Oficjalne recenzje użytkownika

Więcej recenzji
Okładka książki Rana Wojciech Chmielarz
Ocena 7,0
Recenzja Tam, gdzie czai się potwór

Kończysz dzień książką, a następny nią rozpoczynasz. Trzymasz ją w ręku i nie odkładasz, choć wcale nie jest ci przyjemnie. Wręcz przeciwnie, niepokój przy lekturze odczuwasz nieustannie. A mimo to czytasz, aż skończysz. Znasz ten stan? Musisz więc już być po lekturze kryminałów...

Okładka książki Służące do wszystkiego Joanna Kuciel-Frydryszak
Ocena 7,5
Recenzja Zaprenumeruj „Przyjaciela Sług”!

Bo przecież i my dziś korzystamy z pomocy przy prowadzeniu domu. Panie myją okna, okazjonalnie lub regularnie sprzątają, gotują, bawią nasze dzieci, wyprowadzają psy…

Bo przecież i nam się wydaje, że skoro można, to nie musimy – w pracy umyć po sobie kubka, na klatce schodowej zamieść...

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Wyskokowa babcia, nieszczęśliwa matka, ojciec rodem z Dulskich i transowa Magda. No niezła rodzina! Najstarsza i najmłodsza spinają wewnętrzne, skomplikowane relacje. Poszarpane jak narracja. Bo to świat bardzo współczesny, ten nasz, wczorajszy, dzisiejszy, jutrzejszy. Z wszystkimi jego fobiami, lękami i pragnieniami. A nadto z tym, co poza tak zwaną normą. Tyłem do kierunku jazdy. Wsiadajcie!

P.s. I te fantastyczne tytuły rozdziałów!

Wyskokowa babcia, nieszczęśliwa matka, ojciec rodem z Dulskich i transowa Magda. No niezła rodzina! Najstarsza i najmłodsza spinają wewnętrzne, skomplikowane relacje. Poszarpane jak narracja. Bo to świat bardzo współczesny, ten nasz, wczorajszy, dzisiejszy, jutrzejszy. Z wszystkimi jego fobiami, lękami i pragnieniami. A nadto z tym, co poza tak zwaną normą. Tyłem do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Abrahamowi Lincolnowi, tak - prezydentowi! - umarł syn. I odbył się, rzecz jasna, pogrzeb.
Kto by pomyślal, że ta smutna okoliczność może zaowocować tak melancholijną i jednocześnie zabawną opowieścią?
I w jakiej formie! Jak ją czytelnik przyjmie, uczta literacka gwarantowana!

Abrahamowi Lincolnowi, tak - prezydentowi! - umarł syn. I odbył się, rzecz jasna, pogrzeb.
Kto by pomyślal, że ta smutna okoliczność może zaowocować tak melancholijną i jednocześnie zabawną opowieścią?
I w jakiej formie! Jak ją czytelnik przyjmie, uczta literacka gwarantowana!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niecałe półtora dnia – tyle wystarczy. Choć potem się żałuje.
Pierwsze 30 stron „Immortalistów” połknęłam błyskawicznie, tak wciąga fabularny pomysł: 11-letni Daniel prowadzi 13-letnią Varyę, 9-letnią Klarę i 7-letniego Simona do intrygującej kobiety z Hester Street w Nowym Jorku. Kilka dni wcześniej podsłuchał rozmowę kolegów o wróżce przepowiadającej przyszłość i - co bardzo ekscytujące – ujawniającej datę śmierci. Zaaferowane, ale i trochę przerażone rodzeństwo wyrusza tajemnej wiedzy naprzeciw. Jest Nowy Jork, 1969 rok.
Oczywiście, nie sposób książki odłożyć. Kolejne sto stron czyta się bez przerwy. Każde z dzieci poznało swoją datę, więc natychmiast chce się wiedzieć, co zrobią. Podejmą wyzwanie? Uwierzą? Zapomną? Zaakceptują? Będą się buntować? Powieść jest skonstruowana tak, by poszczególni jej bohaterowie mieli swoją opowieść. Kiedy zamyka się historia pierwszego z rodzeństwa, czytelnik jest już głęboko w pułapce. Los powieściowego bohatera nie staje się jedynie odpowiedzią na postawione wcześniej bezpieczne pytania o rozwój literackiej postaci i fabuły. Los tego bohatera obraca pytania w stronę czytelnika: Uwierzyłeś, że świadomość długości życia zdeterminowała los bohatera? A może uznałeś, że to wszystko bujda, czcza magia, a bohater śmierć przyciągnął do siebie sam? Zaakceptowałeś człowieka i jego los, czy go odrzuciłeś?
I dlatego, choć się czuje, że lepiej jednak byłoby dać sobie czas na refleksję, czyta się od razu dalej. Bo pytania niepokoją w odniesieniu do kolejnych postaci, z których każda musi zmagać się nie tylko z własną historią, ale i z podobnymi, co czytelnik pytaniami: czy to było nieuniknione?

