Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Głosy z zaświatów” to druga, zaraz po „Listach zza grobu” część cyklu o Sewerynie Zaorskim. W tym tomie główny bohater próbuje na nowo ułożyć sobie życie, kiedy to do zakładu patomorfologii w Żeromicach trafiają ciała małych dzieci z okolicy. Nikt nie jest w stanie znaleźć przyczyny śmierci młodych ofiar, nic nie wskazuje na to, że zostały zamordowane. Seweryn jednak jest przekonany, że to właśnie on może stać się głosem z zaświatów i dowiedzieć się, co się wydarzyło. Pojawia się więc pytanie – kto i dlaczego zabija niewinne dzieci? I co z tajemniczymi wiadomościami, które dostaje Zaorski? Kaja Burzyńska natomiast musi zmierzyć się z upiorną przeszłością, która coraz bardziej jej dokucza. Całą sytuację utrudnia również komplikujące się życie rodzinne.

Moi Drodzy, ta książka jest tak ciężka, tak trudna i tak dobra, że trudno jest mi znaleźć słowa. Autor tym razem nie skupił się tylko na przedstawieniu i rozwiązaniu zagadki kryminalnej, ale także poruszył dość ważne tematy związane z historią, np. katastrofę w Czarnobylu czy zagadnienia dotyczące dzieci Zamojszczyzny. Jednak największe granie na emocjach zapewnia wątek dość kontrowersyjny jakim jest pedofilia. Naprawdę niektóre fragmenty bardzo trudno mi się czytało. Musiałam robić sobie przerwy, bo to, co tam się działo, było dla mnie zbyt ciężkie, zbyt przytłaczające. Wywoływało to we mnie ogrom emocji – smutek, złość, poczucie niesprawiedliwości.

Oczywiście muszę również wspomnieć o zakończeniu, które wbija w fotel. Jednym słowem miazga. Zostałam nim totalnie dobita po tym wątku o pedofilii. W głowie miałam multum myśli, a najczęstsze były słowa „co tu się dzieje?”. Muszę przyznać, że ta książka podziałała mi trochę na psychikę.

Co tu dużo mówić… Świetna książka po prostu! Jedna z najmocniejszych i najmroczniejszych tego autora. Jest o wiele lepsza niż pierwsza część. Przeczytajcie! Biorąc pod uwagę pomysł na fabułę, ciężkie tematy, wątek pedofilii i to, że akcja pędzi jak szalona, nie będziecie mogli oderwać się od tej książki, a później długo będziecie o niej pamiętać

„Głosy z zaświatów” to druga, zaraz po „Listach zza grobu” część cyklu o Sewerynie Zaorskim. W tym tomie główny bohater próbuje na nowo ułożyć sobie życie, kiedy to do zakładu patomorfologii w Żeromicach trafiają ciała małych dzieci z okolicy. Nikt nie jest w stanie znaleźć przyczyny śmierci młodych ofiar, nic nie wskazuje na to, że zostały zamordowane. Seweryn jednak jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Główną bohaterką książki jest Kalina, która zaraz po tym, jak została oszukana przez wspólniczkę musi spłacać długi, wraca do Polski po wielu latach nieobecności i rozpoczyna pracę w fabryce porcelany. Właścicielką tego przedsiębiorstwa jest jej babcia, z którą kobieta nie miała najlepszych stosunków. W drożeniu się w nowe obowiązki pomaga Kalinie Sergiusz - prawa ręka starszej kobiety. Początkowo mężczyzna nie jest pozytywnie nastawiony do głównej bohaterki. Jednak z biegiem czasu, gdy się lepiej poznają, ich relacja nieco się ociepla. Pewnego dnia Kalina zostaje poproszona przez babkę o odebranie dziwnej przesyłki w Petersburgu. W podróży ma jej towarzyszyć Sergiusz. Dwie tajemnice - babki i Sergiusza - splecione ze sobą, zaniosą Kalinę aż na Syberię. To właśnie tam dziewczyna będzie musiała obrać własne serce.



„Szept syberyjskiego wiatru” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Doroty Gąsiorowskiej. Muszę przyznać, że bardzo przypadł mi do gust styl autorki. Jest on lekki i przyjemny, a historia jest bardzo ciekawie i sprawnie snuta przez co czyta się ją bardzo szybko. Ponadto można pochwalić również opis Petersburga i Syberia, co sprawiło, że książka ma niesamowity i oryginalny klimat. Niestety, moim zdaniem na tym kończą się plusy powieści. Pomysł na fabułę nie jest oryginalny, a sama akcja rozwija się w sposób szablonowy. Nawet jakieś wydarzenia, które miały być zwrotem, które miały zaskoczyć czytelnika, można było bez problemu przewidzieć, tak samo jak zakończenie. W kreacji bohaterów również mi czegoś zabrakło. Nie potrafiłam uwierzyć w ich autentyczność, w ich ból i cierpienie. Przeszłość Kaliny i Sergiusza nie wydawała mi się prawdziwa i wiarygodna. Książka niestety nie dostarczyła mi takiej dawki emocji na jaką liczyłam. A z przykrością muszę stwierdzić, że liczyłam na wiele.

Podsumowując, „Szept syberyjskiego wiatru” to przewidywalna książka, która niestety nie dała mi tego, czego chciałam. Wielu rzeczy mi w niej zabrakło. Jednak na plus zasługuje język i klimat, która stworzyła autorka.

Główną bohaterką książki jest Kalina, która zaraz po tym, jak została oszukana przez wspólniczkę musi spłacać długi, wraca do Polski po wielu latach nieobecności i rozpoczyna pracę w fabryce porcelany. Właścicielką tego przedsiębiorstwa jest jej babcia, z którą kobieta nie miała najlepszych stosunków. W drożeniu się w nowe obowiązki pomaga Kalinie Sergiusz - prawa ręka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

łówną bohaterką książki jest Alisha Green - detektyw, która podczas pewnej policyjnej akcji przeciwko seryjnemu mordercy, została dość poważnie ranna. Po dwóch miesiącach dochodzenia do siebie w końcu wraca do pracy. Jest zdeterminowana, aby dopaść psychopatę, który chciał ją dołączyć do swojej kolekcji martwych kobiet. Niestety śledztwo to utrudnia fakt, iż Ali nie do końca jeszcze wydobrzała, ma kłopoty z pamięcią. Dodatkowo czasami nie jest w stanie określić, co jest wytworem jej wyobraźni, a co wydarzyło się naprawdę. Wydaje się, że w konfrontacji z mordercą, który umiejętnie zaciera ślady, kobieta nie ma szans. Jednak kieruje nią coś nie do opisania. Chce nie tylko uratować swoje życie, ale także pomścić śmierć wszystkich bestialsko zamordowanych kobiet.




Muszę z przykrością przyznać, że niestety strasznie zawiodłam się na książce. Przede wszystkim dlatego, że nie mogłam się w nią wgryźć. Niby ją czytałam, ale chyba bardziej składałam literki niż coś z niej wynosiłam. Wydaje mi się, że to w dużej części było spowodowane językiem, którym posługiwał się autor. Jak dla mnie był on ciężki, a sama narracja dość specyficzna i trudna do przyswojenia. Czytając tę książkę naprawdę kilkakrotnie łapałam się na tym, że myślami jestem gdzieś indziej i kompletnie nie jestem skupiona na fabule. Równie mocno rozczarowała mnie sama fabuła, która początkowo wydawała mi się być bardzo chaotyczna i naprawdę trudno mi się było połapać o co chodzi. Akcja toczy się wolno, nie ma tu nieoczekiwanych zwrotów akcji, a zakończenia bez problemu można się domyślić. Niestety nie czytałam tej książki z wypiekami na twarzy...

Podsumowując, „Martwe dziewczyny” to książka, która do mnie niestety nie trafiła. Nie czułam się związana ani z bohaterami ani z fabułą. Niestety nie mogę jej Wam polecić, ale pamiętajcie - to, że mi się nie podobała nie oznacza, że Wam również.

