Bunt mas José Ortega y Gasset 7,1
Książka podzielona jest na dwie części.
Pierwsza (większa) jest perfekcyjna. Nie tylko nadal aktualna, czy w lwiej części nawet bardziej aktualna dzisiaj, ale w swej istocie ponadczasowa – kawał dobrej filozofii i socjologii.
Sam wielokrotnie muszę wszystkim tłumaczyć różnicę między arystokracją, a tym, co się ludziom kojarzy z arystokracją. Różnicę między szlachectwem zasługi, a „szlachectwem” krwi.
Druga część, o narodzie, już mniej mi się podoba. Rozumiem, ale nie zgadzam się. W mojej ocenie popełnia błąd na samym początku, przy założeniach, że narodowości nie tworzy krew, język i ojczyzna, inaczej ujmując: przeszłość, ale tworzą ją elity odgórnie „obietnicą lepszej przyszłości”. Dokonuje tutaj redukcji i jednostronnie opowiada się po jednej z części większej całości. Czy Mieszko I przekonał „polan” [celowe uproszczenie] t-y-l-k-o obietnicą wielkiego i silnego państwa? Przecież Mieszko nie spadł z księżyca i przetwarzał „coś”, co już istniało w innej formie, którą przemienił, ulepszył. Ale to nie miejsce na polemikę. Ma w drugiej części uzasadnione racje, ale nie są one pełną prawdą. Za bardzo to wszystko uprościł pod tezę. Wciąż jednak można potraktować to, jako zachętę do własnych rozważań.
Gdyby wyodrębnić pierwszą część, byłaby pełna dycha (można ją cytować niemal w całości).
A co do krytycznych komentarzy, zalecam uważniejsze czytanie ze zrozumieniem. Na zarzuty, że Ortega gloryfikuje „elity” a gardzi „plebsem” odpowiada on sam w poniższych fragmentach (dodatkowo oznaczone wykrzyknikami). Tak, najwyraźniej zrozumienie tej książki uzależnione jest od tego, czy jesteś (ciemną) Masą czy czymś więcej. Jednym z powodów błędnego odczytywania tej treści jest przyjmowanie założenia, że „prosty” człowiek, skoro nikomu nie wchodzi w szkodę, to właściwie wszystko z nim w porządku. Człowiek prosty, nie rozwijając się, jest potencjalnym narzędziem cwaniaków, którzy nie omieszkają wykorzystać okazji; jest wspólnikiem zła, do którego nieświadomie przyłoży rękę, kierując się, w swoim mniemaniu, dobrymi intencjami. Wbrew pozorom, nie powinno się dzielić ludzi na dobrych i złych – ale na głupich i mądrych. Dodatkowo, analogia "pędu/biegu" wciąż zmieniającego się świata, powinna uzmysłowić nam, że stanie w miejscu nie jest możliwe – stanie w miejscu jest cofaniem się. Osoba kierująca się Prawdą, Dobrem i Pięknem, nie dokonuje jednorazowego aktu, wciąż jest w drodze, która nigdy nie ma końca, na której jest miejsce na odpoczynek, ale nigdy nie ma miejsca na spoczynek.
Być może do tej pory byłeś/byłaś Masą, ale ta lektura daje ci okazję, aby spojrzeć na siebie obiektywnie i to zmienić.
I ostatnia uwaga na koniec, co również podkreślał Jose Ortega y Gasset: Nie każdy może być orłem, to zrozumiałe. Problem polega na tym, że głupi, zamiast z mądrym zgubić, woli z głupim znaleźć.
------------------------------------------
„Jesteśmy obecnie świadkami pewnego zjawiska, które, czy tego chcemy, czy nie, stało się najważniejszym faktem współczesnego życia publicznego w Europie. Zjawiskiem tym jest osiągnięcie przez masy pełni władzy społecznej. Skoro masy już na mocy samej definicji nie mogą ani nie powinny kierować własną egzystencję, a tym mniej panować nad społeczeństwem, zjawisko to oznacza, że Europa przeżywa obecnie najcięższy kryzys, jaki może spotkać społeczeństwo, naród i kulturę. Historia zna już takie wypadki. Znane są także charakterystyczne rysy i konsekwencje takich kryzysów. Mają one też w historii nazwę. Zwą się: buntem mas”.
