Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Od czego zacząć… Może od kluczowej informacji, a w zasadzie ostrzeżenia.
Jeśli jeszcze nie przeczytaliście notki od wydawcy, to jej nie czytajcie!
Osobiście uważam za zbrodnię, że istotna część zagadki została w tak obcesowy sposób zdradzona w kilku zdaniach, które dopiero mają zachęcić do lektury.
Naprawdę można ją było zredagować w bardziej tajemniczy sposób, bo „Trybunał dusz” to zaiste książka bardzo tajemnicza.
Sięgnęłam po nią z nadzieją na ucztę dla wielbicieli kryminałów. Po lekturze „Zaklinacza” ostrzyłam sobie zęby na kolejną dobrą i solidnie napisaną powieść z dreszczem.
Nie zawiodłam się. Carrisi po raz kolejny układa swoją powieść jak mozaikę, przeskakuje od jednego bohatera do drugiego, z jednego miejsca do kolejnego, od akcji, która dzieje się współcześnie do retrospekcji. Nie zdziwiło mnie to, choć muszę obiektywnie przyznać, że nie ułatwia to lektury jego książek – taki już urok narracji, którą stosuje. Ten, kto już zetknął się z Carrisim wie, że autor plecie te różne wątki, zawija z nich supełki, żeby na końcu pokazać czytelnikowi jaką misterną historię utkał.

Zaczyna się mocnym akcentem, znika dziewczyna – Lara – studentka. Początkowo policja sądzi, ze zniknęła, bo chciała. Z jej mieszkania zabrano kilka osobistych rzeczy, takich, jakie sami zabralibyśmy w podróż. Nie ma śladu walki, trudno zauważyć w tej całej sytuacji udział osób trzecich (jak się mawia fachowo ;)). Ale coś jest nie tak i ktoś to podejrzewa.
W mieszkaniu dziewczyny, pod osłoną nocy, pojawia się dwóch mężczyzn – przyszli, żeby spojrzeć na to miejsce w inny sposób – poza schematem policyjnego myślenia. Są uważni i wnikliwi, analizują każdy detal, stawiają hipotezy i szukają argumentów na ich potwierdzenie. Kim są? Wiemy na pewno, że zależy im na bezpieczeństwie Lary, chcą ją odnaleźć, ale gdzie ich to zaprowadzi?
Jednocześnie w innej części miasta karetka pogotowia odpowiada na wezwanie do pacjenta. W pustym mieszkaniu znajdują nieprzytomnego mężczyznę – w trakcie reanimacji lekarka zauważa but, a w zasadzie łyżworolkę – nic dziwnego, zwykły przedmiot, ale …kobieta rozpoznaje w niej własność swojej zamordowanej siostry.
I od tego momentu/momentów fabuła zaczyna się zagęszczać. Jak te dwa wątki się łączą? Co ma wspólnego seryjny morderca z zaginioną dziewczyną? Co oznacza tatuaż „zabij mnie” na jego piersi?

Nie będę zdradzała dalej fabuły – nie umiałabym zresztą zrobić tego odpowiednio, oddając sprawiedliwość historii, którą stworzył Carrisi. Jedno jest pewne – siedziałam nad książką do 4 nad ranem, bo musiałam się dowiedzieć do końca co i jak. To chyba jest najlepsza rekomendacja, jaką mogę dać. Przyjemnej lektury!

