-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-01-10
2014-12-31
2014-12-27
"Księżyc w nowiu" to druga część sagi Zmierzch, która zyskała rzesze fanów na całym świecie. Moje kolejne spotkanie z Bellą i Edwardem przyjęłam z wielkim entuzjazmem. Mimo że znałam fabułę, czas spędzony z tą powieścią spędziłam przyjemnie i przypomniałam sobie wiele istotnych faktów z nią związanych. Nawet nie wiedziałam, że tak dużo ulatuje z pamięci!
Fabuła "Księżyca w nowiu" zaczyna się rozwijać już od samego początku. Najpierw jesteśmy świadkami wątpliwości i obaw Belli, która staje się coraz starsza. Następnie obserwujemy jak mały wypadek na przyjęciu urodzinowym jest pretekstem do wyjazdu Cullenów z Forks. Po tym jak Edward wyjeżdża a Bella popada w depresję, akcja się uspokaja. Dziewczyna stara się uwolnić od smutku, a udaje jej się to tylko w obecności przyjaciela - Jackoba Blacka. "Księżyc w nowiu" daje nam więc szansę poznania nowych bohaterów, jesteśmy wprowadzeni także w nowy wątek. Mamy możliwość przeczytać o naturalnych wrogach wampirów - wilkołakach.
Poprzednio nie opisałam w swojej recenzji postaci tej sagi, uczynię to więc teraz. Główną bohaterką jest Bella Swan, dziewczyna wrażliwa, empatyczna i nieśmiała. Odkąd sprowadza się do Forks ściąga na siebie same kłopoty, z których ratuje ją Edward (który jakby nie było jest jednym z niebezpieczeństw). Kiedy ukochany - wampir znika z pola widzenia, Bella znajduje schronienie w ramionach przyjaciela - wilkołaka. Dla wielu mogłoby to być prawdziwe nieszczęście, ale nie dla Belli, która próbuje odnaleźć się w tym wszystkim. Kolejnym ważnym bohaterem jest Edward Cullen, wampir, którego największym pragnieniem jest zabicie swojej ukochanej. Ten paradoks nie jest jedynym problemem, z którym musi się zmierzyć. Edward za wszelką cenę chce bronić dziewczynę i po tragicznym incydencie opuszcza ją by ją chronić, wmawiając jednocześnie, że jej nie kocha. Trzecią strategiczną postacią jest wspomniany już Jackob Black. Chłopak pojawił się już w "Zmierzchu", ale to dopiero w drugiej części mamy szansę poznać go bliżej. Jesteśmy też świadkami tego, jak odkrywa prawdę o samym sobie. Jackob wprowadza do fabuły nieco świeżości, swoją radosną osobowością zyskuje sympatię czytelnika. Oprócz tej trójki w sadze pojawia się też wiele innych interesujących charakterów. Zdecydowanie moimi ulubieńcami są Cullenowie :)
"Księżyc w nowiu" jest inny niż "Zmierzch", gdyż brakuje w nim Edwarda. Stephenie Meyer jednak wykorzystała umiejętnie ten fakt, żebyśmy poznali Jackoba i lepiej przyjrzeli się środowisku wilkołaków. Wydaje się, że autorka potrafi dobrze rozłożyć fabułę na kilka części swojej sagi i bardzo to sobie w niej cenię. Niestety nie mogę przejść obojętnie obok błędów jakie się tu pojawiają. I największym problemem nie okazuje się być dla mnie niespójność niektórych zdań, czy faktów. Jest nim prawie graniczące z ignorancją nie dopilnowanie tego, co sama autorka chce przekazać. Mogłabym przejść nad tym do porządku dziennego, ale nie daje mi to spokoju, odkąd przeczytałam scenę, w której bohaterowie jedzą posiłek na tarasie w styczniu (w stanie Waszyngton, gdzie o tej porze roku jest zima!). Mogłoby być wytłumaczeniem to, że Stephanie Meyer jest przyzwyczajona do innego klimatu i mogła się pomylić. Ale dlaczego nikt nie zauważył takiego błędu przed tym jak książka została wydana? Oczekiwana przez wielu fanów druga część słynnej sagi? Dla mnie to niedopuszczalne i wiem, że niektórzy mogą odnieść tę ignorancję osobiście. Takie błędy pojawiają się więcej niż tylko ten jeden raz. Nie widzę wytłumaczenia dla tego niedopatrzenia.
Ogólnie rzecz ujmując, pomijając wszystkie błędy w treści, które się pojawiły, "Księżyc w nowiu" nie jest złą lekturą. Styl autorki jest na podobnym poziomie co poprzednio, fabuła jest ciekawa, a pod koniec powieści akcja przyspiesza. Do tego powieść jest wciągająca i interesująca. Czego można chcieć więcej? A jednak czegoś mi brakowało, czegoś, czego nie mogę zidentyfikować. Może kiedyś znajdę rozwiązanie tej zagadki, a tymczasem oceniam książkę na 4,5/6
kolorowaksiazka.blogspot.com
"Księżyc w nowiu" to druga część sagi Zmierzch, która zyskała rzesze fanów na całym świecie. Moje kolejne spotkanie z Bellą i Edwardem przyjęłam z wielkim entuzjazmem. Mimo że znałam fabułę, czas spędzony z tą powieścią spędziłam przyjemnie i przypomniałam sobie wiele istotnych faktów z nią związanych. Nawet nie wiedziałam, że tak dużo ulatuje z pamięci!
Fabuła "Księżyca w...
2014-12-10
Kiedyś byłam pewna tego, że nie odważę się zrecenzować sagi Zmierzch. Wydawało mi się, że nie będę umiała tego zrobić, gdyż jestem z nią dosyć silnie związana. Przecież to właśnie od "Zmierzchu" zaczęłam swoją przygodę czytelniczą, poznałam w międzyczasie wiele niesamowitych historii i w końcu stałam się osobą, którą jestem teraz. Ale kiedy zaczęłam czytać zauważyłam, że to, co wydawało się dla mnie tak trudne, nie będzie dla mnie problemem. Zrecenzowanie tej powieści nie okazało się dla mnie trudniejsze niż w innych przypadkach :)
Kiedy kończymy czytać książkę, która porusza nas i swoją historią nas zachwyca, staramy się zapamiętać z niej jak najwięcej szczegółów. Ale z biegiem czasu nasze uczucia się zacierają, aż w końcu możemy sobie tylko przypomnieć ogólne wrażenia, jakie nam towarzyszyły podczas czytania. Czy pamiętamy język i styl jakim posługuje się autor? Oczywiście, że nie! Stąd moje zdziwienie, kiedy zaczęłam czytać pierwszy rozdział "Zmierzchu", który w mojej pamięci był jedną z lepszych książek jakie przeczytałam. Otóż przeraziłam się językiem. No może nie tak dosłownie :) Ale prawdą jest to wszystko, co inni piszą i mówią na temat 'nędznego języka'. Ciekawe, że wcześniej tego nie zauważyłam... Przeczytałam już wiele książek i zaczynam większą uwagę zwracać na styl i ogólnie słowo. A w "Zmierzchu" nie ma tak naprawdę ani barwnych zdań, ani wyśmienitych dialogów. Owszem, autorka stara się to osiągnąć, ale z dosyć marnym skutkiem: metafory są czasami tak 'wyszukane', że aż śmieszne, a rozmowy bohaterów dosyć błahe i często nieskładne. Czasami miałam wrażenie jakby Stephenie Meyer starała się naśladować styl nastolatków: ich mowę, sposób porozumiewania się, myślenia. Ale po dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że ona jednak niczego nie naśladuje.
Problemy Belli, o których po raz kolejny czytałam, nie były dla mnie tak ważne jak jeszcze pięć lat temu. Czy to możliwe, że aż tak się zmieniłam? :P Dążę do tego, że jeśli w tym momencie mojego życia pierwszy raz przeczytałabym tę sławną sagę pewnie nie dostałaby ode mnie takiej oceny, jaką jej dam w tej recenzji. Ale przeczytałam ją kiedy wszystko, co poruszono w tej powieści, idealnie wpasowało się w moje wymagania. Skoro jest to książka dla nastolatków, zastanawia mnie tylko, czemu czytają ją osoby dorosłe, których tak naprawdę nie dotyczy, a którzy wystawiają jej negatywne opinie. Według mnie każdy może czytać co mu się żywnie podoba, grunt to nie przesadzać z krytyką. Sama w tej recenzji krytykuję "Zmierzch", ale nie ma to wpływu na moją końcową ocenę. Podsumowując ten akapit stwierdzam, że to, co przeciwnicy pani Meyer piszą o jej debiutanckiej serii jest najprawdziwszą prawdą. Ale grupie wiekowej, do której jest skierowana ta saga, nie przeszkadza w niej prawie nic. To dlatego autorka osiągnęła taki sukces. Ja zaś, mimo że widzę wszystko wyraźniej, jestem w gronie osób, które "Zmierzch" traktują jako coś wyjątkowego w swojej biblioteczce.
Powracając do tego o czym pisałam wcześniej, zastanawiam się dlaczego znów dałam się w to wciągnąć. Bo styl i język mnie nie zachwycił, problematyka mnie już nie obejmowała, a pomysł na wampiry w stylu Edwarda Cullena, chociaż kiedyś tak genialny, teraz wydaje mi się już nieco śmieszny. Jednak gdzieś w połowie mojego ponownego poznawania lektury, wpadłam jak śliwka w kompot. Fabuła mnie porwała, losy bohaterów przejęły, a tragizm sytuacji na nowo rozbudził dawne emocje. Może nie zmieniłam się aż tak bardzo.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ta recenzja tak naprawdę nie jest taka jakie zwykle piszę. Jest to raczej zbiór moich refleksji i przemyśleń po tym, jak ponownie przeczytałam powieść, która zaistniała w moim życiu. Czy "Zmierzch" jest najlepszą książką jaką kiedykolwiek przeczytałam? Oczywiście, że nie! Poznałam wiele lepszych historii i bardzo mnie to cieszy. Zmieniam się, rozwijam, mam własne zdanie na jakiś temat. Ale to nie znaczy, że nie mam pewnego sentymentu do "Zmierzchu". Przestałam się wstydzić tego, że znam fabułę całej serii (był moment kiedy się tego wstydziłam :D) i za pomocą opowieści Stephenie Meyer zachęcam innych do czytania. Skoro ja się dzięki nie wciągnęłam, to czemu inni mieliby tego nie zrobić? :) Oceniam na 4,5/6 (bo następne części są lepsze).
kolorowaksiazka.blogspot.com
Kiedyś byłam pewna tego, że nie odważę się zrecenzować sagi Zmierzch. Wydawało mi się, że nie będę umiała tego zrobić, gdyż jestem z nią dosyć silnie związana. Przecież to właśnie od "Zmierzchu" zaczęłam swoją przygodę czytelniczą, poznałam w międzyczasie wiele niesamowitych historii i w końcu stałam się osobą, którą jestem teraz. Ale kiedy zaczęłam czytać zauważyłam, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-18
O tej książce słyszałam już wcześniej, jednak nie zwróciłam na nią szczególnej uwagi. Dopiero teraz mogłam zadać sobie pytanie: "Dlaczego zwlekałam tak długo?!", "Anna i pocałunek w Paryżu" to lektura jakiej było mi trzeba. Jestem nią zachwycona.
