-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/04/147-dobry-niemiec-to-martwy-niemiec.html
Nie byłam pewna, czego spodziewać się po tej pozycji. Wiadomo, że okupacja niemiecka to do dzisiaj bardzo drażliwy temat, a przyjaźń Polaka z AK i oficera Wehrmachtu... Z tego mógł zrobić się niezły ambaras. Wystarczyło drobne potknięcie, by intrygujący pomysł wywołał shitstorm. Czy tak się stało? Nie. Nikodem Pałasz stworzył porywającą, niezwykle emocjonującą pozycję, której po prostu nie chciałam kończyć. Pochłonęłam ją w... no, może półtora dnia, rezygnując nawet z nauki. Wierzcie mi na słowo, że w tym przypadku naprawdę warto zaufać zapewnieniom na skrzydełkach okładki i czytać tylko wtedy, gdy dysponuje się odpowiednią ilością czasu, inaczej skończycie jak ja - nieprzygotowani do szkoły, ale pełni słodko-gorzkich uczuć po zakończeniu tej książki, targani silnymi emocjami.
Książki wojenne rzadko należą do powieści lekkich, tak też było tym razem. Poważny temat, poważnie potraktowany, poważnie odebrany. A mimo to... powieść tę czyta się naprawdę szybko, pochłania w momencie. Nie ma rozdźwięku między oboma punktami widzenia - Janka
i Ansgara - co często się zdarza w takich sytuacjach. Historia obu zapiera dech w piersiach, a już zwłaszcza od momentu, gdy łączy się w całość. Warto jednak wspomnieć raz jeszcze
o rozbieżności w oglądzie świata. Kompletnie różnej, a jednak podobnej. Nikodem Pałasz,
w moim odczuciu, znakomicie oddał psychikę okupanta. Nie Hitlera czy jego generałów, nie. Psychikę Niemca, którego niemal wywleczono z domu i zmuszono do robienia brzydkich rzeczy. Czy znaczy to, że był niewinny? Nie. I o tym najpiękniej mówi zakończenie tej książki - wzruszające, sięgające duszy. Bez wstydu przyznaję, że uroniłam niejedną łzę.
Autor ma talent, nie ukrywajmy. Pieczołowicie oddał klimat okupowanej Warszawy, zadbał nawet o takie detale jak przedwojenne nazwy ulic. Przez chwilę mogłam poczuć się częścią tamtego świata, pięknego i strasznego zarazem. Pałasz równie misternie skonstruował psychikę także postaci drugoplanowych - przyjaciele Janka zostali nakreśleni żywo, dynamicznie, na moment niemalże stajemy się nimi. To osoby takie jak my. Mniej więcej w naszym wieku. Los postawił je w obliczu największej z prób, kiedy wolności i niepodległości ojczyzny musieli bronić za cenę życia, a pan Nikodem z brutalną finezją sprawił, że związujemy się z jego bohaterami emocjonalnie, przeżywamy każde ich wzloty i upadki.
Cóż mogę rzec... Pisanie tej recenzji było trudne ze względu na to, że powieść Pałasza wywołała we mnie ogrom różnorodnych emocji, na czele z postanowieniem, że przeczytam tę książkę jeszcze raz. Zapewne niejeden raz... Bo warto. Po to, by poczuć tchnienie okupowanej Polski, by stanąć ramię w ramię z ówczesnymi powstańcami, a dzisiejszymi bohaterami. A w końcu, mając świadomość bestialstwa Niemców, żeby zadać sobie to najważniejsze pytanie: Czy ja byłabym/byłbym w stanie poświęcić siebie dla ojczyzny? Zostawiam Was z tą refleksją i nadzieją, że sięgniecie po tę pozycję - jest to jedna z najlepszych i najbardziej wartościowych pozycji, które w ostatnim czasie ukazały się na polskim rynku.
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/04/147-dobry-niemiec-to-martwy-niemiec.html
Nie byłam pewna, czego spodziewać się po tej pozycji. Wiadomo, że okupacja niemiecka to do dzisiaj bardzo drażliwy temat, a przyjaźń Polaka z AK i oficera Wehrmachtu... Z tego mógł zrobić się niezły ambaras. Wystarczyło drobne potknięcie, by...
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/02/145-chopcy-najwieksza-z-przygod-jakub.html
Chłopcy należą do grona moich ulubionych serii, nie jest to żadną tajemnicą. Tak, to właśnie z tej historii podebrałam nazwę bloga. Stworzyłam sobie moją własną Drugą Nibylandię. Jaka jest - każdy widzi. Ale jaka jest ta, którą wykreował Jakub Ćwiek w ostatnim tomie przygód Zagubionych Chłopców? Czy znacząco różni się od tej, którą poznaliśmy w części pierwszej?
Z dobrymi książkami otwierającymi serię jest jeden problem - autor już na wstępie wysoko stawia sobie poprzeczkę. Czasami tak wysoko, że nie daje rady jej przeskoczyć, nie jest w stanie utrzymać poziomu. Na szczęście Ćwieka to nie dotyczy. Jego książki można kupować w ciemno, bo wiadomo, że będą dobre. Z tego też powodu nie martwiłam się, czy kolejne przygody moich ulubionych bohaterów będą dobre. Martwiłam się tylko jednym: czym tym razem autor ich skrzywdzi. A skrzywdził ich okrutnie...
