-
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2024-06-08
2024-05-17
2024-05-25
2024-05-19
“Do kobiet trzeba być podejściowym. Dzień dobry, przepraszam, proszę. Miłe słówka, prezenciki. No i słuchać ich. One same mówią, czego by chciały. Spełniasz wpierw ich zachcianki, a potem, jak się zakochają, robią co im każesz. Proste.”
On. Miły, przystojny, szarmancki i świetnie ubrany.
One. Młode, w średnim wieku i starsze. Wszystkie poszukujące akceptacji, miłości i szczęścia. Kiedy go spotkały na swojej drodze wszytko inne zeszło na dalszy plan. One żyją dla niego. A on może obiecać im wszystko to, czego one potrzebują.
Bajka? Nie… koszmar…
“Ten facet jest jak z romantycznego filmu. Z tym źe bez perypetii i wszystko kończy się dobrze…”
Najnowsza książka Katarzyny Bondy to powieść napisana na kanwie prawdziwych wydarzeń. Wydarzeń wciąż świeżych, bowiem pierwowzór głównego bohatera tej powieści został skazany na karę dożywotniego więzienia dopiero rok temu. Sprawa ta ma nadal wiele wątków do rozwikłania, białych plam, których wyjaśnienie może otworzyć kolejne “puszki Pandory”.
Cała ta historia jest tak nieprawdopodobna, że gdyby nie była prawdziwa, to nie miała by racji bytu jako fabuła powieściowa.
Gdzieś kiedyś przeczytałam, albo usłyszałam, że prawda jest czasami straszniejsza od fikcji. “Krew w piach” potwierdza tę tezę. Lektura tej książki jest wstrząsająca.
Autorka zmieniła imiona i nazwiska bohaterów, miejsce w którym są osadzone wydarzenia i niektóre wątki tej historii po to, by jako powieść nabrała odpowiedniego kształtu. Co szczegółowo jest również wyjaśnione w posłowiu.
Nie mogłam się oderwać… wciąż nie mogę uwierzyć… Śledziłam tę historię od początku, w lokalnych mediach, bo tak naprawdę działa się tuż obok mnie. Żyło nią całe miasto i wszyscy byli równie skonfundowani kiedy prawda wyszła na jaw. Niedowierzanie, złość i bezsilność opanowały miasto na wiele dni.
“Krew w piach” oprócz oczywistej funkcji przekazania czytelnikowi tej historii, ma również inną, zdecydowanie ważniejszą. Mianowicie przypomina, że wszędzie może być niebezpiecznie. Że złe rzeczy nie dzieją się tylko w filmach i książkach. Że ci najsłabsi, często zagubieni, tak bardzo pragnący szczęścia, mogą być znakomitym celem. Że często to kobiety. Zakochane, tracące dla tej miłości głowę i kontakt z rzeczywistością.
Czy to źle? Chyba nie - przecież o takiej miłości piszą w powieściach.
Czy to niebezpieczne? Zdecydowanie tak…
Wszyscy przejdziemy w pewnym momencie do zwykłego porządku. Emocje opadną. Będą tacy, pewnie bliscy ofiar, którzy już zawsze będą się zastanawiali, czy wtedy mogli zrobić coś więcej. Będą też tacy, którzy będą szczęśliwi, że nigdy nie spotkali tego człowieka na swojej drodze.
Mnie ta historia nauczyła jednego - kochajmy życie, poddajmy się jego nurtowi, ale pamiętajmy, że złe rzeczy dzieją się także tutaj.
Piękna okładka!
“Do kobiet trzeba być podejściowym. Dzień dobry, przepraszam, proszę. Miłe słówka, prezenciki. No i słuchać ich. One same mówią, czego by chciały. Spełniasz wpierw ich zachcianki, a potem, jak się zakochają, robią co im każesz. Proste.”
On. Miły, przystojny, szarmancki i świetnie ubrany.
One. Młode, w średnim wieku i starsze. Wszystkie poszukujące akceptacji, miłości i...
2024-05-12
„Goulue. Tak, to było odpowiednie słowo. Idealnie oddawało charakter Louise Weber, jej zachłanność i ogromny apetyt na życie. Pragnienie innego, lepszego losu towarzyszyło jej od bardzo dawna. Czuła, że ma w sobie siłę, by osiągnąć więcej niż jest jej pisane i wyzwolić się z nędznego świata pralni Noiset.”
Nastoletnia Louise pracuje razem z matką w jednej z paryskich pralni. Odkąd zostały same los ich nie oszczędza. Louise cały czas wspomina piękne dni spędzone z ojcem i dziadkami w Alzacji. Z tych czasów pozostała jej pasja jaką jest taniec. Louise zaczyna potajemnie wymykać się nocami z domu by odwiedzać okryty złą sławą Montmartre. Tam poznaje przyjaciół i w końcu jej marzenie się spełnia. Dziewczyna stawia wszystko na jedną kartę.
Tak rodzi się nowa gwiazda, królowa Montmartre- La Goulue.
„Szczęście mogli osiągnąć tylko ci, którzy potrafili cieszyć się chwilą. Liczyły się spotkania, momenty ekstazy, chwile zapierające dech w piersiach, spędzone z bratnymi duszami, czas kiedy pękają wszystkie tamy. Chwile, gdy granice zostają zniesione.”
„Tancerka z Moulin Rouge” autorstwa Tanji Steinlechner to powieść oparta na prawdziwej historii, która wydarzyła się w Paryżu pod koniec dziewiętnastego wieku. Były to lata wielkich przemian w wielu dziedzinach i niesamowitego postępu. Historia działa się na oczach ludzi, impresjoniści zmieniali sztukę, Eiffel budował tę ohydną konstrukcję na wystawę światową, a Louise Weber stawała się wielką tancerką.