Niecałe półtora dnia – tyle wystarczy. Choć potem się żałuje.
Pierwsze 30 stron „Immortalistów” połknęłam błyskawicznie, tak wciąga fabularny pomysł: 11-letni Daniel prowadzi 13-letnią Varyę, 9-letnią Klarę i 7-letniego Simona do intrygującej kobiety z Hester Street w Nowym Jorku. Kilka dni wcześniej podsłuchał rozmowę kolegów o wróżce przepowiadającej przyszłość i - co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Lubię Pamuka, zawsze lubię.

Za snującą się, spokojną narrację pełną szacunku (tak, zwrot świadomy, jak z samego Pamuka) dla opowieści samej w sobie. Dla bohaterów, niezależnie od tego, co by się w nich i z nimi działo. Dla przestrzeni, w której wydarzenia się dzieją. Dla kultury, która je tak, a nie inaczej kształtuje.

Tym razem historia toczy się wokół Cema i jego studni. Jest ona przedmiotem fizycznym, realnym - Cem jako nastolatek pracuje przy kopaniu studni z mistrzem Mahmutem. Jest i przedmiotem symbolicznym - w sposób specyficzny obecnym w całym dorosłym wewnętrznym życiu bohatera. Gdy zaczęło się drążyć studnię, to musi się, choćby się pracę przerwało, dotrzeć do jej dna. Tam zawsze jest to, czego się pragnie, choć niekoniecznie takie, jak byśmy się spodziewali. Więc to, czego Cem doświadczył jako nastolatek, urealni się w jego dorosłym życiu.

Cem jest miłośnikiem jednej historii - opowieści o relacji ojca i syna, która ma kilka kulturowych wariantów: grecki mit o Edypie, biblijną historię Abrahama i Izaaka, perską opowieść o Rostomie i Sohrabie. Cała Pamukowa historia kręci się wokół figury ojca: realnego, symbolicznego, wyimaginowanego oraz wokół pragnienia bycia ojcem.

Autor wodzi czytelnika po kulturowych mitach. W tym cała literacka przyjemność.

A Rudowłosa?
Cóż, jeśli ktoś pomyśli, że musi być piękna - będzie mieć rację.
Jeśli pomyśli, że fałszywa - będzie mieć rację.
Jeśli pomyśli...
zresztą, wszystko jest w powieści. Tylko czytać:)

Lubię Pamuka, zawsze lubię.

Za snującą się, spokojną narrację pełną szacunku (tak, zwrot świadomy, jak z samego Pamuka) dla opowieści samej w sobie. Dla bohaterów, niezależnie od tego, co by się w nich i z nimi działo. Dla przestrzeni, w której wydarzenia się dzieją. Dla kultury, która je tak, a nie inaczej kształtuje.

Tym razem historia toczy się wokół Cema i jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli komuś podobał się "Prawiek i inne czasy" Olgi Tokarczuk, to "Rdza" spodoba się również. Myśl o "Prawieku..." pojawiła się w trakcie lektury i już mnie nie opuszczała.

Powieść rozpięta między 1939 a 2016 rokiem. Między historią 7-letniego Szymka (2002) i jego dorastaniem bez rodziców a historią babci Tośki. Wujowie, rodzice, sąsiedzi, przyjaciele. Wojna i Holocaust opowiedziane tak, że trudno przełknąć ślinę, choć przecież nic tu nie nowe. Historia współczesna i jej ważne momenty wpisane w przeżycia jednostkowe, losy indywidualne. Zwyczajne ludzkie doświadczenia i zmagania z losem. Miłości, śmierci, narodziny, choroby, starość, życie po prostu. Niewyrozumowalność (świadomy neologizm) zdarzeń i ciężar następstw.
I niekiedy czytelnikowi, tak jak jednej z bohaterek, robi się niedobrze, gdy po raz kolejny słyszy "wszystko będzie dobrze". Trudno w to wierzyć, ale się chce wierzyć, prawda?

Naprawdę dobra powieść.

Jeśli komuś podobał się "Prawiek i inne czasy" Olgi Tokarczuk, to "Rdza" spodoba się również. Myśl o "Prawieku..." pojawiła się w trakcie lektury i już mnie nie opuszczała.

Powieść rozpięta między 1939 a 2016 rokiem. Między historią 7-letniego Szymka (2002) i jego dorastaniem bez rodziców a historią babci Tośki. Wujowie, rodzice, sąsiedzi, przyjaciele. Wojna i Holocaust...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Miał być lekki kryminał w wakacje. Wszak tytuł "Koronkowa robota" sugeruje majstersztyk: subtelność, delikatność i staroświeckość. Nic z tych rzeczy! Kto się spodziewa przyjemności i urokliwych morderstw (tak, wiem, jak to brzmi!), niech pozbędzie się złudzeń. Ostatecznie będzie mrocznie.

Camille Verhoeven, niewysoki policjant o wysokiej inteligencji, wytropić ma mordercę, który przeczytał kilka książek za dużo. Jak to w kryminałach bywa - uda się (przepraszam wszystkich rozczarowanych podpowiedzią), ale czytelnik - niemiłośnik kryminałów jak ja - spać nie będzie mógł w nocy po dniu spędzonym z książką (tak, w sumie lektura na jeden dzień, by nie dawać sobie zbyt dużo czasu na analizę). Mrok pozostanie.

W sumie polecam - czasem chyba o to chodzi, by zadrżeć i poczuć niepokój. Nawet jeśli coś wydaje się z lekka banalne.

