-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2024-04-19
2024-04-04
Całkiem przyzwoita lektura, przeczytana "na szybko" podczas 2,5 godzinnej podróży do stolicy, w której - o, dziwo!- całkowicie się zatraciłam. Autor stworzył ciekawy i zgrabny kawałek niecodziennej historii, przenosząc czytelnika na orbitę okołoziemską wprost na ciasne korytarze Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Z każdym kolejnym rozdziałem, moja ciekawość coraz bardziej rozpędzała się do pierwszej prędkości kosmicznej i tylko komunikat głosowy w pociągu uratował mnie w samą porę przed nieświadomym przejechaniem "na gapę" docelowej stacji... 🫣
No ale chociaż poczytałam o ciekawym życiu astronautów w ich naturalnym środowisku: w nieważkości, setki kilometrów nad Ziemią, zamkniętych w nieprzytulnych modułach największego cudu XXI - wiecznej techniki, gdzie nie ma miejsca na błędy.....
Całkiem przyzwoita lektura, przeczytana "na szybko" podczas 2,5 godzinnej podróży do stolicy, w której - o, dziwo!- całkowicie się zatraciłam. Autor stworzył ciekawy i zgrabny kawałek niecodziennej historii, przenosząc czytelnika na orbitę okołoziemską wprost na ciasne korytarze Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Z każdym kolejnym rozdziałem, moja ciekawość coraz bardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-28
"Osada" to moje pierwsze spotkanie z Michałem Śmielakiem i bardzo możliwe, że nie ostatnie. Zostałam wciągnięta w historię, która mnie zmroziła i przysypała odczuwalnym przez cały czas klimatem grozy, niepokoju i zagrożenia. Właściwie to ani na chwilę nie przyszło mi do głowy, żeby zrobić sobie przerwę od czytania i zająć się czymś innym....
Akcja powieści toczy się w dwóch liniach czasowych i początkowo myślałam, że opowiada ją ten sam narrator - zmyliła mnie pierwszoosobowa narracja i zbieżność imienia i nazwiska. Potraktowałam to jako sprytny zabieg autora wodzenia mnie za nos, ponieważ szybko dało się później zauważyć, że przesłuchanie policjanta Jana Rysia, różni się coraz większą ilością szczegółów od historii przytaczanej przez drugiego naocznego uczestnika wydarzeń, Michała. Zagadka kryminalna w powieści stanowi raczej jej tło, jako katalizator dla wydarzeń, podkreślając napięcie i emocje mieszkańców. Gdzieś w poza połową lektury, przyszło mi do głowy, że chyba domyślam się już, kim jest sprawca, jednak finał okazał się bardzo daleki od spodziewanego i ogromnie mnie zaskoczył.
Muszę przyznać, że mocno wkręciłam się w tę historię. Śmielak w dość intrygujący sposób buduje suspens i stopniuje napięcie, prowadząc czytelnika przez kolejne zagadki i tajemnice, które stopniowo ujawniają prawdziwą naturę każdego z bohaterów.
Warto sięgnąć po "Osadę", aby doświadczyć intensywnych emocji, skonfrontować się z niepokojącymi prawdami i zrozumieć, że czasem największym niebezpieczeństwem są ludzie sami dla siebie...
"Osada" to moje pierwsze spotkanie z Michałem Śmielakiem i bardzo możliwe, że nie ostatnie. Zostałam wciągnięta w historię, która mnie zmroziła i przysypała odczuwalnym przez cały czas klimatem grozy, niepokoju i zagrożenia. Właściwie to ani na chwilę nie przyszło mi do głowy, żeby zrobić sobie przerwę od czytania i zająć się czymś innym....
Akcja powieści toczy się w...
2024-02-15
Lubię tę serię choć nie wszystkie części mi się jednakowo podobały. Nie znam zbyt wielu kryminalnych autorów, którzy przemycają w swoich powieściach solidną porcję informacji o współczesnych metodach zabezpieczania i badania śladów na miejscach zbrodni. Dlatego też chętnie sięgam po kolejne tomy choć czasem mam pomiędzy nimi bardzo długą przerwę.
Deaver tym razem łączy bieżącą intrygę kryminalną z wydarzeniami z przeszłości Ameryki, skupiajac się wokół osoby byłego czarnoskórego niewolnika, który odegrał kluczową rolę w ruchu praw obywatelskich w latach sześćdziesiątych XIX wieku.
Nie spodziewałam się wiele po tym tytule zwłaszcza, że poprzednia część bardzo średnio mi podeszła. Liczyłam po prostu na dobrą i ciekawą powieść, i taką otrzymałam. Nie mogę powiedzieć, żeby fabuła trzymała mnie w jakimś spektakularnie wielkim napięciu ale czytało się dobrze i bez nudy.
