-
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1 -
Artykuły
„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4 -
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2022-12-27
2022-12-31
„Prowadziłam dziennik, żeby któregoś dnia, kiedy Whitney Houston będzie już sławna, móc spojrzeć wstecz i przypomnieć:
- No dobrze, a pamiętasz, jak powiedziałaś że jest taka piosenka, którą chcesz nagrać?
Dokładnie tak powstała jej wersja „I’m Every Woman”.
Whitney zawsze miała pomysły, ale to ja musiałam o nich przypominać i starać się o ich realizację. W takich chwilach czułyśmy się sobie bliższe niż kiedykolwiek.”
Robin Crawford autorka książki „A song for you. Moje życie z Whitney Houston” to kobieta, która przeżyła z nią ponad dwadzieścia lat.
Były dla siebie wszystkim. Przyjaciółkami, współlokatorkami… kochankami. Były przykładem prawdziwych „partners in crime” (nie lubię polskiego tłumaczenia tego zwrotu, gdyż zupełnie nie oddaje ono jego znaczenia). Kiedy była jeszcze nastolatką, Robin postawiła sobie za cel wspiąć się ze swoją Whit na szczyt, zrealizować młodzieńcze plany, kochać ją i chronić do końca życia… ale dwadzieścia lat to długo, wszystko może się zmienić. Oczywiście nastolatki nie postrzegają tak życia, jest tylko tu i teraz.
Życie zmieniło się dla nich diametralnie kiedy Whitney stała się popularna. Jak to często bywa pojawiło się wielu ojców tego sukcesu…którzy „wiedzieli lepiej”. Robyn była odsuwana, ponieważ inni uważali, że szkodzi Whitney. Sama Robyn nie ukrywa, że wiele rzeczy mogła zrobić inaczej. Ale, czy tego chciały, czy nie, ich czas minął, a zakończenie tej tragicznej historii znamy wszyscy…
„Mknęłyśmy przez życie, nie mając nawet czasu na refleksję i rozmowę, choć powinniśmy taki moment dla siebie znaleźć. W pierwszych latach znajomości Nip i ja rozmawiałyśmy o wszystkim.”
Książka Robyn wywarła na mnie ogromne wrażenie. Odczarowała postać tej wielkiej diwy (chociaż sama Whitney nie lubiła tego określenia). Zawsze uwielbiałam jej piosenki, kocham ten głos, ale to co o niej wiedziałam pochodziło ze źródeł niezbyt wiarygodnych (czyt. z brukowców). Tutaj mamy relację z „pierwszej ręki”. Nie jest to tylko historia Whitney i Robin. To także historia ich rodzin, znajomych i pracowników. To świadectwo o Ameryce w czasie gdy prześladowania na tle rasowym były codziennością. O czasie kiedy nie można było kochać kogo się chciało. Kiedy nie było leku na AIDS. Kiedy musiały powstawać rządowe programy uświadamiające, że narkotyki to zło, bo było je można kupić właściwie wszędzie.
To historia o wielkiej miłości, ale także o wielkiej samotności. Tej najgorszej samotności, bo wśród ludzi. I o nauce najtrudniejszej walki, jaką jest walka o siebie.
Mam wrażenie, że książka Robyn Crawford jest jej próbą osobistego rozliczenia z przeszłością. Próbą „zamknięcia drzwi”, by móc otworzyć następne. Jej napisane było pewnie też podyktowane chęcią przedstawienia Witney taką jaka była naprawdę, taką, którą pokochała.
To bardzo osobista książka. Na pewno autorce było trudno ją pisać, ale mam nadzieję, że osiągnęła cel, który założyła.
Robyn, wszystkiego najlepszego na nowej drodze…
Natomiast jeśli chodzi o Whitney… I will still love you Nippy… 🖤❤️
To książka, która wyrwała mi serce…
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Prowadziłam dziennik, żeby któregoś dnia, kiedy Whitney Houston będzie już sławna, móc spojrzeć wstecz i przypomnieć:
- No dobrze, a pamiętasz, jak powiedziałaś że jest taka piosenka, którą chcesz nagrać?
Dokładnie tak powstała jej wersja „I’m Every Woman”.
Whitney zawsze miała pomysły, ale to ja musiałam o nich przypominać i starać się o ich realizację. W takich chwilach...
2022-12-31
2022-12-12
„Nasze błędy są wieczne i nie da się ich naprawić. Nie możemy się cofnąć, nawet gdybyśmy chcieli wrócić po swoich śladach, a potem wybrać inną drogę. Ścieżka za naszymi plecami zdążyła już zniknąć.”
Nina i Lachlan - para oszustów okradających bogaczy. Ona potrafi zawrócić im w głowie, on jest mózgiem tych operacji. Schemat jest zawsze ten sam - śledzą swoje ofiary poprzez konta w mediach społecznościowych, przeprowadzają szczegółowy research, nie spieszą się, zabierają niewiele, tylko starannie wyselekcjonowane rzeczy. Zarabiają majątek. Kiedy u matki Niny następuje nawrót choroby nowotworowej, okazuje się, że leczenie będzie bardzo kosztowne. Nina i Lachlan decydują się na duży „skok”. Oprócz pieniędzy Nina ma jeszcze jedną motywację.
A motywacją większą od pieniędzy może być tylko zemsta…
„Najłatwiej jest oceniać z oddalenia. Właśnie dlatego internet zrobił z nas domorosłych krytyków, ekspertów od analizy gestów i sylab, którzy ukryci za ekranem monitora, przeświadczeni o swojej bezkarności, szydzą z innych. Pławimy się w samozadowoleniu, pewni, że ich wady są gorsze niż nasze, że jesteśmy od nich lepsi.”
„Oszustka” to moje drugie spotkanie z twórczością Janelle Brown. I chociaż w obu powieściach czuć to samo lekkie i dość charakterystyczne pióro, to, z czego jestem niezmiernie zadowolona, to dwie różne książki. Wydaje się, że cechą charakterystyczną u Brown jest chęć przedstawienia wydarzeń z punktu widzenia każdej z głównych postaci, a że, jak to w życiu, punkt widzenia zmienia się w zależności od punktu siedzenia, czasami przestawione historie są zupełnie różne. Tak właśnie dzieje się tutaj.
Kto jest tą tytułową oszustką? Ta, która oszukuje? Czy może ta, która jest oszukiwana?
Nie mogę zdradzić zbyt wiele, nie chciałabym zepsuć Wam przyjemności z czytania 😉
Pewnie jest jedno - emocji nie zabraknie. Nawet jeśli początek jest nieco nużący, a książka to ponad pięciusetstronicowa cegiełka, to koniec jest niczym rollercoaster mknący do finału z zawrotną prędkością i z niewiarygodną ilością twistów.