łówną bohaterką książki jest Alisha Green - detektyw, która podczas pewnej policyjnej akcji przeciwko seryjnemu mordercy, została dość poważnie ranna. Po dwóch miesiącach dochodzenia do siebie w końcu wraca do pracy. Jest zdeterminowana, aby dopaść psychopatę, który chciał ją dołączyć do swojej kolekcji martwych kobiet. Niestety śledztwo to utrudnia fakt, iż Ali nie do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Darby to studentka sztuki z Boulder, która podczas okropnej śnieżycy wraca z uniwersytetu do domu. Niesprzyjająca pogoda sprawiła, że dziewczyna została uwięziona na odludziu, a najbliższą noc będzie musiała spędzić przy autostradzie z czterema obcymi osobami i bez żadnego kontaktu ze światem. Podczas rozglądania się po parkingu odkrywa, że w jednym z aut zostało uwięzione dziecko, dziewczynka. Darby nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że wbrew swej woli została wplątana w przestępcze plany.

„Bezbronne” to naprawdę bardzo dobry thriller, mroczny i tajemniczy. Śnieżyca, odludzie i brak zasięgu tworzą niesamowity, oryginalny klimat, który sprawiał, że czasami nawet sama bałam tego, co za chwilę się wydarzy. Dreszczyk emocji, niepewność i lekki strach – to właśnie to towarzyszyło mi podczas lektury. „Bezbronne” to pozycja z bardzo przemyślaną, ciekawą i oryginalną fabuła. Autor również postarał się o to, abyśmy do samego końca nie ufali bohaterom, nie wiedzieli kto jest dobry, a kto zły. Skutecznie wodzi nas za nos, bawi się z nami w kotka i myszkę oraz wysyła mylne sygnały. Naprawdę, lektura tejże książki to ogromna przyjemność!

Nie sposób przejść obojętnie obok tego, że akcja książki dzieje się praktycznie tylko w jedną noc. Większość z Was pewnie pomyśli, że co może się dziać przez kilka godzin, jak z tego można zrobić pełno gabarytową książkę. Można! Przez tę jedną noc w książce dzieje się więcej aniżeli w innych thrillerach przez tydzień. Akcja trzyma w napięciu od deski do deski i nie powala nawet na chwilę odpocząć.

Jeśli szukacie bardzo dobrego thrillera, z ciekawą, trzymającą w napięciu akcją, z dobrze wykreowanymi bohaterami to ta książka jest dla Was.

Darby to studentka sztuki z Boulder, która podczas okropnej śnieżycy wraca z uniwersytetu do domu. Niesprzyjająca pogoda sprawiła, że dziewczyna została uwięziona na odludziu, a najbliższą noc będzie musiała spędzić przy autostradzie z czterema obcymi osobami i bez żadnego kontaktu ze światem. Podczas rozglądania się po parkingu odkrywa, że w jednym z aut zostało uwięzione...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„W ułamku sekundy” to druga część cyklu o Maggie O'Dell - agentce specjalnej FBI, która znowu musi zmierzyć się z niewyobrażalnie okrutnym mordercą jakim jest Albert Stucky. Został on nazwany Kolekcjonerem. Po tym jak udało mu się uciec z więzienia znowu bawi się z agentką w kotka i myszkę. Maggie wznawia polowanie na psychopatę, jednak to nie jest takie proste, kiedy on za każdym razem jest od niej o krok szybszy.


~*~

„W ułamku sekundy” to moje pierwsze spotkanie z Alex Kava. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że porywam się na drugą część cyklu, a pierwszej nie czytałam. Z jednak ani przez chwilę nie odbierało mi to przyjemności z lektury. Druga część ma z pierwszą naprawdę mało wspólnego. A jeśli coś jest niewiadome to autorka w bardzo subtelny sposób nam to wyjawia. Naprawdę nie czułam, że nie czytałam pierwszej części. Moim zdaniem jest to ogromny plus tej książki. Ponadto na ogromne brawa zasługuje również pomysł na fabułę i zagadkę. Jest ona bardzo oryginalna i nieszablonowa, a przede wszystkim do bólu przerażająca. Te wszystkie opisy miejsca zbrodni naprawdę potrafią przyprawić o dreszcze, a nawet o mdłości. Ta książka to nie jest lekki kryminał, który skupia się tylko na odnalezieniu przestępcy. To kryminał ciężki, przerażający i krwawy.

Po przeczytaniu jednej pozycji Alex Kava muszę przyznać, że książka ta bardzo, ale to bardzo przypominała mi twórczość Tess Gerritsen. I to nie tylko pod względem oryginalnego pomysłu na fabułę, ale także klimatu jaki tworzy w swoich kryminałach - przeraźliwego i okrutnego.

Pomimo wielu zalet mnie te kryminał nie potrafił wciągnąć. I myślę, że to jest jego wina, po prostu czytałam go w nieodpowiednim czasie. Myślę, że muszę sięgnąć jeszcze po jakąś pozycję Alex Kava, aby przekonać się, czy oby na pewno tak jest.

Podsumowując, „W ułamku sekundy” to bardzo dobry, krwawy kryminał, który ma swój klimat. Jeśli jesteście fanami ciężkich i trudnych thrillerów to myślę, że książka ta przypadnie Wam do gustu.

„W ułamku sekundy” to druga część cyklu o Maggie O'Dell - agentce specjalnej FBI, która znowu musi zmierzyć się z niewyobrażalnie okrutnym mordercą jakim jest Albert Stucky. Został on nazwany Kolekcjonerem. Po tym jak udało mu się uciec z więzienia znowu bawi się z agentką w kotka i myszkę. Maggie wznawia polowanie na psychopatę, jednak to nie jest takie proste, kiedy on za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W Lipowie już na dobre zagościła wiosna. Rozgrzewa nie tylko powietrze, ale także serce Daniela Podgórkiego, który zamierza oświadczyć się swojej wybrance. Tymczasem zostaje zamordowana pewna kwiaciarka, a sprawą zabójstwa zajmuje się właśnie Daniel i Klementyna Kopp. Zespół musi poradzić sobie z trudnymi pytaniami - kto mógł życzyć śmierci samotnej starszej pani? Dlaczego wytatuował na jej piersi trudny do odszyfrowania napis? I co ma z tym wspólnego historia pewnej pary młodych ludzi sprzed ponad stu sześćdziesięciu lat?

„Z jednym wyjątkiem” to czwarta część sagi o Lipowie, którą jestem oczarowana. Książki Katarzyny Puzyńskiej to powieści kryminalne z dość obszernie rozwiniętym wątkiem obyczajowym. Tym razem autorka przedstawia nam bardzo ciekawą zagadkę, która ma wiele wspólnego z ... szachami. I z parą młodych ludzi, żyjących ponad sto sześćdziesiąt lat temu. Kryminał ten naprawdę bardzo mi się podobał. Sprawiał, że zapominałam o całym świecie i bez reszty zatracałam się w świecie bohaterów. Zagadka całkowicie mnie pochłonęła i z niecierpliwością czekałam na zakończenie. Pomimo tego, że „Z jednym wyjątkiem” jest książką świetnie napisaną i czytało się ją przyjemnie i szybko, to jednak miałam wrażenie, że jest ona zbyt obszerna i rozwlekła. Dość sporą część zajmują relacje z odprawy, gdzie za każdym razem jest podsumowywane śledztwo. Moim zdaniem wprowadza to liczne powtórzenia i spowalnia akcję, która już jest spowolniona przez wątek obyczajowy, ale to akurat mi się podoba.

Akcja kryminału jest prowadzona w trojaki sposób. Przede wszystkim mamy główny wątek, w którym prowadzone jest śledztwo. Po drugie mamy wątek poboczny, który dzieje się w dalekiej przeszłości. I tutaj brawa dla Katarzyny Puzyńskiej za dopasowanie języka do tamtych czasów. Po trzecie mamy listy zabójcy, w których opisuje swoje odczucia związane z morderstwem.

Podsumowując, „Z jednym wyjątkiem” to bardzo dobry kryminał z wątkiem obyczajowym, choć może trochę zbyt obszernym. Czyta się go z przyjemnością i z niecierpliwieniem. Nie mogę się już odczekać, kiedy znowu przeniosę się do wspaniałego, aczkolwiek niebezpiecznego Lipowa.