Lubię tę serię choć nie wszystkie części mi się jednakowo podobały. Nie znam zbyt wielu kryminalnych autorów, którzy przemycają w swoich powieściach solidną porcję informacji o współczesnych metodach zabezpieczania i badania śladów na miejscach zbrodni. Dlatego też chętnie sięgam po kolejne tomy choć czasem mam pomiędzy nimi bardzo długą przerwę.
Deaver tym razem łączy...
2023-07-26
Przyznam się, że zapomniałam o tym cyklu jak i o tym, że obiecałam sobie kończyć rozpoczęte serie. Wróciłam więc do kolejnej, piątej już części duetu Rhyme&Sachs, w którym para detektywów zostaje poproszona o pomoc w złapaniu mistrza iluzji. Morderca pojawia się i znika, błyskawicznie zmienia wygląd, pozostawia ślady i poszlaki, co do prawdziwości których nigdy nie można mieć pewności. I mimo zaangażowania nadzwyczajnych sił i środków policyjnych, wymyka się z każdej policyjnej obławy a liczba ofiar wciąż rośnie.....
Niby wszystko z tą powieścią jest ok, od strony technicznej niczego jej nie brak, w konstrukcji fabuły też nie ma się do czego przyczepić a jednak coś mi się w niej "gryzło". Momentami autor tak szarżuje ze swoimi pomysłami, że nie jestem w stanie uwierzyć w ich realność. Zabrakło mi tu realizmu i prawdopodobieństwa, które najbardziej sobie cenię w powieściach tego gatunku. Ogólnie całość i tak wypada bardzo dobrze ale wątek iluzjonistyczy nie do końca do mnie przemawia. Wychodzę z założenia, że kryminał powinien trzymać się ziemi - wtedy najbardziej przeraża i wciąga...
Przyznam się, że zapomniałam o tym cyklu jak i o tym, że obiecałam sobie kończyć rozpoczęte serie. Wróciłam więc do kolejnej, piątej już części duetu Rhyme&Sachs, w którym para detektywów zostaje poproszona o pomoc w złapaniu mistrza iluzji. Morderca pojawia się i znika, błyskawicznie zmienia wygląd, pozostawia ślady i poszlaki, co do prawdziwości których nigdy nie można...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-05
Ktoś mi dwa dni temu powiedział, że w prawie każdej, dobrej serii trafiają się czasem robaczywe jabłuszka. Powyższy tytuł z pewnością robaczywką nie jest, bardziej takim subtelnym nagdryzieniem przez tegoż robaczka, jak już...
Nie bardzo potrafiłam się tutaj tak fajnie "wgryźć" w fabułę, tak jak to było w przypadku rewelacyjnego "Pustego krzesła" - czegoś mi tutaj ewidentnie brakło. Owszem, jest tu kilka ciekawych zwrotów akcji i finałowa dawka suspensu oraz zaskoczenia za sprawą głównego bohatera ale daje się też odczuć zwolnione tempo akcji w stosunku do poprzednich części. Wątek fabularny też nie wciągnął mnie tak dobitnie jak to było w przypadku "Pustego krzesła", a oczekiwałam, że tak właśnie będzie. I chyba pierwszy raz odkąd zaczęłam tę serię, coś mi zazgrzytało w zachowaniu jednego z głównych bohaterów ale nie chcę się już czepiać bo jednak lubię tę serię i mam w planach przeczytać ją całą. Następny w kolejności jest "Mag" i liczę, że tutaj będzie już bardziej "żywotnie".
Ktoś mi dwa dni temu powiedział, że w prawie każdej, dobrej serii trafiają się czasem robaczywe jabłuszka. Powyższy tytuł z pewnością robaczywką nie jest, bardziej takim subtelnym nagdryzieniem przez tegoż robaczka, jak już...
Nie bardzo potrafiłam się tutaj tak fajnie "wgryźć" w fabułę, tak jak to było w przypadku rewelacyjnego "Pustego krzesła" - czegoś mi tutaj...
2023-07-19
Książka bardzo zaskakująca jak na Nesbø, który do tej pory trzymał się pewnych i nieprzekraczalnych ram gatunkowych. Autor kojarzony głównie ze świetnych kryminałów i thrillerów, tym razem poszedł o krok dalej i postanowił fantazyjnie połączyć gatunki stwarzając powieść na miarę literatury grozy z iście kingowskim klimatem. Widać to i czuć szczególnie w pierwszej części książki, i gdybym czytała tę pozycję bez wiedzy kim jest jej autor, dałabym sobie głowę uciąć, że mam w rękach klasyczną prozę Kinga. Stary, dobry Nesbø wraca dopiero w części drugiej i trzeciej ale i tak miałam wrażenie, że jest go tam stanowczo za mało.
