-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel14
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2020-10-12
2019-03-20
Szał na tę książkę już (dawno) minął, więc teraz mogę się za nią zabrać.
W sumie nie spodziewałam się zbyt wiele (nawet nie znajdowała się na liście czytelniczych priorytetów), ale jakaś tam nadzieja, że może się mylę, jednak się tliła.
To już nie jest to samo. Bo jest napisana w formie scenariusza, a nie powieści. A przede wszystkim, że J. K. Rowling jest tu tylko współautorką (czy też może tylko użyczyła swojego nazwiska).
Dialogi też wydają się jakieś takie płaskie, miałkie i bez polotu. Domyślam się, że w angielskim oryginale jest podobnie, ale w polskim tłumaczeniu brakuje przede wszystkim pomysłowości i talentu Andrzeja Polkowskiego. I to bardzo widać.
W każdej części "Harry'ego Pottera" pojawiało się coś nowego, a tu wszystkie motywy się powtarzają.
Jako fanfik jest to może i niezła książka (czy też: niezła sztuka teatralna), ale od razu robić z tego ósmą część Harry'ego...? Nie bardzo.
Szał na tę książkę już (dawno) minął, więc teraz mogę się za nią zabrać.
W sumie nie spodziewałam się zbyt wiele (nawet nie znajdowała się na liście czytelniczych priorytetów), ale jakaś tam nadzieja, że może się mylę, jednak się tliła.
To już nie jest to samo. Bo jest napisana w formie scenariusza, a nie powieści. A przede wszystkim, że J. K. Rowling jest tu tylko...
2019-01-26
2018-08-11
Nie ma sensu pisać żadnych streszczeń, gdyż opowieść tę zna chyba każdy, jako że jest jedną z bardziej znanych w literaturze historii miłosnych. A poza tym jest lekturą szkolną.
Język opowieści stylizowany jest na archaiczny, średniowieczny (Joseph Bédier nie napisał "Dziejów Tristana i Izoldy", on tę historię jedynie odtworzył!), co może nieco utrudnić odbiór - ja miejscami musiałam czytać dany fragment dwa razy, ze względu na archaizmy czy składnię. Ale i tak jest to przepiękna historia...
Przeszkadza mi jedynie ten napój miłosny. Wiem, że rzecz dzieje się w średniowieczu, że opowieść pełna jest fantastycznych wydarzeń i stworzeń, ale i tak... Miłość Tristana i Izoldy została niejako sztucznie "wywołana". Gdyby nie eliksir, prawdopodobnie nigdy by się w sobie nie zakochali. A przynajmniej nie byłaby to miłość wzajemna, bo czy Izolda już na samym początku - jeszcze przed wypiciem eliksiru - nie była niepocieszona faktem, że Tristan sam nie chce jej pojąć za żonę w nagrodę za zabicie smoka, a oddaje ją królowi Markowi...?
Tak czy inaczej, uczucie tytułowych bohaterów wyrządziło wiele szkody... Królowi Markowi, Izoldzie o Białych Dłoniach... Jak ta kobieta musiała się czuć? Mąż nie chciał jej tknąć, aż w końcu dowiedziała się, że całe życie darzył uczuciem inną... A Kaherdyn? Rozumiem, że zaprzyjaźnił się z Tristanem i traktował go jak brata, ale czy nie było mu żal rodzonej siostry, która tak naprawdę wcale nie była kochana przez męża?
I jeszcze ten naiwny król Marek: "Ojej, między Tristanem a Izoldą leży miecz! Co z tego, że się przytulają - skoro leży miecz, to na pewno do niczego więcej nie doszło!". Okej, może akurat w ich przypadku rzeczywiście do niczego nie doszło, przecież to bohaterowie idealni, niemal bez skazy, a narrator cały czas się nad nimi roztkliwia... Ale gdyby tak każdy wierzył w takie głupoty... No cóż, toż to "średniowiecze"...
Nie ma sensu pisać żadnych streszczeń, gdyż opowieść tę zna chyba każdy, jako że jest jedną z bardziej znanych w literaturze historii miłosnych. A poza tym jest lekturą szkolną.