W Lipowie już na dobre zagościła wiosna. Rozgrzewa nie tylko powietrze, ale także serce Daniela Podgórkiego, który zamierza oświadczyć się swojej wybrance. Tymczasem zostaje zamordowana pewna kwiaciarka, a sprawą zabójstwa zajmuje się właśnie Daniel i Klementyna Kopp. Zespół musi poradzić sobie z trudnymi pytaniami - kto mógł życzyć śmierci samotnej starszej pani? Dlaczego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Akcja powieści dzieje się w niewielkim nadmorskim miasteczku, które tylko na pozór wydaje się być sielskim miejscem. W rzeczywistości jest pełne osób bez skrupułów, którzy czasami nawet dla kaprysu krzywdzą innych. W pozycji tej znajdziemy różne zagadki - śmierć ciężarnej Litwinki, porwanie kobiety sprzed klubu fitness, gwałt turystki i szantaż miejscowego prawnika. Czy za tym wszystkim stoi jedna osoba? Odpowiedź na to pytanie musi znaleźć młodszy aspirant Krzysztof Bugaj, który boryka się z własnymi problemami - jest seksoholikiem rozdartym między rozchwianą emocjonalnie żoną a zaborczą kochanką.

~*~

Muszę przyznać, że książka naprawdę mną wstrząsnęła. Jeśli spodziewacie się lekkiej i przyjemnej lektury to niestety - tutaj tego nie znajdziecie. „Diabelski młyn” to ciężka, trudna i wstrząsająca pozycja. Jest pełna moralnego brudu, tajemnicy, zakłamania oraz przelanej krwi. Autorka przedstawia nam kilku bohaterów. Mówiąc szczerze, czasami gubiłam się kto jest kim, ale ważne jest to, że każdy z nich jest „jakiś”. Każdy z nich ma wady, skrywa jakąś tajemnicę, ale przede wszystkim ma coś lub kogoś na sumieniu. Daria Orlicz nie boi się poruszać w swojej książce bardzo trudnych i kontrowersyjnych tematów. Nie jest to tylko zwykły kryminał. To także pozycja, która bierze na tapet temat pedofilii, zdrady, gwałtu, przedwczesnego macierzyństwa i uzależnienia od seksu. Generalnie książka ta jest bardzo autentyczna, jednak niektóre zachowania bohaterów wydawały mi się irracjonalne. Ponadto autorka postarała się o klimat pozycji - mroczny, tajemniczy, przerażający.

W książce brakowało mi natomiast większego nacisku na zagadkę kryminalną i więcej zwrotów akcji. Oprócz tego, wszystko było na swoim miejscu - trzymanie w napięciu i wartka akcja. Nie nudziłam się ani przez chwilę.

Podsumowując, „Diabelski młyn” to dobra, trudna i ciężka książka o naiwnej ufności, za którą czasami trzeba zapłacić bardzo wysoką cenę, a nawet tę najwyższą. To również pozycja o dramacie tych, którzy zbyt pochopnie zapraszają do swojego życia obce osoby, które mogą to życie zrujnować.

Akcja powieści dzieje się w niewielkim nadmorskim miasteczku, które tylko na pozór wydaje się być sielskim miejscem. W rzeczywistości jest pełne osób bez skrupułów, którzy czasami nawet dla kaprysu krzywdzą innych. W pozycji tej znajdziemy różne zagadki - śmierć ciężarnej Litwinki, porwanie kobiety sprzed klubu fitness, gwałt turystki i szantaż miejscowego prawnika. Czy za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/09/w-naszym-domu-jodi-picoult.html

Jacob Hunt jest nastoletnim chłopcem, cierpiącym na zespół Aspergera, czyli łagodną postać autyzmu. Nie potrafi wyrażać swoich myśli, ani uczuć, ma również trudności z czytaniem sygnałów społecznych. Na pierwszy rzut oka wydaje się być normalnym, elokwentnym chłopcem, o ponad przeciętnym poziomie inteligencji. Jednak tak naprawdę każde, nawet najmniejsze odstępstwo od przyjętej rutyny, wytrąca go z równowagi - chłopiec wpada w furię. Osoby z zespołem Aspergera bardzo często mają również obsesję na punkcie konkretnej dziedziny. W przypadku Jacoba jest to analiza kryminalistyczna. Chłopiec pojawia się w miejscach, gdzie prowadzone jest śledztwo, pomaga policjantom, podsuwa im rozwiązania. Dlatego też gdy prywatna instruktorka umiejętności społecznych Jacoba zostaje zamordowana, to właśnie chłopiec staje się obiektem zainteresowania detektywów. Wszystkie cechy zespołu Aspergera, takie jak unikanie kontaktu wzrokowego, dystans fizyczny, działają na niekorzyść Hunta, co skutkuje oskarżeniem go o morderstwo.

„W naszym domu” to trzecia książka tej autorki, którą miałam okazję przeczytać. Poprzednie powieści bardzo mi się podobały i z lektury powyższej również jestem bardzo zadowolona. Łączy je natomiast jeden mankament. Moim zdaniem książki te są bardzo rozwleczone. Kilka razy miałam wrażenie, że fabuła od kilkudziesięciu stron stoi w miejscu, nic się nie dzieje. W powieści jest wiele wątków, dialogów, sytuacji, z których bez problemu można by zrezygnować, a książka nadal by na niczym nie straciła. Przez takie niepotrzebne „napchanie” fabuły, miałam wrażenie, że nigdy jej nie skończę, pozycja się ciągnęła i ciągnęła...

Pomimo tej jednej, aczkolwiek dość dużej wady, książka naprawdę bardzo mi się podobała, szczególnie ze względu na sam pomysł. Czytając już kolejną pozycję tej autorki dochodzę do wniosku, że Jodi Picoult nie boi się trudnych i kontrowersyjnych tematów, które są naprawdę oryginalne. To chyba właśnie za ten aspekt sięgam po jej twórczość. Ponadto autorka w genialny sposób przedstawia bohaterów i relacje rodzinne z różnymi problemami. Ta książka, jak również inne, nie należą do książek lekkich, ale czyta się je z przyjemnością, oprócz jednego aspektu, o którym wspomniałam.

Jodi Picoult w powieści „W naszym domu” poruszyła ciężki i wymagający dobrego research'u temat. Przedstawia nam chłopca cierpiącego na zespół Aspergera. Zanim przeczytałam książkę wiedziałam co nieco na temat tego schorzenia. Po lekturze wiem znacznie więcej. Oczywiście nie mogę ocenić tego, czy powieść jest poprawna pod względem merytorycznym, ale mogę Was zapewnić, że poznacie i zrozumiecie osobę z zespołem Aspergera. Autorka w dużej mierze skupia się również na bliskich Jacoba. Pokazuje, jak funkcjonuje taka rodzina, jakie panują w niej relacje i z jakimi problemami musi się borykać. Szczególne zainteresowanie wzbudza nie tylko postać matki Jacoba, ale także jego brata, który przez to, że cała uwaga rodzica skupia się na chłopcu z Aspergerem, on popada w kłopoty i to w dość poważne.

Podsumowując, „W naszym domu” to bardzo dobra książka, z której dużo możemy się dowiedzieć o zespole Aspergera i to w przystępny, nienaukowy sposób. Pomimo jednej wady powieść bardzo mi się podoba i z przyjemnością sięgnę po pozostałą twórczość autorki. Krótko mówiąc - polecam.