Świetnie się bawiłam podczas lektury. I Wam polecam! 👍
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Nasze błędy są wieczne i nie da się ich naprawić. Nie możemy się cofnąć, nawet gdybyśmy chcieli wrócić po swoich śladach, a potem wybrać inną drogę. Ścieżka za naszymi plecami zdążyła już zniknąć.”
Nina i Lachlan - para oszustów okradających bogaczy. Ona potrafi zawrócić im w głowie, on jest mózgiem tych operacji. Schemat jest zawsze ten sam - śledzą swoje ofiary poprzez...
2022-12-01
„Kostka stała się ikoną dzięki swojej kontrfaktycznej funkcjonalności: czyniła możliwym coś, co wydawało się niemożliwe, przełamując wewnętrzny bezruch statycznej bryły.”
Nie znam człowieka, który nie wiedziałby jak wyglada przedmiot nazywamy Kostką Rubika. Jej istnienie we wszechświecie jest tak oczywiste, że pewnie niewielu zastanawiało się skąd pochodzi ta kolorowa zabawka i jaka jest geneza jej powstania. A przecież kostka, o której mowa, jest z nami stosunkowo krótko. Niemniej jednak, w swoim niedługim życiu zdążyła zrobić oszałamiającą karierę i, co więcej, nie wydaje się aby w najbliższych latach jej popularność miałaby się skurczyć. To jeden z przedmiotów, który popularnością przewyższa twórcę, który dał jej życie.
Więc kto to był Ernö Rubik?
„Istnieją dwa sposoby dokonywania zmian: albo znalezienie nowej odpowiedzi na stare pytanie, albo znalezienie nowego pytania, którego jeszcze nikt nigdy nie zadał. Trudno orzec co jest trudniejsze.”
„Rubik. Fascynująca historia najbardziej znanej łamigłówki świata” jest, w pełnym tego słowa znaczeniu, biografią. Biografią przedmiotu, którego twórcą jest Ernö Rubik, pochodzący z Węgier wykładowca akademicki, konstruktor i wynalazca od zawsze zafascynowany łamigłówkami. Jest to poniekąd także biografia twórcy sławnej układanki. Chociaż życie jego samego ujęte jest tu marginalnie, jakby tworzyło tylko tło dla głównego bohatera jakim jest kostka: pierwsze dziecko Rubika, któremu dał nazwisko, i które niewątpliwie określiło to jak będzie wyglądać dalsze życie jego ojca.
„Prostota jest o wiele bardziej tajemnicza od złożoności, sprawia bowiem wrażenie, że masz przed sobą wszystko, co powinieneś wiedzieć. Lecz tak nie jest. A potem zaczynamy sobie uświadamiać, że często to, co uważamy za proste, jest niezwykle złożone. Wówczas można zacząć pytać.”
Niezwykła to była lektura. Swoją niezwykłością dorównywała niemal swemu głównemu bohaterowi. Napisana lekko i przystępnie, ze sporą dawką ciepłego i niewymuszonego humoru. Bez dwóch zdań, autorstwa błyskotliwego człowieka, którego drugim imieniem jest skromność. Na pierwszy rzut oka prosta, jednak im dalej, wydawała się bardziej złożona.
Jeśli myślicie, że od razu po tej lekturze weźmiecie w dłonie kostkę i dołączycie do mistrzów układających ją w kilka sekund, to jesteście w błędzie.
Jeśli chcecie zrozumieć tę układankę, to zdecydowanie przybliży was ona do celu.
Lektura „Rubika” otwiera oczy na rzeczy, które uważamy za oczywiste.
Fajna i przystępna! Zdecydowanie lubię 👍
🟨🟧🟥⬜️🟦🟩
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Kostka stała się ikoną dzięki swojej kontrfaktycznej funkcjonalności: czyniła możliwym coś, co wydawało się niemożliwe, przełamując wewnętrzny bezruch statycznej bryły.”
Nie znam człowieka, który nie wiedziałby jak wyglada przedmiot nazywamy Kostką Rubika. Jej istnienie we wszechświecie jest tak oczywiste, że pewnie niewielu zastanawiało się skąd pochodzi ta kolorowa...
2022-11-24
„Uważaj na siebie. Tu wszędzie chodzą duchy i z pewnością nie chciałabyś się z nimi spotkać sam na sam.”
Lily po przeszło dwudziestu latach wraca do rodzinnej posiadłości Endgame. Została zaproszona na Boże Narodzenie. Nie jest to jednak zwyczajne zaproszenie. Właścicielka posiadłości, ciotka Lily, zmarła niedawno. Przed śmiercią wymyśliła grę, która rozpocznie się dokładnie w wigilię i potrwa kolejne dwanaście dni. W grze biorą udział potencjalni spadkobiercy Endgame. Ten z nich, który wygra odziedziczy ten niezwykły dom.
Lily nie zależy na domu, ale wie, że przyjazd do Endgame pozwoli rozwiązać zagadkę śmierci jej matki. Być może będzie to ostatnia szansa, aby dowiedzieć się co zaszło przed dwudziestu laty.
Chce czy nie chce, Lily musi jeszcze raz zagrać w świąteczną grę ciotki Liliany.
„Ale dość o tym. Pierwszy klucz, rzecz dziecinnie prosta,
Jest w mrocznym lesie, w gęstwinie gałęzi i wrzośca.”
Co roku, w okresie świat staram się czytać jeden wybrany tytuł nawiązujący klimatem do tego okresu. Robię tak przede wszystkim dlatego, że w innym czasie takie książki „nie smakują” odpowiednio dobrze 😉. Przecież dziwnie byłoby leżeć na leżaku na plaży i czytać książkę ze świątecznym klimatem 🙃
Tym razem, za sprawą przesyłki od Wydawnictwa Kobiecego, czas świąteczny dla mnie zaczął się już kilka dni temu 😉. Z ogromną ciekawością przyjęłam egzemplarz „Świątecznej morderczej gry” początkowo tylko ze względu na genialną okładkę, bo nazwiska autorki zupełnie nie znałam.
Już na początku lektury zatonęłam w tej historii.
Fabuła wydaje się na pierwszy rzut oka nieco oklepana…wielki dom, niezbyt lubiąca się rodzina, rodowy spadek… Jednak wszystko co wkoło - trochę rodzinnych tajemnic, poszukiwanie kluczy według wskazówek przygotowanych przez zmarłą ciotkę - sprawia, że historia nabiera świeżości i wraz z bohaterami (oraz nutą niepokoju w sercu) wędrujemy przez dwanaście świątecznych dni do ostatecznego rozwiązania.
A ponieważ to jednak kryminał, to trup ściele się gęsto…🗝☠️🎁
„Świąteczna mordercza gra” jest książką taką jaką być powinna. To lekka niezobowiązująca, ale jednocześnie, ze względu na gatunek do jakiego należy, wciągająca historia, skrojona w sam raz na odpoczynek po świątecznym obiedzie.
Cieszyłabym się bardzo znajdując ją pod choinką.
