-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2020-03-26
2019-12-01
Flaga biało-czerwona na szczycie Bramy Brandenburskiej to (wstyd się przyznać) migawka, która kojarzy mi się niezmiennie z końcem drugiej wojny światowej i upadkiem III Rzeszy. Dzień chwały, radości, ulgi, zasłużonej kary i sprawiedliwości. "Berlin 1945. Upadek" burzy te skojarzenia i pokazuje wydarzenia prowadzące do 8 maja 1945 w perspektywie dużo szerszej.
Brytyjski historyk rozpoczyna książkę od opisu stanu ducha i sytuacji, w jakiej znajdowali się berlińczycy na przełomie roku 44' i 45'. W mieście jeszcze nie było głodu i strachu, ale tłuste lata triumfu militarnego Niemcy mieli już za sobą, a przed sobą widmo nalotów, zbliżające się oba fronty alianckie, przy jednoczesnym usilnym zaklinaniu rzeczywistości w wykonaniu propagandy goebbelsowskiej, narastaniu paranoi Hitlera oraz terroru sianego przez SS. Beevor pokazuje wojnę z kilku stron. Po pierwsze poprzez pryzmat działań wojennych, przede wszystkim na froncie wschodnim, poczynając od ofensywy styczniowej i 'wyzwalania' kolejnych polskich miast. Tutaj mamy przyczółki, flanki, przesunięcia wojsk po obu stronach linii frontu. Drugim elementem, dla mnie najciekawszym, były opisy ewakuacji ludności cywilnej i/lub funkcjonowania w bunkrach przeciwlotniczych i innych kryjówkach, sposoby radzenia sobie z bestialstwem radzieckich żołnierzy i strachem, nie tylko Niemców. Również pokazanie tarć pomiędzy aliantami, wśród radzieckich generałów, a wreszcie w otoczeniu samego Hitlera, pozwalało mi zobaczyć złożoność sytuacji.
To, co było dla mnie najtrudniejsze do przełknięcia podczas lektury, to powtarzające się opisy gwałtów ze szczególnym okrucieństwem. Wiem, że były powszechne, ale ich skala dopiero teraz do mnie dotarła. Ogrom krzywdy zadawanej kobietom jest niewyobrażalny. Dodatkowo, rozsierdziło mnie czytanie o niemieckich mężczyznach, którzy mieli za złe swoim żonom i ukochanym, że uległy przemocy seksualnej.
Podsumowując, mimo, że nie jestem fanką historii XX wieku, z wielkim zainteresowaniem czytałam o upadku Berlina. Polecam książkę, szczególnie osobom z mglistą wizją, jak wyglądała końcówka II wojny światowej.
(opinia opublikowana pierwotnie na GR)
Flaga biało-czerwona na szczycie Bramy Brandenburskiej to (wstyd się przyznać) migawka, która kojarzy mi się niezmiennie z końcem drugiej wojny światowej i upadkiem III Rzeszy. Dzień chwały, radości, ulgi, zasłużonej kary i sprawiedliwości. "Berlin 1945. Upadek" burzy te skojarzenia i pokazuje wydarzenia prowadzące do 8 maja 1945 w perspektywie dużo szerszej.
Brytyjski...
2019-12-17
"Heretyczka" to chyba największe zaskoczenie mojego czytelniczego roku 2019. Tym większe, że długo zbierałam się do lektury, a chęć sięgnięcia po nią raz była większa, raz prawie całkiem znikała. Co mnie w końcu obchodzi postulowana przez autorkę potrzeba religijnej rewolucji wewnątrz islamu? Ale, jak wiecie wątek z jednej książki otwiera drzwi do innej i tak wylądowałam z analizą współczesnego islamu, który Ayaan Hirsi Ali dzieli z grubsza na dwie grupy (nie, nie sunnitów i szyitów) - muzułmanów z Mekki i z Mediny. To odniesienia do etapów życia Mahometa, kiedy jego nowopowstała doktryna miała dwa różne oblicza, otwarte i zdecydowanie bardziej duchowe (Mekka) oraz wojujące i ekspansywne (Medina). Zdaniem autorki olbrzymia większość wyznawców islamu to muzułmanie z Mekki, przywiązani do religii i tradycji, często z trudem łączący nakazy religii z funkcjonowaniem w nowoczesnym społeczeństwie, co prowadzi do ich izolacji. Druga grupa to muzułmanie jawnie odrzucający nowoczesność, demokrację, równouprawnienie kobiet czy prawa mniejszości seksualnych, to ludzie pragnący panowania szariatu i trwania islamu w takiej samej postaci jak to było pierwotnie w VI w n.e. To oni podżegają do działalności terrorystycznej, popierają 'honorowe' zabójstwa i nie są skłonni do ustępstw.
