-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać13
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać7
Biblioteczka
2018-10-30
2018-10-31
2018-08-15
Lekkie, wakacyjne, niezobowiązujące, młodzieżowe, nowoczesne bo niezważające na płeć, różnorodne bo umiejscowione w takich sceneriach jak góry, ośrodek wypoczynkowy, zwykłe miasto, biwak w lesie, czasem nieco nierzeczywiste bo ukazujące ‘mroczny cyrk’, niedaleką przyszłość z rozwiniętą technologią, atak zombie wychodzących wprost z ekranu kina podczas wyświetlania pewnego przeklętego filmu czy powtarzający się w kółko jeden dzień – opowiastki miłosne.
I w skrócie to właśnie tak można by tę książkę opisać.
Są w niej wszystkie elementy typowe dla gatunku: prosta konstrukcja i język, piękne dziewczyny, przystojni i dobrze zbudowani mężczyźni, skrycie wzdychające i nieśmiałe dziewczyny, pewni siebie, aroganccy i zabawni mężczyźni, i wiele innych kombinacji, jednak jakie by te osoby nie były, i tak w końcu zakochują się w sobie, więc zaskoczenia tu nie ma. Każda historia kończy się w ten sam sposób, różni są jedynie bohaterowie i realia.
Opowieści te czasem, lub często (zależy ile ma się lat), wydawać się mogą naiwne, powtarzalne, stereotypowe, irytujące miejscami, ale takie być muszą i takie będą ze względu na swój charakter, docelowego odbiorcę i profil głównych bohaterów – trzeba naprawdę czegoś wyjątkowego żeby w tym gatunku osiągnąć coś innego. Jednak nie można odmówić im pewnego uroku i wakacyjnego, beztroskiego klimatu, może nawet nostalgicznego, bo na pewno jakieś tam wakacyjne wspomnienia każdy z nas ma, nie tak bujne i oryginalne jak w tych historiach, ale zawsze.
Także pomimo swoich wad i oczywistości zbiór ten posiada i zalety, które czynią go zaskakująco przyjemnym w odbiorze.
Na wakacje, pozytywnie, z przymrużeniem oka, w młodzieńczym duchu przygody i miłości, książka ta może okazać się… sympatyczna.
Lekkie, wakacyjne, niezobowiązujące, młodzieżowe, nowoczesne bo niezważające na płeć, różnorodne bo umiejscowione w takich sceneriach jak góry, ośrodek wypoczynkowy, zwykłe miasto, biwak w lesie, czasem nieco nierzeczywiste bo ukazujące ‘mroczny cyrk’, niedaleką przyszłość z rozwiniętą technologią, atak zombie wychodzących wprost z ekranu kina podczas wyświetlania pewnego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-29
Książka dosyć niepokojąca – nie jest to jakiś fikcyjny horror ale ponoć prawdziwe relacje, w dodatku napisane bardzo prosto – jako opisy konkretnych spraw okraszone komentarzem Warren’ów, wywiady z nimi, a także sporadyczne rzekome zapisy rozmów z duchami uchwycone na taśmie, co nadaje wrażenie autentyczności i tylko potęguje niepokój.
Książka bardzo dobrze działa na wyobraźnię właśnie przez ten realizm - bo może tak było a może nie, ale przecież pewności nie masz.
Czytasz sobie spokojnie o jakichś krokach, dudnieniach, drapaniach, jękach, przesuwających się przedmiotach, i bez względu na to czy wierzysz w te relacje czy nie, to jednak wcale spokojnie nie czytasz, ale też nasłuchujesz, bo coś takiego usłyszeć możesz.
I to jest fajne, właśnie tego szukam czytając coś, co ma być straszne – że jednak choć trochę, w jakikolwiek sposób, na mnie to zadziała i poczuję choćby mały niepokój; że czytanie wytrąci mnie nieco z codziennej równowagi.
I choć „Demonolodzy” nie są powieścią grozy, to tym właśnie mogą się dla czytelnika stać, i to taką solidną.
Nie wchodząc w tematy wiary, dla mnie jest to po prostu bardzo dobra książka, która dostarczyła mi to, czego szukałem, i mocno zaintrygowała.
I na pewno taki demonolog to ciekawa robota...