…No i ma obłędną okładkę 🗝🎄☠️
„Za takie święta można umrzeć. Niech rozpocznie się zabawa…”
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
„Uważaj na siebie. Tu wszędzie chodzą duchy i z pewnością nie chciałabyś się z nimi spotkać sam na sam.”
Lily po przeszło dwudziestu latach wraca do rodzinnej posiadłości Endgame. Została zaproszona na Boże Narodzenie. Nie jest to jednak zwyczajne zaproszenie. Właścicielka posiadłości, ciotka Lily, zmarła niedawno. Przed śmiercią wymyśliła grę, która rozpocznie się...
2022-04-20
„No to teraz opowiemy ci o Zdrojowym Horrorze!”
Tom Anderson, brytyjski dziennikarz, przyjeżdża z córką na wakacje do „Płytkich Zdrojów”. Po rozwodzie z Tomem, matka Frankie wyprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Niestety bardzo ograniczyło to kontakty ojca z córką. Wybierając ośrodek położony z dala od cywilizacji, Tom ma nadzieję, że będą mieli więcej czasu dla siebie.
Okolica jest sielska, ale już pierwszego dnia Tom dowiaduje się o tragedii, która wydarzyła się w tym miejscu w przeszłości.
„Witamy w Płytkich Zdrojach”
„Głusza” to brytyjski thriller, który niedawno miał swoją premierę w Polsce. Nie jest jednak typowym brytyjskim thrillerem. Kiedy dostałam propozycję otrzymania egzemplarza recenzenckiego nie wahałam się długo. Opis fabuły bardzo mnie zaintrygował. I faktycznie fabuła „Głuszy” jest nietuzinkowa. Mamy tu ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem, z dala od wszystkiego co nazywamy cywilizacją. Mamy piękne i tajemnicze miejsca. Mamy kilka intrygujących postaci. I w końcu, mamy Anglika w Stanach 😉😂
Dzięki takiemu zestawowi książka przeczytała się sama 😉, co niestety nie zagwarantowało mi pełnej satysfakcji z lektury.
Fajna historia została potraktowana trochę infantylnie, a gwoździem do trumny było wyjaśnienie zagadki.
Oczywiście nie chcę spolerować, ale autor mógł postarać się bardziej, bo to co zaserwował czytelnikom było …słabe. Tak po prostu. Podczas czytania brakowało mi poczucia niepewności, dreszczu na plecach, grozy i napięcia 👿 Wszystko było za proste i za łatwe.
Niestety najwiecej atmosfery niepokoju zawiera okładka „Głuszy”. Jest świetna i za to brawa dla wydawnictwa!
Polecam jako niewymagającą „leżakową”lekturę 😉
Sprawdźcie sami jakie wakacje serwuje Mark Edwards 😈
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„No to teraz opowiemy ci o Zdrojowym Horrorze!”
Tom Anderson, brytyjski dziennikarz, przyjeżdża z córką na wakacje do „Płytkich Zdrojów”. Po rozwodzie z Tomem, matka Frankie wyprowadziła się do Stanów Zjednoczonych. Niestety bardzo ograniczyło to kontakty ojca z córką. Wybierając ośrodek położony z dala od cywilizacji, Tom ma nadzieję, że będą mieli więcej czasu dla...
2022-11-15
„Obraz jest talizmanem. Każdy jest tym jednym jedynym egzemplarzem na świecie, każdy jest niepowtarzalny. Zaklina życie człowieka w wieczność.”
Jest lipiec 1916 roku w Paryżu kiedy poznajemy Ludwikę Czechowską, młodą Polkę, córkę krakowskiego stolarza, która, spełniła jedno ze swoich marzeń i zdołała wyrwać się z ponurych przedmieść Krakowa. Do Paryża uciekła przed biedą i monotonią życia. Tutaj poznała nowych ludzi, swojego męża oraz zawarła przyjaźnie, które zaważyły na jej przyszłym życiu.
Dzięki przyjacielowi, Leopoldowi Zborowskiemu, Lunia poznaje Amedea Modiglianiego. Podczas gdy Zborowski jest jego marszandem, Lunia staje się modelką, pomocnicą, przyjaciółką i powiernicą księcia Montparnassu, jak czasami nazywają Amedea znajomi.
„Ciekawi mnie akt tworzenie. Rysunek, koncepcja, nakładanie farb, efekt końcowy. Pusty kawałek płótna naciągnięty na prostą ramę, który po kilkunastu godzinach czy dniach staje się czymś unikatowym - jedynym na świecie obrazem danego człowieka, który zastyga w czasie, ale też poddaje się upływowi czasu.”
„Lunia i Modigliani” to najnowsza książka Sylwii Zientek. Na okładce widnieje dopisek „powieść” i całe szczęście, bo powieść ta napisana jest tak doskonale, że wszelkie opisane wydarzenia przyjmujemy jakby zdarzyły się naprawdę, jakby toczyły się tuż obok. . Oczywiście fabuła jest oparta na faktach, na prawdziwym życiu Luni, Modiglianiego, Zborowskich oraz otaczającej ich bohemy artystycznej. Obraz ten przedstawiony na tle dziejących się wtedy światowych wydarzeń jest jednak tak realistyczny i tak dopracowany w szczegółach, że od pierwszych zdań zatapiamy się w tej historii. Wraz z bohaterami zachłystujemy się życiem w tym często bezwzględnym i nieprzyjaznym, ale również wyjątkowo pięknym i kolorowym miejscu i czasie.
Wraz nimi pijemy café crème w La Rotonde, często cierpkie wino do obiadu, cierpimy wilgoć i zimno w nieogrzewanym mieszkaniu paryskiej kamienicy, chłoniemy kolory i zapachy ulicy i Ogrodu Luksemburskiego…
„Kiedy maluję, odłączam się od swojego „ja”, rozumiesz? Istnieję tu i teraz, a jednocześnie ustaje bieg myśli. Mam taki defekt, ciągła gonitwa myśli, nadmiar wrażeń, to wszystko bardzo mnie męczy. Tylko w trakcie malowania mogę odetchnąć od siebie. To jest prawdziwe ukojenie.”
Powiedzieć, że powieść „Luna i Modigliani” to historia przyjaźni Ludwiki Czechowskiej i wielkiego malarza, to tak jakby nie powiedzieć nic.
To opowieść o poświeceniu, miłości i wzajemnym szacunku. O trudach życia i o nietuzinkowych umysłach. O zaangażowaniu i niestrudzonym dążeniu do celu. W końcu, także o odrzuceniu, tęsknocie i watpliwościach, które tak często pojawiają się w naszym życiu, że czasami najprościej byłoby powiedzieć „dość”…
Dwa dni temu skończyłam tę powieść… jeszcze nie daje mi spokoju… cały czas jestem myślami na Montparnassie.
