-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać13
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać7
Biblioteczka
2014-04-16
2014-04-17
2014-04-12
Yu-jeong zawsze była we własnej rodzinie outsiderką. Ze wszystkimi musiała się kłócić i mieć kompletnie inne poglądy niż reszta, a dodatkowo jej beznadziejne stosunki z własną matką, która twierdziła, że to przez fakt, że Yu-jeong się urodziła musiała zakończyć karierę pianistki, tylko pogarszają stan psychiczny dziewczyny. Zawsze żyła w cieniu swoich braci i na nią, jako na najmłodszą, nikt nie zwracał żadnej uwagi. Nawet kiedy doszło do brzemiennego w konsekwencje zdarzenia, po którym Yu-jeong całkowicie zamknęła się w sobie i zmieniła się w inną osobę, nikt nie był przy niej, by ją wysłuchać i zapewnić jej chociaż minimalny komfort psychiczny. Jedyną osobą, która zawsze ją rozumiała była ciotka Monika, zakonnica. To właśnie ją Yu-jeong uważała za prawdziwą matkę i do niej zwracała się w każdej trudnej sytuacji. Ciotka Monika była jedyną prawdziwą osobą w całym fałszu, który otaczał rodzinę Yu-jeong i jedyną przystanią, w której mogła zatrzymać się na dłużej i wiedzieć, że jest bezpieczna.
Ciotka Monika wręcz uwielbia pomagać ludziom i widzieć, jak dzięki niej odnajdują drogę do Boga. Właśnie dlatego przez 30 lat odwiedza skazanych na śmierć w Seulskim Więzieniu. Szczerze z nimi rozmawia, stara się zrozumieć ich postępowanie i ma nadzieję ich w ten sposób resocjalizować. Kiedy Yu-jeong po trzeciej próbie samobójczej ląduje w szpitalu, ciotka Monika postanawia, że nie wyśle ją znowu na konsultację do psychologa, ale zabierze ze sobą do więzienia, gdzie Yu-jeong będzie musiała odwiedzać pewnego więźnia przez przynajmniej miesiąc. Dziewczyna również ma dość chodzenia po psychologach, więc zgadza się na propozycję ciotki. Właśnie w ten sposób Yu-jeong poznaje Yun-su, skazanego na karę śmierci za gwałt na siedemnastoletniej dziewczynie i zamordowanie jej oraz dwójki innych kobiet. Mimo początkowej niechęci Yu-jeong odkrywa, że jest coś, co łączy ją z Yun-su, a mianowicie: smutek. Po tym nagłym odkryciu w dziewczynie zaczyna zachodzić coraz więcej gwałtownych zmian. Czy piękna i bogata kobieta może nauczyć się czegoś od człowieka skazanego na karę śmierci?
Nie od dziś interesuję się wszystkim, co związane z Koreą Południową, jednak jak dotąd miałam pewne opory przed podjęciem się przeczytania jakiejś książki napisanej przez koreańskiego autora/kę. Moje pierwsze spotkanie z taką literaturą przypadło na Nasze szczęśliwe czasy i - lepiej stać się nie mogło. Jedna z najpiękniejszych, najbardziej pouczających i skłaniających do refleksji książek, jakie kiedykolwiek miałam okazję przeczytać.
Ciągle nie mogę otrząsnąć się z szoku, jaki wywołała we mnie ta pozycja. Moje myśli zataczają błędne koła, starając się wysłać mi jakikolwiek impuls, który pobudziłby moje palce do opisania wszystkich przemyśleń na temat tej powieści. Jest ich zdecydowanie zbyt wiele i z pewnością nie będę w stanie podzielić się nimi wszystkimi z Wami. Tę książkę po prostu trzeba przeżyć. Na własnej skórze, na własnym mózgu, sercu i duszy. Nie jest ona lekką i przyjemną powieścią, jeśli tego szukacie, to z takim nastawieniem nawet nie sięgajcie po Nasze szczęśliwe czasy. Trzeba być naprawdę bardzo odporną psychicznie osobą, by móc ją w całości przeczytać i zrozumieć, co tak naprawdę Gong Ji-Young chce nam pokazać. Wiem, że okładka i znajdujący się na niej różaniec może nieco odstraszać przed przeczytaniem (bo w moim wypadku tak było), jednak nie zwracajcie na to najmniejszej uwagi. Historia nie dzieje się w klasztorze, kościele czy innej sakralnej budowli, ale spotkania naszych bohaterów odbywają się w więzieniu. I nie są one tak bezsensowne, jak wydawało mi się przed sięgnięciem po tej powieść. Dzięki tym spotkaniom bohaterowie lepiej poznają siebie nawzajem, ale również zdają sobie sprawę z własnych lęków i uczuć, o których nie mieli pojęcia.
