-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik252
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2022-06-30
2020-10-29
Intrygująca opowieść z zaskakującym zakończeniem.
Powieść Joy Fielding kręci się wokół sześciorga bohaterów: Jeffa, Willa, Toma, Kristin, Suzy oraz Dave’a. Ich losy zostają ze sobą nierozerwalnie związane za sprawą niewinnego zakładu... Do czego on doprowadzi?
To książka nie tylko o konsekwencjach niewinnej zabawy, zakładu, ale też o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, nieprzepracowanych traumach, nieobecnych rodzicach, faworyzowanych bądź też porzuconych dzieciach, skomplikowanym braterstwie, kompleksach, arogancji, okrucieństwie i przemocy domowej.
Intrygująca opowieść z zaskakującym zakończeniem.
Powieść Joy Fielding kręci się wokół sześciorga bohaterów: Jeffa, Willa, Toma, Kristin, Suzy oraz Dave’a. Ich losy zostają ze sobą nierozerwalnie związane za sprawą niewinnego zakładu... Do czego on doprowadzi?
To książka nie tylko o konsekwencjach niewinnej zabawy, zakładu, ale też o skomplikowanych relacjach...
2020-10-12
Książkę wygrałam już jakiś czas temu w konkursie LC i była to jedna z tych wygranych, która najbardziej mnie ucieszyła.
Okładka przepiękna i, jak się okazało po przekartkowaniu, oprawa graficzna w środku książki również bardzo starannie i pięknie wykonana; tylko dodatkowo dodaje magii podczas lektury.
I tu mam trochę mieszane uczucia, w przeciwieństwie do większości komentujących, jak widzę. Być może to po prostu moje czepialstwo...
Tak, tematy wojny i Holokaustu też powinno się poruszać z dziećmi - oczywiście w stosownej do wieku formie, bez drastycznych szczegółów.
W tej kwestii "Lalkarz z Krakowa" swoje zadanie spełnia. Jest magia, nieco złagodzone przedstawienie wojny. Ale czy nie zbyt złagodzone? Tak, to książka z założenia dla dzieci. Ale czyaby na pewno tylko dla nich?
Znowu powtórzę: może to tylko moje czepialstwo, ale momentami już drażniło mnie to "infantylizowanie" wojny ciągłymi porównaniami do wojny w Krainie Lalek, aż nazbyt widocznymi...
I jeszcze jedno. Ciekawiło mnie, jak dalej pociągnie autorka wątek folksdojczów, gdy tylko dowiadujemy się, że Lalkarzowi (ze względu na jego pochodzenie) przedstawiono taką "propozycję" (str.102). Bardzo mnie wówczas ucieszyło, że nie przedstawiono wszystkich, którzy zdecydowali się ją podpisać, jako zdrajców i zbrodniarzy, a wyjaśniono, że wielu postępowało tak, by komuś pomóc (czy to Żydom, czy swoim rodzinom, ratując je od obozu, czy komukolwiek innemu). I takie pozytywne wrażenie było ze mną aż do końca opowieści...
Czar jednak prysł w posłowiu autorki, a konkretnie na str. 291, gdzie autorka napisała, że "większość folksdojczów była jednak posłuszna nazistom". Otóż nie! To niesamowicie krzywdzące słowa, a dla mnie osobiście wielki minus dla R. M. Romero. Szkoda.
Książkę wygrałam już jakiś czas temu w konkursie LC i była to jedna z tych wygranych, która najbardziej mnie ucieszyła.
Okładka przepiękna i, jak się okazało po przekartkowaniu, oprawa graficzna w środku książki również bardzo starannie i pięknie wykonana; tylko dodatkowo dodaje magii podczas lektury.
I tu mam trochę mieszane uczucia, w przeciwieństwie do większości...
2020-09-23
Islandia - państwo, którego mieszkańcy według wielu wskaźników i rankingów żyją najszczęśliwiej i w dobrobycie. Kraina mlekiem i miodem płynąca. Nieziemskie widoki, zieleń, fiordy, zorze polarne i sielskie, wszędobylskie owieczki. Ale co by się stało gdyby ta oddalona od innych ziem wyspa straciła nagle z niewiadomych powodów łączność ze światem zewnętrznym?
To właśnie miało miejsce w powieści Björnsdóttir. Nie można połączyć się z zagranicą ani przez internet, ani telefonicznie, ani drogą radiową. Nie dochodzą żadne wiadomości. Łączność ze statkami i samolotami zostaje utracona, a turyści i imigranci nie mogą wrócić do domu.