Od czego zacząć… Może od kluczowej informacji, a w zasadzie ostrzeżenia.
Jeśli jeszcze nie przeczytaliście notki od wydawcy, to jej nie czytajcie!
Osobiście uważam za zbrodnię, że istotna część zagadki została w tak obcesowy sposób zdradzona w kilku zdaniach, które dopiero mają zachęcić do lektury.
Naprawdę można ją było zredagować w bardziej tajemniczy sposób, bo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim sięgniesz po tę książkę nastaw się na jedno - to nie jest kryminał. Ani thriller. To książka o samotności i na towarzystwo tej emocji musisz znaleźć w sobie siłę biorąc "Świętego Psychola" w dłonie. Jan jest nauczycielem przedszkolnym. Samotnym jak palec. W zasadzie zawsze tak było.
Żyje swoim rytmem, pracuje głównie na zastępstwo, z własną rodziną niewiele go łączy.
Jan lubi swoją pracę – potrafi rozmawiać z dziećmi, dba o nie. Jest dobrym nauczycielem. Ale Jan ma też obsesję – Rami. Rami przez chwilę była znana, nagrała jedną płytę. Jan zna wszystkie jej piosenki na pamięć i dużo o niej myśli. To tylko jedna z wielu jego tajemnic, większość z nich dotyczy przeszłości Jana, ale uwaga (!) będą miały one kolosalne znaczenie dla jego przyszłości.
Myślisz: dziwak. Masz rację, bo Jan jest dziwakiem. Na dodatek zatrudnia się w przedszkolu, w którym przebywają dzieci pacjentów Szpitala Psychiatrycznego Świętej Patrycji. Przedszkole jest tuż obok szpitala, dzieci odwiedzają swoich rodziców, personel nie ma prawa o tym rozmawiać. Taki eksperyment na żywym organizmie. Bo to dobre i dla dorosłych, i dla dzieci. Oczywiście Jana interesuje to, co się dzieje za murami Świętego Psychola, ale dlaczego? Po co mu ta wiedza? Dlaczego praca w „Polanie” nie była przez niego wybrana przypadkowo? Nie będę zdradzała.
Ujmę to tak – mam mieszane uczucia. Nie wiem czy przez konstrukcję (spokojna narracja przez 80% książki, a potem walnięcie jak obuchem w głowę), czy też przez refleksję już po lekturze, bo jest mi po prostu smutno. Czy żałuję, że przeczytałam tę książkę? Nie. Ale czy z czystym sumieniem mogę ją polecić? Też nie. Pod pozorem dość typowej opowieści, „Święty Psychol” zmienia się stopniowo w ciężką lekturę o istocie samotności. O tym, jak kształtuje ona człowieka.
Jest oczywiście zagadka w tej historii, tajemnice i inne elementy, które łapią czytelnika i nawet jeśli lektura mu nie leży, to postanawia ją dokończyć, ale nie zmienia to faktu, że to książka o duszy. A na takie trzeba mieć nastrój i siłę.

Zanim sięgniesz po tę książkę nastaw się na jedno - to nie jest kryminał. Ani thriller. To książka o samotności i na towarzystwo tej emocji musisz znaleźć w sobie siłę biorąc "Świętego Psychola" w dłonie. Jan jest nauczycielem przedszkolnym. Samotnym jak palec. W zasadzie zawsze tak było.
Żyje swoim rytmem, pracuje głównie na zastępstwo, z własną rodziną niewiele go...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Uff. Ileż się działo w tej książce. Ile wątków, ile ludzkiej brzydoty, ile psychologicznych analiz (dobrych!), ile zagadek/zbrodni. Ile domysłów, ile teorii rodziło się w mojej głowie w trakcie lektury.

„Zaklinacz” to naprawdę solidnie napisana powieść kryminalno-psychologiczna. Dobra pod każdym względem. Mamy w niej wszystko to, co czyni ten konkretny gatunek literatury wiarygodnym. Starannie dopracowane wątki, dobrze skonstruowane postacie i znakomita warstwa analityczna. Nie ma nieścisłości, a to sztuka przy takim zagęszczeniu fabuły.
Donato Carrisi pisze bardzo sprawnie, powoli wprowadza czytelnika w historię. Początkowo możecie poczuć się zniechęceni, może nawet pogubieni w zawiłości opisywanego śledztwa. Ale nie odkładajcie książki, wierzcie mi - stopniowo każdy element zacznie się składać w szerszy obraz i zyska sens.
Bardzo lubię taką literaturę, która wymaga koncentracji, która nie łapie się tanich chwytów, uproszczeń, która zostawia pewne kwestie otwarte, bo przecież nie wszystko trzeba opisywać „do kości” (wg mnie autor musi wierzyć w inteligencję czytelnika i jego zdolność do refleksji).

Wiem, że to nie ostatnia książka tego autora, po którą sięgnę. W zasadzie już przebieram nogami, żeby po raz kolejny wejść w ten mroczny świat, który potrafi stworzyć Carrisi.