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/09/w-naszym-domu-jodi-picoult.html

Jacob Hunt jest nastoletnim chłopcem, cierpiącym na zespół Aspergera, czyli łagodną postać autyzmu. Nie potrafi wyrażać swoich myśli, ani uczuć, ma również trudności z czytaniem sygnałów społecznych. Na pierwszy rzut oka wydaje się być normalnym, elokwentnym chłopcem, o ponad przeciętnym poziomie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/metoda-na-wnuczke-marty-obuch.html

Adam Gryziewicz to dentysta, który po tym gdy spotkał kobietę swojego życia i został przez nią źle zrozumiany, jest zmuszony do udawania romantycznego artysty. Sprawa nie jest taka łatwa jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim dlatego, że jako artysta, Adam musi dysponować pracownią. Dodatkowo zobowiązał się do wykonania portretu, pomimo tego że nie potrafi malować. Kobieta, dla której dentysta stracił głowę jest mądra i bystra, również jest osobą zabieganą - musi znaleźć złodzieja obrazu, wyswatać przyjaciółkę i uchronić brata przed małżeństwem z zołzą, a także utrzeć nosa egoistycznemu pseudoartyście. Gdyby tego było mało, zza groby odzywa się prababcia Matylda...

„Metoda na wnuczkę” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Obuch. Jak dotąd do takiego typu literatury podchodziłam dość sceptycznie. Bardzo często trafiałam na komedie kryminalne, które z założenia miały mnie śmieszyć, miałam przy nich dobrze się bawić, a tak naprawdę wprowadzały mnie w stan... zażenowania. W przypadku „Metody na wnuczkę” sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Naprawdę bardzo dobrze się bawiłam! Były sytuacje, kiedy to śmiałam się do łez.

Komedia napisana jest lekkim językiem. Czytałam ją z wielką przyjemnością i zaangażowaniem. To jest naprawdę pierwsza komedia kryminalna, która aż tak mi się podobała. Jest to spowodowane humorem autorki, który zdecydowanie do mnie trafia. Nie jest on wymuszony, dialogi są przezabawne, a sytuacje i zachowania bohaterów nie były żenujące. Odpoczęłam i odprężyłam się podczas lektury. Nie jest to jednak literatura górnolotna, o czym należy pamiętać. Ale na „odmóżdżenie” sprawdzi się idealnie. Bardzo polubiłam również bohaterów wykreowanych przez Martę Obuch. Każdy z nich jest inny, i czym innym mnie zaskoczył. Autorka na każdego z nich miała zupełnie odrębny plan i wykonała go w 100%. Oczywiście najbardziej polubiłam babcię Walerię i dziadka Andrzeja, którzy, moim zdaniem, wiodą prym w tej książce.

Podsumowując, „Metoda na wnuczkę” to bardzo dobra komedia kryminalna, która gwarantuje dobrą zabawę. Nie jestem fanką takiego typu literatury, ale w tym przypadku zaskoczyłam się pozytywnie. Jest to idealna pozycja, aby odpocząć i się zrelaksować. Jeśli kiedyś będę potrzebować poprawiacza humoru w postaci książki, na pewno sięgnę po jakąś inną komedię Marty Obuch.

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/metoda-na-wnuczke-marty-obuch.html

Adam Gryziewicz to dentysta, który po tym gdy spotkał kobietę swojego życia i został przez nią źle zrozumiany, jest zmuszony do udawania romantycznego artysty. Sprawa nie jest taka łatwa jak mogłoby się wydawać. Przede wszystkim dlatego, że jako artysta, Adam musi dysponować pracownią....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/ostatni-list-od-kochanka-jojo-moyes.html

Książka „Ostatni list od kochanka” to już moje trzecie spotkanie z Jojo Moyes. Dwa pierwsze - „Zanim się pojawiłeś” i „Kiedy odszedłeś” bardzo mi się podobały (szczególnie ta pierwsza, bo uważam, że druga była pisana na siłę). Dlatego też z racji szału na „Ostatni list od kochanka” postanowiłam i ja zapoznać się z tą książką. I... żałuję.

Ellie jest młodą dziennikarką „Nation”. Podczas swojej pracy natrafia na ślad romansu sprzed lat - młodej mężatki Jennifer i Anthony'ego, szorstkiego, ale zarazem wrażliwego reportera. Po ich miłości pozostały tylko listy. Czytając je, Ellie jest nimi zafascynowana. Postanawia więc poznać historię tego zakazanego związku i dowiedzieć się, jak się skończył. Czy historia miłosnego skandalu z przeszłości może zupełnie odmienić życie samej Ellie, która również w życiu prywatnym pełni rolę kochanki?

Już dawno tak bardzo nie zawiodłam się na jakieś książce. Miała to być wzruszająca książka o uczuciach i sile listów miłosnych. Dla mnie niestety nie była. Pozycja ta nie wywołała we nie żadnych emocji - może oprócz tych negatywnych. Nie wzruszyłam się ani przez moment, nie uroniłam ani jednej łzy. Listy, które w założeniu miały dawać do myślenia i zmuszać do refleksji - mnie irytowały. Po prostu czytałam tę książkę (a raczej składałam literki, bo łapałam się na tym, że kompletnie się wyłączam) i czekałam, aż w końcu dobrnę do końca, bo męczyłam się przy niej strasznie. Czasami miałam ochotę ją odłożyć raz na zawsze i przeczytać coś innego.

Już od samego początku książka ta wydawała się być bardzo chaotyczna. Za dużo wątków, za dużo ludzi, za dużo retrospekcji i akcji toczącej się na wielu płaszczyznach. Gubiłam się w fabule jak nigdy. Dopiero gdzieś w połowie zaczęłam ogarniać w jakich latach powieści aktualnie dzieje się akcja. Ponadto wydaje mi się, że jest to typ książki, o której za chwilę zapomnę. Nie wniosła nic do mojego życia. Myślę, że za miesiąc nie będę w ogóle pamiętać o czym była, jak się skończyła.

Czytając recenzje innych blogerek doszłam do wniosku, że jestem ewenementem - wszyscy tą książką są zachwyceni tylko nie ja. Być może jest to spowodowane tym, że w złym okresie życia po nią sięgnęłam. Nie wiem. Wiem tylko to, że autorka skutecznie zniechęciła mnie do sięgania po swoje pozostałe powieści, przynajmniej na razie.

Podsumowując, nie mogę Wam tej książki polecić skoro mi się nie podobała. Ale bazując na opiniach innych myślę, że jestem jedną z nielicznych osób, które mają takie odczucia co do tej książki. Więc jeśli lubicie powieści Jojo Moyes - przeczytajcie. A jeśli czytałyście, koniecznie dajcie znać, co Wy na jej temat sądzicie.

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/ostatni-list-od-kochanka-jojo-moyes.html

Książka „Ostatni list od kochanka” to już moje trzecie spotkanie z Jojo Moyes. Dwa pierwsze - „Zanim się pojawiłeś” i „Kiedy odszedłeś” bardzo mi się podobały (szczególnie ta pierwsza, bo uważam, że druga była pisana na siłę). Dlatego też z racji szału na „Ostatni list od kochanka”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Żona na pełen etat” to czwarta, a zarazem ostatnia część cyklu Takie życie tylko z mężem. Z całego serca uwielbiam tę serię i jest mi niezwykle smutno, że będę musiała pożegnać się z szaloną Zuzanną. Na szczęście Agata Przybyłek zakończyła tę historię z przytupem!

Po wielu zawirowaniach, wypadkach i rzekomych zdradach, życie Ludwika i Zuzanny wreszcie powraca na właściwe tory, dlatego też postanawiają postarać się o kolejne dziecko. Nie jest to jednak tak łatwe jakby mogło się wydawać, szczególnie, gdy ich sypialnię co rusz odwiedzają zaaferowani domownicy albo sąsiedzi. W Jaszczurach pojawia się również plotka, zgodnie z którą Zuzanna jest już w ciąży, a ojcem dziecka jest... były narzeczony! Główna bohaterka raz na zawsze postanawia nie tylko uciąć niepochlebne plotki na swój temat, ale także wyjechać, by w spokoju móc postarać się o kolejnego potomka. Oczywiście Agata Przybyłek nie byłaby sobą, gdyby wyjazd ten nie obfitował w katastrofy!

Agata Przybyłek w ostatniej części cyklu zdecydowanie nie pozwala nam się nudzić. Z zapartych tchem czytałam perypetie zwariowanej Zuzanny, co rusz śmiejąc się pod nosem. Ta kobieta nie ma łatwego życia. W ostatnim tomie znowu będzie musiała się zmierzyć z plotkami, zaściankową mentalnością i ukochaną mamuśką, która pewnego ranka koniecznie musi kupić sobie buty do trumny. Kto to wszystko zniesie jak nie Zuzanna?