Miał być lekki kryminał w wakacje. Wszak tytuł "Koronkowa robota" sugeruje majstersztyk: subtelność, delikatność i staroświeckość. Nic z tych rzeczy! Kto się spodziewa przyjemności i urokliwych morderstw (tak, wiem, jak to brzmi!), niech pozbędzie się złudzeń. Ostatecznie będzie mrocznie.

Camille Verhoeven, niewysoki policjant o wysokiej inteligencji, wytropić ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wakacyjna lektura. Dobrze napisana historia z pewną nutą niedopowiedzenia i lekkim posmakiem grozy.
Mała, ogarnięta religijnym pragnieniem cudu społeczność. Niemowa Hanny. Cudowne źródełko - tajemnicze, niemal gotyckie miejsce pielgrzymki. I Bóg albo jego brak - jak kto wierzy, jak kto woli. Gdzie jest prawda o tym, co się wydarzyło w Wielkanoc w Coldbarrow?
Ciekawie zarysowane portrety dramatów personae.
I rekomendacja samego Stephena Kinga.
Polecam.

Wakacyjna lektura. Dobrze napisana historia z pewną nutą niedopowiedzenia i lekkim posmakiem grozy.
Mała, ogarnięta religijnym pragnieniem cudu społeczność. Niemowa Hanny. Cudowne źródełko - tajemnicze, niemal gotyckie miejsce pielgrzymki. I Bóg albo jego brak - jak kto wierzy, jak kto woli. Gdzie jest prawda o tym, co się wydarzyło w Wielkanoc w Coldbarrow?
Ciekawie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bohater, Koreańczyk, przeciętny mężczyzna w średnim wieku, przylatuje do zaprzyjaźnionego kraju, by podjąć pracę w centrali firmy, w której dotąd pracował. Choć przeniesienie to stanowi przedmiot zazdrości współpracowników, a jemu samemu wydaje się obietnicą nowego, to jednak szybko okazuje się sytuacją dość dyskomfortową. W nowym kraju ogłoszono bowiem kwarantannę w związku z tajemniczym wirusem powodującym epidemię.
Miejsce, w którym mieszkać ma bohater, dodatkowo zaś znajduje się w peryferyjnej dzielnicy miasta, wybudowanej na szczycie zrekultywowanych odpadów przemysłowych i śmieci, oddzielonej od miasta wałami rzeki. Z centrum łączą ją tylko mosty. Nie wiadomo nawet, czy ktoś na bohatera tak naprawdę czeka. Nowa przestrzeń w pewnym sensie może okazać się pułapką. Nie tylko dla bohatera, ale również dla czytelnika.
Nowa, niepewna sytuacja mężczyzny wiąże się nie tylko z problemami funkcjonowania w świecie ogarniętym epidemią (izolacja, szczury, zagrożenie śmiercią, włóczęgostwo), ale i jest konsekwencją życia sprzed wyjazdu – sytuacji zawodowej i relacji z (eks)żoną. Bohater musi sobie przypomnieć, co wydarzyło się w przeddzień jego wyjazdu.
A czytelnik? Właściwie do końca nie będzie miał pewności, z kim ma do czynienia. Można bohaterowi współczuć? Identyfikować się z nim? Niekiedy zastanawiałam się, co stanowi większy problem – bohater sam w sobie czy świat wokół niego? Alienacja to wewnętrzny problem człowieka czy stan, na jaki bohatera skazuje świat?
Powieść koreańskiej pisarki stwarza rzeczywistość niełatwą do przyjęcia. Burzy czytelniczy spokój, oddziałuje mocnymi scenami. Właściwie nawet nie wiadomo, czy w tym świecie jest szansa na jakieś pozytywne zakończenie.
„Popiół i czerwień” Pyun Hye – Young, koreańskiej pisarki, wykładowczyni twórczego pisania, to ciekawa gra z wątkami literatury i kultury europejskiej (np. Camus, Kafka, Escher, może Dürrenmatt). Ciekawym kontekstem dla polskiego czytelnika może być również film dokumentalny Andrzeja Czarneckiego pt. „Szczurołap”.
Powieść to także szansa na refleksję związaną z uniwersalnością ludzkich działań i postaw. I jednocześnie okazja do tropienia zachowań właściwych tylko tym, którzy wychowali się w kulturze azjatyckiej. Dla ciekawego świata Europejczyka to nie lada gratka.

