-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/10/ddd-czyli-dorose-dziewczynki-z-rodzin.html
"Bardzo rzadko sięgam po poradniki psychologiczne. Nie dlatego, że ich nie lubię, bo wręcz przeciwnie, z przyjemnością i dużą dawką ciekawości je czytam, ale dlatego, że ciężko znaleźć naprawdę dobre poradniki, które wznoszą w nasze życie jakieś ważne treści, nie tylko lanie wody i sadzenie farmazonów. Na swoim koncie mam już przeczytanych kilka świetnych poradników, które mogę polecić z całego serca, w tym życiowe książki Reginy Brett czy niosące mnóstwo wartości powieści Mitcha Alboma. Mimo że drugi z wymienionych przeze mnie autorów nie pisze typowo poradników, po przeczytaniu jego książki, zdecydowanie można poczuć to samo, co po kilku lekcjach pani Brett. Jeśli jednak chodzi o dzisiejszą wisienkę na torcie, czyli „Dorosłe Dziewczynki z rodzin Dysfunkcyjnych”, będę mogła śmiało pochwalić ten poradnik oraz zachęcić potrzebujące pomocy kobiety do przeczytania tej lektury. To tylko 245 stron, które potrafią w szybkim czasie nakreślić coś, co do tej pory ciężko było nazwać, co było niezrozumiałe dla nas, dla Dziewczynek z rodzin Dysfunkcyjnych. Nie będę ukrywać, jestem taką Dziewczynką, posiadam pewne deficyty, ale właśnie dzięki tej książce umiem je nazwać i wiem, że będę umieć z nimi walczyć, aż wreszcie się ich pozbędę.
Nie będę streszczać całej książki, nie o to tu chodzi, ale śmiało mogę powiedzieć, że poradnik zrobił swoje. Na własnym przykładzie potwierdzam to. Sama świadomość, że da się zniwelować swoje deficyty, które zostały doskonale i w miarę szczegółowo opisane, napawał mnie szczęściem. Raz po raz wczytywałam się w kolejne rozdziały, w których Autorka wyjaśniała cztery różne deficyty, w tym: poczucia bezpieczeństwa, poczucia kobiecości, poczucia własnej wartości i poczucia bezwarunkowej miłości. Na przykładzie dwóch typów kobiety: podporządkowanej oraz dominującej, opisywała typowe zachowania, reakcje, podejście do życia takich Dziewczynek z deficytami. Oczywiście, nie wszystko się zgadzało, ale o tym Autorka również powiadomiła zawczasu. W końcu nie da się sklasyfikować człowieka tylko do jednej kategorii, schować do jednej szufladki. Warto więc brać sobie poprawkę na to i nie traktować niektórych opisów do serca, gdyż oczywistym jest, że kobieta dominująca może posiadać cechy kobiety podporządkowanej, a także na odwrót.
Sam poradnik nie jest idealny. Niejednokrotnie pojawiały się momenty, które mnie nużyły, bo sądziłam, że niektóre fragmenty to właśnie lanie wody, ciągłe wałkowanie jednego tematu, jednak w dużej mierze, ¾ tej książki sprawiło, że wiele zrozumiałam, wiele się dowiedziałam i wiem, jak wiele mogę zmienić. Dzięki temu, co opisywała skrupulatnie Autorka, ile poświęcała na wyjaśnienie Dorosłym Dziewczynkom ich problemu oraz sposobów, jak sobie z nim poradzić, można wyciągnąć sporo lekcji kształtujących plan na usunięcie deficytów, na zmianę, ale taką, która nie będzie dotyczyła nas samych. Mamy zmienić podejście, nie siebie. Bardzo spodobał mi się język, którym operowała Autorka. Był naprawdę przystępny. Żadnego medycznego jazgotu, żadnych trudnych terminów. Czułam się tak, jakbym rozmawiała z kimś, kto zdecydował się przemawiać akurat moim stylem, moim językiem, dzięki czemu świetnie mogliśmy się porozumieć. Może nie dla wszystkich będzie to prosta przeprawa przez obraną tematykę czy właśnie styl pani Herzyk, ale z pewnością, gdy dobrnie się do końca, poczuje się satysfakcję (albo zawód, w końcu oczywistym jest, iż poradnik ten nie odpowie każdemu)"
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/10/ddd-czyli-dorose-dziewczynki-z-rodzin.html
"Bardzo rzadko sięgam po poradniki psychologiczne. Nie dlatego, że ich nie lubię, bo wręcz przeciwnie, z przyjemnością i dużą dawką ciekawości je czytam, ale dlatego, że ciężko znaleźć naprawdę dobre poradniki, które wznoszą w nasze życie jakieś ważne treści,...
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/o-miosci-ktora-przenosi-gory-czyli.html
"Ostatnimi czasy mam słabość do romantycznych historii, które zapierają dech w piersiach, przyprawiają czytelnika o szybsze bicie serca, powodują rumieńce oraz to dobrze znane, rozlewające się po duszy ciepło. Z tego więc względu zdecydowałam się na pierwsze spotkanie z Anną Płowiec i jej nową książką, która swoją premierę miała 17 lipca. „Sekrety Julii” miały być lekturą o miłości tak wielkiej, że przenosi góry, o sekrecie, który może zmienić dosłownie wszystko. Jako fanka połączenia love story i tajemnica, skusiłam się od razu. W dodatku ta delikatna okładka z bzem, nie mogłam powiedzieć „nie” tej pozycji. Jak przebiegło to górskie spotkanie z gorącymi uczuciami i sekretem w tle? O tym już za chwilę.
Zawsze Wam mówię, jaką mam słabość do książek, w których dominują emocje. Choć w „Sekrecie Julii” pojawiała się cała paleta różnorodnych uczuć, nie było takiej lawiny, jaką uwielbiam. Nie poniosło mnie na chmurach magii czy intensywności emocji, ale nie mogłam narzekać na ich brak. Cała lektura wypadła na ogromny plus, chociaż mam kilka zastrzeżeń. Nie poczułam tego wszystkiego tak intensywnie, jak liczyłam, nie czułam, że ta miłość mogłaby przenosić góry, a uczucia wypalają wielkie ślady na bohaterach, jednak mimo tych braków powieść mi się spodobała. Przede wszystkim górski klimat i to, co stworzyła autorka. Anna Płowiec ma bowiem niesamowity talent do urokliwych opisów, które robią ogromne wrażenie. Przez cały czas oczami wyobraźni widziałam to, co opisywała. Te piękne góry ze śnieżnym szczytem, te gęste lasy, obozy narciarskie, ogniska. To naprawdę mnie ujęło. Te wszystkie opisy tylko dodawały wyjątkowego uroku powieści. Jeśli więc lubujecie się w górskich klimatach, w słodkich, lecz wyrafinowanych relacjach między bohaterami, w sekretach, które potrafią odmienić dosłownie wszystko, a niestraszna Wam przygoda z polskimi realiami (swoją drogą doskonale opisywanymi), to „Sekrety Julii” są pozycją dla Was. ;)"
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/o-miosci-ktora-przenosi-gory-czyli.html
"Ostatnimi czasy mam słabość do romantycznych historii, które zapierają dech w piersiach, przyprawiają czytelnika o szybsze bicie serca, powodują rumieńce oraz to dobrze znane, rozlewające się po duszy ciepło. Z tego więc względu zdecydowałam się na pierwsze...