„Żona na pełen etat” to wspaniały poprawiacz humoru, który nigdy Was nie zawiedzie. Doskonale bawiłam się podczas lektury, a wyjazd Zuzanny i Ludwika to dla mnie mistrzostwo! Czymś wspaniałym jest również kreacja bohaterów. Agata Przybyłek wprowadza nas w świat oryginalnych, nieszablonowych i różnorodnych postaci. Każdy z bohaterów jest inny, ma inne przyzwyczajenia i inny charakter. Czasami są może przerysowani, ale to właśnie to nadaje tej serii wyjątkowości i niezwykłego humoru.

Podsumowując, „Żona na pełen etat” to przezabawne zakończenie cyklu o Zuzannie. Jeśli czytałyście poprzednie części to koniecznie musicie sięgnąć i po tę. Jeśli nie - koniecznie nadróbcie. Potężna dawka humoru gwarantowana!

„Żona na pełen etat” to czwarta, a zarazem ostatnia część cyklu Takie życie tylko z mężem. Z całego serca uwielbiam tę serię i jest mi niezwykle smutno, że będę musiała pożegnać się z szaloną Zuzanną. Na szczęście Agata Przybyłek zakończyła tę historię z przytupem!

Po wielu zawirowaniach, wypadkach i rzekomych zdradach, życie Ludwika i Zuzanny wreszcie powraca na właściwe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/osiem-minut-darren-osullivan.html

Głównym bohaterem debiutu Darren O'Sullivan jest Chris - zrozpaczony po stracie żony. Obiecał, że wkrótce do niej dołączy. Postanowił trzymać się planu - wybrał dokładne miejsce i godzinę. Przygotował się do tego bardzo długo, zadbał również o to, aby nikt nie musiał patrzeć na jego śmierć. Kiedy już stanął przy krawędzi peronu, jego zamiary zepsuła zdruzgotana Sarah, która nie od razu wiedziała, że uratowała samobójcę. Jednak z biegiem czasu nie mogła przestać myśleć o mężczyźnie, wręcz obsesyjnie go szukała, a później obserwowała. Za wszelką cenę dążyła do tego, aby zbliżyć się do niego. Nie wiedziała jednak, że najlepsze i najbezpieczniejsze dla niej, co mogła zrobić, to zapomnieć o mężczyźnie, który chciał rzucić się pod pociąg.

Ogólnie mówiąc, książka przypadła mi do gustu, szczególnie biorąc pod uwagę, że to debiut. Ani przez chwilę autor nie pozwolił mi tego odczuć. Ponadto sam pomysł na fabułę wydaje mi się być bardzo dobry i dość oryginalny, a na pewno trzymający w napięciu. Naprawdę czytałam tę książkę z zapartych tchem. Z wypiekami na twarzy śledziłam losy Chrisa i czy uda mu się w końcu spotkać z żoną. Byłam również bardzo ciekawa jaką rolę w tym wszystkim odegra Sarah.

Książka, pomimo tego że to thriller, jest przepełniona emocjami. Ta pozycja po prostu tętni rozpaczą, tęsknotą, smutkiem i bezradnością. Na każdej stronie, w której prym wiedzie Chris, można znaleźć jego ból i cierpienie. Jednakże jest jedno „ale”. Emocje te nie były, jak dla mnie, dość autentyczne. Przy takich opisach się płacze, cierpi razem z bohaterem. Tego tutaj nie było i bardzo nad tym ubolewałam. Oprócz tego, książka, pod względem technicznym jest poprawna i składa się w logiczną całość. Zagwozdka, jaką prezentują nam autor nie jest zbyt skomplikowana, bez żadnych trudności domyśliłam się zakończenia, co u mnie rzadko się zdarza. Jednak pomimo kilku mankamentów uważam, że to dobry thriller i z pewnością umilił mi opalanie.

Podsumowując, „Osiem minut” to bardzo dobry, niewymagający thriller. Charakteryzuje go oryginalny pomysł na fabułę oraz trzymanie w napięciu, przez co od książki nie mogłam się oderwać.

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/08/osiem-minut-darren-osullivan.html

Głównym bohaterem debiutu Darren O'Sullivan jest Chris - zrozpaczony po stracie żony. Obiecał, że wkrótce do niej dołączy. Postanowił trzymać się planu - wybrał dokładne miejsce i godzinę. Przygotował się do tego bardzo długo, zadbał również o to, aby nikt nie musiał patrzeć na jego śmierć....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tesa, główna bohaterka najnowszej powieści Remigiusza Mroza, jest osobą dość specyficzną. Ma bardzo niską samoocenę z powodu swojego wyglądu, unika ludzi, rzadko wychodzi z domu i już kilka razy chciała popełnić samobójstwo. Jej życie zmienia się o 180 stopni po tym, gdy odebrała z paczkomatu tajemniczą paczkę, której się nie spodziewała. Podczas gdy Tesa na nowo odrywa swoją przeszłość, w Internecie rodzi się nowy trend. Internauci zamieszczają wpisy z tajemniczym hashtagiem #apsyda. Jednak nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby osoby te nie były od lat uznane za zaginione.

Ogólnie rzecz biorąc książka bardzo mi się podobała z uwagi na ciekawą i oryginalną fabułę, wartką akcję, a także trzymanie w napięciu już od pierwszej strony. Z zapartym tchem czytałam historię Tesy. Jestem również pod wrażeniem research'u autora odnośnie psychiatrii, psychologii, a także finansów. Przemyca nam te informacje nienachalnie, między wierszami, dzięki czemu nie czujemy się, jakbyśmy czytali książkę akademicką. To, ile pracy autor musiał włożyć w przygotowanie się do napisania „Hashtagu” zasługuje na brawa. Mróz to autor, który nigdy nie idzie na łatwiznę i zawsze jego książki składają się nie tylko z fabuły, ale także mają coś więcej.

Remigiusz Mróz w swojej thrillerze prezentuje również romans studentki w wykładowcą, a cała fabuła jest prowadzona z dwóch punktów widzenia - Tesy oraz Krystiana Stachowskiego. Autor bezapelacyjnie wodzi nas za nos. Kiedy już jesteśmy pewni tego kto jest dobry a kto zły, Mróz odwraca sytuację o 180 stopni. I to w jego książkach lubię najbardziej - nigdy nie udało mi się zgadnąć zakończenia. Tym razem również tak było. Jednak w przypadku „Hashtagu” przewidzenie rozwiązania zagadki graniczy wręcz z cudem. Moim zdaniem autor przesadził i przekombinował. Skomplikował zakończenie, przez co kończąc thriller miałam chaos w głowie. Kompletnie nie wiedziałam co myśleć i czy wszystko dobrze rozumiem. Myślę, że jest to typ książki, którą trzeba przeczytać po raz drugi, aby dobrze ją zrozumieć. Dlatego też uważam, że nie jest to najlepsza pozycja autora. Dla mnie numerem jeden nadal pozostaje „Behawiorysta”.

Podsumowując, „Hashtag” to bardzo dobra, choć nie najlepsza, książka Remigiusza Mróza. Thriller jest intrygujący, oryginalny i trzyma w napięciu od deski do deski. Minusem jest jednak przekombinowane, jak dla mnie, zakończenie, aczkolwiek nadal zaskakujące. Myślę, że książka ta jak najbardziej jest godna polecenia.