„Owym faktem nadzwyczaj prostym do określenia, choć nie do analizowania, jest coś, co nazywam zjawiskiem aglomeracji, zjawiskiem „pełności”. Miasta pełną są ludzi. Domy pełne są mieszkańców. Hotele pełne są gości. Pociągi pełne są podróżnych. Kawiarnie pełne są konsumentów. Promenady pełne są spacerowiczów. Gabinety przyjęć znanych lekarzy pełne są pacjentów. Sale widowiskowe, o ile przedstawienie nie jest zrobione „na poczekaniu”, nie jest improwizacją, pełne są widzów. Plaże pełne są zażywających kąpieli. To, co kiedyś nie stanowiło żadnego problemu, a mianowicie: znalezienie miejsca, obecnie zaczyna być powodem niekończących się kłopotów”.
(! ! !)
„Kiedy się mówi o „wybranych mniejszościach”, często zniekształca się znaczenie tego określenia, nie dostrzegając tego, że człowiek wybrany to nie ktoś butny i bezczelny, uważający się za lepszego od innych, lecz ten, który wymaga od siebie więcej niż inni, nawet jeśli nie udaje mu się samemu tych wymagań zaspokoić. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie jest najbardziej podstawowym kryterium podziału ludzkości na dwa typy osobników: tych, którzy stawiają sobie duże wymagania, przyjmując na siebie obowiązki i narażając się na niebezpieczeństwa, i tych, którzy nie stawiają sobie samym żadnych specjalnych wymagań, dla których żyć, to pozostawać takim, jakim się jest, bez podejmowania jakiegokolwiek wysiłku w celu samodoskonalenia, to płynąć przez życie jak boja poddająca się biernie zmiennym prądom morskim”.
(! ! !)
„Jak to wkrótce zobaczymy, cechą charakterystyczną naszych czasów jest panowanie masy, tłumu, nawet w grupach o elitarnych dotychczas tradycjach. Tak więc także w dziedzinie życia intelektualnego, które z samej swojej istoty wymaga określonych kwalifikacji, daje się zauważyć stały wzrost znaczenia pseudointelektualistów, niedouczonych, nie będących w stanie osiągnąć należytych kwalifikacji i którzy z natury rzeczy powinni być w tej dziedzinie zdyskwalifikowani. To samo można powiedzieć o wielu potomkach „arystokracji”, zarówno w linii męskiej, jak i żeńskiej. Z drugiej strony nie jest obecnie wcale rzadkością natrafienie wśród robotników, którzy niegdyś służyli jako typowy przykład tego, co nazywamy „masą”, na jednostki o umysłach w najwyższym stopniu uporządkowanych i zdyscyplinowanych”.
„Dlatego radykalnie, że nigdy nie powiedziałem, iż społeczeństwo ludzkie powinno być arystokratyczne. Powiedziałem znacznie więcej, i dalej w to wierzę, a każdy dzień utwierdza mnie coraz mocniej w tym mianowicie przekonaniu, że społeczeństwo ludzkie jest zawsze arystokratyczne, czy tego chce, czy nie, dzieje się tak z samej jego istoty. Jak długo jest arystokratyczne, jest społeczeństwem, a im mniej jest arystokratyczne, tym mniej społeczeństwem. Mówię tu oczywiście o społeczeństwie, a nie o państwie”.
„Panowanie mas jest zatem czymś wybitnie pozytywnym przez wzgląd na podniesienie się całego poziomu dziejów, a ponadto ujawnia, że obecnie życie przeciętnego człowieka osiągnęło poziom wyższy, niż miało to miejsce w przeszłości. Stwierdzając to, przyznajemy zarazem, że życie może toczyć się na różnych poziomach i że można mówić o poziomie w odniesieniu do czasów, co ma więcej sensu, niżby się zrazu zdawało”.
„Autentyczna pełnia życia to nie pełne sytości zadowolenie, sukces, poczucie osiągnięcia szczytu. Już Cervantes powiedział, że „droga zawsze jest lepsza od zajazdu”. Czasy, w których spełniły się ludzkie dążenia, w których ideały przybrały realny kształt, to czasy, w których się do niczego nie dąży, w których wyschły źródła pożądań. Innymi słowy, cała ta pełnia to w rzeczywistości koniec. Bywają epoki, które nie umiejąc odrodzić czy ożywić swych dążeń, umierają z sytości i zadowolenia, tak jak umiera szczęśliwy truteń po weselnym locie”.
