-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński10
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać8
Biblioteczka
2014-07-31
2014-03-24
2014-11-11
2014-03-31
2014-12-11
2014
Trochę oczywistej wiedzy z encyklopedii, parę zdjęć, które podpisywało chyba dziecko autorki i w sumie tyle. Może gdybym sama nie miała wieloletniego doświadczenia w hodowaniu gryzoni wszelkiej maści oceniłabym tę książeczkę wyżej, ale w chwili obecnej nie dowiedziałam się z niej ani niczego nowego, ani niczego ciekawego. Jej największą zaletą jest to, że mojemu Józkowi widocznie smakowała...
Reasumując - jeśli ktoś ma dostęp do internetu albo jakąkolwiek styczność z małymi gryzoniami, to szkoda nawet tych kilku złotych.
Trochę oczywistej wiedzy z encyklopedii, parę zdjęć, które podpisywało chyba dziecko autorki i w sumie tyle. Może gdybym sama nie miała wieloletniego doświadczenia w hodowaniu gryzoni wszelkiej maści oceniłabym tę książeczkę wyżej, ale w chwili obecnej nie dowiedziałam się z niej ani niczego nowego, ani niczego ciekawego. Jej największą zaletą jest to, że mojemu Józkowi...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-03-05
2014-04-02
Nie przepadam za typową młodzieżową fantastyką, z typową czarną okładką, na której jest typowa "zwykła-niezwykła" dziewczyna, typowe wymyślne wzorki rodem z podpasek Always i inne takie bzdury. "Pocałunek Anioła Ciemności" (nawet tytuły są na jedno kopyto, ciągle mi się mylą) nie jest wyjątkiem.
Ale w końcu najważniejsza jest w książce treść. Która tutaj jest równie przewidywalna i schematyczna co sama okładka. I chociaż pomysł sam w sobie mógł być dość oryginalny, to reszta trzyma się schematu. Bohaterowie wydawali mi się mdli i mało interesujący, jedyną osobą, która minimalnie otarła się o moją sympatię jest, co za niespodzianka, ojciec Billi (może to zwykła, kobieca słabość do twardzieli, sama nie wiem). Nie poruszył mnie nawet Kay, mimo że końcówkę książki ratuje głównie jego postać (co zresztą też można było przewidzieć już kilka rozdziałów wcześniej). Ogólnie rzecz biorąc: było kilka przyjemnych momentów, kilka ciekawych opisów, ale niewystarczająco wiele, żebym miała tę książkę chwalić czy dłużej rozpamiętywać. Przeczytać w dwa wieczory i zapomnieć w jeden nie zaszkodziło.
Nie przepadam za typową młodzieżową fantastyką, z typową czarną okładką, na której jest typowa "zwykła-niezwykła" dziewczyna, typowe wymyślne wzorki rodem z podpasek Always i inne takie bzdury. "Pocałunek Anioła Ciemności" (nawet tytuły są na jedno kopyto, ciągle mi się mylą) nie jest wyjątkiem.
Ale w końcu najważniejsza jest w książce treść. Która tutaj jest równie...
2014-04-19
Rozczarowałam się. Mastertona zawsze wspominałam raczej miło, ale kiedy wróciłam do jego twórczości po 4 latach, trochę starsza i trochę bardziej "obyta" w książkach, nie jestem do niego już tak przekonana. W "Upadłych aniołach" pokładałam spore nadzieje, ale tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że wyrosłam z Mastertona.
Przede wszystkim nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby odkryć rzeczywisty motyw zbrodni już na samym początku. To źle, bo czytelnik wcale nie dysponuje wiedzą wiele większą niż bohaterowie, którzy łamią sobie głowy nad zbrodnią do samego końca. I kiedy wreszcie (2 zamordowanych księży później) dochodzą do identycznych wniosków co my, czuć jedynie irytacje.
Postacie drugoplanowe? Nie jestem w stanie wymienić już ani jednego nazwiska, ani jednej cechy czy to charakteru, czy wyglądu. Z prostego powodu - wszyscy są identyczni. Nawet ich żarciki są na jedną nutę. Nie sprzyja to przywiązywaniu się do nich. Bohaterowie pierwszoplanowi zresztą też nie wzbudzają szczególnej sympatii. Nie wpadłam w zachwyt nad Katie, nie współczułam jej siostrze, nie mogłam znieść chłopaka i ich rozterek miłosnych (wciśniętych do książki chyba tylko po to, żeby mnie bardziej irytować). Zdecydowanie nie tego oczekiwałam od tej książki.
Na plus szczegółowe opisy zbrodni, pod tym względem Masterton nigdy nie zawodzi, więc socjopaci powinni być usatysfakcjonowani.
Rozczarowałam się. Mastertona zawsze wspominałam raczej miło, ale kiedy wróciłam do jego twórczości po 4 latach, trochę starsza i trochę bardziej "obyta" w książkach, nie jestem do niego już tak przekonana. W "Upadłych aniołach" pokładałam spore nadzieje, ale tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że wyrosłam z Mastertona.
Przede wszystkim nie trzeba być Sherlockiem...