Osobiście przypomniała mi ona moje własne paryskie życie, przesiadywanie w muzeach i galeriach w każdy dzień kiedy wejście było darmowe… zapach paryskich ogrodów, cmentarzy, metra… piękno i brzydotę tego miasta - bez wątpienia najznakomitszego miasta na świecie…
W ubiegłym roku książka Pani Sylwii Zientek pt. „Polki na Montparnassie” była w moim prywatnym rankingu „książką roku”, w tym roku będzie to „Lunia i Modigliani”. Bezapelacyjnie!
Czy muszę mówić, że polecam…?
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora, za osobiste przeżycia dziękuję autorce po stokroć!
„Obraz jest talizmanem. Każdy jest tym jednym jedynym egzemplarzem na świecie, każdy jest niepowtarzalny. Zaklina życie człowieka w wieczność.”
Jest lipiec 1916 roku w Paryżu kiedy poznajemy Ludwikę Czechowską, młodą Polkę, córkę krakowskiego stolarza, która, spełniła jedno ze swoich marzeń i zdołała wyrwać się z ponurych przedmieść Krakowa. Do Paryża uciekła przed biedą i...
2022-01-28
„#Obserwuje #ją #milion #osób #podgląda #jedna”
Emmy Jackson. Mama dwojga dzieci na pełny etat. Prowadzi swój biznes na instagramie, gdzie nazywa się Najnajmamą. Pod przykrywką autentyczności, sprzedaje swoje idealne życie, które sama kreuje. Uwierzyło jej już milion osób, więc chyba to wszystko nie może być kłamstwem?
Emma jako Najnajmama na pewno nie chce zrobić nikomu krzywdy, sprzedaje tylko to, co inni bez zastanowienia kupują. Wydaje jej się, że panuje nad swoim drugim życiem w równoległej internetowej czasoprzestrzeni. Jednak jest ktoś, kto nie należy do ogromnego grona fanów, kto marzy tylko o tym by zniszczyć jej idealne życie... nie tylko to wirtualne.
„Niektóre kobiety sądziły, że macierzyństwo okaże się koszmarem i były miłe zaskoczone, a inne spodziewały się szczęścia i go nie znalazły. Cześć z nad jest wspaniała, część beznadziejna. Większość ma sobie wszystko z powyższych, wymieszane w różnych proporcjach w zależności od dnia.”
Ellery Lloyd - pseudonim literacki brytyjskiego duetu, a prywatnie pary, dziennikarki Collette Lyons i pisarza Paula Vlitosa. „Influencerka” to klasyczny brytyjski thriller. Spośród innych wyróżnia się tym, że jest bardzo na czasie.
Cała historia jest spójna, ale akcja nie pędzi na łeb, na szyję. Dopiero zakończenie, paradoksalnie, zdarzenia, które dzieją się „w realu”, przynosi przyspieszenie tętna czytelnika. Większość stron zapełniło pokazanie życia influencerskiej rodziny od strony prywatnej, co z kolei zmusza czytelnika do przemyślenia swojego zachowania w sieci. Historię poznajemy z perspektywy tytułowej Najnajmamy, jej męża, niespełnionego pisarza i trzeciej osoby - tajemniczego obserwatora instagramowego konta.
Wydaje mi się, że wiele zdarzeń i opisanych zachowań influencerki zostało tu celowo przerysowanych i wyolbrzymionych, po to, by zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa jakie niesie ze sobą funkcjonowanie w wirtualnym świecie. Po to, by skłonić ludzi aby podnieśli głowy znad ekranów i ekraników, by w życiu kierowali się oni własnym rozumem i własnymi doświadczeniami. Że to co widzimy, coraz częściej okazuje się nieprawdą. To książka o kłamstwie, o życiu w wymyślonej rzeczywistości, o ludziach, którzy dla pieniędzy pokażą nam wszystko co chcemy. Ale na pewno nie będzie to prawdziwe.
„Influencerka” z pewnością spodoba się miłośnikom brytyjskiego thrillera. Z pewnością wyróżnia się tym, że niesie ważne przesłanie. Coś, o czym jeszcze niedawno nikt nie mówił, a teraz być może już trzeba. O tym, że najlepiej żyć tylko swoim życiem.
Jedynym prawdziwym.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
„#Obserwuje #ją #milion #osób #podgląda #jedna”
Emmy Jackson. Mama dwojga dzieci na pełny etat. Prowadzi swój biznes na instagramie, gdzie nazywa się Najnajmamą. Pod przykrywką autentyczności, sprzedaje swoje idealne życie, które sama kreuje. Uwierzyło jej już milion osób, więc chyba to wszystko nie może być kłamstwem?
Emma jako Najnajmama na pewno nie chce zrobić...
2022-04-30
„Głowa - zdjąć skórę, oddzielić tkanki, zachować czaszkę i skalp”
W Anglii w krótkim czasie dochodzi do kilku zabójstw. Pozornie nie są one ze sobą powiązane. Inne metody, inne ofiary…cechą wspólną jest niezwykła ich brutalność oraz brak śladów pozostawionych przez sprawcę.
W tym samym czasie zostaje podpalony dom Jess Ambrose, w którym ginie mąż kobiety. Nagle z ofiary Jess staje się główną podejrzaną.
Szybko okazuje się, że brutalne morderstwa są pozorowane na te, popełnione przez najbardziej znanych seryjnych zabójców.
Co ma z nimi wspólnego podpalenie? Tylko jeden z detektywów wierzy, że ono także dopełnia krwawą serię.
Tą osobą jest detektyw Griffin, zawieszony czasowo w służbie, poszukujący mordercy swojej żony…
„Wymoczyć kości w wybielaczu rozłożyć do wysuszenia na gazecie.”
„Echo Man” debiut brytyjskiej autorki Sam Holland. Książka dla ludzi o mocnych nerwach i mało wrażliwych żołądkach…ale od początku 😉
To książka z tych, które jednocześnie mi sie podobają i irytują. Oba te uczucia towarzyszyły mi podczas całej lektury, co w powiązaniu z fabułą, która pędzi na łeb na szyję zafundowalo mi niezły rollercoaster 😉 🤪
„Konserwować w zimnej wodzie z solą?”
Przede wszystkim kilka irytujących postaci. Prowadząca dochodzenie Carla Elliott i Jess Ambrose…dwie płaczące, wzdychające i bezmyślne, głupiutkie panienki (bo trudno mi znaleść inne określenie). I o ile Jess jestem w stanie to wybaczyć, to pani detektyw już wcale nie (bo czy można wybaczyć detektywowi, który nie wie kto to jest kryptolog i nie widzi różnicy między kodem, a szyfrem?!). Na szczęście po drugiej stronie szali mamy świetną postać Griffina, która znakomicie spina całą historię. Postać barwna i niezwykle realna, świetnie wykreowana.