„Przede wszystkim więc wydaje nam się, że nasze życie osiągnęło większy wymiar niż wszystkie inne. A zatem jak mogłoby ono mieć poczucie dekadencji. Sytuacja jest wręcz odwrotna; przez to, że czuje się bardziej życiem niż inne, straciło cały należny przeszłości szacunek. Dlatego po raz pierwszy w dziejach mamy do czynienia z epoką, która czyni tabula rasa z wszelkiego klasycyzmu, która nie dostrzega w przeszłości żadnych odpowiednich dla siebie wzorów czy norm, która, pomimo iż nastała po tylu wiekach stopniowej ewolucji, sprawia wrażenie fazy początkowej, jutrzenki rodzącego się dnia, okresu niemowlęctwa. Spoglądamy za siebie i sławny renesans wydaje nam się epoką wąskich horyzontów, prowincjonalizmu i żałosnych gestów – w końcu, czemuż by nie użyć tego słowa? – epoką w złym guście”.
[Jeden z użytkowników nazwał tę książkę boomerską XD]
„Prawdą jest jednak coś przeciwnego: żyjemy w epoce, którą cechuje poczucie olbrzymich możliwości realizacji, ale która nie wie, co ma realizować Panuje nad wszystkimi rzeczami, ale nie jest panią samej siebie. Czuje się zagubiona w nadmiarze własnych możliwości. Okazuje się, że współczesny świat mimo tego, iż dysponuje większą ilością środków, większą wiedzą, większymi niż kiedykolwiek przedtem możliwościami technicznymi, posuwa się naprzód w sposób najbardziej prymitywny, po prostu bezwolnie dryfując.
Stąd bierze się owa dziwna dwoistość poczucia siły, a zarazem zagubienia, które zagnieździło się w duszy współczesnej. O naszej epoce można powiedzieć to samo, co mawiano o regencie panującym w okresie dzieciństwa Ludwika XV, mianowicie, że ma wszystkie talenty z wyjątkiem talentu posługiwania się nimi”.
„Zarówno postępowy liberalizm, jak i socjalizm Marksa zakłada, iż upragniona, idealna przyszłość nastanie kiedyś w sposób nieunikniony, będąc wynikiem konieczności podobnej tej, z jaką mamy do czynienia w astronomii. I jedni, i drudzy, chronieni przez tę ideę przed własną świadomością, wypuszczają z ręki ster historii, przestają być czujni, tracą elastyczność i skuteczność działania. W ten sposób życie wymyka im się z rąk, wypowiada im posłuszeństwo i uwolnione z wszelkich więzów mknie teraz w jakimś nieznanym kierunku. Postępowiec, przybierając maskę doskonałego futurysty, nie zajmuje się przyszłością; jest przekonany o tym, że ta ostatnia nie kryje żadnych tajemnic czy niespodzianek, że nie czeka nas żadna istotna nowość, a będąc przeświadczony o tym, że świat rozwija się już we właściwym kierunku, bez odchyleń czy kroków wstecz, traci niepokój co do przyszłości”.
„Człowiek masowy to człowiek, którego życie nie ma wytkniętego celu, a on sam bezwładnie i bezwolnie dryfuje. Dlatego też niczego nie tworzy, choć jego możliwości, jego władza mogą być olbrzymie”.
[Nie chodzi o cel doczesny, w postaci pięknej żony/męża, willi, podróży, sławy i wspaniałych dzieci. W taki sposób samobójca też ma "cel"]
„Owa zawrotna szybkość reprodukcji oznacza, że na scenę dziejów ciskano masy ludzkie całymi garściami, i to w tak przyspieszonym tempie, że trudno było je przepoić wartościami tradycyjnej kultury.