Język opowieści stylizowany jest na archaiczny, średniowieczny (Joseph Bédier nie napisał "Dziejów Tristana i Izoldy", on tę historię jedynie odtworzył!), co może nieco utrudnić odbiór - ja...
2018-07-28
Zwykle omijam opowiadania szerokim łukiem, bo nie bardzo je lubię - wolę powieści. Jednak dla tych opowiadań postanowiłam zrobić wyjątek, jako że czytam po kolei wszystkie tomy "Muminków".
Jestem mile zaskoczona. Są to opowiadania dla dzieci (ale czy tylko?), lecz bynajmniej nie naiwne. Każde jest inne: niesie ze sobą morał, możemy coś z niego wynieść.
Rozbawiło mnie ostatnie opowiadanie, w którym Muminki stykają się z czymś dla nich zupełnie nowym - podobnie jak Muminek w "Zimie Muminków". Jako że zapadają w sen zimowy, nieznane ponownie związane jest z zimą. Tym razem chodzi o wigilię, którą Muminki rozumieją nieco na opak, a w ferworze przygotowań nikt z mieszkańców Doliny nie ma czasu im dokładnie wytłumaczyć, o co chodzi. ;)
Zwykle omijam opowiadania szerokim łukiem, bo nie bardzo je lubię - wolę powieści. Jednak dla tych opowiadań postanowiłam zrobić wyjątek, jako że czytam po kolei wszystkie tomy "Muminków".
Jestem mile zaskoczona. Są to opowiadania dla dzieci (ale czy tylko?), lecz bynajmniej nie naiwne. Każde jest inne: niesie ze sobą morał, możemy coś z niego wynieść.
Rozbawiło mnie...
2018-08-02
To już ostatnie spotkanie z Muminkami. Choć właściwie nie do końca, bo w tym tomie... nie ma Muminków! Są tylko ich znajomi i przyjaciele - Włóczykij, Homek Toft, Paszczak, Filifionka i Mimbla - bowiem "Dolina Muminków w listopadzie" rozgrywa się w czasie, gdy Muminki przebywają na wyspie z latarnią morską.
Ich jesienni goście przybywają do Doliny z różnych powodów. Pod nieobecność gospodarzy zajmują się domem i snują na ich temat własne wyobrażenia.
Ta książka jest smutna. W jakiś sposób tak samo smutna i melancholijna jak cały listopad, jak jesień.
To już ostatnie spotkanie z Muminkami. Choć właściwie nie do końca, bo w tym tomie... nie ma Muminków! Są tylko ich znajomi i przyjaciele - Włóczykij, Homek Toft, Paszczak, Filifionka i Mimbla - bowiem "Dolina Muminków w listopadzie" rozgrywa się w czasie, gdy Muminki przebywają na wyspie z latarnią morską.
Ich jesienni goście przybywają do Doliny z różnych powodów. Pod...
2018-08-01
Za mną najgrubszy tom "Muminków".
Naprawdę, naprawdę wielki plus za to, że było tu tyle Buki! Wreszcie ktoś jej pomógł - być może nieświadomie, ale pewnie po raz pierwszy w życiu poczuła się szczęśliwa... Doskonale ją rozumiem i zawsze jej współczuję, że wszyscy przed nią uciekają, boją się jej i są do niej wrogo nastawieni.
Drugi plus za cynizm, złośliwość i bezpośredniość (wręcz obcesowość) Małej Mi. Za to ją właśnie uwielbiam. :)
W tym tomie od samego początku była złośliwa wobec dość osobliwego rybaka. Mi sugerowała rodzinie Muminków, że to dziwak i wariat, który pewnie żywi się tylko wodorostami i trawą morską. Dlatego na końcu aż zakrztusiłam się ze śmiechu, gdy ten idealnie ją zripostował (zapewne nieświadomie):
"- Spróbuj trochę wodorostów - zaproponowała mała Mi, podając mu jeden z prezentów, zapakowany w czerwone liście.
- Możesz je sama zjeść - odparł grzecznie rybak, a cała rodzina wybuchnęła śmiechem. Rozbawiło ich, że tak trafnie odpowiedział."
Cudowny pocisk <3 ;D
Za mną najgrubszy tom "Muminków".