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/przedpremierowo-nowa-laleczka-patronat.html
"Kilka miesięcy temu, niemalże rok, zainteresowałam się dość mroczną serią wydawaną przez wydawnictwo NieZwykłe. Jako że nieszablonowa tematyka to coś, co najbardziej preferuję, nie mogłam pominąć cyklu Laleczki. Sam opis sprawił, że wiedziałam o mroku tego, co będzie w środku. Mimo to zdecydowałam się na lekturę. Pierwszy tom, drugi tom, aż w końcu przyszedł czas na trzeci, objęty naszym patronatem. Wobec tej serii nie da się przejść obojętnie. Wzbudza tak wiele skrajnych i sprzecznych emocji, które ciężko opisać prostymi słowami. Już Autorki w przedmowie uprzedzają o stopniu upiorności tej powieści, bowiem książka zawiera mnóstwo drastycznych scen, które dla wrażliwszej części czytelników mogą być czymś za wiele. Czy po trzecim tomie czuję się jeszcze bardziej nawiedzona niż wcześniej? Myślę, że chyba tak. Przeżyłam go, aczkolwiek sądzę, że to najmroczniejsza część tego cyklu. Najmroczniejsza jak do tej pory, ponieważ jeszcze czeka mnie kolejna Zepsute Laleczki. „Nowa laleczka” pozbawiła mnie tchu, pozbawiła zdrowego rozsądku i zasiała w moim umyśle kolejne ziarenko przerażenia ludzką psychiką. Powrót do świata Benny’ego nie był najłatwiejszy, gdyż byłam niemalże pewna, że ten świat już nie istnieje, że legł w gruzach tuż po drugim tomie, jednak wszystko, co uważałam za prawdziwe wtedy, okazało się błędne już po przeczytaniu opisu „Nowej laleczki”. Wiedziałam, że będzie mrocznie. Mroczniej niż wcześniej. Drastyczniej. Ostrzej. Rzeczywiście, było tak, dlatego wrażliwi czytelnicy powinni unikać styczności z Bennym. Ci, którzy poszukują adrenaliny, dreszczyku emocji, dają radę wytrzymać z chorą obsesją bohaterów, dadzą radę, a może nawet im się spodoba.
„Życie nie może zrodzić się ze śmierci. Tyle razy próbowałeś mnie zniszczyć, ale to nigdy ci się nie uda. Powinieneś smażyć się w piekle”
To chore, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mogłam się doczekać kolejnego tomu tej serii. Zdecydowanie jest jedną z moich ulubionych i to nie ze względu na psychopatycznego bohatera, lecz ze względu na swoją nieszablonowość, oryginalność. Uwielbiam trudną tematykę, uwielbiam, gdy jest ona przedstawiana właśnie w taki sposób, jaki robią to Autorki. Doskonale udaje im się przedstawić malujący się w powieści mrok, wywołać różnorakie emocje, wprawić serce czytelnika w szybszy rytm, dodać dreszczyku grozy, może nawet nieco obrzydzić, zdegustować czy przerazić. Mroczne książki już mają to do siebie, że bywają kontrowersyjne, ale tak naprawdę Autorki poruszyły coś, co przecież jest naturalne. Obsesje, psychopatów, chory ludzki umysł, który czasami skrywa coś więcej aniżeli piękną tęczę i życie w różowych barwach. Skrywa mrok, bestię, którą może być każdy z nas, jeśli uwolni ją na powierzchnię, jeśli pozwoli jej zawładnąć swoim ciałem i duszą. „Nowa laleczka” nie raz i nie dwa sprawiła, że musiałam odłożyć czytanie na bok, gdyż albo nie wiedziałam, co sądzić o danej scenie, albo potrzebowałam odpoczynku, bo coś było za mocne. Zdecydowanie w tym tomie pojawia się wiele drastycznych, szokujących momentów. Lubię wgłębiać się w ludzką psychikę, ale nawet jak na mnie to czasami za dużo, a niezrozumienie sięgało zenitu. Mimo wszystko właśnie w tej części mogłam jeszcze raz, od samych podstaw, zobaczyć czyjąś przemianę, czyjąś inną, mroczną, chorą stronę. Osobą, która tym razem była obiektem mojej (i nie tylko mojej) obserwacji była Elizabeth, jedna z bliźniaczek, córek ojca Benny’ego. Dziewczyna zawsze odstawała od swojej siostry, zawsze była tą gorszą, tą inną, przez co w późniejszych latach to uczucie przerodziło się w coś, co zmieniło Beth. Piętno nieważne jakich wydarzeń czy słów potrafi mocno odbić się na człowieku, pozostawiając na jego duszy czy psychice niemały ślad. Ślad, który wywołany, przeobraża się w coś niezrozumiałego dla wielu ludzi. Elizabeth, przez to, że zawsze była uznawana za kogoś gorszego, została tą inną, tą, której psychika ucierpiała"
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/08/przedpremierowo-nowa-laleczka-patronat.html
"Kilka miesięcy temu, niemalże rok, zainteresowałam się dość mroczną serią wydawaną przez wydawnictwo NieZwykłe. Jako że nieszablonowa tematyka to coś, co najbardziej preferuję, nie mogłam pominąć cyklu Laleczki. Sam opis sprawił, że wiedziałam o mroku tego,...
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/milion-nowych-chwil-wzruszajaca-powiesc.html
"Wzruszająca powieść, która chwyci za serce niejednego czytelnika. Zanim zabrałam się za lekturę, poznałam krótką opinię mojej mamy, która zaczęła książkę przede mną. Stwierdziła jednym zdaniem, że dawno nie czytała czegoś tak dobrego i ujmującego. Po tej krótkiej rekomendacji wiedziałam, że się nie zawiodę. Gdy tylko przyjechałam do rodzinnego domu, zaczęłam przygodę z powieścią, która rzeczywiście złapała za serce, wzruszyła do łez, ale i dała sporo do myślenia. „Milion nowych chwil” to rzeczywiście wyjątkowa książka, którą będę śmiało polecać. Zawsze powtarzam, że dla mnie kluczową rolę odgrywają emocje. Absolutnie nie może ich zabraknąć, a jak będzie więcej, to narzekać nawet nie będę. Uwielbiam, gdy odczuwam książkę całą sobą, a z tą właśnie tak było.