Bohater, Koreańczyk, przeciętny mężczyzna w średnim wieku, przylatuje do zaprzyjaźnionego kraju, by podjąć pracę w centrali firmy, w której dotąd pracował. Choć przeniesienie to stanowi przedmiot zazdrości współpracowników, a jemu samemu wydaje się obietnicą nowego, to jednak szybko okazuje się sytuacją dość dyskomfortową. W nowym kraju ogłoszono bowiem kwarantannę w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ot, lektura dziecka do śniadania:)
Bardzo przyjemna opowieść z morałem.
Charlie, ubogi chłopiec z przedmieścia, razem z 4 innymi dziećmi trafia do tajemniczej fabryki czekolady pana Wonka. Możliwość jej zwiedzania to wyjątkowy traf. A że niezwykłe rzeczy się w niej dzieją, warto po tę książeczkę sięgnąć. A potem film:)

Ot, lektura dziecka do śniadania:)
Bardzo przyjemna opowieść z morałem.
Charlie, ubogi chłopiec z przedmieścia, razem z 4 innymi dziećmi trafia do tajemniczej fabryki czekolady pana Wonka. Możliwość jej zwiedzania to wyjątkowy traf. A że niezwykłe rzeczy się w niej dzieją, warto po tę książeczkę sięgnąć. A potem film:)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Trzeba zdefiniować na nowo fundamenty swojego człowieczeństwa. Dziś nie jest nam potrzebny europejski czy zachodni humanizm, tylko uniwersalny". Myślę o przytoczonych w „Wykluczonych” słowach Kamela Daouda, algierskiego pisarza (np. "Sprawa Meursaulta") jako o kluczowych dla reportażu.

Wykluczeni to homo sacer - ludzie przeklęci. Biedni, niewykształceni, dyskryminowani i sami dyskryminujący, ciężko pracujący albo nie robiący nic, bierni, ofiary przestępstw albo przestępcy, ulegający przemocy lub sami ją stosujący, pozbawieni praw, bez perspektyw. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Wykluczani ze względu na status społeczny, przynależność etniczną, orientację seksualną, z powodu wyznawanej wiary albo płci. Budzący współczucie albo wręcz przeciwnie – raczej strach. Bywa, że nam, Polakom, nieznani (np. prześladowani muzułmańscy Rohingjowie z Mjanmy), bywa, że sporo o nich wiemy z różnych lektur czy filmów (np. o losie Palestyńczyków w Strefie Gazy, mieszkańców faweli w Brazylii, kobiet poddawanych obrzezaniu w Afryce). Domosławski pisze o Kolumbii, Brazylii, okupowanych Terytoriach Palestyńskich, Izraelu, Kenii, Kolumbii, Sudanie Południowym, Egipcie, Meksyku i jeszcze kilku innych miejscach. Europa pojawia się o tyle, o ile niektórzy spośród wykluczanych docierają do jej bram (Kos) i – zdaniem reportera – docierać będą coraz częściej, dopominając się o uwagę. Zresztą, właśnie jesteśmy tego świadkami. Minireportaże, które znajdują się w tym tomie, pisane były do 2015r.

„Wykluczeni” mają konstrukcję dwudzielną – minireportażom towarzyszy tekst nazwany „poza kadrem”. Bywa nim kolejny obrazek związany z losami bohaterów reportażu lub historia analogiczna do prezentowanej, ale z innej części świata. Pojawiają się reporterskie refleksje o przedmiocie rozważań lub o pracy reportera, gdy np. zastanawia się Domosławski, gdzie leży granica między próżną ciekawością a mądrą potrzebą poznania, między potrzebą poznania mrocznej strony rzeczywistości a ingerencją naruszającą godność tych, o których się pisze. W tej części pojawiają się autorytety, np. Susan Sontag, Ryszard Kapuściński, Zygmunt Bauman.

Wszystko, o czym opowiada reporter, pozbawione jest taniego sentymentalizmu, za to zmusza czytelnika do szczerej odpowiedzi samemu sobie na kilka istotnych pytań: obchodzi Cię to? porusza? uważasz to za ważny problem? chcesz zrozumieć? chcesz wiedzieć? mieć świadomość? oburza cię to? budzi twój gniew? zgadzasz się na to? czujesz odpowiedzialność? Tak, odpowiedzialność. W imię nowego humanizmu, który człowieka widzi w każdym. Bez wyjątku.

"Trzeba zdefiniować na nowo fundamenty swojego człowieczeństwa. Dziś nie jest nam potrzebny europejski czy zachodni humanizm, tylko uniwersalny". Myślę o przytoczonych w „Wykluczonych” słowach Kamela Daouda, algierskiego pisarza (np. "Sprawa Meursaulta") jako o kluczowych dla reportażu.

Wykluczeni to homo sacer - ludzie przeklęci. Biedni, niewykształceni, dyskryminowani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna! Maryla Szymiczkowa w zdecydowanie lepszej formie niż w już przyjemnej przecież "Tajemnicy domu Helclów".
Tym razem pani profesorowa Szczupaczyńska tropi mordercę swojej służącej Karolci, a czytelnik przy okazji łapie się za głowę, co też szanowni panowie naukowcy mogli wymyślić w XIX wieku na temat płciowości kobiet. W tle, oczywiście, lojalistyczny Kraków z Franciszkiem Józefem. A pani Szczupaczyńska na dodatek - obyczajowo i społecznie w roli - często wbrew sobie - pierwszej burzycielki zastanego porządku (sytuacja kobiet, socjaliści itp.). Bardzo to wrażeniowo pyszne, jak i niemal dosłownie, gdy ślinka leci przy obiadkach serwowanych Ignacemu.

Dużo literackiej przyjemności nie tylko przez towarzystwo wzmiankowanych Estreicherów, Rydlów, Żeleńskich i innych Tetmajerów, ale przede wszystkim przez język powieści. To Dehnel, jakiego lubię!