Autorka przedstawia w książce krótką historię doktryny islamskiej, omawia jej pięć filarów, pokazuje jak dogmaty przenikają mentalność muzułman i wpływają na wiele niezrozumiałych dla nas wyborów życiowych i zachowań. Podczas lektury stopniowo uświadamiałam sobie jak bardzo jest mi obce myślenie wyrastające z doktryny islamu, mnie wychowanej w kulturze chrześcijańskiej i zakorzenionej w ideach Oświecenia.
W obliczu przytaczanych przez autorkę faktów, jej apel o reformę wewnątrz religii muzułmańskiej wydają się być wołaniem na puszczy. Sama Ayaan Hirsi Ali twierdzi, że postulowana reformacja już się zaczęła.
„Heretyczka” to lektura wielowarstwowa, burząca spokój, otwierająca oczy i stawiająca wiele pytań. Uważam ją za jedną z najcenniejszych książek, które ostatnio czytałam. Polecam gorąco.
"Heretyczka" to chyba największe zaskoczenie mojego czytelniczego roku 2019. Tym większe, że długo zbierałam się do lektury, a chęć sięgnięcia po nią raz była większa, raz prawie całkiem znikała. Co mnie w końcu obchodzi postulowana przez autorkę potrzeba religijnej rewolucji wewnątrz islamu? Ale, jak wiecie wątek z jednej książki otwiera drzwi do innej i tak wylądowałam z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-02
Rewelacyjna powieść! Nie sądziłam, że to napiszę o książce, której treść znałam dzięki ekranizacji. A jednak to zupełnie inna jakość. Powieść jest wielowątkowa, bogata w opisy przyrody, warunków życia traperów. Czuło się zimno, niewygodę, strach przed Indianami, niepewność jutra.
Sama fabuła, oparta o historię legendarnego amerykańskiego trapera Hugh Glassa, jest wprost niewiarygodna. Bohater przeżywa starcie z niedźwiedziem, zostaje pozostawiony przez swoich towarzyszy na śmierć, dochodzi do siebie i szuka zemsty. Ten ostatni wątek poprowadzony jest w powieści inaczej niż w ekranizacji, w sposób, który bardziej przypadł mi do gustu.
Bardzo podobały mi się też fragmenty ukazujące losy pobocznych postaci, czy fikcyjnych czy historycznych. Michael Punke mnie oczarował tą historią. Muszę też wspomnieć o opisach przyrody (dlaczego były zmorą w lekturach szkolnych?), tutaj dopełniały treść, nie były tłem a pierwszym planem.
Jedynym minusem fabularnym było zbytnie nagromadzenie szczęśliwych dla Glassa zbiegów okoliczności, może pasuje to do filmu, w książce trąciło szmirą.
Mimo to polecam serdecznie, zwłaszcza tym, którym podobali się "Drwale" Anne Proulx.
Rewelacyjna powieść! Nie sądziłam, że to napiszę o książce, której treść znałam dzięki ekranizacji. A jednak to zupełnie inna jakość. Powieść jest wielowątkowa, bogata w opisy przyrody, warunków życia traperów. Czuło się zimno, niewygodę, strach przed Indianami, niepewność jutra.
Sama fabuła, oparta o historię legendarnego amerykańskiego trapera Hugh Glassa, jest wprost...