Bogata kobieta i mężczyzna skazany na karę śmierci. Całkowite przeciwieństwa, które jednak mają ze sobą tak wiele wspólnego. Nie mogło być dwojga tak różnych osób jak Yu-jeong i Yun-su. Każdy z nich niestety nosi ze sobą własny bagaż przykrych doświadczeń, które nie pozwalają im normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Yu-jeong w młodości była okropnie traktowana przez własną matkę, a każda ich rozmowa doprowadzała do wybuchów kłótni. Nawet w chwili, kiedy najbardziej potrzebowała drugiej osoby, by odgoniła czarne myśli i bolesne wspomnienia z pewnego strasznego wydarzenia, nikogo nie było obok niej. Dziewczyna jest po trzech próbach samobójczych, a pierwszy raz chciała skończyć ze sobą w wieku 15 lat. Mimo tego, że upłynęło drugie tyle, myśli samobójcze nigdy jej nie opuściły, a brutalne obrazy z przeszłości wyryły się w jej pamięci na zawsze. Przez to Yu-jeong nie jest teraz w stanie normalnie funkcjonować w społeczeństwie i cały czas jest odizolowana od innych ludzi. Ale teraz, kiedy poznaje Yun-su, obiecuje sobie, że nie umrze. Nie odbierze sobie życia, jak ostatni tchórz. Główni bohaterowie idealnie się uzupełniają. Yu-jeong potrzebowała właśnie takiej osoby, jak Yun-su, a on chciał dokładnie kogoś takiego, jak ona. Dzięki mężczyźnie Yu-jeong zdała sobie sprawę z wartości własnego życia. W końcu nad Yun-su niemal wisi miecz Damoklesa i w każdej chwili może zostać wykonany jego wyrok śmierci, a kobieta sama chce sobie odebrać coś tak wartościowego. Mężczyzna żyje w ciągłej niepewności i stagnacji. Przyjdą po niego już teraz, jutro, a może za kilka lat? Kiedy Yu-jeong zdaje sobie z tego sprawę, zaczyna zauważać, jak bardzo ważne jest nasze życie. Jednak Yun-su również czerpie korzyści ze spotkań z kobietą. Zawsze był pewien, że on jest jedyną osobą, która cierpi tak wielki smutek, ale okazuje się, że bogaci również płaczą i zmagają się z własnymi demonami. Kolejną płaszczyzną, na której rozgrywa się relacja między Yu-jeong i Yun-su jest po prostu stan majątkowy. Mężczyzna przez całe życie był biedny i nienawidził bogatych, a Yu-jeong od zawsze była bogata, jednak pieniądze nigdy nie dały jej prawdziwego szczęścia. Dopiero po ich spotkaniu okazuje się, że tylko razem mogą dać sobie szczęście, obalając wszystkie stereotypy.
Psychika głównych bohaterów jest naprawdę ogromnie złożona i można odczytywać ich zachowania na wiele możliwych sposobów, więc pewnie po przeczytaniu książki drugi raz jeszcze lepiej rozumiałabym wszystke motywy, kierujące postaciami. Same przemyślenia Yu-jeong są dla mnie wręcz genialne i książka spodobałaby mi się nawet wtedy, jeśli byłaby tylko związana z opowiadaniem własnego światopoglądu przez główną bohaterkę. Gong Ji-Young zaprezentowała nam jednak bardzo złożoną relację głównych bohaterów, której przebieg jest ogromnie dramatyczny, co sprawia, że nie da się nie przywiązać do postaci. Miałam się już do nikogo nie przywiązywać, ale jednak autorka postanowiła dać mi pstryczka w nos i całkowicie podbić moje serce wszystkimi przewijającymi się na kartkach książki postaciami oraz doprowadzić do tego, że w rezultacie byłam załamana po zakończeniu Naszych szczęśliwych czasów i nie mogłam przez długi czas dojść do siebie ani zacząć czytać innej powieści. Cała historia Yu-jeong i Yun-su jest ogromnie poruszająca, a ich przeszłość naprawdę może przytłoczyć czytelnika. Szczególną zmorą są "niebieskie karteczki", które przewijają się w książce i opowiadają przeszłość Yun-su. Za każdym razem, gdy przeczytałam jedną z nich, musiałam przez dobry moment to wszystko przetrawić i ochłonąć, by móc czytać dalej. Jednak mimo tego, że powieść nie należy do łatwych, to wciąga tak bardzo, że nie da się jej odłożyć. Wierzcie mi, nigdy nie czytam książek wieczorami, jednak tę skończyłam o północy i nie mogłam pozbierać z podłogi łez, które wymknęły mi się spod powiek, przy czytaniu zakończenia Naszych szczęśliwych czasów. Ta książka jest jednocześnie przerażająca i piękna. A ja jestem rozdarta między kochaniem jej a nienawiścią.
