-
ArtykułySztuczna inteligencja już opanowuje branżę księgarską. Najwięksi wydawcy świata korzystają z AIKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus9
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
Biblioteczka
2014-12-21
2019-04-03
Dziękuję wszystkim, którzy przekonywali mnie, żebym przeczytała "Na południe od Brazos". Nie dawali się zbyć moim narzekaniom na grubość, ciężar (1,8 kg), brak wydania elektronicznego i wreszcie na sam gatunek, który nigdy mnie nie pociągał.
Powieść McMurtry'ego jest powieścią kompletną i zarazem pozbawioną nadmiaru. Nie drażniło mnie nic, żaden wątek nie wydał się zbędny, doklejony na siłę, żadna postać nie była płaska i jednocześnie żadna nie była bez skazy.
Kiedy dopytywały mnie koleżanki, czy aby na pewno czytam prawdziwy western o kowbojach i spędzie bydła, musiałam potakiwać, ale przecież to o wiele więcej niż opowieść o koniach, jeźdźcach, Indianach i dziwkach.
Osobne słowa uznania należą się tłumaczowi - słowa 'szturchnąć' i 'marchewka' uzyskały nowe znaczenia i nie da się ich zapomnieć. Również posłowie Michała Stanka pozwoliło mi choć trochę zrozumieć fenomen tej powieści i odkryć, że mam dostęp do powieściowej kontynuacji "Na południe od Brazos". Chylę też czoła przed wydawnictwem Vesper, odszczekuję wszystkie złe słowa rzucane z powodu braku wydania elektronicznego. Takie wydanie, z okładką do dotykania, ze starymi zdjęciami i mapą, to czysta przyjemność w rękach czytelnika.
Polecam gorąco!
P.S. Z pewnością jest to moja najlepsza powieść ostatnich dwóch lat, dzisiaj gotowa jestem twierdzić, że jest na jednym z moich medalowych miejsc w kategorii proza.
Dziękuję wszystkim, którzy przekonywali mnie, żebym przeczytała "Na południe od Brazos". Nie dawali się zbyć moim narzekaniom na grubość, ciężar (1,8 kg), brak wydania elektronicznego i wreszcie na sam gatunek, który nigdy mnie nie pociągał.
Powieść McMurtry'ego jest powieścią kompletną i zarazem pozbawioną nadmiaru. Nie drażniło mnie nic, żaden wątek nie wydał się zbędny,...
2017-06-27
Gdybym miała uratować z pożaru tylko trzy książki, "Kontakt" byłby jedną z nich. To już znaczy dużo. Co więcej, czytałam go wielokrotnie, a teraz kiedy trafiła mi się możliwość posłuchania wersji czytanej przez Jodie Foster (odtwórczynię głównej roli w ekranizacji), znów się skusiłam. Minęło 20 lat od premiery, z perspektywy kosmicznej to mgnienie oka, z perspektywy mojego życia szmat czasu.
Dla tych, którzy nie znają tego tytułu, napiszę skrót fabuły. Główna bohaterka, Ellie Arroway, jest astrofizykiem obserwującym Kosmos w poszukiwaniu sygnałów świadczących o istnieniu pozaziemskiego inteligentnego życia. Sygnał taki nadchodzi wzbudzając entuzjazm badaczy, zainteresowanie polityków i wzmożoną aktywność różnego rodzaju religijnych guru. Na dodatek okazuje się, że odebrany sygnał to odbity z powrotem pierwszy przekaz telewizyjny z roku 1936. Domyślcie sie sami, kto wtedy miał możliwość i ambicje transmitowania swoich osiągnięć. Na tym nie koniec, obca forma inteligencji zakodowała w przekazie instrukcję budowy maszyny. Po co? Budować czy wyrzucić instrukcję? Jeśli budować to kto zapłaci? A jeśli ta technologia zniszczy naszą cywilizację? A może da jej impuls do niesamowitego rozwoju?
"Kontakt" to świetny przykład literatury SF dla każdego. Kiedy czytałam go 20 lat temu, pomijałam opisy techniczne, dywagacje polityczne, informacje o budowie wszechświata i ewentualnych podróżach międzygalaktycznych. Skupiałam się na głównej bohaterce i centralnym pytaniu: czy jesteśmy sami? Teraz doceniłam precyzję autora w przedstawianiu badań radioteleskopami, w opisach światka naukowego, przepychanek z agencjami rządowymi, negocjacji między mocarstwami i wreszcie samego centralnego wydarzenia (gryzę się w język) oraz jego konsekwencji. Powinni być więc usatysfakcjonowani wszyscy czytelnicy. Szukający twardego SF i powieści o odwiecznych pytaniach ludzkości, o strachu, nadziei i miłości. Piękna i mądra książka.
