-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2020-05-26
2019-11-01
2019-10-05
2019-09-09
Nie wystawiam ocen bo nie dokończyłam lektury. Tak będzie bardziej uczciwie.
Powieść Jarosława Kamińskiego nie należy do łatwych w odbiorze i porywających od pierwszych stron. Wręcz przeciwnie, początek mnie odpychał i siłą woli kontynuowałam czytanie. Zdecydowanie warto przetrwać bo w dalszej części wątki zaczynają się zazębiać i układać w spójną całość.
Fabuła skacze pomiędzy kilkoma okresami - mamy Polskę w latach 30-tych i 60-tych, Nowy Jork w latach 80-tych, wojnę domową w Hiszpanii i odbudowę kraju bezpośrednio po II wojnie światowej. Bohaterek jest też kilka, tytułowa Lola jest spoiwem łączącym Ninę, Lidię i Romę, nie będąc nigdy na pierwszym planie. Każdy z wątków językowo wypada bardzo dobrze, nawet monolog jednej z bohaterek przebywającej w szpitalu psychiatrycznym, który na początku książki był dla mnie blokadą.
Nie dokończyłam bo nie wzbudziła we mnie "Lola" emocji, a tego oczekuję od prozy.
Nie wystawiam ocen bo nie dokończyłam lektury. Tak będzie bardziej uczciwie.
Powieść Jarosława Kamińskiego nie należy do łatwych w odbiorze i porywających od pierwszych stron. Wręcz przeciwnie, początek mnie odpychał i siłą woli kontynuowałam czytanie. Zdecydowanie warto przetrwać bo w dalszej części wątki zaczynają się zazębiać i układać w spójną całość.
Fabuła skacze...
2019-06-24
Miesiąc po lekturze i niewiele zostało mi w pamięci i sercu. "Zulejka otwiera oczy" to zgrabnie napisana powieść o losach tatarskiej kobiety w latach 30-stych i 40-tych ubiegłego wieku. Tytułową Zulejkę dotyka akcja rozkułaczenia i trafia w środek syberyjskich lasów, gdzie powstaje osada, a przy niej kołchoz. Spodziewałam się lektury trudnej i nieprzyjemnej, dostałam bajkową niemal opowieść, jakąś odrealnioną i, niestety, przewidywalną. Czyta się Zulejkę łatwo, bohaterowie nie zaskakują niczym, robią to, co im przeznaczone, a powieść zmierza bez szczególnych przeszkód ku spodziewanemu zakończeniu.
Na plus mogę zaliczyć opisy rewolucji z perspektywy doktora oraz wątek obłędu jako sposobu poradzenia sobie z rozpadem porządku świata. Również opisy tajgi były mocnym atutem powieści.
W moim odczuciu to wszystko za mało by się zachwycić. Zbyt łagodnie, miło i stereotypowo.
Miesiąc po lekturze i niewiele zostało mi w pamięci i sercu. "Zulejka otwiera oczy" to zgrabnie napisana powieść o losach tatarskiej kobiety w latach 30-stych i 40-tych ubiegłego wieku. Tytułową Zulejkę dotyka akcja rozkułaczenia i trafia w środek syberyjskich lasów, gdzie powstaje osada, a przy niej kołchoz. Spodziewałam się lektury trudnej i nieprzyjemnej, dostałam...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-18
Przed chwilą napisałam o książce Hannah Fry, że to idealna pozycja na plażę. Może dla nerdów...
Prawdziwie dobrą lekturą na plażę jest "Stowarzyszenie miłośników literatury..." - jest to lekka powieść obyczajowa, w stylu retro, z humorem, zdecydowanie o działaniu antydepresyjnym. Akcja dzieje się co prawda w czasie II wojny światowej na wyspie Guersney i wkrótce po jej zakończeniu ale wojna przedstawiona w książce jest w wersji light&easy.
Tylko tyle i aż tyle. Czytało mi się bardzo przyjemnie, ale w sercu na długo nie zostanie.
Przed chwilą napisałam o książce Hannah Fry, że to idealna pozycja na plażę. Może dla nerdów...