2014-06-12
2014-06-18
2014-06-20
2014-09-05
2014-09-29
A więc Wyspę Muszli i okolice terroryzują olbrzymie, zmutowane kraby, odporne na wszelki atak, niewiadomego pochodzenia, z jednym celem - ćwiartowanie ludzi. I w zasadzie na tym można by skończyć, bo to podsumowanie całej książki, ba, całego cyklu powiedziałabym nawet, chociaż strzelam w ciemno, bo dalej chyba nie zabrnę.
W oryginale tytuł brzmi "Crabs' Moon" i ma to większy sens, bo w tej części jedynym przełomowym odkryciem (nad którym oczywiście pracowali specjaliści) okazał się fakt, że działanie krabów zależne jest od faz księżyca, a więc przypływów i odpływów.
Za to polska okładka na plus. Nie, nie podoba mi się w żadnym wypadku, ale jest przedsmakiem fabuły. Kobieta z pierwszego planu mogłaby równie dobrze znaleźć się na okładce taniego erotyka + te dziwne zawiłości w tle (będące krabami jak przypuszczam). Bardzo wymowne, od razu wiadomo, że będzie seks, masakra i tandeta.
Nie polecam nikomu, nawet beznadziejnym przypadkom zniewolonym przez nostalgię tak bardzo jak ja, bo nawet Smith pisał lepsze książki. No chyba, że kogoś interesują opisy "złych twarzy krabów".
Plus za to, że czyta się szybko, łatwo i (przy odpowiednim nastawieniu) bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym, ale nie ma tu nic więcej.
A więc Wyspę Muszli i okolice terroryzują olbrzymie, zmutowane kraby, odporne na wszelki atak, niewiadomego pochodzenia, z jednym celem - ćwiartowanie ludzi. I w zasadzie na tym można by skończyć, bo to podsumowanie całej książki, ba, całego cyklu powiedziałabym nawet, chociaż strzelam w ciemno, bo dalej chyba nie zabrnę.
W oryginale tytuł brzmi "Crabs' Moon" i ma to...
2014-11-11
2014-11-28
Polecam, nawet bardzo. Ale niech nikogo nie zwiedzie opis, nie spodziewajcie się horroru ze spektakularnym straszeniem i typową dla opowieści o duchach otoczką. Nastawcie się raczej na historię z niesamowitym klimatem, oryginalną fabułą i wydarzeniami, przez które nieraz naprawdę poczujecie ciarki na plecach, a ciemna, tajemnicza postać na okładce zacznie wzbudzać niepokój.
Kiedy bierzemy do ręki opowieść o duchach jest to zazwyczaj bardzo oczywiste, nawet jeśli nie dla bohaterów książki, to chociaż dla nas - czytelników. W tym przypadku nic tak oczywiste nie jest. Z jednej strony - opis i wydarzenia wskazują na coś spoza naszego świata, z drugiej - historia i narracja są tak do bólu racjonalne, że nawet czytelnikowi ciężko jest uwierzyć w istnienie upiorów. To nie ten rodzaj powieści. Co więc prześladuje członków ekspedycji? Pech, człowiek, duch? ;)
Polecam, nawet bardzo. Ale niech nikogo nie zwiedzie opis, nie spodziewajcie się horroru ze spektakularnym straszeniem i typową dla opowieści o duchach otoczką. Nastawcie się raczej na historię z niesamowitym klimatem, oryginalną fabułą i wydarzeniami, przez które nieraz naprawdę poczujecie ciarki na plecach, a ciemna, tajemnicza postać na okładce zacznie wzbudzać niepokój....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-22
Jedna z tych książek, które wzbudzają w czytelniku szczery żal po tym, kiedy się kończą... i jak się kończą. I chociaż znam tę historię od lat, to i tak za każdym razem mam nadzieję, że coś się w niej zmieni, a kiedy nie zmienia się nic, sama mam ochotę złapać za pióro i poprawić wszystkie "błędy". Niestety, razem z nimi zniknęłaby cała magia "Zielonej Mili", więc pozostaje tylko wytrzeć oczy i odłożyć książkę na półkę do następnego spotkania z Johnem Coffeyem (jak napój, tylko inaczej się pisze).
Jedna z tych książek, które wzbudzają w czytelniku szczery żal po tym, kiedy się kończą... i jak się kończą. I chociaż znam tę historię od lat, to i tak za każdym razem mam nadzieję, że coś się w niej zmieni, a kiedy nie zmienia się nic, sama mam ochotę złapać za pióro i poprawić wszystkie "błędy". Niestety, razem z nimi zniknęłaby cała magia "Zielonej Mili", więc...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-02
2014-06-10
2014-02-25
Najbardziej typowy thriller na świecie. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, nieszczególnie też zapada w pamięć. Nie jest zły, ani nie jest dobry, nie nudzi, ale też nie trzyma w napięciu. Do przeczytania i zapomnienia.
Najbardziej typowy thriller na świecie. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, nieszczególnie też zapada w pamięć. Nie jest zły, ani nie jest dobry, nie nudzi, ale też nie trzyma w napięciu. Do przeczytania i zapomnienia.
Pokaż mimo to