Zawsze chciała osiągnąć sukces, ale chyba wtedy nie przypuszczała, że nawet tak wiele lat później jej nazwisko, a właściwie pseudonim sceniczny, będzie nierozerwalnie kojarzył się z kankanem. Że stanie się królową Montmartre. I mimo, że jak wszyscy wiemy, historia Louise Weber jest tragiczna, to La Goulou stała się nieśmiertelna. Wykorzystała swoje pięć minut najlepiej jak tylko potrafiła.
Historia Louise Weber w tej książce jest mocno fabularyzowana. Nie jest to jednak biografia, więc zupełnie nie przeszkadza to w jej odbiorze. Wręcz odwrotnie. Autorka stworzyła tu wspaniały, niezwykle kolorowy świat, który bardzo mocno zakotwiczyła w czasoprzestrzeni, zwracając uwagę na ważne wydarzenia przemian społeczno-kulturowych. Klimat powieści jest niesamowity, autorce udało się ukazać pasmo wzlotów i upadków nie tylko Louise, ale także jej przyjaciół, w sposób bardzo przystępny i ciekawy.
I nawet jak po cichu myślę sobie, że pewnie nie było wtedy tak kolorowo i La Goulue miała zdecydowanie trudniejsze życie niż tu przedstawione, to nie przeszkadza mi to w odbiorze powieści… w odczytaniu przesłania, które niesie.
Lektura „Tancerki z Moulin Rouge” to dobrze spędzony czas. Powieść jest niezwykle wciągająca, a książka jest po prostu piękna. Genialna okładka, na której wykorzystano plakat autorstwa Toulouse-Lautreca, artysty tak samo mocno i nierozerwalnie związanego z paryskim Montmartre jak sama La Goulue.
Brawa za grafikę, brawa za tłumaczenie - Wydawnictwo Marginesy nie zawodzi!
Polecam gorąco!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
„Goulue. Tak, to było odpowiednie słowo. Idealnie oddawało charakter Louise Weber, jej zachłanność i ogromny apetyt na życie. Pragnienie innego, lepszego losu towarzyszyło jej od bardzo dawna. Czuła, że ma w sobie siłę, by osiągnąć więcej niż jest jej pisane i wyzwolić się z nędznego świata pralni Noiset.”
Nastoletnia Louise pracuje razem z matką w jednej z paryskich...
2024-04-27
„Często w życiu zdarzają się sytuacje, w których ktoś inny podejmuje za nas ważne decyzje. Nam pozostaje zaakceptować je lub ponieść porażkę.”
Ostatni rok wojny. Wszystko wskazuje na niemiecką porażkę, ale dla dla wywiadów państw uczestniczących w konflikcie, to bardzo intensywny czas. Dzięki wynikom ich pracy będą kształtować się powojenne realia. Kiedy Carl von Wedel, oficer Abwehry, który pracuje dla polskiego wywiadu, zostaje wysłany do tajnego ośrodka w Zakopanem, w którym są szkoleni niemieccy szpiedzy, nie podejrzewa nawet, że jego zadanie zmieni się w misję, która może zaważyć na biegu ostatnich wojennych miesięcy. Aby przejąć niemieckie ściśle tajne archiwum, znajdujące się w Zakopanem, Polacy angażują wszelkie siły i środki. Rozpoczyna się wyścig z czasem oraz z niemiecką służbą bezpieczeństwa, która zaczyna podejrzewać von Wedla o współpracę z aliantami.
„Wywalcz Jej wolność lub zgiń!”
„Dolina szpiegów” to najnowszy tytuł Roberta Michniewicza, autora znakomitej powieści szpiegowskiej „Partnerzy” i byłego oficera wywiadu. Nie wahałam się ani chwili, kiedy zaproponowano mi jej egzemplarz recenzencki, bo byłam już po lekturze „Partnerów”, książki, która bardzo przypadła mi do gustu. Ale, mimo że wyobraźnię miewam bujną 😉, nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że będzie to powieść tego kalibru. Taka, że będę się zastanawiać co o niej napisać. Bo wszystko to, co chciałabym powiedzieć, to i tak za mało, żeby wyrazić zachwyt, jaki wywarła na mnie lektura „Doliny szpiegów”.
Zacznę więc od zdania, które powinno pojawić się na końcu: „Dolina szpiegów” to najlepsza powieść przeczytana przeze mnie w tym roku… wiem, że jest maj… i co z tego? 🙃 to jest najlepsza powieść tego roku! Kropka 🤩
„Dolina szpiegów” to szeroko zakrojona powieść, to tak bardzo wielowątkowa historia, że nazwaniem jej „szpiegowską” byłoby niedopowiedzeniem. Owszem, osią fabuły jest historia naszego znakomitego bohatera, oficera Abwehry, Carla von Wedla (obawiam się, że się zakochałam 😍…), ale wątków pobocznych jest tak wiele i są one tak znakomicie dopracowane, że nie sposób zaszufladkować tej powieści na jakiejś konkretnej półce. Oprócz wojny wywiadów, mamy tu wątek miłosny, wątek rodzinny, mamy wszystkie te dylematy szarpiące bohaterami, niezależnie od tego, po której stronie barykady stoją. Obserwujemy ich walkę o przetrwanie, w zdecydowanie niełatwych czasach, patrzymy jak ewoluują i kibicujemy, kiedy podejmują dobre decyzje, lub pragniemy zemsty na tych, którzy brną w niewłaściwą stronę… Każdy, absolutnie każdy bohater tej powieści, jest dla czytelnika „kimś”. Każdy wywołuje emocje, tak jak emocje wywołuje spotkanie z prawdziwymi ludźmi, w prawdziwym życiu… a to przecież powieść…
Ale czy nie jest tak, że zamiarem autora jest stworzenie fabuły, która właśnie wywołuje takie reakcje? Której bohaterowie żyją? Której czytelnicy śmieją się i płaczą razem z nimi? Tutaj tak właśnie jest 🤩
„Dolina szpiegów” to taka książka, którą chcemy skończyć czytać i jednocześnie chcielibyśmy by historia trwała i trwała nieprzerwanie. Która pokazuje, że każdy człowiek postępuje według swoich, tylko sobie znanych reguł. Że czasami nasza perspektywa zmienia się płynnie, zależnie od sytuacji, w której się znajdziemy. I że żaden z nas nie jest tylko dobry, lub tylko zły… Daje nadzieję na możliwość zmiany, utwierdza w przekonaniu, że warto podążać za marzeniami, ale i ostrzega, że nic nie jest dane na zawsze.