Prawdziwie dobrą lekturą na plażę jest "Stowarzyszenie miłośników literatury..." - jest to lekka powieść obyczajowa, w stylu retro, z humorem, zdecydowanie o działaniu antydepresyjnym. Akcja dzieje się co prawda w czasie II wojny światowej na wyspie Guersney i wkrótce po jej...
2019-04-21
Od początku 2019 nie ruszam się z Teksasu, literacko. Znów wzięłam do ręki powieść dziejącą się w tym stanie, w drugiej połowie XIX wieku. Tym razem motywem przewodnim była podróż emerytowanego kapitana i dziesięcioletniej branki uwolnionej z rąk Indian po 4 latach życia w plemieniu Kiowa. Historia tym bardziej ciekawa, bo jej główny bohater zajmował się prowadzeniem odczytów na temat nowin z szerokiego świata dla ludzi niepiśmiennych lub w inny sposób pozbawionych możliwości zdobycia wiedzy. Ogromnie ciekawe było czytanie o ówczesnych bolączkach (te spory polityczne dzielące Teksańczyków), sytuacji Indian, warunkach podróżowania i obyczajowości. Wreszcie wątek Johanny tęskniącej za swobodą życia wśród Indian, nieprzywykłej do hałasu i zgiełku cywilizacji, która dwukrotnie straciła rodzinę, tożsamość i poczucie bezpieczeństwa. Pięknie to zostało opowiedziane.
Osobne słowa uznania należą się tłumaczowi, Tomaszowi Gałązce, byłam pod wrażeniem jego pracy w wielu momentach. Chylę czoła, nie pierwszy zresztą raz.
Bardzo się cieszę, że trafiłam na "Nowiny ze świata" - niepozorna to powieść, niezbyt spektakularna tematyka ale wykonanie świetne.
Od początku 2019 nie ruszam się z Teksasu, literacko. Znów wzięłam do ręki powieść dziejącą się w tym stanie, w drugiej połowie XIX wieku. Tym razem motywem przewodnim była podróż emerytowanego kapitana i dziesięcioletniej branki uwolnionej z rąk Indian po 4 latach życia w plemieniu Kiowa. Historia tym bardziej ciekawa, bo jej główny bohater zajmował się prowadzeniem...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-19
Hmmm, reportaż o kobietach, które wiążą się ze skazanymi na karę śmierci więźniami.
Od razu wiedziałam o czym będzie - o idiotkach, bo na co komu taki facet? Nie dość, że wiadomo, że żadne z niego niewiniątko, jednak na krzesło elektryczne (na zastrzyk w żyłę) nie wysyłają bez powodu. Ani nie zamieszka z taką, ani pieniędzy nie przyśle, wręcz przeciwnie, przesłania będzie wymagał. Nie przytuli, seksu żadnego, nawet dotyku. Kto by się wplątywał w taką kabałę na własne życzenie? Po 50 stronach czytania zmroziła mnie myśl, że ja je rozumiem, te laleczki skazańców, zwykłe mieszkanki Europy Zachodniej, żony i matki, że mogłabym to być ja.
Nieprzyjemna konstatacja.
Reszta reportażu też pozostawiła mnie w dyskomforcie. Autorka przedstawia nie tylko sam amerykański system wymiaru sprawiedliwości z obecną wciąż karą śmierci W zasadzie nie przeczytałam tu niczego, co gdzieś się do świadomości nie przebijało - że zdarzają się niesłuszne skazania, że praca obrońców z urzędu to farsa, że wykonanie wyroków jest odkładane w czasie latami, co jest formą tortury. Ale nie wiedziałam w jakich warunkach żyją skazani, jak pokrętnie interpretowana jest poczytalność i upośledzenie umysłowe, jak trudno jest wykonać śmiertelny zastrzyk. Niesamowite jest dla mnie przywiązanie Amerykanów do instytucji kary śmierci, rozumienie jej jako zemsty i wywodzenie jej zasadności z Biblii.
Był to dla mnie bardzo ciekawy reportaż, wielowarstwowy i burzący spokój. Polecam!
Hmmm, reportaż o kobietach, które wiążą się ze skazanymi na karę śmierci więźniami.