Książka dosyć niepokojąca – nie jest to jakiś fikcyjny horror ale ponoć prawdziwe relacje, w dodatku napisane bardzo prosto – jako opisy konkretnych spraw okraszone komentarzem Warren’ów, wywiady z nimi, a także sporadyczne rzekome zapisy rozmów z duchami uchwycone na taśmie, co nadaje wrażenie autentyczności i tylko potęguje niepokój.
Książka bardzo dobrze działa na...
2018-12-31
2018-12-20
2018-12-10
2018-11-21
Powrót do korzeni po latach – „Dzieci z Bullerbyn” to chyba jedna z pierwszych książek, z jakimi miałem styczność, i wiążą się z nią wyjątkowo dobre wspomnienia.
I jak przetrwała próbę czasu?
Znakomicie!
Myślałem, że może już wyrosłem z takich lektur, że już zbyt dużo czasu upłynęło, ale nic z tych rzeczy – książka ciągle urzeka.
Bo i czemu by nie miała? Przygoda goni przygodę, pojęcie takie jak zwykły, normalny dzień nie istnieje bo każdy to tak naprawdę wielka niewiadoma, kto wie, w co bujna wyobraźnia go zamieni?
A wyobraźni dzieciom z Bullerbyn nie brakuje więc każdy kolejny dzień to coś nowego i zaskakującego, aż dziwne jak wiele ma do zaoferowania osada, na którą składają się zaledwie trzy domostwa.
Trzy domy, sześcioro dzieci, niezaspokojony zew przygody oraz okoliczne lasy, góry i jeziora – tylko tyle trzeba by świetnie się bawić. To jest właśnie Bullerbyn. Gdzie zwykły powrót ze szkoły do domu czy wyjście na zakupy do pobliskiej wsi może być wielką przygodą.
I rację ma Lisa ze środkowej osady mówiąc, że współczuje wszystkim, którzy nie mogą mieszkać w Bullerbyn.
Ja na pewno bym chciał.
Książka jest też bardzo fajna z tego względu, że pokazuje jak wyglądało dzieciństwo kiedyś i jak teraz – jak dwa światy – i jeśli o mnie chodzi to nie mam wątpliwości, która opcja jest lepsza.
„Dzieci z Bullerbyn” to ciągle wspaniała książka, która jak dla mnie ani trochę się nie zestarzała i której czytanie daje wiele radości – takiej czystej, dziecięcej, bo takiej też czasami trochę nam trzeba.
Powrót do korzeni po latach – „Dzieci z Bullerbyn” to chyba jedna z pierwszych książek, z jakimi miałem styczność, i wiążą się z nią wyjątkowo dobre wspomnienia.
I jak przetrwała próbę czasu?
Znakomicie!
Myślałem, że może już wyrosłem z takich lektur, że już zbyt dużo czasu upłynęło, ale nic z tych rzeczy – książka ciągle urzeka.
Bo i czemu by nie miała? Przygoda goni...
2018-11-22
2018-10-23
Księga Rzeczy Utraconych? Czy może sposób radzenia sobie z nową sytuacją, swoista ucieczka? A może i to i to?
Bo w końcu i tak nie ma ucieczki przed utratą, pomimo starań lub obłudnych zapewnień (Garbusa na przykład).
Na pewno jest to bardzo dobra książka, co do tego chociaż nie ma wątpliwości; o stracie właśnie, o ucieczce, o dorastaniu, znów o stracie, o wartościach i poświęceniu, o akceptacji i zrozumieniu, o konfrontacji własnych lęków, o rodzinie. O tym, co najważniejsze.
A wszystko to pod płaszczem pięknej historii, w magicznej krainie, w baśniowej otoczce pełnej nieodłącznych baśni elementów, jak zaczarowany las, zamek, król, wilki, wiedźma, bestia, fałszywi przyjaciele i prawdziwi przyjaciele, miecze i bitwy, krew, śmierć, ale i nadzieja.
„Księga Rzeczy Utraconych” to taka współczesna baśń, ale nawiązująca do przeszłości, do klasyki, co wychodzi jej tylko na dobre, bo naprawdę można się zanurzyć w tym klimacie, z wrażeniem, że to przecież takie przyjemnie znajome, że stare historie ożywają na nowo, a jak wiadomo, historie lubią być opowiadane.