2019-06-24
Miesiąc po lekturze i niewiele zostało mi w pamięci i sercu. "Zulejka otwiera oczy" to zgrabnie napisana powieść o losach tatarskiej kobiety w latach 30-stych i 40-tych ubiegłego wieku. Tytułową Zulejkę dotyka akcja rozkułaczenia i trafia w środek syberyjskich lasów, gdzie powstaje osada, a przy niej kołchoz. Spodziewałam się lektury trudnej i nieprzyjemnej, dostałam bajkową niemal opowieść, jakąś odrealnioną i, niestety, przewidywalną. Czyta się Zulejkę łatwo, bohaterowie nie zaskakują niczym, robią to, co im przeznaczone, a powieść zmierza bez szczególnych przeszkód ku spodziewanemu zakończeniu.
Na plus mogę zaliczyć opisy rewolucji z perspektywy doktora oraz wątek obłędu jako sposobu poradzenia sobie z rozpadem porządku świata. Również opisy tajgi były mocnym atutem powieści.
W moim odczuciu to wszystko za mało by się zachwycić. Zbyt łagodnie, miło i stereotypowo.
Miesiąc po lekturze i niewiele zostało mi w pamięci i sercu. "Zulejka otwiera oczy" to zgrabnie napisana powieść o losach tatarskiej kobiety w latach 30-stych i 40-tych ubiegłego wieku. Tytułową Zulejkę dotyka akcja rozkułaczenia i trafia w środek syberyjskich lasów, gdzie powstaje osada, a przy niej kołchoz. Spodziewałam się lektury trudnej i nieprzyjemnej, dostałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-18
Przed chwilą napisałam o książce Hannah Fry, że to idealna pozycja na plażę. Może dla nerdów...
Prawdziwie dobrą lekturą na plażę jest "Stowarzyszenie miłośników literatury..." - jest to lekka powieść obyczajowa, w stylu retro, z humorem, zdecydowanie o działaniu antydepresyjnym. Akcja dzieje się co prawda w czasie II wojny światowej na wyspie Guersney i wkrótce po jej zakończeniu ale wojna przedstawiona w książce jest w wersji light&easy.
Tylko tyle i aż tyle. Czytało mi się bardzo przyjemnie, ale w sercu na długo nie zostanie.
Przed chwilą napisałam o książce Hannah Fry, że to idealna pozycja na plażę. Może dla nerdów...
Prawdziwie dobrą lekturą na plażę jest "Stowarzyszenie miłośników literatury..." - jest to lekka powieść obyczajowa, w stylu retro, z humorem, zdecydowanie o działaniu antydepresyjnym. Akcja dzieje się co prawda w czasie II wojny światowej na wyspie Guersney i wkrótce po jej...
2019-04-21
Od początku 2019 nie ruszam się z Teksasu, literacko. Znów wzięłam do ręki powieść dziejącą się w tym stanie, w drugiej połowie XIX wieku. Tym razem motywem przewodnim była podróż emerytowanego kapitana i dziesięcioletniej branki uwolnionej z rąk Indian po 4 latach życia w plemieniu Kiowa. Historia tym bardziej ciekawa, bo jej główny bohater zajmował się prowadzeniem odczytów na temat nowin z szerokiego świata dla ludzi niepiśmiennych lub w inny sposób pozbawionych możliwości zdobycia wiedzy. Ogromnie ciekawe było czytanie o ówczesnych bolączkach (te spory polityczne dzielące Teksańczyków), sytuacji Indian, warunkach podróżowania i obyczajowości. Wreszcie wątek Johanny tęskniącej za swobodą życia wśród Indian, nieprzywykłej do hałasu i zgiełku cywilizacji, która dwukrotnie straciła rodzinę, tożsamość i poczucie bezpieczeństwa. Pięknie to zostało opowiedziane.
Osobne słowa uznania należą się tłumaczowi, Tomaszowi Gałązce, byłam pod wrażeniem jego pracy w wielu momentach. Chylę czoła, nie pierwszy zresztą raz.
Bardzo się cieszę, że trafiłam na "Nowiny ze świata" - niepozorna to powieść, niezbyt spektakularna tematyka ale wykonanie świetne.
