-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik235
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/04/147-dobry-niemiec-to-martwy-niemiec.html
Nie byłam pewna, czego spodziewać się po tej pozycji. Wiadomo, że okupacja niemiecka to do dzisiaj bardzo drażliwy temat, a przyjaźń Polaka z AK i oficera Wehrmachtu... Z tego mógł zrobić się niezły ambaras. Wystarczyło drobne potknięcie, by intrygujący pomysł wywołał shitstorm. Czy tak się stało? Nie. Nikodem Pałasz stworzył porywającą, niezwykle emocjonującą pozycję, której po prostu nie chciałam kończyć. Pochłonęłam ją w... no, może półtora dnia, rezygnując nawet z nauki. Wierzcie mi na słowo, że w tym przypadku naprawdę warto zaufać zapewnieniom na skrzydełkach okładki i czytać tylko wtedy, gdy dysponuje się odpowiednią ilością czasu, inaczej skończycie jak ja - nieprzygotowani do szkoły, ale pełni słodko-gorzkich uczuć po zakończeniu tej książki, targani silnymi emocjami.
Książki wojenne rzadko należą do powieści lekkich, tak też było tym razem. Poważny temat, poważnie potraktowany, poważnie odebrany. A mimo to... powieść tę czyta się naprawdę szybko, pochłania w momencie. Nie ma rozdźwięku między oboma punktami widzenia - Janka
i Ansgara - co często się zdarza w takich sytuacjach. Historia obu zapiera dech w piersiach, a już zwłaszcza od momentu, gdy łączy się w całość. Warto jednak wspomnieć raz jeszcze
o rozbieżności w oglądzie świata. Kompletnie różnej, a jednak podobnej. Nikodem Pałasz,
w moim odczuciu, znakomicie oddał psychikę okupanta. Nie Hitlera czy jego generałów, nie. Psychikę Niemca, którego niemal wywleczono z domu i zmuszono do robienia brzydkich rzeczy. Czy znaczy to, że był niewinny? Nie. I o tym najpiękniej mówi zakończenie tej książki - wzruszające, sięgające duszy. Bez wstydu przyznaję, że uroniłam niejedną łzę.
Autor ma talent, nie ukrywajmy. Pieczołowicie oddał klimat okupowanej Warszawy, zadbał nawet o takie detale jak przedwojenne nazwy ulic. Przez chwilę mogłam poczuć się częścią tamtego świata, pięknego i strasznego zarazem. Pałasz równie misternie skonstruował psychikę także postaci drugoplanowych - przyjaciele Janka zostali nakreśleni żywo, dynamicznie, na moment niemalże stajemy się nimi. To osoby takie jak my. Mniej więcej w naszym wieku. Los postawił je w obliczu największej z prób, kiedy wolności i niepodległości ojczyzny musieli bronić za cenę życia, a pan Nikodem z brutalną finezją sprawił, że związujemy się z jego bohaterami emocjonalnie, przeżywamy każde ich wzloty i upadki.
Cóż mogę rzec... Pisanie tej recenzji było trudne ze względu na to, że powieść Pałasza wywołała we mnie ogrom różnorodnych emocji, na czele z postanowieniem, że przeczytam tę książkę jeszcze raz. Zapewne niejeden raz... Bo warto. Po to, by poczuć tchnienie okupowanej Polski, by stanąć ramię w ramię z ówczesnymi powstańcami, a dzisiejszymi bohaterami. A w końcu, mając świadomość bestialstwa Niemców, żeby zadać sobie to najważniejsze pytanie: Czy ja byłabym/byłbym w stanie poświęcić siebie dla ojczyzny? Zostawiam Was z tą refleksją i nadzieją, że sięgniecie po tę pozycję - jest to jedna z najlepszych i najbardziej wartościowych pozycji, które w ostatnim czasie ukazały się na polskim rynku.
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/04/147-dobry-niemiec-to-martwy-niemiec.html
Nie byłam pewna, czego spodziewać się po tej pozycji. Wiadomo, że okupacja niemiecka to do dzisiaj bardzo drażliwy temat, a przyjaźń Polaka z AK i oficera Wehrmachtu... Z tego mógł zrobić się niezły ambaras. Wystarczyło drobne potknięcie, by...