Szczerze to nie wiem co myśleć o tej książce. Czytało się dobrze i to muszę przyznać. Nie jestem jednak przyzwyczajona do czytania takich "bajek" w wykonaniu skandynawa bo rzeczywiście od któregoś momentu zaczęłam tę historię traktować bardziej jak bajkę dla dzieci, niźli poważną powieść. Wyjaśnienie tych wszystkich dziwacznych wydarzeń też nijak mnie nie zaskoczyło, bo daleko przez końcem zaczęły już kiełkować we mnie pewne podejrzenia, które w końcówce książki okazały się nad wyraz trafne. Przeczytałam, bo bardzo byłam ciekawa efektu końcowego wydania książki w takiej zupełnie nowej formie gatunkowej jednak moje wrażenia z lektury nie są na poziomie efektu "wow". Można przeczytać ale bez rewelacji.
Książka bardzo zaskakująca jak na Nesbø, który do tej pory trzymał się pewnych i nieprzekraczalnych ram gatunkowych. Autor kojarzony głównie ze świetnych kryminałów i thrillerów, tym razem poszedł o krok dalej i postanowił fantazyjnie połączyć gatunki stwarzając powieść na miarę literatury grozy z iście kingowskim klimatem. Widać to i czuć szczególnie w pierwszej części...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-07
Próbowałam kiedyś podczytywać postapokaplityczne "Metro" Glukhovskiego ale poległam po kilku początkowych rozdziałach. Nie przypadła mi wtedy ta lektura do gustu więc do innych książek autora nawet nie podchodziłam. Na "Tekst" pewnie też nie zwróciłabym najmniejszej uwagi ale konieczność przeczytania tej lektury została podyktowana zwerbowaniem mnie do pomocy w pisaniu pracy licencjackiej w języku rosyjskim i "Tekst" był jedną z kilku innych tytułów na których ta praca ma się opierać. Moim zamiarem było przeczytanie tej książki w oryginale (czytanie i pisanie w języku rosyjskim nie stanowi dla mnie problemu) ale z dostępnością egzemplarza ciężko, więc musiałam zadowolić się wersją polską.
Nie było mi łatwo z początku wkręcić się w tę powieść, za co w znacznym stopniu obwiniałam język autora, który nie boi się używać tutaj prostych a nawet i prostackich zwrotów oraz dużej ilości przekleństw w dialogach i narracji. Sama opowieść też nie jest typową kryminalną historią, jakiej w gruncie rzeczy trochę oczekiwałam, to bardziej powieść psychologiczna w której zbrodnia gra tu pierwsze skrzypce. Jednak oprócz sztampowych elementów kryminału mamy tu coś jeszcze, coś, co skłania do myślenia i każe zastanowić się nad motywem kradzieży własnej tożsamości cyfrowej. Po przeczytaniu tej książki zaczęłam się zastanawiać, ile ważnych spraw załatwiam w telefonie, zostawiając przy tym zatrważającą ilość śladów w postaci wirtualnych danych o mojej codzienności. Glukhovsky udowadnia, że w dzisiejszych czasach zbyt wiele informacji powierzamy własnym telefonom, gromadzimy w nich szczegóły swojego życia - zdjęcia, filmy, numery telefonów bliskich nam osób, osobiste notatki...Bez nich już trudno nam funkcjonować, a to właśnie w nich rozgrywa się większa lub mniejsza część naszego życia. I jakby to życie wyglądało w momencie gdyby ktoś przejął nasz telefon i zaczął się pod nas podszywać....?
Będąc już przy końcu, zrozumiałam przesłanie tej książki, które jest przerażające w swojej autentyczności. To współczesna i realna wizja naszego świata, w którym smartfony zawładnęły naszym życiem. Warto przeczytać i warto zdać sobie z tego sprawę.
