-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2023-04-20
2022-04-15
"Jak wychować nazistę" to lektura doskonała, choć w swojej wymowie przerażająca. A przecież nie ma w niej grozy w klasycznym rozumieniu. Jest to bowiem oparta na sporządzanych przez siebie notatkach opowieść Amerykanina, dyrektora Amerykańskiej Szkoły w Berlinie o niemieckim systemie edukacji w latach trzydziestych XX wieku. Zdawałoby się nudne? Nic podobnego.
Autor przez kilka lat, w czasie rządów Hitlera, obserwował zmiany w niemieckim społeczeństwie, a jako człowiek związany z nauczaniem zastanawiał się, co dzieje się w nazistowskich placówkach edukacyjnych. Dlatego, choć wiązało się to z licznymi trudnościami, postarał się o pozwolenie na odwiedzanie nazistowskich instytucji zajmujących się szeroko pojętą edukacją i wychowaniem. Jest to zatem relacja człowieka "z zewnątrz", który jednak przeniknął "do wewnątrz". Przeanalizował ówczesny podręcznik dla nauczycieli, a następnie odwiedzał różnego rodzaju placówki, począwszy od klinik sterylizujących kobiety, poprzez izby położnicze, szkoły dla dziewcząt i chłopców w każdym wieku aż po uniwersytety. Rozmawiał z wieloma ludźmi – rodzicami, nauczycielami, uczniami, pracownikami instytucji. Tymi, którzy współtworzyli system władzy nad człowiekiem, zawłaszczający jego ciało, umysł i emocje dla nazistowskiej idei. Co gorsze, system niezwykle skuteczny.
Autor wędruje zatem przez poszczególne placówki i kolejne poziomy edukacji, zaś swoje obserwacje opisuje obiektywnie i z intelektualną uczciwością. Jest zwięzły i konkretny, podaje fakty, przytacza wypowiedzi i cytaty z publikacji. Jest rzetelny i profesjonalny, nie ujawnia wprost swoich emocji, choć niekiedy możemy odnaleźć je między wierszami. Własnej oceny i refleksji dokonuje w ostatnim, podsumowującym rozdziale.
W tej książce przerażające jest wszystko – ideologia, instytucje, mechanizmy, stosowane metody, z których wiele nazwalibyśmy dziś "praniem mózgu". Najbardziej jednak przerażają wypowiedzi ludzi fanatycznie oddanych sprawie.
"Jak wychować nazistę" to bardzo dobrze napisany reportaż. Ma przejrzysty układ, jest przystępny i zrozumiały. Nie jest to nudna monografia, a pasjonująca lektura, pozwalająca zajrzeć pod podszewkę jednej z najbardziej przerażających ideologii w dziejach i to na etapie, kiedy ideologia ta kształtowała swoich wyznawców.
I tak, prawdą jest, że kto ma w ręku edukację i wychowanie młodych pokoleń, ten ma władzę. Wszak "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Powinniśmy pamiętać o tym, powierzając innym nauczanie kolejnych pokoleń.
Trzeba przeczytać. Ku przestrodze.
"Jak wychować nazistę" to lektura doskonała, choć w swojej wymowie przerażająca. A przecież nie ma w niej grozy w klasycznym rozumieniu. Jest to bowiem oparta na sporządzanych przez siebie notatkach opowieść Amerykanina, dyrektora Amerykańskiej Szkoły w Berlinie o niemieckim systemie edukacji w latach trzydziestych XX wieku. Zdawałoby się nudne? Nic podobnego.
Autor przez...
2020-10-12
Po „Gniew” sięgnęłam poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie w ostatnim czasie pytania o genezę niektórych zjawisk społecznych w naszym kraju. I w jakimś zakresie odpowiedzi te znalazłam.
Już od pierwszych stron książka zaskoczyłam mnie lekkością narracji. Bo pomimo, że dotyka zagadnień z pogranicza socjologii, psychologii i polityki, nie jest to nudna "cegła" naszpikowana niezrozumiałymi pojęciami, ale zwięzła i przystępnie napisana analiza znaczenia emocji, w szczególności gniewu, w życiu społecznym i politycznym. A jest to znaczenie niebagatelne. To opowieść o uczuciach, które napędzają zarówno Polaków, jak i mieszkańców innych krajów, w szczególności USA, kraju, na którym nieraz bezkrytycznie się wzorujemy. To zarówno historia emocji, które targały walecznymi sufrażystkami, jak i historia rozczarowań wielu Polaków. To zarówno opowieść o gniewie „twórczym”, "pozytywnym", który prowadzi do zmiany na lepsze, jak i o gniewie destrukcyjnym, skutkującym negatywnymi zjawiskami społecznymi.
