-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant2
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2017-05-12
2016-12-16
2016-12-24
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/30/filozofia-na-wynos-manuela-gretkowska/
Swoją najnowszą książkę autorka traktuje z przymrożeniem oka, przemycając wiedzę i lekką dawkę humoru. Jest to świetne podejście, biorąc pod uwagę fakt, że pozycja kierowana jest do czytelnika nastoletniego, którego traktaty filozoficzne rzadko kiedy interesują. A wszystko z odrobiną elementów fantastycznych. Długo zwlekałam z napisaniem recenzji tej książki, głównie dlatego że musiałam przemyśleć, co tak naprawdę o niej sądzę. Pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę, był bardzo prosty język – całkiem inny od tego, czego się spodziewałam. Szybko jednak zrozumiałam, skąd taka decyzja autorki. Skoro temat jest dość oporny, styl ratuje sytuację i sprawia, że tekst jest dużo bardziej przystępny dla odbiorcy. Dzięki temu lektura szła bardzo płynnie i gładko, i nawet nie wiem, jak to możliwe, że tak szybko się skończyła.
Z jednej strony jest to spora zaleta, ale… No właśnie. Może nie należę do wielbicieli długaśnych poematów, szczegółowych opisów i rozwlekania akcji, ale w przypadku Filozofii na wynos skrajność momentami szła w drugą stronę. Przy takiej pozycji brak szczegółów wprowadzał chwilowy chaos w mojej głowie i pytanie „ale o co chodzi?”.
Jedną z większych zalet Filozofii na wynos są satyryczne ilustracje autorstwa Henryka Sawki, którego działalność artystyczna była już wielokrotnie nagradzana, a którego prace mogliście widzieć w takich magazynach, jak Rzeczpospolita, Playboy czy Newsweek Polska.
Filozofia na wynos jest zdecydowanie warta uwagi, szczególnie jeśli chcielibyście bardziej zgłębić poruszaną tam tematykę. Możecie też potraktować ją jak zwykłą powieść z elementami fantastycznymi. Nie mogę jednak dać gwarancji, że Wam się spodoba – pod wieloma względami jest na tyle specyficzna, że powinna znaleźć zarówno wielbicieli, jak i hejterów.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/30/filozofia-na-wynos-manuela-gretkowska/
Swoją najnowszą książkę autorka traktuje z przymrożeniem oka, przemycając wiedzę i lekką dawkę humoru. Jest to świetne podejście, biorąc pod uwagę fakt, że pozycja kierowana jest do czytelnika nastoletniego, którego traktaty filozoficzne rzadko...
2016-12-27
Pełną recenzję książki znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/27/cthulhu-wielki-i-przedwieczny-czyli-o-co-chodzi-z-tym-lovecraftem/
Znajdziemy tutaj piętnaście opowiadań różnej długości ułożonych chronologicznie względem ich napisania. Ta sporych rozmiarów cegiełka świetnie przedstawia rozwój stylu Lovecrafta – od krótkiego Dagona (1917), przez Przypadek Charles Dextera Warda (1927), aż do Nawiedzicieli czasu (1935), które to można nawet zaliczyć jako małą powieść. Wszystko spaja ze sobą mitologia, ale także atmosfera grozy i mroku.
Samym wydaniem tej książki długo można by się zachwycać. Od razu w oczy rzuca się piękna i bardzo klimatyczna okładka, której ciąg dalszy odnajdziemy w środku w postaci ilustracji do opowiadań. Tłumaczenie, które do tej pory było zmorą wielu wydawców, tutaj zdaje się być jednym z lepszych. Choć nie jestem w stanie do końca wypowiedzieć się w tej kwestii.
Należy zaznaczyć, że twórczość Lovecrafta lekka nie jest. [...] „Przytłaczający” będzie tu zdecydowanie najlepszym określeniem. Taka lektura wymaga wytrwałości i dużego skupienia. Sama nie byłam w stanie zasiąść do lektury i spędzić tak kilku godzin. Czasem nawet potrzebowałam dłuższej przerwy. Zdecydowanie nie jest to spowodowane faktem, że tekst jest nudny. Broń Cthulhu! Taki zdecydowanie nie jest.
Warto zwrócić uwagę na styl Lovecrafta, który chyba miłował się w epitetach. Każdy element musiał być dokładnie opisany, a weźmy pod uwagę, ze mówimy tutaj o makabrze. Dzięki nim straszył, budował napięcie i wpływał na wyobraźnię czytelnika.
