-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2024-05-25
2024-05-12
2024-03-02
„Wraz z wiekiem przybywa nam zaszczytów i bogactw, a kiedy już chcemy się nimi nacieszyć, przychodzi Ojciec Czas i psuje nam ciało.”
Obrzydliwie bogaty i zabójczo przystojny Lucas Tappan proponuje Norze Kelly pracę przy wykopaliskach prowadzonych w amerykańskiej bazie wojskowej. Nora jednak początkowo odrzuca propozycję, ponieważ ma wrażenie, że ta praca zaprzepaści jej karierę. Wykopaliska są prowadzone w sławetnym Roswell, a Nora nie zamierza stać się „tą archeolożką od UFO”.
Życie jednak decyduje inaczej i w końcu Nora nie ma innego wyjścia. Zgadza się na kierowanie pracami, które sponsoruje Tappan.
Pierwszym odkryciem są dwa ciała, na pierwszy rzut oka - ofiary morderstwa. Wtedy do akcji wkracza FBI w osobie Corrie Swanson.
Ani Corrie, ani tym bardziej Nora, nie podejrzewają do czego może doprowadzić to, z pozoru nieistotne dla prowadzonych prac, odkrycie.
„-Servandae vitae mendacium - zacytował Tappan.
-Kłamstwa w służbie życia. Właśnie.”
„Diabelska góra” to trzeci tom z cyklu o przygodach archeolożki Nory Kelly i agentki FBI Corrie Swanson. Ostatnio to jeden z cykli, na którego kolejne tomy czekam z niecierpliwością. Bardzo go polubiłam. Co ciekawe chyba nie polubiłam go „za coś”, tylko „pomimo czegoś”…😉
W tym cyklu historie, wokół których opłata się fabuła, są często nieprawdopodobne, czasami, tak jak w „Diabelskiej górze” ocierają się o zdarzenia paranormalne. Ale całość jest spójna i ciekawa, a szybko prowadzona akcja pochłania uwagę stuprocentowo i nie pozwala się oderwać od lektury 😃
Ten cykl to znakomita odskocznia od rzeczywistości. Osobiście raczej nie lubię wątków paranormalnych, ale chociaż dwa poprzednie tomy bardzo mi się podobały i były bardziej „przyziemne” 😉, to właśnie ten uważam za najlepszy! 🤩 Być może dlatego, że jest to tom, w którym, jakby dla przeciwwagi, zdarzenia z życia osobistego obu bohaterek bardzo się rozwijają. A ja bardzo im kibicuję, w związku z czym, znowu, z niecierpliwością, czekam na kolejny tom 🤩
Nie mogłam się oderwać!
Przy okazji książek autorstwa tego duetu to chyba oczywiste, że literacko to klasa sama w sobie, w obrębie swojego gatunku. Fabularnie wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik. To tak klasycznie amerykańskie, takie zakorzenione w ideach gatunku! Jest o odwadze, o miłości, o tajemnicy, są niesamowite opisy dzikiej amerykańskiej przyrody, są szeryfowie, jest… UFO 😎👽🤠
Jest także staranne wydanie, genialna okładka i znakomite tłumaczenie 😍
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora.
„Wraz z wiekiem przybywa nam zaszczytów i bogactw, a kiedy już chcemy się nimi nacieszyć, przychodzi Ojciec Czas i psuje nam ciało.”
Obrzydliwie bogaty i zabójczo przystojny Lucas Tappan proponuje Norze Kelly pracę przy wykopaliskach prowadzonych w amerykańskiej bazie wojskowej. Nora jednak początkowo odrzuca propozycję, ponieważ ma wrażenie, że ta praca zaprzepaści jej...
2024-03-14
2024-03-09
„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”
Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej kobiety. Szybko okazuje się, że nie jest to ofiara strzelaniny. Tomas odkrywa w toku dochodzenia, że do podobnych zbrodni dochodziło już w różnych częściach kraju. W tym samym czasie na ślad tych zbrodni trafia dziennikarka Vera Berg, a głównym podejrzanym staje się znany i popularny aktor Micael Bratt.
„Dotarł do rozstaju dróg.
Mógł wybrać to, co wydawało mu się właściwe, albo to co było właściwe.
Nie wiedział jednak, które jest które.”
Lato tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku w Szwecji, było czasem niezwykłym z wielu względów. Zlepek wyjątkowych zdarzeń i ekstremalnie wysokiej temperatury wyrył się w szwedzkiej świadomości narodowej. Na kanwie owych wydarzeń autorzy „Pamięci mordercy” postanowili oprzeć fabułę swojej powieści, z gatunku, który ze Szwecją związany jest jak żaden inny, mianowicie powieści kryminalnej.
