-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Biblioteczka
2020-03-26
2020-03-13
Z obawami sięgałam po "Ciało" po entuzjastycznych recenzjach, na które ciągle się natykałam. Książki popularno-naukowe z dziedziny medycyny to mój ulubiony podgatunek, liczyłam się z tym, że przeczytam zbiór ciekawostek w dużej mierze już mi znanych. Jednak Bill Bryson zaspokoił moją ciekawość, zawarł mnóstwo nowych dla mnie faktów i podał je w mój ulubiony sposób, czyli z tak zwanym tłem historycznym.
To, co szczególnie cenne, to pokazanie jak postęp medycyny rodzi się w bólach i powstaje z pomyłek, jak wielu ma rodziców, często walczących o sławę i uznanie zupełnie nie po dżentelmeńsku. Bryson przytacza w książce wyniki najnowszych badań ale przyznaje też wielokrotnie, że pewne zjawiska nie są dobrze zbadane, funkcjonowanie organów bardziej skomplikowane, a w medycynie nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi. Kończące "Ciało" fragmenty o zagrażającej pandemii nieprzyjemnie prorocze.
Dla kogo?
Fascynatów dr House'a i "Stulecia chirurgów" oraz zwykłych ciekawskich ludków.
PS Opinia opublikowana wcześniej na GR.
Z obawami sięgałam po "Ciało" po entuzjastycznych recenzjach, na które ciągle się natykałam. Książki popularno-naukowe z dziedziny medycyny to mój ulubiony podgatunek, liczyłam się z tym, że przeczytam zbiór ciekawostek w dużej mierze już mi znanych. Jednak Bill Bryson zaspokoił moją ciekawość, zawarł mnóstwo nowych dla mnie faktów i podał je w mój ulubiony sposób, czyli z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-10
To chyba moja trzecia lektura "Trzech panów..." i zdaje się, że to przynajmniej o raz za dużo. Znałam puenty żartów, znałam historyjki krajoznawcze, i już nic mnie nie zaskakiwało. Co więcej, tym razem rzucił mi się w oczy powtarzany schemat rozdziałów i przydługie opisy atrakcji turystycznych na drodze bohaterów. rzeczywiście początkowo książka miała służyć za przewodnik dla wycieczkowców.
Jednak muszę przyznać, że angielski humor ratował mój odbiór, a anegdotka o wuju, który wieszał obraz, jest tak uniwersalna w swoim przekazie, że miałam ochotę ją wydrukować, oprawić w ramkę i powiesić w domu. Nie omieszkując wzorować się na owym wuju ;)
To chyba moja trzecia lektura "Trzech panów..." i zdaje się, że to przynajmniej o raz za dużo. Znałam puenty żartów, znałam historyjki krajoznawcze, i już nic mnie nie zaskakiwało. Co więcej, tym razem rzucił mi się w oczy powtarzany schemat rozdziałów i przydługie opisy atrakcji turystycznych na drodze bohaterów. rzeczywiście początkowo książka miała służyć za przewodnik...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-04
2020-08-04
2020-02-23
2020-05-26
Zostałam wprowadzona w błąd - wywiad z autorką, który przeczytałam sugerował, że "Faworyty" to powieść historyczna o silnych kobietach w czasach słabości Rzeczypospolitej. W moim odbiorze jest to jedynie zlepek anegdotek z epoki (czasy 'panowania' Stanisława Augusta Poniatowskiego) sklejonych scenkami jak z taniego pornola. Gretkowska wyraźnie lubuje się w obrzydliwościach, pławi w opisach wydzielin i za nic nie wiem, czemu ma to służyć.
Fabularnie też bardzo słabo, odłożyłam powieść z braku zainteresowania rozwojem fabuły, wreszcie literacko też bez fajerwerków.
(opinia opublikowana pierwotnie na GR)
Zostałam wprowadzona w błąd - wywiad z autorką, który przeczytałam sugerował, że "Faworyty" to powieść historyczna o silnych kobietach w czasach słabości Rzeczypospolitej. W moim odbiorze jest to jedynie zlepek anegdotek z epoki (czasy 'panowania' Stanisława Augusta Poniatowskiego) sklejonych scenkami jak z taniego pornola. Gretkowska wyraźnie lubuje się w obrzydliwościach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-20
Piszę tę opinię ponad cztery miesiące po skończeniu słuchania tej pozycji. Książka przedstawia wspomnienia amerykańskiego lingwisty Daniela L. Everetta, który jako misjonarz (wtedy) zamieszkał z rodziną w wiosce plemienia Pirahã w dorzeczu Amazonki. Spodziewałam się czegoś w rodzaju przygodowej relacji w stylu Tony Halika, dostałam dużo więcej. Przede wszystkim doznałam, użyję tu wyświechtanego ale idealnego zwrotu, szoku kulturowego. Podejście Pirahã do życia różni się skrajnie od tego, do czego jestem przyzwyczajona, co traktuję jako normę i pewnik. Nie chcę wam psuć lektury wypisując jak inaczej patrzą Pirahã na śmierć, chorobę, dzieciństwo czy seks. Kiedy słuchałam książki otwierały mi się w głowie nowe drzwi, pojawiała nowa perspektywa. Bardzo to było inspirujące, świeże, wzbudzające ciekawość innych postaw i pobudzające do kwestionowania swoich. Kiedy przeczytałam, że Pirahã pozwalają dzieciom palić papierosy, pierwszą automatyczną reakcją było oburzenie. Ja mogą takie coś robić swoim dzieciom?! Nałóg, czarne płuca, rak. Przeszło mi jednak moje święte oburzenie. Nie ma ono sensu w tym przypadku.