Naprawdę, naprawdę wielki plus za to, że było tu tyle Buki! Wreszcie ktoś jej pomógł - być może nieświadomie, ale pewnie po raz pierwszy w życiu poczuła się szczęśliwa... Doskonale ją rozumiem i zawsze jej współczuję, że wszyscy przed nią uciekają, boją się jej i są do niej wrogo nastawieni.
Drugi plus za cynizm, złośliwość i...
2018-07-26
Idealna lektura na tak upalny dzień jak dziś. Od razu robi się chłodniej i przyjemniej. Jak dotąd to chyba najlepszy i najciekawszy tom "Muminków" - być może dlatego, że sama uwielbiam zimę. :)
Trwa zima. Muminek (i Mała Mi) niespodziewanie budzi się w samym środku zimy i staje się pierwszym Muminkiem, który zobaczył śnieg, zorzę polarną, zjeżdżał na nartach, skakał po lodzie, przeżył burzę śnieżną, zobaczył Lodową Panią oraz inne tajemnicze zimowe postaci i dziwy. A ponadto musi wejść w rolę pana domu: zająć się gośćmi, dbać o domostwo itp.
A poza tym w tym tomie pojawia się Lodowa Pani - moim zdaniem postać o wiele bardziej przerażająca niż niesławna Buka (która jest po prostu samotna i smutna). Ale mój odbiór obu postaci wynika być może z anime, w którym postać Lodowej Pani była po prostu koszmarna, niczym z najgorszego horroru (zaraz po niej przyczyną moich koszmarów była babcia Alicji). Z kolei w książce jej opis jest niezwykle ubogi - jest "biała jak stearyna".
Są też inne nowe postaci, a wśród nich wrażliwa i dobroduszna Too-tiki, która w jakiś sposób przypominała mi nieobecnego tu Włóczykija, choć jest zupełnie inna; oraz Paszczak-narciarz, tak odmienny od poprzednich przedstawicieli tego gatunku - podczas gdy oni to zwykle okropne sztywniaki, ten paszczak to towarzyski luzak, który chętnie rozmawia z innymi i próbuje ich zarazić swoją pasją. ;)
No i nie ma Migotki, bo ona na szczęście się nie budzi! Hura!!! ;D
~~~
"- To piosenka o mnie samej - odpowiedział ktoś z dołka. - Piosenka o Too-tiki, która zbudowała sobie latarnię ze śniegu, ale refren dotyczy spraw zupełnie innych.
- Rozumiem - powiedział Muminek i usiadł na śniegu.
- Nie rozumiesz - odpowiedziała Too-tiki, wychylając się z dołka na tyle, że widać było jej kaftanik w biało-czerwone pasy. - Bo w refrenie mowa jest właśnie o rzeczach, których się nie rozumie. W tej chwili myślałam o zorzy polarnej. Nie wiadomo, czy ona jest naprawdę, czy tylko ją widać. Wszystko jest bardzo niepewne i to właśnie mnie uspokaja.
Powiedziawszy to, Too-tiki położyła się na śniegu i znów zaczęła patrzeć w niebo, które przez ten czas zrobiło się zupełnie czarne.
Muminek podniósł pyszczek i zobaczył zorzę polarną, której żaden Muminek przed nim nie oglądał. Była biała i niebieska, i trochę zielona i układała niebo w długie, zwiewne firanki.
- Myślę, że jest - powiedział."
"- Opowiedz o śniegu - powiedział Muminek, siadając w wyblakłym od słońca krześle ogrodowym Tatusia. - Nie rozumiem tego.
- Ja też nie - odpowiedziała Too-tiki. - Myśli się, że jest zimny, ale gdy wybuduje się z niego domek, jest w nim ciepło. Wydaje się biały, ale czasem robi się różowy, a czasem niebieski. Może być najmiększy ze wszystkiego i może być twardszy od kamienia. Nie ma nic pewnego."
"- Gdzie twoje myszki nauczyły się latać? - zapytał Muminek.
- Hm - powiedziała Too-tiki. - Nie należy każdego o wszystko wypytywać. Może chcą zachować swoją tajemnicę dla siebie. Nie kłopocz się o nie ani też o śnieg."