Fabuła jest spójna, a akcja gna wartko, często ubarwiania opisami niezwykłej brutalności naszego tytułowego zabójcy. Opisami „bez filtra”, zdecydowanie dla czytelników o mocnych nerwach. Trochę szkoda, że jest bardzo zawężony krąg tych, którzy mogliby być Echo Manem, więc dość łatwo wytypować jego nazwisko i gdzieś od połowy książki już tylko szukamy potwierdzenia naszych domysłów 😎. Nie powoduje to jednak chęci odłożenia lektury 😉
Trochę wydumane zakończenie, autorka mogła zrobić to lepiej. Ale jest ono otwarte i może zapowiadać kontynuację. Mam nadzieję, że z Griffinem w roli głównej… i z Elliott na wakacjach 😝😂
Dla mnie najciekawsze jest to, że autorka jest Brytyjką, a brytyjski kryminał do tej pory był jednak gatunkiem łagodnym,
mimo wszystkich popełnianych tam zbrodni 😉 A tutaj takie „masakry”!? 🤪🤣😏
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Głowa - zdjąć skórę, oddzielić tkanki, zachować czaszkę i skalp”
W Anglii w krótkim czasie dochodzi do kilku zabójstw. Pozornie nie są one ze sobą powiązane. Inne metody, inne ofiary…cechą wspólną jest niezwykła ich brutalność oraz brak śladów pozostawionych przez sprawcę.
W tym samym czasie zostaje podpalony dom Jess Ambrose, w którym ginie mąż kobiety. Nagle z ofiary...
2022-06-05
„Tak wiele czasu spędził w pułapce: na polu sorgo, w nieszczęśliwym małżeństwie, w alkoholu, w więzieniu, a teraz w tej ciasnej trumnie.”
Policja prowadzi śledztwo w sprawie śmierci dziewczynki. Jej ciało zostało znalezione w jeziorze Seryong. Ani ojciec dziewczynki, ani jego pracownicy nie chcą się przyznać co robili w poprzednia noc.
Jeden ze strażników tamy przy jeziorze został skazany i przez siedem lat czeka na wykonanie wyroku śmierci. A przez te siedem lat jego jedyny syn Sowon ucieka w różne miejsca Korei Południowej przed faktem, że jest dzieckiem zabójcy.
Pewnego dnia chłopak otrzymuje przesyłkę, która zmienia jego spojrzenie na sprawę sprzed lat.
„Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy.”
Thriller rodem z Korei Południowej. Już samo to hasło skłoniło mnie po sięgniecie za „Siedem lat ciemności”. Tak jak po amerykańskich, czy europejskich thrillerach mniej lub bardziej wiem czego mogę oczekiwać, tak w tym przypadku było to jak skok do wody z zawiązanymi oczami. Jeśli w sferze czytelniczej mogłabym określić stan wyjścia ze strefy komfortu, to zdecydowanie była to lektura tej książki. Naprawdę nie wiedziałam czego mogę lub powinnam się spodziewać. Lektura „Siedmiu lat ciemności” zaskoczyła mnie bardzo... No bo tak, fabuła - fabułą, opisy miejsc - opisami, ale są jeszcze przecież nazwy, imiona itp. … Przez połowę lektury próbowałam je przyswoić, co było trudne jednocześnie z odnalezieniem się w tej historii. Później po prosu zaczęłam czytać, wpadłam w rytm tej historii i zaczęłam płynąć na fali wydarzeń. Od tego momentu książka pochłonęła mnie już całkowicie.
„Siedem lat ciemności” to lektura trudna. To książka, która pod chwytliwym hasłem „thriller” przemyca bardzo ważne i uniwersalne treści, tak w Korei, jak i w pozostałych częściach świata. Problem alkoholizmu czy przemocy wobec kobiet i dzieci istnieje przecież wszędzie na świecie. Dodatkowo bezpośrednie i czasami wręcz brutalne opisy dodały tej lekturze pewnej ciężkości, poczucia, że nie można przejść obok niej zupełnie obojętnym.
„Siedem lat ciemności” to trudna książka, której nie potrafię i nawet nie chcę ocenić, bo nie czuję się na siłach. Uważam, że ze względu na tematy, o których traktuje, powinna być oceniana przez każdego z jej czytelników indywidualnie. Chociażby dlatego, że będzie skonfrontowana z życiowymi doświadczeniami każdego z Was.
Życzę owocnej lektury!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Mova.
„Tak wiele czasu spędził w pułapce: na polu sorgo, w nieszczęśliwym małżeństwie, w alkoholu, w więzieniu, a teraz w tej ciasnej trumnie.”
Policja prowadzi śledztwo w sprawie śmierci dziewczynki. Jej ciało zostało znalezione w jeziorze Seryong. Ani ojciec dziewczynki, ani jego pracownicy nie chcą się przyznać co robili w poprzednia noc.
Jeden ze strażników tamy przy...
2022-10-02
„Są w życiu chwile, gdy zderzamy się czymś, co spycha nas na nową ścieżkę, z której nie ma powrotu.”
Sam i Ellie - siostry bliźniaczki. W dzieciństwie nierozłączne gwiazdy telewizji. Jako nastolatki ich drogi zaczęły się rozchodzić. Sam - ta przebojowa, marzyła o kontynuowaniu kariery w Hollywood. Ellie, która zawsze pozostawała w cieni siostry, bardzo chciała wrócić do rodzinnego Santa Barbara. Po latach wydaje się, że to Ellie miała lepszy plan na życie. Sam popadła w uzależnienia i niejednokrotnie była zmuszona by prosić siostrę o pomoc. Po trzecim z kolei odwyku dochodzi pomiędzy nimi do awantury. Sam wyjeżdża i przez rok nie kontaktuje się z Ellie. Aż pewnego dnia do Sam dzwoni ich matka, prosząc ją by pomogła zaopiekować się małą siostrzenicą, córeczką Ellie. Sam niechętnie jedzie do domu rodziców i już po kilku dniach zaczyna jej się wydawać, że jej siostra nie wyjechała do spa, jak wydaje się ich rodzicom.”
„Zmienić możemy jedynie przyszłość.”
Najnowsza książka Janelle Brown to fabularnie wartki mix powieści obyczajowo-psychologicznej z elementami trzymającego w napięciu thrillera. Chociaż nie jest to mój ulubiony gatunek, to przeczytałam z przyjemnością. Nielinearna narracja nie rozbija spójności fabuły i „Będę tobą” czyta się właściwie jednym tchem. Bardzo ciekawe fragmenty retrospekcyjne uwiarygadniają postępowanie obu bohaterek. Podobało mi się przedstawienie obu sióstr, fizycznie identycznych bliźniaczek, psychologicznie, dwóch zupełnie różnych osób oraz ich zmagania z faktem, że zawsze były razem, a być może, w głębi duszy, chciałyby być osobno. Sama historia jest dość przewidywana, ale ciekawie napisana i powieść bardzo wciąga. Porusza również kilka interesujących wątków, takich jak dziecięcy show-biznes, czy działalność szemranych organizacji żerujących na ludziach desperacko szukających wsparcia.
