-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać13
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać7
Biblioteczka
2014-04-16
2014-06-21
2013-08-26
„Miliardy obranych kierunków, porzuconych przypadkiem, czasami przecinających się gwałtownie”.
Alex mieszka z rodzicami w Mediolanie. Jest kapitanem szkolnej drużyny koszykówki i ma na swoim koncie niezliczoną ilość nagród. Jego najlepszy przyjaciel Marco jest geniuszem komputerowym, który od wielu lat pomaga chłopakowi. Jenny mieszka w Melbourne i jest genialną pływaczką, która jest uważana za jedną z najlepszych. Niestety ta dwójka ma jeden zasadniczy problem - zdarzają im się wypadki, przy których tracą przytomność z niewiadomej przyczyny. Alex i Jenny nie znają się osobiście, jednak podczas tych omdleń okazuje się, że mogą się ze sobą kontaktować. Obydwoje nie są pewni w jaki sposób się to dzieje, jednak nie zmienia to faktu, że całe zjawisko ich ciekawi.
Podczas jednego z takich omdleń Alex wreszcie dowiaduje się, gdzie mieszka Jenny. Do tej pory wydawało mu się, że jest schizofrenikiem i wymyślił sobie istnienie dziewczyny, z którą rozmawia w myślach, jednak coraz bardziej wydaje mu się, że Jenny rzeczywiście istnieje. To samo tyczy się dziewczyny: obawia się, że wymyśliła sobie "tajemniczego przyjaciela" i pomału zaczyna wariować, jednak los coraz bardziej kieruje ich ku sobie. Alex postanawia wylecieć do Melbourne, mimo tego, że to dla niego bardzo kosztowna i długa podróż. Obydwoje nie mogą się doczekać spotkania, jednak na chwilę przed nim występują niepokojące rzeczy, które będą miały wielkie znaczenie w przyszłości Alexa i Jenny.
„Mówienie jest jedynym sposobem na to, żeby coś zrozumieć”.
Według teorii wieloświatów istnieje nieskończona ilość rzeczywistości, w których możemy żyć (a raczej nasze alter ego). To równoległe światy, w których nasze życie toczy się w taki a nie inny sposób, na podstawie decyzji, które sami podjęliśmy, lub wydarzeń, które miały znaczący wpływ na nasze życie. Oczywiście te rzeczywistości nie mogą się ze sobą kontaktować, gdyż miałoby to bardzo znaczące skutki w naszym życiu. Jednak dwójce książkowych bohaterów udaje się to zrobić: kontaktują się ze sobą za pomocą telepatycznych rozmów, mimo tego, że nigdy w życiu się nie widzieli. Według mnie ten pomysł jest naprawdę świetny, gdyż jeszcze nie czytałam powieści, która mówiłaby na temat tej właśnie teorii wieloświatów. Ja już od pierwszych stron pokochałam tę książkę i wiem, że długo jej nie zapomnę.
Muszę zacząć od powiedzenia kilku słów na temat okładki, która jest według mnie idealnym odwzorowaniem treści książki. Pierwszy raz spotykam się z okładką, która w tak dobry sposób oddaje treść powieści. Nasza okładka składa się z obwoluty, która została nałożona na tę właściwą okładkę książki. Z jednej strony widzimy postać dziewczyny (Jenny), a z tyłu zobaczymy chłopaka (Alexa). Możemy dowolnie ściągać i zakładać obwolutę, jednak pod spodem znajdziemy zwykły krajobraz już bez postaci. Podczas czytania książki już wiedziałam dlaczego znajdziemy taką „podwójną okładkę” i kiedy się tego domyśliłam to lektura tej pozycji jeszcze bardziej mi się spodobała. Jestem przekonana, że jeśli sięgniecie po tę książkę to będziecie zachwyceni nie tylko świetną okładką, ale i porywającą treścią.
Na początku nie mogłam zrozumieć teorii wieloświatów, którą przedstawiał nam w tej książce autor, jednak z czasem wreszcie zaczynałam rozumieć, o co dokładnie w niej chodzi. Przez całą książkę odnosiłam wrażenie, jakbym po raz kolejny oglądała Incepcję. Nasi bohaterowie zapadali w pewien rodzaj „świadomego snu”, a chwilę potem działy się bardzo dziwne i niepokojące rzeczy, które wydawały się na tyle realne, że aż mogliśmy się wciągnąć w te fałszywe wydarzenia razem z bohaterami książki. Może nie jest to dokładne odwzorowanie Incepcji, jednak ten pomysł bardzo przypomina mi film. Kilkakrotnie dałam się złapać na tym, że już myślałam, iż dane wydarzenie dzieje się naprawdę, a za chwilę okazywało się, że to jednak był sen lub wyobraźnia głównego bohatera. Po kilku takich przypadkach już sama nie byłam pewna, co jest rzeczywistością a co senną marą. Żadna książka nie wprowadziła mnie jeszcze w taką konsternację, że nie mogłam odróżnić prawdy od kłamstwa. To według mnie jest największy atut Wszechświatów.