Nasze szczęśliwe czasy to przede wszystkim ogromnie pouczająca i mądra książka, o której nie da się zapomnieć przez długi czas. Historia Yu-jeong i Yun-su jest dramatyczna i przepełniona smutkiem. Podczas czytania tej książki, czytelnik od razu wpada w pewien rodzaj melancholii, z której jeszcze długo po jej odłożeniu nie może się wyrwać. Nasze szczęśliwe czasy podbija serce, przemuje kontrolę nad mózgiem i uderza z pełną siłą w sam środek duszy czytelnika. Nie jest to łatwa pozycja i to książka dla osób, które potrafią zrozumieć i wczuć się w tak okropnie potraktowanych przez los bohaterów. Jeżeli jednak postanowi się po nią sięgnąć, to okazuje się być naprawdę wykwintną ucztą dla wybrednych kubków smakowych czytelników. Szczerze? To po prostu perła wśród całej masy pseudo pouczających książek. Niestety to bardzo niedoceniana i niezauważana perła, a ja mam nadzieję, że zwróciłam na nią Wasze oczy. Ogromnie irytuje mnie to, że tak mało osób o niej słyszało, a jeszcze mniej ją czytało. Jedno jest pewne - nie wiecie, co tracicie. Sięgnijcie po nią, a Wasze życie ulegnie diametralnej zmianie.
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Yu-jeong zawsze była we własnej rodzinie outsiderką. Ze wszystkimi musiała się kłócić i mieć kompletnie inne poglądy niż reszta, a dodatkowo jej beznadziejne stosunki z własną matką, która twierdziła, że to przez fakt, że Yu-jeong się urodziła musiała zakończyć karierę pianistki, tylko pogarszają stan psychiczny dziewczyny. Zawsze żyła w cieniu swoich braci i na nią, jako...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-12-21
"Miłość nadciąga jak burzowe chmury, ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc".
Zoe Marriott mieszka w północno-wschodnim Lincolnshire z dwoma kotami, Echo i Hero, oraz psem Finnem. Cienie na Księżycu nagrodzone prestiżową Sasakawa Prize to trzecia książka Zoe. Jej debiut, The Swan Kingdom - Królestwo Łabędzi, zdobył USBBY Outstanding International Book Award.
Suzume Hoshima jest szczęśliwą dziewczyną, która mieszka razem ze swoim ojcem, matką i kuzynką Aimi, którą traktuje jak własną siostrę. Jednak dobra passa zostaje przerwana, gdy do domu Hoshimy przyjeżdżają jeźdźcy Księżycowego Księcia i zabijają ojca Suzume oraz jej kuzynkę Aimi. Dziewczyna jest zrozpaczona, jednak udaje się jej uciec, w czym pomaga jej staruszek imieniem Youta. Po kilku tygodniach mieszkania u Youty odnajduje ją matka, która zabiera ją do domu przyjaciela. Wkrótce okazuje się, że matka pragnie wziąć ślub z Terayamą.
Suzume podsłuchuje rozmowę dorosłych i dowiaduje się, że jej przybrany ojczym jest odpowiedzialny za śmierć ojca. Dziewczyna ucieka z domu i ukrywa się w kuchni ojczyma, a potem wyrusza w nieznane miasto. Wie, że musi pomścić tatę i przywrócić chwałę nazwisku Hoshimy. Nie odpuści Terayamie. Teraz musi zyskać względy Księżycowego Księcia i wyruszyć na Bal Cieni, by stać się Narzeczoną Cieni. Jednak nie zawsze serce podąża za planami mózgu. Suzume będzie zmuszona wybierać między zemstą a miłością.
"Zamknę swoje serce, zamknę je tysiąc razy, zanim pozwolę, aby zraniło twoje".
Japonia to kraj, który bardzo mnie interesuje. A co przede wszystkim przyciąga moją uwagę? Odmienna kultura i inne zwyczaje. Japonia, tzw. Kraj Kwitnącej Wiśni, to państwo honoru, które rządzi się surowymi prawami. Ponoć autorka pisała tę powieść 1,5 roku, żeby oddać w pełni klimat tego miejsca. Rzadko zdarza się, żeby do orientalnego państwa wprowadzić elementy fantastyczne, jednak w tym wypadku, rzeczywiście możemy mówić o Magicznej Japonii.