Idealna lektura na tak upalny dzień jak dziś. Od razu robi się chłodniej i przyjemniej. Jak dotąd to chyba najlepszy i najciekawszy tom "Muminków" - być może dlatego, że sama uwielbiam zimę. :)
Trwa zima. Muminek (i Mała Mi) niespodziewanie budzi się w samym środku zimy i staje się pierwszym Muminkiem, który zobaczył śnieg, zorzę polarną, zjeżdżał na nartach, skakał po...
2018-07-17
Do Muminków zawitało lato, a wraz z nim straszliwa powódź, która pozbawiła wszystkich mieszkańców Doliny dachu nad głową. U nas też jest lato i w tej chwili leje tak, jakby ktoś odkręcił na całą parę kran, ale na szczęście powodzi nie ma. Mimo że u Muminków wszystko dzieje się w okolicach nocy świętojańskiej, a ja czytam tę książkę w połowie lipca, lektura i tak jest idealna, bo wciąż są wakacje i lato - wprawdzie deszczowe, ale tak jest nawet jeszcze lepiej.
Pozbawione dachu nad głową Muminki znajdują sobie nowy, bardzo osobliwy dom - nie ma on jednej ściany, w podłodze jest dziura i jakieś dziwne pomieszczenie, w suficie obrazy, a do tego wiszą jakieś dziwne zasłony, a poprzedni mieszkańcy domu mieli pełno rupieci - od niezliczonych sukien, przez peruki i woskowe owoce po najróżniejsze dziwne przedmioty.
Jak się wkrótce okaże, nowy dom Muminków to teatr - coś, o czym nigdy wcześniej nie słyszały. Potem jednak, z pewną pomocą, zaczną go pojmować na swój własny, osobliwy sposób i bardzo będą się palić, by wystąpić w sztuce... Czy jej stworzenie okaże się tak proste, jak mogłoby się wydawać?
Do Muminków zawitało lato, a wraz z nim straszliwa powódź, która pozbawiła wszystkich mieszkańców Doliny dachu nad głową. U nas też jest lato i w tej chwili leje tak, jakby ktoś odkręcił na całą parę kran, ale na szczęście powodzi nie ma. Mimo że u Muminków wszystko dzieje się w okolicach nocy świętojańskiej, a ja czytam tę książkę w połowie lipca, lektura i tak jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-10
Kolejne spotkanie z Muminkami. Tym razem Tatuś Muminka wspomina swoją burzliwą młodość oraz spotkanie z Fredriksonem, Jokiem (ojcem Włóczykija), Wiercipiętkiem (ojcem Ryjka) i Mamą Muminka. Poznajemy także matki Włóczykija i Ryjka, Mimblę i Grokę, oraz dwie córki tej pierwszej, w tym Małą Mi.
Tatuś Muminka zdecydowanie koloryzuje pewne fakty, a inne pomija. Pozostaje moim drugim najmniej lubianym bohaterem (po Migotce), bo jest nieco nadęty i przekonany o własnej niezwykłości.
Kolejne spotkanie z Muminkami. Tym razem Tatuś Muminka wspomina swoją burzliwą młodość oraz spotkanie z Fredriksonem, Jokiem (ojcem Włóczykija), Wiercipiętkiem (ojcem Ryjka) i Mamą Muminka. Poznajemy także matki Włóczykija i Ryjka, Mimblę i Grokę, oraz dwie córki tej pierwszej, w tym Małą Mi.
Tatuś Muminka zdecydowanie koloryzuje pewne fakty, a inne pomija. Pozostaje moim...
2018-07-03
Powrót do Muminków po kilku miesiącach przerwy. :)
Ten tom wspominać ciepło będzie każdy, kto oglądał kiedyś anime, bo wiele przygód z książki wykorzystano w kreskówce: o Czarodziejskim Kapeluszu, obłoczkach, Muminku-potworze, wyprawie na wyspę Hatifnatów i znalezionych tam skarbach, o dżungli, Topiku i Topci oraz o Czarnoksiężniku. :)
Szkoda, że nie ma tu jeszcze Małej Mi... Muminka nadal niespecjalnie lubię. ;D A o Migotce to już w ogóle szkoda gadać, tak działa na nerwy. ;)
Powrót do Muminków po kilku miesiącach przerwy. :)
Ten tom wspominać ciepło będzie każdy, kto oglądał kiedyś anime, bo wiele przygód z książki wykorzystano w kreskówce: o Czarodziejskim Kapeluszu, obłoczkach, Muminku-potworze, wyprawie na wyspę Hatifnatów i znalezionych tam skarbach, o dżungli, Topiku i Topci oraz o Czarnoksiężniku. :)
Szkoda, że nie ma tu jeszcze Małej...