Zarówno Alex, jak i Jenny są głównymi bohaterami, jednak większość wydarzeń poznajemy z punktu widzenia chłopaka. Oczywiście mamy również pewnego „łącznika z rzeczywistością” jakim jest Marco, który przedstawia nam wszystkie wydarzenia, które dzieją się w realnym świecie, podczas, gdy Alex i Jenny „podróżują we śnie”. Oprócz tego swojego interesującego „daru” w bohaterach nie ma nic nadzwyczajnego, są przeciętnymi nastolatkami, którzy uwielbiają sport i spotykają się ze znajomymi. Nie są szczególnie błyskotliwi czy zabawni, ale to jest ich główny atut. Autor nie wyidealizował ich, ale pozostawił zwykłymi nastolatkami, którzy niestety musieli poradzić sobie z bardzo wyjątkowym zadaniem. Jedynie Marco odznacza się na tle Alexa i Jenny - jest geniuszem komputerowym, który jeździ na wózku. Polubiłam wszystkich bohaterów, jednak to właśnie Marco najbardziej do mnie przemówił. Jest taką osobą, której po prostu nie da się nie polubić.
Akcja książki biegnie w zawrotnym tempie. Może to zasługa krótkich rozdziałów? Zostawiają one tak wielki niedosyt, że chce się poznać odpowiedzi na nurtujące nas pytania i czytamy coraz więcej, aż wreszcie dochodzimy do końca, nawet nie mając o tym pojęcia. Cała fabuła jest trochę zagmatwana i na początku może być trudno ją zrozumieć, jednak po pewnym czasie można przyzwyczaić się do takiego sposobu pisania autora i zakochamy się w tej książce. Ja byłam bardzo ciekawa tego, w jaki sposób autor przedstawi spotkanie dwóch bohaterów, a następnie byłam niezwykle zainteresowana tym, co też wymyślił dla czytelnika na tych ostatnich stronach. I muszę przyznać, że jestem bardzo usatysfakcjonowana tym, co otrzymałam. Jednak po przeczytaniu zakończenia pozostał we mnie wielki niedosyt i już nie mogę się doczekać kolejnej części. Autor zostawił nas z wieloma niedopowiedzianymi kwestiami, a ja już czekam niecierpliwie na ich rozwiązanie.
Wszechświaty to książka jedyna w swoim rodzaju. Nigdy nie czytałam czegoś takiego i jestem zachwycona wizją, którą wykreował dla czytelnika Leonardo Patrignani. Pokochałam w niej absolutnie wszystko: począwszy od wydania, czyli okładki i sztywnych stron, a skończywszy na jej treści. Co prawda, nie jest na tyle dobra, żeby od razu nazwać ją arcydziełem, gdyż było w niej kilka nieścisłości, jednak jestem przekonana, że w kolejnej części autor przedstawi nam wszystko jeszcze lepiej i będę bardzo zadowolona z efektu. Już nie mogę się doczekać kolejnej części i mam wielką nadzieję, że zostanie niedługo wydana, gdyż czuję wielką potrzebę poznania dalszych przygód bohaterów i dowiedzenia się odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Ze swojej strony naprawdę gorąco ją polecam i jestem przekonana, że nie zawiedziecie się na niej.
„Przez moment pomyślał, że dwoje zakochanych ludzi to nic innego jak tylko dwa przypadkowe wektory biegnące od kołyski. Mogli odbyć na mapie świata najbardziej absurdalne podróże w różnych kierunkach i nigdy się nie spotkać. Albo spotkać się wiele razy i nigdy się nie rozpoznać. Mogli wsiadać każdego ranka do tego samego autobusu, nie wiedząc nic jedno o drugim. I tak do końca ich dni, bez jakiegokolwiek wpływu na siebie. A wystarczyło tak niewiele - przypadkowa wymiana zdań, i drogi magicznie by się złączyły. Z szarych linii biegnących samotnie przekształciłyby się w jedną”.
„Miliardy obranych kierunków, porzuconych przypadkiem, czasami przecinających się gwałtownie”.
Alex mieszka z rodzicami w Mediolanie. Jest kapitanem szkolnej drużyny koszykówki i ma na swoim koncie niezliczoną ilość nagród. Jego najlepszy przyjaciel Marco jest geniuszem komputerowym, który od wielu lat pomaga chłopakowi. Jenny mieszka w Melbourne i jest genialną pływaczką,...
2014-02-28
Lily Foster jest uczennicą liceum, której właściwie cały świat kręci się wokół nauki, świadectwa z paskiem i otrzymywania jak najlepszych stopni. Całe swoje życie wiodła do tej pory, trzymając się rzeczy, które można pojąć rozumem, a nagle do jej życia wtargnęła magia. Pewnego dnia po powrocie do domu Lily poznała wróżkę Mgiełkę, która opowiedziała jej o tym, że tak naprawdę przeznaczeniem dziewczyny jest używać magii. Okazuje się, że Lily jest jedną z dwunastu walecznych walkirii, które mają strzec księżniczki świata czterech gwiazd. Lily otrzymuje również swój kryształ oraz zapewnienie, że niedługo ujawnią się jej specjalne moce.
Wraz z upływem czasu Lily poznaje kolejne walkirie i ich talenty. Nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak szybko wciągnęła się do świata pełnego magii i wkrótce zaczyna nim żyć, jakby takie rzeczy przydarzały się dosłownie każdej osobie. Niestety nowe życie sprawia wiele kłopotów, o których nawet nie wiedziała. Okazuje się, że używanie magii wcale nie jest takie łatwe, a z każdym talentem wiąże się odpowiedzialność i pewna misja do wypełnienia. Z czasem Lily ma coraz więcej pytań dotyczących zasad panujących w świecie magii i coraz mniej z tego rozumie. A to dopiero początek, gdyż dziewczyna będzie musiała zmierzyć się ze swoją niepokojącą przeszłością i jeszcze bardziej przerażającą przyszłością.
