrobiłam sobie takim miesiącem kryminalnych opowieści. Udało mi się przeczytać parę naprawdę świetnych thrillerów, które miały jednak jedną wadę: zbyt szybko się je czytało! Czytając zwykle około 100 stron dziennie, przy kryminałach byłam w stanie połknąć książkę w dzień lub w dwa. Sama nawet nie wiedziałam, kiedy przewracałam kartki, a już byłam w połowie historii… Napisałam o tym na swoim bookstagramie, a ArtRage postanowiło wysłać mi jakąś powieść, dbając o to, abym nie była skazana na żaden zastój czytelniczy. Nie wiedziałam, co to będzie za książka i w sumie dobrze – okazała się ona niespodzianką i strzałem w dziesiątkę. Dostałam powieść, którą – zaryzykuję to stwierdzenie – powinna przeczytać każda kobieta! I ta, która marzy o macierzyńskie, jak i ta, która się waha lub wie, że nigdy się na nie nie zdecyduje. Linn Strømsborg oddała tą powieścią bardzo ważny głos we współczesnej literaturze. W powieści “Nigdy, nigdy, nigdy” opowiada o możliwości dokonania wyboru przez kobiety i o sztuce życia w zgodzie z tym, co się postanowiło.
“Nigdy, nigdy, nigdy” – o bohaterce, która nie chce mieć dzieci
Nigdy, nigdy, nigdyBohaterka powieści Linn Strømsborg ma trzydzieści pięć lat i wie, że nie chce mieć dzieci. Jest świadoma tej decyzji i jej nienaruszalności – jest pewna, że nic nie sprawi, że zmieni swoje zdanie. Nie czuje instynktu macierzyńskiego, nie wzrusza się na widok różowych bobasów, a swojego przyszłego życia nie wyobraża sobie z maluchem u boku. Razem z partnerem od początku relacji mają jasność, że nie będą powiększać rodziny… aż do teraz.
Kiedy ich bliscy przyjaciele spodziewają się dziecka, w Philipie zaczyna dojrzewać uczucie, które od dawna w sobie tłumił. Zaczyna dochodzić do wniosku, że jest w stanie wyobrazić sobie siebie jako ojca, a wizja ta przynosi mu przyjemność. Co więcej, czerpie satysfakcję z opiekowania się kimś – nawet psem – na którego bohaterka powieści również nie chce się zgodzić. Na domiar złego jej matka wciąż dzierga ubranka w nadziei, że córka zmieni zdanie, a co raz więcej znajomych postanawia w końcu “dorosnąć” i założyć rodzinę. Tylko ona jedna – wydawałoby się, że wbrew całemu światu – postanawia trwać w swojej decyzji. Nigdy nie będzie mieć dzieci. Nigdy, nigdy, nigdy. Czy to oznacza, że jest gorsza? Czy pozostając przy tym postanowieniu będzie w stanie zachować swoje życie? Jak reaguje na to jej otoczenie i czy ma w ogóle szansę na to, by być zrozumianą?
“Nigdy, nigdy, nigdy” – jedna z najważniejszych powieści, jakie przeczytałam w życiu!
“Nigdy, nigdy, nigdy” to jedna z najważniejszych powieści, jakie przeczytałam w życiu. Wiem, że to mocne słowa, ale nie boję się ich użyć w tej sytuacji. Kobiety, które z różnych powodów, nie decydują się na macierzyństwo są stygmatyzowane – szczególnie w Polsce. Życie pisze różne scenariusze – możesz nie mieć dzieci z powodów biologicznych, lub bo nie znalazłaś odpowiedniego partnera, nie masz dobrej sytuacji materialnej, albo po prostu nie chcesz. Każdy powód jest dobry i o tym właśnie opowiada ta książka – o powodach, dlaczego decydujemy się mieć dzieci lub nie, podkreślając właśnie tą tezę: każdy powód jest dobry!