Próbowałam kiedyś podczytywać postapokaplityczne "Metro" Glukhovskiego ale poległam po kilku początkowych rozdziałach. Nie przypadła mi wtedy ta lektura do gustu więc do innych książek autora nawet nie podchodziłam. Na "Tekst" pewnie też nie zwróciłabym najmniejszej uwagi ale konieczność przeczytania tej lektury została podyktowana zwerbowaniem mnie do pomocy w pisaniu...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-01
W ten pierwszy dzień Nowego Roku wchodzę z kolejną pozycją słowackiego mistrza grozy, Josefa Kariki i tym razem - niestety- zamiast zachwytów czekało mnie rozczarowanie. To nie ten Karika, który potrafił oczarować mnie rewelacyjną "Szczeliną". Zdecydowanie NIE. Książka przegadana i to w najbardziej kulminacyjnych momentach, do tego chaos i mnóstwo filozofii. Niby wszystko się ze sobą łączy a jednak czasem brak tu spójności. Z wszystkich pięciu opowiadań tylko na jednym udało mi się skupić i to tylko w małym stopniu, pozostałe cztery w ogóle nie przypadły mi do gustu, nie mówiąc już o jakimkolwiek poczuciu grozy, bo o tym w ogóle nie mogło być mowy - nic nie było w stanie mnie tutaj przestraszyć.
Lubię książki Kariki, nawet nie za sam nastrój grozy, którą autor potrafi bardzo umiejętnie operować jeśli chce, co zresztą udowodnił już w "Szczelinie", ale też za umiejscowienie fabuły w słowackich Tatrach i miejscach, które są albo dobrze mi już znane, albo dopiero zamierzam je odwiedzić. Lub nie. (już wiem, że w okolice Trybecza na pewno się nie zapuszczę - nie jestem aż taka odważna). "Głód" mnie zawiódł ale traktuję to jako odosobniony przypadek, w końcu każdemu pisarzowi trafiają się od czasu do czasu śliwki- robaczywki, mimo to nie widzę powodów, żeby rezygnować z przeczytania pozostałych tytułów autora, bo i tak będzie mnie kusiło na kolejne. Być może znowu się zawiodę ale liczę też, że autor w końcu powróci w swoim najlepszym, "szczelinowym" wydaniu.
W ten pierwszy dzień Nowego Roku wchodzę z kolejną pozycją słowackiego mistrza grozy, Josefa Kariki i tym razem - niestety- zamiast zachwytów czekało mnie rozczarowanie. To nie ten Karika, który potrafił oczarować mnie rewelacyjną "Szczeliną". Zdecydowanie NIE. Książka przegadana i to w najbardziej kulminacyjnych momentach, do tego chaos i mnóstwo filozofii. Niby wszystko...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-30
Ciężko uwierzyć, że "Ogród z brązu" to debiutancki tytuł autora - jest tak dobrze dopracowana, że z całą pewnością warto po nią sięgnąć. Nie jest to napewno thriller z wartką akcją, która w zależności od tego na jakim etapie jest śledztwo, raz zwalnia, a raz przyspiesza, to bardziej powieść psychologiczna w której główną rolę gra wątek sensacyjny. Portret psychologiczny Fabiana Danubio, maltretowanego przez los ojca zaginionej Moiry, który z uporem maniaka walczy o odzyskanie największej zguby swojego życia, to idealnie przedstawione studium przeżyć rodzica, w którym trauma, smutek i rozpacz mieszają się ze złością i totalnym poczuciem bezradności.
Umiejscowienie akcji na płaszczyźnie dwóch różnych światów Argentyny- tego w wielkich metropoliach i tego na północno - wschodnich obszarach wydaje się być doskonałym tłem dla takiej historii, gdzie wszystko jest bardziej mroczne, barbarzyńskie i nieprzewidywalne niż w wielkim mieście, gdzie prawo stanowi wola bogaczy a lojalność jest ważniejsza niż moralność.
To dobrze skonstruowany i zaskakujący thriller, który ujął mnie siłą ducha głównego bohatera. Szkoda tylko, że - jak dotąd - jedyny, ponieważ autor nic nowego jeszcze nie napisał. Miejmy nadzieję, że to dopiero rozgrzewka i kolejna książka autora będzie już prawdziwą petardą.
@madeline.... Dziękuję Ci za tę polecajkę.😘🙂
Ciężko uwierzyć, że "Ogród z brązu" to debiutancki tytuł autora - jest tak dobrze dopracowana, że z całą pewnością warto po nią sięgnąć. Nie jest to napewno thriller z wartką akcją, która w zależności od tego na jakim etapie jest śledztwo, raz zwalnia, a raz przyspiesza, to bardziej powieść psychologiczna w której główną rolę gra wątek sensacyjny. Portret psychologiczny...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-26
To moja trzecia już książka słowackiego mistrza grozy po bardzo ciekawej "Szczelinie" i póki co, nadal jest ona u mnie numerem jeden spośród wszystkich przeczytanych przeze mnie książek tego autora.
