-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
Tomek Beksiński był postacią szczególną w moim życiu, jednym z koryfeuszy i wyroczni, kto wie czy nie najważniejszym. O nim samym uważny słuchacz mógł dużo dowiedzieć się z niesamowitych audycji w "Trójce pod księżycem", w których w zawoalowany sposób wprowadzał wątki autobiograficzne. Nie wdając się w szczegóły, wiele mieliśmy wówczas wspólnego, stąd też przemawiał do mnie w niewiarygodnie celny sposób. Był nietuzinkowym oryginałem i pasjonatem, czym potrafił zarazić niemal każdego. Zresztą, sam fakt powstania tak obszernej monografii, a wcześniej kilku reportaży, artykułów i filmu, świadczy tylko o wielkości człowieka... Moja ocena biografii jest zatem wysoce subiektywna ;)
Różne opinie o Tomku krążyły i nadal krążą. Jak było naprawdę? Wiesław Weiss jak zwykle zabiera się za temat pieczołowicie, zbierając masę materiałów archiwalnych, listów i wypowiedzi osób związanych z Tomkiem, tych najbliższych, tych dalszych i tych mu nieprzychylnych. Dzięki temu obraz Tomka wydaje się faktycznie "portretem prawdziwym". Już widzę, dlaczego film mi nie za bardzo przypadł do gustu...
Książka jest nie tylko o Tomku ale też o czasach, o muzyce, artystach i roli sztuki w życiu. Oczywiście wszystko spaja osoba Tomka, geniusza, prekursora i propagatora ale też człowieka z krwi i kości, zabawnego i tragicznego jednocześnie. Weiss pisze w charakterystyczny, melancholijny sposób, wiele razy podczas lektury zamykałem książkę i patrząc w sufit wzdychałem: "ech, co to były za czasy" ;)
Mistrzostwo.
Pozycja nie tylko dla fanów Trójki.
Polecam!
Tomek Beksiński był postacią szczególną w moim życiu, jednym z koryfeuszy i wyroczni, kto wie czy nie najważniejszym. O nim samym uważny słuchacz mógł dużo dowiedzieć się z niesamowitych audycji w "Trójce pod księżycem", w których w zawoalowany sposób wprowadzał wątki autobiograficzne. Nie wdając się w szczegóły, wiele mieliśmy wówczas wspólnego, stąd też przemawiał do mnie...
więcej mniej Pokaż mimo toMiała być głębia, wyszła mielizna i muskanie powierzchni zjawisk jeno. Książka stanowi wykład filozofii Autorki, jedyny słuszny wg niej. Szkoda, że Pawlikowska wrzuca wszystkich do jednego wora, do wora konsumentów, którzy jedzą by jeść i plotą by pleść. Z każdą przeczytaną stroną ogarniała mnie coraz większa irytacja. Wg Autorki zapewne moja reakcja na jej słowa była spowodowana tym, że trafiła w czuły punkt. Oczywiście, że trafiła - moim czułym punktem jest logika rozumowania, której Autorce brak niestety... Przy wywodach o matematyce, ograniczającej wolność i wyobraźnię (sic!), nauce zbędnej i niepotrzebnej w świecie Autorki, zaczynałem wymiękać. A to dopiero jeden z pierwszych rozdziałów. Autorka zapomina, że bez tego 2+2 pewien koleś wizjoner i fantasta (czyż był on bez wyobraźni?) nie stworzyłby tego, czym teraz Autorka przemieszcza się z jednego końca świata na drugi... Ostateczne wymięknięcie nastąpiło po przeczytaniu elaboratu na temat jedzenia - jakież to mądre przekonania i argumenty... Wszystko ładnie, pięknie poza jednym: Pawlikowska nie rozróżnia głównego posiłku od przekąski przez co raczy czytelnika kilkoma stronicami wynurzeń o niczym... Dalej już nie czytałem, szkoda czasu i nerwów. Zasadniczo każdy rozdział można skontrować, w każdym niemal zdaniu można wytknąć błędy logiczne... Autorka kompletnie nie przygotowała się do wykładu, argumenty przedstawia miałkie i hmmm populistyczne, bez sensu w szerszym kontekście. I to nachalne "teraz już wiesz?" i "teraz rozumiesz?". Teraz wiem i rozumiem: książka jest pomyłką. Dobrze, że wypożyczoną a nie kupioną.
Miała być głębia, wyszła mielizna i muskanie powierzchni zjawisk jeno. Książka stanowi wykład filozofii Autorki, jedyny słuszny wg niej. Szkoda, że Pawlikowska wrzuca wszystkich do jednego wora, do wora konsumentów, którzy jedzą by jeść i plotą by pleść. Z każdą przeczytaną stroną ogarniała mnie coraz większa irytacja. Wg Autorki zapewne moja reakcja na jej słowa była...