Od razu wiedziałam o czym będzie - o idiotkach, bo na co komu taki facet? Nie dość, że wiadomo, że żadne z niego niewiniątko, jednak na krzesło elektryczne (na zastrzyk w żyłę) nie wysyłają bez powodu. Ani nie zamieszka z taką, ani pieniędzy nie przyśle, wręcz przeciwnie, przesłania będzie...
2019-04-01
Jedna z siedmiu gwiazdek za efekt zaskoczenia, a kolejna za poprawę nastroju.
Było to moje pierwsze literackie spotkanie z Witkowskim, którego nie lubię, mam wrażenie zbyt dużego parcia na szkło i celebrycenia jako sposobu na zwiększenie sprzedaży. Nawet jeśli robi to ironicznie, nie kupuję tego puszczania oka.
Niemniej powieść, po początkowym szoku i obrzydzeniu, z każdą stroną dawała mi więcej przyjemności. Fabularnie jest to powieścidełko, oparte na zgranych do bólu schematach, ale napisane wyśmienicie. Postacie papierowe a jednocześnie na wskroś prawdziwe, z jednej strony menażeria jak w XIX-wiecznym cyrku, z drugiej w każdej z nich dało się zobaczyć realne osoby. Podziwiam sprawność językową autora, podziwiam dosadność, precyzyjnie skrojone zdania i do tego mnóstwo złośliwego humoru. Bawiłam się świetnie, polecam na stany doła psychicznego :)
Jedna z siedmiu gwiazdek za efekt zaskoczenia, a kolejna za poprawę nastroju.
Było to moje pierwsze literackie spotkanie z Witkowskim, którego nie lubię, mam wrażenie zbyt dużego parcia na szkło i celebrycenia jako sposobu na zwiększenie sprzedaży. Nawet jeśli robi to ironicznie, nie kupuję tego puszczania oka.
Niemniej powieść, po początkowym szoku i obrzydzeniu, z każdą...
2019-03-31
Jednym z najmniej przyjemnych uczuć towarzyszących mi przy lekturze prozy jest wrażanie, że książka jest tak przeciętna, że mogłabym napisać ją nawet ja. Tutaj miałam wrażenie, że mógłby ją napisać każdy w miarę spostrzegawczy i zdolny do refleksji pacjent polskiego szpitala.
"Psy rasy drobnych" to opowiadanie o pobycie narratorki na oddziale szpitala psychiatrycznego, gdzie podleczano jej depresję. Sam temat był eksploatowany w literaturze tyle razy, w mniej lub bardziej brawurowy sposób. Tym razem jest sucho, surowo, ani strasznie, ani śmiesznie. Nie czułam żadnych emocji, kalejdoskop pacjentów nie zrobił wrażenia. Literacko też bez zachwytu. Być może pisać każdy może, ale czy od razu musi wydawać?
P.S. Mistrzostwo świata za opinie zamieszczone na okładce.
P.S.1. Może ocena byłaby minimalnie lepsza gdyby nie równoczesne delektowanie się powieścią idealną.
Jednym z najmniej przyjemnych uczuć towarzyszących mi przy lekturze prozy jest wrażanie, że książka jest tak przeciętna, że mogłabym napisać ją nawet ja. Tutaj miałam wrażenie, że mógłby ją napisać każdy w miarę spostrzegawczy i zdolny do refleksji pacjent polskiego szpitala.
"Psy rasy drobnych" to opowiadanie o pobycie narratorki na oddziale szpitala psychiatrycznego,...
2019-02-07
Trudno jest czytać "Braci Karamazow" ignorując fakt, że napisał ich Dostojewski, mistrz prozy rosyjskiej, a sama powieść to ukoronowanie jego twórczości. Z drugiej strony nie widzę powodu, żeby zastosować wobec niego taryfę ulgową, wręcz przeciwnie, należałoby trzymać poprzeczkę wysoko. Tak też postaram się ocenić "Braci" - biorąc pod uwagę te same kryteria, co w przypadku innych powieści. Zapomnijmy więc o Dostojewskim a skupmy się na fabule, postaciach, języku, przesłaniu.