"Ciemność" początkowo zapowiadała się bardzo intrygująco ale z czasem zaczęła troszkę tracić na atrakcyjności. Nie wszystkie wątki w książce zostały rozpracowane do końca np. sytuacja z radiem, której nie rozumiem i nie wiem jak ją sobie tłumaczyć ale nie jest to jedyny niewyjaśniony w tej powieści wątek, nad którym łamałam sobie głowę. Finał też nie jest jakiś bardzo spektakularny mimo to zaskakuje. Jedno, co w tej książce nie ulega wątpliwości to fakt, że autor jest mistrzem budowania napięcia i grozy, i widać to nie tylko w "Ciemności" ale i też w pozostałych tytułach pisarza. Bije na głowę samego Stephena Kinga i piszę to z pełną świadomością i przekonaniem. Jego narracja jest sugestywna, bardzo niepokojąca i klaustrofobiczna - duszny i obezwładniający klimat książki mocno daje odczuć pułapkę w jakiej znalazł się główny bohater. To teatr jednego aktora w którym czytelnik obserwuje samotnego mężczyznę mierzącego się z projekcją własnych lęków...
Mimo, że książka słabsza od "Szczeliny" to i tak bawiłam się przy niej całkiem nieźle a do autora jeszcze będę wracać....
To moja trzecia już książka słowackiego mistrza grozy po bardzo ciekawej "Szczelinie" i póki co, nadal jest ona u mnie numerem jeden spośród wszystkich przeczytanych przeze mnie książek tego autora.
"Ciemność" początkowo zapowiadała się bardzo intrygująco ale z czasem zaczęła troszkę tracić na atrakcyjności. Nie wszystkie wątki w książce zostały rozpracowane do końca np....
2023-12-19
Dziwna książka jak na kryminał osadzony na 150 stronach. Ani trochę mi się nie podobała. Nie dość, że gubiłam się w aż nazbyt licznych retrospekcjach, to jeszcze dorobiłam się mętliku w głowie od natłoku informacji o postaciach - ciągle mi się myliły i trudno było zapamiętać, kto jest kim. Zakończenie tak słabe, że aż absurdalne i śmieszne zarazem. Nie chcę tu powiedzieć, że cała książka jest zła, bo miała też dobre momenty, ale nie zdołały się one przebić ponad te gorsze i podbudować tego tytułu do wyższej oceny.
Niestety - zmarnowany potencjał.
Dziwna książka jak na kryminał osadzony na 150 stronach. Ani trochę mi się nie podobała. Nie dość, że gubiłam się w aż nazbyt licznych retrospekcjach, to jeszcze dorobiłam się mętliku w głowie od natłoku informacji o postaciach - ciągle mi się myliły i trudno było zapamiętać, kto jest kim. Zakończenie tak słabe, że aż absurdalne i śmieszne zarazem. Nie chcę tu powiedzieć,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-17
Jestem świeżo po lekturze i nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że już to gdzieś czytałam. Od razu przypomina mi się tutaj książka "Zdarzyło się dwa razy" Francka Thillieza, gdzie autor posłużył się bardzo podobnym motywem zbrodni - okrutną, wręcz bestialską interpretacją sztuki w najbardziej makabryczny sposób. Mimo to, książka okazała się zaskakująco dobra i zajęła całą moją uwagę - przesiedziałam dziś nad nią cały dzień. Już pierwszy rozdział jest rzutem czytelnika na głęboką wodę a to dopiero preludium łańcucha zdarzeń o potworach i miejscach, do których nikt nigdy nie powinien trafić....
Gdybym miała porównywać obydwa tytuły - Thillieza i De Franchi- to tę ostatnią łatwiej i lepiej mi się czytało, bo Thiliez przy opisach swoich zbrodni odleciał i to zdrowo... De Franchi przynajmniej przekazuje bardzo fajną porcję wiedzy nawiązaniami do sztuki malarstwa. Lubię, kiedy książka wręcz zmusza mnie do przeszukiwania zasobów internetowych w poszukiwaniu dodatkowych z niej nformacji, a w tym przypadku dzieł malarskich przedstawiciela wczesnego baroku, Caravaggia, bo kiedy tylko zostało wspomniane tutaj jakieś jego dzieło mające ukazać realizm, zaraz odbijało się to u mnie na "googlowaniu" tego dzieła w Internecie. I bardzo mi się to spodobało, bo chociaż malarstwem i dziełami sztuki nigdy się nie interesowałam, to postać Caravaggia zdołała przykuć moją uwagę i poszerzyć moją i tak skapą dawkę wiedzy o sztuce malarstwa.