Podobno Cienie na Księżycu stanowią nawiązanie do znanej bajki o Kopciuszku. Ja niestety zbyt wielkiego powiązania nie widzę, ale w niektórych momentach można przeżyć deja vu odnośnie powyżej bajki. Nie ma tutaj złej macochy natomiast jest okrutny i przebiegły ojczym. Jako Dobrą Wróżkę możemy uznać japońską geiko, która pomaga dostać się naszej bohaterce na Bal Cieni. Jednak to wcale nie tam pozna swojego księcia. Dodatkowo nasza nowoczesna wersja Kopciuszka ma interesującą przypadłość - potrafi tworzyć iluzje cienia, które mogą oszukać wzrok ludzi. W końcu człowiek wierzy w to, co widzi.
Budowa tejże książki jest bardzo ciekawa. Nie ma tutaj podziału na typowe części, natomiast każda część zamyka pewien rozdział w życiu naszej bohaterki i zaczyna się od nowego imienia, od czystego konta. Na dalszych kartkach przekonujemy się jak bohaterka napisze swoje dalsze życie. Jako Suzume, czyli "wróbelek", była przestraszoną nastolatką, która nie może się pozbierać po śmierci własnego ojca i kuzynki. Potem jako Rin, czyli "zimno", była zwykłą pomywaczką, która starała się nie wychodzić przed szereg i wieść życie szarej myszki. Natomast jako Yue, czyli "księżyc", wzmocniła się i przygotowywała do wyruszenia na Bal Cieni i zostania Narzeczoną Cieni. Wraz z upływem stron w naszej bohaterce zachodzi wiele przemian, które można dopiero zauważyć na końcu książki - ze zwykłej szarej myszki staje się odważną i pewną siebie dziewczyną.
"Łatwiej było nienawidzić siebie, ranić się i ciąć, niż stanąć twarzą w twarz z prawdą, że człowiek bywa bezsilny".
Co sprawia, że Suzume jest tak interesującą bohaterką? Właściwie cała jej postać jest ciekawa. Jeszcze nie spotkałam się z historią, w której główna bohaterka zaczyna się okaleczać, żeby pozbyć się napięcia i chociaż na chwilę poczuć ulgę. Przez to możemy zauważyć jak wiele rzeczy dzieje się w głowie osoby, która na własne oczy zobaczyła śmierć swoich najbliższych. Nawet sama główna bohaterka mówi o sobie jako o dwóch odrębnych osobach: Suzume zewnętrznej i wewnętrznej. Zewnętrzna jest ucieleśnieniem dobra i spokoju, natomiast wewnętrzna cały czas krzyczy, pragnie płakać i chce wrócić do rodzinnego domu.
Nie jestem pewna tego dlaczego ta książka tak bardzo mi się spodobała, że wylądowała na mojej prywatnej liście bestsellerów. Z pewnością dużym plusem jest tutaj orientalny kraj, który możemy poznawać na każdej kartce książki, a gdy mamy problem z jakimś trudnym słowem bądź wyrażeniem - jesteśmy odsyłani do słowniczka, który wszystko nam wyjaśni. Kolejny plus to Otieno, w którym zakochałam się na zabój. Był dla Suzume dobry i kochający oraz zawsze ją bronił. Następna rzecz przemawiająca na korzyść książki to magia. Tworzenie iluzji miało w sobie coś przyciągającego, tak że jeszcze bardziej chciało się zagłębić w tej historii. Dodatkowo sama istota Balu Cieni i możliwość zostania Narzeczoną Cieni była bardzo ciekawa. Aż żałuję, że rzeczywiście nie są przeprowadzane takie bale.
Mam lekki problem z akcją w tej książce. W pierwszych dwóch rozdziałach dzieje się bardzo dużo, co podsyca apetyt czytelnika, ale prawdę mówiąc z biegiem czasu zaczyna robić się coraz nudniej. Ja przynajmniej czułam wielki niedosyt, do czasu, gdy Suzume spotkała Akirę, która zaczęła przygotowywać ją do Balu Cieni. Od tego momentu akcja znowu nabrała tempa, ale to nie zmienia faktu, że kilkadziesiąt kartek nie było zbyt interesujących. Miałam również takie wrażenie, że autorka trochę za bardzo rozpędziła się z podbojami Suzume i właściwie to mało zostało powiedziane na temat samego Balu Cieni. Jednak to nie zmienia faktu, że jestem wprost zakochana w tej książce.
"Ja, dumna z tego, że potrafię rozwiewać iluzję i widzieć rzeczy takimi, jakie są naprawdę, sama uczepiłam się iluzji jak dziecko, które nie wypuszcza z objęć ulubionej zabawki. Była to ułuda, iluzja, że można panować nad życiem. Ta iluzja, która w przerażającym, chaotycznym świecie daje nam poczucie wolności".
