-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-05-25
2024-04-27
2024-03-14
2024-03-09
„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”
Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej kobiety. Szybko okazuje się, że nie jest to ofiara strzelaniny. Tomas odkrywa w toku dochodzenia, że do podobnych zbrodni dochodziło już w różnych częściach kraju. W tym samym czasie na ślad tych zbrodni trafia dziennikarka Vera Berg, a głównym podejrzanym staje się znany i popularny aktor Micael Bratt.
„Dotarł do rozstaju dróg.
Mógł wybrać to, co wydawało mu się właściwe, albo to co było właściwe.
Nie wiedział jednak, które jest które.”
Lato tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku w Szwecji, było czasem niezwykłym z wielu względów. Zlepek wyjątkowych zdarzeń i ekstremalnie wysokiej temperatury wyrył się w szwedzkiej świadomości narodowej. Na kanwie owych wydarzeń autorzy „Pamięci mordercy” postanowili oprzeć fabułę swojej powieści, z gatunku, który ze Szwecją związany jest jak żaden inny, mianowicie powieści kryminalnej.
Autorami „Pamięci mordercy” jest duet dziennikarzy śledczych, a ich dzieło niemałą, ponad sześćset stronicową „cegłą”.
Niemniej jednak czyta się ją jednym tchem! Linearna narracja, mnogość wątków i krótkie rozdziały sprzyjają wciągającej lekturze.
Jest to stuprocentowy skandynawski kryminał, nawiązujący do „starej szwedzkiej szkoły”, co w zalewie kryminałów tego gatunku, nie jest w dzisiejszej czytelniczej rzeczywistości takie oczywiste.
Pamiętam, jak wiele lat temu delektowałam się lekturą Trylogii Millenium, a zaraz później kultowego cyklu z Martinem Beckiem w roli głównej. Jak żałowałam, że nie obrałam innej kolejności tych lektur i jakie wrażenie na mnie wywarły oba te cykle. Tak teraz jestem zadowolona, że kultowy cykl autorstwa duetu Sjowall&Wahloo poznałam wcześniej niż „Pamięci mordercy”. Przede wszystkim dlatego, że powieść Engmana&Selakera, czerpie garściami z tej klasyki. Czułam się teleportowana do rzeczywistości Martina Becka, w gorące lato, kiedy Szwecja zamiera, a Szwedzi wyjeżdżają do swoich domków letniskowych… Ale nie jest to krajobraz sielankowy, lecz brudny, skorumpowany i duszny.
Szeroko przedstawione tło społeczno- obyczajowo-polityczne, tak charakterystyczne dla szwedzkich klasyków gatunku i tutaj gra pierwszoplanowe role, a samo śledztwo to tylko przyczynek do toczenia tych rozważań. Oczywiście policyjne dochodzenie kluczy, przestaje w martwych punktach i wiruje tak, że nawet ścigający mogą stać się ściąganymi.
Wszystko to sprawia, że „Pamięci mordercy” to tytuł obowiązkowy dla miłośników gatunku i dla tych, którzy chcieliby się z nim zapoznać.
A ja osobiście mam nadzieję, że już niedługo będzie mi dane zapoznać się z kolejnym tomem, bo zakończenie tego było… zarwałam noc!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”
Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej...
2024-02-17
„Podobno prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy jedynie od jej interpretacji. Czyż nie?”
Miriam Macharow znika w dniu czwartej rocznicy swojego ślubu. Jej samochód zostaje odnaleziony pół roku później, na terenie opuszczonej fabryki, a w nim częściowo spalone zwłoki kobiety. Mąż Miriam jest pewien, że to ona i rozpoczyna przygotowania do pogrzebu. Jednak siostra Miriam, Adela, ma wątpliwości. Po emisji programu o osobach zaginionych, okazuje się, że ktoś widział Miriam w metrze…
Czy to możliwe, że Miriam żyje?”
„Okazuje się, że ludzie, nawet ci najbliżsi, potrafią mieć oblicza całkiem inne od naszych wyobrażeń.”
„Sześć powodów by umrzeć” to najnowsza powieść Marty Zaborowskiej. Mimo, że autorka ma już spory dorobek literacki, dla mnie było to pierwsze spotkanie z jej twórczością.
Kiedy na pierwszej stronie zauważyłam cytat słynnej wyliczanki z „Koszmaru z ulicy Wiązów”, pomyślałam sobie „mój klimat”, a po pierwszym rozdziale już szukałam innych tytułów autorstwa pani Marty 😉🤩
Ten thriller jest taki jaki być powinien. Niepokojący, zakręcony, wypełniony charakterystycznymi postaciami i wartką akcją.