Tesa, główna bohaterka najnowszej powieści Remigiusza Mroza, jest osobą dość specyficzną. Ma bardzo niską samoocenę z powodu swojego wyglądu, unika ludzi, rzadko wychodzi z domu i już kilka razy chciała popełnić samobójstwo. Jej życie zmienia się o 180 stopni po tym, gdy odebrała z paczkomatu tajemniczą paczkę, której się nie spodziewała. Podczas gdy Tesa na nowo odrywa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Urszula to dojrzała kobieta, która po tym, jak przyłapuje męża na zdradzie, postanawia się z nim rozwieźć, a następnie zamieszkać w zrujnowanym wiejskim domu odziedziczonym po przyszywanej ciotce. Kobiecie nie jest jednak łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ma na szczęście przyjaciół, których wsparcie okazuje się być niezastąpione. Po rozwodzie kobieta niestety nadal nie może uwolnić się od męża, ponieważ ten zaczyna ją wykorzystywać finansowo. Wtedy też w życiu Urszuli pojawia się niejaki Michał Żuk. Na początku mężczyzna był dla niej branżową konkurencją, jednak z czasem stał się bliską osobą. Niestety i temu mężczyźnie nie jest nawet blisko do ideału - skrywa bowiem tajemnice, które mogą sprawić, że związek rozkwitający między nim a Urszulą może zniszczyć się jak domek z kart.

~*~

To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. Pierwsze, a już tak udane. Książka z pozoru może wydawać się banalna i szablonowa. Takie też było moje pierwsze wrażenie, zaraz po przeczytaniu opisu na okładce. Jakie było moje zdziwienie, kiedy książka w pewnym momencie zaczęła mnie nie tylko wzruszać, ale także wstrząsać! I sprawiać, że spędziłam z nią całą niedzielę. Początek historii zaprezentowany przez autorkę rzeczywiście może wydawać się lekki i banalny. Jednak po pewnym czasie bohaterowie odkrywają przed nami swoją przeszłość, która jest okrutna i przerażająca. Poznajemy ich z zupełnie innej strony i zmieniamy o nich swoje zdanie o 180 stopni. Po lekturze z ręką na sercu mogę stwierdzić, że pozycja ta nie jest pozycją lekką. Zakwalifikowałabym ją bardziej do tych cięższych, które dają do myślenia.

Pióro Beaty Majewskiej bezapelacyjnie przypadło mi do gustu. Autorka posługuje się lekkim językiem, dzięki któremu lektura to przyjemność. Potrafi również trzymać w napięciu i prowadzić akcję tak, że od książki ciężko jest się oderwać. Dodatkowo na plus zasługują dobrze wykreowani bohaterowie - to, co autorka nawymyślała, jakich problemów im przysporzyła oraz jak bardzo ich urozmaiciła sprawia, że książka intrygowała mnie jeszcze bardziej.

Podsumowując, „Moja twoja wina” to bardzo dobra książka, którą przeczytałam szybko i z przyjemnością. Nie jest to jednak lekka powieść - zmusza do refleksji, pokazuje, jaką siłę ma przyjaźń, miłość i wybaczanie oraz to, że wina, zawsze leży po obu stronach.

Urszula to dojrzała kobieta, która po tym, jak przyłapuje męża na zdradzie, postanawia się z nim rozwieźć, a następnie zamieszkać w zrujnowanym wiejskim domu odziedziczonym po przyszywanej ciotce. Kobiecie nie jest jednak łatwo odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ma na szczęście przyjaciół, których wsparcie okazuje się być niezastąpione. Po rozwodzie kobieta niestety nadal...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/

Do twórczości Nicholasa Sparksa ma ogromny sentyment. Czytam go od dobrych kilku lat i z niecierpliwością czekam na każdą kolejną książkę tego autora. Jednak zauważyłam, że ostatnie powieści Sparksa są gorsze od tych, które czytałam wcześniej. Czy najnowsza pozycja autora również taka jest?

Główny bohater Russell Green szczęśliwym mężem i ojcem sześcioletniej córeczki. Jest dyrektorem reklamy w dużej, prestiżowej firmie i ma piękny dom w Charlotte. Jego życie wydaje się być idealne. Do czasu. Wszystko zaczyna się psuć, kiedy mężczyzna traci pracę i... żonę. Musi przystosować się do nowej sytuacji i zająć się córeczką. Nie jest to jednak proste w szczególności, że Russell próbuje rozkręcić dwój biznes, który nie zapowiada się najlepiej. Osamotniony mężczyzna musi zmierzyć się z nieznanym, pokonać własne słabości i sięgnąć po umiejętności, z których do tej pory nie korzystał. Czeka go wielki test, którego nie może oblać, ale także nagroda w postaci nieoczekiwanego spotkania, które zmieni jego życie.

Początek książki był naprawdę dobry, co dało mi nadzieję, że czeka mnie wspaniała, wciągająca lektura. Cieszyło mnie to, że Sparks zrezygnował z utartego schematu, z którego korzystał w poprzednich książkach: dwoje ludzi się spotyka, chodzą na randki, poznają swoich znajomych, rodzinę, a następnie jest zwrot akcji i coś się psuje. Tym razem autor zacząć inaczej. Russell stracił pracę jednak szybko wziął się w garść i próbował rozkręcić coś swojego. Potrzebował wsparcia. Nie załamał się także wtedy, kiedy dowiedział się o romansie żony i został sam z córką. Wiedział, że to właśnie dla niej powinien być silny, aby dziewczynka nie zauważyła zmiany w relacji z rodzicami. Sparks dość skrupulatnie zaczął opisywać, jak Russell radzi sobie jako samotny ojciec, jakie problemy spotyka na drodze samotnie wychowując córeczkę. Wszystko było fajne, do czasu, kiedy zdałam sobie sprawę, że ten wątek ciągnie się i ciągnie, i ciągnie. Jak dla mnie jest tam za wiele nic nieznaczących rozmów, bezsensownych, nic nie wnoszących do fabuły sytuacji. Kolokwialnie mówiąc to takie trochę „lanie wody”. A zakończenie książki totalnie mnie zawiodło. Pomimo tego, że, przyznam się bez bicia, było wzruszające i nawet miałam łzy w oczach, było bardzo schematyczne. Sparks w taki sposób zakończył wiele ze swoich książek, co już mi się trochę przejadło.

Pomimo tego, jak możecie zauważyć, oceniłam tę książkę dość wysoko. Po pierwsze jest to spowodowane tym, że mam ogromny sentyment do twórczości tego autora i nie potrafię w 100% obiektywnie ocenić jego powieści. Po drugie, pomimo tego, że miejscami książka była po prostu nudna, i jeśli wyszłaby spod pióra kogoś innego, na pewno bym jej nie doczytała, tutaj czytałam ją z przyjemnością, w każdej wolnej chwili - między zajęciami, w przerwach reklamowych serialu, itp. Wydaje mi się, że to wszystko za sprawą barwnego i plastycznego języka, jakim jest napisana powieść. Inni budują ogromne napięcie w książkach, aby zatrzymać czytelnika przy pozycji. Sparks natomiast czyni to za pomocą pięknych słów i wspaniałych opisów. Nie znam innego pisarza, który w tak piękny sposób pisałby nie tylko o miłości, ale także o relacjach międzyludzkich.

Podsumowując, „We dwoje” to dość schematyczna książka, która osobom z dużym doświadczeniem czytelniczym może się nie spodobać. Natomiast jeśli jesteście fankami twórczości Sparksa tak jak ja, koniecznie musicie ją przeczytać i wyrobić sobie na jej temat własne zdanie.

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/

Do twórczości Nicholasa Sparksa ma ogromny sentyment. Czytam go od dobrych kilku lat i z niecierpliwością czekam na każdą kolejną książkę tego autora. Jednak zauważyłam, że ostatnie powieści Sparksa są gorsze od tych, które czytałam wcześniej. Czy najnowsza pozycja autora również taka jest?

Główny bohater Russell Green szczęśliwym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/

„Laleczki” to już druga powieść w dorobku Anny Snoekstra, a także druga tej autorki, po którą miałam okazję sięgnąć. Pierwsza pozycja - „Córeczka” wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dlatego też, gdy w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się książka „Laleczki” po prostu musiałam po nią sięgnąć.