2017-12-29
Jak ja żałuję, że nie czytałam Muminków w dzieciństwie, a znałam je jedynie z kreskówki! Jestem pewna, że te sympatyczne stworzonka i ich przyjaciele jeszcze bardziej skradliby mi serce - no może poza Muminkiem, bo do niego przez serial animowany mam awersję i liczę na to, że kolejne książki zmienią mój stosunek do niego. ;P ;)
W tym tomie Dolinę Muminków nawiedza apokalipsa. Muminek i Ryjek wskutek niepokojącej opowieści Piżmowca wyruszają w długą podróż do obserwatorium. Po drodze poznają postaci, które pojawiać się będą także w kolejnych tomach: Włóczykija, Migotka, Pannę Migotkę i Paszczaka.
Jak ja żałuję, że nie czytałam Muminków w dzieciństwie, a znałam je jedynie z kreskówki! Jestem pewna, że te sympatyczne stworzonka i ich przyjaciele jeszcze bardziej skradliby mi serce - no może poza Muminkiem, bo do niego przez serial animowany mam awersję i liczę na to, że kolejne książki zmienią mój stosunek do niego. ;P ;)
W tym tomie Dolinę Muminków nawiedza...
2017-12-06
Klasyka literatury dziecięcej. Klasyka literatury o tematyce świątecznej. Przepiękna opowieść, z której aż bije epoką romantyzmu - tego magicznego, tajemniczego, fascynującego, powiedziałabym, że nawet z lekką nutą niepokoju.
Pięknie wydana książka, piękna okładka, a w środku piękna historia i równie piękne ilustracje - takie, jakie zapewne można było znaleźć w wydaniach z XIX wieku - które tylko przydają całej opowieści tego niepowtarzalnego klimatu.
Klasyka literatury dziecięcej. Klasyka literatury o tematyce świątecznej. Przepiękna opowieść, z której aż bije epoką romantyzmu - tego magicznego, tajemniczego, fascynującego, powiedziałabym, że nawet z lekką nutą niepokoju.
Pięknie wydana książka, piękna okładka, a w środku piękna historia i równie piękne ilustracje - takie, jakie zapewne można było znaleźć w wydaniach z...
2017-11-19
Cudowny powrót do najukochańszej bajki dzieciństwa. <3
Ta cieniutka i niepozorna książeczka jest bardzo ważna dla całej serii o Muminkach, gdyż wyjaśnia wiele ważnych rzeczy, m.in. jak Muminki poznały się z Ryjkiem. :)
No i już tutaj pojawiają się Hatifnatowie - postaci, które mnie osobiście zawsze mroziły krew w żyłach (w przeciwieństwie do Buki (serio)). Na szczęście tu jeszcze wydają się tylko małymi, uroczymi stworzonkami przemierzającymi żaglówką ocean. ;D
Cudowny powrót do najukochańszej bajki dzieciństwa. <3
Ta cieniutka i niepozorna książeczka jest bardzo ważna dla całej serii o Muminkach, gdyż wyjaśnia wiele ważnych rzeczy, m.in. jak Muminki poznały się z Ryjkiem. :)
No i już tutaj pojawiają się Hatifnatowie - postaci, które mnie osobiście zawsze mroziły krew w żyłach (w przeciwieństwie do Buki (serio)). Na szczęście tu...
2017-09-22
To już czwarty tom serii o braciach Benedictach. Poprzednie części były do siebie bardzo podobne - skupiały się na przeznaczonych, czyli wybrankach braci. Jednak "Droga do Misty" wyłamuje się poza ten schemat, bowiem Misty to siostrzenica Crystal, przeznaczonej Xava, jednego z Benedictów. Oni sami są tu raczej postaciami drugoplanowymi, choć nie mniej ważnymi. Fabuła skupia się na Misty i Alexie.