I jeszcze coś, co zdarza mi się ostatnio rzadko… było to kilkukrotne poczucie irytacji 😉 Irytacji, bo autorka sprawnie, raz po raz, wyprowadzała mnie w pole i wodziła za nos 🤣 Serio! Zazwyczaj podczas lektury thrillerów, obieram jakiś „kierunek” w mojej głowie, mniej więcej do połowy wiem (albo wydaje mi się, że wiem) „kto i jak”, a później tylko potwierdzam swoje teorie. Tym razem było inaczej, co wywołało pewną czytelniczą złość (w najlepszym tego słowa znaczeniu) co, jestem tego pewna, spowoduje, że zapamiętam ten tytuł na długo. Dałam się zwodzić bohaterom, popłynęłam wraz z nurtem wydarzeń, a nielinearna narracja sprawiła całkowite zatracenie w lekturze! I zakończenie… tadaaam… nic nie powiem! 🤣😂
„Sześć powodów by umrzeć” zdecydowanie wpada na moją, raczej krótką, listę najlepszych thrillerów 🤩
Poza tym, chyba warto mieć chociaż jeden powód by umrzeć? Czyż nie?
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
„Podobno prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy jedynie od jej interpretacji. Czyż nie?”
Miriam Macharow znika w dniu czwartej rocznicy swojego ślubu. Jej samochód zostaje odnaleziony pół roku później, na terenie opuszczonej fabryki, a w nim częściowo spalone zwłoki kobiety. Mąż Miriam jest pewien, że to ona i rozpoczyna przygotowania do pogrzebu. Jednak siostra...
2023-12-10
„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”
„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice” to najnowsza książka duetu Wojciech Fusek i Jerzy Porębski. Po zeszłorocznym, genialnym tytule jakim był „GOPR. Na każde wezwanie” nie miałam wątpliwości, że z niecierpliwością będę wyczekiwać na każdy następny jaki się pojawi. W tym najnowszym od pierwszego spojrzenia zaskoczył mnie tytuł. Bo skąd u licha wzięła się tam „szpada”…? Nazwisko Janusza Kurczaba było mi znane w kontekście przede wszystkim literackim. Górskim oczywiście także, ale jednak mniej, bo moja górska biblioteczka zaczynała się (do tej pory) od ery Kukuczka - Rutkiewicz, co okazało się wielkim błędem. Bo wystarczy cofnąć się tylko o krok od złotej ery polskiego himalaizmu i dostajemy takie historie jak te, przedstawione w najnowszej książce opisującej niezwykłe życie Jano Kurczaba.
„Kiblując w ścianie w Himalajach, gdzie cywilizacja nie brudzi światłem nieba, przy pięknej pogodzie oglądałem gwiazdy zawsze z fascynacją - przyznawał Kurczab. - Pewnie gdybym po takich astronomicznych seansach mógł wrócić do liceum, zostałbym astronomem, bardzo lubiłem ten przedmiot. Pochłonęłaby mnie nauka i nie poznałbym wielu wspaniałych ludzi w górach, nie popełnił błędów, które mnie zbudowały. Możliwość cofania się w czasie unicestwiłaby piękno życia, tak jak brak grawitacji zabiłby wspinanie.”
Fascynującym życiorysem Janusza Kurczaba można by obdzielić dwie, trzy… cztery osoby. Himalaista, sportowiec, olimpijczyk, pisarz, dziennikarz… wszystko co robił, robił z największym zaangażowaniem i z pasją, lecz jak to życiu często bywa, los również zabrał Kurczabowi wiele. Urodzony przed wojną, wychowany tylko przez matkę, kaleki w wyniku wypadku, kochający inaczej, często pomijany w odznaczeniach, zmuszony zawrócić, mając szczyt w zasięgu ręki… Cóż za życiowa niesprawiedliwość, że nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika, ani żadnego medalu olimpijskiego. Mimo to skromny, traktujący życie z pokorą, nauczyciel tych, których nazwiska wymieniamy, gdy mówimy o wielkim wspinaniu. Lojalny przyjaciel, lider narodowych wypraw w góry najwyższe, w końcu, pośmiertnie, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla rozwoju sportów wysokogórskich, za promowanie imienia Polski w świecie”.
Jaką to mrówczą pracę musieli zrobić autorzy tej książki, przez ile dokumentów, zdjęć, listów i zapisków musieli się przebić by powstał ten genialny tytuł? By jak najbardziej przybliżyć czytelnikom osobę Janusza Kurczaba. By zrobić to z należnym mu taktem i delikatnością. By ocalić to nazwisko od zapomnienia. By było wymieniane jednym tchem i na czele listy polskich najlepszych himalaistów… Tego nie wiem, mogę sobie tylko wyobrazić…
Wiem jednak, że przeczytałam „Kurczaba…” już jakiś czas temu. Nie wiedziałam jak ugryźć to, co chciałabym o niej napisać. Bo nie ma takiej ilości słów, które oddałyby w pełni to co w niej najlepsze. Wszystko jest najlepsze!