Kto czytał poprzednie części - albo chociaż ich recenzje/opisy - ten wie, że Chłopcy nie są zwyczajną opowiastką ku rozrywce. Owszem, bawią ciętym dowcipem, balansują na granicy dobrego smaku, obficie sypią się wulgaryzmy, ALE to przede wszystkim mądre książki opowiadające o jednej z największych tragedii tego świata: o dorastaniu. Ta chwila czyha na każdego z nas, a kto zbyt długo jej się opiera, ten... przeczytajcie. I dopowiedzcie sobie sami. Nie będę narzucać Wam własnej interpretacji, ta historia zasługuje na to, aby każdy przeżył ją po swojemu. Aby jeszcze po jej zakończeniu czytelnik rozmyślał nad tym, co autor chciał nam przekazać oraz jak życiowa jest ta kontynuacja przygód Piotrusia Pana. Uczy więcej niż niejedna szkolna lektura, a i przyjemność z czytania jest nieporównywalnie większa.
Największa z przygód faktycznie była największą z przygód, które przeżyłam z tymi dużymi dziećmi. W takim czy innym znaczeniu. Trzymała w napięciu, bawiąc, ucząc, wzruszając. Jakub Ćwiek z właściwym sobie talentem i dowcipem pisze o trudnych tematach, wciągając czytelnika w wir wartkiej akcji. Byłam zachwycona, wróciwszy do moich literackich przyjaciół, byłam też zdruzgotana, widząc, co autor im zafundował, przerażenie nieustannie mieszało się z ulgą lub na odwrót. Nie zabrakło mu emocjonujących pomysłów do samego końca. Sprawił, że po skończeniu znalazłam się w stanie "Nie wiem, co zrobić ze swoim życiem". Wciąż trudno pogodzić mi się z myślą, że póki co to koniec podróży z Chłopcami. Koniec Drogi, koniec Skrótu. Pozostaje jednak nadzieja, że tak jak pisarz wrócił do Kłamcy, tak i kiedyś wróci do tej powieści. Czekam z niecierpliwością.
Zdecydowanie nie polecam zamknięcia serii osobom o słabych nerwach, słabym sercu, czy ogólnie o kiepskim zdrowiu - można dostać zawału albo wylewu z nadmiaru emocji.
Kto zaś czuje się na siłach - niech czyta!
Bo warto.
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/02/145-chopcy-najwieksza-z-przygod-jakub.html
Chłopcy należą do grona moich ulubionych serii, nie jest to żadną tajemnicą. Tak, to właśnie z tej historii podebrałam nazwę bloga. Stworzyłam sobie moją własną Drugą Nibylandię. Jaka jest - każdy widzi. Ale jaka jest ta, którą wykreował Jakub Ćwiek...
http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/11/144-wybrana-o-zmroku-cc-hunter.html
Wybrana o zmroku już od pierwszych stron zaskakuje. Czym? Stylem, któremu daleko do początkowej grafomanii pani Hunter, a przede wszystkim: główną bohaterką. Kylie dorastała z każdym kolejnym tomem, znikała jej infantylność, a pojawiała się dojrzałość. Myślę, że można pokusić się o określenie jej postacią dynamiczną. No ale na niej powieść się nie kończy, prawda? Jej przyjaciółki pozostały takie, jak były: zabawne, zadziorne i niepokorne, chłopcy wciąż uroczy, a Holiday, opiekunka całej tej paranormalnej zgrai... też została bez zmian. I to błąd, bo z doświadczenia wiem, że ktoś tak dziecinny nie poradziłby sobie z bandą nastolatków, ale to powieść paranormalna. Tutaj wszystko jest możliwe.
C.C. Hunter znakomicie poradziła sobie z rozwijaniem akcji i wyjaśnianiem poszczególnych wątków z poprzednich tomów. Fabuła trzymała w napięciu, zaskakiwała zwrotami akcji oraz tym, że zrobiło się brutalniej i naprawdę niebezpiecznie. Nie spodziewałabym się tego po tak cukierkowej serii, a tu taka niespodzianka! Ponadto swoje miejsce w tym wszystkim znalazły także istoty, o których dotychczas pojawiały się wyłącznie wzmianki i właściwie nie było wiadomo, czy są one faktycznym bytem, czy to autorka robi nas w balona. O co chodzi? Sięgnijcie po książkę i przekonajcie się!
Wyjaśnione zostały także różne inne wątki, jak już wspomniałam. Między innymi relacje Kylie z wieloma osobami. Tak! Dowiemy się, kogo wybrała nasza bohaterka - czy wilka, czy elfa. Przyznajcie, czekałyście na to tak samo jak ja! Cóż... Nie tylko jej miłosne przygody wykrystalizowały się. Losy wielu innych par mocno Was zaskoczą - w tej kwestii niczego nie można być pewnym. Podobnie jak tego, kto dotrwa do samego finału...