Bardzo długo czekałam na możliwość przeczytania tej historii i gdy tylko to się stało byłam bardzo zadowolona z tego, że nie przeczytałam jej za szybko i odpowiednio dawkowałam sobie swoje uzależnienie od krajów Dalekiego Wschodu. Z pewnością do tej książki będę wracać i to wiele razy, bo to jedna z najbardziej interesujących odsłon krajów azjatyckich.
Jeśli ktoś, tak jak ja, uwielbia Japonię to nawet nie ma co się zastanawiać nad przeczytaniem tej książki. Zaciekawi ona nie tylko miłośnika Azji, a nawet sprawi, że ci, którzy Japonii nie znoszą - zakochają się w niej. Cienie na Księżycu to nie tylko nowa odsłona historii Kopciuszka, ale także opowieść o trudnościach ludzkiego losu i o tym, że nawet, gdy wszystko jest przeciwko nam, zawsze znajdzie się ktoś, kto chwyci nas za rękę i poprowadzi przez ten trudny czas.
" - Otieno - odezwałam się gwałtownie - co byś zrobił, gdybym jednak nie zmieniła zdania (...)?"
- Zakneblowałbym cię, przerzucił sobie przez ramię i porwał - odrzekł bez chwili namysłu. - Zobacz już przewiązałem sobie linę wokół pasa. I prawdę powiedziawszy, nie wiem, czy nie jestem rozczarowany, że tak się nie stało".
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
"Miłość nadciąga jak burzowe chmury, ucieka przed wiatrem i rzuca cienie na Księżyc".
Zoe Marriott mieszka w północno-wschodnim Lincolnshire z dwoma kotami, Echo i Hero, oraz psem Finnem. Cienie na Księżycu nagrodzone prestiżową Sasakawa Prize to trzecia książka Zoe. Jej debiut, The Swan Kingdom - Królestwo Łabędzi, zdobył USBBY Outstanding International Book...
2012-10-11
"Zabrały jej piękne suknie, ubrały w stary zszarzały fartuch, a na nogi włożyły drewniaki".
Marissa Meyer mieszka z mężem i trzema kotami w miasteczku Tacoma w stanie Waszyngton. Jest fanką dziwaczności. Baśnie uwielbia od dzieciństwa. Saga księżycowa to jej debiut, choć, jak sama mówi, ma niezłą kolekcję powieści niedokończonych.
Nowy Pekin to miejsce pełne najnowszych technologii. Po ulicach poruszają się androidy, stworzone tak, by wykonywać większość obowiązków za mieszakańców; latają awiary, które w mgnieniu oka zawiozą Cię do najodleglejszego miejsca w państwie, a jednocześnie zaserwują Ci porcję najnowszych wiadomości; są tutaj również cyborgi - ludzie, którzy stracili jakąś kończynę i zastąpili ją metalową podróbką. Mimo tej otoczki szczęścia, ludzie zamieszkujący Państwo Środka żyją w ciągłym strachu. Miasto zostało zdziesiątkowane przez zarazę, która dotknęła nawet samego cesarza Rikana.
Linh Cinder mieszka w hałaśliwym Nowym Pekinie. Pracuje jako mechanik na jednym z wielu zatłoczonych targów, gdzie jest ostentacyjnie traktowana jak powietrze bądź poniżana przez miejscowych handlarzy. Jednak Cinder wcale się tym nie przejmuje - najważniejsze, że jest najlepszym mechanikiem w kraju, ma swoją przyjaciółkę-androida Iko i ukochaną siostrę Peony. Jednak dochód z jej sklepu jest marny, a Cinder potrzebuje pieniędzy, żeby uniezależnić się od swojej opiekunki Adri. Pewnego dnia do jej zakładu przybywa nie kto inny jak następca tronu - książę Kai. Cinder jest wytrącona z równowagi jego nagłym pojawianiem się, ale przede wszystkim - jego uprzejmym zachowaniem wobec niej. Och, co by o niej pomyślał, gdyby dowiedział się, że jest cyborgiem? Cinder nie zdaje sobie sprawy, że z tego przypadkowego spotkania wynikną wielkie kłopoty. Gdy na jej drodze pojawia się książę, Cinder znajdzie się w epicentrum międzygalaktycznej walki z królową Luny. Jednak nie to jest najgorsze - zaraza ponownie daje o sobie znać i zabiera najbliższych z otoczenia głównej bohaterki. Jak poradzi sobie postawiona w roli jedynej osoby, która potrafi ocalić świat przed królową Levaną?
"Kiedy Kopciuszek zbiegał ze schodów, lewy pantofelek zsunął się z jej stopy".