Polecam stokrotnie.
Gdybym miała uratować z pożaru tylko trzy książki, "Kontakt" byłby jedną z nich. To już znaczy dużo. Co więcej, czytałam go wielokrotnie, a teraz kiedy trafiła mi się możliwość posłuchania wersji czytanej przez Jodie Foster (odtwórczynię głównej roli w ekranizacji), znów się skusiłam. Minęło 20 lat od premiery, z perspektywy kosmicznej to mgnienie oka, z perspektywy mojego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-25
Siadam do napisania tej opinii z wielką przyjemnością. Autentycznie cieszę się, że będę mogła podzielić się z wami moim zachwytem. Nawet na tle wielu dobrych książek, które czytałam ostatnio „Terror” wypada wyjątkowo dobrze. W trakcie lektury byłam w stanie tego czytelniczego amoku, który już nieczęsto zdarza mi się przeżywać. Głową byłam w Arktyce, kradłam wszelkie możliwe chwile na choćby parę stron czytania. Posuwałam się do czynów nieetycznych, ale szczegóły przemilczę.
Co mnie tak zachwyciło? W skrócie „Terror” to zbeletryzowany zapis wyprawy brytyjskich statków dowodzonych przez sir Johna Franklina, której celem było wytyczenie morskiego szlaku wiodącego wzdłuż północnych krańców Ameryki Północnej, czyli tzw. Przejścia Północno-Zachodniego. Wyprawa zakończyła się fiaskiem, nie przeżył nikt z jej uczestników a oba statki – tytułowy Terror i Erebus - zaginęły. Odnaleziono je dopiero niedawno, jeden w 2016 roku! Słowem zero happy endu, to wiadomo od początku. Autor przedstawił losy wyprawy z wielką dbałością o szczegóły, umiejętnością stworzenia atmosfery strachu, beznadziejności, i przejmującego zimna. Dorzucił jeszcze wątek horrorowy, jednak dla mnie „Terror” bliższy był gatunkowo thrillerowi. O tym za chwilę.
Najpierw chciałabym zebrać składowe, które sprawiły, że lektura mnie dosłownie wessała.
- opisy życia na statku – zapomniałam napisać, że akcja dzieje się w połowie XIX wieku. Wyprawa jak na tamte czasy była świetnie przygotowana, załoga zaopatrzona obficie w jedzenie (a nawet zapasy soku cytrynowego przeciwko szkorbutowi, co było medyczną nowinką), statki wyposażone w silniki parowe oraz centralne ogrzewanie. To po stronie plusów. Z drugiej strony autor opisywał zimno, ciemność nocy polarnej, trudności z upolowaniem jakiejkolwiek zwierzyny, zawilgocone ubrania, odmrożone kończyny, nosy... Każdej nocy kiedy kładłam się spać, z wdzięcznością myślałam o komfortowych warunkach, w jakich żyję.
- opisy pracy lekarza pokładowego (sama postać dr Goodsira jest wyjątkowa) – operacje chirurgiczne przeprowadzane bez znieczulenia, skromne środki farmaceutyczne, bezradność wobec szerzącego się szkorbutu i sama wiedza na jego temat. Wiedziałam, że kończy się ta choroba śmiercią, ale że powoduje obłęd już nie. Kiedy psuła się zapuszkowana żywność lekarze zastanawiali się nad przyczynami tego zjawiska – pojawiło się pojęcie „animalkuli” – słowem, jeszcze wtedy wiedza o istnieniu bakterii nie była powszechna a zaobserwowane pod mikroskopem żyjątka określano własnie tym słowem. Całe mnóstwo jest takich smaczków, uwielbiam je!
- postacie – i najważniejsi bohaterowie i drugoplanowi uczestnicy wyprawy pokazani są wielowymiarowo, nie byli odlani z jednego materiału, to się czuło. Wyjątkowo bliski był mi dr Goodsir, komandor sir Franklin niekoniecznie, a komandor Cozier to klasa sama w sobie. Autor mistrzowsko pokazał motywacje bohaterów, ich dylematy, kryzysy, depresję, walkę ze swoimi słabościami. Opis zespołu odstawienia od alkoholu był majstersztykiem.
Powstrzymam się od wymieniania kolejnych elementów „Terroru”, które mnie urzekły. Za dużo by ich było.
Z mojego punktu widzenia książka ma jeden minus i jest nim potwór z lodu. Wprowadzenie go było zbędne, wystarczająco straszne były losy wyprawy Franklina. Odgryzane członki, głowy, gonitwy po omasztowaniu nie wnosiły niczego do fabuły. Za to obniżę notę o jedną gwiazdkę, inaczej należałaby się pełna dziesiątka.