Jeśli podobają Wam się dzieła Edgara Allana Poe, powinniście się zakochać w Lovecrafcie. Jedna tylko rada – nie czytajcie tego w nocy.
Pełną recenzję książki znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/27/cthulhu-wielki-i-przedwieczny-czyli-o-co-chodzi-z-tym-lovecraftem/
Znajdziemy tutaj piętnaście opowiadań różnej długości ułożonych chronologicznie względem ich napisania. Ta sporych rozmiarów cegiełka świetnie przedstawia rozwój stylu Lovecrafta – od krótkiego Dagona (1917),...
2016-12-27
Pełną recenzję książki znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/27/cthulhu-wielki-i-przedwieczny-czyli-o-co-chodzi-z-tym-lovecraftem/
Znajdziemy tutaj piętnaście opowiadań różnej długości ułożonych chronologicznie względem ich napisania. Ta sporych rozmiarów cegiełka świetnie przedstawia rozwój stylu Lovecrafta – od krótkiego Dagona (1917), przez Przypadek Charles Dextera Warda (1927), aż do Nawiedzicieli czasu (1935), które to można nawet zaliczyć jako małą powieść. Wszystko spaja ze sobą mitologia, ale także atmosfera grozy i mroku.
Samym wydaniem tej książki długo można by się zachwycać. Od razu w oczy rzuca się piękna i bardzo klimatyczna okładka, której ciąg dalszy odnajdziemy w środku w postaci ilustracji do opowiadań. Tłumaczenie, które do tej pory było zmorą wielu wydawców, tutaj zdaje się być jednym z lepszych. Choć nie jestem w stanie do końca wypowiedzieć się w tej kwestii.
Należy zaznaczyć, że twórczość Lovecrafta lekka nie jest. [...] „Przytłaczający” będzie tu zdecydowanie najlepszym określeniem. Taka lektura wymaga wytrwałości i dużego skupienia. Sama nie byłam w stanie zasiąść do lektury i spędzić tak kilku godzin. Czasem nawet potrzebowałam dłuższej przerwy. Zdecydowanie nie jest to spowodowane faktem, że tekst jest nudny. Broń Cthulhu! Taki zdecydowanie nie jest.
Warto zwrócić uwagę na styl Lovecrafta, który chyba miłował się w epitetach. Każdy element musiał być dokładnie opisany, a weźmy pod uwagę, ze mówimy tutaj o makabrze. Dzięki nim straszył, budował napięcie i wpływał na wyobraźnię czytelnika.
Jeśli podobają Wam się dzieła Edgara Allana Poe, powinniście się zakochać w Lovecrafcie. Jedna tylko rada – nie czytajcie tego w nocy.
Pełną recenzję książki znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/27/cthulhu-wielki-i-przedwieczny-czyli-o-co-chodzi-z-tym-lovecraftem/
Znajdziemy tutaj piętnaście opowiadań różnej długości ułożonych chronologicznie względem ich napisania. Ta sporych rozmiarów cegiełka świetnie przedstawia rozwój stylu Lovecrafta – od krótkiego Dagona (1917),...
2016-12-22
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/22/w-oparach-absurdu-tajemnica-zaginionej-slicznotki-eduardo-mendoza/
Główny bohater, damski fryzjer i detektyw – amator w jednym, ma być „bardziej przenikliwy od Herkulesa Poirota, kreatywny w działaniu niczym Sherlock Holmes, bezkompromisowy w dążeniu do prawdy jak Mikael Blomkvist”. Tym razem (tak, bo jak się później dowiedziałam, jest to piąty tom cyklu) musi rozwikłać tajemnicze zabójstwo pięknej modelki Olgi Baxter i oczyścić się z zarzutów.
No właśnie… Czytając taki opis i nie znając wcześniejszej twórczości Mendozy, nastawiłam się z góry na kryminał w klasycznym stylu. Morderstwo, którego nikt nie potrafi rozwikłać – ponadprzeciętny detektyw – połączenie zebranych dowodów w ciąg przyczynowo-skutkowy – wielki finał. W praktyce dostałam coś z goła innego.
Powieść podzielona jest na dwie części, ale to w pierwszej, tej dłuższej, rozgrywa się główna część historii, w której fryzjer zaczyna, prowadzi i kończy swoje śledztwo. Gdyby nie mało zaskakujące i brak tak zwanego plot twistu nie miałabym się tutaj do czego przyczepić. W prawdzie długo przyzwyczajałam się do stylu autora, ale gdy pierwsze rozdziały miałam za sobą, przepadłam bez reszty. Przez co rozwiązanie zagadki, można powiedzieć, że podane na tacy, pozostawiło spory niesmak.
