Kiedy żyła, sprzeciwiała się tworzeniu jakiejkolwiek swojej biografii. Odmawiała także scenarzystom i reżyserom. Uważała, że o niej mają mówić tylko jej prace.
Czyżby zdawała sobie sprawę ze swojego bardzo trudnego charakteru?
Po przeczytaniu książki uważam, że Fallaci straciła ogromną okazję, aby pokazać światu, że świat dziennikarstwa jest także dla kobiet i że kobiety są w nim równie dobre. Czy wywiady Oriany byłyby gorsze, gdyby nie towarzyszyło im tyle sensacji związanych z zachowaniem dziennikarki?
Z książki de Stefano wyłania się kobieta pewna siebie, chwilami zarozumiała, nielicząca się z innymi, pozbawiona empatii. Ale i kobieta w każdym calu, marząca o macierzyństwie, świetnie gotująca. Kobieta pełna sprzeczności.
Znam jedną książkę Fallaci, która jednak mnie nie powaliła. Czytałam też wywiad z nią po ataku na WTC. Na pewno bardzo trafnie oceniła to, co dziś dzieje się na świecie, ale jej warsztat dziennikarski nie do końca mnie zachwycił. Powieściopisarstwo także, choć ponoć była perfekcjonistką i cyzelowała każda słowo.
Bez wątpienia pozostaje osobowością dzienikarską.
Warto książkę przeczytać, bo jej autorka doskonale odmalowuje sylwetkę Fallaci. Myślę, że ta jej wybaczy, że jednak postąpiła wbrew jej woli.
Bez polotu. Autorka aż za mocno wzięła sobie do serca słowa Oriany Fallaci, żeby pisać prosto. Jest wręcz licealnie. Poza tym dziwny, trochę obsesyjny podziw autorki dla ikony dziennikarstwa buduje dziwną atmosferę, a sama Fallaci wcale na tym nie zyskuje.
Nie polubiłam Oriany czytając tę biografię. Dokończyłam książkę, choć pod koniec już trochę się nie mogłam doczekać ostatniej strony.
Zawsze lubiłam biografie, ale chyba ten styl opisywania ludzi, gdzie nie nadaje się charakteru postaci, nie przemawia do mnie. Podobnie jak czytając o Simonie Kossak, tak i tu w ogóle nie wyłaniała się z tych opisów żywa osoba.