Fabuła powieści przypomina brazylijską telenowelę - namiętności, pieniądze, podstęp, zbrodnia, trzech bohaterów kocha się w jednej kobiecie, nieślubne dziecko, gwałt, krew, spadek, proces sądowy itp itd. Wiem, że często są to również elementy wielkich powieści ale tutaj raziło mnie ich nagromadzenie.
Bohaterowie, cóż, odbierałam ich jak grupę histeryków, niezależnie czy to były kobiety czy mężczyźni, amplituda emocji, rozdygotanie, wykrzykiwali do siebie, zaklinali się, doznawali ujmy na honorze i unosili dumą. Żadna z postaci nie wydawała mi się prawdziwa (a Dostojewski to podobno mistrz powieści psychologicznej), wygłaszały mowy, deklaracje, sztuczne to jakieś było. Porównywałam sobie bohaterów "Braci Karamazow" z tymi z "Lalki" Prusa, zdecydowanie ci drudzy nakreśleni byli naturalną kreską, budzili uczucia, sympatyzowałam ich losom.
Wreszcie warstwa filozoficzna powieści, która przeszła już do historii literatury, czyli rozważania o wolnej woli człowieka, winie i odpowiedzialności, prymatu wiary nad rozumem, zgubnych skutkach wątpliwości i podważania autorytetów. Pod tym względem Dostojewski niewiele ma do zaoferowania teraz. Wszystkie te tematy przez ostatnie 150 lat były przepracowywane w literaturze i sztuce wielokrotnie, badane naukowo, kwestionowano dogmaty i zastępowano nowymi. Niektóre stwierdzenia, na przykład wniosek, że skoro Boga nie ma, brak jest jakichkolwiek reguł moralnych i wolno wszystko, brzmią infantylnie. Krajobraz moralny Dostojewskiego jest czarno-biały, definiowany przywiązaniem do cerkwi i deklarowaniem wiary w Boga.
Zdaję sobie sprawę z tego, że oceniam książkę z mojej XXI-wiecznej perspektywy, subiektywnie i bez sentymentów. Potrafię sobie wyobrazić, że dla czytelników współczesnych autorowi była to powieść totalna, mająca do zaoferowania wiele płaszczyzn odbioru, bogata fabularnie i filozoficznie. Mnie jednak nie zachwyciła.
Trudno jest czytać "Braci Karamazow" ignorując fakt, że napisał ich Dostojewski, mistrz prozy rosyjskiej, a sama powieść to ukoronowanie jego twórczości. Z drugiej strony nie widzę powodu, żeby zastosować wobec niego taryfę ulgową, wręcz przeciwnie, należałoby trzymać poprzeczkę wysoko. Tak też postaram się ocenić "Braci" - biorąc pod uwagę te same kryteria, co w przypadku...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-01-17
"Wyspa" to powieść oparta o pomysł odcięcia ludzi przebywających na Islandii od świata zewnętrznego z wszystkimi tego konsekwencjami. Takie "Walking dead" bez zombiaków i na zamkniętej przestrzeni. eksperyment myślowy, co by się stało ze społeczeństwem przyzwyczajonym do wielu cywilizacyjnych wygód, od importu żywności, demokratycznym i czerpiącym dochody w przeważającej części z usług - finansowych lub turystycznych.
Na początku jest całkiem przyjemnie, my, Islandczycy jesteśmy twardzi, więc wszystko przetrzymamy. Później zaczyna się robić nieciekawie - coraz mniej żywności, lekarstw, surowców i części zamiennych. Degradacja postępuje, pojawia się głód. Plany szybkiego osiągnięcia samowystarczalności okazują się na wyrost, każda dodatkowa osoba do wyżywienia staje się konkurentem do ograniczonych zasobów.
Ciekawiło mnie pokazanie przez autorkę jak taka skrajna sytuacja przełożyłaby się na sposób sprawowania rządów, rynek pracy, każdy aspekt życia, w końcu także na zasady etyczne.