Przyznaję, że docierając do końca książki, było mi przykro. Z jednej strony koniecznie chciałam poznać zakończenie, a z drugiej pragnęłam, żeby historia się nie kończyła. Tak, są jeszcze przygody Delli, ale to nie to samo. Rozpoczynając swoją podróż z Kylie, nie sądziłam, że przy zakończeniu będę towarzyszyły mi takie, w gruncie rzeczy, pozytywne emocje. Teraz jestem pewna: z czystym sumieniem mogę polecić Wam Wodospady Cienia - są idealne na te deszczowe, jesienne wieczory. Uśmiechniecie się i wzruszycie nieraz!
http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/11/144-wybrana-o-zmroku-cc-hunter.html
Wybrana o zmroku już od pierwszych stron zaskakuje. Czym? Stylem, któremu daleko do początkowej grafomanii pani Hunter, a przede wszystkim: główną bohaterką. Kylie dorastała z każdym kolejnym tomem, znikała jej infantylność, a pojawiała się dojrzałość. Myślę, że można pokusić się o...
Każdy, kto przeczytał chociażby kilka pierwszych powieści o Zoey Redbird (głównej bohaterce DN), z pewnością zgodzi się ze mną, że Neferet to jedna z najciekawszych postaci obok upadłego boga. Smaczku wszystkiemu dodaje fakt, iż jest to postać na wskroś negatywna. Czy jednak była taka od początku? Oczywiście, że nie. I tutaj wielki plus dla autorek za to, że opowiedziały historię nie tyle młodej wampirzycy, co dziewczyny, która miała się takową stać, podobnie jak w Ślubowaniu Lenobiii. Obie dziewczyny miały trudną młodość, przeżyły burzliwą miłość i dramat - najwidoczniej autorki trzymały się przy pisaniu pewnego schematu...
Bez obaw, podczas czytania nie jest to uderzające, sama zauważyłam ten fakt dopiero teraz, pisząc tę recenzję. Chociaż schemat wygląda podobnie, możecie być pewni, że historie są zupełnie różne. Klątwa Neferet porusza pewną niebywale trudną kwestię. Niestety, nie mogę zdradzić, o jaką chodzi, by nie spoilerować, wiedzice jednak, iż jest to temat powszechnie uznany za tabu. O tym zwyczajnie nie mówi się głośno. Te autorki powiedziały i zrobiły to w pięknym stylu.
Nowelka ta, podobnie jak trzy inne z tej serii, liczy zaledwie 158 stron. Tyle wystarczyło paniom Cast. aby porwać czytelnika do XIX-wiecznego Chicago i wciągnąć go w wir emocjonujących zdarzeń. Z właściwą sobie lekkością opisały tematy przyjemne, jak pierwsza młodzieńcza miłość, oraz trudne, jak śmierć matki. Nie popadały przy tym w skrajności, czyniąc z Emily, głównej postaci, ofiarę czy bohaterkę. To była dziewczyna jakich w tamtych czasach wiele. Dzisiaj mogłaby być jedną z nas. I dzisiaj także mogłaby przeżyć nieszczęścia, które dotknęły ją prawie 200 lat temu. Duet pisarek, Phyllis i Kristin, matka i córka, kolejny raz wpakowały w wampirzą opowiastkę ponadczasowe dramaty ludzi, nie tylko młodych, czyniąc z niej coś więcej niż pustą historyjkę fantasy. Być może nieco dały ciała z Domem Nocy, ale w nowelkach pokazują klasę pierwszych części serii, ba, można skłaniać się ku opinii, że są jeszcze lepsze niż wtedy, gdy spisywały historię Zoey, a Klątwa Neferet to jedno z ich najbardziej udanych dzieł.
Jak to w przypadku bestsellerów na światową skalę bywa, i Klątwa... doczekała się zagranicznych wydań, a w tym różnych okładek. Polska, niemal taka sama jak jedna z anglojęzycznych wersji, wypada chyba najkorzystniej. Mowa tu o wersji strice graficznej, bo w rzeczywistości wydawnictwo dorzuciło tłoczenia oraz różne faktury na okładce, co daje naprawdę zachwycający efekt!
Każdy, kto przeczytał chociażby kilka pierwszych powieści o Zoey Redbird (głównej bohaterce DN), z pewnością zgodzi się ze mną, że Neferet to jedna z najciekawszych postaci obok upadłego boga. Smaczku wszystkiemu dodaje fakt, iż jest to postać na wskroś negatywna. Czy jednak była taka od początku? Oczywiście, że nie. I tutaj wielki plus dla autorek za to, że opowiedziały...
więcej mniej Pokaż mimo to
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/01/122-brudnopis-tomasz-kubis.html
Sam opis nie przekonywał mnie, sądziłam, że mam do czynienia z jakimś kryminałem lub thrillerem, a te gatunki, choć je lubię, to najbliższe memu sercu nie są. Przestałam się wahać, czy sięgnąć po tę pozycję dopiero wtedy, gdy napotkałam okładkowe wyznania biskupa, pani Nazgul oraz Nowego Rządu RP. Były tak cyniczne, tak bardzo... w moim stylu!
Brud'n'opis otwierałam z myślą, że oto czeka mnie kryminał psychologiczny, będzie jakaś grubsza afera, ale... To, co zafundował mi autor, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Otóż dostałam powieść niesamowicie dowcipną (niejednokrotnie w trakcie czytania nie mogłam powstrzymać śmiechu, a co mocniejszymi fragmentami dzieliłam się z przyjaciółką, która po przeczytaniu tych paru zdań doszła do wniosku, że musi poznać całość), przesyconą satyrycznym obrazem naszego kraju, a nawet świata w ogóle, jednak, z pewną przykrością, muszę przyznać, że niejednokrotnie okazywała się aż nadto prawdziwa. No dobrze, praktycznie wszystko, mimo iż przejaskrawione, było odzwierciedleniem aktualnego stanu RP i mentalności Polaków.