Muszę przyznać, że z początku książka nieco mnie nudziła i już byłam skłonna stwierdzić, że chyba będzie to najgorsza z dotychczas przeczytanych przeze mnie części. Na szczęście potem akcja zaczęła się rozwijać i coś zaczęło się dziać. :)
To już czwarty tom serii o braciach Benedictach. Poprzednie części były do siebie bardzo podobne - skupiały się na przeznaczonych, czyli wybrankach braci. Jednak "Droga do Misty" wyłamuje się poza ten schemat, bowiem Misty to siostrzenica Crystal, przeznaczonej Xava, jednego z Benedictów. Oni sami są tu raczej postaciami drugoplanowymi, choć nie mniej ważnymi. Fabuła skupia...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-05-03
"- Ale ja nie chciałabym mieć do czynienia z wariatami - rzekła Alicja.
- O, na to nie ma już rady - odparł Kot. - Wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam
bzika, ty masz bzika.
- Skąd może pan wiedzieć, że ja mam bzika? - zapytała Alicja.
- Musisz mieć. Inaczej nie przyszłabyś tutaj."
Alicję zna każdy, ale większość chyba tylko za sprawą licznych ekranizacji.
Nie stanowię tu wyjątku. Najpierw, jako dziecko, obejrzałam jedną ze starszych filmowych wersji, dopiero kilka lat później animowaną wersję Disneya, a całkiem niedawno film Tima Burtona (gdzie Alicja jest już dorosła), który chyba na nowo obudził "szał" na Krainę Czarów.
Przyszedł i wreszcie czas na książkę. Szkoda, że tak późno. Mimo tego, że teraz z pewnością nie mam już tak bujnej wyobraźni jak w dzieciństwie, książka nadal bardzo mocno ją pobudza i sprawia, że pracuje na pełnych obrotach! ;)
Te gry słów, niesamowita wyobraźnia autora, zdolna wymyślić aż tak osobliwe i dziwaczne postaci! Cudo!
"- Ale ja nie chciałabym mieć do czynienia z wariatami - rzekła Alicja.
- O, na to nie ma już rady - odparł Kot. - Wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam
bzika, ty masz bzika.
- Skąd może pan wiedzieć, że ja mam bzika? - zapytała Alicja.
- Musisz mieć. Inaczej nie przyszłabyś tutaj."
Alicję zna każdy, ale większość chyba tylko za sprawą licznych ekranizacji.
Nie stanowię tu...
2017-05-10
"Po drugiej stronie lustra" to książka może nieco mniej magiczna niż "Alicja w Krainie Czarów", ale również na bardzo wysokim poziomie!
Alicja znów spotyka na swojej drodze multum dziwacznych postaci. Rozmowy z nimi są na pozór zupełnie pozbawione sensu i absurdalne, ale jeśli się głębiej zastanowić i wczytać w tekst... sens się pojawia, wszystko staje się w jakiś sposób logiczne i okazuje się, że żaden z bohaterów wcale nie mówi od rzeczy - a przynajmniej moim zdaniem. ;)
Wiersz "Jabberwocky" to po prostu arcydzieło, które dało nie tylko pole do popisu kreatywności i wyobraźni autora, ale też z pewnością nastręczyło wielu kłopotów rozmaitym tłumaczom, którzy zmagali się z przekładem książki - jak coś takiego przetłumaczyć? Podziwiam. :)
"Po drugiej stronie lustra" to książka może nieco mniej magiczna niż "Alicja w Krainie Czarów", ale również na bardzo wysokim poziomie!
Alicja znów spotyka na swojej drodze multum dziwacznych postaci. Rozmowy z nimi są na pozór zupełnie pozbawione sensu i absurdalne, ale jeśli się głębiej zastanowić i wczytać w tekst... sens się pojawia, wszystko staje się w jakiś sposób...
2017-03-25
Kolejna ciekawa pozycja dla fanów "Harry'ego Pottera". Na pewno lepsza i bardziej interesująca niż "Fantastyczne zwierzęta...", ale ocenę wystawiam taką samą - 6/10.