Islandia, odcięta od dostaw z zagranicy, musi stać się całkowicie samowystarczalnym krajem i z czasem zaczyna przypominać jakiś kołchoz. Do pilnowania porządku zostają powołane specjalne służby ratunkowe - niestety zaciągający się do nich wszelkiej maści kryminaliści czy inne nieprzystosowane społecznie osoby szybko zaczynają w rażący sposób nadużywać władzy.
Zaczyna szerzyć się przestępczość, w tym gangi dziecięce, kwitnie handel wymienny - wszystko, byle tylko mieć co włożyć do ust i jakoś przeżyć.
Zaczyna brakować żywności i lekarstw; nawet najbłahsze urazy i najlżejsze z pozoru choroby mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne.
Działające jeszcze wewnątrz wyspy media zalewa propaganda i fałszowanie informacji.
Wspomniani już imigranci i turyści stają się coraz większym problemem zarówno dla władz, jak i zwykłych mieszkańców - to kolejne „gęby do wyżywienia”, które przecież gdzieś zakwaterować i dać in zajęcie... I tu jest pies pogrzebany - zabierają jedzenie i pracę „porządnym, rdzennym Islandczykom”, dlatego coraz częściej stają się ofiarami niechęci, przemocy, prześladowań i ksenofobii tych, którzy „przecież nie są rasistami i ksenofobami, ale...”. Nie ma znaczenia nawet to, że mieszka się na wyspie już wiele lat i posiada obywatelstwo, a nawet tu urodziło - jesteś obcy; nie chcemy cię tu; wynoś się, nie jesteś rdzennym Islandczykiem. Fakt, że pochodzenie samych Islandczyków też nie jest przecież tak „krystalicznie nordyckie”, też nie ma znaczenia...
Islandia - państwo, którego mieszkańcy według wielu wskaźników i rankingów żyją najszczęśliwiej i w dobrobycie. Kraina mlekiem i miodem płynąca. Nieziemskie widoki, zieleń, fiordy, zorze polarne i sielskie, wszędobylskie owieczki. Ale co by się stało gdyby ta oddalona od innych ziem wyspa straciła nagle z niewiadomych powodów łączność ze światem zewnętrznym?
To właśnie...
2020-09-11
„Idź, postaw wartownika” to co prawda kontynuacja „Zabić drozda”, ale bynajmniej nie napisana po ponad pięćdziesięcioletniej przerwie.
Trochę dziwnie czuję się po tej lekturze.
Z jednej strony książkę czytało mi się bardzo dobrze, być może nawet lepiej niż pierwszą część, a z drugiej strony czuję się nieco oszukana, że na wizerunkach pewnych nieskazitelnych postaci pojawiły się pewne rysy...
Jean Louise czuje wyraźny rozdźwięk między własnymi przekonaniami i tym, co znała od dziecka a tym, co widzi obecnie w Maycomb; oczekiwaniami społeczności wobec swoich członków...
Być może mam tak tylko ja, ale fragmenty z retrospekcjami Jean Louise z dzieciństwa miejscami dostarczały mi sporo śmiechu - być może dlatego, że my żyjemy dziś w zupełnie innych czasach i już jako nastolatki jesteśmy o wiele bardziej uświadomieni, ale dla dorastającej dziewczynki takiej jak Skaut urastały wręcz do poziomu życiowych tragedii - choć oczywiście wcale jej nie wyśmiewam. Po prostu zabawnie się to czyta. ;)
„Idź, postaw wartownika” to co prawda kontynuacja „Zabić drozda”, ale bynajmniej nie napisana po ponad pięćdziesięcioletniej przerwie.
Trochę dziwnie czuję się po tej lekturze.
Z jednej strony książkę czytało mi się bardzo dobrze, być może nawet lepiej niż pierwszą część, a z drugiej strony czuję się nieco oszukana, że na wizerunkach pewnych nieskazitelnych postaci...
2020-07-21
W nowej sąsiadce państwa Blythe’ów poniekąd odnajduję siebie. ;)
Szkoda, że choć niektóre opowieści kapitana nie były w książce dokładniej opisane, bo z przyjemnością bym poczytała. ;)
W nowej sąsiadce państwa Blythe’ów poniekąd odnajduję siebie. ;)
Szkoda, że choć niektóre opowieści kapitana nie były w książce dokładniej opisane, bo z przyjemnością bym poczytała. ;)
2020-09-04
Do książki zabierałam się baaaardzo długo... A to coś mi przeszkadzało, a to sama przerywałam lekturę, by wziąć się za inne książki, mimo że debiut Jessie Burton niesamowicie mnie intrygował swoim dość mrocznym klimatem i opisami realiów życia w siedemnastowiecznym Amsterdamie (na końcu znajduje się dodatkowo słowniczek niektórych pojęć, przykładowy spis wydatków ówczesnego amsterdamczyka oraz porównanie zarobków różnych grup zawodowych).
