-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-01-11
2013-03-08
'Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości i o tym, jak mało można ufać pozorom cnoty czy rozumu'
W XIX w. dla każdej panny bardzo ważne było korzystne zamążpójście. Szczególnie rodzice dbali o przyszłość córki. Zależało bowiem od tego także przyszłe życie najbliższej rodziny, a majątek męża mógł stać się dla nich zabezpieczeniem. Najtrudniej towarzysza życia znaczącego wiele w świecie znajdywały panny mające niskie koneksje. Tym było to trudniejsze, gdy dziewcząt było pięć, a w okolicy mieszkało ich jeszcze więcej. Wszystkie czekały tylko na okazję, by pokazać się w towarzystwie i zachwycić (najlepiej jakiegoś zamożnego) młodzieńca swoją urodą. Toteż kiedy w sąsiedztwie pojawiał się nowy mieszkaniec, do tego kawaler, panny prześcigały się by zdobyć jego serce.
'Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli'
W Longbourn sytuacja rodziny nie była bardzo korzystna. Jako że pan Bennet nie posiadał męskiego potomka, cały jego majątek po jego śmierci przejąłby kuzyn, którym w tym przypadku był pan Collins. Jedyną nadzieją stało się znalezienie dobrych partii dla pięciu córek: Jane, Elizabeth, Mary, Catherine i Lydii. Kiedy do pani Bennet doszła wiadomość, że Netherfield Park zyskał nowego dzierżawcę postanowiła sobie zeswatać z nim którąś ze swoich dziewcząt. Młodym kawalerem okazał się być pan Bingley, z którym przyjechały również jego siostry, szwagier, a także o wiele od niego bogatszy pan Darcy. Okazją do zapoznania się z nowym towarzystwem był bal, na którym wszyscy zdążyli osądzić sąsiadów.
'Określenie "szaleńczo zakochany" jest banalne, wątpliwe i tak nieokreślone, że daje mi zgoła niewielkie pojęcie o sprawie. Często kwituje się nim zarówno uczucie wynikające z półgodzinnej znajomości, jak i prawdziwą miłość'
Okazało się, że pan Bingley był miłym, serdecznym i radosnym kawalerem, który zrobił wrażenie na ludziach. Szczególną uwagę poświęcił najstarszej pannie Bennet, Jane, która odwzajemniła jego sympatię. Ale pan Darcy, który początkowo wzbudził wielki szacunek i podziw wśród gości po chwili zyskał opinię dumnego, wywyższającego się bogacza. Elizabeth tym bardziej zraził swoją osobą mówiąc o niej, że jest znośna, ale nie dość ładna, by go skusić. Panna słyszała jego słowa, ale nie wzięła ich do serca. Jednak z biegiem czasu pan Darcy zaczął dostrzegać w niej kogoś zachwycającego, czego nikomu nie ujawnił. Wyjazd towarzystwa z Netherfield był straszną wiadomością dla Jane, która zakochała się w panu Bingley. Elizabeth wspierała siostrę. Kiedy kilka miesięcy później pojechała z wujostwem na podróż po kraju nie spodziewała się, że spotka pana Darcego, którego starała się unikać. On natomiast starał się zwalczać swoje uczucie do niej. Czy drogi Elizabeth i Darcego jeszcze się skrzyżują? Czy oboje będą kierować się dumą i uprzedzeniem?
"Duma i uprzedzenie" jest najbardziej znaną powieścią Jane Austen. Autorka długo musiała starać się o wydanie swojej książki. W XIX w. młode damy publikujące powieści mogły stracić szanse na zamążpójście, ponieważ takie zachowanie uchodziło za niewłaściwe. Jednak ojciec Jane wspierał ją i zachęcał do pisania. Panna Austen rozpoczęła prace nad książką, kiedy miała 21 lat i zakończyła ją w ciągu roku. Początkowo powieść miała inny tytuł- "Pierwsze wrażenia". Niestety żaden wydawca nie chciał przyjąć rękopisu młodej pisarki. Jane nie poddawała się jednak i po wydaniu "Rozważnej i romantycznej" ukazała się zmieniona już "Duma i uprzedzenie", która okazała się sukcesem autorki. Początkowo było to dzieło anonimowe.
Powieść już od pierwszego zdania daje do zrozumienia czytelnikowi o stylu Jane Austen. Pierwszy raz spotkałam się z sytuacją, gdzie po przeczytaniu małego fragmentu książki do samego końca miałam uśmiech na ustach. Autorka bowiem ma swój charakterystyczny styl pisania i specyficzny ironiczny humor. To zrozumiałe, że nie każdemu może się on spodobać, ale ja tak go uwielbiam w tej powieści. "Duma i uprzedzenie" to pierwsza książka Jane Austen, z którą się zapoznałam. Wiem już, że za długo z tym zwlekałam. Kiedy zaczyna się czytać nie można się oderwać, a akcja wciąga coraz bardziej.
Powieść traktuje o obyczajach i mentalności ludzi XIX w. Można tu zauważyć wątek romantyczny, który wydaje się być głównym w tym przypadku. Jednak kiedy zajrzy się trochę głębiej od razu co niektórzy odnajdą przesłanie autorki. Co więcej jest to oczywiste już po samym tytule. Jane Austen poprzez przykład bohaterów, których wykreowała daje nam cenne wskazówki, którymi powinniśmy się kierować w życiu. Najważniejsze może wydawać się tu 'ocenianie książki po okładce'. Każdy człowiek zasługuje bowiem na lepsze poznanie, a osądzanie po pozorach, nawet jeśli częściowo prawdziwych, sprawia, że wiele w życiu się traci. W XVIII/XIX w. bardzo dużo uwagi zwracało się na dobre maniery. Również w powieści autorka dokładnie to opisała. Ale pod tymi 'manierami' często kryła się fałszywość i drwina. Widać to chociażby po przykładzie sióstr Bingley. To, jak ważne było dobre zachowanie zarówno panny, jak i jej rodziny świetnie widać po rodzinie Bennetów. Jane i Elizabeth były pokrzywdzone przez zachowanie matki, która ośmieszała córki i siebie w towarzystwie. Kolejnym problemem jest tu sprawa majątku, pozycji społecznej. Tak więc doskonale widać jak wiele tematów poruszyła w powieści autorka, a to jeszcze nie są wszystkie jakie można wymienić. Chodzi tu bardziej o mentalność ludzką niż o romans. Wszystko jednak wspaniale się ze sobą łączy i przenika.
Bohaterowie w "Dumie i uprzedzeniu" są bardzo ciekawi i wzbudzają do razu naszą sympatię. Są dobrze wykreowani, autorka poświęciła trochę swojego czasu każdemu z nich. Najbardziej jednak skupiła się na Elizabeth, która bardzo ją przypominała. Lizzy była bardzo intrygującą osóbką. Z pewnością jej zachowanie nie do końca pasowało do ogólnie przyjętego przez ludzi. Była to dziewczyna bystra, szczera, chętnie wyrażała swoją opinię, nie szczędziła krytyki. Właśnie jej zachowanie zwróciło uwagę pana Darcego. Nikt jeszcze nie rozmawiał z nim w ten sposób i tak go nie potraktował. Można powiedzieć, że Darcy zakochał się w niej od drugiego wejrzenia, gdyż jak wspomniał pierwszym razem, Lizzy nie zachwyciła go urodą. Powszechnie jednak uchodziła za piękność. Elizabeth była drugą z kolei córką i była ulubienica ojca, głównie dzięki swojemu bystremu umysłowi. Jednocześnie okazała się być najmniej kochaną przez matkę. Była zabawna, lubiła się śmiać, nie brała wszystkiego do serca. Również osądziła Darcego po pozorach, ale przyczyną był Wickham, który opowiedział jej wiele kłamstw na jego temat. Później okazało się, kto jest winny. Pan Darcy - początkowo mroczny, tajemniczy, próżny, dumny, z czasem zyskuje naszą sympatię. Szczerze mówiąc moją zyskał już na samym początku :) Jest jaki jest, mój ulubiony bohater literacki. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się utożsamić się nie z główną bohaterką, ale właśnie z postacią męską, drugoplanową. Nie wiem jak to się stało. Ale tak czy inaczej uwielbiam pana Darcego :)
Narracja w "Dumie i uprzedzeniu" jest trzecioosobowa. Najczęściej jesteśmy świadkami wydarzeń, w których brała udział Elizabeth, znamy jej myśli, uczucia. Jednak poznajemy także inne okoliczności, o których nie wie bohaterka. Narrator czasami wtrąca swój komentarz, i o ile początkowo się nie ujawnia, zauważyłam kilka razy zwroty, po których domyślić się można, że jest to sama autorka, kobieta.
Podsumowując, "Duma i uprzedzenie" jest świetną lekturą, przez wielu krytyków oceniana jako najlepsza powieść Jane Austen. Czytają ją z uwielbieniem współcześni czytelnicy, doczekała się wielu ekranizacji i nadal nie traci na popularności. Na czym polega sukces autorki? Nie będę ukrywać, że akcja jest najprostsza z możliwych, nie jesteśmy tu niczym zaskakiwani. Jednak powieść czyta się bez przerwy. W czym zasługa? Mnie ujął język autorki, bardzo lubię taki humor i rezerwę. Innych może urzec zupełnie co innego. Książka jest uniwersalna. Każdy może postawić się na miejscu bohaterów, przeżyć coś podobnego, bez względu na czasy, w których żyje. Tak czy siak, "Duma i uprzedzenie" stała się moją ulubioną powieścią, a ja zaczęłam interesować się również innymi dziełami Jane Austen. Pewnie niedługo moja biblioteczka zyska kilka nowych książek autorki :) Jeżeli chcecie dowiedzieć się jak potoczyła się historia Elizabeth kierującą się uprzedzeniem i Darcego wykazującego się dumą, koniecznie przeczytajcie tę powieść o miłości od drugiego wejrzenia. Moja ocena to 10/10
'Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości i o tym, jak mało można ufać pozorom cnoty czy rozumu'
W XIX w. dla każdej panny bardzo ważne było korzystne zamążpójście. Szczególnie rodzice dbali o przyszłość córki. Zależało bowiem od tego także przyszłe życie najbliższej rodziny, a majątek męża mógł...
2018-02-14
"Dzień ostatnich szans" to jedna z tych książek, w których wystarczy spojrzeć na okładkę, by wiedzieć z czym mamy do czynienia. W tym przypadku pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, to melancholia, tajemnica, przyjaźń. Może też trochę smutek. Powieść Robyn Schneider zadziwiła mnie, nie wiedziałam co o niej myśleć. Albo raczej: jak uporządkować myśli.
Historia jest smutna i bolesna. Postacie zmagają się z nieuleczalną odmianą gruźlicy, nie wiedzą jak długo jeszcze będzie dane im żyć. Przygnębiający i niepokojący klimat powieści czułam przez cały czas jej czytania. Ale narracja została tak poprowadzona, że nie odczułam w sobie tych emocji w wielkim stopniu. Autorka ma bardzo przyjemne pióro, idealnie oddała relacje panujące między nastolatkami, ale przede wszystkim urzekło mnie jej poczucie humoru. I to głównie dlatego ta książka mnie zaskoczyła. Niejednokrotnie śmiałam się w głos czytając bystre wypowiedzi postaci, by zaraz potem przypomnieć sobie ze skruchą sytuację, w jakiej się znaleźli. Nie wiedziałam jak się zachować. Ale bohaterowie nie próbowali niczego romantyzować, ani choroby, ani śmierci. Po prostu zaakceptowali wszystko takim jakie jest. Oczywiście nie wszystkim przyszło to gładko.
"Dzień ostatnich szans" czyta się szybko i powoli. Książka jest jednocześnie lekka i poważna. Refleksyjna. Trochę smutna. Ale przede wszystkim refleksyjna. Czasami zdarzało mi się czytać książki, w których pojawiały się myśli, jakie miewałam ja sama. W tym przypadku czułam jakby Robyn Schneider czytała mi w myślach. Nie spodziewałam się, że odbiorę jej powieść tak osobiście, ale tak się stało. Trafiła idealnie w moją wrażliwość. To dlatego tak bardzo przeżywałam losy postaci, gdyż z każdym w jakiejś części się utożsamiałam. Widziałam siebie w tej książce. A to było niezwykłe doświadczenie.
Główni bohaterowie powieści, a zarazem jej narratorzy, Lane i Sadie zastanawiają się nad tym, co oznacza życie własnym życiem. Bo "Dzień ostatnich szans" nie jest tak naprawdę o chorobie, albo o tym jak docenić swoje zdrowie. Nie. Tutaj chodzi o coś znacznie głębszego. Autorka podsuwa nam pytania o to, jak przeżywamy swoje życie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że możemy przegapić swoją szansę na bycie tym, kim chcemy. Ale zaczynamy też wierzyć w to, że uda nam się kiedyś znaleźć swoje miejsce w świecie. Zastanawiamy się jaki ślad za sobą zostawiamy. Cóż, mogę śmiało stwierdzić, że dzięki tej powieści przeżyłam katharsis. Książka zostawiła mnie z masą pozytywnych refleksji, które przyszły razem ze smutkiem. Ale tym dobrym smutkiem.
Nie płakałam, ale na pewno wzruszyłam się tą historią. A im więcej czasu mija od przeczytania powieści, tym większy czuję do niej sentyment. Zdecydowanie jeszcze do niej wrócę. I jeszcze jedna uwaga: trzeba koniecznie przeczytać notkę autorki na końcu książki. Przede wszystkim po to, by dowiedzieć się co było w niej fikcją, a co prawdą i co natchnęło autorkę do napisania powieści o ludziach chorych na gruźlicę. Cieszę się, że historia nie jest o wampirach, co było pierwszym zamysłem Robyn Schneider :P (ale pewnie to także byłaby ciekawa opowieść). "Dzień ostatnich szans" oceniam na 6/6.
opinia na blogu kolorowaksiazka.blogspot.com
"Dzień ostatnich szans" to jedna z tych książek, w których wystarczy spojrzeć na okładkę, by wiedzieć z czym mamy do czynienia. W tym przypadku pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, to melancholia, tajemnica, przyjaźń. Może też trochę smutek. Powieść Robyn Schneider zadziwiła mnie, nie wiedziałam co o niej myśleć. Albo raczej: jak uporządkować myśli.
Historia jest smutna i...
2012-12-14
Tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Kiedy zaczęłam czytać 'Ostatnią spowiedź' byłam pewna, że jest podobna do tych wszystkich pozycji dostępnych na rynku. Od ponad 4 lat żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Od ponad 4 lat nie doświadczyłam tak wielkich emocji, czytając jakąkolwiek powieść. A tym razem? Jestem wręcz oczarowana, a kiedy już n-ty raz przeglądam rozdziały, moje serce bije coraz szybciej. Co w tej książce sprawia, że nie mogę przestać o niej myśleć?
'Podobno człowiek nabiera sił z każdym zadanym mu ciosem'
Historia zaczyna się 7 maja, kiedy to Ally Hanningam pokazuje nam swoje wspomnienia, a także swoją obecną sytuację. Jest dziewczyną, która została skrzywdzona przez życie, mimo że ma dopiero 19 lat. Nawet teraz nie jest szczęśliwa. Dusi się w swoim związku z mężczyzną starszym od niej o wiele lat. Ale tego wymagają od niej rodzice, a Ally robi to co powinna. Ponadto wie, że już nie będzie rozczarowana, gdyż partner, którego nawet nie lubi, nie może sprawić, że jej serce znowu pęknie na milion kawałków. Dziewczyna broni się na swój własny sposób przed bólem związanym z odrzuceniem. A teraz próbuje być dojrzała i podejmować właściwe decyzje. Dlatego wraca do Francji, aby zacząć studia i stać się odpowiedzialna. Jednak jej samolot się spóźnił i Ally utknęła na lotnisku.
'Przecież nigdy nie wiadomo, kogo spotka się po drodze'
W tym samym momencie Bradin Rothfeld ma ten sam problem. On jednakże zmierza do Niemiec. Jest dziewiętnastoletnim wokalistą zespołu, którego członkiem jest także jego starszy brat Tom. Ma delikatną urodę, niemal dziewczęce rysy twarzy i brązowe oczy, które sprawiają, że kobiety szaleją na jego punkcie. Jednak po wielu latach jest zmęczony swoją sławą, chociaż robi to co kocha. Jakie było jego zdziwienie, gdy poznawszy na lotnisku pewną Amerykankę nie zostaje przez nią rozpoznany. Ally nie ma bladego pojęcia kim jest tajemniczy chłopak. Spędzają ze sobą wiele godzin, rozmawiając i śmiejąc się. W końcu jednak musieli się pożegnać, wiedząc, że ich znajomość nie będzie miała szansy ciągnąć się dalej. Brade, który zawsze jest ostrożny, pod wpływem impulsu dyktuje dziewczynie swój numer telefonu, zgadzając się na podyktowane przez nią warunki.