Od początku 2019 nie ruszam się z Teksasu, literacko. Znów wzięłam do ręki powieść dziejącą się w tym stanie, w drugiej połowie XIX wieku. Tym razem motywem przewodnim była podróż emerytowanego kapitana i dziesięcioletniej branki uwolnionej z rąk Indian po 4 latach życia w plemieniu Kiowa. Historia tym bardziej ciekawa, bo jej główny bohater zajmował się prowadzeniem...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-03
Dziękuję wszystkim, którzy przekonywali mnie, żebym przeczytała "Na południe od Brazos". Nie dawali się zbyć moim narzekaniom na grubość, ciężar (1,8 kg), brak wydania elektronicznego i wreszcie na sam gatunek, który nigdy mnie nie pociągał.
Powieść McMurtry'ego jest powieścią kompletną i zarazem pozbawioną nadmiaru. Nie drażniło mnie nic, żaden wątek nie wydał się zbędny, doklejony na siłę, żadna postać nie była płaska i jednocześnie żadna nie była bez skazy.
Kiedy dopytywały mnie koleżanki, czy aby na pewno czytam prawdziwy western o kowbojach i spędzie bydła, musiałam potakiwać, ale przecież to o wiele więcej niż opowieść o koniach, jeźdźcach, Indianach i dziwkach.
Osobne słowa uznania należą się tłumaczowi - słowa 'szturchnąć' i 'marchewka' uzyskały nowe znaczenia i nie da się ich zapomnieć. Również posłowie Michała Stanka pozwoliło mi choć trochę zrozumieć fenomen tej powieści i odkryć, że mam dostęp do powieściowej kontynuacji "Na południe od Brazos". Chylę też czoła przed wydawnictwem Vesper, odszczekuję wszystkie złe słowa rzucane z powodu braku wydania elektronicznego. Takie wydanie, z okładką do dotykania, ze starymi zdjęciami i mapą, to czysta przyjemność w rękach czytelnika.
Polecam gorąco!
P.S. Z pewnością jest to moja najlepsza powieść ostatnich dwóch lat, dzisiaj gotowa jestem twierdzić, że jest na jednym z moich medalowych miejsc w kategorii proza.
Dziękuję wszystkim, którzy przekonywali mnie, żebym przeczytała "Na południe od Brazos". Nie dawali się zbyć moim narzekaniom na grubość, ciężar (1,8 kg), brak wydania elektronicznego i wreszcie na sam gatunek, który nigdy mnie nie pociągał.
Powieść McMurtry'ego jest powieścią kompletną i zarazem pozbawioną nadmiaru. Nie drażniło mnie nic, żaden wątek nie wydał się zbędny,...
2018-05-06
Niestety, rozczarowanie. Przede wszystkim dlatego, że spodziewałam się więcej po książce poruszającej ważny temat, alarmującej o sytuacji, która szybciej niż wyczerpanie się źródeł energii czy zmiany klimatyczne może doprowadzić do upadku ludzkiej cywilizacji. Chodzi o masowe wymieranie pszczół. Rozumiem, ze autorka chciała publicystyczne treści podać w strawnej powieściowej formie, żeby dotrzeć do jak najszerszej rzeszy czytelników. To doceniam, popieram, literatura zaangażowana nie przeszkadza mi (oczywiście, jeśli jest zgodna z moimi przekonaniami, nie czarujmy się). Tutaj jednak zawiodło wykonanie.
Literacko książka jest bardzo słaba. Mamy trzy główne wątki, których fabuła dzieje się w różnych miejscach i czasie. Wątek chiński dzieje się pod koniec XXI wieku, kiedy ludzie ręcznie zapylają drzewa owocowe bo pszczoły już wyginęły. Bohaterka Tao jest taką zapylarką, a osią akcji jest tajemniczy wypadek w lesie, któremu ulega jej trzyletni syn. Tao wyrusza go poszukiwać w Pekinie, opustoszałym z powodu głodu ale z najlepszymi szpitalami w kraju. Nie będę się pastwić nad autorką, w skrócie powiem, że wizja przyszłości nakreślona pobieżnie i z wielkimi lukami logicznymi. Zgrzytało mi bardzo.
Drugi wątek, XIX-wieczna Anglia, bohater William niespełniony naukowiec, dzieciorób z pretensjami do żony, opracowuje model idealnego ula. Potem go niszczy i kładzie się do łóżka. Z grubsza koniec wątku.