Bo to najlepsza, w moim prywatnym rankingu, książka przeczytana w 2023 roku!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”
„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice”...
2023-12-17
2023-11-19
2023-10-26
„Być albo nie być nie jest kwestią kompromisu. Albo cię nie ma, albo jesteś.”
Akcja „Dystopii” rozpoczyna się bezpośrednio po wydarzeniach opisanych w poprzednim tomie. Agencja Wywiadu została rozwiązana. Wolski, Cichy, Leski i Winarska pozostają w areszcie, natomiast Sara, Monika i Maria mają zamiar ich z niego uwolnić. Początkowo bez planu, chwytają się każdej możliwej deski ratunku. Dzięki swojej determinacji i zaangażowaniu przyjaciół z różnych stron, ich planowana akcja nabiera rozpędu, co nie jest na rękę wicepremierowi Kaziurze. Angażuje on wszelkie możliwe środki by uciszyć, jak sam je nazywa, trzy „jaszczurki”.
„W Polsce zaczęło się gwałtowne polityczne przesilenie.”
„Dystopia” to najnowsze dzieło naszego rodzimego mistrza powieści szpiegowskiej. Jest zarówno tomem, który można potraktować jako postawienie kropki nad „i” w tym cyklu, jak i swoistym nowym otwarciem, ponieważ autor (na szczęście) nie zatrzaskuje drzwi za swoimi bohaterami. Myślę „na szczęście” ponieważ, po pierwsze, to genialny, mocno utrzymany w konwencji thrillera szpiegowskiego kawał literatury. Po drugie zaś, i teraz trochę prywaty, zbyt długo zwlekałam z lekturą powieści autorstwa Severskiego, żeby teraz rozstawać sie z bohaterami.
A bohaterowie są tu fantastyczni! Żywi, kolorowi, ludzie z krwi i kości, wrażliwi, mający rozterki i dylematy. Są tak prawdziwi i naturalni, że czytając „Dystopię” tak bardzo wchodzimy w ich świat, że miejscami czujemy sie jak uczestnicy akcji.
Wszystko to świadczy tylko o niezwykłym kunszcie pisarskim Pana Vincenta Severskiego. Mam wrażenie, że każde zdanie, określenie i słowo jest tu nieprzypadkowo, że zostało gruntownie przemyślane…
…ponieważ, w tle, które przecież (cały czas mocno trzyma mnie to wrażenie) mogłoby być inne, a nie jest, toczy się walka o dobra nadrzędne. O przywrócenie naszemu krajowi stabilizacji poprzez eliminację ludzi, których cele są zupełnie odwrotne. No i tytuł taki, a nie inny…okładka…
Przemyśleń po lekturze jest wiele… po to w końcu jest literatura, ta z najwyższej półki przede wszystkim.
Oczywiście są i mrożące krew w żyłach wartkie opisy akcji szpiegowskich, starcia wywiadów z różnych stron świata, czy opisy działań operacyjnych, co tylko dodaje tej powieści koloru.
Niechętnie, ale lubię być uczciwa, oddaję rację temu, co nazywa siebie mym współmałżonkiem (gadał dziad prawdę!), żeby czytać Severskiego już wiele lat temu… No, ale poza tym, w każdej innej kwestii rację mam ja i musicie uwierzyć mi na słowo 😉🤣🤭🙃
Powiedzieć „polecam” to za mało…
„Dystopia” to lektura obowiązkowa! Jestem pewna, że po jej lekturze, oglądanie wieczornych programów informacyjnych nie będzie już takie jak przedtem.
Za egzemplarz recenzencki jestem niezwykle wdzięczna Wydawnictwu Czarna Owca. Współpraca reklamowa.
„Być albo nie być nie jest kwestią kompromisu. Albo cię nie ma, albo jesteś.”
Akcja „Dystopii” rozpoczyna się bezpośrednio po wydarzeniach opisanych w poprzednim tomie. Agencja Wywiadu została rozwiązana. Wolski, Cichy, Leski i Winarska pozostają w areszcie, natomiast Sara, Monika i Maria mają zamiar ich z niego uwolnić. Początkowo bez planu, chwytają się każdej możliwej...
2023-10-02
„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać w szachy, co kto lubi.”
Elizabeth Best, emerytowana agentka wywiadu i szefowa nieformalnego czwartkowego klubu zbrodni, założonego przez grupę emerytów z osiedla dla seniorów Coopers Chase, dostaje list od człowieka, który nie żyje. Co do tego Elizabeth nie ma wątpliwości, bo sama czterdzieści lat temu znalazła jego ciało. Oczywiście wietrząc podstęp i jednocześnie czując w kościach zbliżającą się rozrywkę, wtajemnicza w sprawę swoich przyjaciół z osiedla. Jak zwykle wszyscy chętnie angażują się w śledztwo, którego droga do rozwiązania będzie usłana róż… yyy… trupami ☠️💀☠️🙃
„Uczę się, że czasem warto się zatrzymać i po prostu napić się wina z przyjaciółmi, i poplotkować, nawet jeśli dookoła trup ściele się gęsto. A ostatnio rzeczywiście się ściele.”