Do wszystkich książek zawierających w sobie magiczny wątek, podchodzę z wielką rezerwą. Za każdym razem, gdy czytam takie powieści to wydaje mi się, że są one pod pewnymi względami dziecinne i właściwie chyba do tej pory żadna książka z takim wątkiem mi się nie spodobała na tyle, żeby uznać ją za moją ulubioną. Dobrze mi się je czyta, jednak nie znajduję w nich nic głębszego. Złoty kryształ niejednokrotnie bardzo przypominał mi anime, na których zresztą autorka się wzorowała. Zawsze anime kojarzyły mi się z magicznymi mocami bohaterów i zresztą tylko takie oglądałam, dlatego nic dziwnego, że od razu wyczułam powiązanie między nimi a recenzowaną książką. Jednak wcale nie wychodzi to powieści na minus, wręcz przeciwnie - nie mam nic do anime i dobrze mi się czyta o czymś w podobnych klimatach.
Główna rzecz, która rzuciła mi się w oko przy czytaniu Złotego kryształu to fakt, jak bardzo zmienia się styl autorki na przestrzeni stron. Widać, że nie jest to powieść napisana w kilka miesięcy, ale pisarka poświęciła nad nią kilka lat (o ile się nie mylę to dwa?). Jest naprawdę duża przepaść między początkiem książki a jej końcem. Przy czytaniu pierwszych stron nie byłam kompletnie zadowolona z tego, co tam otrzymałam. Autorka pisała bardzo ogólnikowo, krótkimi zdaniami i niektóre wydarzenia działy się właściwie bez żadnej przyczyny. Najdziwniejszym dla mnie był moment, w którym pojawiła się Mgiełka, a potem Gelida, gdyż niestety ani trochę nie wywnioskowałam z tego, co wykreowała autorka, że są jakieś okoliczności sprzyjające ich pojawieniu się. Czułam się tak, jakbym ominęła jakąś duży i znaczący akapit. Wraz z upływem stron styl autorki ulega diametralnej zmianie. Kinga Kozieł wprowadza coraz więcej postaci i zapętla w wręcz niemożliwy sposób wszystkie wątki, tak że kilkakrotnie sama zastanawiałam się, jak autorka z tego wybrnie, bo niezłe sidła na siebie zastawiła. Generalnie książka dzieli się na dwie wyraźne części: w pierwszej mamy lekkie i nieco nieudane wprowadzenie do całej historii o magii, a w drugiej dostrzegamy wartość przyjaźni, poświęcenia i miłości. Warto przebrnąć ten początek, by potem skończyć w tak ciekawy sposób powieść. W drugiej części dzieje się o wiele więcej, a dodatkowo wszystkie wątki stają się jeszcze bardziej pogmatwane i właściwie miałam niezły mętlik w głowie przy czytaniu Złotego kryształu. Dodatkowo ponad dwunastka bohaterów, liczne intrygi i wywrotne znaczenie przepowiedni - wszystko to sprawiło, że nie mogłam sobie niczego poukładać w głowie, jednak dzięki temu tylko chętniej czytałam.
W Złotym krysztale nie można narzekać na jakąkolwiek monotonię, gdyż dzieje się niesamowicie dużo rzeczy, a sama historia magicznego świata czterech gwiazd jest całkowicie poplątana, zagmatwana, pełna intryg i podwójnych znaczeń. Nie da się wyrazić tego słowami, gdyż jestem naprawdę pod wrażeniem wyobraźni autorki... i tego, że chciało się jej tak wszystko wymyślać i jeszcze bardziej mieszać w życiu bohaterów. Myślałam, że pisarka z tego nie wybrnie, ja miałabym z tym wielki problem, a jednak udało się jej to w naprawdę dobry sposób. Byłam pod naprawdę miłym wrażeniem, gdyż po niefortunnym starcie okazało się, że to nie tylko opowieść o posiadaniu magicznych zdolności, ale przede wszystkim o sile przyjaźni, wierze w siebie, walce dobra ze złem i prawdziwej, choć niespodziewanej, miłości. W kilku momentach zastanawiałam się nad pewnymi kwestiami związanymi ze światem bohaterki, gdyż wyczuwałam trochę niedopowiedzeń. Na przykład myślałam nad tym, jak miała na imię matka głównej bohaterki albo czy ludzie żyli w nieświadomości istnienia magii, gdyż w tej książce okazywało się, że właściwie prawie każdy z otoczenia Lily był w jakiś sposób związany z magią. Dlatego brakowało mi nieco przedstawienia takiej "normalności", a nie faktu, że magowie potrafili rzucać w siebie zaklęciami w najbardziej zatłoczonym miejscu w mieście. Brakowało mi również tych "ekscytujących poszukiwań księżniczki i dwunastu walkirii" (jak zapewnia opis na okładce książki), gdyż niestety dla mnie nie było to aż tak bardzo ekscytujące. Właściwie nasi bohaterowie praktycznie nie szukali innych walkirii, gdyż one same do nich przychodziły. Brakowało mi jakiegoś ruszenia się z domu Perkusa, w którym cały czas mieszkali, i wyruszenia na prawdziwe poszukiwania. Nie spodobało mi się również to, że co spotykali jakąś osobę to nagle okazywało się, że jest jedną z dwunastu walkirii. Jednak było też kilka aspektów, które mi się spodobały. Cała historia z zieloną księgą, mocami bohaterów oraz przeszłością świata czterech gwiazd była naprawdę świetnie wykreowana i naprawdę zasługiwała na dużą uwagę. Podziwiam autorkę za to, że miała tak bujną wyobraźnię.