No właśnie - debiut! Aż trudno uwierzyć, że tak świetna książka jest debiutem. :) Oby tak dalej, bo na półce mam jeszcze „Muzę”. ;)
„Miniaturzystka” idealnie wpisała się w moje klimaty. <3
Do książki zabierałam się baaaardzo długo... A to coś mi przeszkadzało, a to sama przerywałam lekturę, by wziąć się za inne książki, mimo że debiut Jessie Burton niesamowicie mnie intrygował swoim dość mrocznym klimatem i opisami realiów życia w siedemnastowiecznym Amsterdamie (na końcu znajduje się dodatkowo słowniczek niektórych pojęć, przykładowy spis wydatków ówczesnego...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-13
Ania obejmuje posadę nauczycielki i kierowniczki w Summerside. Na jakiś czas rozstaje się z Gilbertem, który studiuje medycynę w innym mieście, jednak regularnie piszą do siebie listy. Szkoda tylko, że w powieści otrzymujemy tylko listy Ani - ciekawie byłoby poczytać, co słychać u Gilberta! ;)
W nowym miejscu pracy Ania poznaje mnóstwo nowych osób, u których zaskarbia sobie szacunek i sympatię, którym pomaga rozwiązywać problemy (także te miłosne). Ale nie jest tak prosto, bo nie na każdego działa tu wrodzony wdzięk Ani i znajdzie się wielu takich, którzy będą jej rzucać kłody pod nogi...
A korekta wydawnictwa Bellona nadal leży i kwiczy, mówiąc kolokwialnie - znowu niemal na każdej stronie jakieś błędy i literówki. ;)
Ania obejmuje posadę nauczycielki i kierowniczki w Summerside. Na jakiś czas rozstaje się z Gilbertem, który studiuje medycynę w innym mieście, jednak regularnie piszą do siebie listy. Szkoda tylko, że w powieści otrzymujemy tylko listy Ani - ciekawie byłoby poczytać, co słychać u Gilberta! ;)
W nowym miejscu pracy Ania poznaje mnóstwo nowych osób, u których zaskarbia...
2019-11-06
Tym razem Ania rozpoczyna studenckie życie. W życiu mieszkańców Avonlea, ale także przyjaciółek Ani z Redmond, zajdzie całe mnóstwo zmian: śluby, rozstania, śmierci, dzieci... ale przede wszystkim, wielu z nich - w tym sama Ania - w końcu zmądrzeje i przewartościuje swoje dotychczasowe priorytety, wymagania, dziecięce marzenia i wizje... Życie zweryfikuje wiele z nich i pomoże wreszcie naszym bohaterom dostrzec, co jest naprawdę ważne i co czują.
Życie niestety nie da tak prostych i jednoznacznych odpowiedzi, jak to bywało w życiu bohaterów czytanych przez Anię książek. A i oświadczyny nie okażą się tak romantyczne, emocjonujące i pełne uniesień jak w jej marzeniach czy pisanych w dzieciństwie opowiadaniach...
Mam wrażenie, że książka ta pełna jest życiowych cytatów, które aktualne są również i dziś, mimo że świat od czasów Ani bardzo się zmienił. Niektóre z nich i mnie dały wiele do myślenia...
Mam jedno zastrzeżenie do wydawnictwa Bellona, bo właśnie w ich wydaniu przyszło mi czytać tę książkę (i przyjdzie czytać kolejne). Co prawda w ksiażce widnieje, że korekty podjęła się taka a taka osoba, ale... na litość Boską, dlaczego tam DOSŁOWNIE NA KAŻDEJ STRONIE są jakieś literówki, zła interpunkcja, brakujące, albo wprost przeciwnie - powtarzające się słowa?! Nawet błędy takie jak te, gdzie tłumacz ewidentnie najpierw chciał sformułować zdanie w jeden sposób, ale potem się rozmyślił i zapomniał coś usunąć, nie zostały wykryte i poprawione... Wygląda to tak, jakby tej korekty w istocie nie było wcale! W sensie: tłumacz oddał tekst i po prostu wydrukowali... Już myślałam, że to ja mam jakieś "przywidzenia", że może coś źle przeczytałam, ale jednak nie... Coś czuję, że podobnie będzie w kolejnych tomach... Bardzo to... niechlujne i niepoważne.