Trzeba przyznać, że w wielu aspektach analizy autora zdają się trafne, a jego uwagi celne, choć nie ze wszystkimi się zgadzam. I choć autor nie stara się ukrywać własnych poglądów, nie było to dla mnie w żaden sposób drażniące.
Po „Gniew” sięgnęłam poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie w ostatnim czasie pytania o genezę niektórych zjawisk społecznych w naszym kraju. I w jakimś zakresie odpowiedzi te znalazłam.
Już od pierwszych stron książka zaskoczyłam mnie lekkością narracji. Bo pomimo, że dotyka zagadnień z pogranicza socjologii, psychologii i polityki, nie jest to nudna "cegła"...
2020-09-07
„Turbopatriotyzm” to obszerna, szczegółowa i dobrze udokumentowana socjologiczna analiza interesującego i ostatnio coraz częstszego oblicza polskiego patriotyzmu - patriotyzmu skrajnie prawicowego.
Autor definiuje to pojęcie, bada jego genezę, pokazuje funkcjonowanie w środowisku społecznym, kulturowym i językowym. Opiera się przy tym na licznych przykładach z szeroko rozumianych mediów, w szczególności portali internetowych i prasy, ale także z dziedziny popkultury. Pokazuje mechanizmy wprowadzania do języka nowych pojęć czy zmiany ich dotychczasowego znaczenia. Wskazuje na kształtowanie mentalności odbiorcy poprzez przejmowanie i adaptowanie przez skrajna prawicę narracji i sposobów działania dotychczas wykorzystywanych przez środowiska liberalne czy lewicowe. Nie ogranicza się przy tym do realiów polskich, ale odnosi do analogicznych zjawisk społecznych obecnych w innych krajach.
Pojęciu "turbopatriotyzmu" autor przeciwstawia „softpatriotyzm”. I choć nie ukrywa, że to "softpatriotyzm" jest mu bliższy, stara się zjawisko „turbopatriotyzmu” przede wszystkim zrozumieć, a następnie rzetelnie opisać i zrobić to bez pejoratywnych komentarzy czy drwin.
Dystans do opisywanych zjawisk, obiektywizm, rzeczowość i wyważona, pozbawiona nadmiernych emocji forma opowieści to najważniejsze atuty książki Marcina Napiórkowskiego.
I choć nie ze wszystkimi twierdzeniami autora się zgadzam, szanuję go zarówno za przekrojowe i wyczerpujące, a zarazem przystępne potraktowanie tematu, jak i za ogrom pracy związanej z zebraniem materiału służącego ich udokumentowaniu.
„Turbopatriotyzm” to obszerna, szczegółowa i dobrze udokumentowana socjologiczna analiza interesującego i ostatnio coraz częstszego oblicza polskiego patriotyzmu - patriotyzmu skrajnie prawicowego.
Autor definiuje to pojęcie, bada jego genezę, pokazuje funkcjonowanie w środowisku społecznym, kulturowym i językowym. Opiera się przy tym na licznych przykładach z szeroko...
"Maxima culpa" to jedna z emocjonalnie najtrudniejszych dla mnie książek. Przede wszystkim z uwagi na konieczność konfrontacji z niechcianym i trochę chyba wypieranym pytaniem: "Czy Jan Paweł II wiedział o istnieniu i skali pedofilii w kościele?".
Można byłoby nazwać mnie pokoleniem JP II. Urodziłam się w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski, uczestniczyłam w wielu jego mszach, spotkaniach z młodzieżą, odwoływaliśmy się do jego nauczania podczas szkolnych uroczystości, pamiętam jak umierał. To duża część mojego życia i doświadczenia, zarówno dzieciństwa, jak i wczesnej dorosłości. Dlatego z dużą ostrożnością podchodziłam do książki Ekke Overbeeka obawiając się, że powstała dla wywołania zbędnej sensacji i politycznego zamieszania.