„Milion nowych chwil” właściwie nie porusza czegoś nowego i świeżego. Można rzec, że temat został wałkowany wiele razy, wielokrotnie już wzruszał, pozbawiał czytelników kolejnych łez, a jednak Katherine Center udało się zrobić coś, dzięki czemu jej książkę można wpisać na listę tych wyjątkowych i godnych zapamiętania. Od początku prowadzi fabułę lekkim stylem, stylem emocji grających na duszy czytelnika długą pieśń złożoną z różnorodnych uczuć. Margaret to równie wyjątkowa postać, co sama powieść. Nie potrafiłam jej nie polubić. Wręcz przeciwnie. Była bohaterką, którą osobiście chętnie bym spotkała, a nawet się zaprzyjaźniła. Ogromnie współczułam tego, co przydarzyło jej się w życiu i liczyłam, że w końcu spotka ją ponowne szczęście, na które zasługuje każdy człowiek. Wizyta w szpitalu sporo się przeciągnęła, jednocześnie zwalając na naszą bohaterkę same nieszczęścia. Mimo to podziwiałam ją, bo choć niejednokrotnie miała ochotę się poddać, postanowiła walczyć ze wszystkimi przeciwnościami losu. Udowodniła, że po każdej potyczce można się podnieść, każdy ból można zastąpić ukojeniem, prawie każdą ranę mentalnie zagoić przy odpowiedniej maści. W przypadku Margaret maścią było na pewno spotkanie z siostrą oraz zakolegowanie się z tajemniczym fizjoterapeutą. Bohaterowie tej powieści są tak różnorodni, na swój sposób bardzo wyjątkowi. Ian, pewien ważny ktoś, kupił mnie na wejściu. Ten facet, chociaż potrafił nie raz i nie dwa zdenerwować, ma dobre, złote serce i zasługiwał na prawdziwe szczęście, tak samo jak Margaret. Siostra Maggie, Kitty, to również postać, której kibicowałam, której współczułam, a która wzbudziła we mnie ogromną sympatię. Była chyba najbardziej kolorową bohaterką tej książki. Gdy o niej czytałam, w głowie miałam tysiące różnych barw, które mogłyby opisać tę żywiołową, otwartą, dość bezpośrednią, inteligentną młodą kobietę"
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/milion-nowych-chwil-wzruszajaca-powiesc.html
"Wzruszająca powieść, która chwyci za serce niejednego czytelnika. Zanim zabrałam się za lekturę, poznałam krótką opinię mojej mamy, która zaczęła książkę przede mną. Stwierdziła jednym zdaniem, że dawno nie czytała czegoś tak dobrego i ujmującego. Po tej...
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/dyskusja-pomiedzy-ojcem-alkoholikiem.html
"Są książki, które po przeczytaniu opisu zdecydowanie musicie mieć na swoich półkach, musicie je kupić choćby nie wiem co. Wiecie, że to coś dla was, że ta pozycja jest taka wasza. Być może to dziwne, zważywszy na opis „Życie psa na balkonie”, ale tak właśnie czułam, gdy przeczytałam, o czym będzie opowiadać książka o tymże tytule. Do czego może doprowadzić dyskusja pomiędzy ojcem alkoholikiem a synem nieudacznikiem? Do naprawdę interesujących wniosków. Jeśli chodzi o wątek alkoholików, alkoholizacji i ogólnie nałogów w powieściach, jestem na nie uczulona. Bardzo uczulona. Wiele z takich pozycji zawiodło mnie, ukazując wyimaginowany obraz nie mający nic wspólnego z okropną rzeczywistością. Tomasz Górski pozytywnie mnie zaskoczył, przedstawiając realizm. Tak po prostu realizm takiego wątku. Ta krótka książka, właściwie rozmowa ojca z synem, może odcisnąć mały ślad w sercu czytelnika. Myślę, że w moim odcisnęła. Myślę, aczkolwiek dowiem się w swoim czasie.
„Życie psa na balkonie” wywołało we mnie kilka emocji, ale do tej pory nie potrafię ich jednoznacznie określić. Na pewno mogę powiedzieć, że książka mi się podobała. Była krótka, lecz przekazała to, co przekazać miała. Pozwoliła choć na moment znaleźć się w obskurnym mieszkaniu wypchanym brudnymi rzeczami, cuchnącymi wódką, razem z dwójką zagubionych mężczyzn. Syna, stojącego u progu dorosłości z wieloma problemami na głowie, ze smutkiem w sercu, obawą o przyszłość, niedojrzałością w umyśle, oraz ojca, zatopionego w kieliszku wódki, rozgoryczonego profesora, mądrego człowieka, który dobrze się zna na literaturze. Obaj zagubieni odnajdują wspólną nić porozumienia poprzez długą rozmowę zawartą na łamach powieści. Rozmowa ta potrafi wywołać ironiczny śmiech, szok na twarzy oraz szeroko otwarte oczy, chociażby przez bezpośredniość w kwestii matki chłopaka. Pewnie wiele z tego, co miało szokować, mnie osobiście nie szokowało na tyle, co powinno, a to dlatego, że już kiedyś zetknęłam się z takim środowiskiem, taką osobą. Osobą, którą pochłonął ocean alkoholu. Autor zobrazował czytelnikowi fragment życia alkoholika, jednak tak, jak piszę, to tylko mały kawałek spośród całego tysiąca innych, tworzących brutalną rzeczywistość dzień po dniu. Mimo że zostały przedstawione tylko kilka godzin z rozmowy ojca z synem, to te kilka godzin potrafi zrobić swoje. Dać do myślenia, na chwilę spowolnić tempo naszego codziennego życia, zwrócić uwagę na kilka istotnych problemów, w tym głupią, lecz dobrze nam znaną naiwność"
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/dyskusja-pomiedzy-ojcem-alkoholikiem.html
"Są książki, które po przeczytaniu opisu zdecydowanie musicie mieć na swoich półkach, musicie je kupić choćby nie wiem co. Wiecie, że to coś dla was, że ta pozycja jest taka wasza. Być może to dziwne, zważywszy na opis „Życie psa na balkonie”, ale tak właśnie...