Ja od zawsze wiedziałam, że chcę zostać mamą. Moje serce rwie się z tęsknoty do maluszka, którego jeszcze nie znam. Chcę dać mu wszystko to, co najlepsze, a jednocześnie naprawić błędy własnych rodziców. I wiem, że nigdy nie będę idealną mamą, ale jestem pewna jednego: będę kochać tego małego człowieka ponad wszystko. Są jednak osoby, które nie czują tego, co ja. Jak bohaterka tej powieści po prostu nie chcą mieć dzieci, na starość wolą chodzić samotnie na koncerty i podróżować, zamiast niańczyć wnuki. Linn Strømsborg pokazuje, z jak wielkim niezrozumieniem i stygmatyzacją spotyka się kobieta z jej książki tylko dlatego, że dokonała pewnego wyboru. Wyboru – zaznaczmy – który ma wpływ bezpośrednio na jej życie. Jak w pewnym wieku kobieta jest oceniana tylko przez pryzmat tego, czy posiada dzieci i… dlaczego nie.
Z tym tematem łączy się również problem utrzymania relacji, gdy jeden z partnerów chce mieć dzieci, a drugi nie. Czy zachowanie takiego związku, jest możliwe? Linn Strømsborg pokazuje z jakimi dylematami w relacjach mierzą się jej bohaterzy. Zakończenie powieści bardzo mnie wzruszyło. To książka ważna, ale jednocześnie wiem, że świata nie zmieni i że przed nami, kobietami, jeszcze długa droga, by móc podejmować taką decyzję bez bycia osądzaną.
Ta książka, podobnie jak wspomniane przeze mnie kryminały, również miała jedną wadę – za szybko się ją czytało. To tak dobra literatura, że chciałam zatrzymać się przy każdym zdaniu, solidnie je przemyśleć i przeanalizować, wypisać swoje wnioski. Chciałabym, aby sięgnęły po nią wszystkie kobiety i pozwoliły sobie nawzajem decydować o swoim życiu. Niewiele tu treści, to niespełna trzysta stron, a rozdziały są krótkie, ale każde zdanie ma tu swoją wagę. Naprawdę warto przeczytać.
Linn Strømsborg “Nigdy, nigdy, nigdy” – o prawie do wyboru
“Nigdy, nigdy, nigdy” to książka, na którą sama raczej nie zwróciłabym raczej uwagi… Listopad zrobiłam sobie takim miesiącem kryminalnych opowieści. Udało mi się przeczytać parę naprawdę świetnych thrillerów, które miały jednak jedną wadę: zbyt szybko się je czytało! Czytając zwykle około 100 stron dziennie, przy...
2022-11-26
2022-11-24
2022-11-11
2022-11-07
2022-11-05
2022-10-27
“Kozioł ofiarny” to kolejna perełka w serii butikowej Wydawnictwa Albatros. Przeczytałam już parę książek Daphne du Maurier i żadna z nich mnie nie zawiodła. Co prawda “Oberża na pustkowiu” pozostawiła we mnie niedosyt i podobała mi się mniej, niż inne dotychczas przeczytane, ale byłam pewna, że “Kozioł ofiarny” to naprawi.
Czy kiedykolwiek pomyśleliście o tym, że chcielibyście choć na chwilę zamienić się z kimś rolami? Wyjść z własnej skóry, zostawić swoje problemy za sobą i spróbować życia, które wiedzie ktoś inny? Tym bardziej, jeśli to życie wydaje się o wiele przyjemniejsze: bez trosk, wymagań innych, proste i nieskomplikowane – idealne by na chwilę odpocząć od siebie samego. Brzmi pięknie, prawda? Ale jest jeden szkopuł: aby zamienić się rolami musielibyście spotkać… sobowtóra! To właśnie dzieje się w powieści “Kozioł ofiarny”, którą miałam przyjemność przeczytać i zrecenzować dzięki księgarni internetowej Tania Książka.