'Pytasz, dlaczego płaczę? Nie pytaj. Popatrz w moje oczy. A jeśli zobaczysz tam siebie, po prostu odejdź'
Ally żyje swoim nowym życiem. Wprowadza się do nowego mieszkania, chce zacząć wszystko od nowa. Pamięta doskonale przystojnego chłopaka poznanego na lotnisku, to jak dobrze bawili się przez godziny. Traktuje to jak zwykłą przygodę, ale nie spodziewa się, że Brade tak łatwo znajdzie jej numer telefonu. Tak zaczyna się niezwykła znajomość. Oboje czują, że między nimi rodzi się uczucie, codzienne rozmowy stają się najmilszą chwilą w ciągu dnia. Jednak są od siebie bardzo daleko a żadne z nich nie może pozwolić sobie na ten związek. Ally ma już przecież partnera i mimo, że z obowiązku, nie chce angażować się w prawdziwe uczucie. Bradin natomiast nadal nie wyjawił dziewczynie prawdy. Co zrobi Ally, kiedy dowie się kim jest? Czy będą razem mimo przeciwności losu?
Tak jak już wspomniałam opowieść jest niesamowita. Można zachwycić się samym opisem z tyłu książki, co wyjaśnia fakt, że do przeczytania powieści ustawiła się już u mnie pokaźna kolejka :) 'Ostatnia spowiedź' stała się hitem internetu. W niektórych księgarniach wszystkie egzemplarze zostały wyprzedane. Miałam szczęście, że mogłam zapoznać się z tą historią, bo do końca życia nie zapomnę tego, co wydarzyło się między Ally i Bradinem. Kiedy skończyłam czytać od razu rzuciłam wszystko i zasiadłam do komputera, żeby znaleźć wszystkie możliwe informacje. Serce biło mi przy tym tak mocno, że myślałam, że dostanę apopleksji! Tylko jeden raz zdarzyła mi się podobne zachowanie, parę lat temu. Teraz jednak było inaczej, ponieważ w inny sposób patrzę na niektóre rzeczy. Tak więc wracając do tematu, znalazłam wiele ciekawych informacji. To, że jest to opowieść, która miała swe początki na blogu pewnie każdy się domyślił. Byłam jednak ogromnie zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, że dzieło jest polskiej autorki. Rzadko czytam książki polskich autorów, jednak 'Ostatnia spowiedź' dorównuje (jeśli nawet nie przewyższa) tym wszystkim amerykańskim pozycjom, które możemy spotkać w księgarniach. Nina Reichter stworzyła swoją historię inspirując się pewnym zespołem. I o ile byłam trochę rozczarowana, zauważyłam, że nie wiążę z tym powieści. Nie jestem fanką, ani nic z tych rzeczy, więc nie skojarzyłam, że autorka faktycznie wzorowała się na wyglądzie członków zespołu. Chociaż podobieństwo jest naprawdę widoczne, ja wyobrażałam i nadal wyobrażam sobie bohaterów w inny sposób i bardzo się z tego cieszę :)
Wiem, że mogę pisać to, co już penie ktoś mówił o tej książce, ale bardzo trudno jest ubrać w słowa emocje, które towarzyszą mi po przeczytaniu powieści. Nie umiem też napisać tego, co dzieje się w mojej głowie, to jest niemożliwe. 'Ostatnią spowiedź' przeczytałam wielokrotnie. Za pierwszym razem zrobiłam to tak szybko, że nawet się nie spostrzegłam, kiedy już skończyłam. Później zaczęłam wszystko od nowa, próbując zrobić to spokojnie, odsłuchując podkład muzyczny, który zaproponowała autorka. Muszę przyznać, że piosenki zostały dobrane doskonale, wprowadzając w nastrój, a kilka z nich stało się moimi ulubionymi. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, a narrator zna wszystkie myśli bohaterów. Nie ograniczamy się dzięki temu tylko do jednej osoby, wiemy rzeczy, o których niektóre postacie nawet nie zdają sobie sprawy.
Zakochałam się w Bradinie tak mocno jak Ally. Ten chłopak jest niesamowity! Mimo tego, że jest osobą bardzo sławną, woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Czego nie można już powiedzieć o jego starszym bracie Tomie. Bracia różnią się od siebie pod wieloma względami. Brade jest taki tajemniczy, cierpliwy, wrażliwy, opiekuńczy, kochany. Tom natomiast jest jego przeciwieństwem, chociaż dostrzegłam jego dwie twarze. Jest bardzo ciekawym bohaterem pod tym względem. Chłopaki kłócą się i wyzywają bez przerwy, ale jeśli potrzebują pomocy zawsze mogą na siebie liczyć. Ich relacja wydawała mi się taka prawdziwa i normalna. Jak takie typowe rodzeństwo.
Co do Ally czasami miałam ochotę nią potrząsnąć i przemówić do rozsądku, chociaż wiedziałam, że to tylko fikcyjna postać :) Nie mogłam czytać, kiedy swoimi słowami, nawet nieświadomie, raniła Brade'a który tak się starał. I to jej wieczne niezdecydowanie doprowadzało mnie do szału. Była rozczarowana swoim poprzednim związkiem, można powiedzieć, że załamała się po dowiedzeniu się prawdy o niejakim Adamie. Ale ile można?! Zwodziła tego biednego Bradina, a ja nie mogłam tego znieść. Gdyby tylko wiedziała wszystko co czuł chłopak. Jednak muszę przyznać, że uwielbiam wszystkie postacie z książki, nawet Ally :) Rozmowy bywały przekomiczne, zwłaszcza członków zespołu Bitter Grace. Robert sprawiał, że momentami nie mogłam wytrzymać ze śmiechu i robiłam wszystko co możliwe, żeby nie zwracać na siebie uwagi (zwłaszcza kiedy przyszło mi jechać busem). Czułam jakbym znała osobiście wszystkich bohaterów. To dzięki opowieściom z ich przeszłości, których można znaleźć tu całkiem sporo.
Zdarzało się, że były momenty wzruszenia, ale również śmiechu i za to bardzo dziękuję autorce. Jeszcze nie czytałam powieści, która sprawiłaby, żebym mój przeciętny i często nudny świat dostrzegła w innych barwach. W każdym rozdziale mogłabym znaleźć co najmniej 2 fragmenty, które sprawiają, że uwielbiam tę książkę. Wszędzie mam je zapisane: w zeszytach, na kartkach, nawet na ścianach, a dopiero zaczynam się rozkręcać :) Skąd wziął się mój zachwyt? Myślę, że to nie tylko sprawa tej cudownej historii, bohaterów oraz pióra autorki. To wszystkie te przemyślenia o sprawach, o których nawet bym nie pomyślała, a tym bardziej lepiej nie nazwała, sprawiły, że do tej pory się nad nimi zastanawiam. Krótkie refleksje na temat strachu, szczęścia, czy odwagi są tak głębokie, a tym bardziej prawdziwe, że nie mogłam się nadziwić. Do tego dochodzą jeszcze nazwy rozdziałów, które tak uwielbiam w każdej książce. Tutaj same tytuły tak pięknie zaczynają ale też podsumowują rozdziały. Pani Nina Reichter ma wielki talent, a ja od tej pory będę pilnie wyczekiwała kolejnych jej dzieł.
Książka jest bardzo ładnie wydana, Już od pierwszych stron zauważyłam, że powieść nie jest szczególnie obszerna, ale kiedy czytałam czasami miałam wrażenie, że to tylko pozory. Byłam zadowolona, że mogłam cieszyć się historią, lecz później zaczęłam dostrzegać coraz mniejszą liczbę kartek zbliżających mnie do końca. Kiedy akcja przybrała nieoczekiwany bieg wydarzeń a ja zobaczyłam 'Ciąg dalszy nastąpi' myślałam, że stracę grunt pod nogami. Moje myśli były tak chaotyczne... Jak to możliwe? Samoistnie łzy płynęły mi po policzkach. Chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo płakałam przez jakąkolwiek książkę. Przyznam szczerze, że nie cierpię takich zakończeń, chociaż to zrobiło na mnie wrażenie. Teraz muszę czekać na premierę drugiego tomu, która będzie dopiero gdzieś na przełomie maja/czerwca 2013 roku. To nie jest sprawiedliwe! :) Nie mam jednak wyboru, a kiedy ta data będzie się zbliżała ja nieustannie będę wyczekiwać pojawienia się książki.
Kiedy czytałam 'Ostatnią spowiedź' od razu wyobrażałam sobie jak wyglądałaby akcja przeniesiona na ekran. Ta książka jest wręcz stworzona, żeby zrobić na jej podstawie film! W mojej głowie tworzyły się sceny z filmu, a ja nie mogłam powstrzymać tego dziwnego wrażenia :) Może to też zasługa ścieżek dźwiękowych, o których już wspominałam. Najbardziej podobał mi się moment w klubie, Tom i piosenka, która idealnie współgrała i z tą postacią i sytuacją. Bardzo fajna sprawa! I te retrospekcje... Uwielbiam też chłopięce rozmowy. Ubawiłam się przy tym :) Wymiana zdań między Bradinem i Ally, ale także spostrzeżenia Lille, przyjaciółki dziewczyny, były takie trafne i zabawne, że nie wiem jak można było wymyślić tak coś genialnego.
'Ostatnia spowiedź' to historia, która chwyciła mnie za serce. Miłość Bradina i Ally zawsze będzie gdzieś w mojej pamięci a ja jeszcze niejednokrotnie sięgnę po tę powieść. Szczególnie wzruszyły mnie uczucia Brade'a, który tak bardzo chciał wszystko naprawić. Tom zaskakiwał mnie często, na zakończeniu widać było jak bardzo związany jest z bratem. Nie mogłam go nie lubić w tamtym momencie. Opisywany jest tu niemiecki zespół muzyczny. Nigdy nie cierpiałam tego języka, którego na nieszczęście przyszło mi się uczyć. Po tej książce jednak mam wrażenie, jakbym patrzyła na niemiecki w inny sposób... Ale i tak go nie lubię ;)
Wiele rzeczy, słów, zwrotów będzie mi się kojarzyło wyłącznie z tą książką.Jak np. 'MIŁOŚĆ STWORZONA Z SETEK ZDAŃ I TYSIĘCY SŁÓW', słowo 'iskierka' albo same brązowe oczy...
To również opowieść o tym, jaki jest świat show-biznesu. Jak to wszystko wygląda od wewnątrz, o rzeczywistości i ciągłym kontrolowaniu swojego życia. W tym świecie rzadko jest szansa na prawdziwe uczucia, a przyjaciele mogą okazać się najgorszymi wrogami. Książkę jak najbardziej polecam, jestem pewna, że spodoba się osobom w każdym wieku. Tym bardziej, że byłby to doskonały prezent :) Nie mogłabym dać oceny niższej niż 10/10. Jeżeli chcecie wiedzieć 'JAK KOCHA TEN, KTÓREGO KOCHAJĄ TYSIĄCE' to jest najlepsza pozycja dla was.
http://kolorowaksiazka.blogspot.com
Tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Kiedy zaczęłam czytać 'Ostatnią spowiedź' byłam pewna, że jest podobna do tych wszystkich pozycji dostępnych na rynku. Od ponad 4 lat żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Od ponad 4 lat nie doświadczyłam tak wielkich emocji, czytając jakąkolwiek powieść. A tym razem? Jestem wręcz oczarowana, a kiedy już n-ty raz przeglądam...
więcej mniej Pokaż mimo to2014
"Pieśń nad Pieśniami" to jedna z najpopularniejszych ksiąg Starego Testamentu. Jest to zbiór sześciu pieśni opisujących miłość Oblubieńca i Oblubienicy. To jedna z najbardziej niezwykłych ksiąg Biblii, ponieważ nie ma w niej bezpośredniego odniesienia do Boga. Jednak oprócz odczytania księgi w sposób dosłowny, najczęściej interpretuje się ją alegorycznie.
Dosłownie, jest to poemat miłosny, dialog między dwojgiem kochanków, przedstawiający relacje między nimi, wzajemną fascynację. Ale z drugiej strony "Pieśń nad Pieśniami" jest pojmowana jako alegoria miłości Boga do Narodu Wybranego, tudzież Kościoła. Jednocześnie możemy tu znaleźć przemyślenia na temat miłości, zastanawianie się czym jest to uczucie. Według mnie "Pieśń nad Pieśniami" jest naprawdę warta przeczytania.
Wydawnictwo M wydało księgę w tłumaczeniu bpa K. Romaniuka, jest to zatem przekaz Biblii Warszawsko- Praskiej. Osoby przyzwyczajone do tekstu Biblii Tysiąclecia z pewnością zaintryguje i zaciekawi język tego wydania. Kolejna niespodzianka z jaką się spotkałam w przypadku albumu to zapach. Karty tego wydania "Pieśni nad Pieśniami" zostały nasycone zapachem mirry. Niekoniecznie przepadam za tym zapachem, jednak jest to naprawdę miłe urozmaicenie i pozwala lepiej odczuć atmosferę Pieśni. Wydawnictwo M z całą pewnością włożyło w wydanie tego albumu mnóstwo uwagi i serca. Widziałam to na każdej stronie. Okładka w twardej oprawie chroni przed zniszczeniem, a grube karty albumu i ładna czcionka nadają luksusowy i elegancki charakter.
I na koniec największa zaleta albumu: przepiękne reprodukcje obrazów, których autorem jest najczęściej Dante Gabriel Rossetti. Jest to angielski malarz i poeta pochodzenia włoskiego, żyjący w XIX w. Jego obrazy przedstawiają zazwyczaj kobiety o jasnej karnacji, eterycznym typie urody i melancholijnym spojrzeniu. Oprócz niego możemy spotkać obrazy takich artystów jak Fredrich Lord Leighton, John William Godward i Leonardo da Vinci. Reprodukcje są piękne, bardzo barwne i wprowadzające w klimat "Pieśni nad Pieśniami". Obrazy, zapach i jakość wydania tworzą ze sobą całość i silnie działają na zmysły. Zdecydowanie jest to jedna z najładniejszych rzeczy jakie posiadam i za każdym razem przeglądam ten album z wielką przyjemnością. Jak najbardziej polecam :)
kolorowaksiazka.blogspot.com
"Pieśń nad Pieśniami" to jedna z najpopularniejszych ksiąg Starego Testamentu. Jest to zbiór sześciu pieśni opisujących miłość Oblubieńca i Oblubienicy. To jedna z najbardziej niezwykłych ksiąg Biblii, ponieważ nie ma w niej bezpośredniego odniesienia do Boga. Jednak oprócz odczytania księgi w sposób dosłowny, najczęściej interpretuje się ją alegorycznie.
Dosłownie, jest...
2014-09-28
Mogę śmiało to powiedzieć - Margaret Mitchell stworzyła niezaprzeczalnie jedną z niewielu książek, które zawsze będę uważała za arcydzieła. To niesamowite, że 'zwykła' opowieść może tak wiele wnieść do naszego życia. A "Przeminęło z wiatrem" z całą pewnością wkroczyło w moją codzienność i nieźle w niej namieszało. Dopiero wtedy dostrzegłam, że od dawna mi tego brakowało.
Kiedy tylko odebrałam przesyłkę w jednej z księgarni czułam wielkie podekscytowanie, które wcale nie mijało, wręcz przeciwnie. Wiedząc jak obszerna jest to powieść nie rezygnowałam, ale trochę zwątpiłam w swoje możliwości - byłam przyzwyczajona do lektur na jeden, góra dwa wieczory, a tu miałam przed sobą prawie 900-stronicowe dzieło, w dodatku napisane bardzo malutką czcionką. Muszę to przyznać, męczyłam się przy pierwszych rozdziałach. Ale im dalej zagłębiałam się w treść, tym bardziej nie mogłam uwolnić się z sideł, w które z własnej woli się złapałam. "Przeminęło z wiatrem" było ciągle obecne w moich myślach, nie mogłam zrobić niczego bez rozmyślania o bohaterach tej książki. Aż w końcu ją przeczytałam. I poczułam samozadowolenie i satysfakcję - coś, czego nie czułam od ponad pięciu lat. Pomijając ogromnego kaca książkowego, czułam się szczęśliwa. Najprawdopodobniej dzięki jednemu z najlepszych zakończeń, jakie dane mi było przeczytać - jednocześnie wstrząsającego i smutnego, a z drugiej strony niosącego nadzieję na lepsze jutro.
