-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2019-07-18
2019-06-19
2019-06-16
2019-05-03
2019-06-24
2019-06-27
2019-05-01
2019-07-05
2019-06-17
2018-10-19
2018-10-25
2016-08
Uwielbiam Stephenie Meyer za tę książkę. „Zmierzch” wydaje się nieporozumieniem i niech odejdzie w zapomnienie. „Intruza” przeczytałam już drugi raz od deski do deski i wciąż jestem pod wielkim wrażeniem wielowarstwowości historii Wagabundy i Melanie. Jest w niej dosłownie wszystko: inwazja obcych istot na Ziemię, czyli „obcy”, a co za tym idzie poznawanie innej „kultury”, dylematy moralne, nienawiść, ludzkie okrucieństwo, ból, rozdarte, złamane serca, przyjaźń, funkcjonowanie ukrywającej się społeczności, nauka tolerancji, siła więzi międzyludzkich, asymilacja w nowym miejscu, miłość z nienawiści, nienawiść z miłości... Miłość do duszy, a nie do ciała – czy może być coś piękniejszego? A to, jak to wszystko zostało przedstawione... Chwyta za serce, wywołuje dużo uśmiechów i radości, ale też łez i smutku. Humoru również tu nie brakuje. Bogactwo wyobraźni autorki (te wszystkie planety) naprawdę robi wrażenie. Czytając „Intruza” po raz kolejny byłam rozemocjonowana nie mniej niż rok temu, choć oczywiście nic nigdy nie oddaje tego „pierwszego razu”. Wcześniej nie byłam pewna, ale teraz już jestem: muszę mieć tę książkę na swojej półce, bo zamierzam do niej wracać aż do znudzenia. O ile to możliwe. ;) Ian... <3
Uwielbiam Stephenie Meyer za tę książkę. „Zmierzch” wydaje się nieporozumieniem i niech odejdzie w zapomnienie. „Intruza” przeczytałam już drugi raz od deski do deski i wciąż jestem pod wielkim wrażeniem wielowarstwowości historii Wagabundy i Melanie. Jest w niej dosłownie wszystko: inwazja obcych istot na Ziemię, czyli „obcy”, a co za tym idzie poznawanie innej „kultury”,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-06
2017-03-08
Cassandra Clare znów to zrobiła! Po raz kolejny wciągnęła mnie w swój niesamowicie magiczny, cudowny świat Nocnych Łowców. I po raz kolejny zostawiła z mocno bijącym sercem z ekscytacji na myśl o tym, co będzie dalej, ale również ze ściśniętym żołądkiem po rozwiązaniu wątku miłosnego.
Myślałam, że jestem za Jemem, choć Will jest tak bardzo podobny do Jace’a (w końcu to rodzina!), którego ubóstwiam delikatnie mówiąc, ale gdy Tessa przyznała, że kocha również Jema, ale Will to jej bratnia dusza... Pozostałam niezdecydowana. Jem to cud miód w każdym calu, po prostu ideał i do tego jest chory i umiera, co chwyta za serce, ale Willa nie sposób nie lubić (jeśli nie uwielbiać) po tym jak w końcu powiedział, co czuje i jak się zachował w stosunku do Jema i jego uczuć. Po tym jak pięć lat odmawiał sobie miłości innych, by chronić tych, na których zależy mu najbardziej. A to wszystko na próżno! Ech, tylko CC może stworzyć taki genialny, mimo że rozdzierający i druzgocący, miłosny galimatias. Choć to jeszcze nie koniec, bo jest jeszcze trzecia część tej fenomenalnej serii (<3!), no i moje ukochane „Dary Anioła”, mimo że nie pamiętam dokładnie, co tam się wydarzyło. Ale sobie przypomnę, ha. ;D
Poboczne wątki miłosne są równie wspaniałe, co w DA. Sophie i Gideon – mam nadzieję, że coś z tego będzie – oraz Charlotte i Henry – tak mnie rozczulili na końcu, aww. W ogóle, co tu dużo mówić, fabuła powieści jest dopracowana w każdym szczególe, wszystko pięknie się ze sobą wiąże, jak to zawsze u Clare, każda postać jest nietuzinkowa. Co więcej: fantastyczne jest to, że „Diabelskie Maszyny” łączą się w cudowny sposób z „Darami Anioła”. Jest Magnus, jest Camille, Lighwoodowie, Herondale’owie i inni. Dla fanów DA to jak niebo – możliwość podróży do epoki wiktoriańskiej z tymi wszystkimi śmiesznymi, uroczymi konwenansami i wytwornymi strojami, i poznania świata Nocnych Łowców z perspektywy nowożytnego Londynu, po tym jak mogliśmy go poznać od strony współczesnego Nowego Jorku i magicznego Idrisu.