Powieść Mendozy można bez wątpienia nazwać zabawą gatunkiem, a nawet lekkim pastiszem kryminału z dodatkiem niesamowicie absurdalnego humoru. Świetnie bawiłam się w trakcie lektury i choć Tajemnicę zaginionej ślicznotki można podpiąć pod komedię, to na pewno nie zaliczę jej do „lekkich, łatwych i przyjemnych”.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/22/w-oparach-absurdu-tajemnica-zaginionej-slicznotki-eduardo-mendoza/
Główny bohater, damski fryzjer i detektyw – amator w jednym, ma być „bardziej przenikliwy od Herkulesa Poirota, kreatywny w działaniu niczym Sherlock Holmes, bezkompromisowy w dążeniu do prawdy jak Mikael Blomkvist”. Tym...
2016-12-09
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/09/noc-ktora-zmienila-wszystko-noc-ognia-eric-emmanuel-schmitt/
Noc ognia Erica-Emmanuela Schmitta to pewnego rodzaju powieść drogi o dniu, który w diametralny sposób zmienił życie głównego bohatera, którego nie sposób nie utożsamiać z autorem. Młody Eric wyrusza w podróż przez bezkresną Saharę, by zebrać materiały do scenariusza filmowego. Historia toczyła się dobrze, aż do jednego felernego wieczoru, kiedy mężczyzna przypadkiem odłącza się od karawany i musi sam przetrwać noc na pustyni, co diametralnie zmienia jego pogląd na kwestie wiary i istnienia siły wyższej.
Autobiograficzna przypowieść autora Oskara i pani Róży oraz Sekty Egoistów miała być czymś wyjątkowym. Znając jego wcześniejszą twórczość nastawiałam się na filozoficzną podróż w głąb ludzkiej natury i… właśnie to dostałam. W tym momencie pojawia się pewne „ale” – nie wywołała u mnie żadnych emocji. Przeczytawszy ostatnie zdanie po prostu zamknęłam książkę i odłożyłam na półkę, jakbym nigdy jej nie przeczytała.
Nie powiem, że Noc ognia jest zła, bo to nie byłaby prawda. Niestety nie mogę nazwać jej też dobrą. Okazała się dla mnie obojętna, nijaka. Długo zastanawiałam się, dlaczego właśnie tak się stało i ciągle nie jestem pewna odpowiedzi na to pytanie. Może wynika to z faktu, że sama nigdy takiego dnia nie przeżyłam. Może jestem za młoda, by zrozumieć niektóre rzeczy, a może zbyt cyniczna w kwestii wiary.
Wiem jedno – szybko zapomnę o tej podróży przez pustynię. Jest to na swój sposób smutne, gdyż mam świadomość jak ważna dla autora jest ta historia. Może wrócę do niej za dziesięć lub dwadzieścia lat, a może na zawsze odłożę ją na półkę i pozwolę jej się kurzyć.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/12/09/noc-ktora-zmienila-wszystko-noc-ognia-eric-emmanuel-schmitt/
Noc ognia Erica-Emmanuela Schmitta to pewnego rodzaju powieść drogi o dniu, który w diametralny sposób zmienił życie głównego bohatera, którego nie sposób nie utożsamiać z autorem. Młody Eric wyrusza w podróż przez bezkresną...
2016-04-25
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/04/25/doctor-strange-1-6-2016/
Stworzenie historii jakiegoś superbohatera od początku nie jest łatwym zadaniem. Z Doctorem Strangem było to o tyle prostsze, że od dawna nie miał on solowej serii. Zwykle pojawiał się gdzieś tam jako support, m.in. dla Spider-Mana czy Avengers, jako członek grupy Illuminati, bądź postać mocno związana z jakimś eventem (przykładowo niedawne Secret Wars). Tym samym wyrabiał on sobie stopniowo coraz to większą pozycję w komiksowym uniwersum Marvela.
Stephen Strange, znany szerzej jako Doctor Strange, to postać znana w komiksowym uniwersum już od dawna. Po raz pierwszy pojawił się w 1963 roku w komiksie Strange Tales. Kim dokładnie jest Strange? Stephen to były neurochirurg, który w wyniku wypadku traci władzę w rękach. Mężczyzna szuka wielu sposobów, by wrócić do zdrowia, w końcu trafia do tzw. „Przedwiecznego” (ang. Ancient One). To właśnie on uczy Strange’a mistycznej sztuki magii.