Najprawdopodobniej większa część tego zachwytu ma swoje zasługi w miejscu, w którym rozgrywa się akcja. Och, Paryż jest taki cudowny! Mam słabość do tego miasta i z ciekawością obserwowałam poczynania bohaterki. Chyba nic nie mogło jeszcze bardziej zareklamować Paryża i sprawić, by stał się jeszcze bardziej dla mnie pociągający. Czułam, że jestem tam z bohaterką, że razem z nią oglądam piękne zabytki i zachwycam się nimi. Autorka nie zanudza nas faktami historycznymi, ale przywołuje ciekawostki i pokazuje rzeczywistość oraz zwyczaje (które czasami mogły być przesadzone, ale to nic :P). A to wszystko opowiedziane zostało przez Annę. I to jest kolejny powód do zachwytu nad tą książką - narracja. Od pierwszego zdania wciągnęłam się niesamowicie. Samą powieść czyta się błyskawicznie, w czym zasługę ma z całą pewnością sposób w jaki jest prowadzona narracja. Mówi ona bardzo dużo o samej głównej bohaterce. Z uśmiechem na ustach czytałam całą paplaninę Anny i mogłabym jej jeszcze trochę poczytać, gdyby nie to, że historia jest tak krótka. Ale to ma też swoją zaletę - autorka nie 'przesłodziła' opowieści, czego wręcz nie znoszę :)
Bohaterowie powieści Stephanie Perkins są świetnie wykreowani. Szczególną uwagę zwróciłam na Annę. Tak jak już pisałam, miałam jej cały obraz dzięki narracji. Otóż Anna jest bardzo ciekawą osóbką. Jest inteligentna, troszkę nieśmiała i zagubiona i ma cięty język (chociaż ujawnia się częściej w narracji niż w dialogach). Przede wszystkim to co widzi i to jaka jest zostało przedstawione znakomicie. Kolejną postacią jest Etienne St. Clair, czyli ten, w którym zakochała się główna bohaterka. I znowu podobało mi się, że autorka nie przesadziła. Mam na myśli to, że jak to zwykle bywa St. Clair jest idealizowany. To zrozumiałe, zważywszy na fakt, że widzimy bohatera oczami zakochanej w nim dziewczyny. Ale równocześnie nie miałam wrażenia, że Etienne jest bez wad i jest postacią kryształową. W ogóle wszyscy bohaterowie są tu bardzo prawdziwi - mają zarówno wady, jak i zalety. Nie ominęło to również obiektu westchnień Anny :)
Wątek romantyczny także jest wyważony. Historia Anny i Etienna nie jest prosta i banalna. Jest pełna nieporozumień i niedopowiedzeń. I chociaż powieść jest romantyczna - no bo przecież jesteśmy w Paryżu, a poza tym główna bohaterka poznaje megaprzystojnego chłopaka - to jednak nie tak słodka, że aż mdła. Anna i St. Clair stają się najlepszymi przyjaciółmi i są nierozłączni. I ciągle się śmieją :) Jeszcze chyba nie czytałam książki, w której bohaterowie tak często wybuchaliby śmiechem. To tylko dodało jej uroku :)
A, i chciałam jeszcze poruszyć jedną rzecz. Przyzwyczaiłam się, że Wydawnictwo Amber na okładkach swoich powieści umieszcza sporo zachwalających opinii. Tym razem dowiedziałam się z nich, że "Anna i pocałunek w Paryżu" zajęła '5 miejsce między "Pięćdziesięcioma twarzami Greya" a "Przeminęło z wiatrem" w kategorii Najlepsza powieść o miłości wszech czasów' według Goodreads. No cóż, ta opowieść podobała mi się bardzo, ale nie aż tak jak reklamuje ją Amber. A jeśli już jestem przy tym, to wspomnę też, że książka jest dobrze wydana: zero literówek, błędów, itd. Co, przykro mi o tym mówić, dosyć rzadko zdarza się w publikacjach tego wydawnictwa.
"Anna i pocałunek w Paryżu" oczywiście polecam. To była powieść, której było mi trzeba: lekka, wesoła, niezobowiązująca. Znalazłam w niej przede wszystkim świetną narrację, bohaterów i ... Paryż. Przeczytałam ją błyskawicznie i od razu do niej wróciłam. Jestem pewna, że zrobię to jeszcze niejeden raz. Chcę więcej książek z Paryżem w tle :) A tymczasem oceniam dzieło Stephanie Prekins na 4,5/6.
kolorowaksiazka.blogspot.com
O tej książce słyszałam już wcześniej, jednak nie zwróciłam na nią szczególnej uwagi. Dopiero teraz mogłam zadać sobie pytanie: "Dlaczego zwlekałam tak długo?!", "Anna i pocałunek w Paryżu" to lektura jakiej było mi trzeba. Jestem nią zachwycona.
Najprawdopodobniej większa część tego zachwytu ma swoje zasługi w miejscu, w którym rozgrywa się akcja. Och, Paryż jest taki...
2014-09-28
Mogę śmiało to powiedzieć - Margaret Mitchell stworzyła niezaprzeczalnie jedną z niewielu książek, które zawsze będę uważała za arcydzieła. To niesamowite, że 'zwykła' opowieść może tak wiele wnieść do naszego życia. A "Przeminęło z wiatrem" z całą pewnością wkroczyło w moją codzienność i nieźle w niej namieszało. Dopiero wtedy dostrzegłam, że od dawna mi tego brakowało.
Kiedy tylko odebrałam przesyłkę w jednej z księgarni czułam wielkie podekscytowanie, które wcale nie mijało, wręcz przeciwnie. Wiedząc jak obszerna jest to powieść nie rezygnowałam, ale trochę zwątpiłam w swoje możliwości - byłam przyzwyczajona do lektur na jeden, góra dwa wieczory, a tu miałam przed sobą prawie 900-stronicowe dzieło, w dodatku napisane bardzo malutką czcionką. Muszę to przyznać, męczyłam się przy pierwszych rozdziałach. Ale im dalej zagłębiałam się w treść, tym bardziej nie mogłam uwolnić się z sideł, w które z własnej woli się złapałam. "Przeminęło z wiatrem" było ciągle obecne w moich myślach, nie mogłam zrobić niczego bez rozmyślania o bohaterach tej książki. Aż w końcu ją przeczytałam. I poczułam samozadowolenie i satysfakcję - coś, czego nie czułam od ponad pięciu lat. Pomijając ogromnego kaca książkowego, czułam się szczęśliwa. Najprawdopodobniej dzięki jednemu z najlepszych zakończeń, jakie dane mi było przeczytać - jednocześnie wstrząsającego i smutnego, a z drugiej strony niosącego nadzieję na lepsze jutro.
Piszę tę recenzję po prawie trzech miesiącach od przeczytania "Przeminęło z wiatrem" i mogę spojrzeć na niektóre sprawy z pewnego dystansu. Czy moje odczucia zmieniły się choć odrobinę przez ten czas? Chyba można uznać to za pytanie retoryczne :) Nie - nie zmieniły się ani trochę. Oczywiście, trochę wyblakły, zatarły się, ale nie uległy zmianie. W każdym momencie, kiedy tylko moje myśli zaczną krążyć wokół dzieła Margaret Mitchell serce zaczyna szybciej bić, a na twarzy pojawiają się rumieńce podekscytowania. Czy to nie jest najlepszy dowód na to, co zrobiła ze mną Mitchell? :)
"Przeminęło z wiatrem" to jedyne dzieło napisane przez panią Margaret, nad którym pracowała bardzo długo. Do sukcesu powieści przyczynił się film reżyserii Victora Fleminga. Książka niemal natychmiast stała się jedną z najczęściej czytanych w historii literatury i do dzisiaj nie traci zainteresowania czytelników na całym świecie. Spotkałam się z opinią, że ekranizacja jest o niebo lepsza od pierwowzoru. Zapewniam Was, że to nieprawda - powieść bije ją na głowę. Tylko poprzez przeczytanie lektury poznajemy prawdziwe charaktery i motywy postępowania postaci, znamy ich historię, to jak ich losy zmieniają się podczas wojny. Mamy przed sobą całokształt.
Zacznę może od bohaterów... Nie spotkałam się jeszcze z tak dobrze wykreowanymi charakterami - i mam na myśli wszystkich bohaterów tej powieści. Dokładność Margaret Mitchell może czasami nużyć, ale jeśli cierpliwie przeczytamy wszystko, co ma nam do opowiedzenia na początku, potem z pewnością to docenimy. I kiedy stanie się coś złego, zdamy sobie sprawę, że będzie nam brakować tej postaci, mimo że pojawiła się tylko kilka razy. I przeżyjemy to niemal osobiście... Tak, nie spotkałam się jeszcze z takimi charakterami :)
Główną bohaterką jest Scarlett O'Hara, Jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci w literaturze i wpisała się w niej na stałe. Któż nie słyszał chociażby jej nazwiska? Scarlett jest córką bogatego plantatora bawełny na Południu, Jest przyzwyczajona do luksusów, jest uwielbiana przez wszystkich chłopców w okolicy i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Scarlett jest niedokształcona, nie umie analizować i patrzeć na świat oczami innych. Jej ulubionymi zajęciami są flirtowanie i chodzenie na przyjęcia. Ale to dodaje jej tylko więcej uroku w oczach dżentelmenów. Pannę O'Hara poznajemy jako 16-letnie dziewczątko, które prawie nic nie wie o życiu. Z czasem widzimy jej przemianę. Bohaterkę trudno jest czasami polubić, ale nie jest to negatywna postać. Szacunek w czytelniku wzbudza jej odwaga i wytrwałość, nie przejmowanie się przeszłością, która czasami jest dla niej zbyt bolesna, ale skupienie się na teraźniejszości. Już od samego początku wiedziałam, że Scarlett jest postacią, która nie pasuje do czasów, w jakich przyszło jej żyć i wyprzedza je o kilkadziesiąt lat. Nie da się jej zapomnieć.
Nie zapomnę także Rhetta Butlera. Jest to tak złożona osobowość, że nawet teraz nie jestem pewna jakim człowiekiem jest naprawdę. Do tej pory myślałam, że mam już ulubionego bohatera literackiego. Ale po "Przeminęło z wiatrem" bezpieczne pierwsze miejsce pana Darcy robi się coraz mniej pewne ;) Rhett otwarcie mówi o sobie, że jest 'łotrem', przez co nie można go w żaden sposób urazić. Wie, że wszystko złe, co można o nim powiedzieć jest prawdą. Jest egoistą, dba tylko o swoje interesy i wygodę, często współpracuje z wrogiem, przez co inni nazywają go zdrajcą. Jest niezwykle przedsiębiorczy i trzeźwo widzi swoje szanse i porażki. Nie oślepia go patriotyzm i duma Południowców. Nie obchodzi go to, co o nim mówią, bo już dawno stracił reputację. Ale Rhett ujawnia swoją drugą twarz, w miarę jak akcja się rozwija. Nadal jest łotrem, ale jednocześnie nie sposób jest go nie uwielbiać. Jego prawdziwe intencje poznajemy dopiero na końcu powieści, kiedy dla jednej krótkowzrocznej damy jest już za późno.
Zdecydowanie moją ulubioną postacią kobiecą jest Melania Hamilton. Jeśli ta postać pojawiłaby się w jakiejś innej powieści z pewnością byłaby nudną szarą myszką, na którą czytelnik nie zwróciłby żadnej uwagi. Ale nie stało się tak w tym przypadku. To niemożliwe, że Mitchell tak doskonale oddała charakter tej postaci. Melania, którą na początku postrzegamy tak, jak ją widzi Scarlett, czyli mdłą, niezbyt urodziwą dziewczynę, która ukradła jej ukochanego Ashleya, z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej się kształtuje, pokazuje swoją odwagę, szlachetność i dobroć. To przykład bohatera, z którego bez wątpienia można brać przykład, a jednocześnie nie jest dla nas obojętny.
Mogłabym opowiadać w nieskończoność o postaciach z powieści Margaret Mitchell. Zostali jeszcze przecież Ashley, Gerald, Ellen, Tarletonowie, itd., ale nie ma na to czasu, ani miejsca. Powiem więc teraz o czym jest ta powieść. Otóż powszechnie mówi się, że "Przeminęło z wiatrem" to 'romans wszech czasów'. Tak naprawdę "Przeminęło z wiatrem" niewiele ma wspólnego z romansem. Jeśli miałabym oceniać książkę tylko przez pryzmat ekranizacji to owszem, byłaby melodramatyczna. Ale na całe szczęście powieść to nie film :) Wątek miłosny pojawia się w tej książce - najpierw widzimy młodzieńcze uczucie Scarlett do Ashleya, które staje się wręcz niezdrowe, potem na scenę wkracza Rhett, który otwarcie mówi, że nie kocha Scarlett i nie nadaje się do małżeństwa. Ale choć poznajemy akcję dając się prowadzić Scarlett, to okazuje się, że nie miłość jest tu najważniejszym poruszanym problemem. Stwierdzenie, że "Przeminęło z wiatrem" to romans jest po prostu niesprawiedliwe i nie oddaje w pełni klasy i znaczenia powieści.
O czym jest więc "Przeminęło z wiatrem"? Jest to powieść o dorastaniu, o zmianach i wyrzeczeniach, o odwadze, sile i wytrwałości. O tym, by nie poddawać się i walczyć, o sile ducha i nieugiętej woli walki. Czytając powieść jesteśmy świadkami przemiany, jaka się dokonuje w bohaterach. Na przykład Scarlett, która jest tylko rozpieszczoną, samolubną dziewczynką staje się kobietą doświadczoną przez los, którą zahartowały niewygody i cierpienia, która zrobi wszystko, żeby uratować Tarę. Czy podjęłaby się tego wszystkiego kilka lat wcześniej? Zapewne nie i to w tym wszystkim jest najważniejsze.