Autorami „Pamięci mordercy” jest duet dziennikarzy śledczych, a ich dzieło niemałą, ponad sześćset stronicową „cegłą”.
Niemniej jednak czyta się ją jednym tchem! Linearna narracja, mnogość wątków i krótkie rozdziały sprzyjają wciągającej lekturze.
Jest to stuprocentowy skandynawski kryminał, nawiązujący do „starej szwedzkiej szkoły”, co w zalewie kryminałów tego gatunku, nie jest w dzisiejszej czytelniczej rzeczywistości takie oczywiste.
Pamiętam, jak wiele lat temu delektowałam się lekturą Trylogii Millenium, a zaraz później kultowego cyklu z Martinem Beckiem w roli głównej. Jak żałowałam, że nie obrałam innej kolejności tych lektur i jakie wrażenie na mnie wywarły oba te cykle. Tak teraz jestem zadowolona, że kultowy cykl autorstwa duetu Sjowall&Wahloo poznałam wcześniej niż „Pamięci mordercy”. Przede wszystkim dlatego, że powieść Engmana&Selakera, czerpie garściami z tej klasyki. Czułam się teleportowana do rzeczywistości Martina Becka, w gorące lato, kiedy Szwecja zamiera, a Szwedzi wyjeżdżają do swoich domków letniskowych… Ale nie jest to krajobraz sielankowy, lecz brudny, skorumpowany i duszny.
Szeroko przedstawione tło społeczno- obyczajowo-polityczne, tak charakterystyczne dla szwedzkich klasyków gatunku i tutaj gra pierwszoplanowe role, a samo śledztwo to tylko przyczynek do toczenia tych rozważań. Oczywiście policyjne dochodzenie kluczy, przestaje w martwych punktach i wiruje tak, że nawet ścigający mogą stać się ściąganymi.
Wszystko to sprawia, że „Pamięci mordercy” to tytuł obowiązkowy dla miłośników gatunku i dla tych, którzy chcieliby się z nim zapoznać.
A ja osobiście mam nadzieję, że już niedługo będzie mi dane zapoznać się z kolejnym tomem, bo zakończenie tego było… zarwałam noc!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
„To było pełne wydarzeń lato, na pewno je zapamięta, ale nie w jasnym świetle. Zostanie w nim przede wszystkim ta ciemność i smutek, który czuł podczas najcieplejszego i najjaśniejszego lata w Szwecji, jakie pamięta.”
Latem 1994 roku policjant Tomas Wolf zostaje wezwany do Falun, gdzie miała miejsce masowa strzelanina. Wśród ofiar odnalezione zostaje ciało uduszonej...
2024-01-22
2024-01-10
2023-12-24
„Literatura to przecież nieład, zamęt. Podobnie jest ze światem, bo jak inaczej wytłumaczyć przemoc? Słowa nie powinny zawsze być we właściwym miejscu. Bo literatura jest właśnie tam, w strefie niepewności.”
Troje przyjaciół, Samir, Samuel i Nina. Klasyczny miłosny trójkąt. Ona zakochana w jednym z nich, ten drugi zakochany w niej. On usiłuje popełnić samobójstwo i tak oto ona zostaje jednak przy nim… A ten trzeci odchodzi. Robi spektakularną prawniczą karierę… opierając się na historii życia swojego dawnego kolegi. Po latach wszystko wychodzi na jaw. Czy jednak będzie można to wszystko odkręcić? Dostać drugą szansę od losu? Wrócić do korzeni?
„Jak mogła się tak bardzo co do niego pomylić? Czy człowiek może mieć nie dwie, ale pięć, sześć różnych twarzy?”
„Nasze życia wymyślone” Karine Tuil to powieść wydana w serii Collection nouvelle Wydawnictwa Nowe. Wszystkie książki wydane w tej serii to niewątpliwie wielkie, wielokrotnie nagradzane powieści. Nie inaczej jest także z tym tytułem. Pozornie prosta historia, traktująca o życiowych wyborach, najtrudniejszych z możliwych, ale także o zdradzie i kłamstwie. Czyli o wszystkim tym, co od lat roztrząsa wielka literatura. I od lat nie znajduje odpowiedzi na fundamentalne pytania, które stawia.
„Nasze życia wymyślone” to powieść bardzo aktualna. To powieść o zbrodni i karze dzisiejszych czasów. O poszukiwaniu siebie. O tym, że czasami, choćbyśmy bardzo chcieli, nie da się zwieść swojej natury. Przerobić się na kogoś, kim chcielibyśmy być. Pokochać kogoś na siłę. Udawać… jak długo można udawać?