Jason Aaron i Chris Bachalo, tworząc tę solową serię, odwalili kawał dobrej roboty i tchnęli w postać Doctora nowe życie. Panowie naprawdę nie mają się czego wstydzić, tworząc tak dobry run. Wszystko w tych sześciu zeszytach jest w jak najlepszym porządku.
Styl Bachalo (który odpowiedzialny jest za kolory i ilustracje) jest energetyczny i dynamiczny. Kolory są wyraźne i jasne. Może nawet odrobinę za jasne, jak na mroczną tematykę komiksu. Dominujące tu purpura, zieleń i indygo, dodają pięknej głębi każdej stronie. Ta wersja komiksu, w wielu kwestiach, różni się od pozostałych mistycznych historii, a nawet można powiedzieć, że wyznacza nowy kierunek dla tego nurtu. Postacie wizualnie nie są może specjalnie realistyczne, ale za to bardzo wartościowe artystycznie.
Aaron połączył z kolei humor (choć jest on może bardziej sytuacyjny i sporadyczny) z dramatem, tworząc świetną mieszankę, która naprawdę się przyjmuje. Choć fabuła nie porywa, to jest ona poprawna (aczkolwiek wielkiego szału też nie ma). Pomimo tego, że to bardzo ogólne stwierdzenie, prawda jest taka, że Aaron jedzie z historią jak na rollercoasterze. Raz genialnie, a kolejny razem słabo. Suma summarum, wszystko wychodzi na tyle dobrze, że spokojnie możemy sięgnąć po tę serię.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/04/25/doctor-strange-1-6-2016/
Stworzenie historii jakiegoś superbohatera od początku nie jest łatwym zadaniem. Z Doctorem Strangem było to o tyle prostsze, że od dawna nie miał on solowej serii. Zwykle pojawiał się gdzieś tam jako support, m.in. dla Spider-Mana czy Avengers, jako członek...
2016-11-16
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/11/16/opowiesci-i-przypowiesci-franz-kafka/
W tych krótkich formach można dostrzec więcej niż tylko pięknie napisane historie. To także przekrój całej twórczości Kafki, a jednocześnie jego rozwoju i historii. Widać, jak wielki postęp zrobił i jak bardzo zmieniał się jego pogląd na świat przez ten czas.
Autor czuł się świetnie w każdej formie – opowiadania, aforyzmy, przypowieści… Wydawać by się mogło, że nic z tego nie było mu straszne. W tekstach w genialny sposób zostało budowane napięcie, a każdy z nich wymusza na odbiorcy reakcję emocjonalną – czasem jest to smutek, czasem śmiech, a równie często także wielkie zaskoczenie. Przez to bardzo ciężko o nich zapomnieć.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/11/16/opowiesci-i-przypowiesci-franz-kafka/
W tych krótkich formach można dostrzec więcej niż tylko pięknie napisane historie. To także przekrój całej twórczości Kafki, a jednocześnie jego rozwoju i historii. Widać, jak wielki postęp zrobił i jak bardzo zmieniał się jego pogląd na świat przez...
2016-10-25
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/10/25/algorytm-wojny-nigdy-sie-nie-zmienia-czyli-kilka-przemyslen-nad-inwitem-michala-cholwy/
Oddział Marcina Wierzbowskiego zostaje wcielony w szeregi owianego złą sławą Dowództwa Operacji Specjalnych Unii Europejskiej. Razem z pułkownikiem Brisbanem zostają wysłani na Liberty, gdzie znaleźć można bardzo cenny surowiec – caellium, który umożliwia międzygwiezdne podróże. Misja mogłaby być banalna, gdyby nie fakt, iż ów planeta jest pod wpływami dużo silniejszych Stanów Zjednoczonych. Żołnierzy czeka batalia, która z góry wydaje się przegrana.
Choć Inwit jest już czwartą częścią serii, nie bójcie się po nią sięgnąć. Sama zaczęłam swoją przygodę z twórczością Michała Cholewy od trzeciego tomu i choć pewnie wiele ciekawych wątków przez to mi umknęło, bez problemu mogłam wbić się w rytm akcji i ponieść historii. Mam wrażenie, że podobnie jest i tym razem.