Wskutek tego dzisiejszy przeciętny Europejczyk ma psychikę zdrowszą i silniejszą, ale zarazem bardziej prymitywną niż jego przodkowie z XIX wieku. Dlatego też sprawia nieraz wrażenie człowieka pierwotnego przeniesionego niespodziewanie w sam środek jakiejś starej cywilizacji. Szkoły, z których tak dumny był wiek miniony, uczyły masy jedynie posługiwania się technikami nowoczesnego życia, ale nie były w stanie ich wychować. Dano im narzędzia pozwalające intensywnie żyć, ale nie uwrażliwiono ich na wielkie historyczne obowiązki; zaszczepiono im gwałtownie pychę i moc nowoczesnych środków działania, ale nie ducha. Dlatego też duch nie jest im do niczego potrzebny; nowe pokolenia przejmują rządy nad światem, tak jakby był on rajem, na którym nie odcisnęły się żadne ślady przeszłości i jakby nie istniały wyrastające z tradycji skomplikowane problemy”.
"Podobnie jak oczywiste jest to, że byłoby w nim [wieku XIX] coś nadzwyczajnego, nieporównywalnego, tak samo oczywiste jest i to, że musiało w nim tkwić jakieś podstawowe zło, że posiadał jakieś ograniczone niedostatki, skoro zrodził kastę ludzi, ludzi masowych i zbuntowanych. Oni to obecnie stawiają w stan zagrożenia samo istnienie tych właśnie zasad, którym zawdzięczają swą egzystencję. Jeśli ten typ ludzi będzie w dalszym ciągu panował w Europie – a nie ulega wątpliwości, że teraz właśnie ludzie o wszystkim rozstrzygają – to wystarczy trzydzieści lat, aby cały nasz kontynent cofnął się do epoki barbarzyństwa. Techniki prawne i materialne ulatniają się z równą łatwością, z jaką uległo zapomnieniu tyle najróżniejszych tajników produkcji [!!!]. Życie kurczy się. Obecna obfitość możliwości przekształci się w ich zanik, w poczucie męczącej niemożności; nastąpi okres prawdziwej dekadencji. Dlatego też bunt mas to nic innego jak opisana przez Rathenaua „wertykalna inwazja barbarzyńców”.
Ważne jest zatem gruntowne poznanie tego człowieka masowego, który jest czystą możnością zarówno największego dobra, jak największego zła”.
„Rewolucja to nie powstanie przeciwko istniejącemu porządkowi, lecz wprowadzenie nowego porządku będącego odwróceniem starego”.
(! ! !)
„Przypomnijmy, że człowiek wybitny tym się różni od człowieka pospolitego, że ten pierwszy ma duże wymagania wobec siebie samego, natomiast ten drugi, zachwycony własną osobą, niczego od siebie nie wymaga, będąc zupełnie zadowolony z tego, kim jest. (…) Człowiek jest intelektualnie masowy wtedy, gdy postawiony wobec jakiegoś problemu zadowala się tymi myślami, które na ten temat przyjdą mu akurat do głowy. Człowiekiem wybitnym jest natomiast ten, kto nie zadowala się tym, co mu od razu, bez uprzedniego wysiłku, przyjdzie do głowy, lecz za godne siebie uznaje jedynie to, co go jeszcze przewyższa, a czego poznanie i zrozumienie wymaga zdwojonego wysiłku”.
(! ! !)
„W przeciwieństwie do tego, co się powszechnie sądzi, to właśnie ludzie wybrani, a nie masy, żyją w prawdziwym poddaństwie. Życie nie ma dla nich smaku, jeśli nie polega na służeniu czemuś transcendentnemu. Dlatego też takiej służby nie odbierają jako ucisku. Jeśli tego im braknie, wówczas odczuwają niepokój i wynajdują nowe normy, jeszcze trudniejsze, bardziej wymagające, które ich gnębią. To jest życie rozumiane jako narzucona sobie dyscyplina – życie szlachetne. Szlachectwo określają wymagania i obowiązki, a nie przywileje. Noblesse oblige.
„Pospolitym jest żyć według własnego upodobania. Człowiek szlachetny dąży do porządku i prawa” Goethe.
(! ! !)