George, bohater wątku współczesnego, wypada najbardziej ludzko i realistycznie. Życie wewnętrzne nieskomplikowane(podobnie jak innych bohaterów) ale przynajmniej w tej części dowiedziałam się co nieco o problemach z pszczołami.
Skończyłam książkę z dużym niedosytem informacji i brakiem satysfakcji po przeczytaniu dobrej opowieści - chwytającej za serce, trzymającej w napięciu, wstrząsającej moim dobrym samopoczuciem. Szkoda, bo początek był zachęcający.
PS. W całości zgadzam się z opinią użytkowniczki Lili - Notatki Poliglotki.
Niestety, rozczarowanie. Przede wszystkim dlatego, że spodziewałam się więcej po książce poruszającej ważny temat, alarmującej o sytuacji, która szybciej niż wyczerpanie się źródeł energii czy zmiany klimatyczne może doprowadzić do upadku ludzkiej cywilizacji. Chodzi o masowe wymieranie pszczół. Rozumiem, ze autorka chciała publicystyczne treści podać w strawnej...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-07
Jak sam autor mówi, jego pierwsza książka "Sapiens" była o przeszłości naszego gatunku, druga "Homo Deus" o jego przyszłości, a niniejsza dotyczy teraźniejszości.
Przekrój tematów, które porusza Harari jest szeroki - od kryzysu liberalnej demokracji, wyzwań demograficznych, dochodu podstawowego, dalszego rozwarstwienia społeczeństw, terroryzmu do Rosji, Trumpa, fal imigracji i powstawania wielkich grup ludzkich niepotrzebnych dla gospodarki, nieistotnych dla polityków, ludzi-bez-znaczenia, którzy wypadną poza obieg stechnicyzowanej cywilizacji. Wydawałoby się, że treść to wielki misz masz idei, trendów, obaw pomieszanych z nadziejami. Autor jednak prowadzi swój wywód w klarowny i logiczny sposób. Oprócz kreślenia bieżącej sytuacji w skali globalnej, podejmuje próby wyczulenia nas na najistotniejsze jego zdaniem zagrożenia (na przykład: uważajcie na ludzi szafujących słowami czystość, wieczność i poświecenie).
Ciekawe dla mnie były jego refleksje nad nauczaniem historii w Izraelu, słuchałam tych fragmentów z wielkim zainteresowaniem, chwilami z rozbawieniem. Również rozważania nad konieczną ewolucją, a raczej rewolucją, w nauczaniu szkolnym były inspirujące. N.Y.Harari twierdzi, ze w przyszłości należy uczyć ludzi ylko 'czterech K': kreatywności, krytycznego myślenia, kolaboracji (współpracy brzmi lepiej ale nie ma 'k') i komunikacji. We wszystkim innym będą od nas lepsze roboty i algorytmy. Nie pozostaje nic innego jak się przygotować na nowe czasy.
Polecam jak zwykle gorąco!
Jak sam autor mówi, jego pierwsza książka "Sapiens" była o przeszłości naszego gatunku, druga "Homo Deus" o jego przyszłości, a niniejsza dotyczy teraźniejszości.
Przekrój tematów, które porusza Harari jest szeroki - od kryzysu liberalnej demokracji, wyzwań demograficznych, dochodu podstawowego, dalszego rozwarstwienia społeczeństw, terroryzmu do Rosji, Trumpa, fal...
2018-07-28
Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w grupie docelowej czytelników tego komiksu (sorry, powieści graficznej) ale przyznaję, że taka forma przedstawienia Holocaustu mnie zaintrygowała. "Maus" jest zapisem wspomnień ojca autora, Władka Spiegelmana, z czasów wojny oraz samego procesu powstawania książki. Autor przedstawia Żydów pod postacią myszy, prześladowanych oczywiście przez koty - Niemców, którym niewiele ustępują Polacy-świnie. Muszę przyznać, że zrównanie win niemieckich i polskich oraz przypisanie Polakom postaci świń, zwierzęta bezdyskusyjnie kojarzonego w naszej kulturze skrajnie negatywnie, budzi mój sprzeciw. I nie chodzi mi o wybielanie historii, ale zachowanie proporcji.