Kolejną fascynującą kwestią to język Pirahã - bez słów na określenie stron świata, nawet lewo-prawo, brak liczebników (o, zgrozo!), brak słów na przeprosiny, powitanie, lingwistyczny kosmos! Podziwiałam żmudną pracę Everetta, który nie tylko musiał nauczyć się słów i opanować gramatykę zdań, konieczne było zrozumienie sposobu widzenia świata, z niego wynikał zasób określeń lub zupełny brak pewnych pojęć. Wyobraźcie sobie jak chcecie się nauczyć liczyć do dziesięciu a ktoś wam mówi, że nie wie co to jest liczenie, zna jeden i dwa i nic więcej. Słaby kawał ze strony rozmówców, naprawdę...
Na koniec autor dzieli się swoją osobistą historią pracy misjonarskiej i tego jak Pirahã byli odporni na przekaz ewangeliczny, również dlatego, że w ich kulturze liczy się osobiste doświadczenie i relacja z pierwszej ręki. Zanurzenie w tej kulturze skłoniło autora do zadawania sobie pytań o swoją wiarę i pewnie wiecie jak to się skończyło...
Oprócz trudnego dla mnie fragmentu poświęconego dyskusji z teorią uniwersalnej gramatyki Noama Chomskiego, książkę pochłaniałam z wielkim zainteresowaniem. Lektura została we mnie, a to cenię ogromnie. Polecam!
(opinia opublikowana pierwotnie na GR)
Piszę tę opinię ponad cztery miesiące po skończeniu słuchania tej pozycji. Książka przedstawia wspomnienia amerykańskiego lingwisty Daniela L. Everetta, który jako misjonarz (wtedy) zamieszkał z rodziną w wiosce plemienia Pirahã w dorzeczu Amazonki. Spodziewałam się czegoś w rodzaju przygodowej relacji w stylu Tony Halika, dostałam dużo więcej. Przede wszystkim doznałam,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-12
Truizm w tytule, a jednak książka mnie zainteresowała. Pracuję w miejscu, gdzie do ankiet przywiązuje się dużą wagę, podobnie jak do dużych zbiorów danych. Poza tym codziennie korzystam z wyszukiwarki i czasami się zastanawiam jaki ślad zostawiam po sobie, czego można się o mnie dowiedzieć, gdyby przekopać tę stertę danych.
Seth Stephens-Davidowitz wychodzi z założenia, że ludzie co innego deklarują publicznie, nawet w anonimowych ankietach, co innego robią, lub ich działania wynikają z innych pobudek niż to deklarują, jednym słowem kłamią, nawet sobie samym. Dane, z których korzystał to głównie historie wyszukiwania w Google oraz innych portali, łącznie z serwisami pornograficznymi, których (jak twierdzi autor) nie traktowano dotąd jako źródła wiedzy o zachowaniach ludzi. Ten akurat zbiór danych zniechęca część czytelników, bo może się zdawać, że książka będzie sprowadzać się do zgromadzenia pikantnych anegdotek albo stwierdzania oczywistości takich jak, że w mediach społecznościowych ludzie pokazują podkolorowaną bardziej atrakcyjną wersję swojego życia. Na szczęście "Everybody lies" zajmuje się analizą innych danych zaciągniętych z Internetu- o bezrobociu, przemocy wobec dzieci, aborcji, preferencji wyborczych - które pozwalają na bardziej wnikliwe i obarczone mniejszym błędem poznanie faktycznego stanu rzeczy. Dla mnie wiele poruszonych tematów i informacji pozyskanych dzięki nowym technologiom było ogromnie ciekawych i zmuszało do refleksji.
W kilku momentach miałam jednak wrażenie, że analizom danych prezentowanym przez autora brakuje głębi, że uwzględniono zbyt mało czynników albo wręcz oparto się na złych przesłankach - vide rozdział o freudowskich pomyłkach i analizie literówek. Trudno też poważnie traktować frazy, które podpowiada wyszukiwarka po wpisaniu "mój mąż jest..." albo "mój chłopak nie chce...". Ile to razy człowiek wpisuje głupoty w złości albo dla dowcipu. Tak więc, czytać ale z włączonym trybem sceptyka, wtedy lektura będzie satysfakcjonująca :)
(opinia pierwotnie opublikowana na GR)
Truizm w tytule, a jednak książka mnie zainteresowała. Pracuję w miejscu, gdzie do ankiet przywiązuje się dużą wagę, podobnie jak do dużych zbiorów danych. Poza tym codziennie korzystam z wyszukiwarki i czasami się zastanawiam jaki ślad zostawiam po sobie, czego można się o mnie dowiedzieć, gdyby przekopać tę stertę danych.