“Kozioł ofiarny” – wcielając się w rolę swojego sobowtóra
Kozioł ofiarnyWyjście z własnej skóry i pozostawienie wszystkich problemów za sobą jest bardzo wygodne. Tym bardziej, jeśli oprócz długów ciążą na Tobie wymagania innych, a presja rośnie wraz z każdym dniem. Każdy czeka na jakąś decyzję i wzięcie odpowiedzialności na swoje barki, wiedząc jednocześnie, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia – to Ty masz być kozłem ofiarnym. Dlatego kiedy Jean spotyka w Paryżu swojego sobowtóra postanawia zrzucić całą odpowiedzialność na jego barki – przynajmniej za chwilę. Uważa to za świetny dowcip, sam z resztą jest przekonany, że cała ta sytuacja nie przyniesie większych szkód, a przynajmniej odpocznie od swojego życia w jakimś nudnym mieszkaniu własnego sobowtóra… Mężczyźni nie dość, że wyglądają identycznie, to noszą to samo imię – mimo iż jeden Francuz (Jean), a drugi Anglik (John). To przecież nie może być przypadek?
Jean podejmuje decyzję błyskawicznie – podmienia ubrania, zabiera samochód Johna i odjeżdża w kierunku nie swojego życia… Kiedy ten drugi budzi się rano w hotelowym pokoju po suto zakrapianej kolacji sądzi, że padł ofiarą okrutnego żartu. Choć to prawda, postanawia podjąć tę grę i wciela się w rolę Jeana – mieszkańca zamku, właściciele verrerie, męża i ojca, kozła ofiarnego. Już niedługo po tym, jak przybywa do swojego nowego domu orientuje się w sytuacji, a na jaw wychodzą mroczne sekrety…
Jak rozwinie się ta sytuacja? Czy taki żart może trwać w nieskończoność? Czy mężczyźni powrócą do własnych żyć? Jedno jest pewne – nie obędzie się bez ofiar.
“Kozioł ofiarny” – życie nie we własnej skórze
Przyjmując rolę Jeana John próbuje naprawić jego błędy i ocieplić relacje z bliskimi. Wszystkie jego działania zmierzają jednak tylko w jednym kierunku: nieuchronnej katastrofy. Czy to możliwe, by wejść w rolę tak mocno, by zapomnieć kim naprawdę się jest?
“Kozioł ofiarny” to wspaniała powieść, którą czyta się jednym tchem. Jest odrobinę mroczna (idealna na jesienne wieczory!), bowiem wcielają się w tę straszną rolę John dokopuje się do rodzinnych sekretów. Jednocześnie powieść pozostawia wiele miejsca na własne refleksje i przemyślenia, a wartko tocząca się akcja nie pozwala na nudę. Bardzo lubię powieści z Serii Butikowej i nie inaczej było tym razem – tak, jak przypuszczałam, “Kozioł ofiarny” okazał się prawdziwą perłą w tej niezwykłej kolekcji. Nic więc dziwnego, że w rankingu Taniej Książki znajdziecie tę powieść pod hasłem “polecana” – ja również serdecznie polecam!
Jestem pod wrażeniem, jak ekscytujące i jednocześnie przerażające historie wymyślała Daphne du Maurier. Nie zwlekajcie – sięgnijcie jesienią po “Kozła ofiarnego”.
“Kozioł ofiarny” to kolejna perełka w serii butikowej Wydawnictwa Albatros. Przeczytałam już parę książek Daphne du Maurier i żadna z nich mnie nie zawiodła. Co prawda “Oberża na pustkowiu” pozostawiła we mnie niedosyt i podobała mi się mniej, niż inne dotychczas przeczytane, ale byłam pewna, że “Kozioł ofiarny” to naprawi.
Czy kiedykolwiek pomyśleliście o tym, że...