Autor starał się też jak najlepiej oddać nie tylko wykorzystywane przez policję techniki śledztwa, ale również przemyślenia, wątpliwości, obawy i silne przeczucia, które towarzyszyły pracy zespołu śledczego, i tę lekcję odrobił śpiewająco - jako byłemu komisarzowi pracującemu w centrali operacyjnej, w strukturach przypominających FBI, nie brakowało doświadczenia w tym temacie.
Wyborna lektura z historią pełną obsesji, niejasności oraz dynamiczną mieszanką emocji, z którą ciężko było się rozstać póki nie pozna się końca...
Jestem świeżo po lekturze i nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że już to gdzieś czytałam. Od razu przypomina mi się tutaj książka "Zdarzyło się dwa razy" Francka Thillieza, gdzie autor posłużył się bardzo podobnym motywem zbrodni - okrutną, wręcz bestialską interpretacją sztuki w najbardziej makabryczny sposób. Mimo to, książka okazała się zaskakująco dobra i zajęła całą...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-12-09
2022-05-12
Minęło jakieś 15 lat od momentu, kiedy sięgnęłam po ten tytuł po raz pierwszy co skończyło się totalną klapą. Nie przebrnęłam przez te arcynudne i przegadane treści fabularne. A ponieważ była to już wtedy kolejna lektura autora, z przeczytaniem której miałam ogromny problem, powiedziałam panu Kingowi "adieu" i to było na tyle. Ale to było kiedyś...
Z biegiem czasu do niektórych, bardziej wymagających tytułów zaczęłam podchodzić bardziej "dojrzale" więc ich czytanie przychodziło mi już z o wiele mniejszym trudem i większymi chęciami. Niewątpliwie, TO Kinga z pewnością mogłabym zaliczyć w poczet kanonów tych bardziej wymagających tytułów nie tylko w kontekście jego sporych gabarytów - moje wydanie liczyło sobie "tylko" 1102 strony - ale i też najbardziej przegadanego tytułu w dorobku autora, którego przeczytanie stało się dla mnie nie lada wyzwaniem. Miałam obawy, czy tym razem będzie to kolejna porażka, czy może uda mi się jednak jakimś cudem przez TO przebrnąć. Zdziwiona byłam solidnie jak się okazało, że moje początkowe obawy zaczęły się przeradzać się w fascynację lekturą, której odbiór był zupełnie inny niż za pierwszym razem. Nie sposób odmówić tutaj autorowi umiejętności budowania klimatu, może niekoniecznie grozy, bo jednak tego tutaj aż tak bardzo nie odczułam, ( no może trochę 😊)nie mniej jednak większość książki mnie tak pochłonęła, że mimo jej pokaźnej ilości stron, przeczytanie jej zleciało mi w zaledwie 13 dni. Fakt, że przy końcówce autor trochę odkleił się od rzeczywistości ( sex grupowy 12 -latków, serio???) ale to i tak nie umniejsza mojego podziwu dla kunsztu i genialnej wyobraźni autora oraz jego bogatej stylistyki. Tylko mistrz potrafi TO tak napisać. Nie myślałam, że kiedyś to napiszę ale książka, która kiedyś była moją piętą achillesową, dziś stała się moją ulubioną.
"To" jest to. Dla mnie absolutny TOP klasyki gatunku i wartość sentymentalna po wielokrotnym obejrzeniu ekranizacji z 1990 roku, kiedy byłam jeszcze nastoletnim smykiem...
Minęło jakieś 15 lat od momentu, kiedy sięgnęłam po ten tytuł po raz pierwszy co skończyło się totalną klapą. Nie przebrnęłam przez te arcynudne i przegadane treści fabularne. A ponieważ była to już wtedy kolejna lektura autora, z przeczytaniem której miałam ogromny problem, powiedziałam panu Kingowi "adieu" i to było na tyle. Ale to było kiedyś...
Z biegiem czasu do...
2021-03-29
Zacznę od tego, że fanką Kinga zostałam równo 30 lat temu, a zaczęło się od przeczytania książki jego autorstwa pt. "Miasteczko Salem", która bardzo mi się spodobała. Pamiętam, że później połknęłam jeszcze "Podpalaczkę", "Carrie", "Christine " i to by było na tyle, jeśli chodzi o dalszą styczność z twórczością tego Pana. Ciąg kilku jego nastepnych książek, które - gwoli ścisłości- okazały się całkowitą klapą (m.in słynne "To"), przesądziło o wypaleniu się mojej fascynacji dalszym dorobkiem S. Kinga. Być może nie było mi z nim po drodze, bo jednak King to King - ma bardzo specyficzną "stylówkę" pisania i można go albo uwielbiać, albo nienawidzić. U mnie (niestety) oparło się o to drugie, a gwoździem do trumny tegoż właśnie "znienawidzenia", okazało się właśnie "To" i choć ekranizację wersji z lat 90 - tych uwielbiałam i oglądałyśmy z siostrą dosłownie co chwilę, to ta pozycja spowodowała, że z Panem Kingiem znaleźliśmy się w stanie tzw. "zimnej wojny" i nie było absolutnie żadnej możliwości i chęci z mojej strony o jakimś akcie kapitulacji, czy warunków porozumienia odnośnie zmiany mojego nastawienia względem tego autora.🤪.