Już na koniec wspomnę jeszcze o tym, jak wielkie znaczenie dla zrozumienia akcji ma tło wydarzeń. Na początku czułam się znużona opisami, które ciągnęły się czasami bardzo długo, nakreślaniem sytuacji politycznej Południa i tego jaki wpływ miała na wszystko wojna secesyjna i pierwsze lata po jej zakończeniu. Ale potem zdałam sobie sprawę, że czytam to wszystko z zainteresowaniem. Zauważyłam, że los bohaterów zmieni się wraz z tymi wydarzeniami i próbowałam przewidzieć jakie będą to zmiany. Tło historyczne tak naprawdę nie było tylko tłem, ale uzupełniało akcję, było jakby osobną opowieścią, która przenika się z losami Scarlett i innych bohaterów. Pierwszy raz tak bardzo wciągnęłam się i zaciekawiłam historią - przecież ja nie znoszę historii! A o wojnie secesyjnej wiedziałam tylko tyle, że taka była :P Teraz widzę wszystko wyraźniej.
"Przeminęło z wiatrem" stało się dla mnie inspiracją i pokazuje mi jak mam postępować. Jeszcze nigdy tak silnie nie odczułam nauki, jaka płynie z przeczytanej powieści. Pierwszy raz zaczęłam uczyć się na błędach bohaterów i doceniać to, co miałam zaszczyt przeczytać. Czy polecam "Przeminęło z wiatrem"? Jak mogłoby być inaczej po takiej recenzji? :) Książkę polecam każdemu, nieważne ile ma lat i jakiej jest płci. Jeżeli jeszcze nie znacie opowieści Margaret Mitchell nadróbcie zaległości. Oceniam na 6/6
kolorowaksiazka.blogspot.com
Mogę śmiało to powiedzieć - Margaret Mitchell stworzyła niezaprzeczalnie jedną z niewielu książek, które zawsze będę uważała za arcydzieła. To niesamowite, że 'zwykła' opowieść może tak wiele wnieść do naszego życia. A "Przeminęło z wiatrem" z całą pewnością wkroczyło w moją codzienność i nieźle w niej namieszało. Dopiero wtedy dostrzegłam, że od dawna mi tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-13
"Trzy metry nad niebem" to książka, którą bardzo chciałam przeczytać, ale w jakiś sposób zawsze było mi z nią nie po drodze. Nawet kiedy już kupiona leżała na półce, długo musiała czekać na swoją kolej. Miałam pewne wątpliwości, przyznaję. Bałam się, że poznam kolejną słodką historię o miłości, jakich wiele. Jednak "Trzy metry nad niebem" wyróżnia się. Ta historia nie przemknęła mi przed oczami nie pozostawiając nic w mojej głowie. Tę historię na pewno zapamiętam na długo.
Zacznę może od pierwszej rzeczy, która rzuca się w oczy. A jest to styl autora. Przez jakiś czas nie mogłam znaleźć się w narracji, była dla mnie troszeczkę niezrozumiała. Ale trwało to tylko przez jakieś pół rozdziału. Od razu bowiem zauważyłam korzyści jakie ze sobą niesie. Narracja jest prowadzona w czasie teraźniejszym. I chociaż nie jest to mój ulubiony sposób relacjonowania opowieści, w tym przypadku nawet nie zauważyłam kiedy przestałam na to zwracać uwagę. Czas teraźniejszy w wydaniu Federico Moccii jest świetny.
Uwielbiam powieści pisane przez reżyserów, czy scenarzystów (autor jest scenarzystą filmowym i telewizyjnym). W "Trzy metry nad niebem" znalazłam wszystkie zalety, jakie mają takie książki. Po pierwsze, akcja mknie jak szalona i na pewno nie ma czasu na nudę (ale szczerze mówiąc zdarzały się nudne, przynajmniej dla mnie, wątki). Po drugie, czytając tę powieść miałam wrażenie, że jestem prawdziwym świadkiem wydarzeń. Książka wciągnęła mnie niemal dosłownie :) I najważniejsze - akcja była tak skonstruowana, że ciągle doświadczałam złudzenia scen wyrwanych z filmu. To tak, jakby Federico Moccia ułożył scenariusz, ale napisał go prozą ;) Przyczynił się do tego najbardziej czas teraźniejszy, o którym mówiłam, a także krótkie zdania i równoleżniki zdań. Czasami opisy kojarzyły mi się z tekstem pobocznym jaki znajdujemy w dramatach. Moim zdaniem wszystkie te cechy łączą się ze sobą idealnie. Narracja jest nieskomplikowana, ale bardzo dokładna. Powieść czyta się błyskawicznie.
"Trzy metry nad niebem" jest historią o młodzieńczym uczuciu. Ale nie jest to opowieść banalna. Może dlatego, że jest bardzo realistyczna. Bohaterowie różnią się od siebie prawie wszystkim. Babi jest kulturalną, spokojną dziewczyną, można by powiedzieć wzorcową. Ale nie myślcie, że jest typową szarą myszką, cichutką i niepewną siebie, nie! Ta postać bardzo przypadła mi do gustu. Ma swoje zasady, których się trzyma, nie staje się kimś innym pod wpływem otoczenia. Chociaż w trakcie akcji zachodzą w niej pewne zmiany. Babi poznaje Stepa, który, no cóż, jest jej zupełnym przeciwieństwem. Chłopak jest doświadczony przez życie, co sprawia, że jest jaki jest. Też mi się spodobał. Wiem, że wiele osób nie przepada za tym bohaterem... Ja jednak widzę to inaczej. To prawda, że jest agresywny, porywczy, wulgarny, chamski. Ale jaki miałby być, jeśli obraca się w takim towarzystwie? Widziałam wiele momentów, w których ukazywały się dobre strony Stepa. I będę go bronić :P Step też się zmienia (jak można tego nie zauważyć?!). Przemiana ze złego na dobre zawsze jest trudniejsza i mniej widoczna. Autor pokazał po prostu wszystko zgodnie z prawdą. Bez idealizowania postaci. Bez niepotrzebnej heroizacji.
Co mogę powiedzieć o reszcie bohaterów? Wszyscy są wyjątkowi, niezwykle żywi i barwni. Mają zarówno wady jak i zalety. Są ludzcy. To też jest wielka zaleta tej książki. Tak jak świetne dialogi, przy których czasami śmiałam się do łez. "Trzy metry nad niebem" opowiada o pierwszym gorącym uczuciu, ale też o dorastaniu, buncie, przyjaźni. Każe nam się także zastanowić nad tym jak bardzo możemy się zmienić pod wpływem miłości, czy związek dwojga tak różniących się osobowości jest możliwy.
"Trzy metry nad niebem" czytałam z wypiekami na twarzy. Kiedy zorientowałam się, że zbliżam się do końca byłam trochę smutna, ale też zadowolona i uspokojona. Nic nie mogło mnie bardziej zaskoczyć jak dwa ostatnie długie rozdziały. Cała książka wzbudziła we mnie tak mieszane uczucia, że to jest niewiarygodne jak można odczuwać jednocześnie tak wiele sprzecznych uczuć. Mogłabym znienawidzić za to zakończenie autora. Ale chociaż moje romantyczne serce krwawi, nie mogę tego zrobić panu Federico. On tylko sprawił, że ta historia stała się jeszcze bardziej realistyczna, wiarygodna i prawdziwa. To nieprawdopodobne, ale zaakceptowałam to zakończenie. "Trzy metry nad niebem" jest jedną z tych lektur, które będę pamiętać i będę do nich wracać. Oceniam na 5/6
kolorowaksiazka.blogspot.com
"Trzy metry nad niebem" to książka, którą bardzo chciałam przeczytać, ale w jakiś sposób zawsze było mi z nią nie po drodze. Nawet kiedy już kupiona leżała na półce, długo musiała czekać na swoją kolej. Miałam pewne wątpliwości, przyznaję. Bałam się, że poznam kolejną słodką historię o miłości, jakich wiele. Jednak "Trzy metry nad niebem" wyróżnia się. Ta historia nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-07-16
cała recenzja na
http://kolorowaksiazka.blogspot.com/2013/08/51-wielki-mistrz-trudi-canavan.html
Jestem tak strasznie oczarowana ostatnim tomem "Trylogii Czarnego Maga", że przez tydzień żyłam tylko tym, co działo się w tej książce. Nie mogłam dojść do siebie. "Wielki Mistrz" to coś na co czekałam od samego początku. Przyznam, że już niejednokrotnie odwlekałam przeczytanie tej powieści. Gdy tylko widziałam tą "cegłę" na półce wszelka ochota na lekturę mnie opuszczała. Ale nie mogłam zostawić tak tej serii niedokończonej :) Pewnego dnia postanowiłam znowu przenieść się w świat opisany przez Trudi Canavan. I jestem zaskoczona!
Przyzwyczaiłam się już do stylu autorki, który jest jak najbardziej przyjemny i prosty. Ale kto czytał już jakieś jej dzieło mógł odnieść wrażenie, że pani Canavan lubi pisać o niczym. Przynajmniej ja uważam, że dwa poprzednie tomy mogłyby być o wiele krótsze. Ale w przypadku "Wielkiego Mistrza" moje zdanie zmienia się diametralnie. Jakże się cieszę, że przetrwałam przez "Gildię Magów" i "Nowicjuszkę" ;) W zamian dostałam doskonałe ukoronowanie trylogii. Ostatnia część serii to ukazanie prawdziwego kunsztu Trudi Canavan. Przyznam szczerze, że już zaczynałam w nią wątpić. Ale "to" przerasta moje wszelkie oczekiwania :)
W nagrodę za swoją cierpliwość doczekałam się powieści pełnej akcji, zaskoczenia, ale też miłości. To tego wszystkiego brakowało mi w poprzednich częściach, a wszystko znalazłam tutaj. Odkąd zaczęłam czytać, nie mogłam już skończyć aż do ostatniej strony. Potem tylko miałam łzy w oczach. Wzruszyłam się i było mi tak okropnie smutno! Chociaż jest to świetna ostatnia część, to nienawidzę tego zakończenia. Nie chodzi mi już o to, że kiedy w końcu zaczęłam przywiązywać się do bohaterów seria się skończyła. Ale o to jak strasznie autorka postąpiła z takim niczego nieświadomym czytelnikiem jak ja. Czytelnikiem, który liczy na szczęśliwe zakończenie a dostaje "coś takiego". Czytelnika, który czeka na cud, a dostaje figę. No cóż, nienawidzę tego zakończenia. Dlatego poszukałam wypowiedzi autorki w jej wywiadach. Znalazłam jej zdanie tłumaczące wszystko: "Czy gdyby zakończenie było inne zapamiętalibyście je?". Trudi Canavan ma rację. Mimo tego, że tak jest mi szkoda tego co się stało, tylko dzięki temu ta seria zostanie na długo w mojej pamięci. I pewnie niejednokrotnie do niej sięgnę, a przynajmniej do "Wielkiego Mistrza" ;)
Tak właściwie to uświadomiłam sobie wtedy, że autorka od samego początku dążyła do takiego zakończenia. Pierwsze co wtedy pomyślałam to "Ale małpa! Akurat kiedy raczyła sprawić, że się wciągnęłam!", ale po pewnym czasie, po ponownym przeczytaniu książki, po ochłonięciu po lekturze dostrzegłam coś na co warto było czekać. I na taki efekt czekałam. I bardzo zachęcam was do przeczytania tej serii. Nawet jeśli na początku zwątpiliście tak jak ja. Obiecuję, że znajdziecie coś niesamowitego. Ale jeżeli już od początku jesteście wciągnięci, chyba nie muszę was zachęcać :) "Wielki Mistrz" to chyba najlepsza książka jaką przeczytałam do tej pory w tym roku.
cała recenzja na
http://kolorowaksiazka.blogspot.com/2013/08/51-wielki-mistrz-trudi-canavan.html
Jestem tak strasznie oczarowana ostatnim tomem "Trylogii Czarnego Maga", że przez tydzień żyłam tylko tym, co działo się w tej książce. Nie mogłam dojść do siebie. "Wielki Mistrz" to coś na co czekałam od samego początku. Przyznam, że już niejednokrotnie odwlekałam...
'Królowa Śniegu była piękna i zgrabna, ale cała z lodu, z olśniewającego, błyszczącego lodu; a jednak żyła: oczy patrzały jak dwie jasne gwiazdy, lecz nie było w nich spokoju ani wytchnienia'
Historia zaczyna się od opowieści o lustrze stworzonym przez samego diabła. Miało ono tę właściwość, że wszystko co dobre i piękne było odbijane przez nie tak, że stawało się brzydkie i szkaradne. Pewnego razu lustro zostało rozbite i rozprysło się na miliony kawałeczków, niektórych bardzo małych jak ziarenka piasku. Kiedy taki odłamek wpadł do czyjegoś oka widział on wtedy wszystko w zły sposób, świat był okropny i nieidealny. Jeden z takich okruchów dostał się do oka i serca małego Kaya. Chłopiec stał się niegrzeczny i niemiły dla swojej przyjaciółki Gerdy, nic go nie cieszyło, nawet ich róże. Kiedy przyszła zima chłopiec przywiązał swoje saneczki do sań pięknej pani, która okazała się być Królową Śniegu. Mała Gerda postanowiła odnaleźć Kaya, wyruszając bez żadnych wskazówek w daleką podróż.