„Człowiek, który umarł dwa razy” to moje drugie spotkanie z literackim wydaniem Richarda Osmana. Kiedy zobaczyłam, że człowiek, którego niezwykle cenię jako wyjątkową osobowość telewizyjną, wydaje kryminał, wiedziałam że muszę go przeczytać. Już po lekturze pierwszego tomu zakochałam się w tym cyklu, polubiłam bohaterów, uzależniłam się od charakterystycznego poczucia humoru i wiedziałam, że chcę więcej! 🤩 Druga część mnie nie rozczarowała. I mogę nawet powiedzieć, że jest lepsza (w warstwie kryminalnej) od pierwszej. Gangsterzy szaleją, oficerowie wywiadu przepychają się z policją, broń jest cały czas odbezpieczona, a nasi emeryci robią swoje, we właściwym tempie… bo przecież zawsze jest odpowiednia chwila na filiżankę herbaty i ciastko. 🍰☕️
„Człowiek, który umarł dwa razy” to niewątpliwie pełnowymiarowy kryminał, ale to jednocześnie książka, która otula nas niczym ciepły koc w jesienny wieczór. Pełna jest życiowych prawd, które, podane tutaj w wersji light, nie uwierają czytelnika. Podczas lektury nie sposób powstrzymać wybuchów śmiechu, szczególnie jeśli angielska rzeczywistość nie jest nam obca, bo Osman ma niezwykły dar obserwacji otoczenia. Bywa, że jest to także śmiech przez łzy, bo lektura wywołuje skrajne emocje i na pewno, czy tego chcemy, czy nie, skłania do refleksji.
Oprócz tego, że autor jest doskonałym obserwatorem, potrafi także pisać. Jego bohaterowie są niezwykle wyraziści, każdy z nich jest inny, wyjątkowy i każdy bez wyjątku ma wszelkie zalety i przywary niczym prawdziwy człowiek, co Osman uwypukla. Bo czyż gangster nie może być romantykiem, a z pozoru ideał miewać wady?
Czekam teraz na trzeci tom, który ma się ukazać pod tytułem „Kula, która chybiła”, bo członkowie czwartkowego klubu zbrodni z Coopers Chase wcale nie są gotowi na emeryturę, chociaż partyjka szachów i filiżanka herbaty nikomu jeszcze nie zaszkodziła. 😉
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora. Współpraca reklamowa.
„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-28
2023-05-31
2023-03-13
„Życie jest jak woda. Wody nie da się na zawsze zatrzymać w rękach.”
Ana Garcia-Brest, historyczka sztuki, dostaje propozycję współpracy przy poszukiwaniach medalionu Hirama. Razem ze swoim znajomym Martinem, z którym współpracowała przy poszukiwaniu obrazu „Astrolog”, zostają wciągnięci w wir wydarzeń. Okazuje się, że nie tylko oni poszukują bezcennego medalionu.
„Czasami zadaję sobie pytanie, czy prawda wyszłaby mi na spotkanie, gdybym jej nie poszukiwała. Czy jesteśmy tak silnie złączeni z tym, co nas poprzedza, że w końcu nas to dopada, obojętne, co robimy? Wszak przeszłość stanowi cześć naszego przebaczenia.”
„Ognisty medalion” to najnowsza powieść jednej z moich ulubionych pisarek - Carli Montero. To druga cześć historii rozpoczętej w „Szmaragdowej tablicy”, którą wielu uważa za najlepszą jej powieść. „Szmaragdową tablicę” czytałam kilka lat temu i nie ukrywam, że trochę mi to przeszkadzało, ponieważ w wielu miejscach historia „Ognistego medalionu” nawiązuje do pierwej części. Wniosek nasuwa się jeden - to jedna z tych historii, która wybrzmiewa w pełni tylko wtedy, gdy znamy jej całość. Musiałam szybko wypełnić luki w mojej „czytelniczej pamięci”, zanim zapadłam w niesamowitą historię o poszukiwaniu tajemniczego artefaktu.
Akcja „Ognistego medalionu” toczy się dwutorowo. Współcześnie obserwujemy zmagania Any i Martina podczas poszukiwań, które są pędzącym, niczym kolejka górska, strumieniem wydarzeń. Równolegle, na drugim biegunie, toczy się historia, tajemniczego bractwa, które połączyło kilkoro ludzi, strażników artefaktu. Ponieważ ta cześć historii toczy się w czasie zakończenia II Wojny Światowej, jej bohaterowie zmagają się także z innymi przeciwnościami losu, co powoduje, że losy medalionu stają się niezwykle zawikłane.