Bardzo, bardzo przyjemna weekendowa lektura z nutką pieprzu (złośliwie się człowiek uśmiecha pod kątem współczesności).

Świetna! Maryla Szymiczkowa w zdecydowanie lepszej formie niż w już przyjemnej przecież "Tajemnicy domu Helclów".
Tym razem pani profesorowa Szczupaczyńska tropi mordercę swojej służącej Karolci, a czytelnik przy okazji łapie się za głowę, co też szanowni panowie naukowcy mogli wymyślić w XIX wieku na temat płciowości kobiet. W tle, oczywiście, lojalistyczny Kraków z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opowieść na bazie autentycznej historii z jednej ze Sprawiedliwych wśród Narodów
Świata Franciszki Halamowej. Historia więc poza oceną, poruszająca. Ale wykonanie słabiutkie niestety. Narracja wyklucza prawdziwe emocje, jest tendencyjna. Pokazuje jedynie słuszne czyny, myśli i słowa. To męczy, chyba nikt nie jest aż takim idiotą, by by mieć problem z rozumiem tego, o czym książka opowiada. Nie polecam, chyba że do pociągu. Są lepsze.

Opowieść na bazie autentycznej historii z jednej ze Sprawiedliwych wśród Narodów
Świata Franciszki Halamowej. Historia więc poza oceną, poruszająca. Ale wykonanie słabiutkie niestety. Narracja wyklucza prawdziwe emocje, jest tendencyjna. Pokazuje jedynie słuszne czyny, myśli i słowa. To męczy, chyba nikt nie jest aż takim idiotą, by by mieć problem z rozumiem tego, o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzecie część serii. Mam nadzieję, że więcej już nie ma.
W poprzednich częściach fascynujące było przyglądanie się bezwzględności i umiejętnościom manipulacyjnym głównego bohatera. To było mistrzostwo.
Po kilkumiesięcznej przerwie między tomami - lektura ostatniego pozostawia jedynie niesmak: polityka to bagno (tak, wiem, jak straszliwie banalnie to brzmi).
Ciekawe, co kryje nasz światek? Nie, właściwie wcale nie jest to ciekawe.

Trzecie część serii. Mam nadzieję, że więcej już nie ma.
W poprzednich częściach fascynujące było przyglądanie się bezwzględności i umiejętnościom manipulacyjnym głównego bohatera. To było mistrzostwo.
Po kilkumiesięcznej przerwie między tomami - lektura ostatniego pozostawia jedynie niesmak: polityka to bagno (tak, wiem, jak straszliwie banalnie to brzmi).
Ciekawe, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo duże wrażenie zrobił na mnie ten reportaż.
Poświęcony jest historii masakry na norweskiej wyspie Utøya w lipcu 2011 r., za którą odpowiedzialny jest Anders Breivik. On sam morderstwa, których dokonał na młodych ludziach, uczestnikach obozu młodzieżówki norweskiej Partii Pracy, nazywa egzekucjami.
Norweska dziennikarka, przysłuchująca się procesowi zbrodniarza, napisała ponad 500-stronicową książkę o tej historii. Czytałam ją z przeróżnymi uczuciami, często bardzo trudnymi. Jednak nie byłam w stanie się od niej oderwać. Reportaż jest wymagający, ale nie pozwala odejść ani - tym bardziej - sięgnąć po żadną inną książkę.
Opowieść rozpoczyna się bardzo mocno. Przywołuje sytuację z wyspy w trakcie ataku Breivika. Jest ona porażająca, mimo że jej bohaterowie są anonimowi. Nawet morderca nie ma jeszcze imienia, choć je znamy przecież. Indywidualizować się będą w całej pierwszej części książki. W niej znajduje się historia samego mordercy, dziecka z dysfunkcyjnej rodziny. Są także historie jego ofiar, z których na plan pierwszy wysuwają się młodzi, ambitni i zaangażowani społecznie ludzie: Simon Sæbø, Anders Kristiansen, Bano Rashid oraz Lara Rashid i Viljar Hanssen, którym udało się przeżyć masakrę. Część ta przygotowuje w ten sposób czytelnika na apogeum zdarzeń, czyli relację, bardzo szczegółową, z tego, co działo się na wyspie od momentu, kiedy pojawił się na niej Breivik (po uprzednim podłożeniu bomby w budynku rządowym w centrum Oslo) do chwili jego poddania się. Nie jest są to finalne sceny pierwszej części, bo te dotyczą ofiar.
Czytanie o tym, co wydarzyło się na wyspie, nie jest łatwe ani wygodne. Mam wrażenie, że ciągle jeszcze nie doświadczyłam oczekiwanego - wzorem starożytnych - katharsis. Tym, co poruszyło mnie szczególnie, były niewykorzystane szanse na uniknięcie tragedii. Zastanawiam się nad tym, jak funkcjonowałyby polskie służby w analogicznej sytuacji? Na ile możliwe jest uniknięcie przez osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo innych błędnych decyzji? Zrozumienie w sytuacji kryzysowej, z czym naprawdę ma się do czynienia?
Część druga jest poświęcona samemu procesowi i kończy się wyrokiem. Pamiętam telewizyjne doniesienia z tamtego czasu i dlatego w trakcie lektury powracając w zasadzie te same pytania dotyczące - przede wszystkim - zbrodniarza. Nie wiem, na ile brak mi współczucia i empatii, a na ile rzeczywiście nie jest możliwe przez normalnie (choć co to znaczy?) myślącą osobę znalezienie odpowiedzi na pytanie o to, co musi się dziać w człowieku, że decyduje się na tego typu działanie wymierzone w innych ludzi. Choć nie, odpowiedź przecież - przynajmniej częściowa - jest w reportażu. Właściwsze jest chyba pytanie, na ile tę odpowiedź można przyjąć? przyswoić? w jakiś paradoksalny sposób zaakceptować?
Część trzecia reportażu opowiada o tym, co potem. O tym, jak z konsekwencjami tego, co zrobił, radzi sobie Andres Breivik, odizolowany w więzieniu od publiczności, o której tak marzył. Jak radzą sobie ci, którzy przeżyli i rodziny ofiar. Jak radzi sobie, albo i nie norweska Partia Pracy. W tej części dziennikarka tłumaczy także, jak powstała książka oraz dlaczego nosi ona tak kontrowersyjny tytuł: "Jeden z nas".
Masakra na wyspie Utøya zdarzyła się w Norwegii w 2011r.. Norwegia leży w Europie. Więc skoro Andres Breivik jest nie tylko Norwegiem, ale i Europejczykiem, to czy możliwe jest, że równie dobrze mógłby być Polakiem? Czy Anders Breivik mógłby być "jednym z nas"?