Już jakiś czas temu czytałam o tej książce, gdy jeszcze nie zostało dokładnie podane wydawnictwo, które ją wyda, ani kiedy to się stanie. Od pierwszej chwili mnie zainteresowała i wiedziałam, że będę musiała się z nią szybko zapoznać. Gdy przyszła okazja zrecenzowania jej przedpremierowo wiele nie czekałam i od razu zabrałam się do czytania. Czy mi się podobało?
Książka ma niezliczoną ilość plusów, a jednym z nich jest przede wszystkim fabuła - mamy do czynienia z główną bohaterką, która jest cyborgiem (a to też w pewnym sensie znaczy, że nie jest idealna) i mieszka w państwie przyszłości, czyli Pekinie. Przyznam, że jeszcze nie miałam styczności z książką, w której pojawiałyby się roboty, ale ten temat od pierwszej kartki mi się spodobał. Przez książkę przetacza się wielka masa nowoczesnej technologii, która jest na tyle realna, że zaczynamy zastanawiać się czy to nie właśnie w tym kierunku pójdzie nasz świat.
Cinder jest jedną z najlepszych bohaterek, jakie do tej pory miałam okazję spotkać. Jest inteligentna, mocna, wygadana i nie da sobie w kaszę dmuchać. Zawsze ma własne zdanie i chroni swoich najbliższych, a jednocześnie boi się, że ktoś pozna prawdę o tym kim jest - o tym, że jest cyborgiem. Polubiłam ją przede wszystkim dlatego, że jest realna. Pod maską tej odwagi, którą nieustannie prezentuje, kryje się też dziewczyna, która nie chce być traktowana jak odludek, która pragnie być zaakceptowana przez otoczenie. Przez książkę przewija się dużo postaci - od skrajnie dobrych do podle złych - ale muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną osobę - Iko. Może nie jest to dokładnie człowiek, gdyż jest androidem, ale zachowuje się całkowicie inaczej. Cały czas chce zostać dostrzeżona przez innych, cieszy się z nawet najmniejszych podarunków i marzy o tym, by wybrać się na bal, gdzie spotka księcia. A jeśli o nim już mowa to Kaito bardzo przypadł mi do gustu - mimo tego, że w tak młodym wieku został cesarzem potrafił dyplomatycznie prowadzić rozmowy z Lunarami i zarządzać sprawiedliwie krajem. Reasumując, postacie są do bólu ujmujące i szczere, przez co czytelnik ma wrażenie, że takie osoby istnieją naprawdę.
Jestem pod wielkim wrażeniem wyobraźni pani Marissy. Ukazała nam bajkę o Kopciuszku w całkowicie innym świetle, otoczeniu i czasie. Mimo tego, że autorka opierała się na wątku tejże baśni to jednak jej geniusz ukazał się w tym, jak potrafiła nadać nowe znaczenie słowa Kopciuszek - nie stworzyła sprzątaczki, której nie pozwolono iść na bal, ale silną i niepowstrzymaną kobietę, która potrafi walczyć o swoje. Przyznam, że kilkakrotnie łapałam się w książce na tym, że wyszukiwałam podobieństw do tejże baśni - to naprawdę wielka frajda! Jednak najśmieszniejsze w tej historii jest to, że Cinder, zamiast jak prawdziwa Cinderella zgubić pantofelek, zgubiła całą stopę!
W książce mogę się przyczepić jedynie do tego, że akcja była trochę przewidywalna - już od pewnego momentu od razu wiedziałam co się zdarzy pod koniec książki - jednak to wcale nie sprawiło, że książkę czytało się wolno i niechętnie, wręcz przeciwnie. Skończyłam czytać ją w zawrotnym tempie i spędzałam kilka godzin ślęcząc nad nią i śledząc losy bohaterów. Rozdziały są na tyle krótkie, że szybko się je czyta i chce się więcej, oraz na tyle długie, że akcja porządnie się rozwinie i zapętli.
Jeśli, tak jak ja, w dzieciństwie zaczytywałyście się w Kopciuszku i chciałyście być królewnami - to ta książka rzuci Wam na to trochę inne światło. Naprawdę polecam ją z czystym sumieniem wszystkim, bo wiem, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie - ja na przykład znalazłam tutaj szczyptę orientu i tajemnicy. Nie ma nawet nad czym się zastanawiać, bo książka z pewnością się Wam spodoba. Sama z niecierpliwością czekam na następną część.
" - Myślisz, że to może być kwestia wirusa?
- Może zawiesiła się z powodu nieprawdopodobnego czaru księcia?
- Czy mogłybyśmy przestać mówić o księciu?
- Nie sądzę, by to było możliwe. W końcu pracujemy nad jego androidem. Pomyśl tylko o rzeczach, które ona wie, o rzeczach, które widziała, i... - Iko zawiesiła głos. - Myślisz, że widziała go nago?