„Dolina szpiegów” to zdecydowanie powieść na miarę najlepszych z tego gatunku!
Wspaniała! Chapeau bas Panie Robercie! Dziękuję za te wszystkie czytelnicze emocje 😊
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca.
„Często w życiu zdarzają się sytuacje, w których ktoś inny podejmuje za nas ważne decyzje. Nam pozostaje zaakceptować je lub ponieść porażkę.”
Ostatni rok wojny. Wszystko wskazuje na niemiecką porażkę, ale dla dla wywiadów państw uczestniczących w konflikcie, to bardzo intensywny czas. Dzięki wynikom ich pracy będą kształtować się powojenne realia. Kiedy Carl von Wedel,...
2024-03-02
„Wraz z wiekiem przybywa nam zaszczytów i bogactw, a kiedy już chcemy się nimi nacieszyć, przychodzi Ojciec Czas i psuje nam ciało.”
Obrzydliwie bogaty i zabójczo przystojny Lucas Tappan proponuje Norze Kelly pracę przy wykopaliskach prowadzonych w amerykańskiej bazie wojskowej. Nora jednak początkowo odrzuca propozycję, ponieważ ma wrażenie, że ta praca zaprzepaści jej karierę. Wykopaliska są prowadzone w sławetnym Roswell, a Nora nie zamierza stać się „tą archeolożką od UFO”.
Życie jednak decyduje inaczej i w końcu Nora nie ma innego wyjścia. Zgadza się na kierowanie pracami, które sponsoruje Tappan.
Pierwszym odkryciem są dwa ciała, na pierwszy rzut oka - ofiary morderstwa. Wtedy do akcji wkracza FBI w osobie Corrie Swanson.
Ani Corrie, ani tym bardziej Nora, nie podejrzewają do czego może doprowadzić to, z pozoru nieistotne dla prowadzonych prac, odkrycie.
„-Servandae vitae mendacium - zacytował Tappan.
-Kłamstwa w służbie życia. Właśnie.”
„Diabelska góra” to trzeci tom z cyklu o przygodach archeolożki Nory Kelly i agentki FBI Corrie Swanson. Ostatnio to jeden z cykli, na którego kolejne tomy czekam z niecierpliwością. Bardzo go polubiłam. Co ciekawe chyba nie polubiłam go „za coś”, tylko „pomimo czegoś”…😉
W tym cyklu historie, wokół których opłata się fabuła, są często nieprawdopodobne, czasami, tak jak w „Diabelskiej górze” ocierają się o zdarzenia paranormalne. Ale całość jest spójna i ciekawa, a szybko prowadzona akcja pochłania uwagę stuprocentowo i nie pozwala się oderwać od lektury 😃
Ten cykl to znakomita odskocznia od rzeczywistości. Osobiście raczej nie lubię wątków paranormalnych, ale chociaż dwa poprzednie tomy bardzo mi się podobały i były bardziej „przyziemne” 😉, to właśnie ten uważam za najlepszy! 🤩 Być może dlatego, że jest to tom, w którym, jakby dla przeciwwagi, zdarzenia z życia osobistego obu bohaterek bardzo się rozwijają. A ja bardzo im kibicuję, w związku z czym, znowu, z niecierpliwością, czekam na kolejny tom 🤩
Nie mogłam się oderwać!
Przy okazji książek autorstwa tego duetu to chyba oczywiste, że literacko to klasa sama w sobie, w obrębie swojego gatunku. Fabularnie wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik. To tak klasycznie amerykańskie, takie zakorzenione w ideach gatunku! Jest o odwadze, o miłości, o tajemnicy, są niesamowite opisy dzikiej amerykańskiej przyrody, są szeryfowie, jest… UFO 😎👽🤠
Jest także staranne wydanie, genialna okładka i znakomite tłumaczenie 😍
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Wraz z wiekiem przybywa nam zaszczytów i bogactw, a kiedy już chcemy się nimi nacieszyć, przychodzi Ojciec Czas i psuje nam ciało.”
Obrzydliwie bogaty i zabójczo przystojny Lucas Tappan proponuje Norze Kelly pracę przy wykopaliskach prowadzonych w amerykańskiej bazie wojskowej. Nora jednak początkowo odrzuca propozycję, ponieważ ma wrażenie, że ta praca zaprzepaści jej...
2024-03-23
„Świat handlarzy i przemytników dzieł sztuki, byłych oficerów wywiadu, ludzi żądnych pieniędzy i zdrajców ojczyzny jest dość zagmatwany.”
Na jednej z wysp archipelagu Seszeli tajemnicza, uzbrojona grupa napada na dom byłego oficera rosyjskiego wywiadu. Kradną ukryte tam bezcenne artefakty, między innymi fragment Bursztynowej Komnaty.
W Berlinie zostaje zamordowany antykwariusz. Dla wywiadu MI6 jest jasne, że obie sprawy się łączą. Ślady natomiast prowadza do Polski. Agentka Caroline Godlewski nawiązuje kontakt z Marcinem Łodyną, emerytowanym oficerem Agencji Wywiadu. Tak rozpoczyna się niebezpieczny pościg o niezwykle wysoką stawkę.
„…skarby wikingów, Bursztynowa Komnata, tajemnicza śmierć starego berlińskiego antykwariusza… O co tu chodzi? Gubię się w tym. Co to wszystko ma ze sobą wspólnego?”