2022-11-04
“Byliśmy w Oświęcimiu” to książka z rodzaju tych, po które od czasu do czasu trzeba sięgać, mimo że boli. To zbiór wspomnień wojennych, zebranych w bardzo wnikliwe opowiadania, które przypominają nam, że nie możemy zapomnieć. Zawsze, kiedy czytam książki o wojnie i życiu w obozie (choć czy można to właściwie nazwać życiem?) nie potrafię zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek zgotował taki los drugiemu człowiekowi… Co więcej, w obliczu współczesnych wydarzeń, uświadamiam sobie, że ten los może się powtórzyć, jeśli świat się nie opamięta. Jeśli to my, ludzie, się nie opamiętamy! Dlatego dziś, wszystkim czytelnikom bloga Jej Wysokość Literatura, jako lekturę obowiązkową przepisuję książkę “Byliśmy w Oświęcimiu”, która ukazała się na rynku dzięki Wydawnictwu Słowne.
“Byliśmy w Oświęcimiu” – wspomnienia, od których się nie uwolnimy
Celowo napisałam powyżej, że to wspomnienia, od których się nie uwolnimy. One prześladować będą nie tylko trzech autorów, którzy napisali opowiadania do tego zbioru, ale i całą ludzkość. Na tylnej okładce książki jest napisane: Na luksus zapomnienia nie możemy sobie pozwolić – i ja się pod tym stwierdzeniem podpisuję. II wojna światowa odcisnęła na świecie ogromne piętno, o którym musimy stale przypominać, aby do nie doprowadzić do tego kolejny raz. Bardzo się cieszę, że na rynku obok kiczowatych opowieści o życiu obozowym, zazwyczaj z romansem w tle, pojawiają się naprawdę rzetelne pozycje.
“Byliśmy w Oświęcimiu” to zbiór opowiadań, których autorzy doświadczyli podobnej traumy – każdy z nich zaznał życia obozowego. Wstęp napisany jest przez Justynę Sobolewską i bardzo polecam przeczytanie tych paru słów, zanim siądziecie do właściwej lektury.
Książka została wydana w Monachium w 10 tysiącach egzemplarzy. Część tego pierwotnego nakładu została oprawiona w oryginalne obozowe paski, a jeden z skórę z esesmańskiego płaszcza. Tadeusz Borowski napisał do niej cztery opowiadania, które znamy już bardzo dobrze: “U nas w Auschwitzu”, “Dzień na Harmenzach”, “Proszę Państwa do gazu”, “Ludzie, którzy szli”. Reszta opowiadań jest autorstwa Janusza Nela Siedleckiego oraz Krystyna Olszewskiego, a ich lektura jest równie bolesna i dotkliwa.
“Byliśmy w Oświęcimiu” – po to, aby nie zapomnieć
Książki o tematyce obozowej są pozycjami niezwykle odważnymi. Przecież niedaleko nas znów toczy się wojna. Na świecie codziennie giną miliony, a nam łatwiej jest wyciszyć wiadomości, nie klikać w krzykliwe nagłówki i udawać, że wszystko jest w porządku. Nasze życie toczy się dalej. Celowo do tej lektury załączam takie zdjęcie – ze świątecznym kubkiem i gorącą kawą zrobioną z ekspresu, z gwiazdką betlejemską i miękką kanapą w tle. W każdej chwili możemy utracić wszystko to, co posiadamy, dlatego z całych sił powinniśmy się starać nie zapomnieć i przeciwdziałać złu, które nas otacza. Autorzy opowiadań też mieli kiedyś normalne życie – dobre i pełne planów na przyszłość, dopóki wojna ich nie zweryfikowała.
Na luksus zapomnienia nie możemy sobie pozwolić.
A więc czytajcie.
“Byliśmy w Oświęcimiu” to książka z rodzaju tych, po które od czasu do czasu trzeba sięgać, mimo że boli. To zbiór wspomnień wojennych, zebranych w bardzo wnikliwe opowiadania, które przypominają nam, że nie możemy zapomnieć. Zawsze, kiedy czytam książki o wojnie i życiu w obozie (choć czy można to właściwie nazwać życiem?) nie potrafię zrozumieć, jak to możliwe, że...
więcej Pokaż mimo to