Piszę tę recenzję po prawie trzech miesiącach od przeczytania "Przeminęło z wiatrem" i mogę spojrzeć na niektóre sprawy z pewnego dystansu. Czy moje odczucia zmieniły się choć odrobinę przez ten czas? Chyba można uznać to za pytanie retoryczne :) Nie - nie zmieniły się ani trochę. Oczywiście, trochę wyblakły, zatarły się, ale nie uległy zmianie. W każdym momencie, kiedy tylko moje myśli zaczną krążyć wokół dzieła Margaret Mitchell serce zaczyna szybciej bić, a na twarzy pojawiają się rumieńce podekscytowania. Czy to nie jest najlepszy dowód na to, co zrobiła ze mną Mitchell? :)
"Przeminęło z wiatrem" to jedyne dzieło napisane przez panią Margaret, nad którym pracowała bardzo długo. Do sukcesu powieści przyczynił się film reżyserii Victora Fleminga. Książka niemal natychmiast stała się jedną z najczęściej czytanych w historii literatury i do dzisiaj nie traci zainteresowania czytelników na całym świecie. Spotkałam się z opinią, że ekranizacja jest o niebo lepsza od pierwowzoru. Zapewniam Was, że to nieprawda - powieść bije ją na głowę. Tylko poprzez przeczytanie lektury poznajemy prawdziwe charaktery i motywy postępowania postaci, znamy ich historię, to jak ich losy zmieniają się podczas wojny. Mamy przed sobą całokształt.
Zacznę może od bohaterów... Nie spotkałam się jeszcze z tak dobrze wykreowanymi charakterami - i mam na myśli wszystkich bohaterów tej powieści. Dokładność Margaret Mitchell może czasami nużyć, ale jeśli cierpliwie przeczytamy wszystko, co ma nam do opowiedzenia na początku, potem z pewnością to docenimy. I kiedy stanie się coś złego, zdamy sobie sprawę, że będzie nam brakować tej postaci, mimo że pojawiła się tylko kilka razy. I przeżyjemy to niemal osobiście... Tak, nie spotkałam się jeszcze z takimi charakterami :)
Główną bohaterką jest Scarlett O'Hara, Jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci w literaturze i wpisała się w niej na stałe. Któż nie słyszał chociażby jej nazwiska? Scarlett jest córką bogatego plantatora bawełny na Południu, Jest przyzwyczajona do luksusów, jest uwielbiana przez wszystkich chłopców w okolicy i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Scarlett jest niedokształcona, nie umie analizować i patrzeć na świat oczami innych. Jej ulubionymi zajęciami są flirtowanie i chodzenie na przyjęcia. Ale to dodaje jej tylko więcej uroku w oczach dżentelmenów. Pannę O'Hara poznajemy jako 16-letnie dziewczątko, które prawie nic nie wie o życiu. Z czasem widzimy jej przemianę. Bohaterkę trudno jest czasami polubić, ale nie jest to negatywna postać. Szacunek w czytelniku wzbudza jej odwaga i wytrwałość, nie przejmowanie się przeszłością, która czasami jest dla niej zbyt bolesna, ale skupienie się na teraźniejszości. Już od samego początku wiedziałam, że Scarlett jest postacią, która nie pasuje do czasów, w jakich przyszło jej żyć i wyprzedza je o kilkadziesiąt lat. Nie da się jej zapomnieć.
Nie zapomnę także Rhetta Butlera. Jest to tak złożona osobowość, że nawet teraz nie jestem pewna jakim człowiekiem jest naprawdę. Do tej pory myślałam, że mam już ulubionego bohatera literackiego. Ale po "Przeminęło z wiatrem" bezpieczne pierwsze miejsce pana Darcy robi się coraz mniej pewne ;) Rhett otwarcie mówi o sobie, że jest 'łotrem', przez co nie można go w żaden sposób urazić. Wie, że wszystko złe, co można o nim powiedzieć jest prawdą. Jest egoistą, dba tylko o swoje interesy i wygodę, często współpracuje z wrogiem, przez co inni nazywają go zdrajcą. Jest niezwykle przedsiębiorczy i trzeźwo widzi swoje szanse i porażki. Nie oślepia go patriotyzm i duma Południowców. Nie obchodzi go to, co o nim mówią, bo już dawno stracił reputację. Ale Rhett ujawnia swoją drugą twarz, w miarę jak akcja się rozwija. Nadal jest łotrem, ale jednocześnie nie sposób jest go nie uwielbiać. Jego prawdziwe intencje poznajemy dopiero na końcu powieści, kiedy dla jednej krótkowzrocznej damy jest już za późno.
Zdecydowanie moją ulubioną postacią kobiecą jest Melania Hamilton. Jeśli ta postać pojawiłaby się w jakiejś innej powieści z pewnością byłaby nudną szarą myszką, na którą czytelnik nie zwróciłby żadnej uwagi. Ale nie stało się tak w tym przypadku. To niemożliwe, że Mitchell tak doskonale oddała charakter tej postaci. Melania, którą na początku postrzegamy tak, jak ją widzi Scarlett, czyli mdłą, niezbyt urodziwą dziewczynę, która ukradła jej ukochanego Ashleya, z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej się kształtuje, pokazuje swoją odwagę, szlachetność i dobroć. To przykład bohatera, z którego bez wątpienia można brać przykład, a jednocześnie nie jest dla nas obojętny.
Mogłabym opowiadać w nieskończoność o postaciach z powieści Margaret Mitchell. Zostali jeszcze przecież Ashley, Gerald, Ellen, Tarletonowie, itd., ale nie ma na to czasu, ani miejsca. Powiem więc teraz o czym jest ta powieść. Otóż powszechnie mówi się, że "Przeminęło z wiatrem" to 'romans wszech czasów'. Tak naprawdę "Przeminęło z wiatrem" niewiele ma wspólnego z romansem. Jeśli miałabym oceniać książkę tylko przez pryzmat ekranizacji to owszem, byłaby melodramatyczna. Ale na całe szczęście powieść to nie film :) Wątek miłosny pojawia się w tej książce - najpierw widzimy młodzieńcze uczucie Scarlett do Ashleya, które staje się wręcz niezdrowe, potem na scenę wkracza Rhett, który otwarcie mówi, że nie kocha Scarlett i nie nadaje się do małżeństwa. Ale choć poznajemy akcję dając się prowadzić Scarlett, to okazuje się, że nie miłość jest tu najważniejszym poruszanym problemem. Stwierdzenie, że "Przeminęło z wiatrem" to romans jest po prostu niesprawiedliwe i nie oddaje w pełni klasy i znaczenia powieści.
O czym jest więc "Przeminęło z wiatrem"? Jest to powieść o dorastaniu, o zmianach i wyrzeczeniach, o odwadze, sile i wytrwałości. O tym, by nie poddawać się i walczyć, o sile ducha i nieugiętej woli walki. Czytając powieść jesteśmy świadkami przemiany, jaka się dokonuje w bohaterach. Na przykład Scarlett, która jest tylko rozpieszczoną, samolubną dziewczynką staje się kobietą doświadczoną przez los, którą zahartowały niewygody i cierpienia, która zrobi wszystko, żeby uratować Tarę. Czy podjęłaby się tego wszystkiego kilka lat wcześniej? Zapewne nie i to w tym wszystkim jest najważniejsze.
Już na koniec wspomnę jeszcze o tym, jak wielkie znaczenie dla zrozumienia akcji ma tło wydarzeń. Na początku czułam się znużona opisami, które ciągnęły się czasami bardzo długo, nakreślaniem sytuacji politycznej Południa i tego jaki wpływ miała na wszystko wojna secesyjna i pierwsze lata po jej zakończeniu. Ale potem zdałam sobie sprawę, że czytam to wszystko z zainteresowaniem. Zauważyłam, że los bohaterów zmieni się wraz z tymi wydarzeniami i próbowałam przewidzieć jakie będą to zmiany. Tło historyczne tak naprawdę nie było tylko tłem, ale uzupełniało akcję, było jakby osobną opowieścią, która przenika się z losami Scarlett i innych bohaterów. Pierwszy raz tak bardzo wciągnęłam się i zaciekawiłam historią - przecież ja nie znoszę historii! A o wojnie secesyjnej wiedziałam tylko tyle, że taka była :P Teraz widzę wszystko wyraźniej.
"Przeminęło z wiatrem" stało się dla mnie inspiracją i pokazuje mi jak mam postępować. Jeszcze nigdy tak silnie nie odczułam nauki, jaka płynie z przeczytanej powieści. Pierwszy raz zaczęłam uczyć się na błędach bohaterów i doceniać to, co miałam zaszczyt przeczytać. Czy polecam "Przeminęło z wiatrem"? Jak mogłoby być inaczej po takiej recenzji? :) Książkę polecam każdemu, nieważne ile ma lat i jakiej jest płci. Jeżeli jeszcze nie znacie opowieści Margaret Mitchell nadróbcie zaległości. Oceniam na 6/6
kolorowaksiazka.blogspot.com
Mogę śmiało to powiedzieć - Margaret Mitchell stworzyła niezaprzeczalnie jedną z niewielu książek, które zawsze będę uważała za arcydzieła. To niesamowite, że 'zwykła' opowieść może tak wiele wnieść do naszego życia. A "Przeminęło z wiatrem" z całą pewnością wkroczyło w moją codzienność i nieźle w niej namieszało. Dopiero wtedy dostrzegłam, że od dawna mi tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
Uwielbiam grecką mitologię. Kilka razy przerabiałam mity, a niektóre historie znam na pamięć. Dlatego kiedy ujrzałam książkę 'Spętani przez bogów', przeczytałam bardzo dokładnie opis i dowiedziałam się jaką furorę autorka zrobiła swoją powieścią na całym świecie, musiałam to cudo przeczytać. Dostając książkę w swoje ręce nie mogłam się powstrzymać i pochłonęłam ją zaledwie w kilka godzin.
Nic nie trwa wiecznie i nic nie jest absolutne
Helena Hamilton czuła się uwięziona na swojej rodzinnej wyspie. Marzyła o tym,żeby jak tylko skończy liceum podróżować, być wolna. Jej życie nie było bardzo skomplikowane. Przez te szesnaście lat miała spokojne dzieciństwo, wcale nie chorowała, jest piękna i inteligentna. Wspaniały ojciec, który samotnie wychowywał córkę i wierni przyjaciele byli prawdziwymi skarbami dziewczyny. Jednak w szkole jest uważana za dziwadło, musi wysłuchiwać głupich i bezsensownych plotek na swój temat, aż sama zaczyna w nie wierzyć. Sytuacji nie poprawia fakt, iż kiedy zwraca na siebie uwagę innych dostaje strasznych i bolesnych skurczy brzucha.
Erynie nigdy nie wybaczają i nigdy nie zapominają
Helena zdawała sobie sprawę, że nie jest taka jak wszyscy. Nikt jej nigdy tego nie wytłumaczył a ona sama nie opowiadała o swoich uczuciach i podejrzeniach, nie chcąc, by była uważana za jeszcze większą wariatkę. Kiedy kończą się wakacje wszyscy opowiadają o wielkiej rodzinie, która przeprowadziła się nagle na wyspę. Już samo ich nazwisko- Delos- sprawia, że Helena jest ciągle poddenerwowana i wściekła. Potem zaczyna mieć koszmary. Śni o jałowej krainie, a kiedy się budzi jej stopy są poranione i ukurzone i czuje się strasznie zmęczona, jakby podróżowała tygodniami.
Nigdy nie mów nigdy
Z początkiem nauki Helena dowiaduje się, że dzieci Delosów będą chodzić do tej samej szkoły co ona. Bohaterce z sukcesem udaje się omijać ich szerokim łukiem Aż do dnia, kiedy zobaczyła Lucasa. Nigdy nie widziała kogoś tak idealnego i przystojnego. I mimo tego, że zawsze była bardzo spokojna, nieśmiała i łagodna, coś w chłopaku sprawia, że po raz pierwszy w życiu poznaje prawdziwą nienawiść. Podsycana przez szepty trzech płaczących kobiet, które zdaje się widzieć tylko Helena, próbuje zabić Lucasa przy całej szkole. Zauważa, że nie może znieść obecności nikogo z jego rodziny. Nie wiedząc co się z nią dzieje, dziewczyna kryje się w sobie i próbuje unikać Delosów. I chociaż Helena chce się pozabijać z Lucasem, coś ich do siebie przyciąga. Jak poradzą sobie z tą sytuacją? Kim tak naprawdę jest Helena Hamilton i dlaczego jej zachowanie tak bardzo się zmieniło?
Muszę przyznać, że Josephine Angelini spisała się doskonale. Moim zdaniem książka 'Spętani przez bogów' jest jedną z najlepszych jakie czytałam. Mity okazują się być prawdziwą historią a wojna trojańska jeszcze się nie skończyła. Autorka nie przepisała dokładnie kart 'Iliady' ale dodała od siebie bardzo fajne wątki. Helena jest wplątana w całą tę historię. Jej los już od samego początku był przesądzony przez Mojry, które uwielbiają wręcz stosować co jakiś czas ten sam schemat. Bohaterka ma odegrać ważną rolę a jej brzemię jest ogromne. Dziewczyna poznaje prawdę o sobie i swoich przodkach, nieświadoma swoich mocy i czyhającego niebezpieczeństwa.
Powieść jest już na tyle oryginalna, że główne postaci nie zakochują się od pierwszego wejrzenia ale kieruje nimi nienawiść. To jest tak inne od pozostałych pozycji tego typu, że trzeba zaspokoić swoją ciekawość. Pewne jest od samego początku, że relacje między Heleną i Lucasem nie będą takie proste.
Zawsze kojarzyłam mity z zagmatwana telenowelą. Nie mogłam się jednak spodziewać, że akcja książki, która toczy się współcześnie może być aż tak pokręcona jak życie greckich bogów. Już na początku nie można się nudzić. Od momentu zobaczenia Lucasa w szkole przez Helenę ciągle coś się dzieje. Bardzo często autorka mnie zaskakiwała, losy postaci były bardzo zmienne. Do samego końca akcja była nieprzewidywalna a ja zaczęłam współczuć bohaterom.
Nie mogę nie wspomnieć o prześmiesznych sytuacjach i wypowiedziach postaci. Kiedy sytuacja wyglądała beznadziejnie, żart był tak wpleciony, że nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu. Powieść można polubić już za sam ten fakt. Po takiej dawce emocji jestem bardzo ciekawa co jeszcze autorka wymyśli. Pewne jest, że poprzeczkę postawiła sobie wysoko.
Bohaterowie są świetnie wykreowani. Każda postać jest inna,a do tego intrygująca i ciekawa. Czasami można odnieść wrażenie, że Lucas jest wręcz wyidealizowany- same zalety. brak wad. Nie przeszkadzało mi to wcale, w końcu taka jest jego natura :)
Narracja jest prowadzona w 3 os. Widzimy świat nie tylko oczami Heleny, za co duży plus, gdyż odczuwamy emocje także innych bohaterów, a akcja nie ogranicza się do jednego miejsca.
Tragedia zakochanych wydaje się bez wyjścia, nie pomagają im w tym liczne intrygi, kłamstwa i podstępy. Nie mogłam uwierzyć, że można jeszcze bardziej skomplikować tę sytuację. No i jeszcze jak matka może zrobić tak okropna krzywdę dziecku...
Uwielbiam tę książkę. Już niebawem biorę się za kolejną część. Oceniam 10/10
Uwielbiam grecką mitologię. Kilka razy przerabiałam mity, a niektóre historie znam na pamięć. Dlatego kiedy ujrzałam książkę 'Spętani przez bogów', przeczytałam bardzo dokładnie opis i dowiedziałam się jaką furorę autorka zrobiła swoją powieścią na całym świecie, musiałam to cudo przeczytać. Dostając książkę w swoje ręce nie mogłam się powstrzymać i pochłonęłam ją zaledwie...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-01-01
Po tym jak książka 'Spętani przez bogów' skończyła się w tak bezlitosny dla mnie sposób, siedziałam jak na szpilkach aż nie zaczęłam czytać dalej o losach zakazanej miłości. Kolejna część ma tytuł 'Wędrówka przez sen' i ten pasuje do niej idealnie, lekko dając nam wskazówki co do treści książki. Trzeba przyznać, że w połączeniu z niespodziewanym zakończeniem Josephine Angelini coraz bardziej intryguje.