Spostrzegawczości, a zarazem celności w złośliwym komentowaniu świata nie można panu Kubisowi odmówić. Posiada on dar słowa, maluje przed czytelnikiem w sposób intrygujący chorobę psychiczną, globalny spisek, okrasza to wszystko wspomnianym już ciętym dowcipem, dorzuca motyw fantastyczno-religijny i... otrzymuje genialny przepis na jeszcze genialniejszą książkę, od której nie sposób się oderwać! Nic nie jest biało - czarne, wręcz przeciwnie: wszystko jest pstrokate, kolorowe, mnogość wątków nie pozwala się nudzić i tak naprawdę zostajemy zrobieni w balona. Jak cały świat; nikt nie wiedział, że Bóg jest Polakiem... I innych rzeczy też nie wiedzieliśmy.
Nie można pominąć grona równie wielobarwnych postaci, z których każda posiada kompletnie odmienny charakter, przeszłość, nawet styl wypowiadania się czy też... orientację seksualną. Dla każdego coś dobrego! Homoseksualni Romeo i Julia kalający husarską dumę, święty będący zabójcą na zlecenie, miły starszy pan, który okazuje się... No, tu musicie sami sobie doczytać! A także pedofil - pedagog (bo to przecież żadna różnica nie jest) oraz młodociani przestępcy, czyli typowe polskie gimnazjum! Jedni inteligencją nie grzeszą, umysły drugich są ostre niczym klinga, co prowadzi do wielu absurdalnych albo niebezpiecznych sytuacji. Ewentualnie absurdalnie niebezpiecznych. Tajemnicę głównego bohatera do pewnego stopnia udało mi się przejrzeć, ale... Tylko troszeczkę, bo autor jest niczym rasowy wariat - nieprzewidywalny! Tak pozytywnie, oczywiście.
Okrutnie pomyli się ten, kto w książce Tomasza Kubisa ujrzy wyłącznie zabawne fragmenty, pozorną niedbałość i rozrywkę. Jest to dzieło obrazoburcze, balansujące na granicy kontrowersji, które pod płaszczykiem kolokwialnych, a nawet prymitywnych fragmentów skrywa mądre przesłanie, którego tak bardzo brakuje w dzisiejszych powieściach. Nie trzeba się wysilać, by je pojąć, wystarczy czytać ze zrozumieniem i, wybaczcie ten zwrot, nie być idiotą.
Bierzcie i czytajcie,
bo zaprawdę powiadam Wam:
WARTO!
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/01/122-brudnopis-tomasz-kubis.html
Sam opis nie przekonywał mnie, sądziłam, że mam do czynienia z jakimś kryminałem lub thrillerem, a te gatunki, choć je lubię, to najbliższe memu sercu nie są. Przestałam się wahać, czy sięgnąć po tę pozycję dopiero wtedy, gdy napotkałam okładkowe wyznania...
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/07/140-niepokoje-wychowanka-torlessa.html
Sięgając po tę książkę, sądziłam, że oto trafiłam na coś naprawdę interesującego, co okaże się jedną z tych pozycji, które czyta się z zapałem i na długo zostaje w pamięci. Tymczasem... Owszem, jeszcze długo nie zapomnę Niepokojów..., choć może z nieco innych powodów, niż bym chciała.
Gdy rozpoczęłam czytanie, zrozumiałam ważną rzecz: wszelkie moje oczekiwania mogę schować głęboko do kieszeni, bo nijak mają się do rzeczywistości. Czy poczułam zawód? Bynajmniej. Raczej jeszcze większe zaintrygowanie, bo oto trafiłam na pozycję tak odmienną od tych, które czytałam dotychczas. Przede wszystkim zaskoczył mnie język: poetycki, kwiecisty, piękny i... miejscami trudny do zniesienia. Nie zrażałam się, czytałam dalej, a w miarę tego czytania nabierałam podziwu dla tłumacza. Bo skoro mnie, Polce, czytanie w języku ojczystym czasami szło jak po grudzie, to co dopiero ten tłumacz miał powiedzieć?
Opis tak mnie zainteresował tą dominacją, demoralizacją, perwersją i innymi brzydkimi rzeczami, że kiedy trafiłam na rozterki chłopaczka tęskniącego za rodzicami i jego wynurzenia
o tym, jaki to on niezrozumiany jest, mądry, wrażliwy et cetera, to poczułam się, jakbym z impetem uderzyła głową w mur. Nie czarujmy się, Törless bywał postacią zwyczajnie irytującą, którą trudno zrozumieć. A jednocześnie jest w nim coś takiego... Co sprawia, że można odnaleźć w nim kawałek siebie. Zakładam, że wielu z nas stawało przed trudnymi wyborami towarzyskimi oraz życiowymi, a niektóre z podjętych wtedy decyzji miały wpływ na nasze dalsze życie, być może nawet charakter, który dopiero się kształtował. I właśnie o tym jest ta historia, o młodym, miękkim charakterze, który szuka właściwego kształtu, swojej tożsamości pośród tego, co wypada i nie wypada, co dobre i złe.
