-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel15
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2010-01-01
2012-10-11
2011-07-18
Dobra, mądra książka, napisana literackim językiem, inteligentna i odwołująca się do kanonu literatury.
Czyta się jednym tchem, choć z przerwą na przemyślenia, nie daje o sobie zapomnieć.
Dobra, mądra książka, napisana literackim językiem, inteligentna i odwołująca się do kanonu literatury.
Czyta się jednym tchem, choć z przerwą na przemyślenia, nie daje o sobie zapomnieć.
2012-05-07
2011-01-03
2011-06-18
Chyba jestem "przewrażliwiona" na japońską literaturę! Zakochana po USZY!!!!
Chyba jestem "przewrażliwiona" na japońską literaturę! Zakochana po USZY!!!!
Pokaż mimo to2012-04-02
2010-02-26
2011-02-04
2010-04-30
2011-01-01
2010-07-05
6
Jestem wprost oczarowana, zaczarowana, słonecznie senna i pełna zapachów, słów, obrazów… Niesamowita książka.
Dwie płaszczyzny czasowe, które scala jedna bohaterka – Ulrika. Wciąż zawieszona w tamtych letnich dniach i nocach, gdy była nastolatką, gdy na Plaży Muszli poznała swoją piękną, dziką przyjaciółkę Anne-Marie. Oddała jej swoje myśli, całą siebie, sny i każde jedno uczucie, każde bicie serca. To na poły zakochanie, to jak szaleństwo miłości, pierwszej, dziewczęcej, trochę dziecinnej jeszcze, ale trochę szukającej. Nie, nie były kochankami te dwie leśne nimfy – po prostu Ulrika zapatrzyła się w Anne-Marie, w jej jabłkowo-miodną rodzinę i trochę chciała się z nią przyjaźnić, być jedyną w jej życiu, a trochę chciała być nią, wtopić się w jej piękne, smukłe ciało i zamieszkać w niej, nią się stać i jej rodziców mieć, jako swoich. Zmieniała skórę na parę letnich miesięcy, zadomawiała się w cieniu Anne-Marie, by zebrać siły na resztę roku.
Jako dorosła kobieta wraca na Plażę Muszli ze swoimi synami, by pokazać im tęczowe ryby, które zarybiają morze w dużych ilościach, lśniący piasek, przesypujący się między palcami, jak perły, jaskinie, leżące tuż nad wodą. Przypomina sobie wszystko, co przeżywała na tej plaży – opowiada samej sobie i nam historie przyjaźni, pierwszego pocałunku i zaginionej Mai.
Maja była przyrodnią siostrą Anne-Marie i jej rodzeństwa. Rodzina Gattmanów znalazła Maję w sierocińcu w Indiach i adoptowała. I Maja, w to lato, gdy Ulrika miała 15 lat, zaginęła. Nie było jej przez sześć tygodni. A potem nagle wróciła…
W swoim dorosłym życiu Ulrika jest naukowcem – bada mity o porwaniach przez trolle. Gdzieś w jej wnętrzu jest przekonanie, że mała Maja kiedyś widziała trolla…
Piękna książka, napisana cudnym językiem. Wielowymiarowa. Chociaż wszystkie wątki w pewnym momencie splatają się we włosach Ulriki jak warkocz, tuż przy jej głowie, gdzie rodzą się wszystkie myśli, gdzie dociekania, domysły, wspomnienia.
Postaci psychologicznie prawdopodobne. Jak żywe – ze swoimi obsesjami, marzeniami, nieralnościami, brakiem poczucia własnej wartości.
6
Jestem wprost oczarowana, zaczarowana, słonecznie senna i pełna zapachów, słów, obrazów… Niesamowita książka.
Dwie płaszczyzny czasowe, które scala jedna bohaterka – Ulrika. Wciąż zawieszona w tamtych letnich dniach i nocach, gdy była nastolatką, gdy na Plaży Muszli poznała swoją piękną, dziką przyjaciółkę Anne-Marie. Oddała jej swoje myśli, całą siebie, sny i każde...