To również powieść o kruchości życia. O tym, że może się ono odmienić w jednej chwilę. I że pozornie nieważne zdarzenie, może zmienić układ planet w galaktyce naszego życia.
Wszystko to, wielokrotnie już przerabiane w światowej literaturze, maglowanie na wszystkie sposoby i miksowane przez różne gatunki, u Karine Tuil brzmi zaskakująco świeżo.
„Nasze życia wymyślone” to niezwykle aktualna, współczesna powieść, która zaczyna się od miłości.
Czy marzenia o lepszym życiu mogą prowadzić do złych rzeczy? A gdzie wtedy jest miłość?
I jak zwykle, przy powieści z serii Collection nouvelle, rozpływam się nad starannością nie tylko doboru tytułów, ale także wydania i tłumaczenia.
Niezmiennie chapeau bas dla wydawnictwa!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nowe
„Literatura to przecież nieład, zamęt. Podobnie jest ze światem, bo jak inaczej wytłumaczyć przemoc? Słowa nie powinny zawsze być we właściwym miejscu. Bo literatura jest właśnie tam, w strefie niepewności.”
Troje przyjaciół, Samir, Samuel i Nina. Klasyczny miłosny trójkąt. Ona zakochana w jednym z nich, ten drugi zakochany w niej. On usiłuje popełnić samobójstwo i tak...
2023-12-15
„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”
🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić święta wraz ze swoją córką, która mieszka w Fort William w Szkocji. Jako prezent pożegnalny dostała od swoich kolegów bilet na przejazd pociągiem sypialnym. Ma więc nadzieję na wygodną i spokojną podróż. Wraz z Roz na londyńskiej stacji do pociągu wsiada młoda youtouberka wraz partnerem, emerytowana pani profesor z synem, nauczyciel z rodziną, grupa młodych ludzi, samotna kobieta, tajemniczy mężczyzna i… pasażer na gapę.
🚂 Niestety z powodu śnieżyc pociągi są opóźnione, a niektóre odwołane. Pociąg do Szkocji wyrusza, ale niestety dochodzi do wypadku i wykoleja się na pustkowiu. W tym samym czasie okazuje się że jedna z osób nie żyje ☠️ Morderca prawdopodobnie także znajduje się w pociągu…
Roz nie potrafi oprzeć się pokusie poprowadzenia swojego ostatniego śledztwa.
„To, że potrafimy coś znieść, nie oznacza, że nie odczuwamy cierpienia. Oznacza, że umiemy je przezwyciężyć.”
🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to druga po „Morderczej świątecznej grze” powieść Alexandry Benedict. Ubiegłoroczna bardzo mi się podobała, więc bez wahania przyjęłam propozycję otrzymania egzemplarza recenzenckiego.
🚂 Schemat jest podobny w obu powieściach, ale „Morderstwo…” porusza również wątki trudne, które na pierwszy rzut oka nie pasują do cosy crime, jakim w założeniu powinna być ta książka. Jednak dzięki temu, w mojej ocenie, zyskuje. Ciekawie wyszło to połączenie, pozornie lekkiego świątecznego kryminału, gdzie szyta grubymi nićmi intryga wywołuje nieustanny uśmiech na ustach czytelnika, ze skomplikowanym tematem trudnych relacji rodzinnych i próby ich naprawienia.
„Przesilenie zimowe, a zatem Boże Narodzenie, wiąże się ze śmiercią światła i obietnicą jego powrotu. Musimy wejrzeć w ciemność, by ujrzeć światło.”
🚂 Tak jak w ubiegłym roku lektura sprawiła mi niemałą radość. Wiele w niej „smaczków” i tych dosłownych, w opisach tradycyjnych świątecznych smakołyków, i tych w postaci zagadek z zakresu literatury i filmu związanych tematycznie z pociągami, co dostarcza czytelnikowi dodatkowej zabawy.