REWELACJA!
P.S. Zaraz po zakończeniu czytania zaczęłam "Terror" od początku :)
Jednak dam całe 10 gwiazdek - za ogrom emocji i przyjemności czytelniczej. Drugi raz równie ciekawie sie czyta, jak pierwszy. Dla zainteresowanych tematem link do filmu dokumentalnego: https://youtu.be/s59_4gH3usg
Siadam do napisania tej opinii z wielką przyjemnością. Autentycznie cieszę się, że będę mogła podzielić się z wami moim zachwytem. Nawet na tle wielu dobrych książek, które czytałam ostatnio „Terror” wypada wyjątkowo dobrze. W trakcie lektury byłam w stanie tego czytelniczego amoku, który już nieczęsto zdarza mi się przeżywać. Głową byłam w Arktyce, kradłam wszelkie możliwe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-12
Jestem pod wrażeniem.
To książka, która uświadomiła mi czym różni się zwykła beletrystyka od literatury pięknej. Dla mnie są to zbiory rozłączne. Beletrystyka to jednorazowe powieści, czytane dla rozrywki, do których nie ma po co wracać.
A literatura piękna jest wielokrotnego użytku, zaspakaja nie tylko potrzebę rozrywki, ale również refleksji, daje przyjemność obcowania z pięknym słowem i obrazem. "Regulamin tłoczni win" być może nie jest literaturą wielką, jest jednak bez wątpienia wart przeczytania.
Szkieletem fabuły jest życie Homera Wellsa, wychowanka sierocińca prowadzonego przez doktora Wilbura Larcha, postaci równie ważnej. Mimo, że akcja płynie niespiesznie, ani chwili nie miałam wrażenia, że autor przynudza. Bohaterowie drugiego planu pokazani są z równą pieczołowitością. Tło obyczajowe było dla mnie fascynującym elementem powieści. Opisy zabiegów ginekologicznych, tak drobiazgowe, że niemal je widziałam i słyszałam, dla mnie były dodatkowym smaczkiem. Umiejętność autora wczucia się w sytuację kobiet przyjeżdżających do sierocińca, żeby urodzić i oddać dziecko albo poddać się aborcji, jest godna podziwu. Bohaterowie wiele razy stają przed trudnymi wyborami, nic nie jest proste i oczywiste, a oni sami nie są idealni. To sprawiło, że byli mi bliscy.
Dodatkowym smaczkiem jest motyw literacki - dzieci w sierocińcu wzrastają przy lekturze "Dawida Copperfielda" Dickensa i "Jane Eyre" Bronte, literatura jest częścią ich codziennego rytuału, dokładnie jak mojego.
Mogłabym pisać długo, ale nie chcę wam psuć przyjemności powolnego zanurzenia się w świat sierocińca w St. Cloud's i sadów w Heart's Rock.
Polecam, jak jeszcze nigdy dotąd, wysłuchanie tej książki w postaci audiobooka. Marcin Popczyński interpretuje tekst po mistrzowsku - czyta brawurowo, z wyczuciem, dowcipem, idealnie.
Jestem pod wrażeniem.
To książka, która uświadomiła mi czym różni się zwykła beletrystyka od literatury pięknej. Dla mnie są to zbiory rozłączne. Beletrystyka to jednorazowe powieści, czytane dla rozrywki, do których nie ma po co wracać.
A literatura piękna jest wielokrotnego użytku, zaspakaja nie tylko potrzebę rozrywki, ale również refleksji, daje przyjemność obcowania z...
2015-12-26
Czysta przyjemność czytania! Dawno nie czytałam powieści, która zachwyciłaby mnie na tyle różnych sposobów. O fabule przeczytacie w opisie książki, napiszę więc tylko o pozafabularnych powodach mojego zachwytu.
Świat przedstawiony przez autorkę wydawał mi się żywy i prawdziwy - barokowe opisy sprawiały, że czułam zapachy i widziałam obrazy - dworu w Milkontach, wileńskich ulic, uczt, zwyczajów (Wigilia!), domostw - dosłownie trudno mi było oderwać się od czytania.