„Ostatni azyl” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marcina Falińskiego. Teraz już wiem, że na pewno nie ostatnie, bo w tej powieści jest wszystko to, co uwielbiam. Zaginione dzieła sztuki, tajne dokumenty, pościgi, zagmatwane historie ludzkich losów, szalone zwroty akcji oraz piękne krajobrazy. Wszystko to, co nie pozwala na nudę podczas lektury.
„Ostatni azyl” to prawdziwy rollercoaster emocji. Akcja toczy się w tak skrajnie różnych miejscach, że czasami brak tchu od natłoku wrażeń. Początkowo lektura nie jest przez to łatwa, bo postaci również jest sporo. Dobrze jest więc na początku opanować emocje, by wgryźć się w fabułę, aby później dać się porwać tej niesamowitej akcji.
Cieszę się, że autor znalazł swoją własną drogę w gatunku jakim jest thriller szpiegowski, że wydeptuje świeże literackie ścieżki, kreuje nowe, jakże ciekawe światy.
Znakomite jest to, że na naszym rodzimym podwórku, mamy co najmniej kilku świetnych twórców tego poczytnego gatunku i każdy z nich proponuje coś innego. Każdy znalazł sposób by uchylić, niegdyś zamknięte dla zwykłych ludzi drzwi i choć trochę przybliżyć czytelnikowi tę owianą tajemnicą profesję, jaką jest praca w Agencji Wywiadu.
Aaaach, uwielbiam nerwowe przewracanie kartek pod koniec lektury i w tym przypadku tak właśnie było 🤩
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
„Świat handlarzy i przemytników dzieł sztuki, byłych oficerów wywiadu, ludzi żądnych pieniędzy i zdrajców ojczyzny jest dość zagmatwany.”
Na jednej z wysp archipelagu Seszeli tajemnicza, uzbrojona grupa napada na dom byłego oficera rosyjskiego wywiadu. Kradną ukryte tam bezcenne artefakty, między innymi fragment Bursztynowej Komnaty.
W Berlinie zostaje zamordowany...
2024-03-14
2024-03-09
„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”
Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej kobiety. Szybko okazuje się, że nie jest to ofiara strzelaniny. Tomas odkrywa w toku dochodzenia, że do podobnych zbrodni dochodziło już w różnych częściach kraju. W tym samym czasie na ślad tych zbrodni trafia dziennikarka Vera Berg, a głównym podejrzanym staje się znany i popularny aktor Micael Bratt.
„Dotarł do rozstaju dróg.
Mógł wybrać to, co wydawało mu się właściwe, albo to co było właściwe.
Nie wiedział jednak, które jest które.”
Lato tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku w Szwecji, było czasem niezwykłym z wielu względów. Zlepek wyjątkowych zdarzeń i ekstremalnie wysokiej temperatury wyrył się w szwedzkiej świadomości narodowej. Na kanwie owych wydarzeń autorzy „Pamięci mordercy” postanowili oprzeć fabułę swojej powieści, z gatunku, który ze Szwecją związany jest jak żaden inny, mianowicie powieści kryminalnej.
Autorami „Pamięci mordercy” jest duet dziennikarzy śledczych, a ich dzieło niemałą, ponad sześćset stronicową „cegłą”.
Niemniej jednak czyta się ją jednym tchem! Linearna narracja, mnogość wątków i krótkie rozdziały sprzyjają wciągającej lekturze.
Jest to stuprocentowy skandynawski kryminał, nawiązujący do „starej szwedzkiej szkoły”, co w zalewie kryminałów tego gatunku, nie jest w dzisiejszej czytelniczej rzeczywistości takie oczywiste.
Pamiętam, jak wiele lat temu delektowałam się lekturą Trylogii Millenium, a zaraz później kultowego cyklu z Martinem Beckiem w roli głównej. Jak żałowałam, że nie obrałam innej kolejności tych lektur i jakie wrażenie na mnie wywarły oba te cykle. Tak teraz jestem zadowolona, że kultowy cykl autorstwa duetu Sjowall&Wahloo poznałam wcześniej niż „Pamięci mordercy”. Przede wszystkim dlatego, że powieść Engmana&Selakera, czerpie garściami z tej klasyki. Czułam się teleportowana do rzeczywistości Martina Becka, w gorące lato, kiedy Szwecja zamiera, a Szwedzi wyjeżdżają do swoich domków letniskowych… Ale nie jest to krajobraz sielankowy, lecz brudny, skorumpowany i duszny.
Szeroko przedstawione tło społeczno- obyczajowo-polityczne, tak charakterystyczne dla szwedzkich klasyków gatunku i tutaj gra pierwszoplanowe role, a samo śledztwo to tylko przyczynek do toczenia tych rozważań. Oczywiście policyjne dochodzenie kluczy, przestaje w martwych punktach i wiruje tak, że nawet ścigający mogą stać się ściąganymi.
Wszystko to sprawia, że „Pamięci mordercy” to tytuł obowiązkowy dla miłośników gatunku i dla tych, którzy chcieliby się z nim zapoznać.
A ja osobiście mam nadzieję, że już niedługo będzie mi dane zapoznać się z kolejnym tomem, bo zakończenie tego było… zarwałam noc!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”
Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej...
2024-02-17
„Podobno prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy jedynie od jej interpretacji. Czyż nie?”
Miriam Macharow znika w dniu czwartej rocznicy swojego ślubu. Jej samochód zostaje odnaleziony pół roku później, na terenie opuszczonej fabryki, a w nim częściowo spalone zwłoki kobiety. Mąż Miriam jest pewien, że to ona i rozpoczyna przygotowania do pogrzebu. Jednak siostra Miriam, Adela, ma wątpliwości. Po emisji programu o osobach zaginionych, okazuje się, że ktoś widział Miriam w metrze…
Czy to możliwe, że Miriam żyje?”
„Okazuje się, że ludzie, nawet ci najbliżsi, potrafią mieć oblicza całkiem inne od naszych wyobrażeń.”
„Sześć powodów by umrzeć” to najnowsza powieść Marty Zaborowskiej. Mimo, że autorka ma już spory dorobek literacki, dla mnie było to pierwsze spotkanie z jej twórczością.