Ach, do tego ten język i styl CC. Szczerze przyznaję, że brakowało mi jej długich opisów pomieszczeń i pięknych metafor. A dialogi były jak zwykle oryginalne i nieprzesadzone. Nie potrafię zliczyć, ile razy wybuchałam śmiechem, uśmiechałam się szeroko, ocierałam łzy ze wzruszenia i smutku, patrząc jednocześnie z niedowierzaniem i zachwytem, jak pisarka zatacza to swoje miłosne kółko adoracji. Nawet te przyprawiające o omdlenie monologi i wyznania miłosne mi nie przeszkadzały. U Clare wyszły one wręcz całkiem naturalnie.
Oj, ile ja zwlekałam z sięgnięciem po tą serię. Chyba myślałam, że świat Nocnych Łowców nie wciągnie mnie ponownie po długiej przerwie i bałam się rozczarowania. No cóż, pomyliłam się na całej linii. Nie dość, że pochłonęłam dwie części w trzy dni, to już się przymierzam do przeczytania „Pani Noc” w najbliższym czasie. CC i jej twórczość to pełna satysfakcja i emocjonalny roller coaster.
A teraz zabieram się do czytania „Mechanicznej księżniczki”. ;))
Cassandra Clare znów to zrobiła! Po raz kolejny wciągnęła mnie w swój niesamowicie magiczny, cudowny świat Nocnych Łowców. I po raz kolejny zostawiła z mocno bijącym sercem z ekscytacji na myśl o tym, co będzie dalej, ale również ze ściśniętym żołądkiem po rozwiązaniu wątku miłosnego.
Myślałam, że jestem za Jemem, choć Will jest tak bardzo podobny do Jace’a (w końcu to...
2017-04-02
Po prostu wielkie WOW. Co. Za. Cudowne. Zakończenie! Zakończenie jednej z najpiękniejszych historii miłosnych o jakich kiedykolwiek czytałam, słyszałam czy oglądałam. Cassandra Clare zrobiła coś, na co nie wpadł chyba nikt inny. Sprawiła, że dwie piękne miłości jednej dziewczyny miały szansę na szczęśliwe zakończenie. I nikt nie cierpiał dłużej niż to konieczne.
Szczerze, to nie dziwię się CC, że musiała dać szansę i Willowi, i Jemowi na szczęście z Tessą. Sama już na końcu nie potrafiłam wybrać, bo nie dało się wybrać, który z nich jest dla niej lepszy. Will to może jej bratnia dusza, ale Jem jest za to przedłużeniem jej serca. Clare stworzyła cudownych, wielowarstwowych bohaterów, pełnych niedoskonałości, czyniących ich tylko bardziej wartościowymi. W tym trójkącie miłosnym piękne jest to, że nie było w nim miejsca na zazdrość, intrygi czy kłamstwa. Tylko miłość i wynikające z niej ból, smutek, rozdarte serca... Historia parabatai i nieśmiertelnej dziewczyny, która wywróciła ich świat do góry nogami.
Miłość Tessy i Willa aż do śmierci to naprawdę coś wspaniałego. Podziwiam siłę i wytrwałość głównej bohaterki, jej otwartość serca na ciosy. A koło ich dwójki zawsze gdzieś tam przemykał Jem, nie dając zapomnieć o swojej obecności. I tu znowu: miłość Tessy i Jema, która przetrwała sto trzydzieści lat... Coś niesamowicie wzruszającego i pięknego. A Jem, ten trochę nieśmiały, wrażliwy chłopak o sercu pełnym dobroci, znowu chwycił mnie za serce, choć myślałam, że więcej tego nie zrobi. Dziękujmy Jace’owi za jego niebiański ogień! No i Clary... ;)
CC udowodniła, że trójkąty nie muszą być tandetne i przereklamowane, oraz że można kochać więcej niż jedną osobę miłością romantyczną. Po prostu potrzeba na to z dwóch wieków. ;D
O innych aspektach pisałam wcześniej przy „Mechanicznym księciu”, dlatego nie będę się znowu rozwodzić nad pięknym stylem i językiem Clare oraz cudownym połączeniu wątków z ,,Darami Anioła". I nad tym, jak tylko ona potrafi mnie rozbawić.
Po prostu wielkie WOW. Co. Za. Cudowne. Zakończenie! Zakończenie jednej z najpiękniejszych historii miłosnych o jakich kiedykolwiek czytałam, słyszałam czy oglądałam. Cassandra Clare zrobiła coś, na co nie wpadł chyba nikt inny. Sprawiła, że dwie piękne miłości jednej dziewczyny miały szansę na szczęśliwe zakończenie. I nikt nie cierpiał dłużej niż to konieczne.
Szczerze,...