🚂 Historia kryminalna jest ciekawa, mimo że dość przewidywalna. Dla wprawnego czytelnika, nie sposób nie mieć skojarzeń z genialną powieścią autorstwa Agathy Christie „Morderstwo w Orient Expressie”. Nie jest to jednak kalka, to historia mocno zakorzeniona we współczesnych realiach z prawdziwymi „z krwi i kości” bohaterami, w tym z jednym wyjątkowym arystokratą, o cudownym imieniu Mousetache 🐈 😉
🚂 „Morderstwo w świątecznym ekspresie” to, tak jak ubiegłoroczna „Świąteczna mordercza gra” książka wydana z niezwykłą starannością! Nie mogę się napatrzeć na tę znakomitą okładkę i rysunki pociągów na jej odwrocie. Aż szkoda zapakować w papier, by położyć pod choinką jako prezent 🎄🎁
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
„Na zewnątrz śmigały płoty, ogrody i prostokąty oświetlonych okien. Roz teoretycznie wiedziała, że to ona jest w ruchu, ale tego nie czuła. Na tym polegała magia pociągów. Świat zdawał się cię mijać, podczas gdy ty pozostawałaś nieruchoma, a jakoś docierałaś do obranego celu. Gdybyż tak było w życiu.”
🚂 Zaraz po przejściu na emeryturę, policjantka Roz postanawia spędzić...
2023-10-02
„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać w szachy, co kto lubi.”
Elizabeth Best, emerytowana agentka wywiadu i szefowa nieformalnego czwartkowego klubu zbrodni, założonego przez grupę emerytów z osiedla dla seniorów Coopers Chase, dostaje list od człowieka, który nie żyje. Co do tego Elizabeth nie ma wątpliwości, bo sama czterdzieści lat temu znalazła jego ciało. Oczywiście wietrząc podstęp i jednocześnie czując w kościach zbliżającą się rozrywkę, wtajemnicza w sprawę swoich przyjaciół z osiedla. Jak zwykle wszyscy chętnie angażują się w śledztwo, którego droga do rozwiązania będzie usłana róż… yyy… trupami ☠️💀☠️🙃
„Uczę się, że czasem warto się zatrzymać i po prostu napić się wina z przyjaciółmi, i poplotkować, nawet jeśli dookoła trup ściele się gęsto. A ostatnio rzeczywiście się ściele.”
„Człowiek, który umarł dwa razy” to moje drugie spotkanie z literackim wydaniem Richarda Osmana. Kiedy zobaczyłam, że człowiek, którego niezwykle cenię jako wyjątkową osobowość telewizyjną, wydaje kryminał, wiedziałam że muszę go przeczytać. Już po lekturze pierwszego tomu zakochałam się w tym cyklu, polubiłam bohaterów, uzależniłam się od charakterystycznego poczucia humoru i wiedziałam, że chcę więcej! 🤩 Druga część mnie nie rozczarowała. I mogę nawet powiedzieć, że jest lepsza (w warstwie kryminalnej) od pierwszej. Gangsterzy szaleją, oficerowie wywiadu przepychają się z policją, broń jest cały czas odbezpieczona, a nasi emeryci robią swoje, we właściwym tempie… bo przecież zawsze jest odpowiednia chwila na filiżankę herbaty i ciastko. 🍰☕️
„Człowiek, który umarł dwa razy” to niewątpliwie pełnowymiarowy kryminał, ale to jednocześnie książka, która otula nas niczym ciepły koc w jesienny wieczór. Pełna jest życiowych prawd, które, podane tutaj w wersji light, nie uwierają czytelnika. Podczas lektury nie sposób powstrzymać wybuchów śmiechu, szczególnie jeśli angielska rzeczywistość nie jest nam obca, bo Osman ma niezwykły dar obserwacji otoczenia. Bywa, że jest to także śmiech przez łzy, bo lektura wywołuje skrajne emocje i na pewno, czy tego chcemy, czy nie, skłania do refleksji.
Oprócz tego, że autor jest doskonałym obserwatorem, potrafi także pisać. Jego bohaterowie są niezwykle wyraziści, każdy z nich jest inny, wyjątkowy i każdy bez wyjątku ma wszelkie zalety i przywary niczym prawdziwy człowiek, co Osman uwypukla. Bo czyż gangster nie może być romantykiem, a z pozoru ideał miewać wady?
Czekam teraz na trzeci tom, który ma się ukazać pod tytułem „Kula, która chybiła”, bo członkowie czwartkowego klubu zbrodni z Coopers Chase wcale nie są gotowi na emeryturę, chociaż partyjka szachów i filiżanka herbaty nikomu jeszcze nie zaszkodziła. 😉
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Agora. Współpraca reklamowa.
„Ludzie zjawiają się tu i odchodzą, i tak w kółko. Świadomość, że przyjechali tu, żeby dożyć swoich ostatnich dni, nadawała im żywotności. Poruszali się powoli, jednak ich czas pędził szybko. Wkrótce poumierają, ale przecież wszyscy kiedyś umrzemy. Ani się obejrzymy, a wszyscy znikniemy, więc w międzyczasie nie pozostaje nam nic innego, jak żyć. Pakować się w kłopoty, grać...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-14
2023-08-06
2023-06-16
„To miejsce przypominało jej przyczepę kempingową, w której mieszkała z matką w Medicine Creek. Panowała tam taka sama atmosfera samotności, straconych nadziei, wieloletniego upadku i zmarnowanych szans, które prześlizgnęły się jak piasek przez palce.”