Jednak... Nie tylko o Törlessie rzecz się miała, mimo iż to on jest głównym bohaterem. Jego towarzysze są ponadczasowymi odpowiednikami młodzieży znajdującej się w każdej szkole - liderów, który pociągają za sobą tłumy młodocianych kolegów, potrafiących i wywyższyć,
i poniżyć. Doprowadzić do tragedii. Bawią się ludźmi, manipulują, próbują przemycić własne poglądy, chociażby najdziwniejsze. Możecie być pewni, że podczas zagłębiania się w tę historię nadejdzie moment, kiedy rozchylicie usta ze zdumienia i zaczniecie zastanawiać się nad tym, co też ludzie są w stanie wymyślić oraz wprowadzić w życie. Wiara - jakakolwiek - to ogromna moc.
Niepokoje wychowanka Törlessa to niełatwa książka. Pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że to jedna z tych lektur, które należy sobie dawkować niewielkimi porcjami, by nie udławić się zbyt dużym kawałkiem. I choć faktycznie bywała nieco perwersyjna, to niejednokrotnie odnosiłam wrażenie, że autor rozpoczynał interesujące wątki tylko po to, by zaraz je porzucić, ominąć to, co mógł stworzyć z nich najlepszego. Pozostawał niedosyt, lecz tematów do przemyśleń nie brakuje mi z pewnością. Myślę, że bibliofile lubiący czytelnicze wyzwania powinni skusić się na tę pozycję! No i warto zaznaczyć, że wydawnictwo, jak zwykle, postarało się i wydało pięknie oprawioną knigę.
Recenzja dostępna również na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/07/140-niepokoje-wychowanka-torlessa.html
Sięgając po tę książkę, sądziłam, że oto trafiłam na coś naprawdę interesującego, co okaże się jedną z tych pozycji, które czyta się z zapałem i na długo zostaje w pamięci. Tymczasem... Owszem, jeszcze długo nie zapomnę Niepokojów..., choć może z nieco...
2015-07-24
2015-07-17
2015-06-27
Recenzja dostępna także na: nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com
Jewgienij Wodołazkin stworzył powieść, która zostaje w pamięci jeszcze długo po zakończeniu czytania. Nie jest pozycją stricte rozrywkową, w żadnym razie! To jedna z tych książek, które nie wpisują się w hedonistyczne kanony XXI wieku, ponieważ wymaga od czytelnika skupienia, chwili zadumy nad sobą oraz otaczającym go światem. Nie oznacza to jednak, że - jak często ma to miejsce w przypadku lektur szkolnych - czyta się mozolnie i z miernym zainteresowaniem, wypatrujących mądrości życiowych. Laur to naprawdę mądra pozycja, wzbudzająca zainteresowanie oraz silne emocje, ba, zdarzały się także momenty, kiedy nie sposób było się nie uśmiechnąć!
Średniowiecze wielu z nam - i słusznie - kojarzy się z teocentryzmem. Ujrzawszy, jak ważną postacią jest dla Aleksieja Bóg, trochę się zraziłam. Bynajmniej nie ze względu na moje poglądy religijne czy inne tego typu pobudki osobiste - po prostu nie przepadam za opowieściami o Bogu w innej konwencji niż fantastyczna, jednak z czasem okazało się, że nie będzie to żaden problem. Autor uczynił z Boga Wielkiego (Nie)obecnego - Jego obecność stała się naturalną częścią powieści jak rażące wulgaryzmy w Sztywnym Gołkowskiego, bez tych cech obie, tak różne, książki utraciłyby swoje cechy charakterystyczne. Myślę też, że znaczna rola wiary w życiu głównego bohatera oraz jemu współczesnych to zaleta powieści. Wodołazkin oddał średniowieczne realia z pieczołowitością godną podziwu. Mentalność tamtych ludzi, ich zwyczaje, zabobony, nawet zioła leczące poszczególne dolegliwości - to wszystko zostało ujęte w treści; dzięki temu możemy tylko się domyślać, jak wiele pracy i serca pisarz włożył w tworzenie tej historii.
Główny bohater, wspomniany już Aleksiej, bez wątpienia jest postacią dynamiczną. Towarzyszymy mu niemal przez całe jego życia, obserwując, jak z chłopca zmienia się w żądnego uczucia mężczyznę, jak najczystsze z uczuć sprowadza na jego głowę zło; jak pragnie odpokutować za swe uczynki; jak pomaga ludziom, nawet za cenę swej godności. Będziemy świadkami pięknych chwil, ale też takich zwyczajnie mrożących krew w żyłach. Każdy z nas odnajdzie w Aleksieju - Medyku - Ustinie - Laurze samego siebie. Bo przecież każdy z nas, nawet ten o najszlachetniejszym charakterze, jest tylko człowiekiem mającym słabości i wady, miewającym chwile zwątpienia. W Laurze z pewnością odnajdziecie pojedyncze mądrości życiowe, jednak to nie one są najważniejsze. Ta powieść cała jest życiową mądrością, pewną wskazówką i tylko od nas samych zależy, co z niej wyniesiemy.