Seth Stephens-Davidowitz wychodzi z założenia, że...
2020-01-09
"Rozmawiając z nieznajomymi: co powinniśmy wiedzieć o ludziach, których nie znamy" z początku wydawała mi się zlepkiem luźnych historyjek, w których autor stara się pokazać mielizny, na jakie łatwo wpaść kiedy niewiele się wie o rozmówcy oraz jak łatwo może dojść do poważnych w skutkach pomyłek. Pierwsza przytaczana sytuacja dotyczy zatrzymania przez białego policjanta ciemnoskórej dziewczyny, która przeistoczyła się kłótnię z fatalnym finałem. Druga spotkania Korteza i Montezumą, zupełnie z innej bajki i bez powiązania z poprzednią. Stopniowo jednak luźne wątki zaczęły się łączyć a argumentacja autora stała się klarowna. Pokazane są błędy poznawcze, skróty pomagające nam szybciej reagować ale w wielu sytuacjach sprowadzające nas na manowce. Domyślnym trybem naszego funkcjonowania jest domniemanie niewinności, wydaje się, że kłamca unika kontaktu wzrokowego, a pijana osoba, która potrafi prowadzić rozmowę, jest w pełni świadoma co się z nią dzieje. Za najciekawsze uważam rozdziały o tym jak trudno zdemaskować pedofila, o zjawisku urwanego filmu i ryzykownego picia i nadmiernej podejrzliwości.
(opinia opublikowana pierwotnie na GR)
"Rozmawiając z nieznajomymi: co powinniśmy wiedzieć o ludziach, których nie znamy" z początku wydawała mi się zlepkiem luźnych historyjek, w których autor stara się pokazać mielizny, na jakie łatwo wpaść kiedy niewiele się wie o rozmówcy oraz jak łatwo może dojść do poważnych w skutkach pomyłek. Pierwsza przytaczana sytuacja dotyczy zatrzymania przez białego policjanta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-02
Książka została wydana w ramach serii TED Books, którą cenię i jak dotąd nie natrafiłam w niej na wyjątkowo słabe pozycje. Ta, jak widać po ocenie, była pierwsza. W opisie okładkowym dostałam obietnicę przedstawienia jak luźne, niezobowiązujące kontakty międzyludzkie wpływają pozytywnie na samopoczucie i jakość życia. Miało to być poparte badaniami naukowymi. Niestety, to co czytała autorka to w głównej mierze opisy przelotnych interakcji jej samej lub osób przez nią spotkanych. Słowem, anegdotka goni anegdotkę, jest milusio, bo się wszyscy lubimy, dostrzegamy swoją obecność i wielkie miasta przestają być pustyniami zamieszkiwanymi przez odizolowane smutne jednostki. Badań jak na lekarstwo, za to dużo patosu i oczywistości. Zdecydowanie odradzam.
(opinia opublikowana pierwotnie na GR)
Książka została wydana w ramach serii TED Books, którą cenię i jak dotąd nie natrafiłam w niej na wyjątkowo słabe pozycje. Ta, jak widać po ocenie, była pierwsza. W opisie okładkowym dostałam obietnicę przedstawienia jak luźne, niezobowiązujące kontakty międzyludzkie wpływają pozytywnie na samopoczucie i jakość życia. Miało to być poparte badaniami naukowymi. Niestety, to...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Tyfusowa Mary - jakie milutkie przezwisko...Ale tabloidy nigdy nie były delikatne, nawet na początku XX wieku. Tytułowa "Gorączka" to powieść oparta na faktach, historii nowojorskiej kucharki będącej nosicielką tyfusu, która sama nigdy nie chorowała i przez długi czas była nieświadoma swojego nosicielstwa.
Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu "Stulecia chirurgów", czyli dużo medycyny a mało fabuły. Dostałam powieść w stylu "Szkarłatnego płatka i białego" ze szczegółowo pokazanymi realiami epoki, życia w wielkiej metropolii, pracy w służbie u nowobogackiej elity. Sam tyfus i tragiczne skutki roznoszenia go od domu do domu przez Mary Mallon to tylko część fabuły. Równie ciekawy jest wątek związku bohaterki z Alfredem, podobał mi się ogromnie.
Polecam powieść gorąco, znajdą coś dla siebie miłośnicy powieści historycznych, a maniacy medycyny też dostaną wgląd w ówczesną wiedzę, procedury sanitarne, a wreszcie będą mogli wczuć się w kontrowersyjną kwestię odpowiedzialności i granic osobistej wolności. Brzmi całkiem na czasie :)
PS Opinia opublikowana wcześniej na GR.
Tyfusowa Mary - jakie milutkie przezwisko...Ale tabloidy nigdy nie były delikatne, nawet na początku XX wieku. Tytułowa "Gorączka" to powieść oparta na faktach, historii nowojorskiej kucharki będącej nosicielką tyfusu, która sama nigdy nie chorowała i przez długi czas była nieświadoma swojego nosicielstwa.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSpodziewałam się czegoś bardziej w stylu "Stulecia chirurgów",...