-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2021-01-21
Od czego zacząć… Może od kluczowej informacji, a w zasadzie ostrzeżenia.
Jeśli jeszcze nie przeczytaliście notki od wydawcy, to jej nie czytajcie!
Osobiście uważam za zbrodnię, że istotna część zagadki została w tak obcesowy sposób zdradzona w kilku zdaniach, które dopiero mają zachęcić do lektury.
Naprawdę można ją było zredagować w bardziej tajemniczy sposób, bo „Trybunał dusz” to zaiste książka bardzo tajemnicza.
Sięgnęłam po nią z nadzieją na ucztę dla wielbicieli kryminałów. Po lekturze „Zaklinacza” ostrzyłam sobie zęby na kolejną dobrą i solidnie napisaną powieść z dreszczem.
Nie zawiodłam się. Carrisi po raz kolejny układa swoją powieść jak mozaikę, przeskakuje od jednego bohatera do drugiego, z jednego miejsca do kolejnego, od akcji, która dzieje się współcześnie do retrospekcji. Nie zdziwiło mnie to, choć muszę obiektywnie przyznać, że nie ułatwia to lektury jego książek – taki już urok narracji, którą stosuje. Ten, kto już zetknął się z Carrisim wie, że autor plecie te różne wątki, zawija z nich supełki, żeby na końcu pokazać czytelnikowi jaką misterną historię utkał.
Zaczyna się mocnym akcentem, znika dziewczyna – Lara – studentka. Początkowo policja sądzi, ze zniknęła, bo chciała. Z jej mieszkania zabrano kilka osobistych rzeczy, takich, jakie sami zabralibyśmy w podróż. Nie ma śladu walki, trudno zauważyć w tej całej sytuacji udział osób trzecich (jak się mawia fachowo ;)). Ale coś jest nie tak i ktoś to podejrzewa.
W mieszkaniu dziewczyny, pod osłoną nocy, pojawia się dwóch mężczyzn – przyszli, żeby spojrzeć na to miejsce w inny sposób – poza schematem policyjnego myślenia. Są uważni i wnikliwi, analizują każdy detal, stawiają hipotezy i szukają argumentów na ich potwierdzenie. Kim są? Wiemy na pewno, że zależy im na bezpieczeństwie Lary, chcą ją odnaleźć, ale gdzie ich to zaprowadzi?
Jednocześnie w innej części miasta karetka pogotowia odpowiada na wezwanie do pacjenta. W pustym mieszkaniu znajdują nieprzytomnego mężczyznę – w trakcie reanimacji lekarka zauważa but, a w zasadzie łyżworolkę – nic dziwnego, zwykły przedmiot, ale …kobieta rozpoznaje w niej własność swojej zamordowanej siostry.
I od tego momentu/momentów fabuła zaczyna się zagęszczać. Jak te dwa wątki się łączą? Co ma wspólnego seryjny morderca z zaginioną dziewczyną? Co oznacza tatuaż „zabij mnie” na jego piersi?
Nie będę zdradzała dalej fabuły – nie umiałabym zresztą zrobić tego odpowiednio, oddając sprawiedliwość historii, którą stworzył Carrisi. Jedno jest pewne – siedziałam nad książką do 4 nad ranem, bo musiałam się dowiedzieć do końca co i jak. To chyba jest najlepsza rekomendacja, jaką mogę dać. Przyjemnej lektury!
Od czego zacząć… Może od kluczowej informacji, a w zasadzie ostrzeżenia.
Jeśli jeszcze nie przeczytaliście notki od wydawcy, to jej nie czytajcie!
Osobiście uważam za zbrodnię, że istotna część zagadki została w tak obcesowy sposób zdradzona w kilku zdaniach, które dopiero mają zachęcić do lektury.
Naprawdę można ją było zredagować w bardziej tajemniczy sposób, bo...