„W najwyższym stopniu denerwująca jest degeneracja w języku potocznym słowa tak pełnego natchnienia jak słowo „szlachectwo”. Ponieważ dla wielu jest ono równoznaczne z dziedzicznym „szlachectwem krwi”, zaczęło ono oznaczać coś w rodzaju praw powszechnych, zaczęło oznaczać jakość statyczną i bierną, którą się otrzymuje i przekazuje jak bezwładną i bezwolną rzecz. Ale prawdziwe znaczenie, etymo, słowa szlachectwo jest w swej istocie dynamiczne. Szlachetny to znaczy „znany”, w tym sensie, że znany wszystkim, sławny, ktoś, kto dał się poznać, wybijając się ponad anonimową masę. Określenie to implikuje istnienie jakiegoś szczególnego wysiłku, który dał powody do sławy. Tak więc słowo szlachetny jest równoznaczne z określeniem w trudzie wypracowany, doskonały. Szlachectwo czy sława syna to już zwyczajne dobrodziejstwo losu. Syn jest znany, ponieważ ojcu udało się zdobyć sławę. Jest znany z odbicia i szlachectwo dziedziczne w istocie ma charakter pośredni, jest blaskiem odbitym, jest szlachectwem księżycowym, które zawdzięcza zmarłym. Żywe, autentyczne, dynamiczne jest w nim tylko to, co pobudza potomków do utrzymania tego poziomu wysiłków i trudu, jaki udało się osiągnąć przodkom. Zawsze jednak, nawet w tym bledszym znaczeniu, noblesse oblige. Szlachectwo pierwotne samo sobie narzuca obowiązki, natomiast szlachectwo dziedziczne ma zobowiązania wobec swego dziedzictwa. W każdym razie istnieje pewna sprzeczność w przekazywaniu szlachectwa następcom. Bardziej logiczni są Chińczycy, którzy odwracają kierunek przekazywania; nie ojciec uszlachca syna, lecz syn, zdobywszy szlachectwo, przekazuje je przodkowi, dzięki swoim wysiłkom uszlachcając skromnych ojców i dziadów. Dlatego też nadając szlachectwo, wprowadza się jego gradację, w zależności od tego, ile pokoleń wstecz zostało uszlachconych; są tacy, których wysiłki zostały wynagrodzone jedynie uszlachceniem ojca, ale są i inni, którym zawdzięcza szlachectwo pięć albo dziesięć pokoleń wstecz. Przodkowie żyją z człowieka współczesnego, którego szlachectwo jest rzeczywiste, żyjące; jednym słowem «jest», a nie «było».
„Szlachectwo” jako określenie formalne pojawia się dopiero w imperium rzymskim i właśnie jako przeciwieństwo szlachectwa dziedzicznego, którego nastąpił schyłek.
Dla mnie szlachectwo to synonim życia pełnego trudu i wyrzeczeń, zawsze gotowego do doskonalenia się, do przechodzenia od tego, co już jest, do wyższych jeszcze celów i obowiązków. Tak rozumiane życie szlachetne jest jaskrawym przeciwieństwem życia pospolitego, bezwładnego, ograniczającego się statycznie do siebie samego, skazanego na wieczne zaskorupienie w sobie, jako że żadna siła zewnętrzna nie zmusza go do wyjścia poza siebie samo.
Dlatego też ludzi w ten sposób żyjących nazywamy masą nie tyle ze względu na ich liczbę, ile ze względu na to, że życie ich jest bezwładne i bezwolne”.
(! ! !)
„Im dłużej żyjemy, tym wyraźniej widzimy, że większość mężczyzn – i kobiet – jest zdolna do podjęcia jakiegoś wysiłku tylko wtedy, gdy wymaga tego zewnętrzna konieczność. Dlatego też nieliczne, znane nam jednostki, które umieją zdobyć się na spontaniczność i luksus wysiłku, pozostawiają niezatarte piętno w naszej pamięci, nabierając nieledwie monumentalnych wymiarów. To właśnie są ludzie wybrani, szlachetni, jedyni, którzy umieją być aktywni, a nie tylko reaktywni, dla których życie jest ciągłym napięciem, nieustannym treningiem. Trening = askesis. To są właśnie asceci”.
„Możliwe jest, iż w ciężkich godzinach, które nastaną dla naszego kontynentu, masy zżerane niepokojem wykażą chwilowy przypływ dobrej woli i uznają, przynajmniej w pewnych, najbardziej trudnych sprawach, kierownictwo lepszych mniejszości.
Ale nawet dobra wola niewiele tu pomoże. Podstawową tkankę duszy człowieka masowego stanowi hermetyzm i niesforność, bo od samego urodzenia niezdolny jest do uznawania autorytetu zewnętrznego w postaci osób lub czynów. Chciałby iść za kimś, ale nie potrafi. Chciałby słuchać, ale okazuje się, że jest głuchy”.