Agentka Corrie Swanson zostaje oddelegowana do wyjaśnienia sprawy zmumifikowanych zwłok znalezionych w piwnicy jednego z budynków opuszczonego miasta w nowym Meksyku. Na pierwszy rzut oka nieskomplikowana sprawa, szybko przybiera zupełnie inny obrót, kiedy przy zwłokach, Corrie wraz z Norą, którą agentka poprosiła o pomoc, odnajdują bezcenny złoty krzyż.
Wymarła górnicza osada zdaje się mieć więcej tajemnic. Przyjazd Corrie staje się, kamyczkiem, który trącony przeistacza się w prawdziwą lawinę wydarzeń.
„Straciwszy szacunek do wszystkiego innego ludzie czczą teraz tylko złoto.”
„Ogon skorpiona” to drugi tom z cyklu. Już pierwszy bardzo mi się podobał, ale ten podoba mi się jeszcze bardziej. Nie chodzi tu o samą główną historię, która w obu książkach jest świetna, tylko o wszystkie poboczne wątki, które nabierają tempa właśnie w drugim tomie i sprawiają, że nabieramy apetytu na więcej i więcej.
W tym tomie poznajemy nowych bohaterów, a historie tych, których już spotkaliśmy, udaje nam się zgłębić.
Klimat tej powieści jest fantastyczny. Atmosfera opuszczonego amerykańskiego miasteczka tak duszna i gęsta, że czasami strach spojrzeć przez ramię 😉
Historia także jest świetna! Zaczyna się mocno kryminalnie, a później niczym rollercoaster mknie łańcuchem zdarzeń tak szybko, że ciężko złapać oddech 🤩
Fabuła „Ogona skorpiona” jest wybuchową mieszanką kryminału, thrillera, sensacji i powieści przygodowej 💥🔥💥Duet Preston i Child to w końcu eksperci od utrzymywania ekstremalnego napięcia 😉🔥
Zdecydowanie czekam na kolejne tomy. Uwielbiam takie cykle, w których obok świetnych historii stanowiących niejako ich trzon, toczy się normalne życie bohaterów, z którymi już zdążyłam się zaprzyjaźnić 😊
Mocno polecam! Nie ma nudy!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Agora.
„To miejsce przypominało jej przyczepę kempingową, w której mieszkała z matką w Medicine Creek. Panowała tam taka sama atmosfera samotności, straconych nadziei, wieloletniego upadku i zmarnowanych szans, które prześlizgnęły się jak piasek przez palce.”
Agentka Corrie Swanson zostaje oddelegowana do wyjaśnienia sprawy zmumifikowanych zwłok znalezionych w piwnicy jednego z...
2023-05-28
2023-05-19
2023-04-09
„Gdy spojrzymy wstecz, nasza młodość wciąż tam jest. Przez całe życie pozostaje z nami, służy nam za odniesienie, jest tam zawsze, czy nam się podoba, czy nie, ciagle tam tkwi, wciąż ta sama, czy była przyjemna, czy nie, jakby niezdecydowana, zdziwiona, że kiedyś umrzemy, uśmiecha się łobuzersko. Nasza młodość jest wieczna.”
Na platformie wiertniczej u wybrzeża Norwegii dochodzi do katastrofy. Tym samym, po wielu latach ponownie krzyżują się drogi czworga licealnych przyjaciół. Ana, Noah, Knut i Andreas spędzali kiedyś razem każdą wolna chwilę. Aż do tragicznego wypadku, w którym ucierpiał Noah. Rozdzieleni przez los na wiele lat, zastanawiają się, każde na swój sposób, czy jest możliwy powrót do tamtych lat. Czy można żyć dalej, a jednocześnie powrócić do siebie z przeszłości. W zimnych, nieprzyjemnych, a jednocześnie niezwykle pięknych skandynawskich okolicznościach przyrody, będziemy rozważać, z jednej strony, nad wiszącą nad nami, niczym miecz Demoklesa, globalną katastrofą ekologiczną, a z drugiej, nad niby błahymi rozterkami zwykłego człowieka na temat brutalnie szybko upływającego czasu.
„Najlepsze lata nie wracają jak wiosna. Straconego czasu nie da się odzyskać.”