Właśnie skończyłam czytać tę książkę. Gdybyście zapytali mnie w trakcie lektury, jaka będzie ocena, stwierdziłabym, że pozytywna, ale na pewno nie bardzo dobra. Nie wiem dlaczego, może przez retrospekcje, brak w nich chronologii, mocno rozwinięte wątki obyczajowe, widmo barbarzyńskiego zwyczaju polowania na gugę/głuptaka.
Ale mniej więcej w połowie powieści wszystko zaczęło się składać. To, co początkowo uznawałam za słabość konstrukcji, stało się jej mocną stroną. Każda retrospekcja miała sens, każdy urywek historii był kolejnym elementem układanki, która miała rozwiązać zagadkę (a w zasadzie kilka zagadek). To tak jak przy układaniu puzzli, najpierw staramy się zrobić ramkę, a potem czasami składamy skrawki, które tworzą ze sobą spójną część, ale jeszcze nie są elementem całości.
Jeśli w trakcie lektury Wasze wrażenia będą takie same - nie zniechęcajcie się. To naprawdę misterna opowieść o tym, jak oczywiste staje się nieoczywiste, jak ludzie potrafią zaskakiwać, jak ciężar wspomnień i historia naszego życia kładą się cieniem na nas samych, determinują codzienność i przyszłość. "Czarny dom" nie jest klasycznym kryminałem, jego mocną stroną jest psychologiczne zacięcie autora w konstruowaniu charakterów. I to, co niezwykłe - każdy z bohaterów, nawet ten, który pojawia się w historii zaledwie przez moment ma znaczenie dla fabuły. Rzadko się to spotyka, taki brak przegadania, unikanie wierszówek bez potrzeby. Polecam, bo warto.
Właśnie skończyłam czytać tę książkę. Gdybyście zapytali mnie w trakcie lektury, jaka będzie ocena, stwierdziłabym, że pozytywna, ale na pewno nie bardzo dobra. Nie wiem dlaczego, może przez retrospekcje, brak w nich chronologii, mocno rozwinięte wątki obyczajowe, widmo barbarzyńskiego zwyczaju polowania na gugę/głuptaka.
Ale mniej więcej w połowie powieści wszystko zaczęło...
2015-04-08
Bardzo przeżyłam tę książkę. Jako kobieta, jako Polka, jako człowiek.
Choć jestem wychowana na literaturze opowiadającej wojenne losy, ta książka jest inna.
Historie opowiedziane przez bohaterki płyną tak naturalnym rytmem, jakby słuchało się ich osobiście, siedząc przy wspólnym stole, patrząc na ich twarze. Nie ma w nich wymuszonej chronologii, wydarzenia są prowadzone i przedstawione czytelnikom/słuchaczom tak, jak dyktowała to autorkom potrzeba serca. Jest sporo dygresji, dopowiedzeń – ale na tym właśnie polega urok narracji.
Dzięki temu wszystkie opisywane emocje są realniejsze, strach dojmujący, nostalgia słodko-gorzka, a złość mocno pulsuje w żyłach.
Oczywiście niektóre bohaterki są mi bliższe… Czasami kontrast między opowieściami był znaczny (w sensie przejść, problemów, strachu), ale tak naprawdę nie mam prawa oceniać emocji, wyborów czy zasadności rozgoryczenia tych kobiet. Przyjmuję zatem każdą relację z pokorą i maksimum zrozumienia i empatii. (Myślę, że niektórzy z Was po lekturze książki będę wiedzieli, co mam na myśli).
Muszę jednak łyżkę dziegciu, a w zasadzie dwie, dorzucić do tej recenzji. Będą to jednak czysto subiektywne wrażenie odnośnie wydania, a nie treści.
Pierwszy żal, jaki mam do wydawcy, to okładka. Czy naprawdę nie można było pokazać faktycznych dziewczyn z powstania zamiast stylizowanej fotografii, pochodzącej z filmu? Wiem, to szczegół, zapewne zabieg promocyjny, ale myślę, że skoro książka krzyczy realizmem, przydałoby się adekwatne zdjęcie na otwarcie.