Mam jeszcze jedną refleksję. „Zaklinacz” to w zasadzie gotowy scenariusz na dobry serial. I wiecie co? Klimat tej książki bardzo przypominał mi pierwszy sezon „True detective” – pod względem ciężkości, wielowymiarowości, psychologicznych zawiłości. Aż żal, że to nie ona służyła twórcom jako inspiracja dla drugiej serii tego (skądinąd rewelacyjnego) serialu.
Polecam. Z czystym sumieniem.

Uff. Ileż się działo w tej książce. Ile wątków, ile ludzkiej brzydoty, ile psychologicznych analiz (dobrych!), ile zagadek/zbrodni. Ile domysłów, ile teorii rodziło się w mojej głowie w trakcie lektury.

„Zaklinacz” to naprawdę solidnie napisana powieść kryminalno-psychologiczna. Dobra pod każdym względem. Mamy w niej wszystko to, co czyni ten konkretny gatunek literatury...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To będzie moja pierwsza tak krytyczna recenzja. Myślę jednak, że uzasadniona, bo "Dotyk zła" to bardzo nierówna książka.
Mamy tu solidny wątek kryminalny, dość intrygujący i zagadkowy. Seryjny morderca, tajemnica spowiedzi, bezbronni chłopcy i wielu podejrzanych.
Mamy też, niestety, słabe próby nadania książce psychologicznego sznytu. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałam dogłębnej analizy postaci, wręcz przeciwnie - uważam, że jeśli autor nie ma wiedzy psychologicznej powinien powstrzymać się od takowej, zostawiając wnioski czytelnikowi. Alex Kava niestety nie jest powściągliwa w tym zakresie (wielka szkoda, bo przez to Maggie i Nick są nieznośnie papierowi). Na dodatek główna bohaterka jest agentką FBI z prestiżowego wydziału BAU (Behavioral Analysis Unit). Duży błąd, bo biorąc się za tę tematykę trzeba naprawdę sporo o niej wiedzieć, żeby być przekonywującym. To zdecydowanie nie wyszło.
Jednak najsłabszym wątkiem książki jest nieznośnie prowadzony motyw romansu. Naprawdę czułam się tak, jakbym czytała harlequina. Autorka nie przepuściła żadnej okazji, żeby nie opisać wstrząsu, jaki odczuwali bohaterowie za każdym razem, gdy przypadkiem się dotknęli. Opisów męskości głównego bohatera jest mnóstwo, bohaterka jest wyjątkowo seksowna (nawet poobijana), a pożądanie pączkuje w nich niemal na każdej stronie. Czy naprawdę mam jako czytelnik uwierzyć, że ścigając potwora mordującego małych chłopców bohaterowie tak bardzo koncentrują się na swoim wyglądzie? Przeczytałam w życiu mnóstwo kryminałów, gdzie wątki sercowe były chętnie eksploatowane, ale nigdy nie spotkałam się z takim przegięciem tej formuły.

Pani Kava to marketingowiec, więc wie, co się sprzedaje. Mam niestety wrażenie, że stworzyła twór, który właśnie na sprzedaż jest obliczony – seryjny morderca, wątek miłosny, psycholog z FBI i piękni bohaterowie.
Ka-ching i maszynka do robienia pieniędzy działa jak marzenie. Ja zdecydowanie nie będę już jej napędzała.