'Ładny z ciebie nicpoń, że się tak po świecie włóczysz- powiedziała do Kaya- chciałabym wiedzieć, czy zasługujesz na to, żeby z twojego powodu pędzić na koniec świata!'
Hans Christian Andersen to duński pisarz, który napisał prawie 160 baśni. Jedną z jego najbardziej znanych opowieści jest "Królowa Śniegu". Jest ona inna od pozostałych, ponieważ autor nie wzorował się tak jak zawsze ludowymi opowieściami, ale ta historia powstała od początku do końca w jego wyobraźni. Jak każda baśń, także "Królowa Śniegu" może być interpretowana na wiele sposobów. Pełno w niej symboli i ukrytych znaczeń, które postaram się odnaleźć.
Już na samym początku naszą uwagę zwraca mały ogródek na dachu, który urządziły dzieci i w którym się bawią. Hodowanie róż sprawia im wielką przyjemność i miło spędzają przy tym czas. Jest to symbol dzieciństwa, niewinności. Kay i Gerda są szczęśliwi i wydaje się, że tak będzie zawsze. Ale nie jest. Kiedy zegar na wieży kościelnej wybija piątą, a do oka i serca chłopca dostaje się odłamek czarciego lustra zaczyna się u niego okres dojrzewania. Nie cieszą go już rzeczy, które wydawały mu się piękne całkiem niedawno. Z dnia na dzień staje się niemiły i zimny, wszędzie doszukuje się wad i skaz. Znajduje jednak coś, co jest według niego idealne, doskonałe. Są to płatki śniegu, których symetria i niepowtarzalność go zachwycają. Jest to wielki kontrast z różami, które kiedyś sprawiały mu radość. Kay zaczął posługiwać się rozumem, nie uczuciami, nie widział już świata oczami dziecka. Wtedy pojawia się Królowa Śniegu, czyli uosobienie piękna i ideału Kaya. Ale jest jednocześnie tajemnicza, zła i związana z diabelskim lustrem. Od razu zwabia chłopca do swojego zamku. Jej królestwo symbolizuje świat postrzegany zimnym rozumem, pozbawionym miłości i ciepła.
Jeżeli wgłębimy się w teść baśni Andersena zauważymy, że jest to opowieść o dorastaniu. Kay zaczął dorastać w chwili wpadnięcia mu do oka i serca odłamków lustra. Ale Gerda również zaczęła się zmieniać, jednak wyrzekła się tego dla przyjaciela. Nastąpiło to wtedy, gdy oddała rzece swoje czerwone trzewiczki (symbol kobiecości). Tylko w ten sposób mogła go odnaleźć, poświęcając samą siebie. Gerda jest bardzo silna, przeszła przez wiele prób, poznała wielu ludzi, których udało jej się skłonić do pomocy, a przede wszystkim nie poddała się, szła ciągle przed siebie, chociaż nawet nie miała punktu odniesienia, nie mogła wiedzieć gdzie jest Kay. Porównując chłopca i Gerdę widzimy jaki jest słaby, uległy, nieciekawy. A jednak mimo wszystko dziewczynka postanawia go odszukać. Bardzo ważne dla zrozumienia przesłania baśni są opowieści kwiatów w ogrodzie kobiety, która umiała czarować. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie są one związane z historią Gerdy i są zbyteczne, niepotrzebne. Ale można odczytać z nich ukryte znaczenie. Wszystkie kwiaty mówią o dorosłości, jednocześnie przestrzegając dziewczynkę, aby się nie zmieniała, pozostała dzieckiem. Zupełnie tak, jakby Andersen uważał dorastanie za coś złego...
"Królowa Śniegu" to również baśń, w której bohaterowie są bardzo samotni. Widzimy to od Gerdy, poprzez wszystkie spotkane przez nią osoby, kończąc na samej Królowej Śniegu. Mimo, że nie jest ona zdolna do kochania, ma przecież serce z lodu, sprowadza Kaya do swojego królestwa. Ale Kay także jest samotny. Kiedy widział świat inaczej niż inni nikt tego nie rozumiał. Zrozumienie znalazł dopiero u Królowej Śniegu i wydawać by się mogło, że to tam było jego miejsce. Być może nie chciał być odnaleziony. Ale to wszystko było tylko złudzeniem, tak jak Królowa Śniegu, która jest czymś do czego dążymy, rezygnując ze wszystkiego, ale jest to jednocześnie dla nas zgubne.
Baśń Andersena jest bardzo religijna. Widzimy to już na samym początku, kiedy dzieci uczą się jednego z psalmów. Nic więc dziwnego, że w czasach radzieckich większość opowiadań duńskiego pisarza była cenzurowana, ponieważ poruszała tematy "antyradzieckie" - wiarę w Boga. Gerda odnajduje Kaya dzięki modlitwie. Kiedy zbliża się do zamku Królowej z jej oddechu powstają aniołki, które pokonują straż. Wszystko dzieje się w czasie odmawiania modlitwy Ojcze nasz. Siła dziewczynki bierze się z ufności i wiary w Boga, ale także w ludzi, ich dobro i miłość.
Historia kończy się szczęśliwie. Kay zostaje uratowany, a bohaterowie wracają do swoich domów już jako dorośli, ale w sercach będący dziećmi. Gerda zaśpiewała chłopcu psalm: "Róża przekwitła i minie; Pójdź, pokłońmy się Dziecinie" pokazując mu i nam w ten sposób, że świat nie jest idealny i nie powinniśmy doszukiwać się w nim nieprawidłowości, ale pokochać go takim jakim jest. Jest lato, a róże symbolizujące miłość i poświęcenie kwitną w małym ogródku na dachu. Następuje zakończenie, w którym bohaterowie zapominają o Królowej Śniegu. Trochę tak, jakby Andersen na siłę chciał pokazać nam, żeby nie przejmować się przeszłością. Nie czujemy nawet smutku, gdy dowiadujemy się o śmierci wrony, bo zostało to zlekceważone. Baśnie Andersena nie są łatwe i poruszają sprawy, z którymi muszą poradzić sobie nie tylko dzieci.
Baśń "Królowa Śniegu" polecam wszystkim. Sam Andersen porównywał swoje baśnie do pudełka, gdzie dzieci oglądają opakowanie, a dorośli mają zajrzeć do wnętrza. "Królowa Śniegu" uczy nas wielu rzeczy, a każdy może w niej odnaleźć coś zgoła innego. To niesamowite, że w tak prosty sposób Andersen umiał opowiedzieć coś najmłodszym czytelnikom, przesyłając zarówno dzieciom jak i dorosłym morał tym razem zawarty w biblijnych słowach: "A jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie osiągniecie Królestwa Bożego!"
'Królowa Śniegu była piękna i zgrabna, ale cała z lodu, z olśniewającego, błyszczącego lodu; a jednak żyła: oczy patrzały jak dwie jasne gwiazdy, lecz nie było w nich spokoju ani wytchnienia'
Historia zaczyna się od opowieści o lustrze stworzonym przez samego diabła. Miało ono tę właściwość, że wszystko co dobre i piękne było odbijane przez nie tak, że stawało się brzydkie...
2013-03-08
'Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości i o tym, jak mało można ufać pozorom cnoty czy rozumu'
W XIX w. dla każdej panny bardzo ważne było korzystne zamążpójście. Szczególnie rodzice dbali o przyszłość córki. Zależało bowiem od tego także przyszłe życie najbliższej rodziny, a majątek męża mógł stać się dla nich zabezpieczeniem. Najtrudniej towarzysza życia znaczącego wiele w świecie znajdywały panny mające niskie koneksje. Tym było to trudniejsze, gdy dziewcząt było pięć, a w okolicy mieszkało ich jeszcze więcej. Wszystkie czekały tylko na okazję, by pokazać się w towarzystwie i zachwycić (najlepiej jakiegoś zamożnego) młodzieńca swoją urodą. Toteż kiedy w sąsiedztwie pojawiał się nowy mieszkaniec, do tego kawaler, panny prześcigały się by zdobyć jego serce.
'Duma związana jest z tym, co sami o sobie myślimy, próżność zaś tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli'
W Longbourn sytuacja rodziny nie była bardzo korzystna. Jako że pan Bennet nie posiadał męskiego potomka, cały jego majątek po jego śmierci przejąłby kuzyn, którym w tym przypadku był pan Collins. Jedyną nadzieją stało się znalezienie dobrych partii dla pięciu córek: Jane, Elizabeth, Mary, Catherine i Lydii. Kiedy do pani Bennet doszła wiadomość, że Netherfield Park zyskał nowego dzierżawcę postanowiła sobie zeswatać z nim którąś ze swoich dziewcząt. Młodym kawalerem okazał się być pan Bingley, z którym przyjechały również jego siostry, szwagier, a także o wiele od niego bogatszy pan Darcy. Okazją do zapoznania się z nowym towarzystwem był bal, na którym wszyscy zdążyli osądzić sąsiadów.
'Określenie "szaleńczo zakochany" jest banalne, wątpliwe i tak nieokreślone, że daje mi zgoła niewielkie pojęcie o sprawie. Często kwituje się nim zarówno uczucie wynikające z półgodzinnej znajomości, jak i prawdziwą miłość'
Okazało się, że pan Bingley był miłym, serdecznym i radosnym kawalerem, który zrobił wrażenie na ludziach. Szczególną uwagę poświęcił najstarszej pannie Bennet, Jane, która odwzajemniła jego sympatię. Ale pan Darcy, który początkowo wzbudził wielki szacunek i podziw wśród gości po chwili zyskał opinię dumnego, wywyższającego się bogacza. Elizabeth tym bardziej zraził swoją osobą mówiąc o niej, że jest znośna, ale nie dość ładna, by go skusić. Panna słyszała jego słowa, ale nie wzięła ich do serca. Jednak z biegiem czasu pan Darcy zaczął dostrzegać w niej kogoś zachwycającego, czego nikomu nie ujawnił. Wyjazd towarzystwa z Netherfield był straszną wiadomością dla Jane, która zakochała się w panu Bingley. Elizabeth wspierała siostrę. Kiedy kilka miesięcy później pojechała z wujostwem na podróż po kraju nie spodziewała się, że spotka pana Darcego, którego starała się unikać. On natomiast starał się zwalczać swoje uczucie do niej. Czy drogi Elizabeth i Darcego jeszcze się skrzyżują? Czy oboje będą kierować się dumą i uprzedzeniem?
"Duma i uprzedzenie" jest najbardziej znaną powieścią Jane Austen. Autorka długo musiała starać się o wydanie swojej książki. W XIX w. młode damy publikujące powieści mogły stracić szanse na zamążpójście, ponieważ takie zachowanie uchodziło za niewłaściwe. Jednak ojciec Jane wspierał ją i zachęcał do pisania. Panna Austen rozpoczęła prace nad książką, kiedy miała 21 lat i zakończyła ją w ciągu roku. Początkowo powieść miała inny tytuł- "Pierwsze wrażenia". Niestety żaden wydawca nie chciał przyjąć rękopisu młodej pisarki. Jane nie poddawała się jednak i po wydaniu "Rozważnej i romantycznej" ukazała się zmieniona już "Duma i uprzedzenie", która okazała się sukcesem autorki. Początkowo było to dzieło anonimowe.
Powieść już od pierwszego zdania daje do zrozumienia czytelnikowi o stylu Jane Austen. Pierwszy raz spotkałam się z sytuacją, gdzie po przeczytaniu małego fragmentu książki do samego końca miałam uśmiech na ustach. Autorka bowiem ma swój charakterystyczny styl pisania i specyficzny ironiczny humor. To zrozumiałe, że nie każdemu może się on spodobać, ale ja tak go uwielbiam w tej powieści. "Duma i uprzedzenie" to pierwsza książka Jane Austen, z którą się zapoznałam. Wiem już, że za długo z tym zwlekałam. Kiedy zaczyna się czytać nie można się oderwać, a akcja wciąga coraz bardziej.
