-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2016-07
2016-07
2016-07
2016-08
Uwielbiam Stephenie Meyer za tę książkę. „Zmierzch” wydaje się nieporozumieniem i niech odejdzie w zapomnienie. „Intruza” przeczytałam już drugi raz od deski do deski i wciąż jestem pod wielkim wrażeniem wielowarstwowości historii Wagabundy i Melanie. Jest w niej dosłownie wszystko: inwazja obcych istot na Ziemię, czyli „obcy”, a co za tym idzie poznawanie innej „kultury”, dylematy moralne, nienawiść, ludzkie okrucieństwo, ból, rozdarte, złamane serca, przyjaźń, funkcjonowanie ukrywającej się społeczności, nauka tolerancji, siła więzi międzyludzkich, asymilacja w nowym miejscu, miłość z nienawiści, nienawiść z miłości... Miłość do duszy, a nie do ciała – czy może być coś piękniejszego? A to, jak to wszystko zostało przedstawione... Chwyta za serce, wywołuje dużo uśmiechów i radości, ale też łez i smutku. Humoru również tu nie brakuje. Bogactwo wyobraźni autorki (te wszystkie planety) naprawdę robi wrażenie. Czytając „Intruza” po raz kolejny byłam rozemocjonowana nie mniej niż rok temu, choć oczywiście nic nigdy nie oddaje tego „pierwszego razu”. Wcześniej nie byłam pewna, ale teraz już jestem: muszę mieć tę książkę na swojej półce, bo zamierzam do niej wracać aż do znudzenia. O ile to możliwe. ;) Ian... <3
Uwielbiam Stephenie Meyer za tę książkę. „Zmierzch” wydaje się nieporozumieniem i niech odejdzie w zapomnienie. „Intruza” przeczytałam już drugi raz od deski do deski i wciąż jestem pod wielkim wrażeniem wielowarstwowości historii Wagabundy i Melanie. Jest w niej dosłownie wszystko: inwazja obcych istot na Ziemię, czyli „obcy”, a co za tym idzie poznawanie innej „kultury”,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-08-10
2016-07
Przeczytana dwa razy. Zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że musiałam do niej wrócić. Czytałam ją po raz pierwszy jakoś w wieku jedenastu lat i byłam przerażona, co się tam wyprawia u świadków Jehowy. Przemoc, zatajanie prawdy, więzienie... to było prawie nie do wyobrażenia. Niechęć do tych wyznawców pozostanie już we mnie chyba zawsze. I wszystko przez tę książkę.
No i oczywiście sam wątek miłosny godny uwagi.
Polecam. ;)
Przeczytana dwa razy. Zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że musiałam do niej wrócić. Czytałam ją po raz pierwszy jakoś w wieku jedenastu lat i byłam przerażona, co się tam wyprawia u świadków Jehowy. Przemoc, zatajanie prawdy, więzienie... to było prawie nie do wyobrażenia. Niechęć do tych wyznawców pozostanie już we mnie chyba zawsze. I wszystko przez tę książkę.
No i...
2016-08-11
2016-08
2016-08-01
2016-07-07
2016-07-26
2016-06
2016-06
2016-07-09
2016-07-06
2016-08
2016
2016-08
2016-08
2016-08
Tu znajdzie się opinia wszystkich trzech części jednej z mojej ulubionej serii. :)
Czytałam ją kilka miesięcy temu, ale doskonale pamiętam, co czułam przy lekturze i jedno wiem: wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem. Tak w ogóle, to uważam, że Lauren Oliver spokojnie można zaliczyć jako jednego z lepszych autorów dystopii, a czytałam ich dość sporo. Ile emocji przeze mnie przepływało przy każdej z części, jedna powieść była lepsza od drugiej. Moją ulubioną jest „Requiem”, głównie dlatego, że Alex, mój ulubiony (UKOCHANY) bohater całej trylogii, wrócił do żywych, mimo, że tak bardzo odmieniony. I przez to najszczęśliwsze z możliwych (dla mnie) zakończenie, chociaż otwarte, ale ja wiem swoje! Tak, TEAM ALEX od początku do końca. <3
To wyglądało mniej więcej tak:
DELIRIUM – Chyba nigdy nie czytałam tak bardzo emocjonującej końcówki! Ile tam się działo. Serce to zamierało, to biło jak szalone. A gdy Alex umarł (byłam święcie przekonana, że tak właśnie się stało i pewnie nie tylko ja)... Autorka nie pozostawiła tu wiele nadziei. O rany, nigdy wcześniej tak bardzo nie płakałam po głównym bohaterze. Nie, po żadnym bohaterze. To było tak niespodziewane, bo spodziewałam się na sto procent szczęśliwego zakończenia, a tu taki szok...
Pierwsza część jest chyba najbardziej romantyczna, tak myślę. I zabawna. I tragiczna przez to zakończenie. To taki prequel wielkiej wojny, niewinny wstęp do istoty całej historii. Z pewnością zachęca do sięgnięcia po ciąg dalszy.
PANDEMONIUM – Pamiętam, jak nie chciało mi się czytać dalej po śmierci Alexa. Oczywiście, byłam ciekawa kolejnej części, ale bez niego było tak pusto... I tak mi było szkoda Leny...
„Pandemonium” jest najbardziej smutne. Tak jakoś wyszło, że każda z części otrzymała ode mnie jakąś etykietkę.
A zakończenie po prostu zwala z nóg. Ja tu się cieszę szczęściem Juliana i Leny, a tu nagle ni stąd, ni zowąd pojawia się >
Warto wspomnieć o głównej bohaterce. Z Leną potrafiłam się łatwo utożsamić, przez co bardzo ją polubiłam. Nie jest żadną pięknością, co jest ważne, tu zdecydowanie liczy się jej charakter. Przez wszystkie części przechodzi niesamowitą przemianę, z nieciekawej, znudzonej życiem nastolatki, przeistacza się w silną, upartą młodą kobietę, która wie czego chce. A chce Alexa, a to kolejna rzecz, co do której jesteśmy zgodne.
Niestety, seria i każda z powieści osobno na pewno jakieś wady ma, ale nie jestem w stanie wymienić, bo jednak trochę czasu minęło. A to świadczy chyba o tym, że trylogii do doskonałości brakuje jej niewiele. Albo to sobie po prostu wmawiam. ;D
Laurel Oliver, jak nikt inny sterowała moimi uczuciami, wedle jej upodobania. Przy każdej części dosłownie odpływałam do jej świata. I ten piękny język, wszystkie metafory...
Dobra, już kończę z zachwytami.
Tu znajdzie się opinia wszystkich trzech części jednej z mojej ulubionej serii. :)
więcej Pokaż mimo toCzytałam ją kilka miesięcy temu, ale doskonale pamiętam, co czułam przy lekturze i jedno wiem: wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem. Tak w ogóle, to uważam, że Lauren Oliver spokojnie można zaliczyć jako jednego z lepszych autorów dystopii, a czytałam ich dość sporo. Ile emocji przeze mnie...