Poprzednie książki Michała skupiały się w głównej mierze na działaniach wojennych. Rozkazy, manewry, akcje… Był to temat przewodni, do którego dopisywana była historia. Razem ze zmianą otoczenia, zmienia się postępowanie żołnierzy. Wojskowi (a jednocześnie i czytelnik) ze względu na charakter misji muszą poświęcić więcej czasu na działania taktyczne i konspiracyjne. Michał Cholewa pokazuje w ten sposób całkiem inne oblicze wojny. W tych szeregach człowiek nie jest już tylko mięsem armatnim, ale i wyszkolonym człowiekiem, od którego wymaga się taktycznego myślenia. Jednocześnie dużo miejsca zostało poświęconego dla obecnej sytuacji dyplomatycznej.
Ukazanie planety Liberty także można zaliczyć do ciekawych aspektów powieści. Jest to miejsce odizolowane od reszty, którego struktura mocno przypomina totalitarne państwo z orwellowskiego 1984. Mnie takie motywy urzekają od razu i bezwarunkowo działają na plus dla danej powieści.
Można by się jeszcze długo zachwycać nad Inwitem, jednak warto zaznaczyć, że nie jest to powieść lekka, łatwa i przyjemna. Michał zmusza czytelnika do mocnego wysiłku intelektualnego. Z tego powodu lektura, choć dawała mi wiele pozytywnych odczuć, trwała bardzo długo. Momentami musiałam odstawić książkę na kilka dni, by znowu zatonąć w niej bez pamięci. Zdecydowanie jest to pozycja warta polecenia, ale tylko dla osób, które siedzą w science fiction lub przynajmniej lubują się w militarnych klimatach.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/10/25/algorytm-wojny-nigdy-sie-nie-zmienia-czyli-kilka-przemyslen-nad-inwitem-michala-cholwy/
Oddział Marcina Wierzbowskiego zostaje wcielony w szeregi owianego złą sławą Dowództwa Operacji Specjalnych Unii Europejskiej. Razem z pułkownikiem Brisbanem zostają wysłani na Liberty, gdzie znaleźć...
2016-09-14
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/09/14/lata-20-lata-30-dwoch-panow-z-branzy-katarzyna-czajka/
Wydawać by się mogło, że Kasia ma wszelkie potrzebne umiejętności, by napisać dobrą książkę o młodych założycielach kina. Jednak przejście z felietonu do powieści nie należy do najprostszych zadań. Wykreowanie postaci i miejsc w taki sposób, by dobrze się przeplatały z trudnym okresem w dziejach historii to nie lada wyzwanie. Zacznijmy jednak po kolei.
Dwaj przyjaciele, Adam i Marian, wywaleni ze szkoły prawniczej, decydują się założyć własne kino. Dysponując bardzo skromnym budżetem próbują ziścić swój amerykański sen na warszawskiej Woli. Jak to zwykle młodzi ludzie mają – chcą tego już i bez najmniejszych kompromisów. Życie okazuje się nie być aż tak łaskawe, ale im ciągle pozostaje nadzieja, że jutro będzie lepiej.
Historia nie jest opowiedziana ciągle. Z bohaterami spotykamy się co kilka lat, a propos ważnych wydarzeń, czy to w ich życiu, czy na świecie. Sprawdzamy, jak idzie interes i co dzieje się w branży. Tutaj okazuje się, że nie ich kariera toczy się bardzo statycznie. Ciągle te same problemy – brak funduszy na nowe produkcje, dywagacje na temat repertuaru, problemy z urzędnikami i w domu. Od czasu do czasu spali się kino lub rozpocznie się strajk.
Książka podzielona jest na rozdziały, w których narratorem jest każdy z przyjaciół. Tutaj najbardziej widać ich podobieństwo, bo czasem trzeba się zatrzymać i upewnić się, kto właśnie do nas przemawia ze stron. Bardziej wyraźne okazują się żony panów z branży, z których jedna bardzo przypomina mi autorkę. Jednak jest to tylko moje spostrzeżenie, ani pozytywne, ani negatywne.
Widać było też nieporadną próbę przekazania informacji i ciekawostek z kina tamtych czasów. Autorka balansuje między za dużo i za mało, nie wiedząc do końca na ile może sobie pozwolić, by nie zmienić powieści w podręcznik. Momentami wydawało się to wymuszone, częściej jednak okazywały się niezmiernie ciekawe. Zmuszały do otworzenia przeglądarki i sprawdzenia, czy to tak rzeczywiście było.