Historia powstania i rozwój quidditcha opisane w fajny, ciekawy i zabawny sposób, nierzadko wywołujący uśmiech na twarzy.
Aczkolwiek dodatki niestety nie są na takim poziomie jak cała seria, warto po nie sięgnąć z ciekawości. Miło było wrócić do świata czarodziejów za ich sprawą.
Kolejna ciekawa pozycja dla fanów "Harry'ego Pottera". Na pewno lepsza i bardziej interesująca niż "Fantastyczne zwierzęta...", ale ocenę wystawiam taką samą - 6/10.
Historia powstania i rozwój quidditcha opisane w fajny, ciekawy i zabawny sposób, nierzadko wywołujący uśmiech na twarzy.
Aczkolwiek dodatki niestety nie są na takim poziomie jak cała seria, warto po nie...
2017-03-24
Książka na pewno jest fajnym gadżetem dla każdego potteromaniaka, gdyż jest stylizowana na przedruk podręcznika Harry'ego (uczniowskie bazgroły i komentarze na marginesach (przynajmniej w starym wydaniu)), ale... w sumie nie wyobrażam sobie, aby mogła ona być realnym podręcznikiem szkolnym w Hogwarcie. Dlaczego?
Jest bardzo cienka, a informacje o zwierzętach są bardzo króciutkie, hasłowe, lakoniczne. A przecież "Fantastyczne zwierzęta..." są podobno całkiem poważną pracą naukową Newta Skamandera. Jak na takiego badacza, zafascynowanego życiem i zwyczajami magicznych zwierząt, raczej dość marny efekt badań. ;) Ogólnie rzecz biorąc, nie jest to nic, czego średnio rozgarnięty uczeń Hogwartu nie domyśliłby się sam lub nie dowiedział od rodziców. ;) Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, jak tak cienka książeczka miałaby być podręcznikiem używanym na lekcjach, podstawą do zdawania poważnego egzaminu na koniec roku szkolnego (o ile dobrze pamiętam, każdy przedmiot trwał w Hogwarcie rok). Uczniowie musieliby się chyba posiłkować innymi książkami, żeby dowiedzieć się czegoś więcej i posiąść naprawdę gruntowną wiedzę o magicznych zwierzętach. A do takiego poświęcenia i ślęczenia w bibliotece nad dodatkowymi lekturami zdolna byłaby chyba tylko Hermiona. ;)
Książka na pewno jest fajnym gadżetem dla każdego potteromaniaka, gdyż jest stylizowana na przedruk podręcznika Harry'ego (uczniowskie bazgroły i komentarze na marginesach (przynajmniej w starym wydaniu)), ale... w sumie nie wyobrażam sobie, aby mogła ona być realnym podręcznikiem szkolnym w Hogwarcie. Dlaczego?
Jest bardzo cienka, a informacje o zwierzętach są bardzo...
2017-02-15
Mam trochę mieszane uczucia i ktoś, kto przeczyta tę opinię może stwierdzić, że się czepiam, bo to przecież TYLKO ZWYKŁE BAŚNIE. :D
Ale od początku.
Pierwsze opowieści czytało mi się dobrze. Ale jak zobaczyłam, że każda kolejna jest z grubsza podobna do poprzednich (a jest ich w sumie z 30, albo i więcej). Dlaczego podobna? Bo podobne motywy, zdarzenia itd.
Fabuła większości z tych baśni opiera się na tym, że jest sobie ubogi zagrodnik / szewc / wojak / sierota szukający lepszego życia, który spotyka na swojej drodze różne mniej (Zły/Kusy, babka diabelska, wredne rodzeństwo / rodzice / macocha) lub bardziej przyjazne postaci (wróżka, magiczne zwierzęta), które albo czyhają na jego życie, albo w zamian za pomoc obdarowują magicznymi przedmiotami czy oferują własne usługi, gdyby tylko zdarzyło się naszemu bohaterowi znaleźć w opałach. Koniec końców nasz biedny bohater staje się bogaty, a władca królestwa, w którym to na przykład w czymś dopomógł, oddaje biedakowi w nagrodę rękę swojej pięknej córki i połowę królestwa.