Bohaterów mamy tu naprawdę wielu, bo jest ich... ponad dwunastka, z tego jeszcze niektóre poboczne postaci giną, więc jest ich gdzieś w sumie około piętnastu. Ja miałabym wielki problem z wykreowaniem dobrze chociaż dwóch postaci, a autorka miała tę trudność, że musiała poradzić sobie z opisaniem całej piętnastki w jak najlepszy sposób. Wydawało mi się to wręcz niemożliwe, ale jednak wyszło jej to naprawdę dobrze. Bohaterowie nie byli sztuczni ani też wyidealizowani, ale Kinga Kozieł pokazała nam typową grupę nastolatków z własnymi problemami i marzeniami, które dzięki magii miały okazję się spełnić. Na początku nie było tego widać, ale w końcu wielką rolę odegrały wątki miłosne, gdyż... praktycznie każdy znalazł sobie drugą połówkę, co, mimo tego, że jestem przeciwniczką takiego swatania postaci, bardzo mi się spodobało. Dodatkowo dużym plusem jest fakt, że Złoty kryształ to jednotomowa powieść. Przy takiej ilości tasiemców, które pojawiają się na książkowym rynku, przeczytanie jednotomówki to naprawdę miła odmiana. W ogólnym rozrachunku przyznaję, że książka jest ciekawa, jednak zawiera w sobie kilka minusów, które dla mnie miały duże znaczenie.
Złoty kryształ to dobry debiut i liczę na to, że następne powieści tej autorki okażą się jeszcze lepsze. Kilka rzeczy mi się w niej nie spodobało, natomiast kilka innych było świetnych, więc moje odczucia są raczej neutralne. Gdyby cała książka została napisana tak, jak te ostatnie 200 stron, to z pewnością byłaby to jedna z lepszych powieści, jakie można przeczytać. Niestety początek historii jest nieco zniechęcający i aż zdziwiłam się, że z tak błahego tematu zrobiła się taka poważna lektura traktująca o sile przyjaźni, miłości, dorastaniu i wierze w siebie. Nie będę Was w żaden specjalny sposób zachęcać ani zniechęcać, bo jeśli jesteście ciekawi, co nasza rodzima autorka mogła wymyślić w temacie związanym z magią to z pewnością musicie po nią sięgnąć. Ja do Złotego kryształu jestem neutralnie nastawiona, ale z pewnością będę czekać na inne książki tej autorki i z przyjemnością je przeczytam.
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Lily Foster jest uczennicą liceum, której właściwie cały świat kręci się wokół nauki, świadectwa z paskiem i otrzymywania jak najlepszych stopni. Całe swoje życie wiodła do tej pory, trzymając się rzeczy, które można pojąć rozumem, a nagle do jej życia wtargnęła magia. Pewnego dnia po powrocie do domu Lily poznała wróżkę Mgiełkę, która opowiedziała jej o tym, że tak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-11
„Każda kolejna minuta przynosiła coraz więcej tajemnic”.
Poznajcie dwie grupy nastolatków, które uwielbiają ze sobą rywalizować. Z jednej strony dwójka braci polskiego pochodzenia, Jersey i Ice, Boogie z wielkim afro oraz piękna Maggie. Ta czwórka szkoli się w koszarach amerykańskiego wojska i codziennie musi stosować się do bardzo restrykcyjnych zasad. Z drugiej strony mamy Anglików: łamacza serc BB, wiecznie głodnego Pigułę, złośliwą Andy i rudego Reda. Te dwie grupy już od niepamiętnych czasów rywalizowały ze sobą, a oliwy do ognia dolewał fakt, że Maggie była do niedawna z BB, a gdy się rozstali coraz więcej zaczęło poróżniać całą ósemkę nastolatków. Wzajemną nienawiść dodatkowo podsyca żart, który Anglicy zrobili Amerykanom.
Przez zabawny incydent w domu Maggie, za który odpowiedzialni byli Jersey i Ice, czwórka znajomych musi pomóc ojcu dziewczyny dostarczyć pewną bardzo ważną rzecz. Jako, że chłopcy czują się winni, postanawiają pomóc Maggie. Cała czwórka wsiada do samochodu i kieruje się do wyznaczonego miejsca, jednak podczas drogi zaraz przed maskę wybiega im krowa. Nie mogą opanować kierownicy i w ten sposób dochodzi do wypadku, w którym jednak nikt specjalnie nie ucierpiał. Okazuje się, że za tę krowę również odpowiedzialna jest grupa Amerykanów, przez co dochodzi do wielkiej kłótni i gdy jest już bardzo niedaleko do tego, żeby się wzajemnie pozabijali, w lesie dochodzi do naprawdę dziwnego wydarzenia...
„Życie jest jak ten łuk. Wydaje się być mocny i niezniszczalny, a gdy przychodzi jego czas, pęka i znika. Nie pozostawia po sobie nic za wyjątkiem garstki popiołu”.
Muszę zacząć od tego, że nie czytam polskich autorów i naprawdę nie przepadam za naszą rodzimą literaturą. Do tej pory może spotkałam się z jedną czy dwiema polskimi książkami, które w miarę mi się podobały, jednak od zawsze kochałam czytać powieści zagranicznych autorów. Teraz sama nie jestem pewna dlaczego aż tak bardzo wzbraniałam się przed czytaniem polskich pozycji, z góry zakładając, że będą słabe i nudne. Na szczęście powieść Mateusza Kudrańskiego całkowicie zmieniła moje podejście do polskich książek, a do tego do debiutujących autorów!