Pominąwszy tę kwestię, ubranie w komiksową formę opisu cierpień Władka Spiegelmana i jego rodziny nie wydawało mi się czymś niewłaściwym. Być może taki środek wyrazu pozwoli dotrzeć książce do dużo szerszego grona czytelników. Ciekawe, choć momentami irytujące, były fragmenty o tarciach między autorem a ojcem, o skąpstwie ojca i kłótniach z drugą żoną. Te momenty przypomniały mi o ciężarze, który niosą kolejne pokolenia powojennych dzieci, które zostały wychowane przez okaleczone psychicznie pokolenie. To samo pisała Anna Janko w "Małej zagładzie" (polecam mocno). Również podobało mi się, że Art Spiegelman nie wybiela swojego ojca - to, że ocalał nie czyni go ani trochę lepszym człowiekiem, jest starym upierdliwym skąpcem, w dodatku rasistą.
Książka jest świetnie przetłumaczona, słychać żydowską składnię i zaśpiew w wypowiedziach Władka - wyrazy uznania dla tłumacza.
Przeczytałam "Maus" głową i oceniam jako eksperyment z formą, do serca jednak ta lektura się nie przebiła. Przeczytać można, ale bez wielkich oczekiwań.
Zdaję sobie sprawę, że nie jestem w grupie docelowej czytelników tego komiksu (sorry, powieści graficznej) ale przyznaję, że taka forma przedstawienia Holocaustu mnie zaintrygowała. "Maus" jest zapisem wspomnień ojca autora, Władka Spiegelmana, z czasów wojny oraz samego procesu powstawania książki. Autor przedstawia Żydów pod postacią myszy, prześladowanych oczywiście...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-30
„Szóste wymieranie” w moim odbiorze jest jednocześnie książką ogromnie ciekawą, jak i dość irytującą w odbiorze.
Dla osób nieznających tej pozycji kilka słów o treści. Autorka, dziennikarka amerykańska, zajmuje się różnymi oznakami tzw. szóstego wymierania, czyli trwającego obecnie, powiązanego z ekspansją człowieka i wywoływanymi przez niego zmianami ekosystemów. Pierwsze pięć okresów masowego wymierania gatunków miało miejsce przed pojawieniem się Homo sapiens na powierzchni planety. Szóste wymieranie dzieje się teraz, chociaż zaczęło się tysiące lat temu i ciągle przyspiesza. Przyglądamy się procesowi z bliska na przykładzie wybranych gatunków czy grup zwierząt. Autorka pisze o złotych żabach, nietoperzach, alkach olbrzymich (nie wiedziałam nic o tych ptakach ani o okolicznościach ich wytępienia), nosorożcach z Sumatry czy nietoperzach. Osobny rozdział poświęcony jest rafom koralowym i procesowi zakwaszania oceanów – ten był dla mnie wyjątkowo ciekawy. Moją uwagę przyciągnął też rozdział o przesuwaniu się stref występowania roślin jako efektu zmian klimatycznych. Wraz z nimi rozprzestrzeniają się też owady i inne zwierzęta, niekoniecznie mile przez nas widziane. Jeszcze inną kwestią jest przenoszenie przez ludzi patogenów lub gatunków inwazyjnych na odległości niemożliwe wcześniej do pokonania w krótkim czasie.
Książka pokazuje ogrom negatywnych zmian, które zachodzą w przyrodzie oraz ich konsekwencje. Masowe wymieranie gatunków dotyczy nie tylko orangutanów czy nosorożców, o los których przyzwyczailiśmy się martwić. Ważne są setki tysięcy gatunków powiązanych sieciami zależności, gdzie zniknięcie organizmów jednego gatunku pociąga za sobą cały łańcuch negatywnych skutków.