Drugi zarzut to podpisany autor. W moim odczuciu autorek było 12. Natomiast na okładce widnieje tylko jedna… A przecież trudno odmówić współautorstwa bohaterkom tych wydarzeń. Jakoś mnie to uwiera już po lekturze tej książki. Może po prostu kryją się za tym emocje „poczytelnicze”, przywiązanie do bohaterek, ich wyjątkowość. Nie wiem. Jednak czegoś mi brakuje w tym zakresie. Chciałabym, żeby były jakoś dodatkowo docenione, żeby nikt nie miał wątpliwości, że gdyby nie one i nie to, że zechciały się podzielić swoimi historiami, tej książki by nie było, a my wiedzielibyśmy zdecydowanie mniej.
Bardzo przeżyłam tę książkę. Jako kobieta, jako Polka, jako człowiek.
Choć jestem wychowana na literaturze opowiadającej wojenne losy, ta książka jest inna.
Historie opowiedziane przez bohaterki płyną tak naturalnym rytmem, jakby słuchało się ich osobiście, siedząc przy wspólnym stole, patrząc na ich twarze. Nie ma w nich wymuszonej chronologii, wydarzenia są prowadzone i...
To będzie moja pierwsza tak krytyczna recenzja. Myślę jednak, że uzasadniona, bo "Dotyk zła" to bardzo nierówna książka.
Mamy tu solidny wątek kryminalny, dość intrygujący i zagadkowy. Seryjny morderca, tajemnica spowiedzi, bezbronni chłopcy i wielu podejrzanych.
Mamy też, niestety, słabe próby nadania książce psychologicznego sznytu. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałam dogłębnej analizy postaci, wręcz przeciwnie - uważam, że jeśli autor nie ma wiedzy psychologicznej powinien powstrzymać się od takowej, zostawiając wnioski czytelnikowi. Alex Kava niestety nie jest powściągliwa w tym zakresie (wielka szkoda, bo przez to Maggie i Nick są nieznośnie papierowi). Na dodatek główna bohaterka jest agentką FBI z prestiżowego wydziału BAU (Behavioral Analysis Unit). Duży błąd, bo biorąc się za tę tematykę trzeba naprawdę sporo o niej wiedzieć, żeby być przekonywującym. To zdecydowanie nie wyszło.
Jednak najsłabszym wątkiem książki jest nieznośnie prowadzony motyw romansu. Naprawdę czułam się tak, jakbym czytała harlequina. Autorka nie przepuściła żadnej okazji, żeby nie opisać wstrząsu, jaki odczuwali bohaterowie za każdym razem, gdy przypadkiem się dotknęli. Opisów męskości głównego bohatera jest mnóstwo, bohaterka jest wyjątkowo seksowna (nawet poobijana), a pożądanie pączkuje w nich niemal na każdej stronie. Czy naprawdę mam jako czytelnik uwierzyć, że ścigając potwora mordującego małych chłopców bohaterowie tak bardzo koncentrują się na swoim wyglądzie? Przeczytałam w życiu mnóstwo kryminałów, gdzie wątki sercowe były chętnie eksploatowane, ale nigdy nie spotkałam się z takim przegięciem tej formuły.
Pani Kava to marketingowiec, więc wie, co się sprzedaje. Mam niestety wrażenie, że stworzyła twór, który właśnie na sprzedaż jest obliczony – seryjny morderca, wątek miłosny, psycholog z FBI i piękni bohaterowie.
Ka-ching i maszynka do robienia pieniędzy działa jak marzenie. Ja zdecydowanie nie będę już jej napędzała.
To będzie moja pierwsza tak krytyczna recenzja. Myślę jednak, że uzasadniona, bo "Dotyk zła" to bardzo nierówna książka.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMamy tu solidny wątek kryminalny, dość intrygujący i zagadkowy. Seryjny morderca, tajemnica spowiedzi, bezbronni chłopcy i wielu podejrzanych.
Mamy też, niestety, słabe próby nadania książce psychologicznego sznytu. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałam...