-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać100
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel5
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Biblioteczka
„Złote spinki Jeffreya Banksa” zaskakują. Ale czego innego można spodziewać się po autorze tego formatu? Przyzwyczaił nas on bowiem do nietuzinkowych pomysłów, na które rzadko kiedy jesteśmy gotowi.
Tym razem Brzostowski zabiera nas w świat londyńskiej gangsterski rodem z filmów Guya Ritchiego, gdzie świat wielkiej polityki miesza się ze światem przestępczym. Pozornie banalne tło (a jakże by inaczej!) służy do opowiedzenia historii z mafiosami, dziwkami i politykami w roli głównej. Oto minister spraw wewnętrznych, Jeffrey Banks, który do swojej pozycji doszedł niejako „przez łóżko” gubi podczas zabaw z bajecznie seksowną prostytutką tytułowe złote spinki. A ponieważ są one kluczowe dla kariery pana ministra i, co więcej, ma on do nich stosunek sentymentalny, odzyskanie ich jest nie tyle sprawą honoru, co raczej życia i śmierci. Pan minister z racji swoich upodobań do dobrej, acz nie zawsze legalnej zabawy, może poszczycić się znajomością z niejakim Oxfordem, szefem londyńskiej mafii oraz z jego prawą ręką Frankie Reedem, zwanym Frankiem Turbo. To oni dostarczą nam całkiem sporo wrażeń, i to nie dla grzecznych dziewczynek. Nie zabrakło tu również wątków miłosno-erotycznych, które w niczym nie przypominają standardowych relacji, do których przyzwyczaiła nas współczesna literatura.
Te wszystkie atrakcje zamknięte są w niewielkim jak na dzisiejsze standardy formacie, jednak dzięki temu mamy szansę wejść na jakieś dwie godziny w świat, którego nie spotkamy nigdzie indziej. Niebanalny humor, szybkie tempo, swobodne posługiwanie się całą masą odniesień to jest to, czego oczekuje normalny, inteligentny czytelnik.
Ci, którzy znają prozę Brzostowskiego nie będą chyba potrzebowali dodatkowej zachęty do przeczytania tej książki. Kolejny tytuł, czyli kolejna niespodzianka. Muszę jednak przestrzec tych, którzy z Brzostowskim stykają się po raz pierwszy. W jego książkach zawsze kryje się jakieś drugie dno. Mniej obyty czytelnik zdobywający szlify na przygłupiej literaturze o miłości rodem z Harlequinów może być mocno zakłopotany próbując nadążyć intelektualnie za autorem. W „Złotych spinkach Jeffrey Banksa” zabawa stylem i podejście do fabuły przywodzą na myśl „I wykończymy wszystkich obrzydliwców” Borisa Viana. To dość luźne skojarzenie powinno jednak dać przedsmak tego, czym uraczył nas autor.
„Złote spinki Jeffreya Banksa” zaskakują. Ale czego innego można spodziewać się po autorze tego formatu? Przyzwyczaił nas on bowiem do nietuzinkowych pomysłów, na które rzadko kiedy jesteśmy gotowi.
Tym razem Brzostowski zabiera nas w świat londyńskiej gangsterski rodem z filmów Guya Ritchiego, gdzie świat wielkiej polityki miesza się ze światem przestępczym. Pozornie...
Uwielbiam Pythonów, znam i hołubię całą filmową "działalność" Johna Cleese'a, ale ta książka okazała się sporym rozczarowaniem. Ona jest po prostu nudna. O ile zanim zaczęłam czytać to opasłe tomiszcze, byłam zachwycona jego objętością, o tyle mniej więcej w jednej trzeciej zaczęłam mocno tego żałować. Bardzo dobry początek, przepełniony ironią i autoironią, oraz błyskotliwymi uwagami to najmocniejszy atut tej książki. Później jest już tylko gorzej. Niestety. Nota powinna być niższa, ale sentyment i umiłowanie intelektu autora nie pozwala mi na wystawienie szczerej oceny. 5/10 i ani grama więcej. Wracam do filmów...
Uwielbiam Pythonów, znam i hołubię całą filmową "działalność" Johna Cleese'a, ale ta książka okazała się sporym rozczarowaniem. Ona jest po prostu nudna. O ile zanim zaczęłam czytać to opasłe tomiszcze, byłam zachwycona jego objętością, o tyle mniej więcej w jednej trzeciej zaczęłam mocno tego żałować. Bardzo dobry początek, przepełniony ironią i autoironią, oraz...
więcej mniej Pokaż mimo to
To moje ostatnie podejście do pani Masłowskiej. Ilość rozczarowań w stosunku do jednej osoby ma swoje granice. Pierwsza powieść - porażka, druga powieść - też nie najlepiej, felietony - może jednak ta Pani ma coś w sobie, co przeoczyłam w powieściach, sztuka - potwierdzenie pierwszego niesmaku.