"Się tolerowali, ale łukiem omijali" - to tak w wielkim skrócie można by było nazwać tę naszą wzajemną, wielce skomplikowaną relację 😉.
No ale jak to w życiu bywa, czasem życie płata nam psikusy nie z tej ziemi...
"Dallas 63'" polecił mi znajomy z LC, i był to strzał w 10.
Mimo, że z początku górę brał dość spory sceptycyzm, no bo "King to King" , to jednak dałam mu jeszcze jedną szansę i wcale tego nie żałuję. Ba! Wcisnęłam sobie nawet na półkę kilka jego innych książek, poleconych mi przez tegoż samego Heisenberga (😉) i tak oto po 30 latach tejże "zimnej wojny", nasze drogi z Panem Kingiem zeszły się ponownie, a "zimna wojna" została porzucona na rzecz "ocieplenia stosunków" i póki co, pozostajemy ze sobą w dość dobrej komitywie.
"Dallas 63 " jest kapitalne.
Poza dość wyczuwalnym i bardzo dobrze opisanym klimatem z czasów JFK, perfekcyjnym połączeniem wątków, oryginalną fabułą oraz starym, dobrym "kingowskim" stylem pisania, książka ma w sobie to "coś", co niejako daje mi po jej przeczytaniu odczuć, że łyknęłam kawał porządnej literatury - nie potrafiłam oprzeć się tej historii i dałam się złapać, jak mucha w sieć.
A co mnie najbardziej zaskoczyło....?
A to, że historia w niej opisana zajmuje 850 stron i znając zamiłowanie Kinga do "przegadywania" fabuły, tym razem nie odczułam takiego wrażenia. Zaskoczyła mnie też końcówka, bo spodziewałam się całkiem innego zakończenia, a już na pewno nie tego, że się popłaczę :)
Najlepsza książka Kinga, jaką w życiu przeczytałam, więc pewnikiem wydaje się fakt, że znajdziemy się w końcu z p. Kingiem w stanie "zawieszenia broni" i fakt ten pozostanie już niezmienny.
Zacznę od tego, że fanką Kinga zostałam równo 30 lat temu, a zaczęło się od przeczytania książki jego autorstwa pt. "Miasteczko Salem", która bardzo mi się spodobała. Pamiętam, że później połknęłam jeszcze "Podpalaczkę", "Carrie", "Christine " i to by było na tyle, jeśli chodzi o dalszą styczność z twórczością tego Pana. Ciąg kilku jego nastepnych książek, które - gwoli...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-06-23
Ta pozycja to totalne zaskoczenie.
Zaczynając lekturę z miejsca nastawiłam się na jakiś dynamiczny początek, który w dalszej części lektury z pewnością ulegnie spowolnieniu i przegadaniu, a zakończenie będzie jakie bedzie.
No to się zdziwiłam i to mocno.
"Ręka mistrza" całkowicie odbiega tutaj schematem i stylem pisania od wcześniejszych, przeczytanych przeze mnie książek autora. Najbardziej zauważalną cechą "inności" tej powieści w stosunku do większości pozycji Kinga, jest tutaj całkowite odejście autora od klasycznego "kingowskiego" schematu "początek-środek-zakończenie". Akcja bowiem toczy się tutaj ciągle, bez spowolnienia, jednostajnie i - co najbardziej zaskakujące - kompletnie nie odczuwa się tutaj kingowskiego wodolejstwa, bo go po prostu nie ma. Aż w którymś momencie podrapałm się po głowie i zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno King jest autorem.....? Śmiem twierdzić, że tak aczkolwiek z ręką na serduchu muszę przyznać, że jakbym nie wiedziała, że czytam Kinga, to w ogóle bym się nie domyśliła, że to jego książka.
Sam pomysł nadprzyrodzonych właściwości tworzonych przez bohatera powieści przerażających obrazów - mega! I czyta się to naprawdę świetnie.