Nie jest to szczególnie odkrywcza literatura, niestety również przekład ma dużo mankamentów, jednak lubię raz na jakiś czas pomartwić się na zapas i powyobrażać najgorsze scenariusze, później normalne życie wydaje się takie przyjemne :)
"Wyspa" to powieść oparta o pomysł odcięcia ludzi przebywających na Islandii od świata zewnętrznego z wszystkimi tego konsekwencjami. Takie "Walking dead" bez zombiaków i na zamkniętej przestrzeni. eksperyment myślowy, co by się stało ze społeczeństwem przyzwyczajonym do wielu cywilizacyjnych wygód, od importu żywności, demokratycznym i czerpiącym dochody w przeważającej...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-12-25
Współczesna czeska powieść, zupełnie nieśmieszna, wręcz boleśnie gorzka.
Mamy w powieści trzy siostry, dorosłe kobiety, z grubsza trzydziestoletnie, a każda z nich znajduje się w innym momencie życia i w innej konfiguracji rodzinnej. Jest singielka łudząca się, że jej żonaty z inną kobietą kochanek, za jakiś czas z nią zbuduje szczęśliwą rodzinę. Z kolei zorganizowana, schludna i przedsiębiorcza siostra-prawniczka już nie łudzi się, że z kimkolwiek zbuduje taką rodzinę. Trzecia siostra, umęczona matka Czeszka, ma w życiu pod górkę od świtu do nocy, a może dłużej. Wszystkie trzy jadą jednym samochodem w odwiedziny do rodziców i rozpętuje się małe piekło. Dzień jak co dzień.
Opis brzmi jak punkt wyjściowy do typowej powieści obyczajowej (skądinąd znanej jako babska literatura). Ile razy to już było? Może i wiele, ale Petra Skoupkova zwyczajną historię opowiedziała tak, że ja nie mogłam się oderwać. Widziałam siebie we wszystkich czterech kobietach, one myślały moimi myślami, czuły moje emocje i podobnie miotały się pomiędzy "do diabła z tym wszystkim" a "ja to mam fajne życie". Jest to proza oszczędna, objętościowo ludzkich rozmiarów i pozbawiona lukru, polewy czekoladowej i innych mdlących dodatków.
Ciężarem gatunkowym treść plasuje się poniżej powieści Axelsson (może powinnam napisać, że powyżej, bo jest lżejsza w odbiorze) ale nadal zaliczam ją do wartościowych współczesnych powieści.
Szczególnie polecam mężczyznom w celach edukacyjnych, a kobietom ku pokrzepieniu serc.
Współczesna czeska powieść, zupełnie nieśmieszna, wręcz boleśnie gorzka.
Mamy w powieści trzy siostry, dorosłe kobiety, z grubsza trzydziestoletnie, a każda z nich znajduje się w innym momencie życia i w innej konfiguracji rodzinnej. Jest singielka łudząca się, że jej żonaty z inną kobietą kochanek, za jakiś czas z nią zbuduje szczęśliwą rodzinę. Z kolei zorganizowana,...
2018-12-06
Czytałam ten tomik wierszy powoli i w bardzo sprzyjających okolicznościach przyrody, czyli na lotnisku. Człowiek jest wtedy w zawieszeniu, otoczony ludźmi ale praktycznie zupełnie sam, lubię ten moment. Co więcej, podróż lotnicza, pomimo wszystkich optymistycznych statystyk, ma w sobie coś z igrania ze śmiercią, a to zmienia perspektywę i skłania do namysłu.
Niestety nie mogę tego napisać o "Psalmach". Rezonowały we mnie jedynie pojedyncze frazy, nie zdarzyło się, żeby cały wiersz zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Przepływały jeden za drugim, nie różniąc się wiele od siebie. Czułam, że są to wiersze współczesne - znajdowałam w nich molekuły i piksele. Było w nich miasto i macierzyństwo, pośpiech i pory roku, ptaki.
Nie wiem, do kogo skierowane są te psalmy - do Boga najwyraźniej nie - do miasta, do dziecka (swojego i nie-), w nicość? Dla mnie to byłoby podstawowym pytaniem do zadania autorce, sama nie umiem na nie odpowiedzieć.