Kiedy na pierwszej stronie zauważyłam cytat słynnej wyliczanki z „Koszmaru z ulicy Wiązów”, pomyślałam sobie „mój klimat”, a po pierwszym rozdziale już szukałam innych tytułów autorstwa pani Marty 😉🤩
Ten thriller jest taki jaki być powinien. Niepokojący, zakręcony, wypełniony charakterystycznymi postaciami i wartką akcją.
I jeszcze coś, co zdarza mi się ostatnio rzadko… było to kilkukrotne poczucie irytacji 😉 Irytacji, bo autorka sprawnie, raz po raz, wyprowadzała mnie w pole i wodziła za nos 🤣 Serio! Zazwyczaj podczas lektury thrillerów, obieram jakiś „kierunek” w mojej głowie, mniej więcej do połowy wiem (albo wydaje mi się, że wiem) „kto i jak”, a później tylko potwierdzam swoje teorie. Tym razem było inaczej, co wywołało pewną czytelniczą złość (w najlepszym tego słowa znaczeniu) co, jestem tego pewna, spowoduje, że zapamiętam ten tytuł na długo. Dałam się zwodzić bohaterom, popłynęłam wraz z nurtem wydarzeń, a nielinearna narracja sprawiła całkowite zatracenie w lekturze! I zakończenie… tadaaam… nic nie powiem! 🤣😂
„Sześć powodów by umrzeć” zdecydowanie wpada na moją, raczej krótką, listę najlepszych thrillerów 🤩
Poza tym, chyba warto mieć chociaż jeden powód by umrzeć? Czyż nie?
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
„Podobno prawda jest tylko jedna, a wszystko zależy jedynie od jej interpretacji. Czyż nie?”
Miriam Macharow znika w dniu czwartej rocznicy swojego ślubu. Jej samochód zostaje odnaleziony pół roku później, na terenie opuszczonej fabryki, a w nim częściowo spalone zwłoki kobiety. Mąż Miriam jest pewien, że to ona i rozpoczyna przygotowania do pogrzebu. Jednak siostra...
2024-02-07
2024-02-06
2024-01-22
2024-01-10
2023-09-03
Uczeń jednego z wrocławskich techników popełnia samobójstwo. Policja umarza sprawę. Jednak kiedy kilka dni później brat Szymona Dąbrowskiego - Tomek, decyduje się na podobny krok, prokuratura wszczyna śledztwo. Prowadzi je komisarz zmagający się z trudną zawodową przeszłością i jego nowy partner, młody i ambitny policjant. Sprawa, która początkowo wydaje się być łatwa do wytłumaczenia, powoli zatacza coraz szersze kręgi.
„Myślisz, że ci wszyscy zabójcy, których łapiemy, żałują swoich czynów? Część może tak, ale większość ma w dupie to, co czują bliscy ofiar.”
Najnowsza powieść Piotra Kościelnego nie jest kryminałem w pełnym tego słowa znaczeniu. Właściwie to trudno mi ją przyporządkować do jakiegoś konkretnego gatunku. „Szymek” to raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Piszę „obyczajowa”, bo to ta warstwa zdominowała fabułę. A główny temat powieści jest trudny z wielu powodów. Już samo samobójstwo młodego chłopaka przytłacza czytelnika od pierwszych stron. Wszystko co następuje później tylko w nas wzmaga depresyjne uczucia. Bo „Szymek” to opowieść o bólu. I to nie o tym „najprostszym”, który łatwo zagłuszyć garścią pigułek, tylko o bólu istnienia. O bólu, który zdominował życie, nad którym nie można zapanować i który niszczy nas od środka. Każdy bohater tej historii niesie w sobie jakiś ból, który jego życie sprowadza tylko do egzystencji… a niektórzy nie potrafią żyć z tym dalej.
Co mi się w tej powieści podobało to znakomicie przedstawione realia wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Tytułowy Szymek to mój rówieśnik i to właśnie z nim najbardziej mi było „po drodze” w tej fabule. Może ja miałam nieco łatwiejszy start w dorosłość, ale doskonale pamietam młodzieżowe subkultury, szalejące bezrobocie i zmiany, z którymi nie wszystkim było dane nadążyć. Dla mnie osobiście to było jak powrót do przeszłości, a historię Szymka poznawałam tak, jakbym czytała o koledze z czasów szkoły średniej.
Natomiast znalazło się tu także kilka (jak dla mnie) mankamentów.
Pierwszy to styl autora. Zawsze i w każdej książce przeszkadzają mi krótkie zdania. Nie znam innych tytułów Kościelnego, być może tutaj taki styl opowiadania miał uwypuklić i odrzeć z „literackości” temat… jeśli tak, to się udało. Ja jednak zdecydowanie wolę, by powieść była „literaturą” i zawsze doceniam potoczyste opisy.
Drugi to taki, że nie sposób nie było domyślić się rozwiązania. Właściwie układałam te literackie puzzle zawsze krok przed narratorem, a w powieści, nawet takiej tylko z wątkiem kryminalnym, to niedopuszczalne. Również drugi poboczny wątek nie należał do skomplikowanych.