Oczywiście u finiszu tej opowieści obie fabuły zbiegają się w jednym wspólnym punkcie. Jakiem?… Nie powiem, bo to jest najlepsza i najbardziej ekscytująca cześć tej historii.
Carla Montero ponownie nie zawodzi swoich czytelników. Tak jak poprzednie jej powieści, akcja jest wartka, historia spójna i świetnie umiejscowiona w czasoprzestrzeni, jaką autorka dla niej wybrała. Rozdziały opisujące wydarzenia z przeszłości, zostały poprzedzone, krótkimi, ale niezwykle treściwym notkami, opisującymi wydarzenia schyłku II Wojny Światowej. Tak jak w poprzednich powieściach, musimy zapoznać się z wieloma bohaterami i początkowo ta mnogość postaci może sprawiać problemy. Trzeba nieco więcej uwagi na początku, ale później wprost zanurzamy się w opowiadanej historii
Historii, która na pewno na długo zapadnie w pamięć. I, taką mam wielką nadzieję, że na jej kontynuację nie będziemy musieli czekać tak długo, jak na „Ognisty medalion”.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis.
„Życie jest jak woda. Wody nie da się na zawsze zatrzymać w rękach.”
Ana Garcia-Brest, historyczka sztuki, dostaje propozycję współpracy przy poszukiwaniach medalionu Hirama. Razem ze swoim znajomym Martinem, z którym współpracowała przy poszukiwaniu obrazu „Astrolog”, zostają wciągnięci w wir wydarzeń. Okazuje się, że nie tylko oni poszukują bezcennego medalionu....
2023-01-23
2023-01-12
„Gdy przyjedziesz do Rügenwalde,
to poszukaj światła umarłych.”
Paulina, Igor i Johann, znani już nam z poprzedniego tomu tego cyklu, ponownie zostają wplątani w bardzo zawiłą, kryminalną intrygę, której początek sięga kilkuset lat wstecz.
Akcja powieści zaczyna się od otrzymania przez Paulinę listu od mieszkańca małej nadmorskiej miejscowości, w którym ten przesyła jej fragmenty starego dziennika z czasów wojny.
Początkowo dziennikarka sądzi, że to tylko urojenia starego człowieka, ale przychodzą następne listy i sprawa zaczyna przekłuwać jej uwagę. Dziennikarskie śledztwo szybko zmienia tory na kryminalne i jednocześnie śmiertelnie niebezpieczne dla Pauliny i jej przyjaciół.
„Ludzie są, byli i będą źli, a w sprzyjających ku temu okolicznościach zmieniają się w potwory.”
„Latarnia umarłych” to jeden z tytułów z mojej ‚kupki wstydu’ (można ją również nazwać ‚piramidą wyrzutów sumienia’ lub ‚górą niezrealizowanych planów’ 🫣🤣). Pierwsza cześć tego cyklu pt. „Sedinum” zachwyciła mnie tak bardzo, że bez zastanowienia kupiłam następne tomy. Tak, pięknie wyglądają na półce… 🤷♀️
Miałam tylko jedno postanowienie noworoczne i było ono związane właśnie z systematycznym podkopywaniem rzeczonej ‚góry’ 😉 Ponieważ od pierwszego przeczytania kilka miesięcy temu (a może lat 🙃) pokochałam ten cykl, wybór lektury był oczywisty.
„Sedinum” było świetne, a „Latarnia umarłych” jest jeszcze lepsza!
Historia jest po prostu niesamowita! Czyta się błyskawicznie i nie można odłożyć tej książki, mimo że to prawdziwa sześciusetstronicowa cegła w dużym formacie. Wydarzenia z teraźniejszości przeplatają się z tymi z czasów wojny i z tymi jeszcze wcześniejszymi. Do tego, wszystko jest okraszone wieloma wiadomościami z takich dziedzin jak architektura czy żeglarstwo, które są tak umiejętnie wplecione w fabułę, że zupełnie nie obciążają one umysłu czytelnika.
Oczywiście trochę rozumiem te wszystkie zarzuty, które kierują nieliczni czytelnicy pod adresem tego tytułu…że nieprawdopodobne, że wydumane… Tak, to prawda. Niektóre zbiegi okoliczności są zupełnie nieprawdopodobne, a sytuacje wydumane. Ale pamietajmy jaki to gatunek literacki, on przecież kieruje się swoimi prawami. „Latarnia umarłych” to znakomita lektura z tej półki!
Fantastycznie było spędzić czas w towarzystwie znanych już mi postaci, a ponieważ także mieszkam na Pomorzu Zachodnim, razem z nimi jeździłam znanymi mi drogami, ich oczami oglądałam znajome budynki i podziwiałam to, co podziwiam w mojej codzienności. To wszystko dało piorunujący efekt! Oprócz tego Darłówko to moja prawie ulubiona nadmorska miejscowość😉. Oczywiście ulubiona jest ta, w której mieszkam 😃, ale gdyby ta nie istniała, to z całą pewnością mieszkałabym właśnie w Darłówku 😍
Polecam mocno ten tytuł, ten cykl i tego autora!