Jeszcze tylko dodam kilka kropel dziegciu. Elizabeth Kolbert napisała „Szóste wymieranie” według dość rozpowszechnionej za Oceanem metody przybliżania zagadnień naukowych poprzez przybliżanie sylwetek naukowców pracujących w omawianych dyscyplinach. Zasadniczo nie mam nic przeciwko pokazywaniu, że badacze to ludzie z krwi i kości (wręcz popieram z całych sił). Irytuje mnie jednak maniera opisywania kto z jakiej rodziny pochodził, w jakiej kraciastej koszuli chodzi i w jakiej knajpie pije piwo po wynurzeniu się z batyskafu. Trochę tego gawędziarstwa było za dużo jak na mój gust.
Niezależnie od powyższych narzekań, całość oceniam bardzo wysoko, zwłaszcza osobom, dla których hasło wymierania w epoce antropocenu jest (prawie) obce.
„Szóste wymieranie” w moim odbiorze jest jednocześnie książką ogromnie ciekawą, jak i dość irytującą w odbiorze.
Dla osób nieznających tej pozycji kilka słów o treści. Autorka, dziennikarka amerykańska, zajmuje się różnymi oznakami tzw. szóstego wymierania, czyli trwającego obecnie, powiązanego z ekspansją człowieka i wywoływanymi przez niego zmianami ekosystemów. Pierwsze...
2018-09-09
Przesłuchałam tę książkę jakieś trzy miesiące temu w oryginale. Byłam pod tak wielkim wrażeniem treści, że zaczęłam słuchać raz jeszcze i czytać po angielsku. Niestety tyle jest fascynujących mnie tematów, że inne pokusy odciągnęły mnie od Pinkera. Kiedy zobaczyłam jednak, że książka zostanie wydana po polsku, postanowiłam, że napiszę choć krótką opinię. Będzie to opinia z serca i ułomnej pamięci.
O czy jest więc te prawie 20 godzin nagrania?
Najpierw autor uzasadnia i rozwija swoje tezy z poprzedniej książki "Zmierzch przemocy"argumentując, że nasza epoka jest najlepsza w historii ludzkości - nawet biorąc pod uwagę konflikty wojenne ostatnie 100 lat na tle wcześniejszych dziejów nie wyglądają źle. Nie wspominając o długości i jakości życia, warunkach mieszkaniowych, zdrowiu, dostępie do edukacji, wolności. Wszystko to traktujemy jak oczywistości i przechodzimy do porządku dziennego nad tymi zdobyczami wywodzącymi się z idei Oświecenia.
W drugiej części książki Pinker pisze o zagrożeniu odwrotem od tych idei, o narastających napięciach, dezawuacji instytucji demokracji, nowym autorytaryzmie, rosnących w siłę ruchach skrajnie nacjonalistycznych i fundamentalizmach, nie tylko religijnych. Są to zjawiska niepokojące.
Odpowiedzią na powyższe niepokojące trendy jest zwrócenie się do rozumu, nauki, humanizmu i postępu. Każdy z nich jest omówiony osobno i dla mnie stanowił najmocniejszą i najciekawszą część książki. Przy czym wielki szacunek wzbudziło u mnie to, że autor nie jest rzecznikiem jednej opcji ideologicznej. Krytykuje uprzedzenia pojawiające się po wszystkich stronach dyskusji społecznej i naukowej. Nie zgadza się na cenzurowanie tematyki badań naukowych bo jest ona nie po myśli którejś grupie społecznej.
Jest to pozycja inspirująca, pełna informacji zebranych w syntetyczny sposób, napisana w jasny sposób i dobrze uargumentowana. Słuchanie jej było dla mnie ogromną przyjemnością intelektualną. Polecam z całego serca!