Dwóch panów z branży czyta się bardzo dobrze do pewnego momentu, kiedy tempo spada nieoczekiwanie. Może to ja spodziewałam się czegoś innego? Zabrakło intrygi, dużej sprawy, z którą musieliby się zmierzyć nasi bohaterowie. Warto sięgnąć po tę książkę, merytorycznie jest bardzo dobrze przygotowana. Niestety chyba nic poza tym. Zdecydowanie liczyłam na więcej.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/09/14/lata-20-lata-30-dwoch-panow-z-branzy-katarzyna-czajka/
Wydawać by się mogło, że Kasia ma wszelkie potrzebne umiejętności, by napisać dobrą książkę o młodych założycielach kina. Jednak przejście z felietonu do powieści nie należy do najprostszych zadań. Wykreowanie postaci i miejsc w...
2016-09-07
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/09/07/the-second-rule-of-fight-club-is-you-do-not-talk-about-fight-club-czyli-kilka-slow-o-komiksowej-kontynuacji-fight-club-2-1/
Od premiery legendarnego filmu minęło już siedemnaście lat, a od wydania kontrowersyjnej książki – dwadzieścia. Niewątpliwie wiele osób ma problem z rychłym zakończeniem tej historii bez odpowiedzi na tak ważne pytanie – co było dalej?
Od teraz Narrator ma imię – Sebastian. Od operacji Masakra wiele się zmieniło – teraz ma syna, żonę, pracę. Istna sielanka. Popatrzmy jednak na sam początek serialu. Czy tanie meble ze sprasowanych wiórów i gapienie się cały dzień w monitor komputera, nie było tym, od czego nasz bohater chciał uciec?
Jest jednak pewna znacząca różnica – teraz szczęście dają mu leki brane w zawyżonych dawkach niźli te przepisane przez specjalistę. Tabletki zabierają mu resztki chęci do życia, tworząc największego nudziarza na świecie. Najgorzej w tym wszystkim odnajduje się Marla, która tęskni za starymi czasami, za Tylerem.
Przejście z książki/filmu na komiks nie zawsze jest takie proste. Zmiana źródła przekazu generalnie nie jest rzeczą dla osób, które się na tym nie znają. Zdecydowaną zaletą jest fakt, że scenariuszem zajęła się ta sama osoba, która wykreowała ten świat w latach 90. Chuck Palahniuk zna swoje postacie na wylot i choć chyba jeszcze się do niech ponownie nie przyzwyczaił, w późniejszych zeszytach liczę, że efekt będzie dużo lepszy.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/09/07/the-second-rule-of-fight-club-is-you-do-not-talk-about-fight-club-czyli-kilka-slow-o-komiksowej-kontynuacji-fight-club-2-1/
Od premiery legendarnego filmu minęło już siedemnaście lat, a od wydania kontrowersyjnej książki – dwadzieścia. Niewątpliwie wiele osób ma problem z rychłym...
2016-09-05
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/09/05/zegnaj-ksiaze-pierwszy-raz-w-zyciu-widzialam-czlowieka-idiota-fiodora-dostojewskiego/
Idiotę określa się mianem najwybitniejszego dzieła tego rosyjskiego pisarza. Autor zagłębia się w najgłębsze zapadnie ludzkiej duszy, szukając zarówno dobra jak i zła. Zazwyczaj wychodzi mu to świetnie, więc czemu tutaj miałoby być inaczej?
Książę Lew Myszkin – kochający bliżnich, dobry i współczujący, a jednocześnie bez grosza przy duszy. Wszystko ma się zmienić, kiedy tylko dojedzie do Rosji by odebrać spory majątek. Bycie jednak bezgranicznie dobrą osobą, tworzy automatycznie w człowieku wady, które potrafią mocno namącić w życiorysie. Myszkin w tym wszystkim jest naiwny jak dziecko i niesamowicie łatwowierny. Jest to postać zupełnie nie pasująca do swoich czasów.
Minusem tej powieści jest fakt, że strasznie ciężko zrecenzować ją, bez zdradzania skrawków fabuły. Mogłabym rzucać sformowaniami typu wybitne dzieło, mądre przesłanie, zmusza do przemyśleń, ale po co? To nie oddaje sensu Idioty.
Dostojewski w każdej ze swoich książek (na ten moment przeczytałam trzy z nich) rozprawia na temat natury człowieka. Jego przemyślenia są nadal aktualne, co może, a nawet powinno nas przerażać, bo od tamtych czasów już trochę minęło, a społeczeństwo ciągle nie wyciągnęło wniosków. Chyba, że właśnie taka jest natura ludzka?