'Wiedzieć, czego się chce i mieć dość pewności, żeby powiedzieć to na głos, to dwie najtrudniejsze rzeczy w życiu'
Helena dowiedziała się strasznej prawdy o sobie. I nie chodzi tu o to, że okazała się być półboginią. Straciła swoją największą miłość. Mojry bawią się życiem Sukcesorów powtarzając co jakiś okres czasu ten sam wzór wydarzeń. A kazirodztwo jest jednym z nich. Helena Hamilton była wychowywana przez ojca, ale zawsze marzyła, żeby poznać matkę. Dopiero kiedy była wystarczająco duża zarozumiała, że ona nie wróci i nie ma sensu jej szukać. Jednak ta sama ją odnalazła, przekazując wieści jakich nie spodziewała się Helena. To zmieniło całe jej życie.
'Piekłu niepotrzebne były jeziora ani płomienie, żeby torturować'
Przetrwanie ze świadomością, że nie można być z ukochanym jest już wystarczająco trudne. Helenie utrudniono to jeszcze bardziej. Co noc schodzi do Hadesu jako Podziemny Wędrowiec. Odkryła tę zdolność niedawno i do tej pory nie wie jak kontrolować swoje wizyty w tym miejscu. Nie prosiła się o ten dar. Jest jednak jedyną osobą, która może uwolnić Sukcesorów od klątwy erynii. To jej misja i obiecała, że zrobi wszystko by ją skończyć. Ale conocne wizyty w Podziemiu nie są dla niej korzystne.
'To nie nasze możliwości sprawiają, że jesteśmy niebezpieczni, tylko nasze wybory'
Helena nie śni, a bez snu traci swoje siły. Z dnia na dzień jest coraz bardziej słaba i zmęczona. Nie może wypocząć, bo kiedy tylko zamyka oczy trafia do przeróżnych, okropnych i przerażających krain Hadesu. A im gorszy ma wtedy humor, tym straszniejsze są te miejsca. Najgorsza jest jednak samotność i wszechogarniająca bezsilność. To Lucas sprawia, że jeszcze się nie wycofała. Wystarczy jedno jego spojrzenie, by poczuła się silniejsza. Nagle zachowanie chłopaka ulega zmianie. Helena nie ma pojęcia jakimi uczuciami ją darzy, wydaje się to być nienawiść i niechęć. Dlaczego chłopak tak nieoczekiwanie się zmienił? Czy ktoś pomoże Helenie w jej misji? Co wspónego ma z nią nowo poznany przez dziewczynę Orion?
Miałam wątpliwości, co do tej części. Nawet jeżeli byłam strasznie ciekawa kontynuacji zniechęcił mnie opis książki. Wynika z niego, że 'Wędrówka przez sen' będzie taka sama jak wiele innych pozycji tego typu. Nowy chłopak w szkole, kłopoty w związku, zagubiona bohaterka znajdująca ukojenie w ramionach nowego i trójkąt miłosny gotowy. A to już naprawdę się przejadło. Chciałam pozostać tylko przy pierwszej części, ale wystarczyło jedno zapewnienie, że nie jest tak jak opisane na okładce i nie wahałam się ani chwili dłużej.
Otóż Orion nie jest 'nowym chłopakiem w szkole'. Nie mam pojęcia dlaczego tak to sformułowano, na pewno nie było to zachęcające dla czytelnika. Orion jest natomiast osobą, która może przejść przez piekielne męczarnie Heleny razem z nią. Jego historia jest tak skomplikowana, że można się w niej pogubić, ale z bliższym poznaniem bohatera nie sprawia to już problemów.
Co do okładki. Jest bardzo podobna do 'Spętani przez bogów'. Uważam jednak, że tamta była lepsza, bardziej spokojna niż te odcienie czerwieni. Ma to może związek z tematyką piekła. Ale okładka nie jest tu najważniejsza. Zmienił się tłumacz, co sprawia, że również w treści pojawiły się zmiany. Nie było z tym jak dla mnie większego kłopotu, ale strasznie denerwowały mnie literówki. Pomyłek było całkiem sporo, a dodając do tego także trochę inny układ strony nie mogłam czasami się skupić na akcji. Szkoda, że te miniaturki dziewczyny z okładki nie pojawiły się już przy rozdziałach tak jak poprzednio. Lubię, kiedy strona jest dodatkowo ozdobiona, a tu mi tego zabrakło. No i jeszcze nie mogłam skojarzyć kim jest Pallas, a potem doszłam do wniosku, że to musi być ojciec Hektora, czyli Polideukes.
Muszę przyznać, że początkowo panował podły nastrój. Spodziewałam się tego po tragedii jaka się wydarzyła w poprzedniej części. W pierwszych rozdziałach są przedstawione wędrówki Heleny i opisy miejsc do których się udaje. Myślę, że Hades został bardzo ciekawie przedstawiony. Każda z krain jest inna. Bohaterka musi się z nimi zmagać codziennie, nie ma wpływu na te podróże. Przez to nie śni, co znaczy, że nie wypoczywa. Sen, który jest tak bardzo potrzebny by zapomnieć, zostaje zastąpiony męczącymi wyprawami do piekła. Helena nosi bardzo wielkie brzemię. Jest zmęczona i chociaż Sukcesorzy nie chorują, może to być dla jej zdrowia zarówno fizycznego, jak i duchowego niebezpieczne.
Co do bohaterów stwierdzam, że się troszkę zawiodłam. Osoby, które tak ceniłam poprzednio, teraz dużo straciły w moich oczach. Nie mogłam zrozumieć przewrażliwienia Jazona, które kierował do Heleny. Nawet jeśli w trakcie dowiedziałam się w czym problem, dla mnie było to nieuzasadnione. A tak go lubiłam! No cóż... Za to poznajemy nowych bohaterów, wśród których są również pomniejsi bogowie. Najważniejszą postacią jest oczywiście Orion, Sukcesor, osoba która przeszła tak wiele, że aż zrobiło mi się przykro z tego powodu i polubiłam go od razu. Nie miał łatwego życia, ale to sprawia tylko, że jest bardziej ludzki, przystępny, nawet jeśli jako półbóg jest wyidealizowany. Nie dzieje się to jednak w tak dużym stopniu jak z rodziną Delosów. Orion jest miłym towarzyszem i staje się przyjacielem Heleny. Kiedy tylko się pojawia, od razu ten podły nastrój zaczyna się poprawiać. A co do humoru, to głównie dzięki niemu występuje w tej książce. Chociaż jest go mniej niż poprzednio to sms-owe żarty i rozmowy Oriona z Heleną bywają przezabawne.
Narracja nadal pozostaje trzecioosobowa, z tą różnicą, że tym razem nie jest skupiona głównie na Helenie. Teraz wiemy rzeczy, o których główni bohaterowie nie mają pojęcia, np. podstęp jaki ich czeka, albo przyczyny zachowań, w tym przypadku Lucasa. Nie zostają tu przywoływane niektóre ważne informacje z pierwszego tomu więc trzeba sobie je trochę przypomnieć.
W 'Wędrówce przez sen' jest więcej akcji. Miłostki Heleny zostały na dalszym planie, co nie znaczy, że ich wcale nie było. Dowiadujemy się mnóstwa informacji, nie jest to już tylko przyzwyczajenie czytelnika do Sukcesorów. Fajnie zostały wplecione postaci bogów, ich wygląd, zachowanie. Szczerze powiedziawszy bardziej przypadła mi do gustu pierwsza część, ale czy mogłabym dać inną ocenę niż najwyższą? Jeżeli komuś mniej się spodobała jedna z nich, to druga jak najbardziej się spodoba. Oceniam więc na 10/10
Po tym jak książka 'Spętani przez bogów' skończyła się w tak bezlitosny dla mnie sposób, siedziałam jak na szpilkach aż nie zaczęłam czytać dalej o losach zakazanej miłości. Kolejna część ma tytuł 'Wędrówka przez sen' i ten pasuje do niej idealnie, lekko dając nam wskazówki co do treści książki. Trzeba przyznać, że w połączeniu z niespodziewanym zakończeniem Josephine...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-29
Chciałam przeczytać "7 razy dziś" od razu po poznaniu serii "Delirium". Wiedziałam, że będzie to dobra lektura. Jak miło było wejść ponownie w świat Lauren Oliver i zachwycić się jej twórczością. Debiutancka powieść tej autorki stała się jedną z moich ulubionych, a przynajmniej tych niezapomnianych.
Bardzo cenię sobie u Lauren Oliver to, jak psychologicznie podchodzi do problemu, jak kieruje postacie i jak prowadzi narrację. W "Delirium" zrobiły na mnie wrażenie rozważania nad tematem miłości, dogłębna analiza tego uczucia. W przypadku debiutanckiej powieści Lauren Oliver cała jej treść jest refleksyjna i zmuszająca do przemyśleń. Właściwie już pod koniec wstępu możemy poznać morał, jaki chciała przekazać nam autorka. I nawet jeśli książka na pierwszy rzut oka może wydawać się nudna, tak naprawdę wciąga czytelnika. Nie ma tu wartkiej akcji, bo bohaterka wciąż przeżywa ten sam dzień, dzień w którym umarła. Ale w tym wszystkim znajdzie się sporo rzeczy, które mogą zaciekawić. (...) "7 razy dziś" jest naprawdę niezwykle wartościową lekturą, niesamowicie mądrze napisaną i zwracającą uwagę na naszą codzienność.
Początkowo powieść może zniechęcać do siebie zachowaniem bohaterów. Czasami ciężko było mi przebrnąć przez kolejne strony. Głupota, próżność i płytkość postaci (szczególnie Sam, Lindsay, Ally i Elody) była tak wielka, że nieraz miałam ochotę odłożyć książkę na bok. W powieści zostały ukazane zachowania amerykańskiej młodzieży, która niezwykłą uwagę przywiązuje do popularności, a co za tym idzie, hierarchii w szkole. Jest to pokazane bardzo realistycznie dzięki narracji. Nieraz pojawiają się słowa czy myśli, które wpasowały się idealnie w charakter nastolatków. (...)
"7 razy dziś" zdecydowanie mogę polecić. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, szczególnie przez to co przekazuje. A nowa okładka jest na żywo jeszcze śliczniejsza niż na zdjęciu. Oceniam na 5,5/6. Chętnie powrócę kiedyś do tej powieści
cała recenzja na kolorowaksiazka.blogspot.com
Chciałam przeczytać "7 razy dziś" od razu po poznaniu serii "Delirium". Wiedziałam, że będzie to dobra lektura. Jak miło było wejść ponownie w świat Lauren Oliver i zachwycić się jej twórczością. Debiutancka powieść tej autorki stała się jedną z moich ulubionych, a przynajmniej tych niezapomnianych.
Bardzo cenię sobie u Lauren Oliver to, jak psychologicznie podchodzi do...
2012
Powieść Bogini oceanu otwiera cykl Wezwanie bogini. P.C. Cast prezentuje w nim swoją interpretację mitów czy legend. Tym razem przenosimy się do średniowiecznej Walii, w której obserwujemy życie kobiety współczesnej w epoce kojarzonej z zacofaniem i nieprzyjaznej wszelkiej magii.
'Pragnę magii w swoim życiu'
Christin Canady, przez większość ludzi zwana CC, jest panią sierżant amerykańskich sił powietrznych. I chociaż boi się latać angażuje się w swoją pracę i lubi ją, zwłaszcza kiedy nie musi się wznosić wysoko w powietrze. W swoje dwudzieste piąte urodziny dochodzi do wniosku, że jej życie jest bardzo monotonne, nudne i bezbarwne, a ona sama jest bardzo samotna. Spędza bowiem swoją rocznicę urodzin zupełnie sama, dostając życzenia tylko od swoich rodziców. Chce to zmienić. Wypowiada życzenie do bogini Gai, nie mając wielkiej nadziei aby się spełniło. Jednak już następnego dnia zauważa, że coś się zmieniło.
'Łatwiej jest kontrolować ludzi, którym brakuje nadziei'
Samolot CC rozbił się nad oceanem, a ona sama została wciągnięta pod wodę. Myślała, że to już koniec, gdy nagle niezwykle piękna istota zaoferowała jej pomoc. Bohaterka zgodziła się bez wahania. Budząc się zauważa, że ma ciało przepięknej blondwłosej syreny Undine, która ją uratowała. Już na samym początku musi uciekać przed jej przyrodnim bratem i dzięki swojej 'matce', bogini ziemi Gai, przyjmuje ludzką postać. Odczuwa jednak bolesną tęsknotę do wody i co trzecią noc zamienia się w syrenę. Znaleziona na brzegu przez rycerza Andrasa udaje księżniczkę, która straciła pamięć. Jej celem jest znalezienie prawdziwej miłości na lądzie. Z czasem jednak, kiedy poznaje podwodny świat i przystojnego trytona Dylana jej plan obraca się o 180 stopni.
'O prawdziwej miłości można mówić tylko wtedy, gdy dwie dusze łączą się w jedno'
CC jest szczęśliwa w wodzie przy boku swojego ukochanego. Przy nim czyje się bezpieczna i piękna. On natomiast nie zwraca uwagi tylko na ciało Undine, z którą bawił się w dzieciństwie, ale na charakter i osobowość Christine. W oceanie nie jest jednak bezpieczna. Ściga ją brat, który chce ją posiąść. Ponadto Andras ma co do niej wielkie plany a władzę nad jego umysłem zaczyna przejmować Sarpedon. Czy CC w końcu odnajdzie szczęście i spędzi całe życie z Dylanem?
Okładka książki jest piękna, nie sposób jej się oprzeć. Czytając opis powieści możemy się natknąć na notkę od samej autorki. Przedstawia nam ona całą serię podkreślając, że są to jej ulubione książki. Bardzo ucieszył mnie fakt, że każdy tom będzie opowiadał o czymś innym. W Bogini oceanu P.C.Cast przedstawiła swoją interpretację mitu o syrenie Undine. Moim zdaniem spisała się świetnie. CC jest silną i samodzielną kobietą, która w magiczny sposób przenosi się do roku 1014, gdzie przejaw jakiejkolwiek inteligencji, zwłaszcza u przedstawicielek płci pięknej, mógł być uważany za stosowanie czarów, co karano śmiercią. Bohaterka musi się dostosować do obowiązujących zasad, co dla niej może się wydawać bardzo trudne. Jako pani sierżant przez lata musiała sobie zapracować na szacunek ze strony mężczyzn, którzy przeważali w jej pracy. Teraz natomiast musi się przed nimi uniżyć.
Jest to konkretny romans, co oznacza, że znajdą się tu sceny dosyć intymne. Poprzez tak dokładne opisy czasami zastanawiałam się skąd autorka wzięła takie pomysły :). Nie ulega wątpliwości, że CC i Dylan kochają się miłością prawdziwą, ale ich szczęście nie wszystkim jest na rękę. Powieść dzieli się na części. Kiedy przeczytałam do końca część drugą nie wiedziałam czy mam płakać ze smutku, frustracji czy dlatego, że to już koniec. Ale przewracając stronę zauważyłam, że jest tam jeszcze trzecia część, co mnie bardzo ucieszyło, chociaż jest bardzo krótka. Historia zostaje tam tak pięknie zakończona i tak nieoczekiwanie, że tragedia bohaterów nie była już taką tragedią.
Powieść czyta się z wypiekami na twarzy. Styl pisania autorki jest prosty i przyjemny a czas spędzony z książką mija bardzo szybko. W książce nie zostały zastosowane archaizmy typowe dla średniowiecza za co jestem bardzo wdzięczna. Jednak brakowało mi tu czegoś przez co poczułabym się jak w tej epoce. Nie było to dla mnie wiarygodne. Ale historia miłosna to wszystko nadrobiła. W Ameryce zostały już wydane kolejne tomy więc teraz pozostaje tylko czekać na tłumaczenie.
Oceniam na 9/10
Powieść Bogini oceanu otwiera cykl Wezwanie bogini. P.C. Cast prezentuje w nim swoją interpretację mitów czy legend. Tym razem przenosimy się do średniowiecznej Walii, w której obserwujemy życie kobiety współczesnej w epoce kojarzonej z zacofaniem i nieprzyjaznej wszelkiej magii.
'Pragnę magii w swoim życiu'
Christin Canady, przez większość ludzi zwana CC, jest panią...