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/wzruszajaca-pouczajaca-very-large.html
"Kiedy comebook polecała tę książkę, od razu wiedziałam, że ją zamówię. Spełniała wszystkie moje wymagania czytelnicze. Nie była zbyt długa, wywoływała emocje, a przede wszystkim zawierała interesującą mnie tematykę. Muzułmanów. Konkretnie, jednej muzułmanki, szesnastoletniej Shirin. Sporo osób o tym nie wie, aczkolwiek od bardzo dawna interesuję się kulturą arabską, islamem, mam przyjaciół muzułmanów, siedzę w temacie dość głęboko i wciąż w nim kopie. Jestem niezwykle tolerancyjna dla każdej religii, ale i niezwykle wrażliwa na jej brak. Brak tolerancji. Ubliżanie. Szykanowanie. Poniżanie. Wyśmiewanie. Wścibskość. Książka, o której dziś Wam trochę opowiem, porusza właśnie taką kwestię. Wywołuje mnóstwo skrajnych emocji. Dla mnie była ciężką przeprawą przez morze bólu, odtrącenia i skrywanego cierpienia. Po zamknięciu powieści nie potrafiłam się pozbierać. Sama Julia była świadkiem, jak próbowałam hamować potok łez, jak rzuciłam książkę na łóżko, mówiąc, że była zbyt dobra, że nienawidzę jej, jak i kocham.
„A very large expanse of sea” to wyjątkowa powieść, która zasługuje na przeczytanie przez wielu ludzi. Nie tylko tych młodych, nie tylko przez nastolatków. Dorośli także powinni sięgnąć po nią. Chociaż porusza wątek pierwszej miłości, pierwszych pocałunków, słodkich wyznań, randek, pokazuje również ogromny problem, z którym styka się społeczeństwo. Żyję w kraju, który jest otwarty na inność, nie jest przeszkodą być czarnoskórym chłopcem czy dziewczynką i pójść do szkoły, nie jest przeszkodą ubrać hidżab czy abaję, nie jest przeszkodą mieć skośne oczy, być muzułmaninem czy chrześcijaninem. Świat coraz bardziej się otwiera na tolerancję, ale jest jej wciąż za mało, a wielu ludzi wciąż cierpi z powodu okropieństw, które są im serwowane. Problem jest taki, że chociaż ja żyję w takim kraju i jestem pozytywnie nastawiona na inne narodowości, nie wszyscy mają podobny tok myślenia. Ubliżanie, poniżanie, wyśmiewanie, traktowanie człowieka jak śmiecia, jest dość popularne w każdym państwie, ponieważ zawsze znajdą się nietolerancyjnie osoby, dla których inność od siebie to coś, czego nie da się zaakceptować. Tahereh Mafi właśnie taki temat porusza w swojej powieści, i jest on wyjątkowy emocjonalny. Przynajmniej dla mnie, gdyż muzułmanie są mi bliscy. I chociaż wielokrotnie spotkałam się z szyderczymi komentarzami, mało się nimi przejmuję. W tej kwestii jestem jak Ocean, bohater książki, nie jest dla mnie ważne zdanie ludzi, którzy nie zdobywają się na choć trochę empatii, zrozumienia i akceptacji. Religia nie powinna różnić, ale jak dobrze wiemy, bywa zupełnie inaczej"
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/07/wzruszajaca-pouczajaca-very-large.html
"Kiedy comebook polecała tę książkę, od razu wiedziałam, że ją zamówię. Spełniała wszystkie moje wymagania czytelnicze. Nie była zbyt długa, wywoływała emocje, a przede wszystkim zawierała interesującą mnie tematykę. Muzułmanów. Konkretnie, jednej muzułmanki,...
Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/przedpremierowo-zo-w-zarodku.html
"Jedna z moich ukochanych serii znów powraca! Jeśli nie słyszeliście jeszcze o cyklu „W Towarzystwie Zabójców”, koniecznie powinniście to nadrobić. Oczywiście to książki dla fanów gorących, płomiennych romansów, które nie opiewają w lukier i słodycz; dla fanów mocnej sensacji i thrilleru, którym niestraszne opisy tortur czy brutalnych przesłuchań serwowanych przez wyszkolonego Specjalistę. Wyraźni, charakterystyczni bohaterowie, akcja, która nie zwalnia ani na chwilę, tajemnice, zagadki, niebezpieczne misje i przeszłość lubiąca o sobie przypominać. To tylko zalążek całej góry wątków, którymi dysponuje J.A. Redmerski w swoich fenomenalnych powieściach. Przy każdej z części moje serce wybijało nierówny rytm. Raz w spokoju czytałam docinki między Niklasem a Izabel, za drugim razem współczułam bohaterom bólu, którego doświadczali. Jedno jest pewne. Autorka tą serią zaskarbiła sobie moje czytelnicze serce, ponieważ odwaliła kawał dobrej roboty i myślę, że nawet Victor Faust byłby skłonny przyznać jej rację, kiwając głową z aprobatą. Jej powieści to iście wybuchowa mieszanka, której nie da się nie uwielbiać!
„Zło w zarodku” połknęłam w jeden dzień, w kilka godzin. Gdy tylko zabrałam się za książkę, wiedziałam, że niebawem ją skończę. 273 strony mignęły mi w zawrotnie szybkim tempie, przez co po zakończeniu długo siedziałam, wpatrując się w ścianę. To już? Tak po prostu koniec? Oczywiście autorka spowodowała, że znów nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Czwarta część może i nie wywołała we mnie takich emocji jak poprzednik opowiadający o losach Fredrika, czy pierwsza powieść z tej serii, jednak wzbudziła na pewno irytację, wściekłość, współczucie, odrobinę radości i zdziwienia. Książka była iście wybuchową mieszanką, która ogromnie mi się spodobała. Choć akcja toczy się przez czterdzieści osiem godzin, skupia bohaterów teoretycznie w jednym miejscu, nie da się powiedzieć, że było nudno. Absolutnie. Przesłuchania zapewnione przez jedną z bohaterek roztroiły mnie emocjonalnie. „Zło w zarodku” pozwoliło bliżej poznać ludzkie słabości nawet takich brutalnych i wydawałoby się żelaznych postaci jak członkowie Zakonu. Ujawnia brudne, głęboko skrywane sekrety, tajemnice, które potrafią zniszczyć każdą relację; ujawnia strach, liczne lęki, obawy czy wątpliwości. Dzięki czwartej części dowiedziałam się kilku nowych rzeczy na temat Izabel, na temat samego Victoria Fausta, jego nad wyraz interesującego brata czy kilku innych postaci. Było to szokujące, ale orzeźwiające spotkanie. Nie potrafiłam odłożyć lektury, wciąż zainteresowana Norą, jej działaniem, przeszłością bohaterów oraz Fredrikiem, o którym szerzej mowa w „Łabędziu i Szakalu”
Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/przedpremierowo-zo-w-zarodku.html
"Jedna z moich ukochanych serii znów powraca! Jeśli nie słyszeliście jeszcze o cyklu „W Towarzystwie Zabójców”, koniecznie powinniście to nadrobić. Oczywiście to książki dla fanów gorących, płomiennych romansów, które nie opiewają w lukier i słodycz; dla fanów mocnej...
Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/kolejny-hit-lata-czyli-kiedys-po-ciebie.html
"Szczerze mówiąc, kiedy sięgnęłam po tę długą wyczekiwaną książkę, nie byłam tak zachwycona, jak powinnam być. Pierwsze kilka rozdziałów czytałam tak o, bez żadnych głębszych emocji, bez żadnych refleksji, lecz z czasem, gdy i akcja nabierała tempa, moja ciekawość również rosła. Nie mogłam oderwać się od lektury. Napisana lekkim, barwnym językiem zapraszała do następnych rozdziałów po następną dawkę emocji czy uczuć. Mogłam je poczuć całym sercem, całą sobą. Agata Czykierda-Grabowska znów mnie nie zawiodła. Zachwyciła mnie swoją nową powieścią, dowiodła, że sięgnięcie po inny gatunek, niż dotychczas się pisało, potrafi wyjść na dobre. Chociaż „Kiedyś po ciebie wrócę” zawiera elementy kryminału, swoją drogą, całkiem dobrego kryminału, pojawia się mój ulubiony wątek, czyli romans. Zawsze wam mówię, że kocham, gdy w romansach dominują emocje, że bez nich nie ma dla mnie dobrej książki. Autorka spisała się na medal, gdyż w tej powieści definitywnie były te emocje i można było je poczuć. Między Roksaną a Bartkiem chemia jest wyczuwalna na kilometr. Chociaż Roksana nie pałała tymi samymi uczuciami, w pewnym momencie nie da się im oprzeć, one przejmują kontrolę. Co do samego Bartka. Od początku nie czułam do niego wszechogarniającej sympatii. Był, bo był. Czasami denerwował, gdyż jego emocjonalne wybuchy nieco przytłaczały, jednak w pewnym momencie dało się go polubić. Czy długo trwała ta sympatia? To pozostawię w tajemnicy. ;)
Bardzo podobało mi się, że autorka poruszyła w swojej powieści coś więcej niż romans. Wątek kryminalny to coś, co zdecydowanie uwielbiam w takiej literaturze. Dodaje on smaczku i czegoś innego. Piękne uczucie dla tle jakiejś mrocznej zagadki, niewyjaśnionej sprawy. Definitywnie moje klimaty! Jeśli chodzi więc o wątek kryminalny, Agata świetnie się spisała, osobiście nic nie podejrzewałam, chociaż rozwiązanie tego wszystkiego miałam przed nosem. Duży, naprawdę duży plus za budowanie napięcia oraz całej kryminalnej otoczki. „Kiedyś po ciebie wrócę” kupiło mnie swoją naturalnością, że tak to ujmę. Nie da się wyczuć żadnej sztuczności, bohaterowie są autentyczni, charakterystyczni i barwni; mają własną osobowość. Czułam, że można byłoby takich ludzi spotkać na ulicy, nie są tylko wytworem imaginacji i zlepku sztucznych cech. Dzięki jak zawsze przyjemnemu stylowi autorki moje starcie z książką było błyskawiczne. Niestety, długo musiałam czekać, aż zabiorę się za nią, gdyż przebywam za granicą i ciężko było mi się dostać do mojego klocuszka, ale gdy to się stało, przez powieść niemalże przepłynęłam jak motorówki obok mnie nad Menem. Nie wiedziałam kiedy znalazłam się na końcu i musiałam żegnać się z historią, z którą w pewnym sensie się zżyłam. Zagadka rozwiązania, wszystkie karty wyłożone, bohaterowie... no cóż, nie będę nic spojlerować! Po prostu musicie sięgnąć po tę książkę. Dla fanów romansów z elementami kryminału to będzie coś wręcz idealnego! Ja zdecydowanie polecam i jak zawsze czekam na kolejne powieści autorki"
Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/kolejny-hit-lata-czyli-kiedys-po-ciebie.html
"Szczerze mówiąc, kiedy sięgnęłam po tę długą wyczekiwaną książkę, nie byłam tak zachwycona, jak powinnam być. Pierwsze kilka rozdziałów czytałam tak o, bez żadnych głębszych emocji, bez żadnych refleksji, lecz z czasem, gdy i akcja nabierała tempa, moja...
Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/wyjatkowy-debiut-architektura-uczuc.html
"Na tę książkę czekałam bardzo, bardzo długo. Meg znam z naszej grupy literackiej Ailes, do której obie należymy. Zalążek historii przedstawionej w „Architekturze uczuć” miałam okazję czytać w całkiem innej postaci, dlatego nie mogłam się doczekać, co tam ciekawego wykombinowała Meg. Pierwsze rozdziały od razu mi powiedziały, że jest to coś zupełnie nowego, świeżego i różniącego się od tamtej wersji. Wyjątkowy debiut, wyjątkowej, ambitnej, zdolnej pisarki, która jeszcze wiele osiągnie na rynku wydawniczym. Powieść jest połączeniem gorącego romansu z relacją hate-love oraz thrillerem w tle, co autorka świetnie ukazała na łamach prawie czterystu stron.