Jeśli jesteście miłośnikami literatury rosyjskiej i tekstów Fiodora Dostojewskiego, to już Was lubię, a tak zupełnie na serio – dajcie szansę wymagającej literaturze. Trochę się pomęczycie, ale nie będziecie żałować.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/09/05/zegnaj-ksiaze-pierwszy-raz-w-zyciu-widzialam-czlowieka-idiota-fiodora-dostojewskiego/
Idiotę określa się mianem najwybitniejszego dzieła tego rosyjskiego pisarza. Autor zagłębia się w najgłębsze zapadnie ludzkiej duszy, szukając zarówno dobra jak i zła. Zazwyczaj wychodzi mu to...
2016-08-22
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/08/22/mordowanie-wcale-nie-jest-takie-proste-jak-cie-zabic-kochanie-alek-rogozinski/
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W małżeństwie Donków to właśnie mamona stała się jedynym spoiwem pary. Przejęcie spadku nie było jednak takie proste. Gdy okazało się, że pierwszego warunku nie uda się spełnić w wyznaczonym terminie, czas zadziałać drastycznej. Gdy w grę wchodzą duże sumy, nie ma miejsca na błędy.
Opis może i brzmi poważnie, ale warto zaznaczyć, że Jak Cię zabić, kochanie? to komedia pomyłek z elementami kryminału. W sprawę zamieszany jest także lokalny mafiozo, dwie morderczynie-zakonnice i wystraszony chłopiec.
Alek jest jednym z tych autorów, którzy bez wątpienia trzymają poziom. Jeśli czytaliście jego wcześniejsze książki, możecie odpuścić sobie czytanie tej recenzji. Książka jest jak zwykle genialna, przezabawna i błyskotliwa, a autor co rusz pokazuje, że czego jak czego, ale pomysłów zdecydowanie mu nie brak. Moim ulubionym elementem są nawiązania do popkultury. Ze względu na swój zawód, Rogoziński siedzi w temacie bardzo dobrze, a tak przezabawnie opisać celebrytów potrafi tylko on.
Tekst zdecydowanie nie jest przegadany, a akcja leci na łeb, na szyję. Czy mąż zabije ją, czy ona męża? Czy ta fortuna w ogóle istnieje? W trakcie czytania zadawałam sobie mnóstwo pytań, na które oczywiście odpowiedź znalazłam na ostatnich stronach. Książę komedii kryminalnej spisał się na medal, a ja już nie mogę się doczekać kolejnej jego książki.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/08/22/mordowanie-wcale-nie-jest-takie-proste-jak-cie-zabic-kochanie-alek-rogozinski/
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W małżeństwie Donków to właśnie mamona stała się jedynym spoiwem pary. Przejęcie spadku nie było jednak takie proste. Gdy okazało się, że pierwszego warunku...
2016-07-18
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/07/18/amazonka-dalej-walczy-wonder-woman-tom-4-wojna/
Gdy okazało się, że Brian Azzarello będzie autorem nowej serii o Amazonce, wszyscy spekulowali, jak to będzie wyglądać. W końcu do tej pory zajmował się zgoła innymi projektami. Teraz mamy już na rynku czwarty (a od niedawna i piąty) tom i wszystko wskazuje na to, że jest to warty uwagi komiks. Pytanie tylko czy utrzymuje poziom?
Odpowiedź brzmi: tak. „Wojna” jest równie ciekawy jak poprzednie. Cały zespół ewidentnie miał wtedy dobry okres. Może mniej tutaj negocjacji i politycznych zagrywek, a więcej mordobicia, ale takie momenty też są potrzebne. Wtedy zamiast historii doceniamy rysunki, które są co raz lepsze. Dynamizm jest godzien podziwu i najzwyczajniej na świecie zachwyca. Jednak najpierw słowo o fabule.
Najmłodszy syn Zeusa zdecydowanie nie ma i nie będzie miał spokojnego dzieciństwa. Nic dziwnego skoro prawdopodobnie ma w sobie moc, która może zniszczyć cały świat. Bogowie zerkają z panteonu i próbują wszystkiego, by pozbyć się zagrożenia. Wonder Woman i jej mała armia odpierają każdy atak, jednak tym razem sprawy stają co raz bardziej poważne. Do gry wkracza najstarszy syn boga Olimpu, który jest gotowy zrobić wszystko, by zasiąść na tronie.