Można przeboleć temat przewałkowany w literaturze pod warunkiem, że sposób jego przedstawienia wnosi coś nowego. Niestety, same klisze. Przerysowanie, którym być może jest w stanie zachłysnąć się mało obyty czytelnik, budzi irytację i niesmak. Pani Dorota Masłowska nie jest już licealistką, która będzie chciała szokować wulgarnym językiem i chaotyczną formą wprawiając w ekstazę opiniotwórczą część "warszawki". To już dojrzała pisarka, która nie ma do powiedzenia nic ciekawego, a szkoda, bo jakiś czas temu rozbudziła we mnie nadzieję swoimi felietonami. Cóż, widać był to jedynie wypadek przy pracy.
To moje ostatnie podejście do pani Masłowskiej. Ilość rozczarowań w stosunku do jednej osoby ma swoje granice. Pierwsza powieść - porażka, druga powieść - też nie najlepiej, felietony - może jednak ta Pani ma coś w sobie, co przeoczyłam w powieściach, sztuka - potwierdzenie pierwszego niesmaku.
Można przeboleć temat przewałkowany w literaturze pod warunkiem, że sposób jego...
Zacznę od ukłonu w stronę tłumacza, Łukasza Witczaka: polski tytuł "Między książkami" jest zdecydowanie lepszą wersją niewiele mówiącego "The Storied Life of A.J.Fikry"". Jest on swoistą mini-recenzją książki, co postaram się pokrótce uzasadnić. Akcja powieści osadzona jest w księgarni, wśród ludzi, dla których czytanie jest czynnością tak naturalną jak oddychanie, więc trudno się dziwić, że wszystkie najważniejsze wydarzenia życiowe będą miały miejsce między książkami. Co więcej, historia opowiedziana jest przy akompaniamencie innych utworów, których tytuły pojawiają się w trakcie lektury. Na szczęście jest to zabieg nienachalny, bo o książkach powinno się mówić zwyczajnie, jako że są nieodłączną częścią życia człowieka, którego potrzeby wyrastają nieco ponad zakupy, czy niedzielnego grilla. Zatem ta wieloznaczność, czy raczej wielopoziomowość polskiego tytuły świetnie oddaje charakter książki.
Opis z okładki jest niestety tak fatalny i tak nietrafiony, że gdybym miała okazję przeczytać go wcześniej, z całą pewnością nigdy nie przeczytałabym samej książki. I choć nie jest to żadna wielka, spektakularna literatura, to niesie ze sobą pewną humanistyczną wartość, wbrew sugerowanej w opisie ckliwości i płytkości tematu.
Zacznę od ukłonu w stronę tłumacza, Łukasza Witczaka: polski tytuł "Między książkami" jest zdecydowanie lepszą wersją niewiele mówiącego "The Storied Life of A.J.Fikry"". Jest on swoistą mini-recenzją książki, co postaram się pokrótce uzasadnić. Akcja powieści osadzona jest w księgarni, wśród ludzi, dla których czytanie jest czynnością tak naturalną jak oddychanie, więc...
więcej mniej Pokaż mimo toNie ukrywam, że czekałam na tę książkę, aby po raz kolejny, tym razem w innej formule, obcować z erudycją Tomka Lipińskiego. I tu się nie zawiodłam. Niestety, podobnie jak część czytelników, byłam zdegustowana panem Bratkowskim. Zbyt nachalnie próbował zaznaczyć swoją obecność i nadać znaczenie swojej osobie. Chyba niepotrzebnie, jako że nie o nim ta książka.
Nie ukrywam, że czekałam na tę książkę, aby po raz kolejny, tym razem w innej formule, obcować z erudycją Tomka Lipińskiego. I tu się nie zawiodłam. Niestety, podobnie jak część czytelników, byłam zdegustowana panem Bratkowskim. Zbyt nachalnie próbował zaznaczyć swoją obecność i nadać znaczenie swojej osobie. Chyba niepotrzebnie, jako że nie o nim ta książka.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Hmm... Pamiętam, że kiedyś podobały mi się felietony Hanny Bakuły. Stąd pomysł sięgnięcia po tę książkę. Przeczytałam, ale właściwie równie dobrze mogłabym nie przeczytać. Chyba jednak wolę malarstwo pani Bakuły.
Hmm... Pamiętam, że kiedyś podobały mi się felietony Hanny Bakuły. Stąd pomysł sięgnięcia po tę książkę. Przeczytałam, ale właściwie równie dobrze mogłabym nie przeczytać. Chyba jednak wolę malarstwo pani Bakuły.
Pokaż mimo to