Kim jest Sam, a kim Ellie? Czy, bez względu na trudną przeszłość, można zbudować swoje życie od nowa?
„Będę tobą” była na tyle intrygująca, że w najbliższej przyszłości chętnie zapoznam się z poprzednią książką Janelle Brown pt. „Oszustka”
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Są w życiu chwile, gdy zderzamy się czymś, co spycha nas na nową ścieżkę, z której nie ma powrotu.”
Sam i Ellie - siostry bliźniaczki. W dzieciństwie nierozłączne gwiazdy telewizji. Jako nastolatki ich drogi zaczęły się rozchodzić. Sam - ta przebojowa, marzyła o kontynuowaniu kariery w Hollywood. Ellie, która zawsze pozostawała w cieni siostry, bardzo chciała wrócić do...
2022-10-13
„Złe rzeczy przytrafiały się dobrym ludziom, a dobre złym.”
Pewnego wieczora Selena wraca pociągiem do domu. Zajmuje miejsce obok nieznajomej kobiety. Nawiązuje się rozmowa, a rozgoryczona postępowaniem swojego męża Selena postanawia wyjawić nieznajomej pewien sekret. Na stacji docelowej kobiety się rozstają. Selena zapomina na chwilę o nowej znajomej, dopóki nie zaczyna otrzymywać od niej niepokojących wiadomości.
„Ludzie, zwłaszcza kobiety, nieustannie podważają swoją pewność siebie. Oglądają się na innych w poszukiwaniu wskazówek, tak jak pasażerowie w samolocie patrzą na twarze stewardes w czasie turbulencji.”
„Mroczne wyznania” były dla mnie totalnym zaskoczeniem. I to wcale nie dlatego, że to pierwsza książka Lisy Unger, którą miałam okazję przeczytać. Spodziewałam się typowego amerykańskiego thrillera, jakich wiele… kilka zwrotów akcji, nieco przewidywana fabuła…a tymczasem dostałam zupełnie nieprzewidywalny kawałek świetnej historii.
„Mroczne wyznania” rozpoczynają się dość nietypowo. Na pierwszych stu stronach poznajemy bohaterów, pozornie ze sobą niezwiązanych. Jednak już pierwszy duży zwrot akcji przewraca nasz stosunek do nich do góry nogami. Później akcja nabiera tempa i coraz szybciej, niczym puzzle, dopasowujemy do siebie poszczególne postaci i wydarzenia, zarówno z przeszłości jak i teraźniejszości.
Zakończenie jest tu świetne! Autorce udało się nie tylko wodzić nas za nos podczas lektury, ale także cały czas utrzymać pełen niepokoju klimat.
Ta lektura oderwała mnie na kilka dni od rzeczywistości. Wartka akcja i ciekawa fabuła nie pozwoliły odłożyć jej na później.
„Mroczne wyznania” mają wszytko to, co powinien mieć dobry thriller.
Polecam!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Złe rzeczy przytrafiały się dobrym ludziom, a dobre złym.”
Pewnego wieczora Selena wraca pociągiem do domu. Zajmuje miejsce obok nieznajomej kobiety. Nawiązuje się rozmowa, a rozgoryczona postępowaniem swojego męża Selena postanawia wyjawić nieznajomej pewien sekret. Na stacji docelowej kobiety się rozstają. Selena zapomina na chwilę o nowej znajomej, dopóki nie zaczyna...
2022-11-07
Wrocławscy policjanci proszą o pomoc Tomka Winklera w sprawie o morderstwo. Policyjne śledztwo utknęło w martwym punkcie i śledczy potrzebują pomocy. Podejrzanym sprawcą jest przyjaciel ofiary, który okazuje się również znajomym Tomka. Prywatny detektyw bardzo angażuje się w policyjne śledztwo…
„W pomieszczeniu obok zapadła martwa cisza.
Po strzale - martwa…”
„Śmierć druga” to pierwszy dla mnie kryminał autorstwa Państwa Dębskich. Już od pierwszego rozdziału wiedziałam, że nie będzie ostatnim i jednocześnie bardzo żałowałam, że jest to czwarty tom z cyklu, a ja jestem „nie w temacie”. Ogólnie rzecz biorąc nieznajomość poprzednich nie przeszkadzała w czytaniu, ale osobiście jestem zwolenniczką teorii, że nie po to ktoś tworzy cykl, by ktoś inny czytał go w niewłaściwej kolejności 😉 No cóż, tak się stało w tym przypadku 😂🫣
Bardzo polubiłam bohaterów. I Tomka, i jego superbabcię, i tych na czterech łapach, i pozostałych także - na tyle bardzo, że już mam pierwszy tom tego cyklu na półce 🤩
„Research powiadasz, panno Marple? No tak, bardziej by mnie zdziwiło, gdybym zastal cię w domu z szydełkiem w ręku i nad kubkiem melisy.”
Paradoksalnie nie potrafię ocenić tej książki w takich kategoriach jak zwykle to robię. Wiem natomiast, że mi się podobała, ale nie wiem do końca dlaczego… Może dlatego, że jest taka… swojska. Nie wydumana, nie nad wyrost brutalna. Z ciekawą fabułą i kolorowymi bohaterami. Polubiłam ją za charakterystyczny styl i nietuzinkowy język. Za humor sytuacyjny i cięte dialogi.
Zdecydowanie nie ma nudy!
Zapisuję się do team babcia Roma 🙃
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
Wrocławscy policjanci proszą o pomoc Tomka Winklera w sprawie o morderstwo. Policyjne śledztwo utknęło w martwym punkcie i śledczy potrzebują pomocy. Podejrzanym sprawcą jest przyjaciel ofiary, który okazuje się również znajomym Tomka. Prywatny detektyw bardzo angażuje się w policyjne śledztwo…
„W pomieszczeniu obok zapadła martwa cisza.
Po strzale - martwa…”
„Śmierć...
2022-10-30
„Bez względu na to, jak postrzega się góry, pozwalają one jednak spojrzeć dalej i widzieć piękniej. Wysiłek, lęk, poniewierka wśród górskiej przyrody budują wspomnienia, które nawet jeśli zatrą się w szczegółach, pozostają w pamięci jako moment obcowania z czymś wyjątkowym.”
Książka Wojciecha Fuseka i Jerzego Porębskiego pokazuje historię GOPR od jej trudnych początków, przez rozwój, wymuszony narastającym przez lata ruchem turystycznym, aż po dzień dzisiejszy, kiedy nie wyobrażamy sobie górskiego świata bez ratowników z charakterystyczną odznaką na ramieniu.
„GOPR. Na każde wezwanie” jest obszernym reportażem, ale reportażem, który czyta się płynnie niczym najlepszą powieść. Przyczynia się do tego znakomita konstrukcja tej książki. Podzielona na trzy główne części, gdzie pierwsza przedstawia historię organizacji. Druga - najobszerniejsza - opisuje siedem głównych grup GOPRu. I trzecia, która wskazuje kierunek, w jakim będzie rozwijać się ratownictwo.