Zwiedzimy ówczesną Rosję, dowiadując się - jeśli ktoś nie wie - czym są jurodiwi oraz starcy - gwarantuję, że to interesujący, godny dalszego zgłębiania temat. Święci szaleńcy, będący trochę jak sam Rasputin (określany mianem świętego diabła), bez wątpienia są znakiem szczególnym ziem ruskich w tamtych czasach. Poznamy i Polaków - przejdziemy przez dawne ziemie Królestwa Polskiego, dowiadując się o naszym kraju wielu ciekawych rzeczy; stereotypów, które, notabene, są znacznie ciekawsze od tych dzisiejszych o pijakach. Będziemy mieli okazję zmierzyć się z własnymi słabościami, uświadomić sobie, jak wielkie lub też małe jest nasze miłosierdzie. Ufam też, że niejednokrotnie wzruszycie się podczas tej lektury, ściśnie Wam się serce, czy zjeży włos na głowie.
Laur to mądra, poruszająca powieść o ludzkich słabościach i sile, którą daje miłość.
Jest niczym krzywe zwierciadło, w którym wielu wolałoby się nie przeglądać.
Czy Wam starczy odwagi?
Mam nadzieję, że tak.
Recenzja dostępna także na: nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com
Jewgienij Wodołazkin stworzył powieść, która zostaje w pamięci jeszcze długo po zakończeniu czytania. Nie jest pozycją stricte rozrywkową, w żadnym razie! To jedna z tych książek, które nie wpisują się w hedonistyczne kanony XXI wieku, ponieważ wymaga od czytelnika skupienia, chwili zadumy nad sobą oraz...
Recenzja dostępna także na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/07/138-sherlock-holmes-t2-arthur-conan.html
Wydawnictwo Zysk i S-ka jakiś czas temu wznowiło opowiadania o najsłynniejszym detektywie wszechczasów, zawierając je w trzech pięknie wydanych, obszernych tomach. Twarda okładka z dodatkową obwolutą, duży format i elegancki wygląd całego cyklu na półce + posiadanie wszystkich historii o Holmesie = marzenie każdego bibliofila i fana Sherlocka. Książki, jak na tak piękne wydanie, wcale nie odstraszają ceną, zatem warto skompletować sobie te perełki!
Arthur Conan Doyle nie próżnował, stworzył kolejne historie zaskakujące zwrotami akcji, a przede wszystkim niebagatelnymi zdolnościami analitycznymi głównego bohatera. Nieodmiennie jestem pod wrażeniem pomysłowości, jaką musiał wykazać się autor przy pisaniu tychże książek oraz kunsztu literackiego i zwyczajnego talentu, którym był obdarzony. Choć na rynku literackim w ciągu lat, które upłynęły od debiutu Doyle'a, pojawiły się tysiące kryminałów, to niewiele może równać się z tą klasyką. Ze starociem pozostającym aktualnym i wciąż zajmującym rzesze czytelników na całym świecie. Starociem ponadczasowym.
Przyznaję, że tym razem autor zaskoczył mnie bardziej niż wcześniej - dążenie Holmesa do konfrontacji z profesorem Moriartym, wręcz obsesja na jego punkcie, były pewną nowością.
A i sam oponent głównego bohatera okazał się nad wyraz interesującą postacią. Takim Sherlockiem, który opowiedział się po ciemnej stronie mocy, co skłania do zastanowienia się nad tym, co by było, gdyby nasz ulubiony detektyw faktycznie postanowił zostać złoczyńcą. Czy wreszcie moglibyśmy obserwować przebieg morderstwa idealnego?
Tak, ten tom zdecydowanie był jeszcze bardziej pełen zaskoczeń niż poprzedni [recenzja]. Nie tylko mieliśmy do czynienia ze starciem geniusza zła z geniuszem stojącym po stronie dobra, ale też z pewną intrygującą damą... Irene Adler. Ci, którzy mieli już styczność z tą historią, doskonale orientują się w subtelnej więzi łączącej Sherlocka i tę kobietę, natomiast te osoby, które dopiero rozpoczną swoją przygodę z klasyką kryminału... no, logiczne, że dopiero będą świadkami narodzin tego dziwu. W końcu nie jest tajemnicą, że przygody tytułowej postaci z kobietami są niesamowicie skromne. Arthur Conan Doyle nie uraczył nas żadnym mdłym romansem, miał wyczucie, którego niejednokrotnie brakuje współczesnym autorom pakującym miłostki gdzie się da.
Największym zaskoczeniem będzie dla Was zakończenie tego tomu, gwarantuję. Sama uroniłam wtedy parę łez, choć rozum podpowiadał, że... Że nie mogę Wam zdradzić, co podpowiadał, żeby nie spoilerować. Taki już los recenzenta... Wiedzcie jednak jedno: dzieje się naprawdę sporo, jesteśmy świadkami niebywałego starcia dwóch geniuszy, a to nie może być nudne, nie w tym przypadku!
Recenzja dostępna także na: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/07/138-sherlock-holmes-t2-arthur-conan.html
Wydawnictwo Zysk i S-ka jakiś czas temu wznowiło opowiadania o najsłynniejszym detektywie wszechczasów, zawierając je w trzech pięknie wydanych, obszernych tomach. Twarda okładka z dodatkową obwolutą, duży format i elegancki wygląd całego cyklu na półce...
uż niejednokrotnie chwaliłam wygląd książek wydanych przez Zysk i S-kę, ale tym razem przeszli samych siebie. Otóż najnowsze wydanie przygód najsłynniejszego detektywa wszechczasów TRZEBA mieć! W końcu Sherlocka nigdy za wiele, a i każdy bibliofil lubi dołączać do swej biblioteczki nowe perełki. Kiedy więc ujrzałam ową książkę, zakochałam się od pierwszego wejrzenia, wiedząc, że będzie to jedna z moich ulubionych pozycji zarówno pod względem zawartości jak i wyglądu.