więcej mniej Pokaż mimo to
Hmmm... Albo nie kumam fantasy albo nie przeczytałem jeszcze nic wartościowego z tego gatunku. Poza absolutnie kompletnym uniwersum Tolkiena (chociaż sam sposób narracji budzi we mnie mieszane uczucia)reszta jest tylko kopią i mutacją - czasem lepszą a najczęściej gorszą. W przypadku "Achai" mamy do czynienia niestety z tą gorszą... Czyta się to jakoś tak bez przekonania, chociaż nie powiem szybko (co jest jedynym plusem). Papierowe i płaskie postacie nie są w stanie wywołać jakichkolwiek emocji i zaangażowania u czytelnika. Tak naprawdę nie interesuje mnie los głównej bohaterki, czy ją ktoś usiecze czy też nie, albo czy ona sama kogoś usiecze, czy też nie. Poprzednie zdanie jest próbką stylu autora - masło maślane i słoma słomiana. Bez tego cała historia mogłaby zmieścić się w jednym tomie zamiast w trzech, w dodatku o połowę chudszym... Zdarzają się dobre momenty, jak choćby wykłady Hekkego o mistrzowskim fechtunku czy rozważania na temat kosmogonii, o kilkukrotnym zabawnym "puszczaniu oczka" do czytelnika nie mówiąc. Jednak jest to zdecydowanie za mało, z kartek kapie grafomania i słaby warsztat.
W sam raz do poczytania dla zabicia czasu w pociągu. Na większe rozkosze smakowania literatury nie ma co liczyć. Szkoda.
Hmmm... Albo nie kumam fantasy albo nie przeczytałem jeszcze nic wartościowego z tego gatunku. Poza absolutnie kompletnym uniwersum Tolkiena (chociaż sam sposób narracji budzi we mnie mieszane uczucia)reszta jest tylko kopią i mutacją - czasem lepszą a najczęściej gorszą. W przypadku "Achai" mamy do czynienia niestety z tą gorszą... Czyta się to jakoś tak bez przekonania,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieść - ballada. Oda ku czci ulic, bram, knajp, kawiarni, warsztatów i zakładów fryzjerskich. Poemat o łobuzach i ludziach szlachetnych. Często śmieszy, często przestrasza ale najbardziej otumania i hipnotyzuje, czaruje i zdumiewa. Kwiecista i kunsztowna narracja przedstawia nam Warszawę krótko po wojnie, miasto zaludnione wszelkiej maści oprychami, moczymordami, szulerami, złodziejami i mordercami jak również zwykłymi ludźmi. Każda postać jest pełnokrwista i wyrazista, każda ma swoją historię i miejsce w świecie. W świecie arcyciekawym i pasjonującym ale też bliskim, naszym. A w tle rasowy kryminał noir.
Mistrzostwo, nie sposób się oderwać.
Powieść - ballada. Oda ku czci ulic, bram, knajp, kawiarni, warsztatów i zakładów fryzjerskich. Poemat o łobuzach i ludziach szlachetnych. Często śmieszy, często przestrasza ale najbardziej otumania i hipnotyzuje, czaruje i zdumiewa. Kwiecista i kunsztowna narracja przedstawia nam Warszawę krótko po wojnie, miasto zaludnione wszelkiej maści oprychami, moczymordami,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Podziwiać Autora można za odwagę: ot sfrustrowany księgarz, nałogowy palacz i niestroniący od napojów chemicznie alternatywnych zwykły facecik wpada na myśl: przejdę se Afrykę z buta od morza do morza. No i przechodzi. Po drodze śpi gdzie popadnie uważając na lwy, mrówki i moskity, jęczy na pęcherze i podziwia okoliczności przyrody. Przygoda życia bez sponsorów i medialnego szumu, tylko On i kilkudziesięciokilogramowy plecak. Swoją włóczęgę opisuje lekko, dowcipnie, z dużą dozą autoironii. Momentami miałem wrażenie, że Fran Sandham to pseudonim artystyczny Jeremiasza Clarksona, ale ten przemierzając wszerz Afrykę siedziałby raczej za kółkiem jakiegoś auta!
Ogólnie rzecz biorąc styl narracji mi odpowiadał, odpowiadały mi częste dygresje na temat wielkich odkrywców, czytało się fajnie. Jedyne czego brakowało to refleksji i zadumy, która może współistnieć z humorem (vide: "Rio Anaconda" Cejrowskiego).
Polecić można.
Podziwiać Autora można za odwagę: ot sfrustrowany księgarz, nałogowy palacz i niestroniący od napojów chemicznie alternatywnych zwykły facecik wpada na myśl: przejdę se Afrykę z buta od morza do morza. No i przechodzi. Po drodze śpi gdzie popadnie uważając na lwy, mrówki i moskity, jęczy na pęcherze i podziwia okoliczności przyrody. Przygoda życia bez sponsorów i medialnego...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Noro lim, Yog-Sothoth!!" - w jednej inkantacji Tolkien i Lovecraft, a jednak na wskroś Rak. Pysznie! A im dalej, tym lepiej. Agla uwodzi, hipnotyzuje, śmieszy, tumani i przestrasza. Czekam na ciąg dalszy. Jak dla mnie rewelacja!
"Noro lim, Yog-Sothoth!!" - w jednej inkantacji Tolkien i Lovecraft, a jednak na wskroś Rak. Pysznie! A im dalej, tym lepiej. Agla uwodzi, hipnotyzuje, śmieszy, tumani i przestrasza. Czekam na ciąg dalszy. Jak dla mnie rewelacja!
Pokaż mimo to