I choć obecność rys na autorytetach boli, byłabym jednak ostatnią naiwną gdybym wierzyła, że głowa Kościoła Katolickiego, człowiek, który stał na czele największej chrześcijańskiej organizacji wyznaniowej, duchowy przywódca ponad miliarda katolików przez ponad dwadzieścia sześć lat nie miał pojęcia, co dzieje się w tej organizacji. Takie przekonanie odbierałoby mu zresztą podmiotowość i sprawczość, czyniąc go bezwolnym zakładnikiem kurialnych urzędników. Dlatego teza autora, że Jan Paweł II jako papież o pedofilii w Kościele powszechnym wiedział co najmniej od lat 80-tych nie jest dla mnie niczym zaskakującym, podobnie, jak przytoczone przez niego, potwierdzające ją dowody, głównie dotyczące Kościoła Katolickiego w Ameryce Północnej.
Autor cofa się jednak jeszcze dalej, do czasów, kiedy Karol Wojtyła był biskupem krakowskim i poszukuje odpowiedzi na pytanie czy już wcześniej, zanim został papieżem wiedział o pedofilii w podległej mu diecezji i jak na nią reagował. Również w tym zakresie, formułuje odpowiedź twierdzącą, co znów, znając polskie realia, szczególnie czasów PRL-u, nie wydaje się tak szokujące.
Swoje tezy Ekke Overbeek opiera na dostępnych mu materiałach źródłowych. Sięga przede wszystkim do mocno wybrakowanych archiwów UB i SB. Czy w świetle tego, co wiemy o czasach, w których powstawały można uznać je za rzetelne? Trudno mi to ocenić, na pewno należy podchodzić do nich ostrożnie, ale wiele zawartych w nich informacji znajduje potwierdzenie w innych, niezależnych dowodach, z którymi układa się w logiczną całość. Niestety, ani autor ani my nie mamy dostępu do archiwów kościelnych, z którymi moglibyśmy skonfrontować opisywane postacie i wydarzenia oraz wnioski, które z nich wypływają. Ale Ekke Overbeek nie poprzestaje na badaniu dokumentów. Odwiedza również miejsca, w których mieszkali i pracowali opisywani przez niego duchowni. Próbuje dotrzeć do pokrzywdzonych i bezpośrednich świadków zdarzeń. Dziś jest to jednak trudne, bo wielu z nich nie żyje, żyjący zaś konsekwentnie przestrzegają zmowy milczenia i niewiele można się od nich dowiedzieć. Trzeba jednak pamiętać, że to na ogół starsi ludzie, żyjący w małych, mocno religijnych środowiskach, który ze swoją krzywdą radzą sobie tak, jak potrafią i wciąż obawiają się ostracyzmu i społecznego napiętnowania.
"Maxima culpa" to zatem książka nieźle udokumentowana, zaś autor wykonał solidną pracę zbierając materiały rozsiane w różnych źródłach i składając je w logiczną, spójną całość. Niestety, kilkakrotnie zdarzają mu się wnioski zbyt daleko idące i dość naciągane, co może mieć wpływ na odbiór książki jako całości i podważa wymowę innych, bardziej wiarygodnych ustaleń.
Niewątpliwie, w czym zgadzam się z autorem, Karol Wojtyła był człowiekiem swoich czasów i swojego kraju. I niewątpliwie nie można uczynić go jedynym odpowiedzialnym za krzywdę ofiar pedofilii. Jeszcze kilkanaście lat temu temat pedofilii był tematem tabu. Wszędzie, nie tylko w Kościele Katolickim. Pojęcie krzywdzenia dzieci w sferze seksualnej również ewoluowało w ostatnich kilkudziesięciu latach. Dziś opinia publiczna zupełnie inaczej ocenia zachowania, które kilkadziesiąt lat temu były uważane za niezbyt szkodliwe. Karol Wojtyła wyrastał, żył i działał w takich czasach. Był pasterzem Kościoła, który z jednej strony nie miał w PRL nieograniczonej swobody działania, z drugiej, miał olbrzymi autorytet społeczny. Te czasy, okoliczności i to miejsce ukształtowały Karola Wojtyłę, a potem Jana Pawła II. I na kartach książki jest to wyraźnie widoczne.
Czy zatem wiedział, mógł wiedzieć, powinien był wiedzieć? Czy mógł i powinien był postępować inaczej? Każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na te pytania po lekturze książki. Nawet jeśli chciałby żeby była ona nieprawdą.
"Maxima culpa" to jedna z emocjonalnie najtrudniejszych dla mnie książek. Przede wszystkim z uwagi na konieczność konfrontacji z niechcianym i trochę chyba wypieranym pytaniem: "Czy Jan Paweł II wiedział o istnieniu i skali pedofilii w kościele?".
więcej Pokaż mimo toMożna byłoby nazwać mnie pokoleniem JP II. Urodziłam się w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski, uczestniczyłam w wielu...