Bardzo duże wrażenie zrobił na mnie ten reportaż.
Poświęcony jest historii masakry na norweskiej wyspie Utøya w lipcu 2011 r., za którą odpowiedzialny jest Anders Breivik. On sam morderstwa, których dokonał na młodych ludziach, uczestnikach obozu młodzieżówki norweskiej Partii Pracy, nazywa egzekucjami.
Norweska dziennikarka, przysłuchująca się procesowi zbrodniarza,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Historia tak prawdziwa, że trudno ją zapomnieć" - głosi napis na okładce. I w słowie od autorki czytamy, że choć historie dotyczą fikcyjnych postaci, to mają swoje pierwowzory w rzeczywistości. Zdarzenia i osoby.

Tego wycinka rzeczywistości, którego dotyka książka, rzeczywiście trudno będzie zapomnieć, jeśli czytelnik po raz pierwszy się zetknie z okropieństwami II wojny typu gwałty na kobietach jako broń wojenna, akcja T4. Jeśli zaś czytał o nich i wie, nic w tej książce nie będzie zaskakujące, a bardziej - nie wiem, czy to na pewno dobre słowo - irytujące chyba. Nagromadzenie wszelakich przejawów zła w losach kilku osób nie wzrusza ani nie porusza, a raczej sprawia wrażenie, jakby autorka zetknęła się z nimi po raz pierwszy i bardzo przejęła. Przepraszam Autorkę, wiem, że tak nie jest, ale - moim zdaniem - ta książka tematu nie udźwignęła.
Zasadnicza warstwa współczesna - wątek Sebastiana - jest bardzo słaba, poszarpana fabularnie (np. co z wątkiem nauczyciela Zgierskiego?), niespecjalnie przekonująca psychologicznie (postać Sebastiana i jego emocje pourywane (co z jego "złością w nie własnej sprawie?) Choć jeśli coś naprawdę we mnie drgnęło przy tej książce, to właśnie tu, na chwilę, podczas wizyty w norymberskim muzeum zabawek. Samodzielne portrety postaci, których historia sięga czasów II wojny, oczywiście, bardzo nośne, bezdyskusyjnie przywołują sprawy bardzo trudne (np. los kobiet, odpowiedzialność albo jej brak za zbrodnie na dzieciach, etos lekarza w czasie wojny, współodpowiedzialność tych, którzy tylko patrzyli i szeptali) ważne i niewygodne dla nas. Jednak jak dla mnie - wtórne w sensie literackim, nieodkrywcze wcale. A tego się chce w literaturze - by przyniosła ona coś nowego, jakiś ogląd tematu nieoczekiwany, wydobyła żywe emocje w czytelniku nawet w związku z czymś, co już zna i co - wydawałoby się - wewnętrznie przeżył.

A może to po prostu książka skierowana do młodych albo nieobeznanych z tematem i nieoczytanych lub czytających dotąd inną (tematycznie) literaturę? Nikogo nie chcę obrażać, ale jeśli ktoś zajrzy do literatury, na bazie której powstała ta książka, będzie wiedział, o co chodzi.
Tak, chyba tak. Nie byłam adresatem tej książki.

"Historia tak prawdziwa, że trudno ją zapomnieć" - głosi napis na okładce. I w słowie od autorki czytamy, że choć historie dotyczą fikcyjnych postaci, to mają swoje pierwowzory w rzeczywistości. Zdarzenia i osoby.

Tego wycinka rzeczywistości, którego dotyka książka, rzeczywiście trudno będzie zapomnieć, jeśli czytelnik po raz pierwszy się zetknie z okropieństwami II wojny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak bardzo można zaprzeć się siebie? Na ile możliwe jest wyzwolenie się z przeszłości? Jak bardzo kruchy i złudny jest raj? I jaka jest jego cena? To tylko kilka z pytań, które rodzą się podczas lektury "Ja nie jestem Miriam". A odpowiedzi wcale nie są przyjemne i optymistyczne.

