Kasztanowy ludzik Søren Sveistrup 7,5
ocenił(a) na 730 tyg. temu Powieść reklamowano jako debiut literacki Sveistrupa, który był do tej pory scenarzystą produkcji kryminalnych (ma nawet w nazwisku słowo "trup" - ha!). Przyznaję szczerze, że nie widziałam ani jednej z nich, nie kojarzyłam serialu "The Killing", nie zetknęłam się z Sveistrupem nigdy przedtem, a po książkę sięgnęłam dlatego, że jej akcja rozgrywa się w Danii. Przede wszystkim jest to pozycja (przynajmniej dla mnie) bardzo wciągająca - przeczytałam ją tego samego dnia, którego przyniosłam ją z biblioteki, zarywając dla książki noc do 3 nad ranem, co mi się nie zdarzało od czasów studenckich. Już samo to świadczy o tym, że jest dobra. Trzyma w napięciu, sprawia, że trudno ją odłożyć, kompletnie nie zgadzam się z zarzutami niektórych osób, że pierwsze rozdziały są nudne i nic się w nich nie dzieje - dzieje się mnóstwo, a poza tym od pierwszych stron opadła na mnie zimna, wilgotna mgła mrocznego klimatu, który lubię (pamiętacie zdjęcia do filmu "The Ring" Gore'a Verbinskiego?).
Owszem, pewne osoby budziły moje podejrzenia już od samego początku, ale nie wydaje mi się, by całość była przewidywalna, choć faktycznie jest tam wiele chwytów, które kojarzę z innych historii - choćby młoda policjantka kontra stary wyjadacz sterany życiem (obowiązkowo z blizną na twarzy),a jeśli chodzi o samą osobę mordercy, widziałam w sumie taki odcinek "Dowodów zbrodni" i "Law and Order SVU" - a jednak Sveistrup tak kreuje książkową rzeczywistość, że nie czułam się, jakby wrzucono mnie do karuzeli ze sztampowymi motywami. To trochę jak słuchanie piosenki, która ma znane nam akordy, ale mimo to świetnie brzmi i chcemy jeszcze.
Autor pisze scenariusze i troszkę to widać w tym, jak prowadzi narrację - wszystko jest opisane bardzo szczególarsko, jakby pozostawiał instrukcję dla przyszłego reżysera ekranizacji, jednak udało mu się uniknąć przesytu "suchymi" dialogami, pozwolił też swoim bohaterom na monologi wewnętrzne i starał się pokazywać rzeczywistość z ich perspektywy, nawet gdy osobiście znamy coś, czego oni jeszcze nie mieli prawa wiedzieć.
Co do wieku ewentualnego małoletniego czytelnika, nie ma tu nadmiaru scen łóżkowych, których szczerze nienawidzę - zaledwie dwa małe świństewka, z czego jedno jest niezbędne dla rozwoju fabuły, jest za to sporo realistycznych, mięsistych opisów zbrodni. Trup ściele się gęsto i czujemy zarówno cierpienie ofiar, jak i emocje towarzyszące znajdujących zwłoki policjantów. I chociaż Sveistrup nie poszedł w klimaty gore, to jest to jednak bardzo "krwista" książka, więc nie polecam jej dla młodszych czytelników. Jednocześnie jest tu też sporo humoru i puszczania oczek (nie wierzę, że policjant o nazwisku "Martin Ricks" został tak nazwany przypadkiem XD).
Co mi się nie podobało? W sumie to jedynie rzeczy, w które ciężko było mi uwierzyć, przede wszystkim dotyczące weryfikacji personaliów. (GIGANTYCZNY SPOJLER) Nie jestem w stanie kupić tego, że kobiecie z zaburzeniami osobowości stanowiącymi zagrożenie dla innych pozwolono wznowić pracę na oddziale dziecięcym, nie wierzę, że nie sprawdzono bardzo, ale to bardzo dokładnie przeszłości kierowcy rządowego ministra, i już totalnie nie kupuję, że dopuszczono do pracy w policji, i to przy tajnych danych, osobę, która ma taką historię, nie sprawdziwszy jej ani trochę. To po prostu niemożliwe. (KONIEC gigantycznego spojlera).
Oprócz tego znalazłam jedną zbrodnię na polskiej składni popełnioną przez tłumacza ("Schemat składania wydawał mu się niezrozumiały i około wpół do jedenastej otworzył białe wino"),nie podobała mi się także zasada fonetycznego spolszczania wyrazów obcych (esemesy, mejle, najki).
Zadziwiło mnie (in plus),że duńscy członkowie rządu przed rozpoczęciem kadencji uczestniczą w nabożeństwie w kościele, rozczuliło mnie także, że dzieci w Danii jeżdżą do szkoły rowerem i jest im niemiłosiernie głupio, gdy ojciec chce odwozić je samochodem. Książka osadzona jest w rzeczywistości Danii, ale mogłaby rozgrywać się także w innym zachodnim kraju - dlatego mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, by skrzywdzić ją za pomocą amerykańskiej adaptacji (póki co wiem, że jest duńska i podobno niezła).