Nie mogę zrecenzować tej książki bez wspomnienia o oprawie graficznej tego wydania. Co wylądowało w lesie Rendlesham? ma intrygującą i minimalistyczną okładkę, która od razu wpadła mi w oko. Książka została wydana w grubej oprawce i nie sposób jest ją zniszczyć. Już od samego zobaczenia tej pozycji zakochałam się w niej, a gdy jeszcze znalazłam w środku rysunki stworzone ręcznie przez autora - to wpadłam po same uszy. Widać, że autor naprawdę bardzo przykładał się zarówno do wydania swojej książki, jak i do jej treści, a całość przemyślał do samego końca i nie pozostawił żadnych niedopowiedzeń.
Rzadko spotykam się z książkami o UFO bądź innych istotach pozaziemskich, które postanowiły pojawić się na Ziemi. Pomysł na fabułę jest intrygujący i godny uwagi, a do tego niesamowicie świeży. Nie czytałam jeszcze książki, w której byłaby mowa bezpośrednio o UFO, co z pewnością działa na plus dla tej pozycji. Mimo tego, że nie wierzę w żadne istoty pozaziemskie to książka naprawdę bardzo mi się spodobała, a co najważniejsze: wydała mi się realna. Podczas jej czytania miałam wrażenie, iż rzeczywiście możemy zostać zaatakowani przez Obcych, a wczułam się w nią tak bardzo, że gdy wieczorami widziałam przelatujący samolot na niebie - byłam przekonana, że to UFO, które wreszcie nas do nas dotarło, a mi wypadałoby się schować do schronu. Zawiodłam się jedynie na tym, że Obcy byli przedstawieni w nieco stereotypowy sposób, za wyjątkiem swojej broni, którą wykorzystywali przeciwko ludziom.
Ta historia jest tak niesamowicie zakręcona, że w trakcie jej czytania byłam naprawdę skołowana. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Nawet największy detektyw nie mógłby przewidzieć dalszych wypadków w tej książce, gdyż autor wprowadzał tak dużo zwrotów akcji, że nie sposób było cokolwiek wymyślić. Na każdej stronie dowiadujemy się coraz to nowych informacji, które całkowicie do siebie nie pasują i zastanawiamy się w jaki sposób autor z tego wybrnie, a do tego sami staramy się rozwikłać zagadkę Obcych, jednak pod sam koniec okazuje się, że aż takiej wyobraźni nie potrafilibyśmy mieć. Mimo tego, że początkowo nic do siebie nie pasuje to zakończenie książki łączy ze sobą wszystkie fragmenty w idealną całość. Za tę niesamowitą wyobraźnię i talent do zaskakiwania czytelnika składam naprawdę wielkie pokłony autorowi.
Jeśli chodzi o bohaterów to ich ilość według mnie była idealna. Nie było ich zbyt wielu, ani też zbyt mało, po prostu w sam raz. Zarówno mała liczba bohaterów, jak i ich większa ilość denerwuje mnie w książkach, gdyż zazwyczaj autorzy nie potrafią znaleźć między tym złotego środka - przy kilku bohaterach szybko zaczynam się nudzić, a przy zbyt wielu nie mogę się połapać, kto jest kim. Tutaj nie miałam tego problemu i do samego początku wszyscy przypadli mi do gustu, nieważne, że na początku zachowywali się podle i cały czas się kłócili - ja i tak wiedziałam, że w końcu pójdą po rozum do głowy i dojdą do porozumienia. Postacie idealnie się dopełniały: jeśli komuś brakowało danej cechy to mogliśmy ją odnaleźć w innej osobie, przez co w książce odkrywaliśmy całą gamę charakterów. Nie obeszło się również bez wątku miłosnego (a właściwie wątków miłosnych). Zazwyczaj tzw. „trójkącik” strasznie mnie irytuje, jednak tutaj ani trochę nie byłam zdenerwowana. Wydawało mi się to wręcz naturalne, że takie rzeczy mogą się zdarzyć, więc po raz kolejny jestem pod wielkim wrażeniem wpływu tego autora na moje postrzeganie danych rzeczy. Wszystkie te rzeczy, które irytowały mnie w innych książkach, w Co wylądowało w lesie Rendlesham? zostały odwrócone o sto osiemdziesiąt stopni i widzę je w pozytywnym świetle.
Ta pozycja wciągnęła mnie od pierwszych stron i nie wypuściła do ostatnich. Część jej czytałam w samolocie, ale nawet nie odczułam upływu tych dwóch godzin i nie obchodziło mnie nic innego oprócz tej historii, chociaż ludzie wokół mnie musieli krzywo na mnie spoglądać, gdy raz po raz wybuchałam śmiechem, a za chwilę siedziałam cicho, wciągnięta w akcję i przeżywająca ją na własnej skórze. Książka jest według mnie dopracowana i mogę powiedzieć, że „dopięta na ostatni guzik”. Co prawda, było kilka rzeczy, które mi się nie spodobały, jednak były one na tyle niewielkie, że ilość pozytywnych aspektów je przyćmiła. Po przeczytaniu tej pozycji jestem dumna z tego, że napisał ją Polak i mamy tak zdolnych autorów.