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/04/146-ancuch-pokarmowy-wiktor-noczkin.html
Już pierwsza strona powieści jasno daje czytelnikowi do zrozumienia, że tym razem będzie inaczej niż w poprzednich częściach. Otóż narracja nie jest pierwszoosobowa, nie opowiada o naszym dotychczasowym głównym bohaterze. Kto ma słabsze nerwy i nie przeczytał opisu książki, ale dorwał się do jej fragmentu, może mieć lekki zawał. No bo... S.T.A.L.K.E.R. Noczkina bez Ślepego? To jak Zona bez mutantów. I bez wódki. Na szczęście wkrótce do akcji wkracza i Ślepy. Z typową dla siebie narracją, z dowcipem na każdą okazję. A potem jeszcze kilku bohaterów oraz Stwór. W sumie mamy możliwość oglądu sytuacji z trzech różnych punktów widzenia, w porywach nawet czterech. Jeżeli przeraża Was taka ilość, powstrzymajcie się przed sięganiem po uspokajające ziółka - Wiktor Noczkin wspaniale wybrnął z sytuacji, ba, od razu widać, że doskonale koncept przemyślał. Nie ma chaosu, czytelnik nie gubi się w akcji, nie zostaje mu zdradzone ani za dużo, ani za mało. Za to obrana przez autora forma bardzo urozmaica powieść, nadaje fabule głębi.
No dobrze, narracja udana, ale co z akcją? Na tym polu również się nie zawiodłam. Mogę wręcz powiedzieć, że byłam mile zaskoczona, bo TAKIEGO pomysłu w życiu bym się nie spodziewała. Zaręczam - jeżeli ktoś jeszcze waha się, czy po trylogię autora sięgnąć - że warto to zrobić, chociażby dla samego zakończenia. Sytuacja komplikuje się na wielu polach, robi się dosyć poważnie, a zarazem... jeszcze zabawniej niż poprzednio. Humor Ślepego nie opuszcza, w najgorszych opałach nie omieszka rzucić ciętym dowcipem. Nawet, jeśli przyjdzie zakpić sobie z Powinności. Która śmieje się, mimo że nie ma rozkazu. Czytałam i stresowałam się - Co to będzie? Co to będzie? Dumałam, jak Ślepy i jego nowa-stara kompania wybrnie z opałów, czy uratują świat, czy... Dobra, rozpędziłam się. Bez spoilerów. Przeczytajcie i też się emocjonujcie. Przy czym ostrzegam, że podkochujące się w naszym stalkerze panie, zostaną ugodzone w samo serce. Jak ja.
Łańuch pokarmowy to zdecydowanie najbardziej poważna, a zarazem zabawna powieść o Ślepym. Tytułowe zagadnienie przewinie się w treści nie raz i nie dwa, w różnych znaczeniach i konfiguracjach. Śledzenie przemyśleń bohaterów o łańcuchu pokarmowym, jeszcze nieświadomych nadciągającego niebezpieczeństwa, było naprawdę interesujące. Miało w sobie jakiś pokrętny urok. Tak jak jeden z nowych bohaterów - Budda. Był tak charakterystyczną, a zarazem niespodziewaną w Zonie postacią, że zapamiętam go na dłuuugo. Za wykreowanie tego bohatera mogłabym bić Noczkinowi owacje na stojąco. Chętnie też poczytałabym o nim więcej. Tak jak o samym Ślepym, bo na myśl, że to może być ostatnia część jego przygód, przeszłam lekkie załamanie nerwowe. Żyję nadzieją, że jeszcze spotkam się z moim ulubionym bohaterem w Zonie.
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/04/146-ancuch-pokarmowy-wiktor-noczkin.html
Już pierwsza strona powieści jasno daje czytelnikowi do zrozumienia, że tym razem będzie inaczej niż w poprzednich częściach. Otóż narracja nie jest pierwszoosobowa, nie opowiada o naszym dotychczasowym głównym bohaterze. Kto ma słabsze nerwy i nie...