To będzie moja pierwsza tak krytyczna recenzja. Myślę jednak, że uzasadniona, bo "Dotyk zła" to bardzo nierówna książka.
Mamy tu solidny wątek kryminalny, dość intrygujący i zagadkowy. Seryjny morderca, tajemnica spowiedzi, bezbronni chłopcy i wielu podejrzanych.
Mamy też, niestety, słabe próby nadania książce psychologicznego sznytu. Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekiwałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Właśnie skończyłam czytać tę książkę. Gdybyście zapytali mnie w trakcie lektury, jaka będzie ocena, stwierdziłabym, że pozytywna, ale na pewno nie bardzo dobra. Nie wiem dlaczego, może przez retrospekcje, brak w nich chronologii, mocno rozwinięte wątki obyczajowe, widmo barbarzyńskiego zwyczaju polowania na gugę/głuptaka.
Ale mniej więcej w połowie powieści wszystko zaczęło się składać. To, co początkowo uznawałam za słabość konstrukcji, stało się jej mocną stroną. Każda retrospekcja miała sens, każdy urywek historii był kolejnym elementem układanki, która miała rozwiązać zagadkę (a w zasadzie kilka zagadek). To tak jak przy układaniu puzzli, najpierw staramy się zrobić ramkę, a potem czasami składamy skrawki, które tworzą ze sobą spójną część, ale jeszcze nie są elementem całości.
Jeśli w trakcie lektury Wasze wrażenia będą takie same - nie zniechęcajcie się. To naprawdę misterna opowieść o tym, jak oczywiste staje się nieoczywiste, jak ludzie potrafią zaskakiwać, jak ciężar wspomnień i historia naszego życia kładą się cieniem na nas samych, determinują codzienność i przyszłość. "Czarny dom" nie jest klasycznym kryminałem, jego mocną stroną jest psychologiczne zacięcie autora w konstruowaniu charakterów. I to, co niezwykłe - każdy z bohaterów, nawet ten, który pojawia się w historii zaledwie przez moment ma znaczenie dla fabuły. Rzadko się to spotyka, taki brak przegadania, unikanie wierszówek bez potrzeby. Polecam, bo warto.

Właśnie skończyłam czytać tę książkę. Gdybyście zapytali mnie w trakcie lektury, jaka będzie ocena, stwierdziłabym, że pozytywna, ale na pewno nie bardzo dobra. Nie wiem dlaczego, może przez retrospekcje, brak w nich chronologii, mocno rozwinięte wątki obyczajowe, widmo barbarzyńskiego zwyczaju polowania na gugę/głuptaka.
Ale mniej więcej w połowie powieści wszystko zaczęło...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo przeżyłam tę książkę. Jako kobieta, jako Polka, jako człowiek.
Choć jestem wychowana na literaturze opowiadającej wojenne losy, ta książka jest inna.
Historie opowiedziane przez bohaterki płyną tak naturalnym rytmem, jakby słuchało się ich osobiście, siedząc przy wspólnym stole, patrząc na ich twarze. Nie ma w nich wymuszonej chronologii, wydarzenia są prowadzone i przedstawione czytelnikom/słuchaczom tak, jak dyktowała to autorkom potrzeba serca. Jest sporo dygresji, dopowiedzeń – ale na tym właśnie polega urok narracji.
Dzięki temu wszystkie opisywane emocje są realniejsze, strach dojmujący, nostalgia słodko-gorzka, a złość mocno pulsuje w żyłach.
Oczywiście niektóre bohaterki są mi bliższe… Czasami kontrast między opowieściami był znaczny (w sensie przejść, problemów, strachu), ale tak naprawdę nie mam prawa oceniać emocji, wyborów czy zasadności rozgoryczenia tych kobiet. Przyjmuję zatem każdą relację z pokorą i maksimum zrozumienia i empatii. (Myślę, że niektórzy z Was po lekturze książki będę wiedzieli, co mam na myśli).

Muszę jednak łyżkę dziegciu, a w zasadzie dwie, dorzucić do tej recenzji. Będą to jednak czysto subiektywne wrażenie odnośnie wydania, a nie treści.
Pierwszy żal, jaki mam do wydawcy, to okładka. Czy naprawdę nie można było pokazać faktycznych dziewczyn z powstania zamiast stylizowanej fotografii, pochodzącej z filmu? Wiem, to szczegół, zapewne zabieg promocyjny, ale myślę, że skoro książka krzyczy realizmem, przydałoby się adekwatne zdjęcie na otwarcie.
Drugi zarzut to podpisany autor. W moim odczuciu autorek było 12. Natomiast na okładce widnieje tylko jedna… A przecież trudno odmówić współautorstwa bohaterkom tych wydarzeń. Jakoś mnie to uwiera już po lekturze tej książki. Może po prostu kryją się za tym emocje „poczytelnicze”, przywiązanie do bohaterek, ich wyjątkowość. Nie wiem. Jednak czegoś mi brakuje w tym zakresie. Chciałabym, żeby były jakoś dodatkowo docenione, żeby nikt nie miał wątpliwości, że gdyby nie one i nie to, że zechciały się podzielić swoimi historiami, tej książki by nie było, a my wiedzielibyśmy zdecydowanie mniej.