Wcześniej miałam do czynienia z Holmesem, jednakże była to raczej sporadyczna przygoda. Teraz z kolei mogłam poznać historię jego i Watsona od podstaw, przejść z tą niesamowitą dwójką przez kolejne z ich przygód, a to dzięki temu, że w jednym pokaźnym tomie zawarto aż 3 historie. Uważam to za doskonały pomysł! Cóż, jak już zdążyliście zauważyć, o ww. powieści będę się wypowiadać w samych superlatywach. Tu po prostu nie ma do czego się przyczepić.
Arthur Conan Doyle to niezaprzeczalny mistrz kryminałów. Jego historie - pomimo upływu lat, zmiany sposobów prowadzenia śledztw - wciąż trzymają w napięciu, zaskakują rozwiązaniami. Geniusz Holmesa, jego arogancja i kontrowersyjność... Wciąż urzekają. Wciąż przyciągają.Wciąż nie pozwalają porzucić książki, bo chce się poznać nawet nie tyle zakończenie, które bez dwóch zdań okazuje się zdumiewające, ale sam proces dochodzenia do rozwikłania mrocznej zagadki.
W opowiadaniu pt. Pies Baskerville'ów możemy oglądać ilustracje. Małe, ładnie i schludnie umieszczone w tekście. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, tylko... podpisy spoilerowały. Był to jeden, malutki mankamencik, który w sumie nieco mnie bawił. Dlaczego? Nie mam pojęcia, tak jakoś wyszło. W każdym razie myśl świetna! I żałuję, że w pozostałych utworach również nie zastosowano podobnej koncepcji.
Sherlocka Holmesa polecam KAŻDEMU!
Genialna powieść genialnego autora o genialnym detektywie. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich szanujących się fanów S.H.
Z pewnością sięgnę po inne dzieła Doyle'a.
uż niejednokrotnie chwaliłam wygląd książek wydanych przez Zysk i S-kę, ale tym razem przeszli samych siebie. Otóż najnowsze wydanie przygód najsłynniejszego detektywa wszechczasów TRZEBA mieć! W końcu Sherlocka nigdy za wiele, a i każdy bibliofil lubi dołączać do swej biblioteczki nowe perełki. Kiedy więc ujrzałam ową książkę, zakochałam się od pierwszego wejrzenia,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nigdy nie ukrywałam i ukrywać nie będę, że jestem fanką mocnego uderzenia - czy to w muzyce, czy w literaturze. Niejednokrotnie już o tym wspominałam, wspominam i teraz, gdy moje serce skradła seria o... miłości! Wybrałam się w tytułową Podróż po miłość, a wróciłam zakochana - oczywiście w talencie pani Doroty Ponińskiej i opowiadanych przez nią historiach. Nigdy też nie zapomnę Ajwazowskiego z Emilii ♥ [recenzja]
Z niecierpliwością czekałam na Liliannę (co za zbieg okoliczności - finał ulubionej serii zatytułowany jednym z mych ulubionych imion!), a kiedy się doczekałam i miałam książkę w ręku... Byłam wniebowzięta! Okładka miała piękny, żywy kolor (nota bene limonkowy, czyli nawiązujący do treści), zawierała cechy charakterystyczne danej historii i pasowała do całej reszty, no po prostu fantastycznie. Ale najważniejsze było to, co czekało w środku, a o czym informuje już opis: współczesność, główna bohaterka Marta i jej prababka Lilianna, a także Ernest Hemingway. To ucieszyło mnie średnio, bo zdecydowanie wolałam czuć tchnienie przeszłości, ponadto wspomniany Hemingway należy do grona pisarzy, od których stronię...
No i stało się, jak się stało: historia kolejny raz porwała mnie na długie godziny, a odkładałam książkę wyłącznie wtedy, kiedy musiałam. Dorota Ponińska powróciła w wielkim stylu: zabrała nas do Warszawy, do Londynu, na Florydę i Key West. Znowu wykazała się niebywałym kunsztem literackim oraz wspomnianym już talentem, kiedy odmalowywała przed nami klimat kolejnych miejscowości. Pal licho, Europę, ale Ameryka, zwłaszcza międzywojenna? Czułam na twarzy powiew wiatru owiewającego Liliannę, grzało mnie słońce padające na twarz Marty. Nie byłam tam, ale miałam niebywałe poczucie, że wszystkie te cuda opisywane w Liliannie ujrzałam na własne oczy, że poznałam osoby, które poznały główne bohaterki. Nikt tak jak ta autorka nie opisuje miejsc, nie ukazuje kultur danego kraju, mentalności ludzi na przestrzeni wieków. Różnice między przedwojenną Polską a USA okazały się kolosalne. Te same, jednak kompletnie różne czasy.