Z powodu braku otrzaskania z poezją i niemożności porównania pozostawiam bez oceny gwiazdkowej.
Czytałam ten tomik wierszy powoli i w bardzo sprzyjających okolicznościach przyrody, czyli na lotnisku. Człowiek jest wtedy w zawieszeniu, otoczony ludźmi ale praktycznie zupełnie sam, lubię ten moment. Co więcej, podróż lotnicza, pomimo wszystkich optymistycznych statystyk, ma w sobie coś z igrania ze śmiercią, a to zmienia perspektywę i skłania do namysłu.
Niestety nie...
2018-11-22
"Małe niegodziwości" to lekka powieść obyczajowa, tak lekka, że nie odciska się na żadnym wewnętrznym organie - nie łapie za serce, nie uwiera w mózg, nie leży na wątrobie. Choć napisana jest przyjemnym językiem i zawiera intrygę kryminalną nie byłam w stanie zmusić się do powrotu do niej po kilku dniach przerwy w lekturze. Jest to doskonale nijaka powieść, idealna do poczytania w czasie pobytu w szpitalu, w czasie podróży, czy na plaży.
Polecam jedynie jako przerywnik miedzy cięższymi pozycjami lub czytelnikom, którym nie przeszkadza atmosfera latynoskiej telenoweli.
P.S. Muszę dodać, że nie jest to jednak literaturopodobny wyrób pisany na akord i według ogranego schematu. Raczej nazwałabym tę powieść błahą. Przypominała mi w nastroju „Kaprysik” Szczygła lub powieści Mendozy.
"Małe niegodziwości" to lekka powieść obyczajowa, tak lekka, że nie odciska się na żadnym wewnętrznym organie - nie łapie za serce, nie uwiera w mózg, nie leży na wątrobie. Choć napisana jest przyjemnym językiem i zawiera intrygę kryminalną nie byłam w stanie zmusić się do powrotu do niej po kilku dniach przerwy w lekturze. Jest to doskonale nijaka powieść, idealna do...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-11-17
Z opowiadaniami mam problem, bo jeśli podobają mi się, irytuje mnie ich mała objętość, a jeśli mi się nie podobają, to irytuje mnie w nich wszystko. W przypadku "Ruin i zgliszcz" bliżej mi było do drugiej opcji.
Najpierw jednak o plusach tego zbioru. Widzę dwa, pierwszy łatwo dostrzegalny, to kunszt języka. Autor (tłumacz w równej mierze) ma świetne plastyczne pióro. Proza jest mięsista i smaczna, z odrobiną zgryźliwego humoru. Zdarzają się metafory, które wbijają w fotel, czyta się teksty z przyjemnością.
Drugi plus paradoksalnie wynika z wszystkich minusów opowiadań. Bo krótko mówiąc fabularnie są one nieciekawe. Bohaterowie jacyś niewydarzeni, brak puenty, wątki poszatkowane, momentami nie wiedziałam kto jest głównym bohaterem danego opowiadania i za nic nie mogłam dojść, o czym ono właściwie jest. Autor opisuje losowe momenty w życiu najróżniejszych przeciętniaków, nawet gorzej niż przeciętniaków. Czytając zastanawiałam się, po co to robię, przecież takich zwykłych momentów mam w swoim zwykłym życiu na pęczki, nie muszę o nich czytać. Dla mnie fabuła była po prostu nieciekawa. I chyba właśnie o to chodziło autorowi - o pokazanie losów przeciętnych ludzi odartych z sensu, jakiejkolwiek wzniosłości, celu. Podejrzewam, że taki był zamysł Wellsa Towera i choć nie wzbudził on mojego zachwytu, doceniam go.
Komu polecam lekturę - osobom szukającym innowacji w literaturze, tutaj objawiła się nie tyle w postaci nowatorskiej formy, co nowego konceptu. Ale jeśli lubicie, kiedy opowiadania tworzą zamknięte historie, budzą żywe emocje i nie dają spać, szukajcie gdzie indziej.
Z opowiadaniami mam problem, bo jeśli podobają mi się, irytuje mnie ich mała objętość, a jeśli mi się nie podobają, to irytuje mnie w nich wszystko. W przypadku "Ruin i zgliszcz" bliżej mi było do drugiej opcji.