„Góry czasem próbują ostrzec, ludzie pozostają jednak głusi.”
W drugiej części przytoczono różne, bardziej i mniej znane (czy jeśli brzydko powiedzieć: „medialne”) wypadki na obszarze działania GOPRu. Spodziewałam się opisów złamanych rąk, skręconych kostek czy opowieści o nierozważnych niedzielnych turystach, których zaskakuje zachodzące słońce. Spotkało mnie wielkie zaskoczenie, ponieważ opisane w tej książce akcje ratownicze są tak wybrane, aby przedstawić całe spektrum działaności organizacji i zwrócić uwagę na te, które mimo iż mniej „spektakularne” stały się niejako kamieniami milowymi wpływającymi na jej rozwój. Poczytamy tu o tych, które znamy wszyscy, na przykład o akcji ratowniczej z sierpnia 2019 roku na Giewoncie, w którym, razem z TOPRowcami, brała udział grupa podhalańska GOPR oraz o takich, o których większość z nas nie ma pojęcia - m.in. o katastrofie samolotu LOT-u na zboczach Policy, czy o trzęsieniu ziemi w Armenii.
„Dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów będę, na każde wezwanie naczelnika lub jego zastępcy - bez względu na porę roku, dnia i stan pogody - stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie i udam się w góry celem niesienia pomocy ludziom jej potrzebującym.”
Zafascynowały mnie te historie, nie mogłam oderwać się od lektury tej książki. „Odebrała” mi ona kilka dni życia i nadal pozostaję pod jej ogromnym wrażeniem. To książka mądra, obiektywna, wyważona, przemyślana i tak bardzo potrzebna. Bo jeśli jej lektura spowoduje u niektórych „turystów” potrzebę pomyślunku przed wyjściem na szlak, oznaczać to będzie, że spełniła swoją funkcję i tym samym spowodowała, że życie nie tylko turystów, ale także ratowników zostanie oszczędzone.
„W naszych górach dobrze wyszkolony ratownik zawsze sobie poradzi. Nie ma więc co gadać o bohaterstwie.”
Nie sposób również nie wspomnieć o starannym wydaniu tej publikacji. Duży format, świetny papier i ogrom zdjęć zachęcają do wzięcia jej w ręce.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Bez względu na to, jak postrzega się góry, pozwalają one jednak spojrzeć dalej i widzieć piękniej. Wysiłek, lęk, poniewierka wśród górskiej przyrody budują wspomnienia, które nawet jeśli zatrą się w szczegółach, pozostają w pamięci jako moment obcowania z czymś wyjątkowym.”
Książka Wojciecha Fuseka i Jerzego Porębskiego pokazuje historię GOPR od jej trudnych początków,...
2022-10-27
W parku zostaje odnaleziony przez przypadkowych spacerowiczów martwy pies. Szybko okazuje się, że sprawa jest poważna, ponieważ pod zwłokami psa policja odkopuje ciało zaginionego chłopca. W tym samym czasie jeden z podopiecznych miejscowego domu dziecka znika. Malwina Król, wychowawca w domu dziecka była jedną z osób, które dokonały makabrycznego odkrycia w miejscowym parku. Dziewczyna, czy tego chce, czy nie, zostaje wciągnięta w wir wydarzeń.
„Istnieją bowiem dwa sposoby radzenia sobie z popełnioną zbrodnią. Albo dana osoba nie chce się angażować w sprawę, odsuwa się od niej, albo wręcz przeciwnie - cały czas docieka, na jakim etapie są śledczy, chce wiedzieć czy robią postępy, a także stara się na inne sposoby pokazać swoje zaangażowanie.”
Kiedy przeczytałam opis najnowszej książki Macieja Kaźmierczaka byłam naprawdę zaintrygowana. Pomyślałam sobie wtedy, że to może być naprawdę dobra historia. Niestety ten balonik pękł równie szybko jak się napełnił 😉
Fabuła jest ciekawa i fajny jest „zestaw” postaci: śledczych, świadków, sprawcy… ale wykonanie niestety pozostawia zbyt wiele do życzenia.
Po pierwsze - miejsce. Miasto Łódź, czytelnik myśli, że może być ciekawie, a akcja ogranicza się do dwóch ulic. Równie dobrze mogłaby toczyć się gdziekolwiek, ponieważ oprócz nazwy, nic innego nie świadczy, że Łódź z powieści to „ta” Łódź.
Po drugie. Tak wiele niesamowitych zbiegów okoliczności, że zęby bolą 🙄 Autor zupełnie mnie nie przekonał, że ta historia mogłaby potoczyć się tak jak to przedstawił. W głowie miałam milion innych opcji zamiast po prostu „uwierzyć” i zatopić się w fabule.
Po trzecie - makabryczne opisy. Jeśli pisarz decyduje się na używanie tak makabrycznych opisów miejsca zbrodni jak te w „Porzuconych”, musi być mistrzem w swoim fachu. Musi wiedzieć kiedy się zatrzymać, bo bardzo często mniej znaczy więcej. Ja lubię takie opisy, ale lubię je u Lemaitre czy u u Grangé… lubię kiedy ponad opis wybija się literackość. Bo przecież nie czytamy reportażu, a beletrystykę, która, w dobrym wykonaniu może być literaturą przez wielkie „L”.
Oczywiście było też kilka plusów, bo inaczej bym nie dokończyła tej historii 😉
Jak już wspomniałam ciekawy pomysł na fabułę. Kilka intrygujących postaci. Momentami duszna i przytłaczająca atmosfera rodem z najlepszego thrillera.
I, co najważniejsze, w zakończeniu autor nie poszedł na łatwiznę. Chociaż sama intryga jest szyta grubymi nićmi i trzeba czytać z zamkniętymi oczami by nie odgadnąć rozwiązania 😉, to za zakończenie dodaję kilka punktów 😉
Podsumowując, „Porzuceni” znajdą swoich odbiorców, wśród czytelników lubiących, niezbyt skomplikowane, ale okraszone soczystymi opisami historie.
Ja mam wrażenie, że mogłabym żyć bez znajomosci tego tytułu - ale czy o to chodzi w literaturze?
Sprawdźcie sami, inaczej się nie da 😊🙃
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
W parku zostaje odnaleziony przez przypadkowych spacerowiczów martwy pies. Szybko okazuje się, że sprawa jest poważna, ponieważ pod zwłokami psa policja odkopuje ciało zaginionego chłopca. W tym samym czasie jeden z podopiecznych miejscowego domu dziecka znika. Malwina Król, wychowawca w domu dziecka była jedną z osób, które dokonały makabrycznego odkrycia w miejscowym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-22
„Mathilde Perrin, lat sześćdziesiąt trzy, matka, wdowa po lekarzu, odznaczona medalem, bohaterka ruchu oporu…”
Tak się składa, że to właśnie Mathilde wybrał Pierre Lemaitre na główną bohaterkę powieści, którą napisał do szuflady w latach osiemdziesiątych.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ta starsza i z wyglądu dobroduszna kobieta nie dorabiała do emerytury jako… zabójca.