Przy tej całej mnogości szczegółów historycznych, odebrałam "Silva rerum" jako powieść zupełnie współczesną, jeśli wziąć pod uwagę życie wewnętrzne bohaterów. Ich dylematy, wybory, rozterki brzmiały znajomo, czułam, że są mi oni bliscy, szczególnie postać Elżbiety Narwojszowej (str. 337!). Bohaterowie szukają swojej drogi w życiu, walczą (albo rezygnują z walki) o swoje miejsce, starają się odkryć swoją tożsamość, dorosnąć do oczekiwań rodziców, dochować wierności sobie, nauczyć się żyć na nowo po wyprawieniu dzieci w świat - dużo tego jest, a z każdą stroną nasilało się wrażenie, że wszyscy jesteśmy podobni, że kierowały i kierują nami te same potrzeby, teraz i ponad trzysta lat temu. Niektóre fragmenty brzmiały niewiarygodnie współcześnie i pasowały do bieżącej sytuacji w Polsce i Europie, aż musiałam się upewniać, że autorka jest Litwinką. Czyli Sabaliauskaite stworzyła powieść jednocześnie osadzoną w drugiej połowie XVII wieku a jednak uniwersalną. Dla mnie majstersztyk!
Czysta przyjemność czytania! Dawno nie czytałam powieści, która zachwyciłaby mnie na tyle różnych sposobów. O fabule przeczytacie w opisie książki, napiszę więc tylko o pozafabularnych powodach mojego zachwytu.
Świat przedstawiony przez autorkę wydawał mi się żywy i prawdziwy - barokowe opisy sprawiały, że czułam zapachy i widziałam obrazy - dworu w Milkontach, wileńskich...
2015-11-28
O tej książce wiem od dawna, ale czytać o sarnach, a tym bardziej o rybach nie miałam zamiaru - to zupełnie nie mój rewir czytelniczy. Szczerze mówiąc, aż trudno byłoby mi wyobrazić sobie coś bardziej nudnego.
Błąd, okropny błąd.
To książka piękna, ściskała mi gardło i wyciskała łzy w publicznym miejscu tak, że musiałam przerywać lekturę. Jest w niej tyle spokoju, łagodności, zachwytu. Wspominałam ukochanego Dziadka (który chyba ani jednej ryby w życiu nie złowił), wspominałam dzieciństwo, patrzyłam na pola za oknem i myślałam: what a wonderful world :). Czułam wdzięczność za życie. Napisać taką rzecz to coś wspaniałego.
Muszę dla ścisłości dodać, że najpiekniejsza jest pierwsza część "Śmierć pięknych saren" i Epilog, gdyby ktoś uznał, że co za dużo ryb to niezdrowo. Reszta trochę słabsza, stąd 9 a nie 10 gwiazdek.
O tej książce wiem od dawna, ale czytać o sarnach, a tym bardziej o rybach nie miałam zamiaru - to zupełnie nie mój rewir czytelniczy. Szczerze mówiąc, aż trudno byłoby mi wyobrazić sobie coś bardziej nudnego.
Błąd, okropny błąd.
To książka piękna, ściskała mi gardło i wyciskała łzy w publicznym miejscu tak, że musiałam przerywać lekturę. Jest w niej tyle spokoju,...
2014-04-18
„Kwietniowa czarownica” sama do mnie przyszła, nie wzięłabym do ręki książki z czarownicą w tytule o kimś, kto ma magiczne moce i potrafi wcielać się w inne osoby/istoty. Nie moja bajka, dziękuję, nie skorzystam. Byłby to duży błąd bo choć książka zawiera elementy magii nie jest ckliwą historią o niepełnosprawnej kobiecie obdarzonej mocami.
O bohaterkach i fabule przeczytajcie w opinii Margeryty, ja chcę napisać dlaczego moim warto tę powieść Axelsson wziąć do ręki:
- bo pokazuje Szwecję, jakiej nie znałam – biedne lata powojenne, życie codzienne (meble, popelinowe płaszczyki, fryzury na tapir)na przestrzeni dziesięcioleci, zmiany w obyczajowości, sposobie wychowywania dzieci, zajmowania się niepełnosprawnymi umysłowo,
- bo jej poranione bohaterki wydają się być prawdziwe, nie patyczkują się ze sobą, nie udają a zarazem ciągle noszą jakąś maskę na twarzy,
- bo autorka pokazuje jak człowiek się zmienia, nie ma powrotu do pierwszych zachwytów, a pewne pytania pozostają wieczne
- i za scenę z kulami w ręce – trzema czarnymi i jedną złotą.
Serdecznie polecam, nawet zatwardziałym realistom i mężczyznom ;-)
„Kwietniowa czarownica” sama do mnie przyszła, nie wzięłabym do ręki książki z czarownicą w tytule o kimś, kto ma magiczne moce i potrafi wcielać się w inne osoby/istoty. Nie moja bajka, dziękuję, nie skorzystam. Byłby to duży błąd bo choć książka zawiera elementy magii nie jest ckliwą historią o niepełnosprawnej kobiecie obdarzonej mocami.