- Och, na litość boską! - Cinder zdarła rękawiczki i rzuciła je na stół. - Nie pomagasz mi".
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
"Zabrały jej piękne suknie, ubrały w stary zszarzały fartuch, a na nogi włożyły drewniaki".
Marissa Meyer mieszka z mężem i trzema kotami w miasteczku Tacoma w stanie Waszyngton. Jest fanką dziwaczności. Baśnie uwielbia od dzieciństwa. Saga księżycowa to jej debiut, choć, jak sama mówi, ma niezłą kolekcję powieści niedokończonych.
Nowy Pekin to miejsce pełne najnowszych...
Korea Południowa, Seul, lata 80. XX wieku. Jeong Yun wraca na studia po rocznym urlopie dziekańskim. Wzięła go ze względu na to, że nie mogła poradzić sobie ze śmiercią matki i czuła, że w takim momencie nie będzie mogła skupić się na studiach. Po śmierci matki bardzo wspierał ją jej przyjaciel Dan i tylko właściwie w nim mogła znaleźć oparcie w tych trudnych chwilach. Jednak Jeong Yun postanawia, że najwyższy czas iść na przód, a pierwszym krokiem jest właśnie ponowne wstąpienie na studia. Na wykładzie u profesora Yuna spotyka Myeong-seo i Mi-ru, którzy od samego początku przyciągają jej uwagę. Myeong-seo powinien już właściwie skończyć studia, a Mi-ru nawet nie było na liście studentów.
Ciekawość Jeong Yun cały czas narasta. Do tego stopnia, że zaraz po zajęciach dowiaduje się sekretu Mi-ru. Dziewczyna przez cały czas ukrywała swoje ręce, gdyż ma je bardzo poniszczone, niczym stara kobieta, a to wszystko przez fakt, że zostały podpalone. Jeong Yun ciągle ma w głowie obraz rąk dziewczyny, a dodatkowo czuje, że ta dwójka niesamowicie ją interesuje. Jednak Myeong-seo i Mi-ru pojawiają się na bardzo niewielu lekcjach, a dziewczyna nie ma możliwości lepiej im się przypatrzyć. Wraz z upływem czasu cała trójka bardzo mocno się zaprzyjaźnia, a więzy ich relacji są niemal nie do rozerwania. Jednak czasy w Korei Południowej są dalej bardzo ciężkie. Państwo wciąż znajduje się pod dyktaturą wojskową, a na ulicach dochodzi do ciągłych zamieszek, demonstracji i protestów. Ale to główni bohaterowie skrywają tak głębokie tajemnice, o których nawet ich najbliżsi nie mają pojęcia. A ich prawdziwy dramat już niedługo ma nadejść.
Dosyć niedawno zaczęłam swoją przygodę z koreańskimi powieściami i do tej pory nie byłam świadoma tego, jak świetnie potrafią pisać Koreańczycy. Koreańska literatura porusza całkowicie inne kwestie niż książki, które do tej pory miałam okazję czytać i widać, jak bardzo dla twórców ważne jest poruszenie poważnych życiowych tematów. Pośród wszystkich tanich powieścideł, którymi zasypuje nas Zachód, okazuje się, że na Wschodzie znajdują się prawdziwe perełki, jednak jeszcze nieodkryte przez polski rynek wydawniczy. Jedną z nich jest właśnie Będę tam.
Niestety nie mam możliwości porównania tej książki z poprzednią pozycją tej autorki, która została wydana w Polsce, czyli Zaopiekuj się moją mamą, co mam zamiar szybko zmienić i zabrać się za lekturę tej powieści, gdyż po Będę tam jestem przekonana, że bardzo mi się spodoba. Praktycznie całą historię Jeong Yun, Myeong-seo i Mi-ru poznajemy poprzez retrospekcję głównej bohaterki o aż 8 lat, kiedy to ich przyjaźń dopiero zaczynała się kształtować. Jedną z rzeczy, które zwróciły moją uwagę w tej książce jest fakt, jak różna jest mentalność Koreańczyków od naszej. Całkowicie inne standardy określają i warunkują przyjaźń między ludźmi, a gesty, które u nas mogłyby zostać potraktowane jako wręcz obraźliwe są tam na porządku dziennym. Dla Polaka ta książka może być naprawdę dużym kulturalnym szokiem i z początku może mu wydawać się to dziwne, jednak wraz z upływem stron poznajemy piękno tamtego kraju.