„Gdy przyjedziesz do Rügenwalde,
to poszukaj światła umarłych.”
Paulina, Igor i Johann, znani już nam z poprzedniego tomu tego cyklu, ponownie zostają wplątani w bardzo zawiłą, kryminalną intrygę, której początek sięga kilkuset lat wstecz.
Akcja powieści zaczyna się od otrzymania przez Paulinę listu od mieszkańca małej nadmorskiej miejscowości, w którym ten przesyła jej...
2022-12-31
„Prowadziłam dziennik, żeby któregoś dnia, kiedy Whitney Houston będzie już sławna, móc spojrzeć wstecz i przypomnieć:
- No dobrze, a pamiętasz, jak powiedziałaś że jest taka piosenka, którą chcesz nagrać?
Dokładnie tak powstała jej wersja „I’m Every Woman”.
Whitney zawsze miała pomysły, ale to ja musiałam o nich przypominać i starać się o ich realizację. W takich chwilach czułyśmy się sobie bliższe niż kiedykolwiek.”
Robin Crawford autorka książki „A song for you. Moje życie z Whitney Houston” to kobieta, która przeżyła z nią ponad dwadzieścia lat.
Były dla siebie wszystkim. Przyjaciółkami, współlokatorkami… kochankami. Były przykładem prawdziwych „partners in crime” (nie lubię polskiego tłumaczenia tego zwrotu, gdyż zupełnie nie oddaje ono jego znaczenia). Kiedy była jeszcze nastolatką, Robin postawiła sobie za cel wspiąć się ze swoją Whit na szczyt, zrealizować młodzieńcze plany, kochać ją i chronić do końca życia… ale dwadzieścia lat to długo, wszystko może się zmienić. Oczywiście nastolatki nie postrzegają tak życia, jest tylko tu i teraz.
Życie zmieniło się dla nich diametralnie kiedy Whitney stała się popularna. Jak to często bywa pojawiło się wielu ojców tego sukcesu…którzy „wiedzieli lepiej”. Robyn była odsuwana, ponieważ inni uważali, że szkodzi Whitney. Sama Robyn nie ukrywa, że wiele rzeczy mogła zrobić inaczej. Ale, czy tego chciały, czy nie, ich czas minął, a zakończenie tej tragicznej historii znamy wszyscy…
„Mknęłyśmy przez życie, nie mając nawet czasu na refleksję i rozmowę, choć powinniśmy taki moment dla siebie znaleźć. W pierwszych latach znajomości Nip i ja rozmawiałyśmy o wszystkim.”
Książka Robyn wywarła na mnie ogromne wrażenie. Odczarowała postać tej wielkiej diwy (chociaż sama Whitney nie lubiła tego określenia). Zawsze uwielbiałam jej piosenki, kocham ten głos, ale to co o niej wiedziałam pochodziło ze źródeł niezbyt wiarygodnych (czyt. z brukowców). Tutaj mamy relację z „pierwszej ręki”. Nie jest to tylko historia Whitney i Robin. To także historia ich rodzin, znajomych i pracowników. To świadectwo o Ameryce w czasie gdy prześladowania na tle rasowym były codziennością. O czasie kiedy nie można było kochać kogo się chciało. Kiedy nie było leku na AIDS. Kiedy musiały powstawać rządowe programy uświadamiające, że narkotyki to zło, bo było je można kupić właściwie wszędzie.
To historia o wielkiej miłości, ale także o wielkiej samotności. Tej najgorszej samotności, bo wśród ludzi. I o nauce najtrudniejszej walki, jaką jest walka o siebie.
Mam wrażenie, że książka Robyn Crawford jest jej próbą osobistego rozliczenia z przeszłością. Próbą „zamknięcia drzwi”, by móc otworzyć następne. Jej napisane było pewnie też podyktowane chęcią przedstawienia Witney taką jaka była naprawdę, taką, którą pokochała.
To bardzo osobista książka. Na pewno autorce było trudno ją pisać, ale mam nadzieję, że osiągnęła cel, który założyła.
Robyn, wszystkiego najlepszego na nowej drodze…
Natomiast jeśli chodzi o Whitney… I will still love you Nippy… 🖤❤️
To książka, która wyrwała mi serce…
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Prowadziłam dziennik, żeby któregoś dnia, kiedy Whitney Houston będzie już sławna, móc spojrzeć wstecz i przypomnieć:
- No dobrze, a pamiętasz, jak powiedziałaś że jest taka piosenka, którą chcesz nagrać?
Dokładnie tak powstała jej wersja „I’m Every Woman”.
Whitney zawsze miała pomysły, ale to ja musiałam o nich przypominać i starać się o ich realizację. W takich chwilach...