O bohaterkach i fabule...
2015-07-17
To jest książka, którą umieściłabym na liście polecanych lektur, gdybym chciała kogoś zachęcić do czytania :)
"Oczyszczenie" ma w sobie wszystko, czego szukam w prozie. Opowieści, której chce się słuchać, choćby była okrutna, ciemna i bez nadziei, napisanej plastycznie i jednocześnie ascetycznie, bez szalonych eksperymentów z formą i językiem.
Oksanen umieściła akcję w Estonii i pociągnęła ją od lat przedwojennych do początku lat 90-tych ubiegłego wieku. Jest to historia chorej miłości pchającej główną bohaterkę do najgorszych możliwych decyzji pokazana na tzw. tle historycznym przeplatana wątkiem prawie współczesnym o rosyjskiej prostytutce Zarze, która trafia pod dach starszej już Aliide. Mamy też bliskie nam wątki przewalającego się frontu w czasie IIWŚ, walki partyzanckiej, zsyłek, terroru służb specjalnych i permanentnego strachu. Do tego mamy kobiety i dzieci, jak zwykle ofiary systemu, ale też sprawczynie krzywdy.
Uważam, że sztuką jest napisanie książki dobrej bez rozpisywania się na kilkaset stron, takiej gdzie każdy element ma swoje miejsce i nie jest przypadkowy (zwróćcie uwagę na motyw muchy, pończoch i oficerek), a do tego uchronienie się przed sentymentalizmem albo moralizatorskim tonem.
Na koniec cytat, który bardzo kojarzy mi się z „Małą zagładą” Anny Janko (też warto!):
„Znała takich mężczyzn. Sam ich wygląd mówił, że wiedzą, jak ukarać kobietę, i że przyszli po kobietę, której należy się kara. Buta mężczyzn w sztywnych mundurach z wyszczerzonymi epoletami, ukazujących w szerokim uśmiechu komplet złotych zębów, bo wiedzących, że drugi człowiek w żaden sposób nie może przeciwstawić się ich woli. Buta mężczyzn w oficerkach, którymi można podeptać dosłownie wszystko.”
Polecam – to dobra literatura i nietrudna w odbiorze.
To jest książka, którą umieściłabym na liście polecanych lektur, gdybym chciała kogoś zachęcić do czytania :)
"Oczyszczenie" ma w sobie wszystko, czego szukam w prozie. Opowieści, której chce się słuchać, choćby była okrutna, ciemna i bez nadziei, napisanej plastycznie i jednocześnie ascetycznie, bez szalonych eksperymentów z formą i językiem.
Oksanen umieściła akcję w...
Co za piękna książka!!! Ma w sobie to, czego oczekuję od literatury - żeby ruszyła mi serce i żeby stawiała pytania, niekoniecznie na nie odpowiadając.
Jest kilka powodów przemawiających przeciwko przeczytaniu "Kwiatów dla Algernona"
- paskudna okładka (!!!),
- przypisanie tej książki do gatunku SF - jeśli ktoś lubi science-fiction, może się przejechać, a jeśli ktoś ma alergię na ten rodzaj literatury zupełnie niepotrzebnie ją ominie,
- nieszczęsne określenie jej jako moralitetu - od razu się jeżę jak słyszę, że ktoś mnie bedzie pouczał.
Jednak "Kwiaty..." mnie zachwyciły, aż walczę z chęcią opowiedzenia wam fabuły :) Droga Charliego z mroku do światła jest fascynująca, radosna i smutna zarazem, jego refleksje niby proste ale takie prawdziwe. Bardzo podobał mi się język książki, od prostego pełnego koszmarnych błędów do wyrafinowanego języka geniusza. Zazdrościłam Charliemu jasności umysłu i żałowałam go zarazem. Na koniec się spłakałam.
P.S. Pierwszy raz spotkałam się z tym tytułem w dyskusji o książce-starterze, która mogłaby zarazić miłością do czytania dorosłą osobę. Zgadzam się, że "Kwiaty dla Algernona" są taką lekturą. Dziękuję osobom, dzięki którym ją przeczytałam. Polecam goraco!
Co za piękna książka!!! Ma w sobie to, czego oczekuję od literatury - żeby ruszyła mi serce i żeby stawiała pytania, niekoniecznie na nie odpowiadając.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJest kilka powodów przemawiających przeciwko przeczytaniu "Kwiatów dla Algernona"
- paskudna okładka (!!!),
- przypisanie tej książki do gatunku SF - jeśli ktoś lubi science-fiction, może się przejechać, a jeśli ktoś ma...