-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2019-07-26
2019-07-18
2019-05-26
2019-06-19
2019-06-16
2019-06-24
2019-05-01
2019-06-17
2019-07-10
2018-10-17
2018-08-28
2017-11-08
2018-08-05
2018-05-01
^ Ta „bardzo dobra” ocena jest tylko za treść książki i debiut autora, bynajmniej nie za przyjemność z czytania. Powiem krótko: nudziłam się niezmiernie. Przez co najmniej połowę powieści częściej ją odkładałam niż czytałam, bo czytanie młodzieżówki na siłę nie ma sensu. Naprawdę nie wiem, skąd to znudzenie. Być może świat, w którym żyje Aaron był dla mnie tak obcy (komiksy, osiedlowe życie i zabawy), że nie potrafiłam się w jego historię wkręcić. Poza tym przez tę nudniejszą połowę książki nie wiedziałam, o czym ona tak dokładnie jest. Powieść miała być z naciskiem na wątek LGBTQ+, ale Aaron ‘okazał się’ hetero, później pojawił się Thomas i długo, długo nic ciekawego się nie działo za nim autor przeszedł do sedna sprawy. Rozumiem, że część książki trzeba przeznaczyć na kreowanie świata, sylwetek bohaterów i ich relacji, ale... autor zrobił to w wyjątkowo nużący sposób.
Powieść staje się dwa razy lepsza – na pewno bardziej interesująca – od części trzeciej „Nieszczęście”. Wtedy wszystko nabiera sensu i łączy się w całość; człowiek dostaje wstrząsu i myśli sobie: „WOW, teraz dopiero się zacznie!”. I rzeczywiście jest lepiej, ale znowu nie jakoś porywająco, a przecież miało być. Kolejny raz, kiedy wszyscy wychwalali i niewiele z tego wynikło. A może to ze mną jest coś nie tak?
Podsumowując, treść jest bardzo dobra, a przesłanie pouczające. Zakończenie CIUT depresyjne, choć autor bardzo się starał tę ‘depresję’ zniwelować, więc niby wyszło pozytywnie. I dobrze. Ale właśnie tym realistycznym, słodko-gorzkim happy endem Adam Silvera sobie u mnie zapunktował. Z pewnością czekam na kolejną jego powieść, bo debiutantom dużo wybaczam i daję kolejną szansę.
Ps. Wydanie książki jest cudowne, oprawa graficzna naprawdę wyjątkowa. I te buźki... ;)
^ Ta „bardzo dobra” ocena jest tylko za treść książki i debiut autora, bynajmniej nie za przyjemność z czytania. Powiem krótko: nudziłam się niezmiernie. Przez co najmniej połowę powieści częściej ją odkładałam niż czytałam, bo czytanie młodzieżówki na siłę nie ma sensu. Naprawdę nie wiem, skąd to znudzenie. Być może świat, w którym żyje Aaron był dla mnie tak obcy...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-20
2017-12-26
2017-11-01
2017-10-22
To było tak: zobaczyłam okładkę i tytuł książki, przeczytałam opis i wiedziałam, że muszę ją kupić. Nie żałuję, choć podczas czytania byłam tego bliska, dopóki nie dowiedziałam się, o co naprawdę chodzi w tej historii. Temat przemocy domowej stał mi się bliższy po lekturze „It Ends With Us” Colleen Hoover (<3!), i to był jeden z powodów sięgnięcia po tę pozycję. Drugim był Jeremy - chłopak, który, jak od razu założyłam, popełnił samobójstwo, ponieważ życie w domu pełnym przemocy go przerosło. Jak się okazało, przyczyna jego śmierci była o wiele bardziej skomplikowana... Chociaż „tragiczna” jest tutaj znacznie lepszym słowem.
Powieść „Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu” na początku bardzo mnie wciągnęła, a Jeremy od razu skradł mi serce przez to, co musiał ukrywać i z czym mierzyć się na co dzień. Akcji było tyle, co nic, jednak Anna McPartlin potrafiła zainteresować czytelnika i trzymać w irytującym napięciu aż do ostatniej strony. No właśnie: mamy dobry, zachęcający początek i łamiącą – nie, rozdzierającą - serce końcówkę, ale co z środkiem, co z resztą? Przez trzy czwarte powieści zastanawiałam się, o czym ona jest i czy w ogóle się tego dowiem. Wydaje się, jakby autorka chciała „upchnąć” w książce, co tylko jej przyszło do głowy: zaczynając od romansu z gliniarzem, przez przemoc domową i jej konsekwencje, a kończąc na ‘walce’ z Alzheimerem. Niby „samo życie”, ale też „co za dużo, to niezdrowo”... Poza tym, od zniknięcia chłopaka do finału historii, książka jest wypełniona nudzącymi opisami i życiorysami bohaterów, którzy niewiele do powieści wnoszą, na przykład „biografia w pigułce” Lynn, najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki, Maisie. Przez takie fragmenty powieść strasznie się dłuży i ma się ochotę od razu przewinąć do nocy 1 stycznia 1995, żeby nareszcie znaleźć odpowiedź na pytanie: „Co się, kurczę, stało biednemu Jeremiemu?”. Ja jednak przeczytałam książkę „od deski do deski” i dobrze, bo większość tych „dłużyzn” jest dość istotna dla przesłania historii. Co nie znaczy, że nie można było przedstawić tego w bardziej ‘interesujący’ sposób, ale nie sposób uszczęśliwić każdego na wszystkich płaszczyznach. Mam na myśli: jeśli ktoś się szybko znudzi i będzie chciał odłożyć powieść, niech postara się dotrwać do końca, bo naprawdę warto. Rany, to zakończenie...
„Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu” to kolejna ważna książka, która choć przenosi nas w lata 90-te, porusza wciąż aktualny temat, nie tylko przemocy domowej, ale także homoseksualizmu. Uświadamia nam, do czego może doprowadzić nietolerancja, choćby samo głupie gadanie, naśmiewanie się, a nawet niewinne żartowanie z rzeczy, o których nie ma się pojęcia. Życie w ignorancji i uleganie stereotypom może być bardzo bolesne w skutkach, szczególnie dla dojrzewających chłopców, którzy są znacznie bardziej wrażliwi, niż się wydaje. Maisie doświadczyła tego na własnej skórze i przez swoją opowieść stara się nas nakłonić do bycia lepszymi ludźmi. Siła i dobroć głównej bohaterki nierzadko zdumiewa, a jej kreacja – kobiety, matki i córki z prawdziwego zdarzenia – wielu czytelniczkom pozwoli się z nią utożsamić.
Bardzo polecam. ;)
To było tak: zobaczyłam okładkę i tytuł książki, przeczytałam opis i wiedziałam, że muszę ją kupić. Nie żałuję, choć podczas czytania byłam tego bliska, dopóki nie dowiedziałam się, o co naprawdę chodzi w tej historii. Temat przemocy domowej stał mi się bliższy po lekturze „It Ends With Us” Colleen Hoover (<3!), i to był jeden z powodów sięgnięcia po tę pozycję. Drugim był...
więcej Pokaż mimo to