Powieść traktuje o obyczajach i mentalności ludzi XIX w. Można tu zauważyć wątek romantyczny, który wydaje się być głównym w tym przypadku. Jednak kiedy zajrzy się trochę głębiej od razu co niektórzy odnajdą przesłanie autorki. Co więcej jest to oczywiste już po samym tytule. Jane Austen poprzez przykład bohaterów, których wykreowała daje nam cenne wskazówki, którymi powinniśmy się kierować w życiu. Najważniejsze może wydawać się tu 'ocenianie książki po okładce'. Każdy człowiek zasługuje bowiem na lepsze poznanie, a osądzanie po pozorach, nawet jeśli częściowo prawdziwych, sprawia, że wiele w życiu się traci. W XVIII/XIX w. bardzo dużo uwagi zwracało się na dobre maniery. Również w powieści autorka dokładnie to opisała. Ale pod tymi 'manierami' często kryła się fałszywość i drwina. Widać to chociażby po przykładzie sióstr Bingley. To, jak ważne było dobre zachowanie zarówno panny, jak i jej rodziny świetnie widać po rodzinie Bennetów. Jane i Elizabeth były pokrzywdzone przez zachowanie matki, która ośmieszała córki i siebie w towarzystwie. Kolejnym problemem jest tu sprawa majątku, pozycji społecznej. Tak więc doskonale widać jak wiele tematów poruszyła w powieści autorka, a to jeszcze nie są wszystkie jakie można wymienić. Chodzi tu bardziej o mentalność ludzką niż o romans. Wszystko jednak wspaniale się ze sobą łączy i przenika.
Bohaterowie w "Dumie i uprzedzeniu" są bardzo ciekawi i wzbudzają do razu naszą sympatię. Są dobrze wykreowani, autorka poświęciła trochę swojego czasu każdemu z nich. Najbardziej jednak skupiła się na Elizabeth, która bardzo ją przypominała. Lizzy była bardzo intrygującą osóbką. Z pewnością jej zachowanie nie do końca pasowało do ogólnie przyjętego przez ludzi. Była to dziewczyna bystra, szczera, chętnie wyrażała swoją opinię, nie szczędziła krytyki. Właśnie jej zachowanie zwróciło uwagę pana Darcego. Nikt jeszcze nie rozmawiał z nim w ten sposób i tak go nie potraktował. Można powiedzieć, że Darcy zakochał się w niej od drugiego wejrzenia, gdyż jak wspomniał pierwszym razem, Lizzy nie zachwyciła go urodą. Powszechnie jednak uchodziła za piękność. Elizabeth była drugą z kolei córką i była ulubienica ojca, głównie dzięki swojemu bystremu umysłowi. Jednocześnie okazała się być najmniej kochaną przez matkę. Była zabawna, lubiła się śmiać, nie brała wszystkiego do serca. Również osądziła Darcego po pozorach, ale przyczyną był Wickham, który opowiedział jej wiele kłamstw na jego temat. Później okazało się, kto jest winny. Pan Darcy - początkowo mroczny, tajemniczy, próżny, dumny, z czasem zyskuje naszą sympatię. Szczerze mówiąc moją zyskał już na samym początku :) Jest jaki jest, mój ulubiony bohater literacki. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się utożsamić się nie z główną bohaterką, ale właśnie z postacią męską, drugoplanową. Nie wiem jak to się stało. Ale tak czy inaczej uwielbiam pana Darcego :)
Narracja w "Dumie i uprzedzeniu" jest trzecioosobowa. Najczęściej jesteśmy świadkami wydarzeń, w których brała udział Elizabeth, znamy jej myśli, uczucia. Jednak poznajemy także inne okoliczności, o których nie wie bohaterka. Narrator czasami wtrąca swój komentarz, i o ile początkowo się nie ujawnia, zauważyłam kilka razy zwroty, po których domyślić się można, że jest to sama autorka, kobieta.
Podsumowując, "Duma i uprzedzenie" jest świetną lekturą, przez wielu krytyków oceniana jako najlepsza powieść Jane Austen. Czytają ją z uwielbieniem współcześni czytelnicy, doczekała się wielu ekranizacji i nadal nie traci na popularności. Na czym polega sukces autorki? Nie będę ukrywać, że akcja jest najprostsza z możliwych, nie jesteśmy tu niczym zaskakiwani. Jednak powieść czyta się bez przerwy. W czym zasługa? Mnie ujął język autorki, bardzo lubię taki humor i rezerwę. Innych może urzec zupełnie co innego. Książka jest uniwersalna. Każdy może postawić się na miejscu bohaterów, przeżyć coś podobnego, bez względu na czasy, w których żyje. Tak czy siak, "Duma i uprzedzenie" stała się moją ulubioną powieścią, a ja zaczęłam interesować się również innymi dziełami Jane Austen. Pewnie niedługo moja biblioteczka zyska kilka nowych książek autorki :) Jeżeli chcecie dowiedzieć się jak potoczyła się historia Elizabeth kierującą się uprzedzeniem i Darcego wykazującego się dumą, koniecznie przeczytajcie tę powieść o miłości od drugiego wejrzenia. Moja ocena to 10/10
'Im więcej poznaję świat, tym mniej mi się podoba, a każdy dzień utwierdza mnie w przekonaniu o ludzkiej niestałości i o tym, jak mało można ufać pozorom cnoty czy rozumu'
W XIX w. dla każdej panny bardzo ważne było korzystne zamążpójście. Szczególnie rodzice dbali o przyszłość córki. Zależało bowiem od tego także przyszłe życie najbliższej rodziny, a majątek męża mógł...
2013-02-04
Tak naprawdę nie miałam w planach przeczytania książki Tahereh Mafi. Wszystko wyszło spontanicznie, zobaczyłam znajomą okładkę i uległam. I z przyjemnością stwierdzam, że nie mam czego żałować. Zapoznanie się z "Dotykiem Julii" było bardzo miłym doświadczeniem.
'Ludzie ciągle polują na to, czego się boją'
Świat się zmienił. Intensywna działalność człowieka sprawiła, że została zniszczona warstwa ozonowa, nie ma plonów, zwierzęta wymierają a pogoda jest nieprzewidywalna. Mnóstwo ludzi zginęło z głodu, ale też wielu z nich zostało zabitych. Tłumaczone jest to argumentem, że wszystko dzieje się dla dobra ludzkości. Od kiedy Komitet Odnowy przejął władzę sprawy się pogorszyły. Nie można już nikomu ufać.
'Nienawiść wygląda tak niepozornie, dopóki się nie uśmiechnie. Dopóki nie obróci się i nie skłamie, a jej usta i zęby nie nabiorą cech czegoś zbyt biernego, żeby zadać mu cios pięścią'
W tym czasie w szpitalu dla obłąkanych od 264 dni przebywa Julia Ferrars. Dziewczyna jest w zamknięciu sama, niedługo ma zamieszkać z nią inna osoba. Nie wie czego się spodziewać. Od bardzo dawna nie rozmawiała z nikim, jedyne co jej zostało to notatnik i stare pióro. Jest głodzona i samotna ale nie jest szalona. Jest zamknięta w tym miejscu za coś na co nie ma wpływu. Wszystko sprowadza się do jej dotyku.
'Tylko krople deszczu przypominają mi, że chmury mają bijące serca. Że ja także je mam'
Julia przez całe swoje życie starała się być lepsza, milsza, tak aby ktoś ją kochał i akceptował to kim jest. Nie mogła jednak liczyć nawet na swoich rodziców. To za ich pozwoleniem znalazła się w szpitalu. Kiedy poznaje swojego współlokatora jest w szoku. Zamknęli ją z chłopakiem. Bohaterka od razu podejrzewa, że zrobili to po to, by ją zabić. Adam, bo tak ma na imię, bardzo przypomina dziewczynie kogoś z przeszłości. Wszystko jednak wskazuje na to, że on jej nie pamięta. Julią natomiast zaczyna interesować się Komitet Odnowy a w szczególności Warner, dla którego dziewczyna jest niesamowicie fascynująca. Co chce osiągnąć Komitet Odnowy? Kim jest Adam? Czy bohaterka znajdzie w sobie odwagę, aby się zbuntować?
"Dotyk Julii" zachwyca już samą okładką. Według mnie jest niesamowita. Dziewczyna, odłamki szkła, czcionka- wszystko wydaje się być dopracowane i przemyślane. Do tego opis, który nie zdradza wiele, ale jest jakże intrygujący. Wszystko to sprawia, że już na pierwszy rzut oka lektura może okazać się przyjemna. Zwracając uwagę na tytuł oryginału możemy dostrzec, że został on całkowicie zmieniony. Oryginalnie brzmi bowiem "Shatter Me" (zniszcz mnie). Nie jest to dla mnie jakiś wielki problem, a właściwie żaden. Dla mnie ważne jest to, co znajduje się w środku. Chociaż przyznaję, że oryginalnie tytuł bardziej podkreśla problem powieści, osobowość Julii.
Z twórczością Tahereh Mafi spotykam się pierwszy raz. I cieszę się, że miałam taką możliwość, ponieważ jestem wręcz oczarowana piórem autorki. Mówię tu o bardzo poetyckim języku. Praktycznie na każdym kroku możemy spotkać się z licznymi porównaniami albo metaforami. Ciekawym zabiegiem było dla mnie przekreślanie jakiejś części zdania, myśli głównej bohaterki. Pozwala to na zobaczenie przez czytelnika co naprawdę sądzi Julia, jaki konflikt przeżywa w środku. Często autorka nie stosowała znaków interpunkcyjnych i w tym samym czasie pojawiały się powtórzenia. Działo się tak, kiedy chciała ona przyspieszyć akcję. Myślę, że był to świetny pomysł. Czasami zdarzało mi się czytać wszystko jednym tchem. Pierwszy raz czytałam taką książkę i przyznaję, że chciałabym przeczytać wile więcej takich powieści.
Wszystkie zabiegi jakie stosowała autorka sprawiły, że myśli Julii były bardzo barwne i piękne. Jako że bohaterka była zamknięta samotnie prawie przez rok miała mnóstwo czasu na refleksje. Narracja jest prowadzona w pierwszej osobie liczby pojedynczej i to właśnie z perspektywy dziewczyny widzimy wszystkie wydarzenia. Jesteśmy też przy tym świadomi wszystkich licznych przemyśleń bohaterki. Praktycznie cała akcja jest skupiona na Julii, na tajemnicy jej dotyku. Najczęściej zdarza się tak, że ktoś umiera przez kontakt ze skórą dziewczyny. Ta umiejętność wydaje się pożądana przez Komitet Odnowy i ich bezwzględnych przywódców. Szczególną rolę odgrywa w tym wszystkim Warner.
Wspominając bohaterów muszę powiedzieć też o tym, że chyba pierwszy raz zdarzył mi się taki przypadek jak w tej książce. Mam tu na myśli fakt, że żadna z postaci nie okazała się być dla mnie denerwująca. Zazwyczaj znajdzie się chociaż jeden taki rodzynek, a tutaj nic. Julia jako główna bohaterka sprawdziła się według mnie doskonale. Nie jest irytująca, ani nie wymaga niczego. Jest to bardzo skrzywdzona i w wieku 17 lat bardzo doświadczona przez los dziewczyna. Przez swoją umiejętność nie była akceptowana, nawet przez rodziców. Jej tragedia opowiedziana tak dokładnie, w takim barwnym języku wywołała na mnie wielkie wrażenie - Ba! czasami chciałabym być taka jak ona, mimo że to tylko papierowa postać. Julia ma do czynienia z Adamem i Warnerem. Obaj mężczyźni widzą ją w odmiennym świetle, dla każdego jest inna, ale jednocześnie bardzo ważna. W inny sposób widzą w niej kogoś idealnego. Problem tylko w tym, który ma rację? Kiedy czyta się z perspektywy Julii wszystko staje się jasne. Również tajemnica dotykania/nie dotykania była dla już dla mnie zrozumiała, dlatego nie wiem czemu tak długo nie jest to wyjaśnione. Imiona bohaterów to według mnie strzał w dziesiątkę. Bardzo miło czytało mi się o Julii- uwielbiam to imię:) - ale też imię Adam okazało się dla mnie nieoczekiwanie bardzo ładne. Jakoś wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi.
Mimo tego, że autorka nie postawiła na jakąś większą dawkę emocji, książka jest niezmiernie ciekawa. Czytałam ją już wielokrotnie i za każdym razem jestem zachwycona. Powiedzenie, że chciałabym tak pisać jest mało wystarczające. Pióro autorki jest dla mnie czymś rzadko spotykanym i oryginalnym. Zakończenie powieści nie było jakoś bardzo zachęcające czy intrygujące do lektury kolejnych części, ale ja chętnie się z nimi zapoznam. Stałam się po prostu fanką pióra Tahereh Mafi. Uwielbiam środki stylistyczne w poezji, a wykorzystanie ich w prozie było dla mnie czymś jeszcze lepszym :) Domyślam się jednak, że nie wszystkim taki język może pasować i nie wszystkim ta książka się spodoba. Ale tak, czy owak ją polecam.
Tak naprawdę nie miałam w planach przeczytania książki Tahereh Mafi. Wszystko wyszło spontanicznie, zobaczyłam znajomą okładkę i uległam. I z przyjemnością stwierdzam, że nie mam czego żałować. Zapoznanie się z "Dotykiem Julii" było bardzo miłym doświadczeniem.