I ostatnie - zakończenie. Nawet nie wiem czy chcę o nim mówić (jedyne co chcę to zapomnieć ostatni akapit)… Autor tak wszystko dokładnie opisał, że nie zostawił nawet grama przestrzeni dla wyobraźni czytelnika. Tak, jakby to była powieść opisująca prawdziwą historię…
Podsumowując, raczej nie sięgnę po inne powieści Piotra Kościelnego. Za mało tu było dla mnie „przestrzeni”, brakowało miejsca dla wyobraźni, czy małych niedopowiedzeń, które zmusiłyby mój umysł do pracy. Niemniej jednak dostałam solidne (takie „rzemieślnicze”) opowiadanie na trudny temat (nie jeden), umieszczone w genialnie scharakteryzowanych latach dziewięćdziesiątych.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
Uczeń jednego z wrocławskich techników popełnia samobójstwo. Policja umarza sprawę. Jednak kiedy kilka dni później brat Szymona Dąbrowskiego - Tomek, decyduje się na podobny krok, prokuratura wszczyna śledztwo. Prowadzi je komisarz zmagający się z trudną zawodową przeszłością i jego nowy partner, młody i ambitny policjant. Sprawa, która początkowo wydaje się być łatwa do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12-30
„28 stycznia „Selma” jest już 2000 mil morskich od Hobart. Do tej pory nie spotkali na swojej drodze żadnego statku, nad głowami nie przeleciał im żaden samolot. Najbliżsi ludzie żyją w którejś ze stacji polarnych, ale od pierwszej dzieli ich kilkaset kilometrów.”
Wyprawa na Antarktydę. Cel: Morze Rossa, Zatoka Wielorybów, Erebus. Jedenastu mężczyzn podejmuje wyzwanie dopłynięcia na jachcie Selma najdalej jak się da na południe. Zadanie jest niebezpieczne. Morze Rossa pozostaje zamarznięte przez jedenaście miesięcy w roku, a wtedy kiedy nie jest, wcale nie staje się wyjątkowo przyjazne żeglarzom. A trzeba jeszcze zdobyć Erebus - szczyt, na którym nie stanął jeszcze żaden Polak. I wrócić. Zanim morze znowu zamarznie na długie miesiące…
„Dodają sobie otuchy, patrząc na prognozę pogody na najbliższe dni. Ma być dobrze. Po chwili zastanowienia otucha nieco maleje.
Tutaj prognozy często się nie sprawdzają.”
Najnowsza książka Dominika Szczepańskiego „Selma. Jeszcze dalej niż południe” to reportaż podróżniczy. Oczywiście znałam nazwisko autora wcześniej, ale raczej kojarzyłam go z literatury górskiej, bo tak naprawdę, jeśli chodzi o ten gatunek, tylko po taką dotychczas sięgałam. Więc teraz, z jednej strony wiedziałam czego się spodziewać, ale z drugiej, ta tematyka była mi literacko zupełnie obca.
„Piątek trzynastego. Mroczna noc. Rozprasza ją tylko żółtopomarańczowy księżyc próbujący się przebić przez mgłę. Kiedy mu się to udaje, światło przeszkadza dwóm mężczyznom stojącym na dziobie. Starają się wypatrzeć napływający lód, a pomarszczona przez falę sylwetka księżyca doskonale go imituje.”
Ten reportaż jest opowieścią o żeglarskiej wyprawie na Antarktydę. O wyprawie, która nie ustępuje tym ekstremalnym, których celem jest zdobywanie najwyższych szczytów. A ludzie, którzy w niej uczestniczą są stawiani w nie mniej stresujących i niebezpiecznych sytuacjach jak ci, pokonujący lodowe ściany. Tygodniami walczą z pogodą, chorobą morską, sztormem, lodem, zimnem, brakiem snu i słodkiej wody. Stawiani przez los w sytuacjach, których nie da się nauczyć, muszą zawsze myśleć o wszystkich członkach załogi jak o jednym organizmie, co po tygodniach izolacji od normalnego świata, nie zawsze jest oczywiste. Wracają silniejsi, ale cena jaką płacą za tę siłę jest ogromna.
Zaskoczyła mnie lektura tej książki. Nie tyko ta niezwykła historia, właściwie opowieść, bo momentami czyta się to jak najlepszą powieść przygodową i książkę ciężko odłożyć na dłużej. Ale także niezliczona ilość zdjęć, przy których trzeba zatrzymać się na dłużej i jej piękne wydanie. Gruby papier, ciekawa grafika i nietypowy format, zbliżony do kwadratowego.
Wszelka żeglarska terminologia, która mi nie sprawiła problemu, bo mam jako takie pojęcie, jest przez autora wyjaśniona w tak przystępny sposób, że nawet laicy nie będą się czuli zagubieni i nie trzeba odrywać się od lektury, by szukać dodatkowych informacji w źródłach zewnętrznych.
Poza tym piękne… przepiękne opisy. Autor ma lekkie pióro i dar snucia opowieści, które, chociaż zdażyły się naprawdę, w jego wykonaniu nabierają literackich tonów i czyta się je jak najlepsze powieści.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwarte.
„28 stycznia „Selma” jest już 2000 mil morskich od Hobart. Do tej pory nie spotkali na swojej drodze żadnego statku, nad głowami nie przeleciał im żaden samolot. Najbliżsi ludzie żyją w którejś ze stacji polarnych, ale od pierwszej dzieli ich kilkaset kilometrów.”
Wyprawa na Antarktydę. Cel: Morze Rossa, Zatoka Wielorybów, Erebus. Jedenastu mężczyzn podejmuje wyzwanie...
2023-12-24
„Literatura to przecież nieład, zamęt. Podobnie jest ze światem, bo jak inaczej wytłumaczyć przemoc? Słowa nie powinny zawsze być we właściwym miejscu. Bo literatura jest właśnie tam, w strefie niepewności.”
Troje przyjaciół, Samir, Samuel i Nina. Klasyczny miłosny trójkąt. Ona zakochana w jednym z nich, ten drugi zakochany w niej. On usiłuje popełnić samobójstwo i tak oto ona zostaje jednak przy nim… A ten trzeci odchodzi. Robi spektakularną prawniczą karierę… opierając się na historii życia swojego dawnego kolegi. Po latach wszystko wychodzi na jaw. Czy jednak będzie można to wszystko odkręcić? Dostać drugą szansę od losu? Wrócić do korzeni?
„Jak mogła się tak bardzo co do niego pomylić? Czy człowiek może mieć nie dwie, ale pięć, sześć różnych twarzy?”
