Lewica dla opornych Tomasz Szymon Markiewka 7,1
ocenił(a) na 116 tyg. temu "Wróćmy słowom sens i treść!
Twarz wróćmy słowu, bo bez twarzy
Największe słowo nic nie waży!" - cytując Młynarskiego. Wróćmy sens i treść, które to wypaczają ludzie pokroju Markiewka, słowom takim jak: pomoc, solidarność, równość, kapitalizm. Słowa mają znaczenie.
Zaserwowana nam przez autora książka, to ideologiczna papka, której nie powinno się czytać, gdy nic nie wie się czy to o lewicy czy liberalizmie, gdyż autor wypacza ich znaczenie. To ten sam poziom manipulacji i nieuczciwości intelektualnej, którą zaserwowano nam w "Ekonomii obwarzanka".
U Orwella czytamy, że wojna to pokój. Wolność to niewola. Ignorancja to siła. Podobnej retoryki trzyma się Markiewka utożsamiając szerzenie wolności z wyzyskiem, przymusem i przemocą. Autor uważa, że państwo ma narzucać takie a takie rozwiązania (te popierane przez autora oczywiście) a ludzie muszą się przystosować, bo ludzie pokroju autora najlepiej wiedzą, co dla nich dobre.
Ty, człowieku, nie jesteś nic wart - mówi wprost autor. Zanim pomyślisz o sobie musisz pomyśleć nie tylko o swoich bliskich, nie o przyjaciołach a o klimacie, zwierzętach, czy nawet całkiem obcych ludziach z drugiej strony świata. Najpierw wszyscy dookoła, dopiero potem Ty, bo jesteś im cos winien i masz zaciągnięte względem nich zobowiązanie - to kolejna manipulacja autora, bo zobowiązanie to coś, co dobrowolnie i świadomie bierze się na siebie. W ten sposób autor promuje samopoświęcenie i skrajny altruizm.
Dobrowolność - pojęcie, na które nie ma miejsca w świecie autora a rozwiązania mają być narzucane siłowo przez państwo. W końcu lewica najlepiej wie, co jest dobre - nie dla jednostki a dla społeczeństwa. Autor pisze: "dwie grupy aktorów zawierają transakcję, która W ICH MNIEMANIU jest dla nich korzystna" (s. 109) - cóż autor zdaje się siedzieć w ludzkich głowach i wie lepiej od nich, co dla kogo jest korzystne. Tak ujawnia się kolejna brzydka cecha autora i lewicy w ogólności - pycha.
Z jednej strony autor krytykuje dotowanie banków i korporacji z publicznych pieniędzy (co jest słuszną krytyką) i nazywa to jednocześnie kapitalizmem (co nie jest prawdą),z drugiej strony dotowanie tego, co autor uważa za słuszne jest już w porządku (s. 122)
W książce znajdziemy też typowe dla lewicy manipulowanie pojęciem kapitalizm. Autor pisze: Plan Marshalla program polegający na wydawaniu pieniędzy podatnika amerykańskiego w Europie przecież właśnie jest z Ameryki, a jak Ameryka to kapitalizm a skoro tak, to wszystko co wychodzi z Ameryki jest kapitalizmem! Otóż nie. Ingerencja w gospodarkę nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem i kapitalizmem - jest jego wypaczeniem. Mówienie wiec, że zwolennicy wolnego rynku popierają interwencje typu New Deal czy Plan Marshalla, bo przecież są to programy z kapitalistycznej ameryki nie oznacza, że są to programy oparte o wolny rynek. Ten sam błąd powiela w swojej książce: "23 rzeczy, których nie mówią ci o kapitalizmie", przytaczany przez Markiewka Ha-Joon Chang.
Wolny rynek to dobrowolność i swoboda zawierania umów. Wolny rynek to przede wszystkim poszanowanie prawa własności a w związku z tym praw jednostki. Autor twierdzi: "Jeśli rynek wycenia coś wysoko, to najwidoczniej tak musi być" - nie wspomina jednak o tym, że rynek to LUDZIE, to ludzie wartościują i jeśli coś jest wycenione wysoko przez rynek, to znaczy tyle, że znalazł się ktoś, dla kogo ta rzecz jest tyle właśnie warta.
"Neoliberalizm to kapitalizm do potęgi drugiej" (s. 21) - czyli w sumie co? Tego się nie dowiadujemy, rzucony w eter slogan.
Markiewka pięknie stara się pokazać, jakie to jest niesprawiedliwe, że jedni rodzą się w bogatych domach i w związku z tym stać ich na lepszą edukację a inni, wywodzący się biedniejszych domów, nie mają aż takich możliwości. Sprawiedliwym, wedle autora, jest więc zabranie jednym i rozdanie tego drugim. Szkoda tylko, że autor nie zdaje sobie sprawy, że odziedziczenie majątku nie jest równoznaczne z jego utrzymaniem Szkoda również, że autor nie zadał sobie trudu, by wyjaśnić czy byłby poświęcił rękę artysty, dajmy na to Chopina, by wyrównać szansę osób, które nie miały takiego szczęścia jak on, by urodzić się zdolnymi.
Czy świetnego malarza należy oślepić, by przypadkiem nie malował lepiej niż ci bez talentu, a którym wymarzyło się być malarzami? Według autora byłoby to zapewne sprawiedliwie społecznie, wszak równość szans przede wszystkim.
Czy świetnego muzyka należy pozbawić słuchu, by ci, którzy nie mają słuchu muzycznego mieli szanse z nim konkurować, wszak równość szans przede wszystkim.
Nie wiem na ile słowa: "Gdyby socjaliści rozumieli ekonomię, to nie byliby socjalistami" przypisywane Friedrichowi Hayekowi są rzeczywiście jego słowami, niemniej jednak są to słowa wybitnie prawdziwe, co autor wielokrotnie udowadnia na kartach swojej książki. A pisze on np. tak: "Kiedy liczba chętnych na dany towar przewyższa jego dostępność, ceny rosną. Pojawia się inflacja." (s. 194) - jeśli więc chętnych na truskawki jest więcej niż dostępnych truskawek, cena truskawek rośnie i mamy wtedy inflację? By nie pastwić się nad niewiedzą autora wystarczy wspomnieć, że inflacja to spadek wartości pieniądza, a to z kolei dopiero powoduje wzrost cen - nie konkretnego towaru, co zdaje się sugerować autor, a powszechny wzrost cen.
Autor często pisze o trzech grupach: konserwatystach, liberałach i lewicy (s. 105),a potem na końcu stwierdza, że lewica chce konserwować usługi publiczne, które innym wydają się przeżytkiem. Sam więc, nie wprost oczywiście, przyznaje, że konserwatyzm może być lewicowy, tak więc zaproponowany podział jest bez sensu.
Bzdur i manipulacji w książce oczywiście jest więcej. Serdecznie odradzam.