Co wylądowało w lesie Rendlesham? to zdecydowanie idealna książka na wakacje, która wciągnie czytelnika i nie wypuści aż do ostatniej strony. Takiej powieści spodziewałabym się po naprawdę dobrym zagranicznym pisarzu, a okazuje się, że napisał ją nasz rodak. Jeśli więc, tak jak ja do niedawna, nie przepadacie za polską literaturą to gwarantuję, że książka Mateusza Kudrańskiego zmieni Wasz pogląd na ten temat. Z wielką chęcią przeczytałabym kolejną część przygód tej ósemki bohaterów, a dodatkowo jestem pewna, że z niecierpliwością będę czekać na następne powieści tego autora. Naprawdę wróżę mu świetlaną przyszłość i jestem przekonana, że przeczytam jeszcze wiele jego fantastycznych książek. Ze swojej strony gorąco polecam Co wylądowało w lesie Rendlesham? i zapewniam, że spędzicie z nią naprawdę miły czas.
„Takie jest życie, musimy robić głupie rzeczy, popełniać błędy, musimy cierpieć, spadać w dół i uderzać o dno. To jest część naszej egzystencji. Tacy się urodziliśmy, żebyśmy się mogli czegoś nauczyć. Gdyby nie porażki, nie mielibyśmy motywacji do walki i zdobywania zwycięstw”.
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
„Każda kolejna minuta przynosiła coraz więcej tajemnic”.
Poznajcie dwie grupy nastolatków, które uwielbiają ze sobą rywalizować. Z jednej strony dwójka braci polskiego pochodzenia, Jersey i Ice, Boogie z wielkim afro oraz piękna Maggie. Ta czwórka szkoli się w koszarach amerykańskiego wojska i codziennie musi stosować się do bardzo restrykcyjnych zasad. Z drugiej strony...
2013-01-11
"Oto druga Nibylandia. Wielka jak dziecięce oczekiwania, ale też brudna, zniszczona i obdarta przez dorosłość".
Jakub Ćwiek jest miłośnikiem oraz znawcą fantastyki i popkultury. To jeden z najpopularniejszych i najbardziej lubianych polskich pisarzy młodego pokolenia. Zawodowo jest copywriterem, publicystą, scenarzystą, konferansjerem i animatorem kultury. Zadebiutował zbiorem opowiadań Kłamca, który stał się początkiem bestsellerowego cyklu, mistrzowsko łączącego motywy mitologiczne i popkulturowe. Jakub Ćwiek był pięciokrotnie nominowany do prestiżowej Nagrody im. Janusza A. Zajdla, a w 2012 roku zdobył ją za opowiadanie Bajka o trybach i powozach.
Zagubieni Chłopcy wyszli cało z ostatecznej potyczki z Kapitanem Hakiem, rozegranej jeszcze w Nibylandii. Teraz opuścili swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania i osiedli w Polsce, gdzie stworzyli Drugą Nibylandię. Mieszkają razem z Dzwoneczkiem w opuszczonym lunaparku. Można pomyśleć, że nie jest to idealne miejsce do mieszkania, ale takiej bandzie pasuje to jak żadne inne. Teraz Zagubieni Chłopcy nie są już dziećmi - to dorośli mężczyźni. Dorośli, ale jednak wcale nie dojrzali. Gdyby nie Dzwoneczek, która trzyma nad wszystkim kontrolę, Chłopcy łatwo wpadliby w wielkie tarapaty. Oczywiście oprócz Dzwoneczka, którą Chłopcy nazywają "mamą", pomaga w tym trochę syrenich łez. Zagubieni Chłopcy bardzo zmienili się od czasów, gdy byli z Piotrusiem Panem, a z Dzwoneczek ze słodkiej wróżki - stała się seksowną i pewną siebie kobietą, która kocha Chłopców całym sercem i nie pozwoli, żeby stało im się coś złego.
"Nie ma przegranych, dopóki piłka w grze".
Na początku muszę powiedzieć, że to moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Właściwie to aż wstyd się przyznać. Już od dawna miałam zamiar sięgnąć po jego twórczość, jednak nigdy nie mogłam znaleźć na to czasu. Gdy tylko zobaczyłam Chłopców już wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Czyż sama okładka nie jest wystarczająco zachęcająca?
Szczerze mówiąc, gdy przeczytałam opis książki i kilka pierwszy stron - to nie wiedziałam co się dzieje. Autor już od pierwszych stron uderza w nas tak szybką akcją, że czytelnik po prostu nie może się oderwać od czytania. Mimo tego, że nie za bardzo rozumiałam o co chodzi to od razu wciągnęłam się w historię i po chwili nikt nie mógł mnie odciągnąć od książki. Na kolejnych kartkach dowiadujemy się coraz więcej na temat tego, dlaczego nie ma tutaj Piotrusia Pana i co się stało, że Chłopcy i Dzwoneczek musieli opuścić Nibylandię.
W książce byłam zawiedziona tylko jedną rzeczą. Mianowicie tym, że autor rozpoczynał wątek o jakiejś osobie i po kilku stronach go kończył. Bardzo polubiłam te historie o Tince oraz Pitcie i trudno było mi się rozstać z tymi bohaterami, gdy autor postanowił w jakiś sposób "unieszkodliwić" ich w historii gangu motocyklowego Chłopców. Byłam też zdziwiona faktem, że na początku każdego rozdziału autor tworzy historie innych ludzi, którzy pozornie nie mają nic wspólnego z Chłopcami, a jednak ich losy zaczynają się plątać ze sobą. Absolutnie jestem pod wielkim wrażeniem pióra autora.