W Nässjö w południowej Szwecji szczekający owczarek sąsiada wybudza właśnie ze snu 85-letnią Miriam. Już za chwilę jej szwedzka rodzina zgromadzi się wokół niej, by uczcić urodziny Miriam. Już za chwilę padną zaskakujące słowa: "Ja nie jestem Miriam".

Więc kim? Kim jest Miriam -od 60 lat mieszkająca w Szwecji żydowska więźniarka Auschwitz i Ravensbrück z numerem wytatuowanym na przedramieniu? Nie zagadka prawdziwej tożsamości jest treścią książki. Wszystkiego czytelnik dowie się dość szybko. O co więc chodzi?

O życie. O to, jak bardzo chce się żyć i jak bardzo się boi tego, że nie ma się do tego życia prawa. Ze względu na pochodzenie, przynależność etniczną - Miriam jest Romką. A strach nie wiąże się tylko z doświadczeniem obozów II wojny światowej (wstrząsające opisy tamtej rzeczywistości). Jest także elementem świata powojennego, który wygląda jak raj. Tak, tylko wygląda.

"Ja nie jestem Miriam" jest także opowieścią o godzeniu się z samą sobą. O dojrzewaniu do przyznania sobie prawa bycia tym, kim się jest.

Bardzo ważna książka. Dla tych, którzy uciekają przed sobą. A przede wszystkim dla tych, którym się wydaje, że świat jest prosty, oczywisty i ułożony.

Majgull Axelsson napisała w posłowiu, że opowieść jest fikcyjna, postacie są fikcyjne, ale tło stanowią rzeczywiste wydarzenia. Kto z nas wie, że Romowie w obozie cygańskim w Auschwitz podnieśli bunt? Nie pozwolili się wysłać do gazu? I choć ostatecznie Niemcy dokonali zagłady więźniów tego obozu, to z tą wiedzą zmienia się perspektywa myślenia o tym, że "Cygan jaki jest, każdy wie". A zmiana myślenia o tym, co to niby "każdy wie", w dzisiejszym świecie jest bardzo potrzebna.

W swojej książce autorka daje spis pozycji, z którymi się zapoznała, pisząc o Miriam. Myślę, że niejeden czytelnik po nie sięgnie, a inny z satysfakcją stwierdzi, że już zna.

Bardzo polecam.

Jak bardzo można zaprzeć się siebie? Na ile możliwe jest wyzwolenie się z przeszłości? Jak bardzo kruchy i złudny jest raj? I jaka jest jego cena? To tylko kilka z pytań, które rodzą się podczas lektury "Ja nie jestem Miriam". A odpowiedzi wcale nie są przyjemne i optymistyczne.

W Nässjö w południowej Szwecji szczekający owczarek sąsiada wybudza właśnie ze snu 85-letnią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga część serii, która stanowi kanwę popularnego serialu. Moim zdaniem - fabularnie słabsza od pierwszej, ale również niespecjalnie przyjemna w obrazie świata polityki.
Małostkowo - w stosunku do interesującego bohatera pierwszoplanowego z "Bezwzględnej gry o władzę" - muszę stwierdzić, że w tej części znacznie traci on (Urquhart) na atrakcyjności (także jeśli chodzi o spójność konstrukcji postaci). Ale i tak działa, skoro autentycznie ucieszyło mnie zakończenie.

Druga część serii, która stanowi kanwę popularnego serialu. Moim zdaniem - fabularnie słabsza od pierwszej, ale również niespecjalnie przyjemna w obrazie świata polityki.
Małostkowo - w stosunku do interesującego bohatera pierwszoplanowego z "Bezwzględnej gry o władzę" - muszę stwierdzić, że w tej części znacznie traci on (Urquhart) na atrakcyjności (także jeśli chodzi o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Coś mi się wydaje, że mogę być jedyną osobą, która zupełnie nie zna serialu na podstawie tej książki. Po lekturze, dość przypadkowej właściwie, myślę, że musi być on rzeczywiście genialny. Powieść byłego polityka - choć sama w sobie nie jest przesadnie wybitna - jako materiał filmowy jest rewelacyjna. Ma niesamowity potencjał, którego chyba nie da się po prostu zmarnować.

Tytuł pierwszej powieści z cyklu "House of Cards" - "Bezwzględna gra o władzę" - jest absolutnie adekwatny do treści. Aż mrowie chodzi po plecach. Francis Urquhart, na pozór skromny rzecznik dyscypliny partyjnej, mistrzowsko rozprawia się ze wszystkimi, którzy stoją mu na drodze do realizacji ambitnego celu. I to w białych rękawiczkach.

Szkoda cokolwiek więcej dodawać, by nikomu- jeśli się taki nieświadomy jeszcze uchował - nie psuć (nie)przyjemności lektury. Warto, bo zakończenie - do którego pod groźbą urwania jaj nie wolno zaglądać - wbija w fotel!