„Nasze życia wymyślone” Karine Tuil to powieść wydana w serii Collection nouvelle Wydawnictwa Nowe. Wszystkie książki wydane w tej serii to niewątpliwie wielkie, wielokrotnie nagradzane powieści. Nie inaczej jest także z tym tytułem. Pozornie prosta historia, traktująca o życiowych wyborach, najtrudniejszych z możliwych, ale także o zdradzie i kłamstwie. Czyli o wszystkim tym, co od lat roztrząsa wielka literatura. I od lat nie znajduje odpowiedzi na fundamentalne pytania, które stawia.
„Nasze życia wymyślone” to powieść bardzo aktualna. To powieść o zbrodni i karze dzisiejszych czasów. O poszukiwaniu siebie. O tym, że czasami, choćbyśmy bardzo chcieli, nie da się zwieść swojej natury. Przerobić się na kogoś, kim chcielibyśmy być. Pokochać kogoś na siłę. Udawać… jak długo można udawać?
To również powieść o kruchości życia. O tym, że może się ono odmienić w jednej chwilę. I że pozornie nieważne zdarzenie, może zmienić układ planet w galaktyce naszego życia.
Wszystko to, wielokrotnie już przerabiane w światowej literaturze, maglowanie na wszystkie sposoby i miksowane przez różne gatunki, u Karine Tuil brzmi zaskakująco świeżo.
„Nasze życia wymyślone” to niezwykle aktualna, współczesna powieść, która zaczyna się od miłości.
Czy marzenia o lepszym życiu mogą prowadzić do złych rzeczy? A gdzie wtedy jest miłość?
I jak zwykle, przy powieści z serii Collection nouvelle, rozpływam się nad starannością nie tylko doboru tytułów, ale także wydania i tłumaczenia.
Niezmiennie chapeau bas dla wydawnictwa!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nowe
„Literatura to przecież nieład, zamęt. Podobnie jest ze światem, bo jak inaczej wytłumaczyć przemoc? Słowa nie powinny zawsze być we właściwym miejscu. Bo literatura jest właśnie tam, w strefie niepewności.”
Troje przyjaciół, Samir, Samuel i Nina. Klasyczny miłosny trójkąt. Ona zakochana w jednym z nich, ten drugi zakochany w niej. On usiłuje popełnić samobójstwo i tak...
2023-12-10
„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”
„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice” to najnowsza książka duetu Wojciech Fusek i Jerzy Porębski. Po zeszłorocznym, genialnym tytule jakim był „GOPR. Na każde wezwanie” nie miałam wątpliwości, że z niecierpliwością będę wyczekiwać na każdy następny jaki się pojawi. W tym najnowszym od pierwszego spojrzenia zaskoczył mnie tytuł. Bo skąd u licha wzięła się tam „szpada”…? Nazwisko Janusza Kurczaba było mi znane w kontekście przede wszystkim literackim. Górskim oczywiście także, ale jednak mniej, bo moja górska biblioteczka zaczynała się (do tej pory) od ery Kukuczka - Rutkiewicz, co okazało się wielkim błędem. Bo wystarczy cofnąć się tylko o krok od złotej ery polskiego himalaizmu i dostajemy takie historie jak te, przedstawione w najnowszej książce opisującej niezwykłe życie Jano Kurczaba.
„Kiblując w ścianie w Himalajach, gdzie cywilizacja nie brudzi światłem nieba, przy pięknej pogodzie oglądałem gwiazdy zawsze z fascynacją - przyznawał Kurczab. - Pewnie gdybym po takich astronomicznych seansach mógł wrócić do liceum, zostałbym astronomem, bardzo lubiłem ten przedmiot. Pochłonęłaby mnie nauka i nie poznałbym wielu wspaniałych ludzi w górach, nie popełnił błędów, które mnie zbudowały. Możliwość cofania się w czasie unicestwiłaby piękno życia, tak jak brak grawitacji zabiłby wspinanie.”
Fascynującym życiorysem Janusza Kurczaba można by obdzielić dwie, trzy… cztery osoby. Himalaista, sportowiec, olimpijczyk, pisarz, dziennikarz… wszystko co robił, robił z największym zaangażowaniem i z pasją, lecz jak to życiu często bywa, los również zabrał Kurczabowi wiele. Urodzony przed wojną, wychowany tylko przez matkę, kaleki w wyniku wypadku, kochający inaczej, często pomijany w odznaczeniach, zmuszony zawrócić, mając szczyt w zasięgu ręki… Cóż za życiowa niesprawiedliwość, że nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika, ani żadnego medalu olimpijskiego. Mimo to skromny, traktujący życie z pokorą, nauczyciel tych, których nazwiska wymieniamy, gdy mówimy o wielkim wspinaniu. Lojalny przyjaciel, lider narodowych wypraw w góry najwyższe, w końcu, pośmiertnie, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne zasługi dla rozwoju sportów wysokogórskich, za promowanie imienia Polski w świecie”.
Jaką to mrówczą pracę musieli zrobić autorzy tej książki, przez ile dokumentów, zdjęć, listów i zapisków musieli się przebić by powstał ten genialny tytuł? By jak najbardziej przybliżyć czytelnikom osobę Janusza Kurczaba. By zrobić to z należnym mu taktem i delikatnością. By ocalić to nazwisko od zapomnienia. By było wymieniane jednym tchem i na czele listy polskich najlepszych himalaistów… Tego nie wiem, mogę sobie tylko wyobrazić…
Wiem jednak, że przeczytałam „Kurczaba…” już jakiś czas temu. Nie wiedziałam jak ugryźć to, co chciałabym o niej napisać. Bo nie ma takiej ilości słów, które oddałyby w pełni to co w niej najlepsze. Wszystko jest najlepsze!
Bo to najlepsza, w moim prywatnym rankingu, książka przeczytana w 2023 roku!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.”
„Kurczab. Szpej, szpada i tajemnice”...