Księga Rzeczy Utraconych? Czy może sposób radzenia sobie z nową sytuacją, swoista ucieczka? A może i to i to?
Bo w końcu i tak nie ma ucieczki przed utratą, pomimo starań lub obłudnych zapewnień (Garbusa na przykład).
Na pewno jest to bardzo dobra książka, co do tego chociaż nie ma wątpliwości; o stracie właśnie, o ucieczce, o dorastaniu, znów o stracie, o wartościach i...
2018-10-06
Bardzo przyjemna książeczka, dla dzieci oczywiście, co nie znaczy że dorosłemu nie może się podobać, bo się podobała.
Krótkie rozdziały opisujące poszczególne przygody Malutkiej Czarownicy, wspomaganej przez jej nieodłącznego towarzysza doradcę – mówiącego kruka Abraksasa, podczas których uczy się być dobrą czarownicą (co, jak się okazuje w świecie czarownic, jest pojęciem zgoła innym), i dobrze jej to wychodzi, przy czym jednak nie traci swojej zadziorności, pomysłowości i poczucia humoru.
Historie proste i obrazowe, uczące i z niezaprzeczalnym urokiem przygody, dawnych dni i folkloru.
Do tego bogato ilustrowane – rysunki wyglądają jakby narysowało je dziecko, co idealnie pasuje do tonu opowieści.
„Malutka Czarownica” to bardzo dobra książka, w dawnym stylu, niczym stara, niezastąpiona dobranocka.
Bardzo przyjemna książeczka, dla dzieci oczywiście, co nie znaczy że dorosłemu nie może się podobać, bo się podobała.
Krótkie rozdziały opisujące poszczególne przygody Malutkiej Czarownicy, wspomaganej przez jej nieodłącznego towarzysza doradcę – mówiącego kruka Abraksasa, podczas których uczy się być dobrą czarownicą (co, jak się okazuje w świecie czarownic, jest pojęciem...
2018-10-03
Książka o kawie. Dobra książka. Ładnie wydana, inaczej, oryginalnie. Zawiera sporo informacji: kawa jako roślina, obróbka, wypalanie, jej rodzaje, sposoby parzenia, trendy kawowe, doświadczenia autorki i jej przemyślenia – można się dużo dowiedzieć.
Ale…
Wg mnie rozdziały o parzeniu kawy powinny być bardziej rozbudowane, powinny bardziej szczegółowo opisywać różne metody parzenia żeby można było jak najwierniej je odtworzyć i po prostu zrobić dobra kawę. I później mając taką bazę można coś samemu kombinować, szukać. Tego mi brakuje.
Brakuje mi także bardziej konkretnych informacji o sprzęcie – najlepszy dostępny, najlepszy budżetowy, co musi mieć a czego nie, itp. Ten temat można było bardziej zgłębić.
Ale ogólny odbiór bardzo pozytywny, dużo się dowiedziałem, wiedza podana jest w bardzo przystępnej formie.
Przyczepiłbym się jeszcze do zdjęć – są bardzo ładne i w ogóle – ale co drugie przedstawia autorkę książki, a to nie jest jej biografia więc jak dla mnie to za dużo, zdjęcia powinny się bardziej skupiać na kawie niż na autorce, ale cóż…
Większość mojej opinii to jakieś tam uwagi, ale koniec końców książka jest naprawdę dobra – na pewno dla zaczynających przygodę z kawą, jak ja.
Książka o kawie. Dobra książka. Ładnie wydana, inaczej, oryginalnie. Zawiera sporo informacji: kawa jako roślina, obróbka, wypalanie, jej rodzaje, sposoby parzenia, trendy kawowe, doświadczenia autorki i jej przemyślenia – można się dużo dowiedzieć.
Ale…
Wg mnie rozdziały o parzeniu kawy powinny być bardziej rozbudowane, powinny bardziej szczegółowo opisywać różne metody...
2018-10-02
Ciężko trochę gatunkowo sklasyfikować „Koralinę” – czy to baśń, bajka, opowiadanie dla dzieci? Pewnie żadne z powyższych ale i po trosze z każdego. Takie pogranicze, gdzie jak wiadomo Gaiman czuje się świetnie.