2017-01-25
Historia opowiedziana przez autorkę nie jest łagodnym romansem dla wrażliwych czytelniczek. Jest brutalna, całkiem sporo tu przemocy a bohaterowie padają jeden za drugim. Jest to bardzo przemyślany i ciekawy zabieg, przez który S.J. Kincaid pokazuje nam jaki jest wykreowany przez nią świat. W połączeniu z odważną, silną i śmiertelnie niebezpieczną protagonistką oraz samą koncepcją diaboliki, powieść wydaje się niezwykła, zupełnie inna od tych dostępnych na rynku.
"Diabolika' jest połączeniem powieści science-fiction z dystopią. Autorka stworzyła świat w bardzo umiejętny sposób, przez który widać jak wielką ma wyobraźnię. Dużo tu szczegółów i łatwo można by się w tym wszystkim pogubić, ale nie w tym przypadku. Mimo początkowej dezorientacji, książkę czyta się płynnie. A wszystko dzięki temu, że autorka wprowadzała nowe terminy i szczegóły, od razu wszystko wyjaśniając. Co więcej, nie nudziła długimi opisami, ale zręcznie wplotła wyjaśnienia w fabułę. Wciągnęłam się w akcję od pierwszych stron. "Diabolika" jest uzależniająca. Kiedy tylko zaczęłam lekturę, nie mogłam przestać czytać aż do ostatniej strony.
Główną bohaterką, tytułową diaboliką, jest Nemezis. Bardzo ją polubiłam, jest silna, odważna i sprytna. W dodatku poczułam do niej sympatię i współczucie już w pierwszych okropnych scenach. Czasami miałam ochotę ją przytulić, tak po prostu. Tak jak Sydonia widziałam w niej człowieka, którego ona w sobie nie widziała. W sumie nie ma co się dziwić, nie narodziła się, ale została wyhodowana, była genetycznie skonstruowanym humanoidem, w którym zaprogramowano agresję i związano później z Sydonią. Nemezis jest uzależniona od swojej pani, ale gdy ją opuszcza, by podawać się za nią w Chryzantemum, zaczyna odkrywać w sobie nowe emocje, o których nie miała pojęcia. Z czasem widzimy jej transformację. Wciąż jest diaboliką, ale zaczyna być bardziej ludzka.
(...)
Kiedy tak się nad tym zastanawiam, to nie zauważyłam żadnych znaczących wad, o których mogłabym wspomnieć. "Diabolikę" czytało mi się niezwykle przyjemnie. Czy polecam? Oczywiście! I to nie tylko fanom dystopii i science fiction. Sama raczej nie czytam sci-fi, ale przy tej powieści wciągnęłam się jak nigdy. Z pewnością będę obserwować dalszą twórczość S.J. Kincaid. "Diabolikę" oceniam na 5.5/6.
całość na
http://kolorowaksiazka.blogspot.com/2017/01/125-przedpremierowo-diabolika-sj-kincaid.html
Historia opowiedziana przez autorkę nie jest łagodnym romansem dla wrażliwych czytelniczek. Jest brutalna, całkiem sporo tu przemocy a bohaterowie padają jeden za drugim. Jest to bardzo przemyślany i ciekawy zabieg, przez który S.J. Kincaid pokazuje nam jaki jest wykreowany przez nią świat. W połączeniu z odważną, silną i śmiertelnie niebezpieczną protagonistką oraz samą...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-25
Pierwsze zdanie "Domu tajemnic" brzmi: 'Brendan Walker od początku wiedział, że dom okaże się straszny'. Z pewnością zdajecie sobie sprawę jak pierwsze zdanie może zaczarować czytelnika. W tym przypadku tylko ono wystarczyło, żeby zaskarbić sobie serce osoby, która czytała tą książkę. Myślę, że Chris Columbus i Ned Vizzini stworzyli niesamowitą i niebanalną historię, po którą po prostu trzeba sięgnąć. "Dom tajemnic" jest pełen akcji, ciągle coś się dzieje. A co najważniejsze, i co sugeruje sam tytuł, jest bardzo tajemniczy. Razem z bohaterami odkrywamy krok po kroku kolejne prawdy nie tylko o domu i świecie, w którym się znaleźli, ale także o historii i roli ich rodziny w tym wszystkim.
Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani i oryginalni. Każdy z nich ma swoje wady i zalety i różni się od innych. Kordelia to 15-letnia dziewczyna, która kocha czytać książki i robi to w każdym wolnym czasie. Czuje się odpowiedzialna za swoje rodzeństwo i chce ich chronić. Brendan ma 12 lat i to głównie dzięki niemu czujemy od pierwszych rozdziałów niepokój. Chłopak doszukiwał się wszystkiego co wydawało mu się podejrzane, ale zapewne robił to często, bo jego rodzina nie zawsze chciała wierzyć we wszystko co powie. Najmłodsza, 8-letnia Eleanor, jest bardzo odważna i widzimy jak chce udowodnić to rodzeństwu. Rodziców Del, Brendana i Nel nie mamy możliwości poznać bliżej, ale za to pojawiają się inne postaci, takie jak Wichrowa Wiedźma, czy olbrzymy, piraci, bohaterowie książek Denvera Kristoffa...
"Dom tajemnic" czyta się błyskawicznie. I z pewnością będzie świetnym pomysłem na spędzenie wolnego czasu. Myślę, że powieść okaże się również bardzo wciągająca dla osób, które rzadko czytają cokolwiek (np. moja młodsza siostra nie mogła oderwać się od lektury, a raczej nie ciągnie jej do książek :P). Z niecierpliwością czekam na kolejną część, bo z przyjemnością z powrotem zatracę się w świecie z "Domu tajemnic". Oceniam powieść na 5,5/6
Pierwsze zdanie "Domu tajemnic" brzmi: 'Brendan Walker od początku wiedział, że dom okaże się straszny'. Z pewnością zdajecie sobie sprawę jak pierwsze zdanie może zaczarować czytelnika. W tym przypadku tylko ono wystarczyło, żeby zaskarbić sobie serce osoby, która czytała tą książkę. Myślę, że Chris Columbus i Ned Vizzini stworzyli niesamowitą i niebanalną historię, po...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-04
Tak naprawdę nie miałam w planach przeczytania książki Tahereh Mafi. Wszystko wyszło spontanicznie, zobaczyłam znajomą okładkę i uległam. I z przyjemnością stwierdzam, że nie mam czego żałować. Zapoznanie się z "Dotykiem Julii" było bardzo miłym doświadczeniem.
'Ludzie ciągle polują na to, czego się boją'
Świat się zmienił. Intensywna działalność człowieka sprawiła, że została zniszczona warstwa ozonowa, nie ma plonów, zwierzęta wymierają a pogoda jest nieprzewidywalna. Mnóstwo ludzi zginęło z głodu, ale też wielu z nich zostało zabitych. Tłumaczone jest to argumentem, że wszystko dzieje się dla dobra ludzkości. Od kiedy Komitet Odnowy przejął władzę sprawy się pogorszyły. Nie można już nikomu ufać.
'Nienawiść wygląda tak niepozornie, dopóki się nie uśmiechnie. Dopóki nie obróci się i nie skłamie, a jej usta i zęby nie nabiorą cech czegoś zbyt biernego, żeby zadać mu cios pięścią'
W tym czasie w szpitalu dla obłąkanych od 264 dni przebywa Julia Ferrars. Dziewczyna jest w zamknięciu sama, niedługo ma zamieszkać z nią inna osoba. Nie wie czego się spodziewać. Od bardzo dawna nie rozmawiała z nikim, jedyne co jej zostało to notatnik i stare pióro. Jest głodzona i samotna ale nie jest szalona. Jest zamknięta w tym miejscu za coś na co nie ma wpływu. Wszystko sprowadza się do jej dotyku.
'Tylko krople deszczu przypominają mi, że chmury mają bijące serca. Że ja także je mam'
Julia przez całe swoje życie starała się być lepsza, milsza, tak aby ktoś ją kochał i akceptował to kim jest. Nie mogła jednak liczyć nawet na swoich rodziców. To za ich pozwoleniem znalazła się w szpitalu. Kiedy poznaje swojego współlokatora jest w szoku. Zamknęli ją z chłopakiem. Bohaterka od razu podejrzewa, że zrobili to po to, by ją zabić. Adam, bo tak ma na imię, bardzo przypomina dziewczynie kogoś z przeszłości. Wszystko jednak wskazuje na to, że on jej nie pamięta. Julią natomiast zaczyna interesować się Komitet Odnowy a w szczególności Warner, dla którego dziewczyna jest niesamowicie fascynująca. Co chce osiągnąć Komitet Odnowy? Kim jest Adam? Czy bohaterka znajdzie w sobie odwagę, aby się zbuntować?
"Dotyk Julii" zachwyca już samą okładką. Według mnie jest niesamowita. Dziewczyna, odłamki szkła, czcionka- wszystko wydaje się być dopracowane i przemyślane. Do tego opis, który nie zdradza wiele, ale jest jakże intrygujący. Wszystko to sprawia, że już na pierwszy rzut oka lektura może okazać się przyjemna. Zwracając uwagę na tytuł oryginału możemy dostrzec, że został on całkowicie zmieniony. Oryginalnie brzmi bowiem "Shatter Me" (zniszcz mnie). Nie jest to dla mnie jakiś wielki problem, a właściwie żaden. Dla mnie ważne jest to, co znajduje się w środku. Chociaż przyznaję, że oryginalnie tytuł bardziej podkreśla problem powieści, osobowość Julii.
Z twórczością Tahereh Mafi spotykam się pierwszy raz. I cieszę się, że miałam taką możliwość, ponieważ jestem wręcz oczarowana piórem autorki. Mówię tu o bardzo poetyckim języku. Praktycznie na każdym kroku możemy spotkać się z licznymi porównaniami albo metaforami. Ciekawym zabiegiem było dla mnie przekreślanie jakiejś części zdania, myśli głównej bohaterki. Pozwala to na zobaczenie przez czytelnika co naprawdę sądzi Julia, jaki konflikt przeżywa w środku. Często autorka nie stosowała znaków interpunkcyjnych i w tym samym czasie pojawiały się powtórzenia. Działo się tak, kiedy chciała ona przyspieszyć akcję. Myślę, że był to świetny pomysł. Czasami zdarzało mi się czytać wszystko jednym tchem. Pierwszy raz czytałam taką książkę i przyznaję, że chciałabym przeczytać wile więcej takich powieści.
Wszystkie zabiegi jakie stosowała autorka sprawiły, że myśli Julii były bardzo barwne i piękne. Jako że bohaterka była zamknięta samotnie prawie przez rok miała mnóstwo czasu na refleksje. Narracja jest prowadzona w pierwszej osobie liczby pojedynczej i to właśnie z perspektywy dziewczyny widzimy wszystkie wydarzenia. Jesteśmy też przy tym świadomi wszystkich licznych przemyśleń bohaterki. Praktycznie cała akcja jest skupiona na Julii, na tajemnicy jej dotyku. Najczęściej zdarza się tak, że ktoś umiera przez kontakt ze skórą dziewczyny. Ta umiejętność wydaje się pożądana przez Komitet Odnowy i ich bezwzględnych przywódców. Szczególną rolę odgrywa w tym wszystkim Warner.
Wspominając bohaterów muszę powiedzieć też o tym, że chyba pierwszy raz zdarzył mi się taki przypadek jak w tej książce. Mam tu na myśli fakt, że żadna z postaci nie okazała się być dla mnie denerwująca. Zazwyczaj znajdzie się chociaż jeden taki rodzynek, a tutaj nic. Julia jako główna bohaterka sprawdziła się według mnie doskonale. Nie jest irytująca, ani nie wymaga niczego. Jest to bardzo skrzywdzona i w wieku 17 lat bardzo doświadczona przez los dziewczyna. Przez swoją umiejętność nie była akceptowana, nawet przez rodziców. Jej tragedia opowiedziana tak dokładnie, w takim barwnym języku wywołała na mnie wielkie wrażenie - Ba! czasami chciałabym być taka jak ona, mimo że to tylko papierowa postać. Julia ma do czynienia z Adamem i Warnerem. Obaj mężczyźni widzą ją w odmiennym świetle, dla każdego jest inna, ale jednocześnie bardzo ważna. W inny sposób widzą w niej kogoś idealnego. Problem tylko w tym, który ma rację? Kiedy czyta się z perspektywy Julii wszystko staje się jasne. Również tajemnica dotykania/nie dotykania była dla już dla mnie zrozumiała, dlatego nie wiem czemu tak długo nie jest to wyjaśnione. Imiona bohaterów to według mnie strzał w dziesiątkę. Bardzo miło czytało mi się o Julii- uwielbiam to imię:) - ale też imię Adam okazało się dla mnie nieoczekiwanie bardzo ładne. Jakoś wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi.
Mimo tego, że autorka nie postawiła na jakąś większą dawkę emocji, książka jest niezmiernie ciekawa. Czytałam ją już wielokrotnie i za każdym razem jestem zachwycona. Powiedzenie, że chciałabym tak pisać jest mało wystarczające. Pióro autorki jest dla mnie czymś rzadko spotykanym i oryginalnym. Zakończenie powieści nie było jakoś bardzo zachęcające czy intrygujące do lektury kolejnych części, ale ja chętnie się z nimi zapoznam. Stałam się po prostu fanką pióra Tahereh Mafi. Uwielbiam środki stylistyczne w poezji, a wykorzystanie ich w prozie było dla mnie czymś jeszcze lepszym :) Domyślam się jednak, że nie wszystkim taki język może pasować i nie wszystkim ta książka się spodoba. Ale tak, czy owak ją polecam.
Tak naprawdę nie miałam w planach przeczytania książki Tahereh Mafi. Wszystko wyszło spontanicznie, zobaczyłam znajomą okładkę i uległam. I z przyjemnością stwierdzam, że nie mam czego żałować. Zapoznanie się z "Dotykiem Julii" było bardzo miłym doświadczeniem.
'Ludzie ciągle polują na to, czego się boją'
Świat się zmienił. Intensywna działalność człowieka sprawiła, że...
2010-01-01
Jeżeli szukacie książki, która pochłonie większość waszego czasu i odciągnie Was od codziennych trosk to Dziedzictwo mroku Bree Despain jest idealną pozycją. I chociaż jest to pierwszy tom, to już mogę powiedzieć, że uwielbiam całą serię.
'Pewne rzeczy nigdy się
nie zmieniają'
Grace Divine to główna bohaterka książki. Jest córką pastora, co oznacza, że w jej domu panują określone zasady, których powinna przestrzegać. Ona i jej rodzeństwo powinni dawać dobry przykład rówieśnikom i nienagannie zachowywać się w towarzystwie. Wydaje się, że nie mają łatwego życia. Jednak spełniają wszystkie warunki bez narzekania. Początkowo rodzina Divine'ów wydaje się aż zbytnio idealna. I wtedy pojawia się Daniel Kalbi, dawny przyjaciel z dzieciństwa Grace i Juda, który zniknął kilka lat temu. Zamiast cieszyć się z jego przyjazdu, Jude staje się bardziej spięty i wymusza od siostry obietnicę, że nie będzie rozmawiać z Danielem.
'Problem z obietnicami polega na tym, że kiedy już się taką złoży, to nie ma mocnych, żeby jej nie złamać'
Grace czuje jednak wielką potrzebę pomocy swojemu dawnemu przyjacielowi i łamie daną bratu obietnicę. Chce dowiedzieć się dodatkowo czy ma on coś wspólnego z tamtą pamiętną nocą, kiedy to widziała Juda rannego i zakrwawionego. Kiedy dowiaduje się o dodatkowych umiejętnościach Daniela postanawia, że zrobi z niego superbohatera. Dziewczyna jednak nawet nie domyśla się całej prawdy.
'Nie jestem bohaterem. Nikt mnie nigdy nie pokocha'
Grace wierzy, że to ona jest osobą, która jest w stanie pomóc Danielowi. Od dzieciństwa miała wpajane pewne zasady, do tego jej imię oznacza 'łaskę'. To jeszcze bardziej motywuje bohaterkę. Z biegiem czasu zbliża się ona do chłopaka, który był jej pierwszą miłością. Nie może jednak nic zrobić jeśli nie zna całej historii. Kiedy to następuje dziewczyna zaczyna unikać Kalbiego. Co strasznego skrywa bohater? Czy ma to coś wspólnego z wydarzeniem sprzed trzech lat? I czy ich znajomość się przez to rozpadnie? Grace czytając bardzo stare listy pewnego człowieka zdaje sobie sprawę, że jej życiu może grozić niebezpieczeństwo, o którym nie miała nawet pojęcia.