Bardzo przeżyłam tę książkę. Jako kobieta, jako Polka, jako człowiek.
Choć jestem wychowana na literaturze opowiadającej wojenne losy, ta książka jest inna.
Historie opowiedziane przez bohaterki płyną tak naturalnym rytmem, jakby słuchało się ich osobiście, siedząc przy wspólnym stole, patrząc na ich twarze. Nie ma w nich wymuszonej chronologii, wydarzenia są prowadzone i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nie umiem i nie chcę inaczej ocenić tej książki. Tak naprawdę ocenia ją dziecko we mnie (na szczęście jeszcze jest), dziewczynka, która czytała tę historię z zapartym tchem, która pokochała Marylę i Mateusza i która marzyła o tym, żeby kiedyś odwiedzić Wyspę Księcia Edwarda (do tej pory się nie udało). Ciepła, lecząca duszę opowieść. Antidotum na to, co brzydkie na świecie. Sentymentalna? Do pewnego stopnia. Banalna? Pewnie tak. Jednak w przypadku tej książki wszystko, co mogłoby się wydawać wadą, staje się zaletą. Ta historia to azyl, powrót do niewinności i czystości. Kompres - nawet dla takiej dorosłej baby jak ja.

Nie umiem i nie chcę inaczej ocenić tej książki. Tak naprawdę ocenia ją dziecko we mnie (na szczęście jeszcze jest), dziewczynka, która czytała tę historię z zapartym tchem, która pokochała Marylę i Mateusza i która marzyła o tym, żeby kiedyś odwiedzić Wyspę Księcia Edwarda (do tej pory się nie udało). Ciepła, lecząca duszę opowieść. Antidotum na to, co brzydkie na świecie....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kiedy piszę tę recenzję jest lato. Kiedy rozpoczyna się opowieść Siesickiej, też jest lato.
Hamak, słońce, ogród – sielsko, anielsko. Idealny czas, żeby pomyśleć nad tym, co jest i nad tym, co minęło. Właśnie w takich okolicznościach poznajemy Panią Irenę i rozpoczynamy podróż aleją jej wspomnień. Wspomnienia te są bardzo żywe, mimo że minęło wiele lat. Trudno zapomnieć wojnę, którą się przeżyło, trudno nie rozpamiętywać ludzi, których się kochało.
Irena nie potrzebuje odświeżać pamięci, wszystko przecież w niej tkwi, ale ma unikalną okazję spojrzeć na przeszłe życie oczami małej Irenki – dziecka, którym była. Wszystko to dzięki pamiętnikowi, który jakimś cudem przetrwał wojenną zawieruchę. Irena kroczy zatem tą drogą utraconego dzieciństwa, a czytelnik w tej sentymentalnej, smutnej, ale bardzo ciepłej opowieści jej towarzyszy.

To nie jedyny wątek książki. Irena przecież żyje tu i teraz. Ma rodzinę, z którą mieszka, żyje jej problemami, martwi się o jej szczęście. W pewien sposób jej „niegdyś” i „obecnie” się przeplatają, dopełniają.
To dzięki temu „…nie ma z kim tańczyć… nie jest kolejną powieścią historyczną (nie, żebym miała coś przeciwko takim). Jest sagą, choć zawartą na niewielkiej liczbie stron.
Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę?
Dla Irenki (tej młodej i tej dorosłej), dla babci i jej nienagannych manier, dla ojca-oficera, który nigdy nie wrócił, dla Franki, Halszki, Weroniki, dla Krzysia i wielu innych, których warto poznać.
Jeśli nie boicie się wzruszeń, to gorąco polecam tę książkę.