„Koralina” to taka opowieść o zwykłym dziecku, które jest ignorowane przez dorosłych – rodzice mają swoje zajęcia i nie mają dla niej czasu, sąsiedzi z kolei są trochę dziwaczni i roztrzepani i nawet nie potrafią zapamiętać, że Koralina to nie Karolina.
Więc musi radzić sobie sama i odkrywa pewne ukryte przejście do niemal identycznej, ale jednak bardzo różnej rzeczywistości – z pozoru ciekawszej i bardziej pociągającej, ale jak to często bywa, pozory mylą, a guziki już nigdy nie będą tylko guzikami.
Koralina będzie musiała uratować nie tylko siebie samą, ale i swoich bliskich oraz nieszczęśliwe, uwięzione dusze, i odkryje, że jej codzienny, nudny, szary świat, z dorosłymi zajętymi swoimi sprawami, to tak naprawdę wszystko, czego jej trzeba, i wart jest poświęceń, ludzie warci są poświęceń.
„Koralina” to dość prosta historia z baśniowymi elementami i nieco cięższym, mroczniejszym, dusznym klimatem, która pokazuje, że nasza zwykła rzeczywistość wcale nie jest taka zwykła - a to dzięki ludziom, którzy ją tworzą, naszym bliskim. Bo każdy człowiek jest niepowtarzalną jednostką, może czasami nudną i irytującą, ale unikalną i niedającą się zastąpić żadną imitacją.
Ciężko trochę gatunkowo sklasyfikować „Koralinę” – czy to baśń, bajka, opowiadanie dla dzieci? Pewnie żadne z powyższych ale i po trosze z każdego. Takie pogranicze, gdzie jak wiadomo Gaiman czuje się świetnie.
„Koralina” to taka opowieść o zwykłym dziecku, które jest ignorowane przez dorosłych – rodzice mają swoje zajęcia i nie mają dla niej czasu, sąsiedzi z kolei są...
2018-09-15
2018-08-31
2018-09-20
Jak się okazuje, różne niespotykane rzeczy działy się podczas pamiętnego zaćmienia Słońca w 1963 roku – widocznie zjawisko to miało spory wpływ na ludzi, potęgując ich ciemniejszą, nieludzką stronę; najwyraźniej stworzyło idealne warunki do robienia rzeczy, których robić się nie powinno. Było jak długo wyczekiwany znak, zielone światło.
„Dolores Claiborne” jest dość istotnie, choć nie kluczowo, powiązana z „Grą Geralda”, poprzez owo zaćmienie oczywiście, i rozjaśnia pewien epizod z dzieciństwa Jessie z tej drugiej książki. Wyszło to bardzo zgrabnie i interesująco, podobają mi się takie cieniutkie niteczki pomiędzy dziełami Kinga.
A cała książka to jedna długa opowieść, zeznanie, swoista spowiedź starszej już kobiety o tym co zrobiła podczas zaćmienia, dlaczego to zrobiła, i czego nie zrobiła – mocna, szokująca historia o tym, jak żona postawiła się mężowi - w obronie własnej, w obronie dzieci, co na tamte czasy samo w sobie jest niezwykłe - i o tym jak przez wiele lat musiała żyć z konsekwencjami swojego czynu. Sama.
Czyli jest to kolejna bardzo dobra książka Kinga, w której standardowo już zgłębia psychikę bohaterów, jej najciemniejsze zakątki, wyciąga z niej najgłębiej skrywane lęki i obawy i tworzy potwory, ‘ koty kurzu’ przyjmujące najróżniejsze formy.
Taki mały, ludzki, realny horror, który może spaść na każdego z nas.
Wszystko to, co King robi najlepiej – świetnie kreuje postacie, psychikę, realia, tło społeczne, lęki, tajemnice – połączone jest w niezwykle wciągającą, magnetyczną historię o ludzkiej niedoli.
Jak się okazuje, różne niespotykane rzeczy działy się podczas pamiętnego zaćmienia Słońca w 1963 roku – widocznie zjawisko to miało spory wpływ na ludzi, potęgując ich ciemniejszą, nieludzką stronę; najwyraźniej stworzyło idealne warunki do robienia rzeczy, których robić się nie powinno. Było jak długo wyczekiwany znak, zielone światło.