Lubię, kiedy rozdziały mają tytuły, takie małe podsumowanie. Tutaj są one dodatkowo rozdzielone osobną kartką z szarym tłem i podzielone na jakiś okres czasu, miejsce, np. 'sobota', 'kolacja', 'w gabinecie', 'północ'. Nie jestem pewna czy było to konieczne, przy czytaniu nie zwracałam na to zbytniej uwagi, bo wszystkiego można się było domyślić. Jednak doceniam dodatkowy trud autorki.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Akcja rozwija się stopniowo, przez co nie dowiadujemy się wszystkiego od razu. To sprawia, że chcemy czytać dalej. A jest po co. Ostatnie rozdziały to właściwa akcja, od której nie można się oderwać. Zakończenie jest naprawdę bardzo dobre. Myślę jednak, że warto przeczytać tę książkę nie tylko ze względu na koniec.
Kolejną zaletą jest fakt, że główna bohaterka nie jest irytująca. Jeżeli początkowo zdaje się być aż zbytnio idealna, później odkrywamy jej inne cechy charakteru. Wszystko zdaje się być naturalne i normalne, a fabuła nie jest sztuczna czy teatralna. Czujemy się wtedy jakbyśmy byli częścią tamtego świata.
Dziedzictwo mroku to opowieść o rodzinie, która tylko z pozoru wygląda na idealną. W miarę poznawania bliżej postaci, dowiadujemy się tajemnic, które nigdy nie miały poznać światła dziennego. Wszystko skomplikowało się kiedy pojawił się Daniel Kalbi, którego szczerze polubiłam. Historia jego rodziny jest totalnym przeciwieństwem rodziny Divine'ów. Wszyscy bohaterowie mają drugie dno, które poznajemy w miarę rozwoju wydarzeń. Osoby, które wydawały się przyjaciółmi okazują się wrogami, a ludzie na pozór źli dobrymi.
Moja ocena to 9/10
Jeżeli szukacie książki, która pochłonie większość waszego czasu i odciągnie Was od codziennych trosk to Dziedzictwo mroku Bree Despain jest idealną pozycją. I chociaż jest to pierwszy tom, to już mogę powiedzieć, że uwielbiam całą serię.
'Pewne rzeczy nigdy się
nie zmieniają'
Grace Divine to główna bohaterka książki. Jest córką pastora, co oznacza, że w jej domu...
2013-01-24
Opinia z bloga: kolorowaksiazka.blogspot.com
O książce Michaela Granta słyszałam już dawno. Zawsze jednak mijałam się z serią, aż w końcu udało mi się zgarnąć ją w moje ręce. Może nie całą serię, ale część pierwszą, pt. "Gone. Faza pierwsza: Niepokój". Długo nie musiała na mnie czekać, ponieważ nie jestem bardzo cierpliwa. A książka okazała się świetna.
'Rzeczy niemożliwe też się czasem zdarzają'
Dzień toczył się tak jak zwykle. Dorośli byli w pracy, dzieci uczestniczyły na zajęciach w szkole. Tak samo było w Perdido Beach w Kalifornii. Nagle, w mgnieniu oka wszyscy nauczyciele zniknęli. Zaniepokojeni uczniowie nie wiedzieli co mają o tym sądzić. Okazało się, że zniknęli wszyscy dorośli od piętnastego roku życia. Nie działają telefony, telewizja, Internet.
'Jedynym, czego powinniśmy się bać, jest sam strach'
Sam Temple był w tym czasie na lekcji historii. Widział całe zdarzenie i tak jak inni nie rozumiał co się stało. Nie popadł jednak w masową panikę. Jako jeden z nielicznych zachował spokój i pomógł przy płonącym budynku. Dzieci, które zostały, widzą w Samie przywódcę. Już w przeszłości wykazał się odwagą, stąd jego przydomek - Autobus. On jednak nie chce władzy i umyka, aby razem ze swoim przyjacielem Quinnem i Astrid poszukać brata dziewczyny.
'Przestraszeni ludzie robią czasem straszne rzeczy, nawet dzieci'
Podczas poszukiwań zauważają dziwny mur. Nie da się przez niego przejść, lepiej też go nie dotykać. Inni też w końcu widzą przeszkodę i obszar, który ona wyznacza nazywają ETAP-em, czyli Ekstremalnym Terytorium Alei Promieniotwórczej. Nawet nie wiedzą jak trafna może być ta nazwa. Wkrótce pojawiają się osoby z Coates Academy, szkoły dla trudnej młodzieży. Na czele nastolatków stoi Caine i z łatwością przejmuje władzę. Do czego dąży chłopak? Dlaczego nagle zniknęli wszyscy dorośli? I jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać Sam?
Książka okazała się być bardzo wciągająca. Autor nie czekał z rozwinięciem akcji, nie ma tu praktycznie charakterystycznego, typowego wstępu wprowadzającego do świata z powieści. Wszystko zaczyna się już od samego początku, a czytelnik ma wiele pytań, na które nie zna odpowiedzi. Ciekawość pozwoliła mi zagłębić się w lekturze i miło spędzić z nią czas. Przez cały czas były odkrywane nowe wątki, tak że nie mogłam się nudzić. Powieść trzyma w napięciu i nie pozwala oderwać się od opowieści. Przeczytałam ją bardzo szybko, mimo tego, iż wydaje się obszerna.
Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie więc poznajemy bliżej wszystkich bohaterów. Przenosimy się do każdego z nich. Chociaż najwięcej czasu zostało poświęcone Samowi, który jest tu głównym bohaterem, widzimy też co dzieje się z Laną, albo Albertem, Cainem i innymi. Każda z postaci jest świetnie wykreowana i ciekawa. Bohaterowie przez to, że autor poświęcił każdemu z nich czas wydają się realni i bliscy czytelnikowi. Wszyscy mają mniej niż 15 lat, a muszą radzić sobie z rzeczami, którymi zwykle zajmowali się dorośli, np. opieka medyczna, gaszenie pożarów, opieka nad najmłodszymi. W takiej sytuacji najlepiej widać jakie osoby są odpowiedzialne i w jakich dziedzinach mogą pomóc. Przykładowo Mary ze swoim bratem Johnem zaczęli opiekować się przedszkolakami. Dahra została pielęgniarką, Sam z Edilio i Quinnem strażakami, Albert zajął się McDonaldem. Z Laną natomiast spotykamy się, kiedy ma bardzo poważny wypadek samochodowy. Było to w momencie, gdy jej dziadek nagle zniknął z fotela kierowcy.
Nie wszystkim jest łatwo. Nie zawsze wiedzą co robić. Najmłodsi tęsknią za rodzicami, ale nastolatkowie również są zagubieni. Wydawać by się mogło, że świat bez dorosłych czasami może być piękny. Tutaj jednak zostały w sposób w miarę realistyczny pokazane panika i starach. Świat, w którym żyją bohaterowie został jeszcze ograniczony przez dziwny mur, o którym nic nie wiadomo. Sam początkowo bał się, że może to być jego wina, przez to co odkrył o samym sobie. Dotychczasowy świat zaczął się zmieniać, zwierzęta mutują, ale również w ludziach zostają wykrywane nowe cechy. Nie wszystko jednak zostaje do końca wyjaśnione. Z każdym nowym odkryciem wiążą się nowe pytania, których jest coraz więcej. Dlatego jestem tak ciekawa kolejnej części.
Na początku każdego rozdziału możemy zobaczyć czas w godzinach. Jest to odliczanie kolejnych minut do 15 urodzin głównego bohatera, Sama. W tym dniu miałby zniknąć. Chłopak szuka jakiegoś sposobu, ale ma też wiele innych problemów, np. z Cainem. Na pierwszych stronach książki znajdziemy też mapę Perdido Beach i ETAP-u. Bardzo często tam zaglądałam, szczególnie kiedy miałam już to wszystko w miarę poukładane w głowie. A mapki to bardzo fajna sprawa. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim.
Podsumowując już moją recenzję stwierdzam, że w sposób nieoczekiwany zostałam fanką serii Michaela Granta. Jestem bardzo mile zaskoczona i dziwię się, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Przez cały czas powieść trzymała mnie w napięciu, zadawałam sobie też pytania, co ja bym zrobiła w takiej sytuacji. Rzecz jest jeszcze w tym, że ja już bym dawno zniknęła, dlatego to wszystko było dla mnie niezwykle ciekawe. "Gone. Faza pierwsza: Niepokój" oceniam na 9,5/10.
Opinia z bloga: kolorowaksiazka.blogspot.com
O książce Michaela Granta słyszałam już dawno. Zawsze jednak mijałam się z serią, aż w końcu udało mi się zgarnąć ją w moje ręce. Może nie całą serię, ale część pierwszą, pt. "Gone. Faza pierwsza: Niepokój". Długo nie musiała na mnie czekać, ponieważ nie jestem bardzo cierpliwa. A książka okazała się świetna.
'Rzeczy niemożliwe...
2016-02-19
"Intruz" to książka, która czekała na swoją kolej na półce dosyć długo. Za długo. Zrozumiałam to prawie od razu, kiedy tylko przeczytałam kilka rozdziałów. Zdałam sobie sprawę, że "Intruz" różni się od poprzednich powieści autorki nie tylko gatunkiem. Zagłębiłam się więc w treść z coraz większą ciekawością.
Przyznaję, początki były trudne. Byłam bardzo zainteresowana dalszym rozwojem akcji, ale musiałam wykazać się odrobiną cierpliwości. Pierwszych rozdziałów nie uważam za najciekawsze, chociaż były dobrym wprowadzeniem do zrozumienia punktu widzenia Dusz. Kiedy Wagabunda znalazła się w kryjówce rebeliantów wszystko stało się ciekawsze.
Powieść jest dosyć gruba, ale to nigdy nie stanowiło dla mnie problemu. Zaskakującym był dla mnie jej format, martwiłam się, że będzie nieporęczny. Tymczasem książkę czytało się bez większych problemów. Cieszyło mnie, że wyczułam w "Intruzie" styl Stephenie Meyer, który jednocześnie uległ poprawie. Wciąż jednak była to ta sama autorka, ze swoim nieco młodzieżowym stylem pisania, który bardzo mi odpowiadał. Narracja jest dokładna, z punktu widzenia Wagabundy, ale nie skupiająca się czasami na niektórych szczegółach, nienaturalnie przyspieszająca, co dotyczyło zwłaszcza wspomnień Melanie. Mógł to być celowy zabieg autorki, by czytelnik skupił się bardziej na głównej bohaterce, muszę jednak przyznać, że odebrało to troszkę wiarygodności w relacji między Melanie i Jaredem. Tak czy inaczej, narrację uważam za duży plus, gdyż Meyer doskonale pokazała dwoistość charakteru bohaterki, mogliśmy rozróżnić Melanie od Wagabundy. Również kontakt między nimi był bardzo dobrze nakreślony. Akcja w powieści ciągnie się powoli, jest niespieszna i, jak powiedziałam wcześniej, dokładna, ale jednocześnie trzyma w napięciu. Im dalej czytałam, tym bardziej nie mogłam się oderwać od lektury.
Jeśli chodzi o samych bohaterów, to oni także jakoś odcisnęli na mnie swój ślad. Może dlatego, że "Intruz" ma tyle stron przywykłam i przywiązałam się do postaci. Wagabunda, później Wanda, główna bohaterka, stała się dla mnie jedną z ulubionych postaci. Początkowo pragnąca odnaleźć wszystkie sekrety Melanie i pomóc Duszom w, jak jej się zdawało, słusznym celu, później zaczęła ludziom współczuć. Poznając bliżej emocje, jakie targają ludźmi, więzi jakie miedzy nimi powstają, zrozumiała, że nie zasługiwali oni na to, by odebrać im świat. Wanda jest bardzo pozytywną postacią, ale nie miałam wrażenia, że jest to przerysowane i nienaturalne. Melanie z kolei miała bardziej żywiołowy charakter niż spokojna i nietolerująca przemocy Dusza. Chociaż to Wagabunda 'sterowała' ciałem, a Melanie była w nim uwięziona i mogła tylko do niej mówić, z łatwością dało się zrozumieć jej charakter. Obie bohaterki z czasem przyzwyczajają się do siebie i stają się swoimi sojuszniczkami a nawet przyjaciółkami.
W przypadku postaci męskich jest podobnie, z tym, że tutaj wyczułam większą niechęć do Jareda niż powinnam była. Nawet biorąc pod uwagę wspomnienia Melanie nie mogłam do końca uwierzyć w relację Melanie-Jared. Z resztą podobnie z relacją Wanda-Jared. Zdecydowanie bardziej polubiłam Iana, był o wiele wiarygodniejszy i prawdziwy. Ian jest bohaterem, o którym lubiłam czytać, co nie zawsze zdarzało się w przypadku Jareda. No i bardziej przypadł mi do serca wyglądem :)
Już na pierwszy rzut oka można zauważyć wątek miłosny, zresztą dosyć charakterystyczny dla Stephenie Meyer. Jest tu element zazdrości, niezdecydowania, jest za to dużo bardziej skomplikowany niż mogłoby się wydawać. Odbywała się tu swego rodzaju tragedia: Wanda odczuwała to samo co kiedyś Melanie, miała więc z góry narzucone uczucia. Ciało, które posiadała kochało Jareda, ona sama czuła inny rodzaj miłości do innej osoby. Istnieje tu wyraźny podział na Ciało i Duszę, na to jak różni się miłość każdego z nich. Książka ta od początku miała traktować o miłości, wynika to bezpośrednio z dedykacji autorki.
Uwielbiam, kiedy czytana przeze mnie powieść ma drugie dno, czasami łatwiejsze, a czasami trudniejsze do odnalezienia. "Intruz" o tyle różni się od wspomnianej sagi Zmierzch, że ma głębsze znaczenie, przesłanie, które każdy może zinterpretować po swojemu. Dla mnie "Intruz" nie jest czysto o miłości. Ja widzę w nim ocenę ludzkiego społeczeństwa. Bardzo podobało mi się w początkowych rozdziałach jak Wagabunda poznawała różne emocje, jak były one tłumaczone. Ciekawym było spojrzeć na człowieka z tej strony. W trakcie rozwoju akcji wciąż zostaje dokonywana ocena. Wanda doświadcza wielu krzywd, przemocy, jest świadkiem wielkich okrucieństw przed którymi ją ostrzegano i które były powodem zajęcia Ziemi przez Dusze. Ale poznaje też inne, równie silne emocje: miłość, macierzyńską i tę romantyczną, radość, tęsknotę i wiele innych, które pozwalają jej dostrzec, że ludzie zasługiwali na świat, w którym żyli. Szczególnie dobitne było tu dla mnie zdanie z ostatniego rozdziału, a właściwie epilogu: "W takim razie może jednak jest dla tej planety jakaś nadzieja".
Trzeba przyznać, że autorkę poniosła wielka fantazja, kiedy opisywała światy, w których osiedlały się Dusze. Były to ciekawe historie, ale zbyt niewiarygodne. Wiedziałam jednak, że przedstawienie tych istot w takim świetle miało pokazać złożoność ludzi, ich charakteru, to jak są niestabilni i bogaci emocjonalnie. "Intruz" zapadnie mi w pamięci na długo i chętnie powrócę do tej powieści. To książka bardzo ciekawa, a przede wszystkim mądra, bo z przesłaniem. Dobrze napisana, miejscami zabawna, a czasami wzruszająca do łez.
Kiedy czytałam zakończenie nie mogłam powstrzymać uśmiechu, a to dlatego, że było to zakończenie bardzo w stylu Stephenie Meyer. Wydaje mi się, że "Intruz" byłby jeszcze lepszy, gdyby skończył się na tych kilku pustych kartkach przed rozdziałem 59. Ale cóż poradzić, w końcu napisałam, że byłam zadowolona ze sposobu w jaki pisze autorka :) Otwarte zakończenie ma jednocześnie tę zaletę, że niesie nadzieję, każe nam się zastanowić nad tym, czego byliśmy świadkami czytając lekturę. "Intruz" dostaje ode mnie ocenę 5,5/6.
"Intruz" to książka, która czekała na swoją kolej na półce dosyć długo. Za długo. Zrozumiałam to prawie od razu, kiedy tylko przeczytałam kilka rozdziałów. Zdałam sobie sprawę, że "Intruz" różni się od poprzednich powieści autorki nie tylko gatunkiem. Zagłębiłam się więc w treść z coraz większą ciekawością.
Przyznaję, początki były trudne. Byłam bardzo zainteresowana...
"Kamerdyner" to powieść, która wzbudziła moje zainteresowanie mimo tego, że raczej unikam czytania lektur z drugą wojną światową w tle. Byłam ciekawa książki, która powstała na podstawie scenariusza i która miała uzupełniać film o niektóre wątki i zarazem go promować. Chciałam także bliżej przyjrzeć się historii Kaszubów, o której tak naprawdę jest "Kamerdyner", a o której wiedziałam bardzo niewiele.