2023-12-15
„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”
🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić święta wraz ze swoją córką, która mieszka w Fort William w Szkocji. Jako prezent pożegnalny dostała od swoich kolegów bilet na przejazd pociągiem sypialnym. Ma więc nadzieję na wygodną i spokojną podróż. Wraz z Roz na londyńskiej stacji do pociągu wsiada młoda youtouberka wraz partnerem, emerytowana pani profesor z synem, nauczyciel z rodziną, grupa młodych ludzi, samotna kobieta, tajemniczy mężczyzna i… pasażer na gapę.
🚂 Niestety z powodu śnieżyc pociągi są opóźnione, a niektóre odwołane. Pociąg do Szkocji wyrusza, ale niestety dochodzi do wypadku i wykoleja się na pustkowiu. W tym samym czasie okazuje się że jedna z osób nie żyje ☠️ Morderca prawdopodobnie także znajduje się w pociągu…
Roz nie potrafi oprzeć się pokusie poprowadzenia swojego ostatniego śledztwa.
„To, że potrafimy coś znieść, nie oznacza, że nie odczuwamy cierpienia. Oznacza, że umiemy je przezwyciężyć.”
🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to druga po „Morderczej świątecznej grze” powieść Alexandry Benedict. Ubiegłoroczna bardzo mi się podobała, więc bez wahania przyjęłam propozycję otrzymania egzemplarza recenzenckiego.
🚂 Schemat jest podobny w obu powieściach, ale „Morderstwo…” porusza również wątki trudne, które na pierwszy rzut oka nie pasują do cosy crime, jakim w założeniu powinna być ta książka. Jednak dzięki temu, w mojej ocenie, zyskuje. Ciekawie wyszło to połączenie, pozornie lekkiego świątecznego kryminału, gdzie szyta grubymi nićmi intryga wywołuje nieustanny uśmiech na ustach czytelnika, ze skomplikowanym tematem trudnych relacji rodzinnych i próby ich naprawienia.
„Przesilenie zimowe, a zatem Boże Narodzenie, wiąże się ze śmiercią światła i obietnicą jego powrotu. Musimy wejrzeć w ciemność, by ujrzeć światło.”
🚂 Tak jak w ubiegłym roku lektura sprawiła mi niemałą radość. Wiele w niej „smaczków” i tych dosłownych, w opisach tradycyjnych świątecznych smakołyków, i tych w postaci zagadek z zakresu literatury i filmu związanych tematycznie z pociągami, co dostarcza czytelnikowi dodatkowej zabawy.
🚂 Historia kryminalna jest ciekawa, mimo że dość przewidywalna. Dla wprawnego czytelnika, nie sposób nie mieć skojarzeń z genialną powieścią autorstwa Agathy Christie „Morderstwo w Orient Expressie”. Nie jest to jednak kalka, to historia mocno zakorzeniona we współczesnych realiach z prawdziwymi „z krwi i kości” bohaterami, w tym z jednym wyjątkowym arystokratą, o cudownym imieniu Mousetache 🐈 😉
🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to, tak jak ubiegłoroczna „Świąteczna mordercza gra” książka wydana z niezwykłą starannością! Nie mogę się napatrzeć na tę znakomitą okładkę i rysunki pociągów na jej odwrocie. Aż szkoda zapakować w papier, by położyć pod choinką jako prezent 🎄🎁
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”
🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić...
„Człowiek musi mieć wspomnienia, bez nich nie istnieje, jest pusty.”
Dziennikarz Rafał Terlecki otrzymuje informację o szkole nielegałów, która funkcjonowała w pobliżu jego rodzinnego Wolsztyna. Dziennikarskie śledztwo szybko wchodzi na niebezpieczne tory. Okazuje się że sprawa jest niezwykle delikatna i życie Terleckiego jest zagrożone. Ten jednak nie odpuszcza i z narażeniami życia dąży do rozwiązania sprawy, która prowadzi na najwyższe szczeble polityczne.
„Ludzie nieustannie rozprawiający o patriotyzmie i Bogu często mają na sumieniu bardzo nieładne uczynki.”
„Fabryka szpiegów” to najnowsza książka autorstwa Piotra Gajdzińskiego. Ponownie głównym bohaterem jest dziennikarz Rafał Terlecki, ale każdy z tomów to właściwie osobna historia i można je czytać zupełnie niezależnie od siebie. Historia przedstawiona tutaj jest niezwykle ciekawa. Sięga bowiem 1945 roku, kiedy w jednym z wielkopolskich pałaców utworzono szkołę nielegałów. Okazuje się, że działania Sowietów, które miały miejsce tak wiele lat temu, rezonują w teraźniejszości, a obudzeni szpiedzy stają się bardzo niebezpieczni.
Tak jak poprzednie tytuły autorstwa Piotra Gajdzińskiego czyta się świetnie. Historia wciąga od pierwszych stron, a kilka sprawnych zwrotów akcji zaskakuje tak bardzo, że ciężko odłożyć lekturę na później. Mamy tu rosyjskich szpiegów, wielką politykę, wielkie biznesy, niebezpieczne układy na najwyższych szczeblach. Mamy bohaterów, których już znamy i tych zupełnie nowych. Trochę kryminału, trochę sensacji i szczypta thrillera. Setki wypalonych papierosów i …alkohole z najwyższej półki 😉😎
Wydaje mi się, że to najlepszy tytuł autora, ale chyba o każdej jego książę tak mówię, więc najwyraźniej mam do niego słabość 😉😂
Lubię po prostu sprawnie napisane historie, które wciągają tak bardzo, że zapominamy o otaczającym nas świecie.
Rozrywka w najlepszym wydaniu! Polecam!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza.
„Człowiek musi mieć wspomnienia, bez nich nie istnieje, jest pusty.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDziennikarz Rafał Terlecki otrzymuje informację o szkole nielegałów, która funkcjonowała w pobliżu jego rodzinnego Wolsztyna. Dziennikarskie śledztwo szybko wchodzi na niebezpieczne tory. Okazuje się że sprawa jest niezwykle delikatna i życie Terleckiego jest zagrożone. Ten jednak nie odpuszcza i z...