„Architektura uczuć” to ten rodzaj powieści, która potrafi wciągnąć już od pierwszych stron. Zaciekawia, zaprasza do swojego świata okrytego tajemnicami, przyjaciółmi z dzieciństwa, napięciem wiszącym w powietrzu, pociągiem seksualnym między bohaterami, cierpieniem, traumami i demonami z przeszłości. To książka nieprzypominająca debiutu. To książka, którą się pochłania. Napisana lekkim, barwnym językiem zabiera nas do malowniczego Krakowa oraz do niewielkiej wsi, w której miały miejsce ważne wydarzenia w życiu zarówno Davida, jak i Oliwii. Meg Adams nie tylko sprawia, że razem z bohaterami chodzimy uliczkami tłocznego miasta, ale wędrujemy razem z nimi po ich niełatwym życiu. Nad Oliwią ciąży chmura smutku, straty oraz bólu, z którym kiedyś nie potrafiła sobie poradzić. Już nie jest tą samą dziewczyną co piętnaście lat temu. Przelały się nie tylko łzy, ale i krew. Znowuż David to postać, nad którą zachwycam się najbardziej. Uwielbiam taki typ bohatera, w szczególności, że zarówno bawił, elektryzował, jak i interesował. Jego zachowanie, docinki, żarty, słowa czy gesty potrafiły przyprawić o szybsze bicie serca. Definitywnie fanki niegrzecznych chłopców będą zachwycone panem architektem, który od razu wkupił się w moje łaski jak za machnięciem czarodziejską różdżką. Ten facet, mimo skrywanych tajemnic, mimo ego większego niż Teksas, mimo wielokrotnego bycia skończonym dupkiem niezasługującym na szacunek, budził zachwyt i podziw. Do Oliwii zapałałam mniejszą sympatią. Niejednokrotnie denerwowałam się z powodu jej ucieczek, fochów czy mentalnego tupnięcia nóżką. Bywała doprawdy irytującą bohaterką, lecz poznając ją bliżej, dało się zrozumieć jej zachowanie, a nawet wybaczyć wcześniejsze postępowanie. Moją sympatię skradł również Rich, przyjaciel Davida oraz Ostra, czyli bliska przyjaciółka Oliwii. Tym, którzy czytali, chyba nie muszę mówić, kogo nienawidziłam z całego serca i kogo miałam ochotę usmażyć na głębokim oleju w czeluściach piekieł"
Pełna opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/06/wyjatkowy-debiut-architektura-uczuc.html
"Na tę książkę czekałam bardzo, bardzo długo. Meg znam z naszej grupy literackiej Ailes, do której obie należymy. Zalążek historii przedstawionej w „Architekturze uczuć” miałam okazję czytać w całkiem innej postaci, dlatego nie mogłam się doczekać, co tam...
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/przedpremierowo-najbardziej-wyczekiwany.html
"„Współlokatorzy” zachwycają od samego początku. Tiffany to bardzo ekspresyjna osoba, wszędzie jej pełno, jest barwna, szalona i odważna. Pasjonuje się rzeczami, które inni mogliby uznać za śmieszne. Kocha kolorowe, ręcznie wykonane szaliki, ma pełno niepotrzebnych gratów, którymi zdobi wspólne mieszkanie, jest też otwarta i bardzo wylewna, może nawet trochę dziwna. Mimo tego jak bardzo sprawia wrażenie pozytywnej postaci, kryje w środku traumę i uraz. Jej związek z Justinem był burzliwy i odcisnął na niej piętno, a Tiffy stara się podnieść przy pomocy wyjątkowych przyjaciół, których każdy chciałby posiadać. Mo ma psychologiczny umysł, zawsze znajdzie mądre rozwiązanie, jednak będzie przy tym bardzo subtelny i troskliwy, natomiast Gerty, prawniczka, to niezwykle wredna, opryskliwa, szczera do bólu kobieta, która omija cackanie się i głaskanie po główce. Gdy pozna się Tiffany wraz z jej paczką, od razu chce się ich wszystkich poznać. Tym bardziej, że dochodzi do tego wygadana i wesoła Rachel oraz debiutująca podopieczna Tiff czyli Kathrin, pisarka od szydełkowania. Leon znowuż to typ postaci, do której troszkę dłużej musiałam się przyzwyczajać. Cichy, spokojny, całkowicie zrównoważony, introwertyczny i zamknięty w swoim świecie bez zmian. Mimo to po czasie polubiłam niemal wszystkich (pomijając paskudnego Justina i Kay, którą rzuciłabym w krzaki) bohaterów, gdyż są charakterni, wielobarwni i po prostu prawdziwi. Kiedy czyta się o tych postaciach, ma się świadomość, że można byłoby takich ludzi spotkać na żywo. Ogromny, ale to ogromny plus za wykreowanie tak świetnych, tak różnorodnych bohaterów, którym kibicowałam. W szczególności Richiemu, który tak jak reszta, jest wyjątkowy, a tak boleśnie ukarany przez życie...
Fabuła „Współlokatorów” może nie jest skomplikowana i wymagająca myślenia, ale jest, tak jak bohaterowie, wyjątkowa na swój własny unikatowy sposób. Zachęca prostotą, a jednocześnie czymś maksymalnie wielobarwnym. Jest radość, jest dużo śmiechu, jest też dramat, smutek, jest moment na refleksję i zastanowienie się nad życiem. Miała być komedia romantyczna, a wyszło coś znacznie więcej, za co kolejny ogromny plus dla Beth O’Leary, którą z przyjemnością bym ścigała o następną książkę. Jej pióro jest tak lekkie, tak przyjemne w odbiorze, że powieść się wręcz połyka, mimo całkiem pokaźnej objętości. Nie mogę wyjść z podziwu dla stworzenia unikatowej komedii romantycznej wśród tylu książek z tego gatunku. Jednak autorce udało się to zrobić i trzymam kciuki za ekranizację, gdyż z wielką przyjemnością obejrzałabym na dużym ekranie historię Tiffy i Leona. Przewrotność, łamanie zasad, wymiana karteczek zamiast normalnej konwersacji, bycie dla siebie oparciem, a przede wszystkim wyjątkowa (jak cała powieść) relacja dwójki całkiem różnych ludzi. Tak wiele ich dzieli, tak wiele różni. Mimo to umiejętność zrozumienia się chyba mieli we krwi. Chociaż śmiało mogę nazwać „Współlokatorów” uroczą książką, nie ma w sobie tylko kilograma lukru i jeszcze więcej posypki. Absolutnie. To również wzloty, upadki, traumy, urazy, ciężka historia więzienna jednego z bohaterów. Ukryta głębia przyjdzie z czasem, a wtedy czytelnik będzie wiedział, że to właśnie TO. To, co miało wbić się do serca i do umysłu"
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/przedpremierowo-najbardziej-wyczekiwany.html
"„Współlokatorzy” zachwycają od samego początku. Tiffany to bardzo ekspresyjna osoba, wszędzie jej pełno, jest barwna, szalona i odważna. Pasjonuje się rzeczami, które inni mogliby uznać za śmieszne. Kocha kolorowe, ręcznie wykonane szaliki, ma pełno...
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/szokujacy-ekscytujacy-i-przerazajacy.html
"„Kociarz” miał fascynować, odstręczać, ekscytować, budzić wstręt, przerażać i jednocześnie zachwycać. Opowiadania miały złożyć się w portret pokolenia ery Instagrama i Tindera, co oczywiście jak najbardziej miało miejsce. Autorka poruszyła najważniejsze kwestie naszych czasów, pokazała ich, niekiedy, brutalne oblicze, które niejednokrotnie przerażało i tak, jak zapowiadano, budziło wstręt. Cały zbiór składa się z dwunastu opowiadań o różnej tematyce, o różnych stopniach emocjonalności. Osobiście „Kociarz” wpisuje się na listę powieści, które mną wstrząsnęły i pozostawiły duży ślad na czytelniczej duszy. Teksty zakorzeniły się w mojej pamięci i sercu, pozwoliły przemyśleć wiele spraw i spojrzeć na nie z całkowicie innej perspektywy. Rzeczywiście „Kociarz” może zszokować...