„Climax. Punkt kulminacyjny.” Jest powieścią wielowymiarową pod każdym względem. Pod płaszczykiem wręcz sensacyjnej historii wypadku na platformie wiertniczej, a później obyczajowej części dotyczącej czworga przyjaciół, autor przemyca ważkie treści dotyczące nas wszystkich. Zarówno każdego z nas jako jednostki, jak również wszystkich razem jako mieszkańców pięknej niebieskiej planety i odpowiedzialności jaka za tym stoi. Prowadzi nas przez niby jałowy, biały i mroźny krajobraz, wskazując na mnogość gatunków, które obrały go sobie jako miejsce do życia i nasze działania, które doprowadzają do sytuacji, kiedy ich egzystencja zostaje zagrożona.
Z drugiej strony, zestawione z tym obrazem, rozterki bohaterów, wydają się niemal trywialne, a jednak dla nas, jako jednostek, najważniejsze.
Oba wątki maja jeden wspólny mianownik. Jest nim uciekający czas. W obu przypadkach mamy go mniej i mniej… nigdy odwrotnie.
Czy dane nam jest bezboleśnie powrócić do przeszłości? Czy wszystko co wydarza się nam po drodze życia nie powoduje tego, że do tej przeszłości już nie da się powrócić?
„Climax” to przedziwna książka. Na pewno to nie jest lekkie czytadło. Zdecydowanie to opowieść, której należy poświecić więcej czasu. Z drugiej strony historia czworga przyjaciół wciąga, czasami jest niemal sensacyjna z niepokojącym klimatem rodem z thrillera, a kiedy indziej jest niczym opowieść autorstwa Davida Attenborough. Nieprzenikniona. Tak jak nieprzenikniony jest upływ czasu i skutki jakie za sobą niesie. Dla nas wszystkich razem i dla każdego z osobna.
Jak zwykle podczas lektury jednego z tytułów serii wydawniczej Collection Nouvelle Wydawnictwa Nowe, zwracam uwagę na niezwykle minimalistyczne, a jednocześnie eleganckie wydanie oraz na staranny dobór tytułów i znakomitych tłumaczy literatury francuskiej.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Nowe.
„Gdy spojrzymy wstecz, nasza młodość wciąż tam jest. Przez całe życie pozostaje z nami, służy nam za odniesienie, jest tam zawsze, czy nam się podoba, czy nie, ciagle tam tkwi, wciąż ta sama, czy była przyjemna, czy nie, jakby niezdecydowana, zdziwiona, że kiedyś umrzemy, uśmiecha się łobuzersko. Nasza młodość jest wieczna.”
Na platformie wiertniczej u wybrzeża Norwegii...
2023-03-29
„Spojrzał na morze. Ławica chmur tak gęstych, że wydawały się twarde w dotyku, zakrywała horyzont. Wyglądało na to, że mgła, która spowijała wyspy tydzień temu, wracała, żeby się zemścić.”
W budynku gospodarczym domu kupionego przez Anglików, którzy niedawno przeprowadzili na Szetlandy, popełnia samobójstwo jego poprzedni właściciel. Flemingom tym bardziej nie jest łatwo zaadoptować się do nowej społeczności. Zaczynają oni otrzymywać niepokojące wiadomości w postaci rysunków szubienicy. Wkrótce po tym, w tym samym miejscu, zostaje odnalezione ciało opiekunki do dzieci zaprzyjaźnionej z nimi rodziny. W trakcie śledztwa, które prowadzi Jimmy Perez, wychodzi na jaw wiele sekretów obu rodzin.
Jimmy musi rozwiązać sprawę tajemniczej zbrodni, a także jednocześnie poukładać swoje życie, którego pozorny spokój w jednej chwili zostaje zburzony. Czy będzie w stanie prowadzić śledztwo w obliczu zmian jakie niesie ze sobą przyszłość?
„W pracy i w życiu osobistym często pozwalał, żeby współczucie brało w nim górę. Dawał się nabierać na ckliwe opowieści, ale ona patrzyła na sprawy trzeźwo, wnikliwie i bez sentymentów. Spojrzał znowu na morze i zobaczył, że mgła jest już coraz bliżej i toczy się ku nim jak jedna, gigantyczna fala.”