Przesłuchałam tę książkę jakieś trzy miesiące temu w oryginale. Byłam pod tak wielkim wrażeniem treści, że zaczęłam słuchać raz jeszcze i czytać po angielsku. Niestety tyle jest fascynujących mnie tematów, że inne pokusy odciągnęły mnie od Pinkera. Kiedy zobaczyłam jednak, że książka zostanie wydana po polsku, postanowiłam, że napiszę choć krótką opinię. Będzie to opinia z...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-13
Bardzo lubię pisarstwo Roberta Harrisa i ucieszyła mnie informacja o nowej powieści spod jego pióra. Tym razem tłem fabuły miało być historyczne spotkanie premiera Wielkiej Brytanii, Prezydenta Francji, Benito Mussoliniego oraz Hitlera w Monachium, we wrześniu 1938 roku, zaledwie kilka dni przed wejściem wojsk niemieckich do Czech. Natomiast jej sednem miało być przekazanie tajnych dokumentów między członkiem opozycji antyhitlerowskiej a pracownikiem brytyjskiego rządu. Czyli spodziewałam się powieści szpiegowskiej okraszonej informacjami o wydarzeniach z tamtych dni. Jednak proporcje autor rozłożył dokładnie odwrotnie, co jest mylące. Być może to marketingowcy zdecydowali o wysunięciu wątku szpiegowskiego na pierwszy plan. Dla mnie był on dość przewidywalny i bez wyrazu.
Natomiast bardzo podobała mi się próba rekonstrukcji nastrojów panujących wówczas w Europie. Wysiłki brytyjskiego premiera Chamberlaina, które z perspektyw historycznej wydają się nam co najmniej naiwne, jeśli nie szkodliwe, zupełnie inaczej były postrzegane przez uczestników tamtejszych wydarzeń. Zaledwie 20 lat wcześniej skończyła się przerażająca ogromem strat I wojna światowa. Trudno się dziwić, że robiono wszystko, żeby nie dopuścić do następnego starcia pastw europejskich. Hitler był demagogicznym przywódcą i prostakiem, ale nie budził jeszcze grozy, nie wydawał się aż tak niebezpieczny. Autor pokazał również nastroje społeczeństw – brytyjskiego i niemieckiego, ich reakcje na wiadomości prasowe, strach i ulgę, że odegnano widmo wojny. Również pokazał, że Czesi nie mieli żadnego wpływu na decyzje europejskich potęg, zapadły one za zamkniętymi dla nich drzwiami.
Jeśli nie nastawicie się na historię walk tajnych służb, lektura będzie satysfakcjonująca.
Bardzo lubię pisarstwo Roberta Harrisa i ucieszyła mnie informacja o nowej powieści spod jego pióra. Tym razem tłem fabuły miało być historyczne spotkanie premiera Wielkiej Brytanii, Prezydenta Francji, Benito Mussoliniego oraz Hitlera w Monachium, we wrześniu 1938 roku, zaledwie kilka dni przed wejściem wojsk niemieckich do Czech. Natomiast jej sednem miało być przekazanie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tyfusowa Mary - jakie milutkie przezwisko...Ale tabloidy nigdy nie były delikatne, nawet na początku XX wieku. Tytułowa "Gorączka" to powieść oparta na faktach, historii nowojorskiej kucharki będącej nosicielką tyfusu, która sama nigdy nie chorowała i przez długi czas była nieświadoma swojego nosicielstwa.
Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu "Stulecia chirurgów", czyli dużo medycyny a mało fabuły. Dostałam powieść w stylu "Szkarłatnego płatka i białego" ze szczegółowo pokazanymi realiami epoki, życia w wielkiej metropolii, pracy w służbie u nowobogackiej elity. Sam tyfus i tragiczne skutki roznoszenia go od domu do domu przez Mary Mallon to tylko część fabuły. Równie ciekawy jest wątek związku bohaterki z Alfredem, podobał mi się ogromnie.
Polecam powieść gorąco, znajdą coś dla siebie miłośnicy powieści historycznych, a maniacy medycyny też dostaną wgląd w ówczesną wiedzę, procedury sanitarne, a wreszcie będą mogli wczuć się w kontrowersyjną kwestię odpowiedzialności i granic osobistej wolności. Brzmi całkiem na czasie :)
PS Opinia opublikowana wcześniej na GR.
Tyfusowa Mary - jakie milutkie przezwisko...Ale tabloidy nigdy nie były delikatne, nawet na początku XX wieku. Tytułowa "Gorączka" to powieść oparta na faktach, historii nowojorskiej kucharki będącej nosicielką tyfusu, która sama nigdy nie chorowała i przez długi czas była nieświadoma swojego nosicielstwa.
więcej Pokaż mimo toSpodziewałam się czegoś bardziej w stylu "Stulecia chirurgów",...