„Dolores Claiborne” jest dość...
2018-08-26
2018-08-07
Uważam, że tę książkę przeczytać trzeba, w dzisiejszych czasach jest to konieczne. Po co?
Żeby być świadomym własnego ciała i jego funkcjonowania – tego faktycznego, zapewne dalekiego od ideału, oraz tego prawidłowego, zgodnego z mechaniką ciała i najbardziej dla nas korzystnego.
Żeby samemu lokalizować i pracować nad obszarami, które potrzebują poprawy i powrotu do stanu normalnego zakresu ruchu.
Żeby wiedzieć jak poprawnie wykonywać mobilizacje, czym i przy użyciu jakiej techniki.
Żeby samemu eliminować kontuzje i rozbijać sztywne, obolałe mięśnie.
Żeby każdego dnia poprawnie się poruszać i wykonywać z pozoru najprostsze, codzienne czynności, żeby czuć się dobrze w swoim ciele i jak najdłużej się nim cieszyć.
Sama książka jest świetnie napisana i ułożona – zrozumiały język, częste powtarzanie wspominanych wcześniej informacji, zdjęcia i opisy poszczególnych kroków mobilizacji i prawidłowych pozycji ciała; techniki mobilizacji na poszczególne obszary całego ciała są na samym końcu książki, poprzedzone całą masą informacji przygotowujących do mobilizacji oraz dających nam wystarczające zrozumienie mechaniki ciała i ćwiczeń, którym będziemy nasze ciało poddawać. Przez to wykonywane przez nas ćwiczenia nie będą tylko według instrukcji, nie wiedząc jak i dlaczego, ale z pełnym zrozumieniem i świadomością prowadzącymi do osiągania lepszych rezultatów.
Także pan Kelly Starrett posiada ogromną wiedzę i potrafi dobrze ją przekazać, i jego książka „Skazany na biurko” jest bardzo wartościowa, a ponad to żyje także po jej przeczytaniu – ponieważ chcąc pracować nad swoim ciałem i stosować się do zaleceń z książki, trzeba co chwilę do niej wracać i przeprowadzać mobilizacje tam pokazane, a myślę, że po tak uświadamiającej lekturze niewykorzystywanie tej wiedzy na co dzień, choćby w małym stopniu, byłoby po prostu głupie; nawet nie myśląc o tym, zawsze coś może nam się przypomnieć, i wtedy na przykład skorygujemy postawę lub wstaniemy na chwilę od biurka wykonać jakieś małe ćwiczonko, po iluś tam razach wejdzie nam to w nawyk, a to już bardzo dużo.
Jest to moja druga książka Kelly’ego i druga ogromna dawka praktycznej wiedzy i podniesienia poziomu samoświadomości, także z mojej strony wielki szacunek.
Uważam, że tę książkę przeczytać trzeba, w dzisiejszych czasach jest to konieczne. Po co?
Żeby być świadomym własnego ciała i jego funkcjonowania – tego faktycznego, zapewne dalekiego od ideału, oraz tego prawidłowego, zgodnego z mechaniką ciała i najbardziej dla nas korzystnego.
Żeby samemu lokalizować i pracować nad obszarami, które potrzebują poprawy i powrotu do stanu...
2018-08-01
Jest to zbiór opowieści, a jak wiadomo, ze zbiorami różnie bywa.
Jednak "Osobliwe Zdarzenia" jest zbiorem bardzo dobrym. Opowieści jest niewiele, bo siedem, i są one dłuższe, przez co nie czyta się ich jak szybkie historyjki; są bardziej rozbudowane, co przekłada się na jakość - żadna opowieść nie jest nijaka, wszystkie są wartościowe i trzymają równy poziom. Także wybór tekstów jest naprawdę dobry.
I sam tytuł jakże trafny - Osobliwe Zdarzenia - bo te dwa słowa rzeczywiście określają zawarte tu opowiadania, gdyż przewijają się przez nie osobliwe postacie i byty, za którymi ciągną się osobliwe następstwa.
A wszystkie historie utrzymane są w niezwykle klimatycznym, takim wyszukanym nastroju grozy, o jaki w dzisiejszych czasach ciężko.