Shin Kyung-Sook ma bardzo specyficzny sposób pisania, który albo pokocha się od samego początku, albo znienawidzi. We mnie odezwały się właśnie te bardzo pozytywne uczucia, gdyż autorka pisze w niesamowicie płynny i przyjemny sposób. Nie było takiego momentu w książce, przy którym bym się nudziła, bo sam styl autorki był naprawdę bardzo miły w odbiorze, wręcz delikatny, ale i dosadny. Koreańczycy bardzo powściągliwie okazują swoje emocje bądź uczucia względem drugiej osoby i to było świetnie przedstawione w tej powieści. Sympatia Jeong Yun i Myeong-seo rozwijała się powoli i tak jak każda zdrowa relacja przerodziła się z przyjaźni w miłość. Właściwie nawet sam czytelnik nie zdaje sobie sprawy z tego, kiedy właściwie autorka postawia go przed faktem dokonanym, iż ci bohaterowie mają się ku sobie. Wręcz mimowolnie zaczynamy traktować Jeong Yun i Myeong-seo jako parę, a to naprawdę niesamowite uczucie. Jeszcze żaden autor nie potrafił wprowadzić mnie w taki stan, w którym wręcz oczywiste jest, że główni bohaterowie są ze sobą. W innych książkach była cała zakręcona historia o tym, jak to postacie mogły się na początku nienawidzić, a potem dopiero w sobie zakochać. Tutaj nie ma czegoś takiego. Jeong Yun i Myeong-seo są dla siebie wręcz stworzeni, a ich historia splata się ze sobą naprawdę idealnie, w bardzo rzeczywisty sposób. Zresztą całą powieść cechuje niesamowity realizm. Czytając, czułam się jakby te wszystkie wydarzenia rozegrały się naprawdę, a autorka była jedynie świadkiem ich przebiegu. Niesamowite uczucie. Niewielu pisarzy ma ten dar do łatwości kreowania i przekazywania czytelnikowi fabuły oraz do stworzenia realistycznych postaci.
Jedną z rzeczy, za które uwielbiam tę książkę jest fakt, że autorka nie stosuje żadnych upiększeń do ukazania czytelnikowi świata, który wykreowała w książce, a dodatkowo on sam niewiele rożni się od tego prawdziwego. To nie jest powieść o żadnych wyidealizowanych osobach, które są tak cudowne, że dostają Nagrodę Nobla za samo oddychanie. Shin Kyung-Sook przedstawia nam historię grupki przyjaciół, zwykłych ludzi, takich jak my, którzy muszą zmierzyć się z wieloma problemami, z którymi my sami możemy się spotkać. Niesamowicie brakowało mi takiej realnej książki, która byłaby świetna w swojej prostocie, a właśnie to otrzymałam w Będę tam. Dodatkowo przez całą powieść ani na chwilę się nie nudziłam. Niewiele jest takich lektur, które kompletnie mnie nie nudzą, a czytanie kolejnych rozdziałów przychodzi mi tak łatwo i lekko jak oddychanie. To nie jest kwestia tego, że przeczytałam tę książkę w jeden dzień od deski do deski. Dawkowanie takich historii jest wręcz zalecane, a ja nie spieszyłam się z poznawaniem kolejnych wydarzeń. Jednak nawet nie spostrzegałam się, kiedy docierałam do kolejnego rozdziału, nawet jeśli od pierwszego minęło około piętnastu kartek. Chyba jednak jestem stworzona do czytania koreańskiej literatury.
Będę tam to piękna opowieść o sile przyjaźni i miłości, która przebije nawet najpotężniejsze mury i poradzi sobie z problemami, które przecież każdego dnia spotykają ludzi w życiu. Ta książka ma niezliczoną ilość plusów, które sprawiają, że jest naprawdę świetna. Niestety nie można jej pochłonąć w dzień lub dwa, bo nad losami naszych bohaterów trzeba trochę pomyśleć i wczuć się w sytuację, w której sami się znajdują. Jeśli sięgamy po koreańskie powieści, to trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że w większości są w nich przedstawione historie niełatwe dla czytelnika i zmuszające go do myślenia. Jednak to jeden z wielu plusów takiej literatury, gdyż jest zdecydowanie niewiele powieści, które potrafią porwać czytelnika, a jednocześnie dać mu do myślenia. Ja jestem oczarowana stylem pisania Shin Kyung-Sook i nie mogę się doczekać przeczytania Zaopiekuj się moją mamą. Literatura koreańska to powiew świeżości, którego brakowało mi po duchocie i schematyczności zachodnich powieści.
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Korea Południowa, Seul, lata 80. XX wieku. Jeong Yun wraca na studia po rocznym urlopie dziekańskim. Wzięła go ze względu na to, że nie mogła poradzić sobie ze śmiercią matki i czuła, że w takim momencie nie będzie mogła skupić się na studiach. Po śmierci matki bardzo wspierał ją jej przyjaciel Dan i tylko właściwie w nim mogła znaleźć oparcie w tych trudnych chwilach....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to