„Dziki ogień” to ostatni tom cyklu szetlandzkiego autorstwa Ann Cleeves. Obok „Czerwieni kości” i „Błękitu błyskawicy” to tom, który staje się zdecydowanie moim ulubionym. Przez lekturę tego cyklu bardzo się zżyłam z bohaterami i teraz trudno mi trochę uwierzyć, że to koniec…
Tak jak każda historia tego cyklu i ta z „Dzikiego ognia”, jest świetna! Oczywiście tu także znajdujemy ten ekscytujący, duszny klimat zamkniętej społeczności i spowitej we mgle wyspy. Podczas lektury spotkamy i starych znajomych, i nowe, ciekawe postaci. Dzieje się wiele na różnych płaszczyznach. Zagadka kryminalna jest zawiła, a wątki osobiste naszych starych znajomych… No właśnie, o tym nic nie mogę powiedzieć 😉
Zdecydowanie to trzeba czytać od pierwszego do ostatniego tomu…
Kończę przygodę z Szetlandami, tym samym zazdroszcząc każdemu, kto jeszcze nie czytał…
Wiem, są inne cykle, nie mniej ciekawe, ale są też takie, które z jakiś powodów zapadają nam w pamięć. To jest właśnie jeden z nich.
„Spojrzał na morze. Ławica chmur tak gęstych, że wydawały się twarde w dotyku, zakrywała horyzont. Wyglądało na to, że mgła, która spowijała wyspy tydzień temu, wracała, żeby się zemścić.”
W budynku gospodarczym domu kupionego przez Anglików, którzy niedawno przeprowadzili na Szetlandy, popełnia samobójstwo jego poprzedni właściciel. Flemingom tym bardziej nie jest łatwo...
2023-03-02
2023-03-13
„Życie jest jak woda. Wody nie da się na zawsze zatrzymać w rękach.”
Ana Garcia-Brest, historyczka sztuki, dostaje propozycję współpracy przy poszukiwaniach medalionu Hirama. Razem ze swoim znajomym Martinem, z którym współpracowała przy poszukiwaniu obrazu „Astrolog”, zostają wciągnięci w wir wydarzeń. Okazuje się, że nie tylko oni poszukują bezcennego medalionu.
„Czasami zadaję sobie pytanie, czy prawda wyszłaby mi na spotkanie, gdybym jej nie poszukiwała. Czy jesteśmy tak silnie złączeni z tym, co nas poprzedza, że w końcu nas to dopada, obojętne, co robimy? Wszak przeszłość stanowi cześć naszego przebaczenia.”
„Ognisty medalion” to najnowsza powieść jednej z moich ulubionych pisarek - Carli Montero. To druga cześć historii rozpoczętej w „Szmaragdowej tablicy”, którą wielu uważa za najlepszą jej powieść. „Szmaragdową tablicę” czytałam kilka lat temu i nie ukrywam, że trochę mi to przeszkadzało, ponieważ w wielu miejscach historia „Ognistego medalionu” nawiązuje do pierwej części. Wniosek nasuwa się jeden - to jedna z tych historii, która wybrzmiewa w pełni tylko wtedy, gdy znamy jej całość. Musiałam szybko wypełnić luki w mojej „czytelniczej pamięci”, zanim zapadłam w niesamowitą historię o poszukiwaniu tajemniczego artefaktu.
Akcja „Ognistego medalionu” toczy się dwutorowo. Współcześnie obserwujemy zmagania Any i Martina podczas poszukiwań, które są pędzącym, niczym kolejka górska, strumieniem wydarzeń. Równolegle, na drugim biegunie, toczy się historia, tajemniczego bractwa, które połączyło kilkoro ludzi, strażników artefaktu. Ponieważ ta cześć historii toczy się w czasie zakończenia II Wojny Światowej, jej bohaterowie zmagają się także z innymi przeciwnościami losu, co powoduje, że losy medalionu stają się niezwykle zawikłane.
Oczywiście u finiszu tej opowieści obie fabuły zbiegają się w jednym wspólnym punkcie. Jakiem?… Nie powiem, bo to jest najlepsza i najbardziej ekscytująca cześć tej historii.
Carla Montero ponownie nie zawodzi swoich czytelników. Tak jak poprzednie jej powieści, akcja jest wartka, historia spójna i świetnie umiejscowiona w czasoprzestrzeni, jaką autorka dla niej wybrała. Rozdziały opisujące wydarzenia z przeszłości, zostały poprzedzone, krótkimi, ale niezwykle treściwym notkami, opisującymi wydarzenia schyłku II Wojny Światowej. Tak jak w poprzednich powieściach, musimy zapoznać się z wieloma bohaterami i początkowo ta mnogość postaci może sprawiać problemy. Trzeba nieco więcej uwagi na początku, ale później wprost zanurzamy się w opowiadanej historii
Historii, która na pewno na długo zapadnie w pamięć. I, taką mam wielką nadzieję, że na jej kontynuację nie będziemy musieli czekać tak długo, jak na „Ognisty medalion”.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis.