Odczuwam wrażenie jakby od teraz historia miała potoczyć się inaczej. Niektóre wątki zostały domknięte, inne się otworzyły, a motyw główny zostaje ciągle ten sam, jednaj zakończenie pozostawia nienasycenie i pewne pytania, na które ciężko sobie odpowiedzieć.
Oczywiście nie byłoby WW w takiej postacie, gdyby nie bogowie, którzy nie wiele różnią się od tych z mitologii Parandowskiego. Choć niektórych bez podpisu nie idzie poznać na pierwszy rzut oka. Choć wielu twierdzi, że te postaci są nietrafione, dla mnie są fenomenalne. Dobra, Posejdon nie przypomina tutaj ojca Arielki, tylko stwora morskiego, ale to tym lepiej. Ich wygląd odpowiada ich zachowaniu i temu, co patronują. Do tego nie można im odmówić oryginalności, bo choćby Hades jest wizualnie najdziwniejszą i niesamowicie creepy postacią, jaką ostatnimi czasy widziałam.
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2016/07/18/amazonka-dalej-walczy-wonder-woman-tom-4-wojna/
Gdy okazało się, że Brian Azzarello będzie autorem nowej serii o Amazonce, wszyscy spekulowali, jak to będzie wyglądać. W końcu do tej pory zajmował się zgoła innymi projektami. Teraz mamy już na rynku czwarty (a od niedawna i piąty) tom i...
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2017/01/15/przez-stany-popswiadomosci-czyli-dlaczego-nienawidze-kuby-cwieka/
Na okładce najbardziej rzuca się w oczy nazwisko Kuby Ćwieka, który w największej mierze odpowiada za książkę, jednak na początku nie można nie wspomnieć o reszcie ekipy - reżyserze Patryku Jurku, blogerze Radku Teklaku, dziennikarzu Bartku Czartoryskim i fotografce kresce_. No i szanowny Ojczenasz! Spakowali manatki, wsiedli w samolot i wylądowali na kilka tygodni w USA. Choć nie, sama historia zaczyna się dużo wcześniej, od momentu, w którym pojawił się sam pomysł na taki wyjazd.
Jeśli myślicie, że Przez Stany POPświadomości to przewodnik, to jesteście w dużym błędzie. To bardziej zapis podróży, wydarzeń mniej lub bardziej istotnych, dlaczego wybrali takie, a nie inne miejsca (tutaj wybór był bardzo subiektywny, dostosowany do fanowskich miłości podróżujących) i jak się do tego zabrać, jeśli chcielibyśmy pójść w ich ślady. Wszystko napisane lekkim i bezpośrednim językiem, charakterystycznym dla Kuby.
Kuba nie jest jednak jedynym narratorem tej historii. W trakcie spotkamy kilkukrotnie Z rzeczy po(p)ważnych by Bartek, w których Bartek Czartoryski opisuje dokładniej filmy i seriale, które lubi i które uważa za warte przetestowania. Na końcu napotkamy jeszcze dwie wkładki ze zdjęciami - w wykonaniu kreski_ oraz Patryka Jurka, a także Dziennik pokładowy Radka. Każdy dostał tutaj swój „czas antenowy”.
Momentami zauważalny jest brak doświadczenia autora/autorów w pisaniu takich tekstów. Niektóre fragmenty są rozwleczone, inne zaś za krótkie, a każda informacja nacechowana jest emocjami. Do tego poznajemy szczegóły wyprawy, które mogą wiele osób nie interesować.
Może i „Przez Stany POPświadomości” nie jest książką idealną, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest tylko dla tych, którzy rozumieją "jaranie się" popkulturą i każdym jej aspektem. Oprócz tego jest naładowana tak dużą dawką pozytywnej energii, że na wszystkiej jej wady jestem w stanie przymknąć oko, bo w trakcie tej podróży po prostu dobrze się bawiłam!
Pełną recenzję znajdziecie na https://niekulturalnakulturalnie.wordpress.com/2017/01/15/przez-stany-popswiadomosci-czyli-dlaczego-nienawidze-kuby-cwieka/
więcej Pokaż mimo toNa okładce najbardziej rzuca się w oczy nazwisko Kuby Ćwieka, który w największej mierze odpowiada za książkę, jednak na początku nie można nie wspomnieć o reszcie ekipy - reżyserze Patryku Jurku, blogerze Radku Teklaku,...