2022-11-15
„Obraz jest talizmanem. Każdy jest tym jednym jedynym egzemplarzem na świecie, każdy jest niepowtarzalny. Zaklina życie człowieka w wieczność.”
Jest lipiec 1916 roku w Paryżu kiedy poznajemy Ludwikę Czechowską, młodą Polkę, córkę krakowskiego stolarza, która, spełniła jedno ze swoich marzeń i zdołała wyrwać się z ponurych przedmieść Krakowa. Do Paryża uciekła przed biedą i monotonią życia. Tutaj poznała nowych ludzi, swojego męża oraz zawarła przyjaźnie, które zaważyły na jej przyszłym życiu.
Dzięki przyjacielowi, Leopoldowi Zborowskiemu, Lunia poznaje Amedea Modiglianiego. Podczas gdy Zborowski jest jego marszandem, Lunia staje się modelką, pomocnicą, przyjaciółką i powiernicą księcia Montparnassu, jak czasami nazywają Amedea znajomi.
„Ciekawi mnie akt tworzenie. Rysunek, koncepcja, nakładanie farb, efekt końcowy. Pusty kawałek płótna naciągnięty na prostą ramę, który po kilkunastu godzinach czy dniach staje się czymś unikatowym - jedynym na świecie obrazem danego człowieka, który zastyga w czasie, ale też poddaje się upływowi czasu.”
„Lunia i Modigliani” to najnowsza książka Sylwii Zientek. Na okładce widnieje dopisek „powieść” i całe szczęście, bo powieść ta napisana jest tak doskonale, że wszelkie opisane wydarzenia przyjmujemy jakby zdarzyły się naprawdę, jakby toczyły się tuż obok. . Oczywiście fabuła jest oparta na faktach, na prawdziwym życiu Luni, Modiglianiego, Zborowskich oraz otaczającej ich bohemy artystycznej. Obraz ten przedstawiony na tle dziejących się wtedy światowych wydarzeń jest jednak tak realistyczny i tak dopracowany w szczegółach, że od pierwszych zdań zatapiamy się w tej historii. Wraz z bohaterami zachłystujemy się życiem w tym często bezwzględnym i nieprzyjaznym, ale również wyjątkowo pięknym i kolorowym miejscu i czasie.
Wraz nimi pijemy café crème w La Rotonde, często cierpkie wino do obiadu, cierpimy wilgoć i zimno w nieogrzewanym mieszkaniu paryskiej kamienicy, chłoniemy kolory i zapachy ulicy i Ogrodu Luksemburskiego…
„Kiedy maluję, odłączam się od swojego „ja”, rozumiesz? Istnieję tu i teraz, a jednocześnie ustaje bieg myśli. Mam taki defekt, ciągła gonitwa myśli, nadmiar wrażeń, to wszystko bardzo mnie męczy. Tylko w trakcie malowania mogę odetchnąć od siebie. To jest prawdziwe ukojenie.”
Powiedzieć, że powieść „Luna i Modigliani” to historia przyjaźni Ludwiki Czechowskiej i wielkiego malarza, to tak jakby nie powiedzieć nic.
To opowieść o poświeceniu, miłości i wzajemnym szacunku. O trudach życia i o nietuzinkowych umysłach. O zaangażowaniu i niestrudzonym dążeniu do celu. W końcu, także o odrzuceniu, tęsknocie i watpliwościach, które tak często pojawiają się w naszym życiu, że czasami najprościej byłoby powiedzieć „dość”…
Dwa dni temu skończyłam tę powieść… jeszcze nie daje mi spokoju… cały czas jestem myślami na Montparnassie.
Osobiście przypomniała mi ona moje własne paryskie życie, przesiadywanie w muzeach i galeriach w każdy dzień kiedy wejście było darmowe… zapach paryskich ogrodów, cmentarzy, metra… piękno i brzydotę tego miasta - bez wątpienia najznakomitszego miasta na świecie…
W ubiegłym roku książka Pani Sylwii Zientek pt. „Polki na Montparnassie” była w moim prywatnym rankingu „książką roku”, w tym roku będzie to „Lunia i Modigliani”. Bezapelacyjnie!
Czy muszę mówić, że polecam…?
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora, za osobiste przeżycia dziękuję autorce po stokroć!
„Obraz jest talizmanem. Każdy jest tym jednym jedynym egzemplarzem na świecie, każdy jest niepowtarzalny. Zaklina życie człowieka w wieczność.”
Jest lipiec 1916 roku w Paryżu kiedy poznajemy Ludwikę Czechowską, młodą Polkę, córkę krakowskiego stolarza, która, spełniła jedno ze swoich marzeń i zdołała wyrwać się z ponurych przedmieść Krakowa. Do Paryża uciekła przed biedą i...