2017-11-03
2017-12-27
2018-11-04
2018-10-17
2018-09-07
Tak jakoś się zdarzyło, że ostatnio przeczytałam trzy książki o bardzo podobnej i jakże ważnej tematyce. Wszystkie traktowały o małżeństwie u kresu rozpadu bądź o rozwodzie, o prawdziwej miłości, o poronieniach, które były przyczyną kryzysu małżeńskiego. Były to: ,,Disgrace’’ Brittainy C. Cherry, ,,Dane’s Storm’’ Mii Sheridan oraz właśnie “All Your Perfects” Colleen Hoover. Wszystkie mają swoje wady i zalety, jedne podobały mi się bardziej od innych, jak widać po moich ocenach, ale najlepiej do tych trudnych tematów, według mnie, podeszła CH. ,,All Your Perfects” to zresztą jej najdojrzalsza powieść ze wszystkich; pod tym względem przebija nawet ,,It Ends With Us’’.
“If you only shine light on your flaws, all your perfects will dim.”
Ta przepiękna opowieść o przeznaczeniu, prawdziwej, jednej na milion, miłości, losach małżeństwa w szczęściu i kryzysie, podkreśla wagę dawanych obietnic, w tym przysięgi małżeńskiej. Przedstawia powolny rozpad tego, co z tej pięknej miłości zostało, a robi to w tak niekiedy dosadny sposób, że czytelnik czuje ucisk w sercu przez połowę powieści. Prostota stylu i języka CH, za pomocą których autorka opisuje najtrudniejsze z emocji, kilkakrotnie potęguje wydźwięk rozpaczy, jakiej doznają bohaterowie. Ciągłe napięcie i niepewność, co do kolejnych wydarzeń, sprawiają, że książkę czyta się błyskawicznie, a gdy się jej nie czyta, to myśli się o niej nieustannie.
Powieść jest podzielona na dwie części: ,,Teraz’’, przedstawiającą pogłębiający się kryzys małżeństwa, i ,,Wtedy”, która opowiada historię miłości Quinn i Grahama, od samego początku ich znajomości do pierwszego roku małżeństwa. Taki sposób prowadzenia fabuły sprawia, że gorzkie przeplata się ze słodkim, co także niezwykle wpływa na emocje. Poza tym historia przedstawiona jest jedynie z perspektywy głównej bohaterki, Quinn, co powoduje, że Graham staje się enigmą i przez większość powieści nie wiadomo, co o nim myśleć. Dlatego czytanie listów Grahama przez Quinn to jeden z najbardziej emocjonalnych momentów w całej książce.
To, co w szczególności podoba mi się w ,,All Your Perfects” to przedstawienie dojrzałej relacji między głównymi bohaterami. Quinn i Graham to małżeństwo z siedmioletnim stażem, które, mimo bardzo trudnej sytuacji, w jakiej się znalazło, trwa i wciąż walczy, do ostatków sił. Nawet kiedy bohaterowie myślą o rozwodzie, czepiają się wszystkiego i wszystkich, by do niego nie dopuścić. Tego mi u Mii Sheridan zabrakło, mimo że zdaję sobie sprawę o innym przesłaniu tej historii. A o powieści Brittainy C. Cherry to już nie ma w ogóle o czym mówić...
Moja reakcja na ostatnie strony tej książki: OMFG!!! Po prostu uwielbiam, co CH zrobiła na końcu, do czego nawiązała, z czego, jak się okazuje, ta niezwykle piękna historia powstała. A najlepsze jest to, że Ci, co nie czytali pewnego ebooka (chyba jedynego w twórczości autorki), nie zaznają tej radości co ja i inni miłośnicy Hoover. To pierwsza książka Hoover, która splata się ze światem innych przez nią napisanych (chyba, że coś mi umknęło...) i robi to w absolutnie cudowny sposób. Dzięki zakończeniu dałam gwiazdkę więcej. Dzięki zakończeniu pisnęłam i momentalnie zalałam się łzami. To jedno z najlepszych zakończeń, jakich przyszło mi ostatnio doświadczyć (z naciskiem na ,,doświadczyć”). Dobra, wystarczy. ;D
Ps. Ten ebook to ,,Szukając Kopciuszka’’, jakby ktoś nie ogarnął. ;)
Tak jakoś się zdarzyło, że ostatnio przeczytałam trzy książki o bardzo podobnej i jakże ważnej tematyce. Wszystkie traktowały o małżeństwie u kresu rozpadu bądź o rozwodzie, o prawdziwej miłości, o poronieniach, które były przyczyną kryzysu małżeńskiego. Były to: ,,Disgrace’’ Brittainy C. Cherry, ,,Dane’s Storm’’ Mii Sheridan oraz właśnie “All Your Perfects” Colleen Hoover....
więcej Pokaż mimo to