„Życie jest jak woda. Wody nie da się na zawsze zatrzymać w rękach.”
Ana Garcia-Brest, historyczka sztuki, dostaje propozycję współpracy przy poszukiwaniach medalionu Hirama. Razem ze swoim znajomym Martinem, z którym współpracowała przy poszukiwaniu obrazu „Astrolog”, zostają wciągnięci w wir wydarzeń. Okazuje się, że nie tylko oni poszukują bezcennego medalionu....
„Goulue. Tak, to było odpowiednie słowo. Idealnie oddawało charakter Louise Weber, jej zachłanność i ogromny apetyt na życie. Pragnienie innego, lepszego losu towarzyszyło jej od bardzo dawna. Czuła, że ma w sobie siłę, by osiągnąć więcej niż jest jej pisane i wyzwolić się z nędznego świata pralni Noiset.”
Nastoletnia Louise pracuje razem z matką w jednej z paryskich pralni. Odkąd zostały same los ich nie oszczędza. Louise cały czas wspomina piękne dni spędzone z ojcem i dziadkami w Alzacji. Z tych czasów pozostała jej pasja jaką jest taniec. Louise zaczyna potajemnie wymykać się nocami z domu by odwiedzać okryty złą sławą Montmartre. Tam poznaje przyjaciół i w końcu jej marzenie się spełnia. Dziewczyna stawia wszystko na jedną kartę.
Tak rodzi się nowa gwiazda, królowa Montmartre- La Goulue.
„Szczęście mogli osiągnąć tylko ci, którzy potrafili cieszyć się chwilą. Liczyły się spotkania, momenty ekstazy, chwile zapierające dech w piersiach, spędzone z bratnymi duszami, czas kiedy pękają wszystkie tamy. Chwile, gdy granice zostają zniesione.”
„Tancerka z Moulin Rouge” autorstwa Tanji Steinlechner to powieść oparta na prawdziwej historii, która wydarzyła się w Paryżu pod koniec dziewiętnastego wieku. Były to lata wielkich przemian w wielu dziedzinach i niesamowitego postępu. Historia działa się na oczach ludzi, impresjoniści zmieniali sztukę, Eiffel budował tę ohydną konstrukcję na wystawę światową, a Louise Weber stawała się wielką tancerką.
Zawsze chciała osiągnąć sukces, ale chyba wtedy nie przypuszczała, że nawet tak wiele lat później jej nazwisko, a właściwie pseudonim sceniczny, będzie nierozerwalnie kojarzył się z kankanem. Że stanie się królową Montmartre. I mimo, że jak wszyscy wiemy, historia Louise Weber jest tragiczna, to La Goulou stała się nieśmiertelna. Wykorzystała swoje pięć minut najlepiej jak tylko potrafiła.
Historia Louise Weber w tej książce jest mocno fabularyzowana. Nie jest to jednak biografia, więc zupełnie nie przeszkadza to w jej odbiorze. Wręcz odwrotnie. Autorka stworzyła tu wspaniały, niezwykle kolorowy świat, który bardzo mocno zakotwiczyła w czasoprzestrzeni, zwracając uwagę na ważne wydarzenia przemian społeczno-kulturowych. Klimat powieści jest niesamowity, autorce udało się ukazać pasmo wzlotów i upadków nie tylko Louise, ale także jej przyjaciół, w sposób bardzo przystępny i ciekawy.
I nawet jak po cichu myślę sobie, że pewnie nie było wtedy tak kolorowo i La Goulue miała zdecydowanie trudniejsze życie niż tu przedstawione, to nie przeszkadza mi to w odbiorze powieści… w odczytaniu przesłania, które niesie.
Lektura „Tancerki z Moulin Rouge” to dobrze spędzony czas. Powieść jest niezwykle wciągająca, a książka jest po prostu piękna. Genialna okładka, na której wykorzystano plakat autorstwa Toulouse-Lautreca, artysty tak samo mocno i nierozerwalnie związanego z paryskim Montmartre jak sama La Goulue.
Brawa za grafikę, brawa za tłumaczenie - Wydawnictwo Marginesy nie zawodzi!
Polecam gorąco!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
„Goulue. Tak, to było odpowiednie słowo. Idealnie oddawało charakter Louise Weber, jej zachłanność i ogromny apetyt na życie. Pragnienie innego, lepszego losu towarzyszyło jej od bardzo dawna. Czuła, że ma w sobie siłę, by osiągnąć więcej niż jest jej pisane i wyzwolić się z nędznego świata pralni Noiset.”
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNastoletnia Louise pracuje razem z matką w jednej z paryskich...