Coś mi się wydaje, że mogę być jedyną osobą, która zupełnie nie zna serialu na podstawie tej książki. Po lekturze, dość przypadkowej właściwie, myślę, że musi być on rzeczywiście genialny. Powieść byłego polityka - choć sama w sobie nie jest przesadnie wybitna - jako materiał filmowy jest rewelacyjna. Ma niesamowity potencjał, którego chyba nie da się po prostu...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił Nikola Sellmair, Jennifer Teege
Ocena 7,0
Amon. Mój dzia... Nikola Sellmair, Je...

Na półkach: ,

Opowieść Jennifer Teege, córki Niemki i Nigeryjczyka, wychowywanej w rodzinie adopcyjnej, rozpoczyna się, gdy ma ona 38 lat, szczęśliwą rodzinę(mąż i dwoje dzieci) i przypadkowo w bibliotece bierze do ręki książkę, w której widzi swoją biologiczną matkę i babcię (zna obie z dzieciństwa). Przeglądanie książki kończy się myślą: "jestem wnuczką masowego mordercy". Odtąd ta myśl na 4 lata określi funkcjonowanie Jennifer. O tym właśnie opowiada książka. O 4 latach zmagania się z odpowiedzią na pytanie: kim jestem?

W sensie wartości artystycznej książka nie jest niczym wielkim, w wagi przedstawionej historii - tak.

Nie sposób oderwać się od tego, co opowiada Jennifer. Nie sposób nie myśleć o Holocauście, którego pomniki w 2008r. odwiedzała powodowana wewnętrzną potrzebą Jennifer.
Jej osobista opowieść przeplatana jest obiektywną relacją niemieckiej dziennikarki Nikoli Sellmair, która przedstawia fakty historyczne związane z postaciami, które stara się zobaczyć "naprawdę" Jennifer. Są to jej nieznany dziadek Amon Götz, komendant obozu w Płaszowie, wspominana dotąd z czułością przez bohaterkę opowieści babcia Ruth Irene Kalder, jego wieloletnia partnerka, mieszkanka willi w Płaszowie, i obca matka Monika Götz, córka Amona, która ojca nie znała.

Czytelnik dostaje także informacje związane z życiem samej Jennifer - z perspektywy subiektywnej i obiektywnej - o polityce adopcyjnej lat 70-tych w Niemczech, o kolejnych pokoleniach nazistowskich zbrodniarzy i ich problemach, ale także i o współczesnym Izraelu, w którym kilka lat studiowała i który odwiedzała - dla przyjaciółek.

Myśląc o historii, która przydarzyła się Jennifer, nie sposób także nie zastanawiać się nad własną historią rodzinną i stosunkiem do niej.
Bywa tak, że trudno się z nią godzić, ją akceptować, że ma się ambiwalentny stosunek do bliskich, że trudno jest to wszystko przepracować wewnętrznie. Jennifer się udało. Chyba jest to więc możliwe?

Opowieść Jennifer Teege, córki Niemki i Nigeryjczyka, wychowywanej w rodzinie adopcyjnej, rozpoczyna się, gdy ma ona 38 lat, szczęśliwą rodzinę(mąż i dwoje dzieci) i przypadkowo w bibliotece bierze do ręki książkę, w której widzi swoją biologiczną matkę i babcię (zna obie z dzieciństwa). Przeglądanie książki kończy się myślą: "jestem wnuczką masowego mordercy". Odtąd...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Plażowa lektura z serii: nie lubię kryminałów, ale czytam-nie-wiem-po-co.
Na przestrzeni kilku lat giną kobiety, ale przed ich śmiercią zawsze pojawia się bałwan. Nie on morduje, oczywiście;D, bo jest ze śniegu. Komisarz Harry Hole (kryminałów w swoim życiu przeczytałam pewnie z...5, ale mam wrażenie, że wszyscy śledczy mają podobną konstrukcję psychiczną) szuka sprawcy, podejrzewając, że ma do czynienia z seryjnym mordercą. Ale przecież w Szwecji nie ma seryjnych morderców, przynajmniej tak się ogólnie uważa. No i co? Można się domyślić, kto będzie miał rację.
Ale kto morduje - do pewnego momentu na pewno nie, długo nie. A o to chyba chodzi w kryminałach, prawda? Ciekawe jest też, jak autor ciągnie czytelnika ku kilku wyrazistym tropom i choć czytelnik czuje, że to pewnie fałszywka, ostatecznej pewności nie ma - to chyba też plus kryminału.
A minusy - w książce? czy we mnie? Nie wciągnęło mnie, bo jednak jakoś było nieporywająco? a może za mało plaży, a za dużo innych atrakcji?
Dam Nesbo jeszcze jedną szansę: "Syn". Przecież na wyjazd kupiłam te dwa:D.

Plażowa lektura z serii: nie lubię kryminałów, ale czytam-nie-wiem-po-co.
Na przestrzeni kilku lat giną kobiety, ale przed ich śmiercią zawsze pojawia się bałwan. Nie on morduje, oczywiście;D, bo jest ze śniegu. Komisarz Harry Hole (kryminałów w swoim życiu przeczytałam pewnie z...5, ale mam wrażenie, że wszyscy śledczy mają podobną konstrukcję psychiczną) szuka sprawcy,...

więcej Pokaż mimo to