Spodziewałam się, że wątek miłosny będzie tutaj na pierwszym planie, ale tak nie jest. Romans Mateusza i Marity jest wyraźnie zaznaczony, ale jest tylko jednym z wątków. Znacznie ważniejsze wydaje się to, co dzieje się w Europie, jak jej kształt ulega zmianie, jak to wszystko wpływa na Kaszubów. Muszę przyznać, że naprawdę mi się to podobało. "Kamerdyner" nie jest przez to banalny, a treść staje się jeszcze ciekawsza. Tym bardziej, że powieść czyta się niezwykle płynnie i przyjemnie, chociaż poruszane tutaj zbrodnie nie zawsze na to pozwalają.
"Kamerdyner" został napisany przez czterech autorów, którzy stopniowo przedstawiają historię Polski. Książkę podzielono na pięć części, a im bliżej końca, tym ciężej czytać, bo zbliżamy się do wybuchu drugiej wojny światowej i okropnych zbrodni, które miały wtedy miejsce. Tak jak mówiłam, unikam takich wątków w literaturze (i nie tylko w literaturze), bo po prostu jestem na nie zbyt wrażliwa. I właśnie z tego powodu po przeczytaniu "Kamerdynera" musiałam usiąść i przemyśleć tę historię. Emocje, które wywołała we we mnie ta powieść były bardzo burzliwe, wgniotły mnie w fotel. Stało się tak przez to, że bohaterowie są z krwi i kości, przedstawieni takimi jakimi są, z wadami i zaletami, w każdym możliwym odcieniu szarości. Zżywamy się z nimi w jakiś sposób, jednych lubimy, drugich nienawidzimy. A kiedy spotyka ich tragedia, kiedy mamy świadomość, że inspiracją do ich stworzenia byli ludzie, którzy żyli naprawdę - zapiera dech, a wrażenie jest niesamowite. Słodko-gorzkie. Tak jak cała ta powieść. Emocje stają się głębsze również przez brak jakiegoś punktu głównego w tej książce. Obserwujemy tylko jak toczy się życie bohaterów, nie znamy rozwiązania niektórych wątków. To wszystko nadaje realizmu tej opowieści.
Podczas czytania tej książki dało się wyczuć, że jej bazą jest scenariusz. Pięknie opisane sceny, jakby wyjęte z filmu, romans bohaterów, w którym każde spojrzenie czy gest można było sobie łatwo wyobrazić na ekranie. Widziałam film i byłam pod wrażeniem pięknie przedstawionych kadrów i muzyki. Ale też tego, jak wersja kinowa uzupełnia się z tą papierową. W książce znajdziemy szerszą historię bohaterów, poznamy dokładnie motywy i powody ich decyzji. Film natomiast pozwala przeżyć wszystko mocniej, właśnie przez obrazy czy muzykę. Można "Kamerdynera" poznawać tylko w jednej z tych form, ale kiedy je połączymy uzyskamy całość. To, co przeczytałam w tej powieści pozostanie ze mną na długo. Aż zapragnęłam bardziej wgłębić się w historię Kaszub oraz odwiedzić to prawdopodobnie najpiękniejsze miejsce na Ziemi. Oceniam na 5.5/6
kolorowaksiazka.blogspot.com/2018/10/145-kamerdyner-miosc-wojna-zbrodnia.html
"Kamerdyner" to powieść, która wzbudziła moje zainteresowanie mimo tego, że raczej unikam czytania lektur z drugą wojną światową w tle. Byłam ciekawa książki, która powstała na podstawie scenariusza i która miała uzupełniać film o niektóre wątki i zarazem go promować. Chciałam także bliżej przyjrzeć się historii Kaszubów, o której tak naprawdę jest "Kamerdyner", a...
więcej mniej Pokaż mimo to
'Królowa Śniegu była piękna i zgrabna, ale cała z lodu, z olśniewającego, błyszczącego lodu; a jednak żyła: oczy patrzały jak dwie jasne gwiazdy, lecz nie było w nich spokoju ani wytchnienia'
Historia zaczyna się od opowieści o lustrze stworzonym przez samego diabła. Miało ono tę właściwość, że wszystko co dobre i piękne było odbijane przez nie tak, że stawało się brzydkie i szkaradne. Pewnego razu lustro zostało rozbite i rozprysło się na miliony kawałeczków, niektórych bardzo małych jak ziarenka piasku. Kiedy taki odłamek wpadł do czyjegoś oka widział on wtedy wszystko w zły sposób, świat był okropny i nieidealny. Jeden z takich okruchów dostał się do oka i serca małego Kaya. Chłopiec stał się niegrzeczny i niemiły dla swojej przyjaciółki Gerdy, nic go nie cieszyło, nawet ich róże. Kiedy przyszła zima chłopiec przywiązał swoje saneczki do sań pięknej pani, która okazała się być Królową Śniegu. Mała Gerda postanowiła odnaleźć Kaya, wyruszając bez żadnych wskazówek w daleką podróż.
'Ładny z ciebie nicpoń, że się tak po świecie włóczysz- powiedziała do Kaya- chciałabym wiedzieć, czy zasługujesz na to, żeby z twojego powodu pędzić na koniec świata!'
Hans Christian Andersen to duński pisarz, który napisał prawie 160 baśni. Jedną z jego najbardziej znanych opowieści jest "Królowa Śniegu". Jest ona inna od pozostałych, ponieważ autor nie wzorował się tak jak zawsze ludowymi opowieściami, ale ta historia powstała od początku do końca w jego wyobraźni. Jak każda baśń, także "Królowa Śniegu" może być interpretowana na wiele sposobów. Pełno w niej symboli i ukrytych znaczeń, które postaram się odnaleźć.
Już na samym początku naszą uwagę zwraca mały ogródek na dachu, który urządziły dzieci i w którym się bawią. Hodowanie róż sprawia im wielką przyjemność i miło spędzają przy tym czas. Jest to symbol dzieciństwa, niewinności. Kay i Gerda są szczęśliwi i wydaje się, że tak będzie zawsze. Ale nie jest. Kiedy zegar na wieży kościelnej wybija piątą, a do oka i serca chłopca dostaje się odłamek czarciego lustra zaczyna się u niego okres dojrzewania. Nie cieszą go już rzeczy, które wydawały mu się piękne całkiem niedawno. Z dnia na dzień staje się niemiły i zimny, wszędzie doszukuje się wad i skaz. Znajduje jednak coś, co jest według niego idealne, doskonałe. Są to płatki śniegu, których symetria i niepowtarzalność go zachwycają. Jest to wielki kontrast z różami, które kiedyś sprawiały mu radość. Kay zaczął posługiwać się rozumem, nie uczuciami, nie widział już świata oczami dziecka. Wtedy pojawia się Królowa Śniegu, czyli uosobienie piękna i ideału Kaya. Ale jest jednocześnie tajemnicza, zła i związana z diabelskim lustrem. Od razu zwabia chłopca do swojego zamku. Jej królestwo symbolizuje świat postrzegany zimnym rozumem, pozbawionym miłości i ciepła.
Jeżeli wgłębimy się w teść baśni Andersena zauważymy, że jest to opowieść o dorastaniu. Kay zaczął dorastać w chwili wpadnięcia mu do oka i serca odłamków lustra. Ale Gerda również zaczęła się zmieniać, jednak wyrzekła się tego dla przyjaciela. Nastąpiło to wtedy, gdy oddała rzece swoje czerwone trzewiczki (symbol kobiecości). Tylko w ten sposób mogła go odnaleźć, poświęcając samą siebie. Gerda jest bardzo silna, przeszła przez wiele prób, poznała wielu ludzi, których udało jej się skłonić do pomocy, a przede wszystkim nie poddała się, szła ciągle przed siebie, chociaż nawet nie miała punktu odniesienia, nie mogła wiedzieć gdzie jest Kay. Porównując chłopca i Gerdę widzimy jaki jest słaby, uległy, nieciekawy. A jednak mimo wszystko dziewczynka postanawia go odszukać. Bardzo ważne dla zrozumienia przesłania baśni są opowieści kwiatów w ogrodzie kobiety, która umiała czarować. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie są one związane z historią Gerdy i są zbyteczne, niepotrzebne. Ale można odczytać z nich ukryte znaczenie. Wszystkie kwiaty mówią o dorosłości, jednocześnie przestrzegając dziewczynkę, aby się nie zmieniała, pozostała dzieckiem. Zupełnie tak, jakby Andersen uważał dorastanie za coś złego...
"Królowa Śniegu" to również baśń, w której bohaterowie są bardzo samotni. Widzimy to od Gerdy, poprzez wszystkie spotkane przez nią osoby, kończąc na samej Królowej Śniegu. Mimo, że nie jest ona zdolna do kochania, ma przecież serce z lodu, sprowadza Kaya do swojego królestwa. Ale Kay także jest samotny. Kiedy widział świat inaczej niż inni nikt tego nie rozumiał. Zrozumienie znalazł dopiero u Królowej Śniegu i wydawać by się mogło, że to tam było jego miejsce. Być może nie chciał być odnaleziony. Ale to wszystko było tylko złudzeniem, tak jak Królowa Śniegu, która jest czymś do czego dążymy, rezygnując ze wszystkiego, ale jest to jednocześnie dla nas zgubne.
Baśń Andersena jest bardzo religijna. Widzimy to już na samym początku, kiedy dzieci uczą się jednego z psalmów. Nic więc dziwnego, że w czasach radzieckich większość opowiadań duńskiego pisarza była cenzurowana, ponieważ poruszała tematy "antyradzieckie" - wiarę w Boga. Gerda odnajduje Kaya dzięki modlitwie. Kiedy zbliża się do zamku Królowej z jej oddechu powstają aniołki, które pokonują straż. Wszystko dzieje się w czasie odmawiania modlitwy Ojcze nasz. Siła dziewczynki bierze się z ufności i wiary w Boga, ale także w ludzi, ich dobro i miłość.
Historia kończy się szczęśliwie. Kay zostaje uratowany, a bohaterowie wracają do swoich domów już jako dorośli, ale w sercach będący dziećmi. Gerda zaśpiewała chłopcu psalm: "Róża przekwitła i minie; Pójdź, pokłońmy się Dziecinie" pokazując mu i nam w ten sposób, że świat nie jest idealny i nie powinniśmy doszukiwać się w nim nieprawidłowości, ale pokochać go takim jakim jest. Jest lato, a róże symbolizujące miłość i poświęcenie kwitną w małym ogródku na dachu. Następuje zakończenie, w którym bohaterowie zapominają o Królowej Śniegu. Trochę tak, jakby Andersen na siłę chciał pokazać nam, żeby nie przejmować się przeszłością. Nie czujemy nawet smutku, gdy dowiadujemy się o śmierci wrony, bo zostało to zlekceważone. Baśnie Andersena nie są łatwe i poruszają sprawy, z którymi muszą poradzić sobie nie tylko dzieci.
Baśń "Królowa Śniegu" polecam wszystkim. Sam Andersen porównywał swoje baśnie do pudełka, gdzie dzieci oglądają opakowanie, a dorośli mają zajrzeć do wnętrza. "Królowa Śniegu" uczy nas wielu rzeczy, a każdy może w niej odnaleźć coś zgoła innego. To niesamowite, że w tak prosty sposób Andersen umiał opowiedzieć coś najmłodszym czytelnikom, przesyłając zarówno dzieciom jak i dorosłym morał tym razem zawarty w biblijnych słowach: "A jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie osiągniecie Królestwa Bożego!"
'Królowa Śniegu była piękna i zgrabna, ale cała z lodu, z olśniewającego, błyszczącego lodu; a jednak żyła: oczy patrzały jak dwie jasne gwiazdy, lecz nie było w nich spokoju ani wytchnienia'
Historia zaczyna się od opowieści o lustrze stworzonym przez samego diabła. Miało ono tę właściwość, że wszystko co dobre i piękne było odbijane przez nie tak, że stawało się brzydkie...
2012-12-30
Już od pewnego czasu chciałam przeczytać 'Niezgodną', ale dopiero niedawno zyskałam możliwość zapoznania się z lekturą. Sama okładka przyciąga wzrok, chociaż nie ukrywam, że kojarzy mi się z 'Igrzyskami śmierci'. Czy znajdziemy tam też inne podobieństwa?
'Ludzki rozum może usprawiedliwić każde zło; dlatego jest takie ważne, że nie polegamy na nim'
Społeczeństwo podzielone jest na pięć frakcji, z których każda różni się od siebie poglądami. Powstały one wskutek Wielkiego Pokoju, kiedy ludzie uświadomili sobie, że to ludzka osobowość jest winna wszelkiemu złu. Członkowie każdej frakcji potępiają określone wady. I tak można wyróżnić Altruizm, Nieustraszoność, Erudycję, Prawość i Serdeczność. W wieku 16 lat każdy przechodzi test i wybiera do jakiej frakcji chce należeć. Jest również niebezpieczeństwo zostania bezfrakcyjnym.
'Ludzie nie potrafią długo znosić pustki'
Beatrice Prior należy do Altruizmu, frakcji, w której najbardziej liczy się bezinteresowność. Od małego dziecka uczyła się jak być dobrym, ale też skromnym człowiekiem. Wystrzegała się próżności, nie patrzyła w lustro, ubierała się na szaro. Teraz ma 16 lat i musi przejść test, który ma pomóc jej wybrać drogę, którą będzie podążać w dorosłym życiu. Sytuacja wydaje się być prosta, najłatwiej zostać przy tym co się zna. Beatrice nie jest jednak pewna, czy jest wystarczająco bezinteresowna. Test jeszcze bardziej miesza bohaterce w głowie.
'Czasem ból służy większemu dobru'
Kiedy nadchodzi dzień Ceremonii Wyboru dziewczyna nie wie jeszcze co zrobi. Cecha, którą u niej wykryto może być bardzo niebezpieczna, nie może o tym mówić nikomu. To jednak nie określa w prosty sposób do jakiej frakcji ma należeć. Decyzja, którą podejmuje może wydawać się niezrozumiała. Dziewczyna wychowana w spokojnym i cichym Altruizmie od tamtego momentu ma stać się niebezpieczną Nieustraszoną. Nie może jednak spodziewać się co spotka ją w przyszłości. Przybiera imię Tris, chce zacząć nowe życie, czuje jednak wyrzuty sumienia i tęskni za rodziną. Tymczasem Erudyci piszą coraz odważniejsze artykuły o Altruistach. Do czego dążą? Dlaczego oczerniają Altruizm? Jak poradzi sobie Tris w nowym, okrutnym życiu?
Już na pierwszy rzut oka możemy zauważyć liczne pochlebne opinie i miejsca w rankingach, jakie zajęła książka. No i oczywiście zdanie: 'Po Igrzyskach śmierci nadchodzi Niezgodna'. Myślę, że niektórych może to zachęcać, porównanie do igrzysk wskazuje, że powieść jest podobnej tematyki, a fani z pewnością mogą znaleźć tu coś dla siebie. Ale pozostałych może to zniechęcić, nie będą chcieli czytać czegoś, co już było. Gdzie tutaj jestem ja? Myślę, że pośrodku. Wspomnienie 'Igrzysk śmierci' sprawiło, że zwróciłam na 'Niezgodną' uwagę. Okładka również wydaje się znajoma. Pierścień ognia jest symbolem Nieustraszoności, ale tak wyraźne podobieństwa trochę raziły mnie w oczy. Jestem wielką fanką 'Igrzysk śmierci' (kiedyś z pewnością jeszcze zrecenzuję serię) i trochę obawiałam się co znajdę w środku. Miałam również wrażenie, że historia się powtarza. Podobnie było bowiem w przypadku 'Zmierzchu', cały ten zachwyt i powielanie pomysłu pani Mayer. Czy sytuacja była jednak taka sama?
Po pierwszym rozdziale nadal byłam nieufna. Ten cały podział na frakcje nadal wzbudzał skojarzenia. Muszę jednakże przyznać, że pomysł okazał się w miarę oryginalny i z upływem czasu przywykłam i wciągnęłam się w akcję. Książkę czyta się bardzo szybko, ja poradziłam z nią sobie w jeden dzień. Przez większość akcji opisywane są etapy, które musi przejść Tris, aby stać się Nieustraszoną. I tutaj wspomnę, że mimo małej ilości trzymających w napięciu wydarzeń z przyjemnością czytałam dalej :) Bardzo podobały mi się symulacje. Były niesamowicie obrazowe, czułam się jakbym sama przechodziła przez sytuacje w głowie bohaterki. Sama jednak nie chciałabym tego doświadczyć, kto wie jakie chore koszmary kryją się w moim umyśle :P Jednocześnie próbowałam zgadnąć jak poradzi sobie Tris z kolejnymi problemami.