2012-03-13
2010-06-14
2011-05-01
Madika jest bardzo wrażliwa, jest empatyczna i dobra. I jest też rozbrykana, zuchwała, niesforna i często nieposłuszna. Łączy w sobie delikatność z hardością. Ale dlaczego tak mocno mnie w sobie rozkochała? Skąd ta miłość? Dlaczego z taką żarłocznością czytałam o przygodach Madiki? Prawda jest taka, że uwielbiamy „dziewczonki chuliganki”. Że nudno byłoby czytać o siedzącej w ławce dziewczynce, która ma zawsze czysty fartuszek i gładko zaczesane włosy. I która nigdy się nie bije, nigdy nie latała na parasolu i nigdy nie sprzedała własnej siostry handlarzom niewolników. A Madika to właśnie robi. Bada świat na swój sposób, poznaje go wszystkimi zmysłami, jest twórcza i kreatywna i to nie jej wina, że wciąż wpada w kłopoty. Po postu Madika „nie ma dobrze w głowie”, jak mawia Berbeć. Ale ma za to kolorowo i całe hektolitry wyobraźni. Ma też zasady, którymi kieruje się w życiu i których nie odstępuje na krok. I to mi się w niej podoba, ta dziecięca upartość pomieszana z własnym kodeksem. No i to, że kiedy trzeba to wykupuje ciocię z rąk „krwiożerczego” lekarza i że zawsze dzieli się z Berbeciem wszystkim co ma. I że, fąflu jeden, po prostu jest sobą!
Madika jest bardzo wrażliwa, jest empatyczna i dobra. I jest też rozbrykana, zuchwała, niesforna i często nieposłuszna. Łączy w sobie delikatność z hardością. Ale dlaczego tak mocno mnie w sobie rozkochała? Skąd ta miłość? Dlaczego z taką żarłocznością czytałam o przygodach Madiki? Prawda jest taka, że uwielbiamy „dziewczonki chuliganki”. Że nudno byłoby czytać o siedzącej...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-03-16
2012-09-04
2014-09
Ruth spaceruje brzegiem morza. To spacer niespieszny i nie zapowiadający żadnych zmian, żadnych wzruszeń, czy niespodzianek. Widzi w wodzie jakiś błysk światła. Ma odejść, ale coś ją powstrzymuje i już trampek rozgarnia narosłe kępy wodorostów. To torebka do mrożenia jedzenia. Pewnie w środku są jakieś resztki kurczaka, albo innego lunchu. Ruth zabiera torebkę do domu, żeby ją wyrzucić. Kładzie ją przed drzwiami, ale dociekliwy Oliver chce ją rozerwać i zobaczyć, co jest w środku. Na stole kuchennym leży więc teraz plastikowa torebka, cała w pąklach. Ze środka, z jej rozprutego wnętrza wypada zegarek, jakieś stare, trochę pożółkłe listy i książka – „À la recherche du temps perdu”… „W poszukiwaniu straconego czasu” – po francusku. „Spodziewała się postarzałego tomu zadrukowanego staromodną czcionką, więc fioletowe litery nabazgrane na pierwszej stronie nastoletnią dłonią wzięły ją całkowicie z zaskoczenia.” [s.21]
Fioletowe pismo to w większości język angielski, z rozrzuconymi gdzieniegdzie japońskimi znakami. Litery powykręcane, niosące ogromny ładunek emocjonalny, wyczuwalny nie tylko na poziomie słów, ale już w samym sposobie, w jaki żelowy długopis biegł po papierze.
„Cześć! Nazywam się Nao i jestem istotą czasu. (…) Jesteś moim typem istoty czasu i razem będziemy czynić magię!: [s.8-9] – tak zaczyna się dziennik. Dziewczyna po drugiej stronie kartki siedzi właśnie w jednej z głośnych, szalonych, przepełnionych dzielnic Tokio, w barze, gdzie kelnerki są przebrane za francuskie pokojówki i zaczyna pisać nie tyle wspomnienia, co historię życia swojej prababki. Jej kochana Jiko, jak ją nazywa, ma 104 lata, choć nikt tak naprawdę nie wie do końca, ile już żyje na świecie, ma ogoloną głowę, mieszka w świątyni i jest mniszką. Ślubowała odkupienie wszystkich istot, więc jej życie polega na modlitwach – jest wiele, wiele dusz do odkupienia. Nao postanawia, że opowie historię Jiko, by złożyć jej hołd.
Nie wiadomo, jak szczelnie zapakowany worek dotarł na kanadyjską wyspę – Ruth obstaje przy wersji, że to tsunami ukradło dziennik i wyrzuciło go na jej brzeg, w jej dłonie. Tylko dlaczego jest tak dobrze zapakowany? I dlaczego trafił właśnie do niej, do Japonki, zamieszkującej kanadyjską wyspę, która będzie umiała odczytać nieliczne japońskie znaki i która nie porzuci opakowanej w Prousta historii, bo będzie chciała dowiedzieć się, co się stało z Nao? Będzie chciała sprawdzić, czy młoda dziewczyna, która kiedyś mieszkała w Ameryce, której ojciec został zwolniony z pracy, zapakował rodzinę i wrócił do Tokio, a teraz chce popełnić samobójstwo wciąż istnieje? Czy może ona też rzuciła się pod tokijskie metro albo powiesiła się w lesie samobójców? Czy adaptowała się do japońskiej ziemi, która dławi się nią i chce ją wypluć za wszelką cenę, stawiając na jej drodze okrutnych kolegów z klasy, którzy nękają Nao i urządzają jej fikcyjny pogrzeb?