Autorka nie ma także problemów z prowadzeniem niejako podwójnej akcji: w przeszłości oraz w teraźniejszości, z punktwu widzenia dwóch kompletnie różnych kobiet. Sprawnie łączy ze sobą czas i przestrzeń, nie dezorientuje to czytelnika, wręcz przeciwnie, czuje się pragnienie czytania dalej, by dowiedzieć się, co się stało i jaki wpływ miało to na życie kolejnego pokolenia. A miłość? Co z tą tytułową miłością, podróżą po nią? Tutaj również pisarka nie pozostaje gołosłowna, zapewniam, że rzeczona podróż ma swoje uzasadnienie w treści, a uczucie tak pilnie wałkowane przez wszelkich twórców na przestrzeni wieków nie jest mdłe i nużące, przesłodzone. Nie. Ma wady i zalety, wzloty i upadki, które przeżywamy wspólnie z zakochanymi.
Lilianna to dziewczyna marząca o miłości i szczęśliwym życiu, Marta jest singielką z wyboru, realizuje się zawodowo. Tak różne, a jednak tak podobne. Na podstawie ich historii oraz doświadczeń z mężczyznami autorka analizuje wzorzec męskości na przestrzeni lat oraz pociąg przedstawicieli płci męskiej do zachowań niebezpiecznych oraz destrukcyjnych. Analizie podlega także rynek reklamy, wychodzą na jaw oszustwa, którymi jesteśmy raczeni przy kupowaniu żywności. Po tej powieści zwątpiłam ostatecznie we wszelkie zapewnienia o rzekomych zdrowotnych właściwościach reklamowanej żywności.
Podróż po miłość nie jest zwyczajną historią zakochanych kobiet.
To także mądra powieść o życiu i ludziach.
Zaskakuje. Emocjonuje. Rozkochuje.
Będziecie chcieli więcej!
Nigdy nie ukrywałam i ukrywać nie będę, że jestem fanką mocnego uderzenia - czy to w muzyce, czy w literaturze. Niejednokrotnie już o tym wspominałam, wspominam i teraz, gdy moje serce skradła seria o... miłości! Wybrałam się w tytułową Podróż po miłość, a wróciłam zakochana - oczywiście w talencie pani Doroty Ponińskiej i opowiadanych przez nią historiach. Nigdy też nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Żadna to tajemnica, że wielką fanką romansów nie jestem i chętniej sięgam po mocne książki, gdzie balansuje się na krawędzi przyzwoitości czy perwersji. Jednak wątek carskiej Rosji potrafi skłonić mnie nawet do sięgnięcia po powieść o miłości. Po powieść, która podbiła moje serce i która na długo zostanie w mojej pamięci.
Całość recenzji na blogu: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2015/03/127-podroz-po-miosc-maria-dorota.html
Żadna to tajemnica, że wielką fanką romansów nie jestem i chętniej sięgam po mocne książki, gdzie balansuje się na krawędzi przyzwoitości czy perwersji. Jednak wątek carskiej Rosji potrafi skłonić mnie nawet do sięgnięcia po powieść o miłości. Po powieść, która podbiła moje serce i która na długo zostanie w mojej pamięci.
Całość recenzji na blogu:...
Całość dostępna tutaj: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/07/148-harda-elzbieta-cherezinska.html
Historia to bardzo wdzięczny temat dla pisarzy, zwykle jest tak ciekawa, że nie trzeba nawet ubarwiać jej dodatkowymi wydarzeniami, ale wtedy otrzymalibyśmy taką uwspółcześnioną kronikę, prawda? Tak więc autorka również popuściła wodze fantazji, włączając w powieść wątek miłosny. Niejeden. O nieee - jęknięcie. - Tylko nie to! Otóż spokojnie, nie przyćmi to surowego klimatu chrześcijańsko-pogańskiego świata, w którym będziemy się poruszać. Pani Elżbieta kunsztownie połączy miłość z władzą, śmierć z dawaniem życia, przyjaźń z nienawiścią. Zostaniecie poruszeni i zaskoczeni niejednokrotnie. Intrygi i zwroty akcji będą wyskakiwać zza rogu ze złośliwą miną, by kopnąć nas w tyłek i przypomnieć, że życie jest trudne, a już zwłaszcza życie ówczesnej księżniczki czy królowej. Naprawdę, bywały chwile, kiedy byłam wdzięczna, że mogę być zwyczajną recenzentką, a to wszystko dzięki pieczołowitemu odtworzeniu realiów historycznych przez autorkę. I tylko jedno mi przeszkadzało - okładka. W środku cudowna, z mapami z przodu i z tyłu, które były świetnym pomysłem, bo pomagały odnaleźć się w sytuacji, ale na zewnątrz... Została wykonana z tego niewdzięcznego materiału, który może ładnie wygląda, ale na którym widać każdy odcisk naszego palca. Chyba że to celowy zabieg - okładka będzie historią naszego czytania, wtedy zwracam honor wydawcy za pomysłowość.
Całość dostępna tutaj: http://nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com/2016/07/148-harda-elzbieta-cherezinska.html
więcej Pokaż mimo toHistoria to bardzo wdzięczny temat dla pisarzy, zwykle jest tak ciekawa, że nie trzeba nawet ubarwiać jej dodatkowymi wydarzeniami, ale wtedy otrzymalibyśmy taką uwspółcześnioną kronikę, prawda? Tak więc autorka również popuściła wodze fantazji, włączając w...