Tym razem Ania rozpoczyna studenckie życie. W życiu mieszkańców Avonlea, ale także przyjaciółek Ani z Redmond, zajdzie całe mnóstwo zmian: śluby, rozstania, śmierci, dzieci... ale przede wszystkim, wielu z nich - w tym sama Ania - w końcu zmądrzeje i przewartościuje swoje dotychczasowe priorytety, wymagania, dziecięce marzenia i wizje... Życie zweryfikuje wiele z nich i...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-30
Bardzo miło było powrócić do starych znajomych na Zielone Wzgórze i do Avonlea, choć przyznam, że z początku czułam się nieco zagubiona. A to z powodu ilości nowych postaci, przez którą miałam chwilami wrażenie, że to zupełnie inne miejsce. :)
Na szczęście potem już się zadomowiłam i okazało się, że nowe postacie zdecydowanie ożywiły Avonlea - szczególnie Tadzio i pan Harrison. ;)
Bardzo miło było powrócić do starych znajomych na Zielone Wzgórze i do Avonlea, choć przyznam, że z początku czułam się nieco zagubiona. A to z powodu ilości nowych postaci, przez którą miałam chwilami wrażenie, że to zupełnie inne miejsce. :)
Na szczęście potem już się zadomowiłam i okazało się, że nowe postacie zdecydowanie ożywiły Avonlea - szczególnie Tadzio i pan...
2019-10-24
Książka wbrew pozorom (temat: drzewa) niezwykle wciągająca, ale - nie będę ukrywać - także dość wymagająca. O ile opisy przeżyć autorki, jej zmagań z chorobą czy trudnościami w pracy są raczej przystępne, o tyle fragmenty opisujące procesy czy badania laboratoryjne wymagają od czytelnika niemałego skupienia.
Czytanie zajęło mi - z dość dużymi przerwami - kilka miesięcy, ale nie żałuję tego czasu. Książka otwiera czytelnikowi oczy na przeszkody i trudności, z jakimi muszą się na co dzień zmagać naukowcy (w tym przypadku w dodatku naukowiec-kobieta), a także na coraz bardziej niepokojące zmiany w ekosystemie naszej planety oraz jaki mogą mieć one wpływ na życie nasze i przyszłych pokoleń.
Książka wbrew pozorom (temat: drzewa) niezwykle wciągająca, ale - nie będę ukrywać - także dość wymagająca. O ile opisy przeżyć autorki, jej zmagań z chorobą czy trudnościami w pracy są raczej przystępne, o tyle fragmenty opisujące procesy czy badania laboratoryjne wymagają od czytelnika niemałego skupienia.
Czytanie zajęło mi - z dość dużymi przerwami - kilka miesięcy,...
2019-10-23
Książkę tę znalazłam, porządkując strych, gdzie przeleżała niemal 20 lat nietknięta... Dodana (sądząc po okładce) jako "prezent" dla czytelniczek jednego z kobiecych czasopism, które moja mama niegdyś kupowała, i reklamowana jako "porównywalna z sukcesem "Dziennika Bridget Jones" Helen Fielding"... Okej.
Skoro tyle lat leżała, postanowiłam ją wreszcie przeczytać, choć szczerze mówiąc, nie spodziewałam się niczego wysokich lotów. No i miałam rację. Niby miała bawić, bo jakieś tam zabawne sytuacje, teksty czy zbiegi okoliczności, ale tak naprawdę nudziła niepotrzebnymi opisami, a perspektywa skończenia jak Tiffany wpędzała mnie w depresję, mimo że jestem młodsza od głównej bohaterki o całe 10 lat...
Ale najgorszy był tekst Tiffany "w rzeczywistości niczego takiego nie powiedziałam" (czy jakoś tak), powtarzany przez nią w niemal każdej sytuacji.
Nie wiem, czy polecać tę książkę, czy nie. Jeśli potrzeba wam odmóżdżacza, czegoś zdecydowanie lekkiego i niewymagającego... Ale fabuła w pamięci raczej nie zostanie i pewnie już za kilka dni nie będę jej w ogóle pamiętać.
Książkę tę znalazłam, porządkując strych, gdzie przeleżała niemal 20 lat nietknięta... Dodana (sądząc po okładce) jako "prezent" dla czytelniczek jednego z kobiecych czasopism, które moja mama niegdyś kupowała, i reklamowana jako "porównywalna z sukcesem "Dziennika Bridget Jones" Helen Fielding"... Okej.
Skoro tyle lat leżała, postanowiłam ją wreszcie przeczytać, choć...
2019-10-01
2019-08-05
Jak dla mnie horror idealny. Doskonale dawkowane napięcie i interesująca fabuła, zagłębiająca się w umysł osoby dotkniętej żałobą po śmierci dziecka oraz na co taki człowiek, potrafiłby się zdobyć, byle tylko dziecko odzyskać...
Jak dla mnie horror idealny. Doskonale dawkowane napięcie i interesująca fabuła, zagłębiająca się w umysł osoby dotkniętej żałobą po śmierci dziecka oraz na co taki człowiek, potrafiłby się zdobyć, byle tylko dziecko odzyskać...
Pokaż mimo to