Zwłaszcza na końcu, gdzie wszystko staje się zupełnie nie takie, jak się z początku wydawało. 😳
Mocne 8.
Ta pozycja to totalne zaskoczenie.
Zaczynając lekturę z miejsca nastawiłam się na jakiś dynamiczny początek, który w dalszej części lektury z pewnością ulegnie spowolnieniu i przegadaniu, a zakończenie będzie jakie bedzie.
No to się zdziwiłam i to mocno.
"Ręka mistrza" całkowicie odbiega tutaj schematem i stylem pisania od wcześniejszych, przeczytanych przeze mnie...
2021-10-21
Ostatnimi czasy zauważyłam u siebie tendencję do sięgania po tytuły, w których zaczytywałam się całe wieki temu. Przeczytałam ich już kilka, jednak dziś mój odbiór tych dzieł jest całkiem inny niż kilkanaście lat temu. Tak właśnie było m.in. z Cusslerem w którym lata świetlne temu zaczytywałam się namiętnie a dziś...? To już (niestety) nie jest to. Desmonda Bagleya nie znałam i nigdy o nim nie słyszałam - poznałam go tylko dzięki pewnej rekomendacji. Miałam trochę obaw, że z Bagleyem też nie będzie mi po drodze, jednak zupełnie niepotrzebne ponieważ powieść czytało mi się całkiem dobrze i -o dziwo! - nawet mnie wciągnęło. Niewykluczone, że sięgnę jeszcze po inne tytuły autora...
Ostatnimi czasy zauważyłam u siebie tendencję do sięgania po tytuły, w których zaczytywałam się całe wieki temu. Przeczytałam ich już kilka, jednak dziś mój odbiór tych dzieł jest całkiem inny niż kilkanaście lat temu. Tak właśnie było m.in. z Cusslerem w którym lata świetlne temu zaczytywałam się namiętnie a dziś...? To już (niestety) nie jest to. Desmonda Bagleya nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-04
Bardzo dobra, inteligentna i solidna pozycja.
Wciąga, intryguje i na końcu mocno zaskakuje.
Pomimo, że gdzieś w drugiej połowie książki udało mi się wytypować mordercę, to i tak nie wszystko udało mi się przewidzieć. Widać, że nie jest to typowy schematyczny kryminał ze zwyczajnym morderstwem w tle, bowiem te zabójstwa różnią się - i to bardzo - od tych najbardziej typowych, które zazwyczaj mają miejsce w powieściach kryminalnych.
Czegoś tak mrocznego i brutalnego to już dawno nie czytałam...
Mocne 8.
Bardzo dobra, inteligentna i solidna pozycja.
Wciąga, intryguje i na końcu mocno zaskakuje.
Pomimo, że gdzieś w drugiej połowie książki udało mi się wytypować mordercę, to i tak nie wszystko udało mi się przewidzieć. Widać, że nie jest to typowy schematyczny kryminał ze zwyczajnym morderstwem w tle, bowiem te zabójstwa różnią się - i to bardzo - od tych najbardziej...
Książka jest pierwszą częścią kryminalnej serii o komisarzu Brunettim z akcją umiejscowioną w Wenecji i skupiającą się na śledztwie w sprawie tajemniczego morderstwa słynnego dyrygenta operowego.
Głównym bohaterem jest komisarz Guido Brunetti, który rozpoczyna dochodzenie w sprawie tajemniczej śmierci, w trakcie którego odkrywa mroczne tajemnice związków zamordowanego delikwenta. Śledztwo prowadzi go do różnych warstw społecznych i kulturowych miasta, odkrywając kłamstwa, zdrady i intrygi...
Donna Leon w swojej powieści ukazuje nie tylko rozwiązanie tajemnicy zbrodni, ale również subtelnie portretuje życie społeczne i polityczne Wenecji, świetnie oddając w niej klimat tego włoskiego miasta i ukazując jego tajemnicze zakamarki, ukryte przed turystycznym wzrokiem.
„Śmierć w La Fenice” to inteligentny, pełen zwrotów akcji kryminał z intrygująco prowadzoną narracją bez nadmiernego epatowania okrucieństwem.
Książka jest pierwszą częścią kryminalnej serii o komisarzu Brunettim z akcją umiejscowioną w Wenecji i skupiającą się na śledztwie w sprawie tajemniczego morderstwa słynnego dyrygenta operowego.
więcej Pokaż mimo toGłównym bohaterem jest komisarz Guido Brunetti, który rozpoczyna dochodzenie w sprawie tajemniczej śmierci, w trakcie którego odkrywa mroczne tajemnice związków zamordowanego...