„Kociarz” jest bardzo życiowym zbiorem opowiadań. Wszystkie nawiązują do jakiegoś problemu naszych czasów, ukazując jego potężne oblicze i straszną moc. Chora potrzeba dominacji, posiadania władzy nad innymi, traktowanie ludzi niczym przedmioty ze sklepu, niczym nic niewarte marionetki, które pociągnięte przez sznurki, zaczną zachowywać się tak, jak tego oczekujemy; molestowanie w pracy przez wyżej postawionych dyrektorów czy prezesów, poznawanie za pomocą internetu i nie spełnienie wyraźnych oczekiwań. To tylko zalążek całej góry tematów, które zostały poruszone w zbiorze. Każde opowiadanie ma inny wydźwięk, każde sprawia inne wrażenie, jednak jedno je łączy. Wszystkie potrafią niemalże wbić w fotel"
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/szokujacy-ekscytujacy-i-przerazajacy.html
"„Kociarz” miał fascynować, odstręczać, ekscytować, budzić wstręt, przerażać i jednocześnie zachwycać. Opowiadania miały złożyć się w portret pokolenia ery Instagrama i Tindera, co oczywiście jak najbardziej miało miejsce. Autorka poruszyła najważniejsze...
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/dzisiaj-nalezy-do-mnie-bo-to-co-wydaje.html
"„Dzisiaj należy do mnie” to przede wszystkim powieść o życiu. Aby doprecyzować, musiałabym zdradzić naprawdę wiele szczegółów, jednak w dużej mierze opowiada o losach nie tylko głównej bohaterki, Kamy, ale innych, ważnych ludzi, którzy przewinęli się przez jej życie. Życie pełne różnorakich wydarzeń, wpadek, niewłaściwych osób, sukcesów, radości, spełnionych marzeń. Kama również jest interesującą postacią. Na początku zastanawiałam się, czy powieść zawiera w sobie wątki autobiograficzne. Za Chiny Ludowe nie potrafiłam wyrzucić tej myśli z głowy, ale na końcu przeczytałam posłowie i teraz już mniej więcej wiem, chociaż to konkretne uczucie dość często towarzyszyło mi w trakcie czytania. Wracając jednak do bohaterki. To naprawdę wyjątkowa postać, choć, niestety, nie mogłabym powiedzieć, że ją polubiłam. Jest wyjątkowa, aczkolwiek wielokrotnie miałam z nią niezidentyfikowany problem. Mimo wszystko jako postać książkowa spełniła się fenomenalnie, gdyż autorka świetnie nakreśliła jej charakter, jej tok myślenia, plany, uczucia, wątpliwości czy niesamowitą starą duszę. Sny, które pojawiały się na łamach książki, były jednymi z najbardziej interesujących mnie wątków. Podróżowanie po Francji, docieranie do nowego domu, odbieranie porodów w zakonie, to wszystko było niezwykle ciekawe i sprawiały, że z chęcią wczytywałam się w historie Marka, Teodozji czy Sophie Madelaine, która z tej trójki zyskała moją największą sympatię.
Książka porusza ważne aspekty, nad którymi warto się zatrzymać i pomyśleć. Ostatecznie sprowadza się do refleksji, które chcąc nie chcąc, same nasuwają się po przeczytaniu całej lektury lub w trakcie jej czytania. Mowa oczywiście o ulotności chwil, przemijaniu, o wierze w lepsze jutro, optymistycznym podejściu, marzeniach, niezwykłej sile miłości, o rodzinie i bliskości, o przyjaźniach, podróżach, śmierci, stracie, chorobie i strachu. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ponieważ „Dzisiaj należy do mnie” porusza wiele ważnych kwestii. Jak wspomniałam na początku, opowiada o życiu, a życie składa się nie tylko z przeszłości czy okrutnych momentów, ale i tych radosnych, pięknych, które warto uchwycić niczym na obrazie czy na fotografii. Przy czytaniu było zarówno miło, sympatycznie, marzycielsko i uroczo, jak i smutno, pesymistycznie, nerwowo. Można spodziewać się naprawdę całej lawiny emocji. Książka zawiera w sobie elementy z teraźniejszości bohaterki, jak i przeszłości. Bardzo często Kama wraca do tego, co było, opowiadając czytelnikowi swoje perypetie. Jest na wesoło i na smutno. Na słodko, i na gorzko. Dzięki doświadczeniom i różnym przeżyciom bohaterka w sposób pouczający daje niezłe życiowe lekcje"
Pełna recenzja -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/05/dzisiaj-nalezy-do-mnie-bo-to-co-wydaje.html
"„Dzisiaj należy do mnie” to przede wszystkim powieść o życiu. Aby doprecyzować, musiałabym zdradzić naprawdę wiele szczegółów, jednak w dużej mierze opowiada o losach nie tylko głównej bohaterki, Kamy, ale innych, ważnych ludzi, którzy przewinęli się przez...
Cała opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/04/goracy-romans-z-paragrafem-w-tle-czyli.html
"zasami lubię usiąść w wygodnym fotelu, z lampką wina w dłoni i zaczytać się w dobrym romansie, który zaserwuje czytelnikowi coś więcej niż relację dwójki wyidealizowanych ludzi. Uwielbiam, gdy powieść dostarcza różnorodnej gamy uczuć, od fascynacji, po nienawiść. To pokazuje, że lektura jest warta przeczytania. A po co ten wstęp? By móc wdrążyć własny plan pod tytułem „polecenie ciekawej literatury obyczajowej”. O tak, kochani, świetna i ciekawa literatura obyczajowa jeszcze istnieje i wciąż jest tworzona! Tym razem pochwały należą się dwóm polskim autorkom: Ewelinie Kluss i Marcie Prokopek. Wykonały kawał dobrej roboty, czego im ogromnie gratuluję.