Wydaje mi się, że pewnie czytałoby mi się lepiej tę pozycję, gdyby nie ciągłe przeklinanie głównych bohaterów. Jednak pod koniec książki zdałam sobie sprawę z tego, że gdyby lektura była zbyt "grzeczna" to nie pasowałoby mi to do stylu autora. Napisałam, że czytałoby mi się lepiej, jednak właściwie to przeklinanie nie przeszkadzało mi - może przez pierwsze kilka stron, ale po tym się do tego przyzwyczaiłam.
Przede wszystkim jestem na zabój zakochana w prawie wszystkich bohaterach, którzy występowali w tej książce. Oczywiście, chyba jak wszyscy, uwielbiam tutaj tę nową wersję Dzwoneczka, a z Chłopców najbardziej pokochałam Kędziora, który mimo swojego groźnego wyglądu w środku był dalej dzieckiem. To chyba pierwsza lektura, w której główni bohaterowie są dokładnie przedstawieni, a nawet narysowani na końcu książki. Cały czas patrzyłam na koniec tej pozycji, żeby móc zobaczyć jak wygląda dana postać i trzeba przyznać, że to rysowanie naprawdę wyszło autorowi i tej pozycji na korzyść. A skoro już o rysunkach mowa to jestem pod wielkim szokiem, bo są naprawdę genialne! Ilustracje, które stworzył Robert Alder w wielkim stopniu oddają rzeczywistość.
"Chłopcy" mają swój jedyny i niepowtarzalny klimat. Z reguły nie przepadam za książkami, których akcja dzieje się w Polsce, jednak autor tak urozmaicił ten świat, że moja niechęć do umiejscowienia historii od razu wyparowała. Szczerze mówiąc to bardzo żałowałam tego, że tacy Zagubieni Chłopcy nie istnieją naprawdę i że nie mają tylu świetnych przygód, które wymyślił im autor.
Ta książka znajduje się wysoko na mojej liście interesujących pozycji i liczę na to, że niedługo autor zaszczyci nas kolejną, równie świetną, częścią przygód Zagubionych Chłopców. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki to naprawdę warto to zmienić i przeżyć tyle przygód razem z Dzwoneczkiem i Chłopcami. Gwarantuję, że nie pożałujecie swojego wyboru. Możecie jedynie poczuć, że Wasze dotychczasowe wyobrażenie o Zagubionych Chłopcach uległo całkowitemu zniszczeniu i już nigdy więcej nie popatrzycie na historię Piotrusia Pana, jako na przygodę niewinnych dzieci. Bo Zagubieni Chłopcy Jakuba Ćwieka na pewno nie są niewinni i grzeczni - oni po prostu chcą się dobrze bawić, nie zważając na cenę!
" - Proszę księdza, bo ja już wcześniej chciałam... ale... Dlaczego Bóg nie lubi Harry'ego Pottera? (...)
- To nieprawda, że Bóg nie lubi Pottera, Małgosiu. W Kościele są jednak ludzie, jak biskupi, jak papież, których zadaniem jest wskazywanie właściwej drogi. (...) Osobiście ubolewam nad faktem, że ulegli mocy słowa "magia" i nie dostrzegali, że to tylko przebranie dla opowiastki o przyjaźni i walce dobra ze złem. Ale to dla nas lekcja, żebyśmy nie oceniali po pozorach, prawda?
- Czy tak samo jest ze Zmierzchem? (...)
- Nie - odparł ksiądz. - Akurat dla miłośników Zmierzchu Bóg planuje obecnie drugi potop, więc nie mów potem, że nie przestrzegałem".
"Oto druga Nibylandia. Wielka jak dziecięce oczekiwania, ale też brudna, zniszczona i obdarta przez dorosłość".
Jakub Ćwiek jest miłośnikiem oraz znawcą fantastyki i popkultury. To jeden z najpopularniejszych i najbardziej lubianych polskich pisarzy młodego pokolenia. Zawodowo jest copywriterem, publicystą, scenarzystą, konferansjerem i animatorem kultury. Zadebiutował...
Alex, Jenny i Marco jako jedyni przeżyli uderzenie asteroidy, które zniszczyło całą Ziemię i pochłonęło ze sobą wszystkie istnienia. Trójka przyjaciół również by zginęła, jednak przenieśli się do miejsca zwanego Pamięcią. Nikt nie wie gdzie się znajdują i w jaki sposób się tu dostali. Zdają sobie sprawę jedynie z tego, że Pamięć jest kreowana poprzez ich wspomnienia. Widzą w niej jedynie to, co już sami wczesniej znali. Czy dalej żyją? A może już umarli? Chyba, że to jakiś dziwny rodzaj zawieszenia w czasie? Cokolwiek to jest Alex, Jenny i Marco wiedzą, że chcą się stąd jak najszybciej wydostać.