'Ludzie ciągle polują na to, czego się boją'
Świat się zmienił. Intensywna działalność człowieka sprawiła, że...
2013-02-27
"Delirium" nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenia, ale seria zapadła mi w pamięci. Długo nie musiała na mnie czekać druga część trylogii Lauren Oliver. "Pandemonium" okazało się być jeszcze lepsze niż jej poprzedniczka, co ucieszyło mnie niezmiernie. Teraz już wiem, że seria jest jedną z moich ulubionych. Co sprawiło, że "Pandemonium" wydaje mi się ciekawsze?
'Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo, gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie, rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju'
Lena ma nową rodzinę. Są to ludzie, przed którymi tak usilnie próbowano ją ostrzec i obronić. W świecie Leny bowiem nie ma miejsca dla buntowników. Osoby, które nie chciały przyjąć remedium są powszechnie uważane za ludzi niecywilizowanych i niegodnych należenia do społeczności. Dlatego ukrywają się oni w Głuszy. Starają się nie rzucać w oczy, chociaż nikt nie spodziewa się jak wielu z nich bierze udział w wydarzeniach tamtejszego świata. Głusza była znana już Lenie, ale z innej strony. Dziewczyna snuła marzenia o swoim szczęśliwym życiu u boku Aleksa, gdzie nikt nie będzie im mówił co powinni i co muszą robić. Plany jednak się zmieniły.
'Okazało się, że zwierzęta są po drugiej stronie granicy - to tamte potwory w mundurach. Potrafią mówić cichym i łagodnym głosem, opowiadać kłamstwa i podrzynać ci gardło z uśmiechem na ustach'
Teraz Lena jest w zupełnie innym miejscu niż to, które pokazał jej niegdyś ukochany. Stało się tak, gdyż Aleks polecił jej by biegła. A ona zrobiła to o co ją prosił. Zrobiła to tak sumiennie, że wylądowała aż dziewięćdziesiąt kilometrów na południowy zachód od Portland. Teraz Lena jest samotna i tęskni za Aleksem. To on pokazał jej miłość i to on ją jej odebrał. Bohaterka nie może się z tym pogodzić. Zostaje jej tylko przystosowanie się do trudnego życia w Głuszy. Poznaje tam Raven, która odnalazła ją ledwo żywą i pomaga jej w zapoznaniu się z nowym życiem. Jest ona zupełnie inna niż ci, których Lena znała w Portland. Zresztą wszyscy są inni. Dziewczyna nie może się nadziwić, że nie ma segregacji płci i można rozmawiać ze wszystkimi bez obaw.
'Jeśli jesteś mądry, troszczysz się o innych. A jeśli się troszczysz, to kochasz'
Kiedy jest już przystosowana i oswojona z Głuszą a jej działania wskazują na zaangażowanie dla wspólnej sprawy, Lena dostaje nowe zadanie. Ma mieć oko na Juliana Finemana, syna Thomasa Finemana, przywódcy AWD (Ameryka Wolna od Delirii ). Organizacja ta dąży do uznania remedium dla ludzi przed 18 rokiem życia, co może być niezwykle, śmiertelnie niebezpieczne. W tym wszystkim wielką rolę może odgrywać właśnie Julian. Chłopak wydaje się Lenie szczególnym przypadkiem i nie sądzi, by coś mogło zmienić jego przekonania. To wszystko może się zmienić, kiedy bohaterowie zostają porwani i uwięzieni w jednej celi. Lena dowiaduje się wielu informacji, co zmienia jej punkt widzenia i jej dotychczasowe życie. Czy dla Juliana jest to równie ważne? Kto porwał bohaterów i jaki był tego cel?
"Delirium" zakończyło się w nieco dramatycznym momencie. Nie było tu typowego zakończenia powieści, czy części z serii. Bardziej przypominało mi to koniec rozdziału. Jak dobrze się złożyło, że miałam kolejną część pod ręką! Nawet jeśli trochę poczekała na swoją kolej, kiedy tylko zaczęłam czytać nie mogłam już odłożyć książki. "Pandemonium" jest bowiem pełne akcji i napięcia, a czytelnik z niecierpliwością wyczekuje kolejnych informacji. Autorka bawi się z naszym zniecierpliwieniem, specjalnie przedłuża czas czekania. Robi to stosując podział akcji na 'Teraz' i 'Wtedy'. O ile w "Delirium" przed każdym rozdziałem mogliśmy znaleźć jakąś naukę z księgi SZZ lub cytat wyjaśniający nam fabułę, tym razem pani Oliver z tego zrezygnowała. Nie ma już potrzeby 'kształcenia' czytelnika o świecie przedstawionym, bo z pewnością wie on o czym czyta. Pisząc 'Wtedy' autorka ma na myśli czas, kiedy to Lena przystosowuje się do życia w Głuszy, czyli jej pierwsze miesiące w tym miejscu. 'Teraz' natomiast odnosi się do działań ruchu oporu i misji bohaterki. Początkowo ten zabieg nie był dla mnie jakimś oryginalnym pomysłem. Ale później, kiedy zarówno w 'Teraz' jak i 'Wtedy' rosło napięcie, a ja nie mogłam wybrać, gdzie akcja jest ciekawsza, zrozumiałam koncepcję Lauren Oliver.
Lena ma na celu obserwowanie Juliana, jako że może on być ważnym punktem w powodzeniu misji. Bohater wydaje się być tym, kim za wszelką cenę ona nie chce się stać. Przemawia on do młodzieży, jest ich przewodnikiem i umie do nich dotrzeć. Nie jest jeszcze po zabiegu chroniącym przed delirium. Może on się okazać dla niego śmiertelnie niebezpieczny, gdyż operacje, które przeszedł w przeszłości zmniejszają jego szanse na przeżycie po tak skomplikowanym zabiegu jak podanie remedium. On jednak tego chce. Dla wielu ludzi jest przykładem, wzorem do naśladowania. Ale decyzja Juliana ma też drugie dno, o którym dowie się Lena, gdy zostaną razem zamknięci w jednej celi.
Lena zmieniła swoją tożsamość, ma nową wymyśloną przeszłość, zmieniła miejsce zamieszkania, ma dla niepoznaki fałszywą bliznę pozabiegową. Wszystko po to, aby nie zostały wykryte prawdziwe intencje jej, a także mieszkającymi z nią jako 'rodzina' Raven i Tacka. Gdyby zostali odkryci, nie pozostawałoby im nic innego jak śmierć. Bohaterka bowiem zaczyna rozumieć, a raczej zrozumiała to po przybyciu do Głuszy, że to nie ci po drugiej stronie są zwierzętami, ale ci, z którymi żyła przez 18 lat.
Lena ciągle tęskni za Aleksem, którego wciąż kocha mimo upływu czasu. Ale znajomość z Julianem może okazać się dla niej zbawienna. Chłopak jest ostrożny i zachowawczy, ale po dłuższym czasie poznajemy go takim, jakim jest naprawdę. Między bohaterami może więc narodzić się uczucie, którego jedno z nich wcale nie chce, a drugie potrzebuje.
"Pandemonium" jak dla mnie jest niesamowicie wciągające, Jeżeli ktoś zniechęcił się do serii po przeczytaniu "Delirium" niech da serii jeszcze jedną szansę, a nie zawiedzie się. Widać, że Lauren Oliver ma jeszcze mnóstwo pomysłów, którymi może nas zaskoczyć. Jeżeli chcecie poznać świat z "Delirium" i zastanawiacie się nad problemem miłości, ta trylogia z pewnością stanie się waszą ulubioną. "Pandemonium" oceniam znacznie wyżej niż pierwszą część - 9/10
"Delirium" nie zrobiło na mnie piorunującego wrażenia, ale seria zapadła mi w pamięci. Długo nie musiała na mnie czekać druga część trylogii Lauren Oliver. "Pandemonium" okazało się być jeszcze lepsze niż jej poprzedniczka, co ucieszyło mnie niezmiernie. Teraz już wiem, że seria jest jedną z moich ulubionych. Co sprawiło, że "Pandemonium" wydaje mi się ciekawsze?
'Miłość....
2012-12-14
Tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Kiedy zaczęłam czytać 'Ostatnią spowiedź' byłam pewna, że jest podobna do tych wszystkich pozycji dostępnych na rynku. Od ponad 4 lat żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Od ponad 4 lat nie doświadczyłam tak wielkich emocji, czytając jakąkolwiek powieść. A tym razem? Jestem wręcz oczarowana, a kiedy już n-ty raz przeglądam rozdziały, moje serce bije coraz szybciej. Co w tej książce sprawia, że nie mogę przestać o niej myśleć?
'Podobno człowiek nabiera sił z każdym zadanym mu ciosem'
Historia zaczyna się 7 maja, kiedy to Ally Hanningam pokazuje nam swoje wspomnienia, a także swoją obecną sytuację. Jest dziewczyną, która została skrzywdzona przez życie, mimo że ma dopiero 19 lat. Nawet teraz nie jest szczęśliwa. Dusi się w swoim związku z mężczyzną starszym od niej o wiele lat. Ale tego wymagają od niej rodzice, a Ally robi to co powinna. Ponadto wie, że już nie będzie rozczarowana, gdyż partner, którego nawet nie lubi, nie może sprawić, że jej serce znowu pęknie na milion kawałków. Dziewczyna broni się na swój własny sposób przed bólem związanym z odrzuceniem. A teraz próbuje być dojrzała i podejmować właściwe decyzje. Dlatego wraca do Francji, aby zacząć studia i stać się odpowiedzialna. Jednak jej samolot się spóźnił i Ally utknęła na lotnisku.
'Przecież nigdy nie wiadomo, kogo spotka się po drodze'
W tym samym momencie Bradin Rothfeld ma ten sam problem. On jednakże zmierza do Niemiec. Jest dziewiętnastoletnim wokalistą zespołu, którego członkiem jest także jego starszy brat Tom. Ma delikatną urodę, niemal dziewczęce rysy twarzy i brązowe oczy, które sprawiają, że kobiety szaleją na jego punkcie. Jednak po wielu latach jest zmęczony swoją sławą, chociaż robi to co kocha. Jakie było jego zdziwienie, gdy poznawszy na lotnisku pewną Amerykankę nie zostaje przez nią rozpoznany. Ally nie ma bladego pojęcia kim jest tajemniczy chłopak. Spędzają ze sobą wiele godzin, rozmawiając i śmiejąc się. W końcu jednak musieli się pożegnać, wiedząc, że ich znajomość nie będzie miała szansy ciągnąć się dalej. Brade, który zawsze jest ostrożny, pod wpływem impulsu dyktuje dziewczynie swój numer telefonu, zgadzając się na podyktowane przez nią warunki.
'Pytasz, dlaczego płaczę? Nie pytaj. Popatrz w moje oczy. A jeśli zobaczysz tam siebie, po prostu odejdź'
Ally żyje swoim nowym życiem. Wprowadza się do nowego mieszkania, chce zacząć wszystko od nowa. Pamięta doskonale przystojnego chłopaka poznanego na lotnisku, to jak dobrze bawili się przez godziny. Traktuje to jak zwykłą przygodę, ale nie spodziewa się, że Brade tak łatwo znajdzie jej numer telefonu. Tak zaczyna się niezwykła znajomość. Oboje czują, że między nimi rodzi się uczucie, codzienne rozmowy stają się najmilszą chwilą w ciągu dnia. Jednak są od siebie bardzo daleko a żadne z nich nie może pozwolić sobie na ten związek. Ally ma już przecież partnera i mimo, że z obowiązku, nie chce angażować się w prawdziwe uczucie. Bradin natomiast nadal nie wyjawił dziewczynie prawdy. Co zrobi Ally, kiedy dowie się kim jest? Czy będą razem mimo przeciwności losu?