„Jeśli ktoś w dyskusji z nami nie jest zainteresowany w dostosowaniu się do prawdy, jeśli nie chce być prawdomówny, to jest intelektualnym barbarzyńcą. W istocie rzeczy taką właśnie postawę przyjmuje człowiek masowy, kiedy mówi, wykłada czy pisze”.
„Filozofii nie jest potrzebna ani opieka, ani uwaga, ani sympatia mas. Chętnie podtrzymuje pogląd o swojej zupełnej bezużyteczności, uwalniając się tym samym od jakiejkolwiek przydatności dla ludzi masowych. Sama siebie ma za istotę problematyczną, przyjmując z radością swobodę niebiańskiego ptaka, nie proszącego nikogo o uwagę, o obronę czy zrozumienie. Cieszy się zwyczajną ludzką radością, jeśli się komuś do czegoś przyda; ale soków żywotnych nie czerpie z przynoszonych innym korzyści – ani ich potrzebuje, ani o nie dba. Jak mogłaby mieć komuś za złe, że jej nie bierze poważnie, skoro sama ma wątpliwości co do własnej egzystencji i żyje o tyle, o ile sama siebie zwalcza, sama sobie odmawia życia? Pozostawmy więc filozofię na boku, bo to innego rodzaju przygoda”.
„Przeszłość ma rację, swoją rację. Jeśli się jej nie przyzna, to będzie się o nią dopominać, narzucając się przy okazji z innymi racjami, których nie posiada. Liberalizm miał pewną rację, i tę trzeba mu przyznać per saecula saeculorum. Ale nie miał całej racji i to właśnie, co było w nim niesłuszne, należy odrzucić. Europa musi zachować istotę liberalizmu. Jest to warunek konieczny do tego, by go mogła przezwyciężyć”.
„Ów człowiek, który obecnie przenika wszędzie, narzucając wszystkim swe wrodzone barbarzyństwo, w sumie jest rozpuszczonym dzieckiem dziejów ludzkości. Rozpuszczone dziecko to dziedzic, który zachowuje się tylko i wyłącznie jak dziedzic. W naszym wypadku dziedzictwem jest cywilizacja – wygody, pewność, bezpieczeństwo – w ogólności zdobycze cywilizacji. Jak to już zauważyliśmy, człowiek o takim zestawie cech i o takim właśnie charakterze pojawić się mógł jedynie w warunkach życiowych wygód i ułatwień, jakie mu stworzyła cywilizacja. Jest to jedna z wielu deformacji, jakie w duszy ludzkiej powodują dostatek i luksus. Skłonni jesteśmy do iluzorycznej wiary w to, iż życie zrodzone w świecie dostatku bezie lepsze, pełniejsze i bardziej wartościowe niż to, które polega na walce z niedostatkiem. Tak jednak nie jest”.
(! ! !)
„Na samym początku uprzedzałem, iż pod słowem „masa” nie należy rozumieć wyłącznie czy przede wszystkim robotników; nie określa ono tutaj żadnej klasy społecznej, lecz pewien sposób czy rodzaj bycia człowiekiem, który można dziś dostrzec we wszystkich klasach społecznych, a zatem jest charakterystyczny dla naszych czasów i zdominował je bez reszty”.
„Tak więc okazuje się, że współczesny człowiek nauki jest prototypem człowieka masowego. Nie wchodzą tu w grę jakieś szczególne przyczyny ani osobiste braki poszczególnych naukowców, po prostu sama nauka – rdzeń cywilizacji – przemienia ich w ludzi masowych, a więc czyni z nich prymitywów, współczesnych barbarzyńców”.
„Jest to jednostka, która z całej wiedzy, jaką należy posiąść, by być człowiekiem mądrym i inteligentnym, zna tylko jedną dziedzinę nauki, a naprawdę dobrze tylko drobny jej wycinek, będący przedmiotem jej własnej działalności badawczej. Dochodzi do tego, że za cnotę uznaje nieznajomość wszystkiego, co leży poza małym poletkiem przez nią uprawianym, a ciekawość dla całości wiedzy ludzkiej określa mianem dyletantyzmu”.