Najpierw jednak o plusach tego zbioru. Widzę dwa, pierwszy łatwo dostrzegalny, to kunszt języka. Autor (tłumacz w równej mierze) ma świetne plastyczne pióro. Proza...
2015-09-13
Wyobraźcie sobie życie w przyszłości, gdzie rząd unieważnił wszystkie drugie i kolejne małżeństwa, związki nieformalne zostały zakazane, dzieci pochodzącym z obu nielegalnych form pożycia odebrano, kobietom zabroniono pracować i mieć swoje pieniądze, mężczyznom nie pozwalano na seks, oprócz prokreacyjnego, zabroniono czytania książek, gazet, tańców i muzyki innej niż kościelna. Na ulicach są automaty modlitewne, a na murach cmentarza wiszą zwłoki lekarzy, naukowców i innych dysydentów. Jest grupa kobiet pozbawiona imion, nazywanych imieniem aktualnego właściciela, a służących jedynie do reprodukcji.
To tylko wycinek świata wykreowanego przez Atwood, gdzie radykałowie religijni w rodzaju ekstremalnych odmian protestantyzmu w USA wzięli 'za mordę' społeczeństwo i przywrócili boski porządek. Wszyscy mieli swoje miejsce, nie było żadnej wolności wyboru, radości ale też nie było pornomobili (burdeli na kółkach), targowiska próżności i kultu ciała. Zastąpiono zepsucie zamordyzmem. Wizja przerażająca, zwłaszcza dla kobiet sprowadzonych do roli macic na nogach. No, ale mężczyznom było niewiele lepiej, to żadna łaska raz na miesiąc móc być ‘dopuszczonym’ do kobiety w celu spłodzenia dziecka. Bez odrobiny przyjemności, czułości, uczucia, żadnego urozmaicenia...
Polecam jako przestrogę przed piekłem, które dobrymi chęciami i frazesami o naturalnym porządku świata jest wybrukowane.
Na marginesie, szkoda, że polskie tłumaczenie nie zawsze odzwierciedla sedno sprawy. Dlaczego tytułowa bohaterka nie miała spolszczonego imienia, które pokazywałoby jej przynależność do Komendanta? Freda, Warrena i Glena brzmią słabo. Mogły być: Jacka, Piotra lub Artura – wtedy czuć by było kto do kogo należy.
Wyobraźcie sobie życie w przyszłości, gdzie rząd unieważnił wszystkie drugie i kolejne małżeństwa, związki nieformalne zostały zakazane, dzieci pochodzącym z obu nielegalnych form pożycia odebrano, kobietom zabroniono pracować i mieć swoje pieniądze, mężczyznom nie pozwalano na seks, oprócz prokreacyjnego, zabroniono czytania książek, gazet, tańców i muzyki innej niż...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zostałam wprowadzona w błąd - wywiad z autorką, który przeczytałam sugerował, że "Faworyty" to powieść historyczna o silnych kobietach w czasach słabości Rzeczypospolitej. W moim odbiorze jest to jedynie zlepek anegdotek z epoki (czasy 'panowania' Stanisława Augusta Poniatowskiego) sklejonych scenkami jak z taniego pornola. Gretkowska wyraźnie lubuje się w obrzydliwościach, pławi w opisach wydzielin i za nic nie wiem, czemu ma to służyć.
Fabularnie też bardzo słabo, odłożyłam powieść z braku zainteresowania rozwojem fabuły, wreszcie literacko też bez fajerwerków.
(opinia opublikowana pierwotnie na GR)
Zostałam wprowadzona w błąd - wywiad z autorką, który przeczytałam sugerował, że "Faworyty" to powieść historyczna o silnych kobietach w czasach słabości Rzeczypospolitej. W moim odbiorze jest to jedynie zlepek anegdotek z epoki (czasy 'panowania' Stanisława Augusta Poniatowskiego) sklejonych scenkami jak z taniego pornola. Gretkowska wyraźnie lubuje się w obrzydliwościach,...
więcej Pokaż mimo to