„Plan Huberta” zupełnie mnie zaskoczył. W połowie czytania miałam naprawdę mieszane uczucia, których nie potrafiłam dokładnie nazwać. Sama nie wiedziałam, co mi nie pasuje. Śmiało mogę określić plusy tej powieści, gdyż jest ich bardzo dużo, jednak jeśli chodzi o minusy, trzeba sporo pogłówkować, by je nakreślić. Styl autorek był tym, dzięki czemu łatwo, szybko i przyjemnie można było brnąć w kolejne wątki i rozdziały powieści. Pojawił się humor, pojawiła się głębia, emocje, bohaterowie z krwi i kości, bardzo autentyczni, codzienne problemy XXI wieku. W zasadzie wszystko to, czego wymagam od dobrej książki. Jeśli chodzi o fabułę, również zawierała to, co preferuję. „Plan Huberta” łączy ze sobą wątki romantyczne, z wątkami tajemnicy, jakiegoś grubego przekrętu, który czytelnik może rozwiązywać ze strony na stronę, niczym zawodowy detektyw. Kolejny plus dla autorek: udało im się stworzyć interesujący motyw tajemnicy na tle gorącego, dość niemoralnego romansu. Dlaczego był taki niemoralny, dlaczego nie powinien się zdarzyć i co tak naprawdę stało na przeszkodzie młodym ludziom do normalnego życia ze sobą? Na te pytanie odpowiedzi znajdziecie w środku lektury. Mnie osobiście ujął wątek rodziny, gdyż i on gra tu ważną rolę. Autorki skupiły się na wszystkim po kolei, niczego nie pomijając i niczego nie ograniczając. Pojawiają się brudy z przeszłości, pojawiają się problemy, z którymi ludzie mierzą się na co dzień, które nie są obce. Zdrady, wykorzystywanie, naiwność młodych osób – to wszystko to przyziemne klęski, które potrafią dotknąć, niestety, każdego. To właśnie nadało bohaterom autentyczności, tak bardzo przeze mnie cenionej. Zachowania postaci również były w pełni naturalne, wobec czego nie przechodziłam obojętnie. W wielu momentach współczułam niektórym bohaterom, ale i nienawidziłam czy byłam wściekła. Taką mieszankę wybuchową z pewnością zapewni wam „Plan Huberta”.
Jeśli chodzi o literaturę dla kobiet, ta powieść sprawdza się idealnie. Zawiera w sobie elementy potrzebne, by zachwycić damską część czytelniczek. Gorący romans naprawdę jest gorący i można wyczuć buchające iskry oraz płomienną namiętność między bohaterami, ale gdy płomień zaczyna się schładzać, nie zabraknie innych wątków, które pobudzą umysł czytelnika i sprawi, że znów pochłonie go przedstawiany świat. „Plan Huberta” nie skupia się wyłącznie na dwóch głównych postaciach. Autorki poświęciły trochę powieści na rozbudowanie historii innych bohaterów, w tym wyjątkowego, starszego Karola oraz jego córki czy żony. Koniec końców, całość wypadła naprawdę bardzo dobrze. Zamknęłam książkę z ogromną satysfakcją, gdyż liczyłam na dość ostre potraktowanie pewnej postaci. Pokłony dla autorek za takie rozegranie"
Cała opinia -> http://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/04/goracy-romans-z-paragrafem-w-tle-czyli.html
"zasami lubię usiąść w wygodnym fotelu, z lampką wina w dłoni i zaczytać się w dobrym romansie, który zaserwuje czytelnikowi coś więcej niż relację dwójki wyidealizowanych ludzi. Uwielbiam, gdy powieść dostarcza różnorodnej gamy uczuć, od fascynacji, po...
https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/04/w-obliczu-prawdy-o-strozach-prawa-czyli.html
https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2019/04/w-obliczu-prawdy-o-strozach-prawa-czyli.html
Pokaż mimo to
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2020/01/recenzja-patronacka-konsorcjum-tom-ii.html
"Ta książka zawiera wszystko to, co uwielbiamy najbardziej. Nie mogłyśmy się nadziwić gamą uczuć, w których wir wciągnęła autorka. W jednej sekundzie śmiałyśmy się, a w następnej potrafiłyśmy zalewać łzami z bohaterami. Nie wiemy, jak A. S. Sivar to zrobiła, ale trzymała nas w napięciu za każdym razem, z każdą kolejną akcją, czekałyśmy na rozwój wydarzeń; niektóre mroziły krew w żyłach, zaś inne powodowały salwy śmiechu. Nie mogłyśmy się nadziwić nastrojom Aśki i Nadii, które w jednej sekundzie obmyślały plany zemsty na swoich ukochanych, karając ich w sposób, który zżerał ich z zazdrości za każdym razem. Pokładałyśmy się ze śmiechu nie raz i nie dwa, gdy czytałyśmy o wyczynach Asi, i nie mogłyśmy utrzymać powagi, kiedy oczami wyobraźni widziałyśmy zbolałą minę Kamila. Podobnie było z Nadią i Dominikiem.
Druga część „Konsorcjum” nie tylko nas zaskoczyła, ale nie raz i nie dwa wypruła z wszelakich emocji. Autorka sprawiła niebywałą frajdę z przygody w towarzystwie ukochanych bohaterów, ale też zmroziła krew w żyłach. Akcja za akcją. Nie mogłyśmy się oderwać od tej przygody, a odkrywanie tajemnic mrocznego konsorcjum potęgowało satysfakcję wciąż niezaspokojonej ciekawości. Nie wiemy, jak przeżyłybyśmy bez humoru i komentarzy otuchy ze strony Kamila, który nie raz i nie dwa dodawał wsparcia razem ze swoją szaloną Aśką. Nie powiemy, że nie bawiłyśmy się znakomicie, kiedy dziewczyny robiły na złość swoich partnerom, doprowadzając ich do białej gorączki, a nas do niepohamowanych wybuchów śmiechu. Szczerze mówiąc, takich wariatek jak one dwie nie jest się w stanie nie lubić. Druga część wyczekiwanych losów, a my już odczuwamy niedosyt historii Dominica, Nadii, Kamila i Aśki. Śmiemy rzec, że jest jeszcze bardziej pikantna, jeszcze bardziej ognista, a w dodatku mrozi krew w żyłach swoją akcją od pierwszej strony. Gorąco polecamy! Świetna, pikantna, tajemnicza, mroczna, wręcz doskonała. Autorce gratulujemy kolejnej udanej i jakże świetnej książki i z wyczekiwaniem oczekujemy następnej części! Nie możemy się doczekać, co przygotuje w trzecim tomie"
Pełna opinia -> https://arystokratkispodksiegarni.blogspot.com/2020/01/recenzja-patronacka-konsorcjum-tom-ii.html
więcej Pokaż mimo to"Ta książka zawiera wszystko to, co uwielbiamy najbardziej. Nie mogłyśmy się nadziwić gamą uczuć, w których wir wciągnęła autorka. W jednej sekundzie śmiałyśmy się, a w następnej potrafiłyśmy zalewać łzami z bohaterami. Nie wiemy, jak A. S. Sivar to zrobiła,...