Akcja powieści dzieje się w niewielkim miasteczku, gdzie to spłonął budynek sądu. Pożar ten skutkował śmiercią powszechnie lubianego nastolatka. Po krótkim czasie kilka rodzin znajduje na progu porcelanowe lalki, które w ogromnym stopniu przypominają ich dzieci. Wybucha panika. Część mieszkańców uważa, że stoi za tym pedofil, który w taki właśnie sposób oznacza swoje przyszłe ofiary. W miasteczku mnożą się spekulacje i wzajemne oskarżenia. Ludzie przestają sobie nawzajem ufać, zdradzają cudze sekrety, nawet te najbrudniejsze. Policja staje się bezradna, jednak sprawy w swoje ręce bierze młoda i ambitna dziennikarka. Rose zaczyna prowadzić własne śledztwo. Zbyt duża ilość pytań przez nią zadawanych powoduje, że niektórzy uważają, iż dziewczyna zasłużyła na karę.

„Laleczki” to dość dobra książka, aczkolwiek uważam, że autorka zmarnowała jej potencjał. Snoekstra miała znakomity pomysł na fabułę, który krótko mówiąc - zepsuła. Owszem, zakończyła książkę w zaskakujący sposób, jednak po przeczytaniu pozycji czułam, że byłam wodzona za nos i to w negatywny sposób. Największą wadą tej książki jest jednak fakt, że tytułowych laleczek jest w thrillerze bardzo, ale to bardzo mało. To, co miało mrozić krew w żyłach, stało się wątkiem pobocznym. Na pierwszy plan wysuwa się nie problem z podrzucanymi lalkami, ale rozterki głównej bohaterki, która jak najszybciej chce wyrwać się z miasteczka. Kolejną wadą „Laleczek” jest kreacja bohaterów, a raczej jej brak. Autorka nie zagłębiła się w ich psychikę, nie rozbudowała ich charakterów, co sprawiło, że byli nijacy. Oprócz głównej bohaterki, którą Snoesktra wykreowała w taki sposób, że mieliśmy jej współczuć, a mnie zwyczajnie irytowała.

„Laleczki” to pozycja napisana bardzo prostym, przystępnym językiem. Prosta jest również fabuła, aczkolwiek akcja toczy się dość dynamicznie, co sprawiło, że nie nudziłam się ani przez chwilkę. Czyta się ją sprawnie i szybko. Mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby tylko autorka nie zmarnowała potencjału tejże książki. Zauważalne są również pewne nieścisłości i powtórzenia w fabule - np. główna bohaterka dwa razy nalewała piwo do tego samego kufla, z którego nie zostało wypite jeszcze piwo.

Podsumowując, „Laleczki” to książka o ogromnym potencjale i wspaniałym pomysłem na fabułę. Niestety autorka nie wykorzystała go nawet w 50%. Szczerze mówiąc zawiodłam się na tej książce. Liczyłam na mocną książkę, która wywoła gęsią skórkę. Niestety tego nie dostałam.

https://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/

„Laleczki” to już druga powieść w dorobku Anny Snoekstra, a także druga tej autorki, po którą miałam okazję sięgnąć. Pierwsza pozycja - „Córeczka” wywarła na mnie ogromne wrażenie. Dlatego też, gdy w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się książka „Laleczki” po prostu musiałam po nią sięgnąć.

Akcja powieści dzieje się w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy tylko w zapowiedziach Wydawnictwa HarperCollins ukazała się powyższa książka od razu chciałam ją mieć! Już dawno opis na okładce mnie tak nie zaintrygował!

Główną bohaterką książki jest Mia, którą los zmusił do powrotu w rodzinne strony. Jej brat został oskarżony o zamordowanie swojej nastoletniej uczennicy, a następnie zniknął bez śladu. Mia pomimo tego, że nienawidzi miasta, w którym się wychowała, wraca tam, aby przeprowadzić własne śledztwo, bo nie wierzy w zarzuty stawiane bratu. Jednak im głębiej drąży, tym bardziej ktoś próbuje jej w tym przeszkodzić. Walka o prawdę z czasem staje tak samo niebezpieczna, jak spacer na krawędzi, a ktoś z wszelką cenę chce nas wepchnąć w przepaść.

~*~

Zacznę od tego, iż bardzo podobała mi się konstrukcja powieści. Fabuła prowadzona w punktu widzenia Mii to jak najbardziej trafiony pomysł. To właśnie dzięki temu możemy wejść do umysłu dziewczyny i dowiedzieć się, co w nim siedzi. Znamy jej myśli, przeszłość, troski i uczucia. Sprawia to, że czujemy, jakbyśmy znali ją osobiście. Za to z drugiej strony, dzięki temu zabiegowi w dość dużym stopniu poznajemy Lucasa, choć tak naprawdę dowiadujemy tego, jakim jest tylko z opowieści głównej bohaterki.

„Spacer na krawędzi” jest bardzo dobrym thrillerem. Akcja, choć początkowo może wydawać się nudna i powolna, z czasem nabiera tempa, aby osiągnąć apogeum, w którym to fabuła tak wciąga, że od fabuły nie można się oderwać. Ponadto na uwagę zasługuje również język. Jest on lekki, przyjemny i bez udziwnień. Czytanie tejże książki to czysta przyjemność. W dodatku wszelkie aspekty psychologiczne sprawiły, że jeszcze bardziej polubiłam ten gatunek.

Podsumowując, „Spacer krawędzi” to bardzo dobry thriller psychologiczny, który wciągnął mnie bez reszty. Przyspieszająca akcja, dobry pomysł na fabułę oraz wątki psychologiczne to zdecydowanie atuty tej książki. Polecam.

Gdy tylko w zapowiedziach Wydawnictwa HarperCollins ukazała się powyższa książka od razu chciałam ją mieć! Już dawno opis na okładce mnie tak nie zaintrygował!

Główną bohaterką książki jest Mia, którą los zmusił do powrotu w rodzinne strony. Jej brat został oskarżony o zamordowanie swojej nastoletniej uczennicy, a następnie zniknął bez śladu. Mia pomimo tego, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/03/testament-remigiusza-mroza.html


„Testament” Remigiusza Mroza to już siódma część bestsellerowego cyklu o Joannie Chyłce. Na każdy tom czekam z cierpliwością, tak też i było tym razem. Więc gdy tylko pojawił się ebook w dzień premiery, od razu zabrałam się za lekturę!

Znany, aczkolwiek nieszanowany, warszawski ginekolog, niespodziewanie otrzymuje od jednej ze swoich pacjentek pokaźny spadek, w formie zapuszczonej nieruchomości, która dawno temu po reprywatyzacji stała się własnością kobiety. Kiedy lekarz chce obejrzeć swój spadek, odnajduje tam zwłoki, w dość zaawansowanej fazie rozkładu. Od razu staje się podejrzewany przez policję. Ginekolog zgłasza się do Joanny Chyłki - byłej pacjentki, aby pomogła mu wygrzebać się z tego bagna. Mecenas początkowo niechętnie podchodzi do tej propozycji, gdyż jest zajęta bronieniem kogoś innego. Jednak gdy okazuje się, że ginekolog może pomóc wyjść tej osobie z więzienia, Joanna natychmiast się zgadza. Nie jest jednak świadoma tego, ile sekretów jest ukrytych w rodzinnej przeszłości spadkobierczyni...

„Testament” to kolejna książka Mroza, która jest wspaniała i utrzymana na poziomie innych części tego cyklu. Humor i riposty Chyłki sprawiają, że czasami śmiałam się w głos. Po prostu uwielbiam tę kobietę! Uwielbiam również jej relację z Zordonem. Mróz w genialny sposób potrafi stworzyć chemię między tą dwójką. Autor jednak ich nie oszczędza. W każdej książce kładzie im kłody pod nogi, i o tym, czy tym razem uda się bohaterom zbudować z nich schody, musicie przekonać się sami.

Zakończenie dosłownie wbiło mnie w łóżko. Czytałam tę książkę do pierwszej w nocy, gdy ją skończyłam nie mogłam dojść do siebie. Leżałam, patrzyłam w sufit i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Przyznam się, że pierwszy raz płakałam po thrillerze, i to prawniczym! Tak, moi drodzy. Remigiusz Mróz doprowadził mnie do łez. Dotychczas czytałam książki z tej serii tylko w formie ebooków. Ta pozycja jest dla mnie przełomem - zamawiam wszystkie poprzednie części w formie papierowej. Tak dobre książki muszą stać na mojej półce. Koniecznie!