W „Wielkim wężu” od razu mamy nazwisko sprawcy podane na pierwszych stronach niczym na tacy. Bynajmniej to jednak nie świadczy, że wiemy już wszystko. Scena, w której Mathilde dokonuje pierwszej opisanej tu zbrodni, jest, mimo wszystkich emocji jakie jej towarzyszą, tylko kamyczkiem, który rzucony ze stoku, wywoła lawinę niewiarygodnych zdarzeń i mrożących krew w żyłach czytelnika sytuacji.
„Komendant nie jest spokojny, spokój to w jego fachu przepustka na cmentarz, jest jednak na tyle opanowany, na ile tylko może być człowiek, który próbował przewidzieć wszystkie ewentualności.”
„Wielki wąż” to najnowsza i jednocześnie jedna z pierwszych powieści autorstwa Pierre’a Lemaitre. Wszyscy, którzy znają jego twórczość, wiedzą czego należy się spodziewać. Ja również należę do tego grona. A jednak „Wielki wąż” zrobił na mnie ogromne wrażenie. Gdyby nie dopisek na okładce: „zaskakujący kryminał z szuflady”, nigdy nie pomyślałabym, że to jedna z pierwszych powieści tego autora. Lemaitre, jak stary wyjadacz (którym teraz oczywiście jest, ale wtedy nie było to takie oczywiste) fantastycznie bawi się tu konwencją gatunku. Równolegle tworzy niesamowite postaci, które z łatwością zapadają czytelnikowi w serce. Opowiada niesamowitą historię, udowadniając, że życie nie jest tylko czarno-białe, a najciekawsze jest to, co pomiędzy. Za pomocą pięknych słów, rysuje w głowach czytelników niezwykle sugestywne obrazy. Czasami brutalne, często piękne i nierzadko tak groteskowe, że nie sposób zachować powagi.
„Wsłuchuje się w pełną hałasów ciszę, tu jakiś trzask, tam jakiś szelest. Śledzi każdy z nich ze szczególną uwagą, analizując jego pochodzenie, ustalając przyczynę.”
„Wielki wąż” to kryminał nieoczywisty. To naprawdę kawał dobrej literatury na wysokim poziomie. Powieść przewrotna i groteskowa, a jednocześnie mroczna i makabryczna. To także, chyba jedyna, powieść kryminalna, gdzie absolutnie pokochałam duet postaci, które autor wyznaczył na „tych złych”…ale przecież to wcale nie jest takie oczywiste…
Wartość dodana tej powieści to zdecydowanie to piękne, minimalistyczne, a jednocześnie niezwykle eleganckie wydanie.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nowe.
„Mathilde Perrin, lat sześćdziesiąt trzy, matka, wdowa po lekarzu, odznaczona medalem, bohaterka ruchu oporu…”
Tak się składa, że to właśnie Mathilde wybrał Pierre Lemaitre na główną bohaterkę powieści, którą napisał do szuflady w latach osiemdziesiątych.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ta starsza i z wyglądu dobroduszna kobieta nie dorabiała do emerytury jako…...
2022-10-06
2022-09-25
2022-09-20
„Istnieje jakaś niewidzialna nic rozpięta we wszechświecie, gdzieś ponad obłokami, która łączy ludzi dobrej woli, pozwala im przetrwać życiowe nawałnice, stawiać opór i iść naprzód w przekonaniu, że to co najlepsze, jest zawsze przed nimi.”
Baskonia, rok 1609. Wysłannik Henryka IV, Pierre de Lancre, ma za zadanie uwolnić ten kraj od pogańskich obrzędów, niezrozumiałych mu tradycji, … czarów. Każde zachowanie może być prostą drogą na stos. Złe spojrzenie, znajomość właściwości ziół, odmienne rysy twarzy, … bycie kobietą. W tych ciężkich dla kobiet tygodniach, Gracjana, Amalia, Murguli i Lina, robią wszystko, co wydaje im się najwłaściwsze, aby nie trafić na stos.
„Na ziemi baskijskiej życie jest ciężkie, za to solidarność między ludźmi bardzo silna, a nierozerwalność wspólnoty potężna. Nie mówiąc już o tym dziwnym języku, który tworzy zupełnie specyficzną więź między mieszkańcami i nie ułatwia kontaktów, o czym wkrótce Pierre de Lancre przekona się osobiście.”
„Czarownice z Baskonii” to powieść bardzo nieoczywista. Począwszy od gatunku, gdyż można przyporządkować ją do co najmniej kilku, na tytule kończąc, gdyż on także ma wielowymiarowy wydźwięk. Historia jest brutalna i przejmująca, a także niezwykle zawikłana. Bohaterowie i ich postępowanie są ‚clue’ tej powieści. Postaci żywe, kolorowe i tak ludzkie, ze wszystkimi wadami i przywarami, że nie sposób uwierzyć, iż powstały w wyobraźni autorki. Oczywiście zarówno fabuła jak i jej bohaterowie są inspirowane prawdziwymi zdarzeniami i osobami, o czym autorka mówi w epilogu, ale to ona tchnęła w nie życie na kartach tej powieści.
Czyta się tę powieść znakomicie, doznając podczas lektury wielu wrażeń. Od zachwytu, przez ciekawość, aż do przerażenia.
To historia opisująca wydarzenia sprzed kilkuset lat, a jednocześnie tak aktualna… bo przecież nienawiść, niezrozumienie, brak akceptacji i chęć władzy to niestety cały czas aktualne tematy…
„Czarownice z Baskonii” to dla mnie druga, po „Wielkim wężu”, powieść z Collection Nouvelle Wydawnictwa Nowe. Tak jak przy poprzedniej lekturze, uwagę czytelnika przykuwa nie tylko staranność w doborze samego tytułu, ale także dbałość tłumaczenia i wydania. Piękne, minimalistyczne okładki, świetni tłumacze i znakomite tytuły najnowszej literatury francuskojęzycznej, to cechy charakterystyczne tej serii. Każdy z nich to uczta literacka przez wielkie ‚L’.
Oczywiście nie omieszkam sięgnąć po następne!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nowe.
„Istnieje jakaś niewidzialna nic rozpięta we wszechświecie, gdzieś ponad obłokami, która łączy ludzi dobrej woli, pozwala im przetrwać życiowe nawałnice, stawiać opór i iść naprzód w przekonaniu, że to co najlepsze, jest zawsze przed nimi.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBaskonia, rok 1609. Wysłannik Henryka IV, Pierre de Lancre, ma za zadanie uwolnić ten kraj od pogańskich obrzędów, niezrozumiałych mu...