Ruth nie umie wytłumaczyć, co ją tak pcha do tego dziennika, ale wie tylko, że przeczytała tam, że to właśnie dla niej jest ten dziennik – zapis ostatnich chwil Nao na ziemi i pean na cześć Jiko.
Szukałam jakiegoś słowa, o które mogłabym zaczepić tę recenzję i rozwinąć.
Po głowie chodzą mi takie na Z: „zaskoczenie”, „zachwyt”, „zakochanie”... Dawno nie czytałam tak dobrej, tak pełnej, tak przemyślanej książki. Dawno nie poddałam się żadnej treści tak mocno, tak bez odbierania bodźców ze świata zewnętrznego. Jakiekolwiek uczucie sobie wymyślę – ono jest w tej książce – jest ból, fizyczny, gdy otwierają się rany zadane cyrklem albo placki po wyrwanych włosach i psychiczny, bo mocno boli zraniona miłość własna; jest tęsknota, bo Nao tęskni za tak wieloma rzeczami, że aż wysypują się z książki – za Ameryką, za przyjaciółmi, za ojcem z czasów, gdy co dzień ubierał czysty garnitur i szedł do pracy, za Jiko, z którą chciałaby mieszkać w świątyni, za byciem zrozumianą, szanowaną, kochaną; jest miłość – kobiety do mężczyzny, ojca do dziecka, wnuczki do prababki; jest strach, bo Nao się boi o siebie samą, choć udaje, że z siebie zrezygnowała, a Ruth boi się o nią bez żadnego udawania; jest zachwyt, bo buddyjska mniszka potrafi zachwycić się każdym momentem życia; jest ufność, bo trzeba mieć zawsze kogoś, komu się ufa – nawet w sytuacji, gdy wydaje się, że nie ma nikogo; jest szczęście, bo gdy własna babka myje ci plecy, można je poczuć; jest duma, bo czasem jest się jedyną osobą, którą odwiedza duch dziadka, pilota kamikadze, który oddał życie z ojczyznę i jest rezygnacja, bo po prostu zdecydowało się przerwać swoje oddychanie i teraz pisze się list pożegnalny do nieznajomego w zeszycie zrobionym z okładki po „W poszukiwaniu straconego czasu”...
Ciężko mi o tej książce pisać, mam wrażenie, że każde moje słowo ją spłyca. Dlatego nic już nie powiem i otworzę tę książkę przed Tobą – ona już sama wie, jak czynić magię...
Ruth spaceruje brzegiem morza. To spacer niespieszny i nie zapowiadający żadnych zmian, żadnych wzruszeń, czy niespodzianek. Widzi w wodzie jakiś błysk światła. Ma odejść, ale coś ją powstrzymuje i już trampek rozgarnia narosłe kępy wodorostów. To torebka do mrożenia jedzenia. Pewnie w środku są jakieś resztki kurczaka, albo innego lunchu. Ruth zabiera torebkę do domu, żeby...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09-17
Świetnie się czyta, mnóstwo ironii, dowcipu, ale też dawka wiedzy w pigułce do przełknięcia bez popijania wodą, ba nawet lekkostrawnej! Fascynujące rozważania na temat uzależnień, tego skąd się biorą i jak działają na ludzki mózg. Nie tylko o marihuanie, bo trzeba było jakiegoś podłoża, żeby opowiedzieć dlaczego zioło nie jest takie straszne, jak je malują, a dlaczego faktycznie możemy się go bać. I o tym dlaczego tak naprawdę boimy się czerwonego muchomora w białe kropki. Dla zwolenników legalizacji marihuany po to, by uporządkować wiedzę i zdobyć kilka nowych argumentów. Dla przeciwników, by zastanowili się co tak naprawdę oprotestowują i czy słusznie.
Świetnie się czyta, mnóstwo ironii, dowcipu, ale też dawka wiedzy w pigułce do przełknięcia bez popijania wodą, ba nawet lekkostrawnej! Fascynujące rozważania na temat uzależnień, tego skąd się biorą i jak działają na ludzki mózg. Nie tylko o marihuanie, bo trzeba było jakiegoś podłoża, żeby opowiedzieć dlaczego zioło nie jest takie straszne, jak je malują, a dlaczego...
więcej mniej Pokaż mimo to
6/6
6/6
Pokaż mimo to