Ps. Tytuł autorka zaczerpnęła z wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej „zagubiony tancerz”
„Zwiędły suknie i wachlarz z piór strusich
czas opada jak chmura szarańczy
wszystko kończy się prędzej niż musi
gra muzyka lecz nie ma z kim tańczyć (…)”

Kiedy piszę tę recenzję jest lato. Kiedy rozpoczyna się opowieść Siesickiej, też jest lato.
Hamak, słońce, ogród – sielsko, anielsko. Idealny czas, żeby pomyśleć nad tym, co jest i nad tym, co minęło. Właśnie w takich okolicznościach poznajemy Panią Irenę i rozpoczynamy podróż aleją jej wspomnień. Wspomnienia te są bardzo żywe, mimo że minęło wiele lat. Trudno zapomnieć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mój egzemplarz "Władcy Lewawu" ma dokładnie ćwierć wieku :), a na jego okładce widnieje cena 1150 zł. :) Jest przybrudzony i sfatygowany, ale nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się go pozbyć. Jak dziś pamiętam emocje, które towarzyszyły mi przy czytaniu tej książki po raz pierwszy. Nie znałam Krakowa, więc to moja wyobraźnia tworzyła domy i ulice. Nawet po latach pamiętam to, co sobie wymyśliłam, widzę Allian (w mojej głowie noszą hinduskie stroje i mają alabastrowe czoła), widzę Pajęczaki i Nieznanego (zasuszony, łysy dziadek).
Sentyment - stwierdzi pewnie wielu z Was. Na pewno. Ale nie tylko. Dorota Terakowska stworzyła świat skierowany do dziecięcego czytelnika.Warto o tym pamiętać. Świat z pewną dozą brzydoty (dobrze), z widocznym morałem (jeszcze lepiej). Oczywiście prosty w swoim przekazie, ale jak w inny sposób pokazać dziecku różnicę między dobrem a złem?
Czy to faktycznie bardzo dobra książka, jak wynika z mojej oceny? Dorośli powiedzą, że nie i pewnie będą mieli rację. Ale dziecko we mnie zawsze będzie tak czuło tę historię, bo dzięki niej ćwiczyło swoją wyobraźnię i pogłębiało miłość do książek.

Mój egzemplarz "Władcy Lewawu" ma dokładnie ćwierć wieku :), a na jego okładce widnieje cena 1150 zł. :) Jest przybrudzony i sfatygowany, ale nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się go pozbyć. Jak dziś pamiętam emocje, które towarzyszyły mi przy czytaniu tej książki po raz pierwszy. Nie znałam Krakowa, więc to moja wyobraźnia tworzyła domy i ulice. Nawet po latach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Długo nie mogłam się zmusić, żeby sięgnąć po książki Mariusza Szczygła. Mocno, za mocno kojarzył mi się z dachem Polsatu. Nie mogłam tego obrazu wymazać z głowy. "Laskę nebeską" podsunęła mi koleżanka, przeczytałam kilka zdań i... styl autora pochłonął mnie bez reszty. Zakochałam się w tej książeczce. Jest dla mnie odtrutką na brzydotę świata. Zawsze kiedy okoliczności życia stają się trudniejsze do zniesienia, sięgam po nią i leczę duszę. Nie wiem na czym polega fenomen tych felietonów, że tak cudownie łagodzą wszystkie kąty ostre rzeczywistości. Może chodzi o sposób, w jaki Czesi postrzegają świat. Może chodzi o to, że Mariusz Szczygieł pisze o tym, co lubi i ta sympatia wprost emanuje z kartek książki. Jakby nie było, to działa. Może zadziała i na Was. Spróbujcie.