Niemal w każdej baśni pojawia się tu biedny zagrodnik / szewc / wojak albo biedne sieroty / trzej bracia / dwaj bracia / brat i siostra, a ponadto olśniewająco piękna księżniczka, miedziane, srebrne i złote zamki, żywa woda i martwa woda. CZEPIAM SIĘ ;)
Wiem, że to TYLKO BAŚNIE, ale momentami jednocześnie śmieszyła mnie i irytowała naiwność, głupota i brak logiki w postępowaniu bohaterów. :D Nie mówiąc już o losie biednych księżniczek (i innych kobiet), którymi to ojcowie królewscy rozporządzają jak chcą i które wiecznie porywa diabeł. A jak czyjaś córka czy siostra brzydka, to od razu musi też okazać się wredna, głupia, nieuczciwa i leniwa, podczas gdy ta piękna jest zawsze miła, mądra, uczciwa i pracowita ("Córka dziada i córka baby", "Trzy siostry")...
TAK, WIEM - CZEPIAM SIĘ. :D
Mam trochę mieszane uczucia i ktoś, kto przeczyta tę opinię może stwierdzić, że się czepiam, bo to przecież TYLKO ZWYKŁE BAŚNIE. :D
Ale od początku.
Pierwsze opowieści czytało mi się dobrze. Ale jak zobaczyłam, że każda kolejna jest z grubsza podobna do poprzednich (a jest ich w sumie z 30, albo i więcej). Dlaczego podobna? Bo podobne motywy, zdarzenia itd.
Fabuła...
Książkę wygrałam już jakiś czas temu w konkursie LC i była to jedna z tych wygranych, która najbardziej mnie ucieszyła.
Okładka przepiękna i, jak się okazało po przekartkowaniu, oprawa graficzna w środku książki również bardzo starannie i pięknie wykonana; tylko dodatkowo dodaje magii podczas lektury.
I tu mam trochę mieszane uczucia, w przeciwieństwie do większości komentujących, jak widzę. Być może to po prostu moje czepialstwo...
Tak, tematy wojny i Holokaustu też powinno się poruszać z dziećmi - oczywiście w stosownej do wieku formie, bez drastycznych szczegółów.
W tej kwestii "Lalkarz z Krakowa" swoje zadanie spełnia. Jest magia, nieco złagodzone przedstawienie wojny. Ale czy nie zbyt złagodzone? Tak, to książka z założenia dla dzieci. Ale czyaby na pewno tylko dla nich?
Znowu powtórzę: może to tylko moje czepialstwo, ale momentami już drażniło mnie to "infantylizowanie" wojny ciągłymi porównaniami do wojny w Krainie Lalek, aż nazbyt widocznymi...
I jeszcze jedno. Ciekawiło mnie, jak dalej pociągnie autorka wątek folksdojczów, gdy tylko dowiadujemy się, że Lalkarzowi (ze względu na jego pochodzenie) przedstawiono taką "propozycję" (str.102). Bardzo mnie wówczas ucieszyło, że nie przedstawiono wszystkich, którzy zdecydowali się ją podpisać, jako zdrajców i zbrodniarzy, a wyjaśniono, że wielu postępowało tak, by komuś pomóc (czy to Żydom, czy swoim rodzinom, ratując je od obozu, czy komukolwiek innemu). I takie pozytywne wrażenie było ze mną aż do końca opowieści...
Czar jednak prysł w posłowiu autorki, a konkretnie na str. 291, gdzie autorka napisała, że "większość folksdojczów była jednak posłuszna nazistom". Otóż nie! To niesamowicie krzywdzące słowa, a dla mnie osobiście wielki minus dla R. M. Romero. Szkoda.
Książkę wygrałam już jakiś czas temu w konkursie LC i była to jedna z tych wygranych, która najbardziej mnie ucieszyła.
więcej Pokaż mimo toOkładka przepiękna i, jak się okazało po przekartkowaniu, oprawa graficzna w środku książki również bardzo starannie i pięknie wykonana; tylko dodatkowo dodaje magii podczas lektury.
I tu mam trochę mieszane uczucia, w przeciwieństwie do większości...