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/02/145-chopcy-najwieksza-z-przygod-jakub.html
Chłopcy należą do grona moich ulubionych serii, nie jest to żadną tajemnicą. Tak, to właśnie z tej historii podebrałam nazwę bloga. Stworzyłam sobie moją własną Drugą Nibylandię. Jaka jest - każdy widzi. Ale jaka jest ta, którą wykreował Jakub Ćwiek w ostatnim tomie przygód Zagubionych Chłopców? Czy znacząco różni się od tej, którą poznaliśmy w części pierwszej?
Z dobrymi książkami otwierającymi serię jest jeden problem - autor już na wstępie wysoko stawia sobie poprzeczkę. Czasami tak wysoko, że nie daje rady jej przeskoczyć, nie jest w stanie utrzymać poziomu. Na szczęście Ćwieka to nie dotyczy. Jego książki można kupować w ciemno, bo wiadomo, że będą dobre. Z tego też powodu nie martwiłam się, czy kolejne przygody moich ulubionych bohaterów będą dobre. Martwiłam się tylko jednym: czym tym razem autor ich skrzywdzi. A skrzywdził ich okrutnie...
Kto czytał poprzednie części - albo chociaż ich recenzje/opisy - ten wie, że Chłopcy nie są zwyczajną opowiastką ku rozrywce. Owszem, bawią ciętym dowcipem, balansują na granicy dobrego smaku, obficie sypią się wulgaryzmy, ALE to przede wszystkim mądre książki opowiadające o jednej z największych tragedii tego świata: o dorastaniu. Ta chwila czyha na każdego z nas, a kto zbyt długo jej się opiera, ten... przeczytajcie. I dopowiedzcie sobie sami. Nie będę narzucać Wam własnej interpretacji, ta historia zasługuje na to, aby każdy przeżył ją po swojemu. Aby jeszcze po jej zakończeniu czytelnik rozmyślał nad tym, co autor chciał nam przekazać oraz jak życiowa jest ta kontynuacja przygód Piotrusia Pana. Uczy więcej niż niejedna szkolna lektura, a i przyjemność z czytania jest nieporównywalnie większa.
Największa z przygód faktycznie była największą z przygód, które przeżyłam z tymi dużymi dziećmi. W takim czy innym znaczeniu. Trzymała w napięciu, bawiąc, ucząc, wzruszając. Jakub Ćwiek z właściwym sobie talentem i dowcipem pisze o trudnych tematach, wciągając czytelnika w wir wartkiej akcji. Byłam zachwycona, wróciwszy do moich literackich przyjaciół, byłam też zdruzgotana, widząc, co autor im zafundował, przerażenie nieustannie mieszało się z ulgą lub na odwrót. Nie zabrakło mu emocjonujących pomysłów do samego końca. Sprawił, że po skończeniu znalazłam się w stanie "Nie wiem, co zrobić ze swoim życiem". Wciąż trudno pogodzić mi się z myślą, że póki co to koniec podróży z Chłopcami. Koniec Drogi, koniec Skrótu. Pozostaje jednak nadzieja, że tak jak pisarz wrócił do Kłamcy, tak i kiedyś wróci do tej powieści. Czekam z niecierpliwością.
Zdecydowanie nie polecam zamknięcia serii osobom o słabych nerwach, słabym sercu, czy ogólnie o kiepskim zdrowiu - można dostać zawału albo wylewu z nadmiaru emocji.
Kto zaś czuje się na siłach - niech czyta!
Bo warto.
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/02/145-chopcy-najwieksza-z-przygod-jakub.html
Chłopcy należą do grona moich ulubionych serii, nie jest to żadną tajemnicą. Tak, to właśnie z tej historii podebrałam nazwę bloga. Stworzyłam sobie moją własną Drugą Nibylandię. Jaka jest - każdy widzi. Ale jaka jest ta, którą wykreował Jakub Ćwiek...
http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/11/144-wybrana-o-zmroku-cc-hunter.html
Wybrana o zmroku już od pierwszych stron zaskakuje. Czym? Stylem, któremu daleko do początkowej grafomanii pani Hunter, a przede wszystkim: główną bohaterką. Kylie dorastała z każdym kolejnym tomem, znikała jej infantylność, a pojawiała się dojrzałość. Myślę, że można pokusić się o określenie jej postacią dynamiczną. No ale na niej powieść się nie kończy, prawda? Jej przyjaciółki pozostały takie, jak były: zabawne, zadziorne i niepokorne, chłopcy wciąż uroczy, a Holiday, opiekunka całej tej paranormalnej zgrai... też została bez zmian. I to błąd, bo z doświadczenia wiem, że ktoś tak dziecinny nie poradziłby sobie z bandą nastolatków, ale to powieść paranormalna. Tutaj wszystko jest możliwe.