Długo nie mogłam się zmusić, żeby sięgnąć po książki Mariusza Szczygła. Mocno, za mocno kojarzył mi się z dachem Polsatu. Nie mogłam tego obrazu wymazać z głowy. "Laskę nebeską" podsunęła mi koleżanka, przeczytałam kilka zdań i... styl autora pochłonął mnie bez reszty. Zakochałam się w tej książeczce. Jest dla mnie odtrutką na brzydotę świata. Zawsze kiedy okoliczności...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Byłam w Sanoku na drugim roku studiów - odbywaliśmy praktyki chodząc po pobliskich wioskach, robiąc ankiety, słuchając ludzkich historii (od skarg kobiety na męża pijaka, po wspomnienia babcinki z czasów budowy tamy w Solinie). Był schyłek lata, zwiedzaliśmy, co się dało. Moi znajomi z roku liczną grupą wybrali się do muzeum, żeby obejrzeć obrazy Beksińskiego. Ja nie poszłam. Nigdy nie kręciło mnie apokaliptyczne malarstwo p. Zdzisława. Nie mój klimat, ja byłam i jestem dziewczyną od akwareli. Po "Portret podwójny" też nie sięgnęłam dla Beksińskiego seniora, to Tomasz był mi bliższy przez chociażby fascynacje muzyczne. I teraz, będąc już po lekturze książki, zastanawiam się, jak to możliwe, że może się tak człowiekowi (w rozumieniu mojej osoby ;)) odmienić. Książka przestawiła moją optykę o 180 stopni. Pierwsza okładka powitała fankę Tomasza - radiowca, Tomasza - tłumacza, ostatnia okładka pozostawiła wierną, pełną rzewnych uczuć wielbicielkę Zdzisława - człowieka. To wyjątkowa biografia. Oszałamia już od pierwszych zdań, od fragmentów listu, który Zdzisław napisał do swojej przyjaciółki po śmierci syna. Autorka faktycznie nie ocenia Beksińskich (tak jak obiecuje wydawca), a nawet jeśli, to nie robi tego nachalnie. Dzięki temu czytelnik ma swobodę uczuć, a wierzcie mi, jest ich cała paleta - od niedowierzania, śmiechu, po współczucie, wzruszenie i złość. Jeśli chcecie przeczytać książkę o swoich idolach - sięgnijcie po "Beksińskich". Jeśli chcecie przeczytać książkę o ludziach z krwi i kości - również sięgnijcie po "Beksińskich". Coś mi mówi, że ani jedni ani drudzy z Was nie będą zwiedzeni.

Byłam w Sanoku na drugim roku studiów - odbywaliśmy praktyki chodząc po pobliskich wioskach, robiąc ankiety, słuchając ludzkich historii (od skarg kobiety na męża pijaka, po wspomnienia babcinki z czasów budowy tamy w Solinie). Był schyłek lata, zwiedzaliśmy, co się dało. Moi znajomi z roku liczną grupą wybrali się do muzeum, żeby obejrzeć obrazy Beksińskiego. Ja nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To najlepsza książka Kinga, jaką czytałam. A przeczytałam ich wiele. Ba! nawet mam własną skalę dla Kinga, gdzie liczba gwiazdek wynika z porównania tzw. wewnętrznego (książki Kinga do książek Kinga - nie umiem inaczej). "Wielki marsz" za każdym razem pochłania mnie całkowicie. Paradoksem tej lektury jest to, że lekko się ją czyta, ale historia, którą opowiada wcale do lekkich nie należy. Wręcz przeciwnie. Uwiera jak kamień w bucie. Diabelski pomysł marszu,który pomimo swojej niedorzeczności i okrucieństwa jest przyjmowany przez społeczeństwo w zasadzie bez sprzeciwu i refleksji. Upokarzające zasady, które niszczą psychicznie uczestników już od momentu startu. Młodzi chłopcy i ich motywacje (każdy z nich chce wygrać z innego powodu, idzie z innego powodu). Ta książka jest tak wielowymiarowa, że mogłabym długo się rozwodzić nad poszczególnymi wątkami analizując je i rozkładając na czynniki pierwsze. Dla mnie tak naprawdę jest to rozprawa o tym, co ważne w życiu, o przyjaźni, która momentami zagłusza instynkt samozachowawczy, o ludzkiej wytrwałości, honorze. "Wielki marsz" to wielka przygoda.

To najlepsza książka Kinga, jaką czytałam. A przeczytałam ich wiele. Ba! nawet mam własną skalę dla Kinga, gdzie liczba gwiazdek wynika z porównania tzw. wewnętrznego (książki Kinga do książek Kinga - nie umiem inaczej). "Wielki marsz" za każdym razem pochłania mnie całkowicie. Paradoksem tej lektury jest to, że lekko się ją czyta, ale historia, którą opowiada wcale do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to