Można tu zawędrować na ponure wrzosowisko i otaczjące je lasy, skąd przybywa tajemnicza postać, z którą lepiej nie wchodzić w żadne układy.
Można zamieszkać w pewnej nawiedzonej posiadłości, gdzie pełno jest od tajemnic, i gdzie jakby znikąd pojawia się pewna stara kobieta.
Można stanąć oko w oko z pewną upiorną postacią i jej niemniej upiornym wierzchowcem, która ma pewne niecne plany wobec zwłok pewnego zakrystiana.
Można również wejść w, na pierwszy rzut oka korzystny, lecz jednocześnie bardzo podejrzany, układ, i wydać siostrzenicę za odpychającego nieznajomego, i później bardzo tego żałować.
Można wreszcie znaleźć się w takim miejscu, gdzie widywane są postacie, jakby nieobecne, których wcale tam być nie powinno.
Można to wszystko uświadczyć czytając zbiór opowiadań grozy "Osobliwe Zdarzenia", a naprawdę warto - dla mnie to jeden z lepszych, jakie czytałem.
Jest to zbiór opowieści, a jak wiadomo, ze zbiorami różnie bywa.
Jednak "Osobliwe Zdarzenia" jest zbiorem bardzo dobrym. Opowieści jest niewiele, bo siedem, i są one dłuższe, przez co nie czyta się ich jak szybkie historyjki; są bardziej rozbudowane, co przekłada się na jakość - żadna opowieść nie jest nijaka, wszystkie są wartościowe i trzymają równy poziom. Także wybór...
2018-07-31
„The Halloween Tree” to moje główne danie na tegoroczne Halloween, i to jakie danie – wyszło naprawdę wybornie!
Po pierwsze, szukałem klimatycznej, strasznie halloweenowej książki na ten szczególnie upodobany przeze mnie okres – i się nie zawiodłem, bo znalazłem chyba książkę na Halloween idealną, począwszy od wydania – sama okładka oraz czarno-białe, oryginalne rysunki, aż po treść, która obejmuje poszukiwania początków i znaczenia tego tajemniczego, upiornego święta.
Bo cóż może być bardziej halloweenowego niż magiczna, przerażająco edukacyjna podróż przez historię, w którą pewien specyficzny jegomość o zagadkowej tożsamości zabiera grupkę chłopców, którzy tradycyjnie, w odpowiednich przebraniach, nawiedzają domostwa w poszukiwaniu słodkości?
Podróż, która sprawia, że uwielbiane przez dzieci i nie tylko Halloween ze swoimi nieodłącznymi elementami staje się jeszcze bardziej niezwykłe i wyjątkowe, bo nabiera sensu, prawdziwego, pierwotnego sensu.
Jak się dowiadujemy z opowieści, której oczywiście czułem się pełnoprawnym, choć niewidocznym uczestnikiem, Halloween wywodzi się ze śmierci, z ciemności i strachu, ze snów i rytuałów, z niezachwianego (choć pewna doza niepewności była tu potrzebna) porządku świata.
A jego prawdziwe znaczenie to pamięć, pamięć i szacunek dla zmarłych, ale także dla śmierci.
I tak naprawdę Halloween obchodzone jest od tysięcy lat na całym świecie, dziś również, może pod inną nazwą czy w innej formie, mniej lub bardziej, ale to ciągle jedno i to samo święto. I to jest piękne.
„The Halloween Tree” przekazuje ważne informacje w niezwykle bogatej, barwnej formie pełnej magii, strachu, symboliki, dyń, i nie tylko, i choć możliwe, że jest to opowieść dla dzieci i równie możliwe, że nie, to jest to bardzo zajmująca i dość wymagająca historia napisana w oryginalnym stylu.
Dla mnie jest to idealna pozycja na Halloween, a od teraz – obowiązkowa część mojej tradycji.
„The Halloween Tree” to moje główne danie na tegoroczne Halloween, i to jakie danie – wyszło naprawdę wybornie!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo pierwsze, szukałem klimatycznej, strasznie halloweenowej książki na ten szczególnie upodobany przeze mnie okres – i się nie zawiodłem, bo znalazłem chyba książkę na Halloween idealną, począwszy od wydania – sama okładka oraz czarno-białe, oryginalne rysunki,...