Autorka książki, Veronica Roth, jest bardzo młodą osobą. Ma zaledwie 21 lat a już ma szansę na karierę pisarską. Wydaje mi się trochę niepokojące, że jej trylogia jest porównywana z 'Igrzyskami śmierci'. To tak jakby budowała swoją sławę na kimś innym. Wszystko jednak jeszcze przed nią, jej książka ma doczekać się ekranizacji. To z pewnością będzie wielki sukces autorki. Na okładce możemy przeczytać również bardzo optymistyczną biografię pani Roth. Podany jest tam adres jej bloga i poczty.
Kiedy teraz myślę o decyzji Beatrice wydaje mi się, że wybrała chyba najbardziej niebezpieczną z frakcji. Nie, z pewnością najniebezpieczniejszą, może najgorszą, chociaż nie chciałabym się znaleźć w Prawości lub Erudycji. Jednocześnie podzielam wybór Tris. Coś w Nieustraszonych ciągnie mnie do nich, ale raczej nie wytrzymałabym tam psychicznie. Wolałabym coś spokojniejszego, może Serdeczność. Z pewnością nie Altruizm. Ta frakcja wydawała mi się taka nijaka. Żadnej oryginalności, prostota. Zdziwiłam się, że bohaterka nie wie co to hamburger, ale też jej zachowaniem, typowo altruistycznym. Umiejętności jakie zdobywa Tris z pewnością przydają jej się w przyszłości. Ale o tym już nic nie powiem...
Czy były jakieś wady? Tak, znalazłam kilka. Jako że autorka jest młoda i może jeszcze niedoświadczona w pisaniu nie będę krytyczna. Ale nie daje mi spokoju fakt, że książka nie sprawiła, że nie myślałam o niczym innym, a po czymś takim powinno tak być. Tak naprawdę nie związałam się z żadnym z bohaterów. Kiedy dowiadywałam się jakiejś prawdy o nich, albo zdarzała się tragedia nie byłam wzruszona. Może autorka nie zajęła się postaciami w wystarczającym stopniu. Do tej pory nie wiem nawet jaka jest główna bohaterka, chociaż wydarzenia są opisywane z jej perspektywy. To z pewnością jest zależne od jej niezgodności, ale też młodego wieku.
Obiecany mi został też wątek miłosny. Przyznam, że długo musiałam na niego czekać. W ciągu akcji oceniałam postacie męskie, zgadując kogo wybierze bohaterka. No cóż, już tak mam :)
Podsumowując już moją recenzję stwierdzam, że mimo tego, iż 'Niezgodna' nie 'wwierciła' się w mój umysł przeczytam kontynuację. Coś w powieści jest takiego, że chcę poznać dalsze losy bohaterów. Wątki nie były do końca rozwinięte, ale wiem, że będę miała o czym czytać. Oceniam powieść na 9/10. Mimo wszystko. Jeżeli chcecie zapoznać się z historią opisaną w książce, dowiedzieć się intencji Erudytów, zobaczyć przez co musi przejść Tris, albo zdecydować, którą frakcję wy byście wybrali przeczytajcie powieść. Jest to miła lektura, a kontynuacja z pewnością będzie jeszcze ciekawsza :)
Już od pewnego czasu chciałam przeczytać 'Niezgodną', ale dopiero niedawno zyskałam możliwość zapoznania się z lekturą. Sama okładka przyciąga wzrok, chociaż nie ukrywam, że kojarzy mi się z 'Igrzyskami śmierci'. Czy znajdziemy tam też inne podobieństwa?
'Ludzki rozum może usprawiedliwić każde zło; dlatego jest takie ważne, że nie polegamy na nim'
Społeczeństwo podzielone...
2013-02-27
"Delirium" nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenia, ale seria zapadła mi w pamięci. Długo nie musiała na mnie czekać druga część trylogii Lauren Oliver. "Pandemonium" okazało się być jeszcze lepsze niż jej poprzedniczka, co ucieszyło mnie niezmiernie. Teraz już wiem, że seria jest jedną z moich ulubionych. Co sprawiło, że "Pandemonium" wydaje mi się ciekawsze?
'Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo, gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie, rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju'
Lena ma nową rodzinę. Są to ludzie, przed którymi tak usilnie próbowano ją ostrzec i obronić. W świecie Leny bowiem nie ma miejsca dla buntowników. Osoby, które nie chciały przyjąć remedium są powszechnie uważane za ludzi niecywilizowanych i niegodnych należenia do społeczności. Dlatego ukrywają się oni w Głuszy. Starają się nie rzucać w oczy, chociaż nikt nie spodziewa się jak wielu z nich bierze udział w wydarzeniach tamtejszego świata. Głusza była znana już Lenie, ale z innej strony. Dziewczyna snuła marzenia o swoim szczęśliwym życiu u boku Aleksa, gdzie nikt nie będzie im mówił co powinni i co muszą robić. Plany jednak się zmieniły.
'Okazało się, że zwierzęta są po drugiej stronie granicy - to tamte potwory w mundurach. Potrafią mówić cichym i łagodnym głosem, opowiadać kłamstwa i podrzynać ci gardło z uśmiechem na ustach'
Teraz Lena jest w zupełnie innym miejscu niż to, które pokazał jej niegdyś ukochany. Stało się tak, gdyż Aleks polecił jej by biegła. A ona zrobiła to o co ją prosił. Zrobiła to tak sumiennie, że wylądowała aż dziewięćdziesiąt kilometrów na południowy zachód od Portland. Teraz Lena jest samotna i tęskni za Aleksem. To on pokazał jej miłość i to on ją jej odebrał. Bohaterka nie może się z tym pogodzić. Zostaje jej tylko przystosowanie się do trudnego życia w Głuszy. Poznaje tam Raven, która odnalazła ją ledwo żywą i pomaga jej w zapoznaniu się z nowym życiem. Jest ona zupełnie inna niż ci, których Lena znała w Portland. Zresztą wszyscy są inni. Dziewczyna nie może się nadziwić, że nie ma segregacji płci i można rozmawiać ze wszystkimi bez obaw.
'Jeśli jesteś mądry, troszczysz się o innych. A jeśli się troszczysz, to kochasz'
Kiedy jest już przystosowana i oswojona z Głuszą a jej działania wskazują na zaangażowanie dla wspólnej sprawy, Lena dostaje nowe zadanie. Ma mieć oko na Juliana Finemana, syna Thomasa Finemana, przywódcy AWD (Ameryka Wolna od Delirii ). Organizacja ta dąży do uznania remedium dla ludzi przed 18 rokiem życia, co może być niezwykle, śmiertelnie niebezpieczne. W tym wszystkim wielką rolę może odgrywać właśnie Julian. Chłopak wydaje się Lenie szczególnym przypadkiem i nie sądzi, by coś mogło zmienić jego przekonania. To wszystko może się zmienić, kiedy bohaterowie zostają porwani i uwięzieni w jednej celi. Lena dowiaduje się wielu informacji, co zmienia jej punkt widzenia i jej dotychczasowe życie. Czy dla Juliana jest to równie ważne? Kto porwał bohaterów i jaki był tego cel?
"Delirium" zakończyło się w nieco dramatycznym momencie. Nie było tu typowego zakończenia powieści, czy części z serii. Bardziej przypominało mi to koniec rozdziału. Jak dobrze się złożyło, że miałam kolejną część pod ręką! Nawet jeśli trochę poczekała na swoją kolej, kiedy tylko zaczęłam czytać nie mogłam już odłożyć książki. "Pandemonium" jest bowiem pełne akcji i napięcia, a czytelnik z niecierpliwością wyczekuje kolejnych informacji. Autorka bawi się z naszym zniecierpliwieniem, specjalnie przedłuża czas czekania. Robi to stosując podział akcji na 'Teraz' i 'Wtedy'. O ile w "Delirium" przed każdym rozdziałem mogliśmy znaleźć jakąś naukę z księgi SZZ lub cytat wyjaśniający nam fabułę, tym razem pani Oliver z tego zrezygnowała. Nie ma już potrzeby 'kształcenia' czytelnika o świecie przedstawionym, bo z pewnością wie on o czym czyta. Pisząc 'Wtedy' autorka ma na myśli czas, kiedy to Lena przystosowuje się do życia w Głuszy, czyli jej pierwsze miesiące w tym miejscu. 'Teraz' natomiast odnosi się do działań ruchu oporu i misji bohaterki. Początkowo ten zabieg nie był dla mnie jakimś oryginalnym pomysłem. Ale później, kiedy zarówno w 'Teraz' jak i 'Wtedy' rosło napięcie, a ja nie mogłam wybrać, gdzie akcja jest ciekawsza, zrozumiałam koncepcję Lauren Oliver.
Lena ma na celu obserwowanie Juliana, jako że może on być ważnym punktem w powodzeniu misji. Bohater wydaje się być tym, kim za wszelką cenę ona nie chce się stać. Przemawia on do młodzieży, jest ich przewodnikiem i umie do nich dotrzeć. Nie jest jeszcze po zabiegu chroniącym przed delirium. Może on się okazać dla niego śmiertelnie niebezpieczny, gdyż operacje, które przeszedł w przeszłości zmniejszają jego szanse na przeżycie po tak skomplikowanym zabiegu jak podanie remedium. On jednak tego chce. Dla wielu ludzi jest przykładem, wzorem do naśladowania. Ale decyzja Juliana ma też drugie dno, o którym dowie się Lena, gdy zostaną razem zamknięci w jednej celi.
Lena zmieniła swoją tożsamość, ma nową wymyśloną przeszłość, zmieniła miejsce zamieszkania, ma dla niepoznaki fałszywą bliznę pozabiegową. Wszystko po to, aby nie zostały wykryte prawdziwe intencje jej, a także mieszkającymi z nią jako 'rodzina' Raven i Tacka. Gdyby zostali odkryci, nie pozostawałoby im nic innego jak śmierć. Bohaterka bowiem zaczyna rozumieć, a raczej zrozumiała to po przybyciu do Głuszy, że to nie ci po drugiej stronie są zwierzętami, ale ci, z którymi żyła przez 18 lat.
Lena ciągle tęskni za Aleksem, którego wciąż kocha mimo upływu czasu. Ale znajomość z Julianem może okazać się dla niej zbawienna. Chłopak jest ostrożny i zachowawczy, ale po dłuższym czasie poznajemy go takim, jakim jest naprawdę. Między bohaterami może więc narodzić się uczucie, którego jedno z nich wcale nie chce, a drugie potrzebuje.
"Pandemonium" jak dla mnie jest niesamowicie wciągające, Jeżeli ktoś zniechęcił się do serii po przeczytaniu "Delirium" niech da serii jeszcze jedną szansę, a nie zawiedzie się. Widać, że Lauren Oliver ma jeszcze mnóstwo pomysłów, którymi może nas zaskoczyć. Jeżeli chcecie poznać świat z "Delirium" i zastanawiacie się nad problemem miłości, ta trylogia z pewnością stanie się waszą ulubioną. "Pandemonium" oceniam znacznie wyżej niż pierwszą część - 9/10
"Delirium" nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenia, ale seria zapadła mi w pamięci. Długo nie musiała na mnie czekać druga część trylogii Lauren Oliver. "Pandemonium" okazało się być jeszcze lepsze niż jej poprzedniczka, co ucieszyło mnie niezmiernie. Teraz już wiem, że seria jest jedną z moich ulubionych. Co sprawiło, że "Pandemonium" wydaje mi się ciekawsze?
'Miłość....
Kiedy kilka lat temu Josephine Angelini wydawała swoją pierwszą powieść wywołała burzę u wydawców na całym świecie. "Spętani przez bogów" stało się bestsellerem. Od samego początku byłam niesamowicie ciekawa tej serii i do tej pory pamiętam jak przeczytałam pierwszy tom. W tamtym czasie żadna powieść nie sprawiła na mnie takiego wrażenia, a trylogia Josephine Angelini od razu stała się jedną z moich najukochańszych serii. Teraz to już koniec historii Heleny Hamilton, przy której spędziłam niesamowicie miło czas.
"Bunt bogini" kończy trylogię "Spętani przez bogów". Zostaje zawarte braterstwo krwi, a bogowie są uwolnieni z Olimpu. Sukcesorzy z Domu Tebańskiego, którzy wyczekiwali Atlantydy, zawiedli się. Helena, Orion, Lucas i pozostali Delosowie wyczekują co postanowią bogowie. Jak widać książka jest pełna akcji i napięcia. Chociaż miejscami bywa przewidywalna, to jednak spotkała mnie miła niespodzianka. Z biegiem akcji spostrzegłam, że autorka w ten sposób mnie zmyliła. Dała mi coś czym zajęłam myśli, a gdzieś na boku działy się wydarzenia równie ważne. Przyznaję, że bywałam zaskakiwana :)
Jeśli chodzi o styl autorki zauważyłam, że nieco różni się od tego z poprzednich części. Stał się trochę bardziej odważny, 'zabawowy', ale początkowo nie mogłam się do niego przyzwyczaić. Wiem, że to może być kwestia tłumaczenia, ale nie jestem do tego do końca przekonana. Poza tym zdarzały się literówki, które za każdym razem doprowadzają mnie do szału, jednak, co trzeba przyznać, było ich znacznie mniej niż w "Wędrówce przez sen". Jak już wspomniałam było też dużo humoru, co bardzo mi się spodobało. Ten też był nieco inny niż poprzednim razem, ale również z typu tych 'zaczepnych' :)
W książce pojawia się nowa postać, Andy, która jest półsyreną. Nie miałam niestety okazji bliżej jej poznać, myślę, że pojawiła się tylko dlatego, żeby zostać drugą połówką jakiejś innej osoby :) Co natomiast mogę powiedzieć o innych bohaterach? Tych zdążyłam poznać dosyć dokładnie, a wszystko dzięki dobremu wykreowaniu bohaterów przez autorkę. Josephine Angelini szczególnie upodobała sobie postaci męskie, widać to już od razu. Nie ma wielu takich bohaterów, żeby nie byli przedstawieni pozytywnie. Na przodzie pojawia się Hektor. Jak ja uwielbiam tego chłopaka! Było już tak w przypadku "Spętanych przez bogów", a teraz zostało mu poświęcone nieco więcej uwagi. Jest wcieleniem Hektora Trojańskiego, ma te same cechy. Dodatkowo dowiadujemy się dlaczego relacje między nim a Heleną mają taki charakter. Ta relacja jest jedną z moich ulubionych w całej serii :) Helena musi sobie poradzić ze swoimi uczuciami do Lucasa i Oriona. Ale jednocześnie bardzo się zmienia. Prawdę powiedziawszy nie bardzo mi się to spodobało. Dziewczyna była arogancka i za bardzo pewna tego co robi, a ja nie lubię takich bohaterów. Zupełnie nie przypominała Heleny, o której kiedyś czytałam. Lucas i Orion natomiast byli... po prostu sobą, idealnymi, pięknymi, skrzywdzonymi ;)
"Bunt bogini" zaczyna się w momencie zakończenia poprzedniej części, nie ma więc przerwy między nimi. Autorka nie przypomina także od razu akcji i faktów z poprzednich tomów. Po tak długim czasie między wydaniem drugiej i trzeciej części sprawiało to trochę kłopotów. Powieść czytałam z wypiekami na twarzy. Niestety nadal jestem zdania, że to "Spętani przez bogów" jest najlepszą książką w trylogii. Josephine Angelini skończyła już tę serię, ale zrobiła to w sposób, który jednocześnie pozwoli jej w przyszłości na nawiązanie do historii. Zakończenie powieści jest częściowo otwarte, nie wiemy wszystkiego, ale jednocześnie nie czujemy natychmiastowej potrzeby dowiedzieć się co dalej. "Bunt bogini" oceniam na 5/6.
kolorowaksiazka.blogspot.com
Kiedy kilka lat temu Josephine Angelini wydawała swoją pierwszą powieść wywołała burzę u wydawców na całym świecie. "Spętani przez bogów" stało się bestsellerem. Od samego początku byłam niesamowicie ciekawa tej serii i do tej pory pamiętam jak przeczytałam pierwszy tom. W tamtym czasie żadna powieść nie sprawiła na mnie takiego wrażenia, a trylogia Josephine Angelini od...
więcej Pokaż mimo to