„Specjalista „wie” wszystko o swoim malutkim wycinku wszechświata, ale co do całej reszty jest absolutnym ignorantem”.
„Przedtem ludzi dzieliło się w sposób prosty, na mądrych i głupich, na mniej lub bardziej mądrych i mnie lub bardziej głupich. Ale specjalisty nie można włączyć do żadnej z tych kategorii. Nie jest człowiekiem mądrym, bo jest ignorantem, jeśli chodzi o wszystko, co nie dotyczy jego specjalności; jednak nie jest także głupcem, ponieważ jest „człowiekiem nauki” i zna bardzo dobrze swój malutki wycinek wszechświata. Trzeba więc o nim powiedzieć, że jest mądro-głupi”.
„Najbardziej bezpośrednim wynikiem tej niczym nieskompensowanej specjalizacji jest to, że obecnie, kiedy mamy na świecie więcej „ludzi nauki” niż kiedykolwiek przedtem, mamy też znacznie mniej ludzi „kulturalnych i wykształconych” niż np. w roku 1750”.
„Tego dnia, kiedy w Europie znowu zapanuje autentyczna filozofia – jedyna rzecz, która może ją uratować – ludzie zaczną sobie znowu zdawać sprawę z tego, że człowiek niezależnie od tego, czy ma na to ochotę, czy nie – jest istotą, która ma wręcz organiczną potrzebę poszukiwania jakiejś wyższej instancji. Jeśli uda mu się samemu ją odnaleźć, okaże się, że jest człowiekiem doskonalszym; jeśli nie, okaże się człowiekiem masowym, któremu ktoś musi ją podsunąć”.
„Po to, by zapanowała filozofia, nie potrzeba wcale, by władzę sprawowali filozofowie – jak tego początkowo chciał Platon, ani też by władcy filozofowali – jak sobie z większą już skromnością tego życzył potem. Urzeczywistnienie się obu tych możliwości byłoby jak najbardziej zgubne. Do tego, by filozofia panowała, wystarczy, by ją uprawiano, to jest, by filozofowie byli filozofami. Od mniej więcej stu lat filozofowie są wszystkim, tylko nie tym – są politykami, pedagogami, literatami albo też „ludźmi nauki”.
„Tak więc zachęcanie mas, by działały same z siebie, jest równoznaczne z buntowaniem ich przeciw ich własnemu przeznaczeniu, a ponieważ to właśnie obecnie ma miejsce, dlatego mówię o buncie mas. Bo w ostatecznym rozrachunku naprawdę i zgodnie z istotą rzeczy buntem można nazwać coś, co polega nie na akceptacji własnego przeznaczenia, ale na zbuntowaniu się przeciw sobie samemu”.
„Kiedy masa zaczyna działać sama przez się, czyni to w jeden tylko sposób, bo innego nie zna: linczuje”.
„Oto sedno sprawy: w Europie nie ma już moralności. Nie chodzi o to, że człowiek masowy przedkłada jakąś nową moralność nad inną, starszą, lecz o to, że jego credo życiowym jest dążenie do tego, by żyć bez podporządkowywania się jakiejkolwiek moralności. Kiedy młodzi mówią o „nowej moralności” – nie wierzcie ani jednemu ich słowu. Absolutnie w to nie wierzę, by w jakimkolwiek zakątku naszego kontynentu istniała dziś grupa ludzi ukształtowana przez ethos, który miałby cechy jakiegoś kodeksu moralnego. Mówienie o „nowej moralności” to tylko jeszcze jeden niemoralny czyn i poszukiwanie możliwie najwygodniejszych sposobów wprowadzania towarów pochodzących z kontrabandy”.
„Doszło do tego, że – choć brzmi to nieprawdopodobnie – młodość stała się środkiem szantażu. Faktycznie żyjemy w czasach powszechnego szantażu, który przyjmuje dwie uzupełniające się formy: szantażu przemocy oraz szantażu humoru i satyry. Za pomocą jednego i drugiego zmierza się zawsze do tego samego celu, a mianowicie do tego, by człowiek pospolity mógł się czuć wyzwolony spod wszelkiego podporządkowania”.
„Człowiek masowy czerpie soki życiowe właśnie z tego, co odrzuca, a co zgromadzili i zbudowali inni”.