2022-09-20
2022-09-10
2022-09-04
„Często w życiu zdarzają się sytuacje, w których ktoś inny podejmuje za nas ważne decyzje. Nam pozostaje zaakceptować je lub ponieść porażkę.”
Ostatni rok wojny. Wszystko wskazuje na niemiecką porażkę, ale dla dla wywiadów państw uczestniczących w konflikcie, to bardzo intensywny czas. Dzięki wynikom ich pracy będą kształtować się powojenne realia. Kiedy Carl von Wedel, oficer Abwehry, który pracuje dla polskiego wywiadu, zostaje wysłany do tajnego ośrodka w Zakopanem, w którym są szkoleni niemieccy szpiedzy, nie podejrzewa nawet, że jego zadanie zmieni się w misję, która może zaważyć na biegu ostatnich wojennych miesięcy. Aby przejąć niemieckie ściśle tajne archiwum, znajdujące się w Zakopanem, Polacy angażują wszelkie siły i środki. Rozpoczyna się wyścig z czasem oraz z niemiecką służbą bezpieczeństwa, która zaczyna podejrzewać von Wedla o współpracę z aliantami.
„Wywalcz Jej wolność lub zgiń!”
„Dolina szpiegów” to najnowszy tytuł Roberta Michniewicza, autora znakomitej powieści szpiegowskiej „Partnerzy” i byłego oficera wywiadu. Nie wahałam się ani chwili, kiedy zaproponowano mi jej egzemplarz recenzencki, bo byłam już po lekturze „Partnerów”, książki, która bardzo przypadła mi do gustu. Ale, mimo że wyobraźnię miewam bujną 😉, nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że będzie to powieść tego kalibru. Taka, że będę się zastanawiać co o niej napisać. Bo wszystko to, co chciałabym powiedzieć, to i tak za mało, żeby wyrazić zachwyt, jaki wywarła na mnie lektura „Doliny szpiegów”.
Zacznę więc od zdania, które powinno pojawić się na końcu: „Dolina szpiegów” to najlepsza powieść przeczytana przeze mnie w tym roku… wiem, że jest maj… i co z tego? 🙃 to jest najlepsza powieść tego roku! Kropka 🤩
„Dolina szpiegów” to szeroko zakrojona powieść, to tak bardzo wielowątkowa historia, że nazwaniem jej „szpiegowską” byłoby niedopowiedzeniem. Owszem, osią fabuły jest historia naszego znakomitego bohatera, oficera Abwehry, Carla von Wedla (obawiam się, że się zakochałam 😍…), ale wątków pobocznych jest tak wiele i są one tak znakomicie dopracowane, że nie sposób zaszufladkować tej powieści na jakiejś konkretnej półce. Oprócz wojny wywiadów, mamy tu wątek miłosny, wątek rodzinny, mamy wszystkie te dylematy szarpiące bohaterami, niezależnie od tego, po której stronie barykady stoją. Obserwujemy ich walkę o przetrwanie, w zdecydowanie niełatwych czasach, patrzymy jak ewoluują i kibicujemy, kiedy podejmują dobre decyzje, lub pragniemy zemsty na tych, którzy brną w niewłaściwą stronę… Każdy, absolutnie każdy bohater tej powieści, jest dla czytelnika „kimś”. Każdy wywołuje emocje, tak jak emocje wywołuje spotkanie z prawdziwymi ludźmi, w prawdziwym życiu… a to przecież powieść…
Ale czy nie jest tak, że zamiarem autora jest stworzenie fabuły, która właśnie wywołuje takie reakcje? Której bohaterowie żyją? Której czytelnicy śmieją się i płaczą razem z nimi? Tutaj tak właśnie jest 🤩
„Dolina szpiegów” to taka książka, którą chcemy skończyć czytać i jednocześnie chcielibyśmy by historia trwała i trwała nieprzerwanie. Która pokazuje, że każdy człowiek postępuje według swoich, tylko sobie znanych reguł. Że czasami nasza perspektywa zmienia się płynnie, zależnie od sytuacji, w której się znajdziemy. I że żaden z nas nie jest tylko dobry, lub tylko zły… Daje nadzieję na możliwość zmiany, utwierdza w przekonaniu, że warto podążać za marzeniami, ale i ostrzega, że nic nie jest dane na zawsze.
„Dolina szpiegów” to zdecydowanie powieść na miarę najlepszych z tego gatunku!
Wspaniała! Chapeau bas Panie Robercie! Dziękuję za te wszystkie czytelnicze emocje 😊
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
„Często w życiu zdarzają się sytuacje, w których ktoś inny podejmuje za nas ważne decyzje. Nam pozostaje zaakceptować je lub ponieść porażkę.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toOstatni rok wojny. Wszystko wskazuje na niemiecką porażkę, ale dla dla wywiadów państw uczestniczących w konflikcie, to bardzo intensywny czas. Dzięki wynikom ich pracy będą kształtować się powojenne realia. Kiedy Carl von Wedel,...