Tak jak już wspomniałam opowieść jest niesamowita. Można zachwycić się samym opisem z tyłu książki, co wyjaśnia fakt, że do przeczytania powieści ustawiła się już u mnie pokaźna kolejka :) 'Ostatnia spowiedź' stała się hitem internetu. W niektórych księgarniach wszystkie egzemplarze zostały wyprzedane. Miałam szczęście, że mogłam zapoznać się z tą historią, bo do końca życia nie zapomnę tego, co wydarzyło się między Ally i Bradinem. Kiedy skończyłam czytać od razu rzuciłam wszystko i zasiadłam do komputera, żeby znaleźć wszystkie możliwe informacje. Serce biło mi przy tym tak mocno, że myślałam, że dostanę apopleksji! Tylko jeden raz zdarzyła mi się podobne zachowanie, parę lat temu. Teraz jednak było inaczej, ponieważ w inny sposób patrzę na niektóre rzeczy. Tak więc wracając do tematu, znalazłam wiele ciekawych informacji. To, że jest to opowieść, która miała swe początki na blogu pewnie każdy się domyślił. Byłam jednak ogromnie zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, że dzieło jest polskiej autorki. Rzadko czytam książki polskich autorów, jednak 'Ostatnia spowiedź' dorównuje (jeśli nawet nie przewyższa) tym wszystkim amerykańskim pozycjom, które możemy spotkać w księgarniach. Nina Reichter stworzyła swoją historię inspirując się pewnym zespołem. I o ile byłam trochę rozczarowana, zauważyłam, że nie wiążę z tym powieści. Nie jestem fanką, ani nic z tych rzeczy, więc nie skojarzyłam, że autorka faktycznie wzorowała się na wyglądzie członków zespołu. Chociaż podobieństwo jest naprawdę widoczne, ja wyobrażałam i nadal wyobrażam sobie bohaterów w inny sposób i bardzo się z tego cieszę :)
Wiem, że mogę pisać to, co już penie ktoś mówił o tej książce, ale bardzo trudno jest ubrać w słowa emocje, które towarzyszą mi po przeczytaniu powieści. Nie umiem też napisać tego, co dzieje się w mojej głowie, to jest niemożliwe. 'Ostatnią spowiedź' przeczytałam wielokrotnie. Za pierwszym razem zrobiłam to tak szybko, że nawet się nie spostrzegłam, kiedy już skończyłam. Później zaczęłam wszystko od nowa, próbując zrobić to spokojnie, odsłuchując podkład muzyczny, który zaproponowała autorka. Muszę przyznać, że piosenki zostały dobrane doskonale, wprowadzając w nastrój, a kilka z nich stało się moimi ulubionymi. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie, a narrator zna wszystkie myśli bohaterów. Nie ograniczamy się dzięki temu tylko do jednej osoby, wiemy rzeczy, o których niektóre postacie nawet nie zdają sobie sprawy.
Zakochałam się w Bradinie tak mocno jak Ally. Ten chłopak jest niesamowity! Mimo tego, że jest osobą bardzo sławną, woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Czego nie można już powiedzieć o jego starszym bracie Tomie. Bracia różnią się od siebie pod wieloma względami. Brade jest taki tajemniczy, cierpliwy, wrażliwy, opiekuńczy, kochany. Tom natomiast jest jego przeciwieństwem, chociaż dostrzegłam jego dwie twarze. Jest bardzo ciekawym bohaterem pod tym względem. Chłopaki kłócą się i wyzywają bez przerwy, ale jeśli potrzebują pomocy zawsze mogą na siebie liczyć. Ich relacja wydawała mi się taka prawdziwa i normalna. Jak takie typowe rodzeństwo.
Co do Ally czasami miałam ochotę nią potrząsnąć i przemówić do rozsądku, chociaż wiedziałam, że to tylko fikcyjna postać :) Nie mogłam czytać, kiedy swoimi słowami, nawet nieświadomie, raniła Brade'a który tak się starał. I to jej wieczne niezdecydowanie doprowadzało mnie do szału. Była rozczarowana swoim poprzednim związkiem, można powiedzieć, że załamała się po dowiedzeniu się prawdy o niejakim Adamie. Ale ile można?! Zwodziła tego biednego Bradina, a ja nie mogłam tego znieść. Gdyby tylko wiedziała wszystko co czuł chłopak. Jednak muszę przyznać, że uwielbiam wszystkie postacie z książki, nawet Ally :) Rozmowy bywały przekomiczne, zwłaszcza członków zespołu Bitter Grace. Robert sprawiał, że momentami nie mogłam wytrzymać ze śmiechu i robiłam wszystko co możliwe, żeby nie zwracać na siebie uwagi (zwłaszcza kiedy przyszło mi jechać busem). Czułam jakbym znała osobiście wszystkich bohaterów. To dzięki opowieściom z ich przeszłości, których można znaleźć tu całkiem sporo.
Zdarzało się, że były momenty wzruszenia, ale również śmiechu i za to bardzo dziękuję autorce. Jeszcze nie czytałam powieści, która sprawiłaby, żebym mój przeciętny i często nudny świat dostrzegła w innych barwach. W każdym rozdziale mogłabym znaleźć co najmniej 2 fragmenty, które sprawiają, że uwielbiam tę książkę. Wszędzie mam je zapisane: w zeszytach, na kartkach, nawet na ścianach, a dopiero zaczynam się rozkręcać :) Skąd wziął się mój zachwyt? Myślę, że to nie tylko sprawa tej cudownej historii, bohaterów oraz pióra autorki. To wszystkie te przemyślenia o sprawach, o których nawet bym nie pomyślała, a tym bardziej lepiej nie nazwała, sprawiły, że do tej pory się nad nimi zastanawiam. Krótkie refleksje na temat strachu, szczęścia, czy odwagi są tak głębokie, a tym bardziej prawdziwe, że nie mogłam się nadziwić. Do tego dochodzą jeszcze nazwy rozdziałów, które tak uwielbiam w każdej książce. Tutaj same tytuły tak pięknie zaczynają ale też podsumowują rozdziały. Pani Nina Reichter ma wielki talent, a ja od tej pory będę pilnie wyczekiwała kolejnych jej dzieł.
Książka jest bardzo ładnie wydana, Już od pierwszych stron zauważyłam, że powieść nie jest szczególnie obszerna, ale kiedy czytałam czasami miałam wrażenie, że to tylko pozory. Byłam zadowolona, że mogłam cieszyć się historią, lecz później zaczęłam dostrzegać coraz mniejszą liczbę kartek zbliżających mnie do końca. Kiedy akcja przybrała nieoczekiwany bieg wydarzeń a ja zobaczyłam 'Ciąg dalszy nastąpi' myślałam, że stracę grunt pod nogami. Moje myśli były tak chaotyczne... Jak to możliwe? Samoistnie łzy płynęły mi po policzkach. Chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo płakałam przez jakąkolwiek książkę. Przyznam szczerze, że nie cierpię takich zakończeń, chociaż to zrobiło na mnie wrażenie. Teraz muszę czekać na premierę drugiego tomu, która będzie dopiero gdzieś na przełomie maja/czerwca 2013 roku. To nie jest sprawiedliwe! :) Nie mam jednak wyboru, a kiedy ta data będzie się zbliżała ja nieustannie będę wyczekiwać pojawienia się książki.
Kiedy czytałam 'Ostatnią spowiedź' od razu wyobrażałam sobie jak wyglądałaby akcja przeniesiona na ekran. Ta książka jest wręcz stworzona, żeby zrobić na jej podstawie film! W mojej głowie tworzyły się sceny z filmu, a ja nie mogłam powstrzymać tego dziwnego wrażenia :) Może to też zasługa ścieżek dźwiękowych, o których już wspominałam. Najbardziej podobał mi się moment w klubie, Tom i piosenka, która idealnie współgrała i z tą postacią i sytuacją. Bardzo fajna sprawa! I te retrospekcje... Uwielbiam też chłopięce rozmowy. Ubawiłam się przy tym :) Wymiana zdań między Bradinem i Ally, ale także spostrzeżenia Lille, przyjaciółki dziewczyny, były takie trafne i zabawne, że nie wiem jak można było wymyślić tak coś genialnego.
'Ostatnia spowiedź' to historia, która chwyciła mnie za serce. Miłość Bradina i Ally zawsze będzie gdzieś w mojej pamięci a ja jeszcze niejednokrotnie sięgnę po tę powieść. Szczególnie wzruszyły mnie uczucia Brade'a, który tak bardzo chciał wszystko naprawić. Tom zaskakiwał mnie często, na zakończeniu widać było jak bardzo związany jest z bratem. Nie mogłam go nie lubić w tamtym momencie. Opisywany jest tu niemiecki zespół muzyczny. Nigdy nie cierpiałam tego języka, którego na nieszczęście przyszło mi się uczyć. Po tej książce jednak mam wrażenie, jakbym patrzyła na niemiecki w inny sposób... Ale i tak go nie lubię ;)
Wiele rzeczy, słów, zwrotów będzie mi się kojarzyło wyłącznie z tą książką.Jak np. 'MIŁOŚĆ STWORZONA Z SETEK ZDAŃ I TYSIĘCY SŁÓW', słowo 'iskierka' albo same brązowe oczy...
To również opowieść o tym, jaki jest świat show-biznesu. Jak to wszystko wygląda od wewnątrz, o rzeczywistości i ciągłym kontrolowaniu swojego życia. W tym świecie rzadko jest szansa na prawdziwe uczucia, a przyjaciele mogą okazać się najgorszymi wrogami. Książkę jak najbardziej polecam, jestem pewna, że spodoba się osobom w każdym wieku. Tym bardziej, że byłby to doskonały prezent :) Nie mogłabym dać oceny niższej niż 10/10. Jeżeli chcecie wiedzieć 'JAK KOCHA TEN, KTÓREGO KOCHAJĄ TYSIĄCE' to jest najlepsza pozycja dla was.
http://kolorowaksiazka.blogspot.com
Tak naprawdę nie wiem co powiedzieć. Kiedy zaczęłam czytać 'Ostatnią spowiedź' byłam pewna, że jest podobna do tych wszystkich pozycji dostępnych na rynku. Od ponad 4 lat żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Od ponad 4 lat nie doświadczyłam tak wielkich emocji, czytając jakąkolwiek powieść. A tym razem? Jestem wręcz oczarowana, a kiedy już n-ty raz przeglądam...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-01-01
Jeżeli szukacie książki, która pochłonie większość waszego czasu i odciągnie Was od codziennych trosk to Dziedzictwo mroku Bree Despain jest idealną pozycją. I chociaż jest to pierwszy tom, to już mogę powiedzieć, że uwielbiam całą serię.
'Pewne rzeczy nigdy się
nie zmieniają'
Grace Divine to główna bohaterka książki. Jest córką pastora, co oznacza, że w jej domu panują określone zasady, których powinna przestrzegać. Ona i jej rodzeństwo powinni dawać dobry przykład rówieśnikom i nienagannie zachowywać się w towarzystwie. Wydaje się, że nie mają łatwego życia. Jednak spełniają wszystkie warunki bez narzekania. Początkowo rodzina Divine'ów wydaje się aż zbytnio idealna. I wtedy pojawia się Daniel Kalbi, dawny przyjaciel z dzieciństwa Grace i Juda, który zniknął kilka lat temu. Zamiast cieszyć się z jego przyjazdu, Jude staje się bardziej spięty i wymusza od siostry obietnicę, że nie będzie rozmawiać z Danielem.
'Problem z obietnicami polega na tym, że kiedy już się taką złoży, to nie ma mocnych, żeby jej nie złamać'
Grace czuje jednak wielką potrzebę pomocy swojemu dawnemu przyjacielowi i łamie daną bratu obietnicę. Chce dowiedzieć się dodatkowo czy ma on coś wspólnego z tamtą pamiętną nocą, kiedy to widziała Juda rannego i zakrwawionego. Kiedy dowiaduje się o dodatkowych umiejętnościach Daniela postanawia, że zrobi z niego superbohatera. Dziewczyna jednak nawet nie domyśla się całej prawdy.
'Nie jestem bohaterem. Nikt mnie nigdy nie pokocha'
Grace wierzy, że to ona jest osobą, która jest w stanie pomóc Danielowi. Od dzieciństwa miała wpajane pewne zasady, do tego jej imię oznacza 'łaskę'. To jeszcze bardziej motywuje bohaterkę. Z biegiem czasu zbliża się ona do chłopaka, który był jej pierwszą miłością. Nie może jednak nic zrobić jeśli nie zna całej historii. Kiedy to następuje dziewczyna zaczyna unikać Kalbiego. Co strasznego skrywa bohater? Czy ma to coś wspólnego z wydarzeniem sprzed trzech lat? I czy ich znajomość się przez to rozpadnie? Grace czytając bardzo stare listy pewnego człowieka zdaje sobie sprawę, że jej życiu może grozić niebezpieczeństwo, o którym nie miała nawet pojęcia.
Lubię, kiedy rozdziały mają tytuły, takie małe podsumowanie. Tutaj są one dodatkowo rozdzielone osobną kartką z szarym tłem i podzielone na jakiś okres czasu, miejsce, np. 'sobota', 'kolacja', 'w gabinecie', 'północ'. Nie jestem pewna czy było to konieczne, przy czytaniu nie zwracałam na to zbytniej uwagi, bo wszystkiego można się było domyślić. Jednak doceniam dodatkowy trud autorki.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Akcja rozwija się stopniowo, przez co nie dowiadujemy się wszystkiego od razu. To sprawia, że chcemy czytać dalej. A jest po co. Ostatnie rozdziały to właściwa akcja, od której nie można się oderwać. Zakończenie jest naprawdę bardzo dobre. Myślę jednak, że warto przeczytać tę książkę nie tylko ze względu na koniec.