„Testament” pomimo takiego zachwalania, nie jest książką idealną. Jak dla mnie zagadka kryminalna jest za bardzo zagmatwana i pokręcona. Często gubiłam się pod tym względem w fabule i nie rozumiałam pewnych aspektów. Jednak nie przeszkodziło mi to w ocenieniu tej książki dość wysoko.

Podsumowując, „Testament” to naprawdę genialna książka, która zasługuje na uwagę. To must read dla osób, które znają ten cykl. A jeśli tego cyklu nie znacie, koniecznie musicie się z nim zapoznać, bo duuuuużo tracicie! Ja już nie mogę doczekać się kolejnej części tej serii!

http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2018/03/testament-remigiusza-mroza.html


„Testament” Remigiusza Mroza to już siódma część bestsellerowego cyklu o Joannie Chyłce. Na każdy tom czekam z cierpliwością, tak też i było tym razem. Więc gdy tylko pojawił się ebook w dzień premiery, od razu zabrałam się za lekturę!

Znany, aczkolwiek nieszanowany, warszawski ginekolog,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/

Od pewnego czasu wręcz uwielbiam thrillery psychologiczne. Więc gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się „Siostrzyczka” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. I nie żałuję!

Główna bohaterką książki jest Clare - spełniona prawniczka, żona i matka dwóch córeczek. Do szczęścia brakuje jej tylko tego, aby odnalazła się jej zaginiona siostra Alice, która jako dziecko wyjechała z ojcem na wakacje i do tej pory nie wróciła. Gdy zbliża się kolejna rocznica zaginięcia dziewczyny, staje się cud! Alice odezwała się do swojej matki i postanowiła odwiedzić rodzinę. Matka wita ją z szeroko otwartymi ramionami i bez żadnych pytań przyjmuje ją do rodziny. Clare natomiast po początkowej euforii staje się nieufna i odczuwa dziwny niepokój. Coraz częściej zaczyna zadawać sobie pytanie, czy Alice to a pewno jej siostra, a może to zręczna manipulatorka, która za wszelką cenę chce odebrać jej rodzinę? A może Clare jest zwyczajnie zazdrosna, bo nie jest już jedyną córką swojej mamy i popada w paranoję?

„Siostrzyczka” to naprawdę bardzo dobry thriller psychologiczny, od którego nie mogłam się oderwać. Pomimo tego, że motyw tej książki jest dość popularny, autorce udało się stworzyć dość oryginalną i urzekającą pozycję, która wciąga, trzyma w napięciu i nie pozwala się odłożyć. Dla niektórych thriller ten może wydawać się trochę przewidywalny, dla mnie również taki był, ale pomimo tego jego lektura to czysta przyjemność. Książka ta jest również bardzo dobra pod względem psychologicznym. Autorka bardzo dobrze wgryzła się w umysł głównej bohaterki, która na początku cierpi po zaginięciu siostry a następnie odczuwa niepokój i niechęć do niej. Tak naprawdę do samego końca nie wiemy, czy Alice to naprawdę Alice a Clare popada w paranoję, z którą nie może sobie poradzić, czy też za siostrę podaje się ktoś inny i obawy głównej bohaterki są usprawiedliwione. To właśnie ta zagadka sprawiła, że czytałam książkę z zapartym tchem i nie mogłam się doczekać, kiedy to wszystko się w końcu wyjaśni. Dodatkowym atutem pozycji jest również pędząca akcja, która nie zwalnia ani przez chwilę. Na pochwałę zasługują także poboczni bohaterowie, którym autorka poświęciła wiele uwagi. Im bardziej zapoznajemy się z historią, tym więcej skaz pojawia się na bohaterach. Dowiadujemy się, że każdy z nich nie jest idealny i ma coś do ukrycia.

Podsumowując, „Siostrzyczka” to bardzo dobry thriller psychologiczny, który z całego serca Wam polecam. Choć motyw przewodni wydaje się być oklepany, nie przeszkadza nam to w czerpaniu przyjemności z lektury i pochłonięciu jej w bardzo krótkim czasie.

http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/

Od pewnego czasu wręcz uwielbiam thrillery psychologiczne. Więc gdy tylko w zapowiedziach wydawnictwa HarperCollins ukazała się „Siostrzyczka” wiedziałam, że muszę ją przeczytać. I nie żałuję!

Główna bohaterką książki jest Clare - spełniona prawniczka, żona i matka dwóch córeczek. Do szczęścia brakuje jej tylko tego, aby odnalazła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy tylko zobaczyłam zapowiedzieć tej książki postanowiłam, że muszą ją przeczytać. Zachęcił mnie nie tylko fakt jej ekranizacji, ale przede wszystkim porównanie do „Wilka z Wall Street”. Czy pozycja zasłużyła na miano kobiecej wersji jakże popularnej i bardzo dobrej książki?

Główną bohaterką książki jest Molly Bloom - pochodząca z miasta w Kolorado dziewczyna. Od dziecka marzyła o wielkim świecie, chciała osiągnąć coś niesamowitego, z czego mogliby być dumni jej rodzice. Pragnęła w końcu przestać żyć w cieniu swojego rodzeństwa. Jej życie skierowało się w stronę pokera, dzięki któremu wspięła się wyżej, niż mogła sobie wyobrazić. Zajmowała się organizacją nielegalnych rozgrywek dla największych gwiazd Hollywood. Poznała ludzi z pierwszych stron gazet i zbijała fortunę. Jednak gdy zaczęła żyć w wymarzonym luksusie, na swojej drodze spotkała przeciwnika, z którym walkę nie można uznać za łatwą.

~*~

„Gra o wszystko” to bardzo dobra, wciągająca książka z dość oryginalną fabułą. Ale przede wszystkim jest to pozycja pouczająca i dająca do myślenia. Autorka pokazuje, że życie, tak jak poker, również jest nieprzewidywalną grą. Dobra passa nie trwa wiecznie, a im wyżej się wespniemy, tym bardziej bolesny będzie upadek. Molly Bloom pokazuje również, jak pieniądze potrafią zmienić człowieka, im więcej ich ma, tym chce ich jeszcze więcej. Przypadła mi do gustu również główna bohaterka, która jest kobietą ambitną, dążącą do realizacji zamierzonego celu, ale także pod każdym względem osobą profesjonalną.

Molly Bloom w swojej książce dość skrupulatnie opisuje pokerowy świat. Pomimo tego, iż kompletnie nie znam się na tej grze, nic takiego nie odczułam. Owszem, autorka posługiwała się często branżowym słownictwem, ale za chwilę słowa/zwroty zostały przez nią wytłumaczone w bardzo przystępny sposób. Dzięki temu lektura nie była nudna ani nużąca.

Lektura tej książki okazała się być czystą przyjemnością. Nie nudziłam się ani przez chwilę. Co więcej - z zapartym tchem oraz z wypiekami na twarzy śledziłam losy Molly Bloom. Muszę przyznać, że autorka może pochwalić się bardzo dobrym pomysłem na książkę. Pozycja jest oryginalna, nieszablonowa i niezwykle ciekawa.

Podsumowując, „Gra o wszystko” to bardzo dobra, intrygująca i dająca do myślenia powieść. Jeśli szukacie czegoś nieszablonowego, czegoś wciągającego, to z całego serca polecam Wam powyższą książkę. Nie będziecie żałować. Pomimo tego, iż porównanie do „Wilka z Wall Street” jest, moim zdaniem, zbyt wygórowane, uważam, że pozycja ta jest godna Waszej uwagi.

Gdy tylko zobaczyłam zapowiedzieć tej książki postanowiłam, że muszą ją przeczytać. Zachęcił mnie nie tylko fakt jej ekranizacji, ale przede wszystkim porównanie do „Wilka z Wall Street”. Czy pozycja zasłużyła na miano kobiecej wersji jakże popularnej i bardzo dobrej książki?

Główną bohaterką książki jest Molly Bloom - pochodząca z miasta w Kolorado dziewczyna. Od dziecka...

więcej Pokaż mimo to