C.C. Hunter znakomicie poradziła sobie z rozwijaniem akcji i wyjaśnianiem poszczególnych wątków z poprzednich tomów. Fabuła trzymała w napięciu, zaskakiwała zwrotami akcji oraz tym, że zrobiło się brutalniej i naprawdę niebezpiecznie. Nie spodziewałabym się tego po tak cukierkowej serii, a tu taka niespodzianka! Ponadto swoje miejsce w tym wszystkim znalazły także istoty, o których dotychczas pojawiały się wyłącznie wzmianki i właściwie nie było wiadomo, czy są one faktycznym bytem, czy to autorka robi nas w balona. O co chodzi? Sięgnijcie po książkę i przekonajcie się!
Wyjaśnione zostały także różne inne wątki, jak już wspomniałam. Między innymi relacje Kylie z wieloma osobami. Tak! Dowiemy się, kogo wybrała nasza bohaterka - czy wilka, czy elfa. Przyznajcie, czekałyście na to tak samo jak ja! Cóż... Nie tylko jej miłosne przygody wykrystalizowały się. Losy wielu innych par mocno Was zaskoczą - w tej kwestii niczego nie można być pewnym. Podobnie jak tego, kto dotrwa do samego finału...
Przyznaję, że docierając do końca książki, było mi przykro. Z jednej strony koniecznie chciałam poznać zakończenie, a z drugiej pragnęłam, żeby historia się nie kończyła. Tak, są jeszcze przygody Delli, ale to nie to samo. Rozpoczynając swoją podróż z Kylie, nie sądziłam, że przy zakończeniu będę towarzyszyły mi takie, w gruncie rzeczy, pozytywne emocje. Teraz jestem pewna: z czystym sumieniem mogę polecić Wam Wodospady Cienia - są idealne na te deszczowe, jesienne wieczory. Uśmiechniecie się i wzruszycie nieraz!
http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/11/144-wybrana-o-zmroku-cc-hunter.html
Wybrana o zmroku już od pierwszych stron zaskakuje. Czym? Stylem, któremu daleko do początkowej grafomanii pani Hunter, a przede wszystkim: główną bohaterką. Kylie dorastała z każdym kolejnym tomem, znikała jej infantylność, a pojawiała się dojrzałość. Myślę, że można pokusić się o...
Każdy, kto przeczytał chociażby kilka pierwszych powieści o Zoey Redbird (głównej bohaterce DN), z pewnością zgodzi się ze mną, że Neferet to jedna z najciekawszych postaci obok upadłego boga. Smaczku wszystkiemu dodaje fakt, iż jest to postać na wskroś negatywna. Czy jednak była taka od początku? Oczywiście, że nie. I tutaj wielki plus dla autorek za to, że opowiedziały historię nie tyle młodej wampirzycy, co dziewczyny, która miała się takową stać, podobnie jak w Ślubowaniu Lenobiii. Obie dziewczyny miały trudną młodość, przeżyły burzliwą miłość i dramat - najwidoczniej autorki trzymały się przy pisaniu pewnego schematu...
Bez obaw, podczas czytania nie jest to uderzające, sama zauważyłam ten fakt dopiero teraz, pisząc tę recenzję. Chociaż schemat wygląda podobnie, możecie być pewni, że historie są zupełnie różne. Klątwa Neferet porusza pewną niebywale trudną kwestię. Niestety, nie mogę zdradzić, o jaką chodzi, by nie spoilerować, wiedzice jednak, iż jest to temat powszechnie uznany za tabu. O tym zwyczajnie nie mówi się głośno. Te autorki powiedziały i zrobiły to w pięknym stylu.
Nowelka ta, podobnie jak trzy inne z tej serii, liczy zaledwie 158 stron. Tyle wystarczyło paniom Cast. aby porwać czytelnika do XIX-wiecznego Chicago i wciągnąć go w wir emocjonujących zdarzeń. Z właściwą sobie lekkością opisały tematy przyjemne, jak pierwsza młodzieńcza miłość, oraz trudne, jak śmierć matki. Nie popadały przy tym w skrajności, czyniąc z Emily, głównej postaci, ofiarę czy bohaterkę. To była dziewczyna jakich w tamtych czasach wiele. Dzisiaj mogłaby być jedną z nas. I dzisiaj także mogłaby przeżyć nieszczęścia, które dotknęły ją prawie 200 lat temu. Duet pisarek, Phyllis i Kristin, matka i córka, kolejny raz wpakowały w wampirzą opowiastkę ponadczasowe dramaty ludzi, nie tylko młodych, czyniąc z niej coś więcej niż pustą historyjkę fantasy. Być może nieco dały ciała z Domem Nocy, ale w nowelkach pokazują klasę pierwszych części serii, ba, można skłaniać się ku opinii, że są jeszcze lepsze niż wtedy, gdy spisywały historię Zoey, a Klątwa Neferet to jedno z ich najbardziej udanych dzieł.
Jak to w przypadku bestsellerów na światową skalę bywa, i Klątwa... doczekała się zagranicznych wydań, a w tym różnych okładek. Polska, niemal taka sama jak jedna z anglojęzycznych wersji, wypada chyba najkorzystniej. Mowa tu o wersji strice graficznej, bo w rzeczywistości wydawnictwo dorzuciło tłoczenia oraz różne faktury na okładce, co daje naprawdę zachwycający efekt!
Każdy, kto przeczytał chociażby kilka pierwszych powieści o Zoey Redbird (głównej bohaterce DN), z pewnością zgodzi się ze mną, że Neferet to jedna z najciekawszych postaci obok upadłego boga. Smaczku wszystkiemu dodaje fakt, iż jest to postać na wskroś negatywna. Czy jednak była taka od początku? Oczywiście, że nie. I tutaj wielki plus dla autorek za to, że opowiedziały...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-04
Całość dostępna tutaj: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/07/148-harda-elzbieta-cherezinska.html
Historia to bardzo wdzięczny temat dla pisarzy, zwykle jest tak ciekawa, że nie trzeba nawet ubarwiać jej dodatkowymi wydarzeniami, ale wtedy otrzymalibyśmy taką uwspółcześnioną kronikę, prawda? Tak więc autorka również popuściła wodze fantazji, włączając w powieść wątek miłosny. Niejeden. O nieee - jęknięcie. - Tylko nie to! Otóż spokojnie, nie przyćmi to surowego klimatu chrześcijańsko-pogańskiego świata, w którym będziemy się poruszać. Pani Elżbieta kunsztownie połączy miłość z władzą, śmierć z dawaniem życia, przyjaźń z nienawiścią. Zostaniecie poruszeni i zaskoczeni niejednokrotnie. Intrygi i zwroty akcji będą wyskakiwać zza rogu ze złośliwą miną, by kopnąć nas w tyłek i przypomnieć, że życie jest trudne, a już zwłaszcza życie ówczesnej księżniczki czy królowej. Naprawdę, bywały chwile, kiedy byłam wdzięczna, że mogę być zwyczajną recenzentką, a to wszystko dzięki pieczołowitemu odtworzeniu realiów historycznych przez autorkę. I tylko jedno mi przeszkadzało - okładka. W środku cudowna, z mapami z przodu i z tyłu, które były świetnym pomysłem, bo pomagały odnaleźć się w sytuacji, ale na zewnątrz... Została wykonana z tego niewdzięcznego materiału, który może ładnie wygląda, ale na którym widać każdy odcisk naszego palca. Chyba że to celowy zabieg - okładka będzie historią naszego czytania, wtedy zwracam honor wydawcy za pomysłowość.
Całość dostępna tutaj: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/07/148-harda-elzbieta-cherezinska.html
więcej Pokaż mimo toHistoria to bardzo wdzięczny temat dla pisarzy, zwykle jest tak ciekawa, że nie trzeba nawet ubarwiać jej dodatkowymi wydarzeniami, ale wtedy otrzymalibyśmy taką uwspółcześnioną kronikę, prawda? Tak więc autorka również popuściła wodze fantazji, włączając w...