Kolejną zaletą jest fakt, że główna bohaterka nie jest irytująca. Jeżeli początkowo zdaje się być aż zbytnio idealna, później odkrywamy jej inne cechy charakteru. Wszystko zdaje się być naturalne i normalne, a fabuła nie jest sztuczna czy teatralna. Czujemy się wtedy jakbyśmy byli częścią tamtego świata.
Dziedzictwo mroku to opowieść o rodzinie, która tylko z pozoru wygląda na idealną. W miarę poznawania bliżej postaci, dowiadujemy się tajemnic, które nigdy nie miały poznać światła dziennego. Wszystko skomplikowało się kiedy pojawił się Daniel Kalbi, którego szczerze polubiłam. Historia jego rodziny jest totalnym przeciwieństwem rodziny Divine'ów. Wszyscy bohaterowie mają drugie dno, które poznajemy w miarę rozwoju wydarzeń. Osoby, które wydawały się przyjaciółmi okazują się wrogami, a ludzie na pozór źli dobrymi.
Moja ocena to 9/10
Jeżeli szukacie książki, która pochłonie większość waszego czasu i odciągnie Was od codziennych trosk to Dziedzictwo mroku Bree Despain jest idealną pozycją. I chociaż jest to pierwszy tom, to już mogę powiedzieć, że uwielbiam całą serię.
'Pewne rzeczy nigdy się
nie zmieniają'
Grace Divine to główna bohaterka książki. Jest córką pastora, co oznacza, że w jej domu...
2011-01-01
Uwielbiam grecką mitologię. Kilka razy przerabiałam mity, a niektóre historie znam na pamięć. Dlatego kiedy ujrzałam książkę 'Spętani przez bogów', przeczytałam bardzo dokładnie opis i dowiedziałam się jaką furorę autorka zrobiła swoją powieścią na całym świecie, musiałam to cudo przeczytać. Dostając książkę w swoje ręce nie mogłam się powstrzymać i pochłonęłam ją zaledwie w kilka godzin.
Nic nie trwa wiecznie i nic nie jest absolutne
Helena Hamilton czuła się uwięziona na swojej rodzinnej wyspie. Marzyła o tym,żeby jak tylko skończy liceum podróżować, być wolna. Jej życie nie było bardzo skomplikowane. Przez te szesnaście lat miała spokojne dzieciństwo, wcale nie chorowała, jest piękna i inteligentna. Wspaniały ojciec, który samotnie wychowywał córkę i wierni przyjaciele byli prawdziwymi skarbami dziewczyny. Jednak w szkole jest uważana za dziwadło, musi wysłuchiwać głupich i bezsensownych plotek na swój temat, aż sama zaczyna w nie wierzyć. Sytuacji nie poprawia fakt, iż kiedy zwraca na siebie uwagę innych dostaje strasznych i bolesnych skurczy brzucha.
Erynie nigdy nie wybaczają i nigdy nie zapominają
Helena zdawała sobie sprawę, że nie jest taka jak wszyscy. Nikt jej nigdy tego nie wytłumaczył a ona sama nie opowiadała o swoich uczuciach i podejrzeniach, nie chcąc, by była uważana za jeszcze większą wariatkę. Kiedy kończą się wakacje wszyscy opowiadają o wielkiej rodzinie, która przeprowadziła się nagle na wyspę. Już samo ich nazwisko- Delos- sprawia, że Helena jest ciągle poddenerwowana i wściekła. Potem zaczyna mieć koszmary. Śni o jałowej krainie, a kiedy się budzi jej stopy są poranione i ukurzone i czuje się strasznie zmęczona, jakby podróżowała tygodniami.
Nigdy nie mów nigdy
Z początkiem nauki Helena dowiaduje się, że dzieci Delosów będą chodzić do tej samej szkoły co ona. Bohaterce z sukcesem udaje się omijać ich szerokim łukiem Aż do dnia, kiedy zobaczyła Lucasa. Nigdy nie widziała kogoś tak idealnego i przystojnego. I mimo tego, że zawsze była bardzo spokojna, nieśmiała i łagodna, coś w chłopaku sprawia, że po raz pierwszy w życiu poznaje prawdziwą nienawiść. Podsycana przez szepty trzech płaczących kobiet, które zdaje się widzieć tylko Helena, próbuje zabić Lucasa przy całej szkole. Zauważa, że nie może znieść obecności nikogo z jego rodziny. Nie wiedząc co się z nią dzieje, dziewczyna kryje się w sobie i próbuje unikać Delosów. I chociaż Helena chce się pozabijać z Lucasem, coś ich do siebie przyciąga. Jak poradzą sobie z tą sytuacją? Kim tak naprawdę jest Helena Hamilton i dlaczego jej zachowanie tak bardzo się zmieniło?
Muszę przyznać, że Josephine Angelini spisała się doskonale. Moim zdaniem książka 'Spętani przez bogów' jest jedną z najlepszych jakie czytałam. Mity okazują się być prawdziwą historią a wojna trojańska jeszcze się nie skończyła. Autorka nie przepisała dokładnie kart 'Iliady' ale dodała od siebie bardzo fajne wątki. Helena jest wplątana w całą tę historię. Jej los już od samego początku był przesądzony przez Mojry, które uwielbiają wręcz stosować co jakiś czas ten sam schemat. Bohaterka ma odegrać ważną rolę a jej brzemię jest ogromne. Dziewczyna poznaje prawdę o sobie i swoich przodkach, nieświadoma swoich mocy i czyhającego niebezpieczeństwa.
Powieść jest już na tyle oryginalna, że główne postaci nie zakochują się od pierwszego wejrzenia ale kieruje nimi nienawiść. To jest tak inne od pozostałych pozycji tego typu, że trzeba zaspokoić swoją ciekawość. Pewne jest od samego początku, że relacje między Heleną i Lucasem nie będą takie proste.
Zawsze kojarzyłam mity z zagmatwana telenowelą. Nie mogłam się jednak spodziewać, że akcja książki, która toczy się współcześnie może być aż tak pokręcona jak życie greckich bogów. Już na początku nie można się nudzić. Od momentu zobaczenia Lucasa w szkole przez Helenę ciągle coś się dzieje. Bardzo często autorka mnie zaskakiwała, losy postaci były bardzo zmienne. Do samego końca akcja była nieprzewidywalna a ja zaczęłam współczuć bohaterom.
Nie mogę nie wspomnieć o prześmiesznych sytuacjach i wypowiedziach postaci. Kiedy sytuacja wyglądała beznadziejnie, żart był tak wpleciony, że nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu. Powieść można polubić już za sam ten fakt. Po takiej dawce emocji jestem bardzo ciekawa co jeszcze autorka wymyśli. Pewne jest, że poprzeczkę postawiła sobie wysoko.
Bohaterowie są świetnie wykreowani. Każda postać jest inna,a do tego intrygująca i ciekawa. Czasami można odnieść wrażenie, że Lucas jest wręcz wyidealizowany- same zalety. brak wad. Nie przeszkadzało mi to wcale, w końcu taka jest jego natura :)
Narracja jest prowadzona w 3 os. Widzimy świat nie tylko oczami Heleny, za co duży plus, gdyż odczuwamy emocje także innych bohaterów, a akcja nie ogranicza się do jednego miejsca.
Tragedia zakochanych wydaje się bez wyjścia, nie pomagają im w tym liczne intrygi, kłamstwa i podstępy. Nie mogłam uwierzyć, że można jeszcze bardziej skomplikować tę sytuację. No i jeszcze jak matka może zrobić tak okropna krzywdę dziecku...
Uwielbiam tę książkę. Już niebawem biorę się za kolejną część. Oceniam 10/10
Uwielbiam grecką mitologię. Kilka razy przerabiałam mity, a niektóre historie znam na pamięć. Dlatego kiedy ujrzałam książkę 'Spętani przez bogów', przeczytałam bardzo dokładnie opis i dowiedziałam się jaką furorę autorka zrobiła swoją powieścią na całym świecie, musiałam to cudo przeczytać. Dostając książkę w swoje ręce nie mogłam się powstrzymać i pochłonęłam ją zaledwie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trzecia część sagi daje nam możliwość, by trochę odetchnąć i zastanowić się. Mimo że powieść jest obszerniejsza niż poprzednie, to nie dzieje się w niej więcej. Wszystko dlatego, że akcja skupia się głównie na tym jaką decyzję podejmie Bella - czy zostanie człowiekiem, czy będzie żyć wiecznie ze swoim ukochanym jako wampirzyca.
Dla osób, które przeczytały chociaż jedną książkę z tej serii i choć trochę poznali Bellę, nie ma żadnych wątpliwości co zdecyduje dziewczyna. W końcu jej największym marzeniem jest spędzić wieczność z Edwardem, bez którego nie może żyć. Większym problemem okazuje się tu wyznaczenie daty przemiany i osoby, która tego dokona. Bella zawsze najbardziej pragnęła być z ukochanym, jednak teraz dochodzi do wniosku, że wiele ludzkich wrażeń i przeżyć może ją ominąć. W tej części Stephenie Meyer zderza ze sobą dwa światy i to główna bohaterka musi dokonać wyboru. Również między Jackobem i Edwardem, którzy te światy reprezentują.
W "Zaćmieniu" zostaje rozwinięty wątek romantyczny, pojawia się trójkąt miłosny, pierwszy jaki miałam możliwość przeczytać jeszcze kilka lat temu. Być może nie raził mnie on tak bardzo jak w innych przypadkach, gdyż pozostałe 'trójkąty' podświadomie porównywałam do tego z sagi Zmierzch.
"Zaćmienie" wciągnęło mnie jeszcze bardziej niż wcześniejsze części. Myślę, że jest kilka powodów, które się do tego przyczyniły. Po pierwsze styl autorki uległ poprawie, ku mojej uciesze. Nie raziły mnie częste błędy, gdyż nie pojawiały się tutaj tak często jak wcześniej. Po drugie, akcja się rozwija. Nawet jeśli nie jest bardziej dynamiczna niż poprzednio, wciąga i ciekawi. Również klimat powieści jest inny, bardziej tajemniczy i zagadkowy. Nareszcie kojarzy się z wampirami :)
Podobało mi się, że autorka pokusiła się o opowiedzenie historii bohaterów. Mogłam poznać legendy Quileute'ów, a także, co mnie bardzo ciekawiło, przeszłość członków rodziny Cullenów. Nadało to powieści więcej głębi, stała się jakby pełna. Charaktery bohaterów zostały rozwinięte, co jest dużym plusem. Chociaż, Bella zaczęła działać mi na nerwy tym swoim strachem przed zranieniem kogokolwiek. Podejmowała działania, które tylko raniły bliskie jej osoby. Natomiast Cullenowie byli dla mnie mało 'wampirzy'. No, oprócz Jaspera - on jeden, mimo tego co zrobiła z wampirami Meyer, zachował trochę 'wampirzości' w starym stylu :)
"Zaćmienie" rozgrywa się na więcej niż jednej płaszczyźnie. Nie skupia się tylko na Belli, jej rozdarciu i 'szamotaniu się' na wszystkie strony. Jest też wątek nowonarodzonych wampirów, który wprowadza trochę 'grozy'. To nie są już spokojni Cullenowie, ale armia niekontrolowanych krwiopijców, która sieje spustoszenie w całym mieście. Nadal jednak nie uważam sagi za horror, a to stwierdzenie tylko wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Seria moim zdaniem dalej jest przeznaczona dla osób, które dopiero stają się nastolatkami. Żałuję tylko, że nie było mi dane 'obejrzeć' bitwy, co oczywiście było uzależnione od Belli, która jest narratorem. Ale z tego, co pamiętam, w "Drugim życiu Bree Tanner" będę mogła to nadrobić :)
"Zaćmienie" nadal jest moją drugą ulubioną częścią sagi Zmierzch. Nawet jeśli moja siostra przekonała mnie, że przecież nic tam tak naprawdę się nie dzieje. Dla mnie jednak powieść jest ciekawa i wciągająca, opowiadająca ciekawe historie, uzupełniająca treść całej sagi i przygotowująca do ostatniej części. Poza tym są też wampiry bardziej 'wampirzy' niż rodzina Cullenów. W "Zaćmieniu" jest także więcej Edwarda :P A Jackob nieraz mnie rozśmieszał. Oceniam na 5/6
kolorowaksiazka.blogspot.com
Trzecia część sagi daje nam możliwość, by trochę odetchnąć i zastanowić się. Mimo że powieść jest obszerniejsza niż poprzednie, to nie dzieje się w niej więcej. Wszystko dlatego, że akcja skupia się głównie na tym jaką decyzję podejmie Bella - czy zostanie człowiekiem, czy będzie żyć wiecznie ze swoim ukochanym jako wampirzyca.
więcej Pokaż mimo toDla osób, które przeczytały chociaż jedną...