Chyba nie tylko ja miałam to niesamowite uczucie po przeczytaniu pierwszej części Wszechświatów. Jak można kończyć książkę w takim momencie? Takie rzeczy powinny być karalne! W tamtym momencie wiedziałam, że zrobiłabym po prostu wszystko, żeby tylko dowiedzieć się, co dalej z bohaterami. Kiedy więc dostałam w ręce drugą część nic dziwnego, że nie mogłam powstrzymać radości. Byłam przekonana co do tego, że Leonardo Patrignani mnie nie zawiedzie. Na samym początku czułam się trochę, jakby ktoś przyłożył mi pięścią w brzuch. Nie rozumiałam kompletnie co się dzieje, gdzie oni się znajdują i czy właściwie sięgnęłam po dobrą książkę. Trzeba przyznać, że pierwsze pięćdziesiąt stron było dla mnie naprawdę męką i nie mogłam zmusić się do czytania. Nie odpowiadał mi wątek z głównymi bohaterami w Pamięci i tak bardzo chciałam, żeby autor szybko wymyślił coś nowego, co bardziej mi się spodoba. Moje modlitwy zostały wysłuchane! Po pierwszych ciężkich stronach wreszcie zaczęło dziać się coś niesamowitego!
Leonardo Patrignani zrobił ogromny przeskok między tym, co działo się w Pamięci, a tym, co działo się w świecie rzeczywistym. Znowu się zdziwiłam, gdyż niemal z rozdziału na rozdział autor rozpoczyna całkowicie inny wątek. Jak tu się nie czuć zagubionym? Jednak szybko dowiadujemy się o kolejnych informacjach, które całkowicie mącą nam w głowie i teraz już naprawdę nie da się o tym wszystkim czytać. Naprawdę nie myślałam, że autorowi uda się jeszcze bardziej zaskoczyć mnie i zdziwić niż w pierwszej części, a tu proszę! Siedzę z książką w ręce i nie wierzę w to, co czytam. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu i języka jakim posługuje się Leonardo Patrignani. Zazdroszczę mu tej wyobraźni i faktu, że potrafi tak bardzo zdziwić czytelnika podczas czytania jego książki.
W tej części główni bohaterowie byli mi raczej obojętni. Alexa nawet lubiłam, jednak Jenny bardzo działała mi na nerwy na samym początku. Zachowywała się cały czas irracjonalnie i podejmowała głupie decyzje, a dodatkowo starała się odsunąć Alexa od Marco. Potem było już nieco lepiej, gdyż nasi bohaterowie się rozdzielili i dzięki temu mogliśmy poznać lepiej każdego z osobna. Niemniej jednak postacie nie były na tyle uciążliwe, żeby zepsuć odbiór fabuły książki. Do tej pory nie mogę wyrazić całkowicie swojego zachwytu na temat tej historii, teorii wszechświatów i tego, że nie da się oderwać od czytania tej serii. Ona niesamowicie wciąga, a po jej zamknięciu człowiek cały czas zastanawia się, czy nie znajduje się w całkowicie innym wszechświecie. Zresztą sama wizja wszechświatów jest niesamowita, bo czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, jak dużą rolę odgrywają decyzje, które podejmujemy każdego dnia. Wszystko przesądza o naszej przeszłości. Gdybyśmy postąpili nieco inaczej, to pewnie nie znaleźlibyśmy się w miejscu, w którym teraz jesteśmy. Leonardo Patrignani potrafi pokazać to w swojej książce w idealny sposób.
Muszę przyznać, że to chyba najbardziej dziwna, zakręcona i zagmatwana książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Autor niesamowicie gra sobie z umysłem czytelnika. Wszystkie wydarzenia, które są przedstawione, zdają się nie mieć żadnego wspólnego mianownika i to przecież niemożliwe, żeby w jakikolwiek sposób się ze sobą połączyły. A tu pod sam koniec Leonardo Patrignani wyskakuje z zakończeniem, którego nikt się nie spodziewał i okazuje się, że jednak wszystkie elementy tej układanki idealnie się uzupełniają. Ale niestety autor znowu to zrobił... Znowu sprawił, że mam ochotę nim potrząsnąć za to zakończenie. Jak można coś takiego robić? To po prostu nieludzkie. Po przeczytaniu zakończenia Pamięci jestem jeszcze bardziej zagubiona i zszokowana niż przy czytaniu poprzedniej części. Nawet nie myślałam o tym, że to może się wydarzyć. A tu okazuje się, że będę z niecierpliwością wyczekiwała ostatniej części. Gdy dostanie się w moje ręce, to chyba pochłonę ją w ciągu godziny. Chcę ją już teraz!
Pamięć to świetna kontynuacja genialnej serii, z którą więcej osób powinno się zapoznać. Jest bardzo wciągająca, a dodatkowo potrafi nieźle namieszać czytelnikowi w głowie. Jestem przekonana, że nie będziecie żałować sięgnięcia po tę serię, gdyż jest ona naprawdę niesamowita. Po przeczytaniu drugiej części już wiem, że będzie jedną z moich ulubionych i założę się, że ostatni tom jedynie utwierdzi mnie w tym przekonaniu. Już dawno się tak nie cieszyłam z tego, że poznałam jakąś trylogię i że każda kolejna część jest lepsza od poprzedniej. To naprawdę trzeba przeczytać!
Recenzja pochodzi z bloga: alone-with-books.blogspot.com
Alex, Jenny i Marco jako jedyni przeżyli uderzenie asteroidy, które zniszczyło całą Ziemię i pochłonęło ze sobą wszystkie istnienia. Trójka przyjaciół również by zginęła, jednak przenieśli się do miejsca zwanego Pamięcią. Nikt nie wie gdzie się znajdują i w jaki sposób się tu dostali. Zdają sobie sprawę jedynie z tego, że Pamięć jest kreowana poprzez ich wspomnienia. Widzą...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to