-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik243
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2020-10-12
2019-10-24
Książka wbrew pozorom (temat: drzewa) niezwykle wciągająca, ale - nie będę ukrywać - także dość wymagająca. O ile opisy przeżyć autorki, jej zmagań z chorobą czy trudnościami w pracy są raczej przystępne, o tyle fragmenty opisujące procesy czy badania laboratoryjne wymagają od czytelnika niemałego skupienia.
Czytanie zajęło mi - z dość dużymi przerwami - kilka miesięcy, ale nie żałuję tego czasu. Książka otwiera czytelnikowi oczy na przeszkody i trudności, z jakimi muszą się na co dzień zmagać naukowcy (w tym przypadku w dodatku naukowiec-kobieta), a także na coraz bardziej niepokojące zmiany w ekosystemie naszej planety oraz jaki mogą mieć one wpływ na życie nasze i przyszłych pokoleń.
Książka wbrew pozorom (temat: drzewa) niezwykle wciągająca, ale - nie będę ukrywać - także dość wymagająca. O ile opisy przeżyć autorki, jej zmagań z chorobą czy trudnościami w pracy są raczej przystępne, o tyle fragmenty opisujące procesy czy badania laboratoryjne wymagają od czytelnika niemałego skupienia.
Czytanie zajęło mi - z dość dużymi przerwami - kilka miesięcy,...
2018-08-15
Gdy otrzymałam tę książkę, nastawiałam się na średniaka, może nawet gorzej. Na szczęście okazała się dobra. Nie jakoś wybitnie porywająca, ale dobra, wciągająca.
Młoda dziennikarka Sophie Fortune znika. Ze względu na to, że dziewczyna podejmowała w przeszłości kilka prób samobójczych, policja szybko zamyka śledztwo: na pewno się zabiła, a poza tym przed zniknięciem straciła pracę i mieszkanie. Idealny powód, by ze sobą skończyć...
Tajemnicze zniknięcie córki coraz bardziej zaczyna niepokoić jej ojca, Fortune'a, przez lata nieobecnego w jej życiu, wręcz stroniącego od życia rodzinnego pracoholika. Zaczyna drążyć, odkrywa wstrząsające fakty i postanawia za wszelką cenę sam odnaleźć córkę.
Czy uda mu się uratować Sophie i nadrobić stracone lata?
Gdy otrzymałam tę książkę, nastawiałam się na średniaka, może nawet gorzej. Na szczęście okazała się dobra. Nie jakoś wybitnie porywająca, ale dobra, wciągająca.
Młoda dziennikarka Sophie Fortune znika. Ze względu na to, że dziewczyna podejmowała w przeszłości kilka prób samobójczych, policja szybko zamyka śledztwo: na pewno się zabiła, a poza tym przed zniknięciem...
2018-08-18
Naprawdę bardzo ciepła i wartościowa książka o relacjach rodzinnych, prześladowaniu w szkole czy własnej tożsamości. Nie jest to typowe YA, czyli z wątkiem romansu, ale naprawdę dojrzała powieść drogi, podejmująca poważne tematy, ale niepozbawiona też humoru.
Zoe Bird to gniewna, ale bardzo wrażliwa i troskliwa nastolatka, silnie przywiązana do ukochanej babci Grace. Pewnego dnia konflikt z rodzicami i prześladowanie ze strony bogatej i wrednej kuzynki Madi sprawiają, że Zoe postanawia uciec z domu. I w tym momencie można by pomyśleć, że takich historii o nastolatkach na gigancie było już tysiące. Nie tym razem, bo "Powrót do domu" wyłamuje się z tego schematu - Zoe ucieka... wraz z babcią. Dziewczyna nie może znieść myśli, że babcia miałaby spędzić resztę życia w domu spokojnej starości, z dala od ukochanego domu.
Dziewczyna wykazuje się ogromną dojrzałością, bowiem babcia zdradza pierwsze objawy choroby Alzheimera, np. często zapomina, gdzie jest albo to, o czym wcześniej z kimś rozmawiała. Tak więc Zoe musi nie tylko odnaleźć się w wielkim mieście, jakim jest Toronto (gdzie usiłuje znaleźć nigdy wcześniej niespotkanego wujka), ale też stale mieć oko na babcię. Lecz do tego nasza bohaterka ma niezwykły, ale naturalny dar.
Jak zakończy się wielka eskapada Zoe i Grace do Toronto? Czy znajdą wuja Teddy'ego i czy wyobrażenie Zoe o nim jest właściwe?
W powieści ujęła mnie naturalność w opisie rodziców Zoe. Jak dla mnie są zupełnie różni od rodziców nastolatków z innych czytanych przeze mnie powieści. Wprawdzie tak jak oni mają swoje wady, nie rozumieją swojej córki i nie chcą jej uwierzyć, ale dzięki opisowi wydali mi się jacyś tacy... bliżsi rzeczywistości? Nie są idealni, mają swoje problemy, dolegliwości:
"Dywan śmierdzi gorzej niż pachy dyrektora mojej szkoły. Nie wiem, czy od wilgotnego betonu, czy od spoconych stóp taty, który podczas swoich napadów paniki zdejmuje buty."
"Mama nie zwraca na to uwagi, zajęta poprawianiem swojej peruki przed lustrem nad umywalką. Zaczęła mieć objawy alopecji, co oznacza po prostu wypadanie włosów. Ponieważ jest fryzjerką, mój nauczyciel nazwałby to ironią losu. Ja nazywam to karmą."
"No cóż, to nie wina babki, że tata jest taki niezdarny. Załatał dach niedobranymi dachówkami i wysmarował cały smołą. Kiedy malował framugi okien, farba ściekła na ceglane ściany. I twierdzi, że podwórze jest za wielkie, żeby co tydzień kosić i podlewać trawę, więc nic dziwnego, że wygląda koszmarnie."
Naprawdę bardzo ciepła i wartościowa książka o relacjach rodzinnych, prześladowaniu w szkole czy własnej tożsamości. Nie jest to typowe YA, czyli z wątkiem romansu, ale naprawdę dojrzała powieść drogi, podejmująca poważne tematy, ale niepozbawiona też humoru.
Zoe Bird to gniewna, ale bardzo wrażliwa i troskliwa nastolatka, silnie przywiązana do ukochanej babci Grace....
Książkę wygrałam już jakiś czas temu w konkursie LC i była to jedna z tych wygranych, która najbardziej mnie ucieszyła.
Okładka przepiękna i, jak się okazało po przekartkowaniu, oprawa graficzna w środku książki również bardzo starannie i pięknie wykonana; tylko dodatkowo dodaje magii podczas lektury.
I tu mam trochę mieszane uczucia, w przeciwieństwie do większości komentujących, jak widzę. Być może to po prostu moje czepialstwo...
Tak, tematy wojny i Holokaustu też powinno się poruszać z dziećmi - oczywiście w stosownej do wieku formie, bez drastycznych szczegółów.
W tej kwestii "Lalkarz z Krakowa" swoje zadanie spełnia. Jest magia, nieco złagodzone przedstawienie wojny. Ale czy nie zbyt złagodzone? Tak, to książka z założenia dla dzieci. Ale czyaby na pewno tylko dla nich?
Znowu powtórzę: może to tylko moje czepialstwo, ale momentami już drażniło mnie to "infantylizowanie" wojny ciągłymi porównaniami do wojny w Krainie Lalek, aż nazbyt widocznymi...
I jeszcze jedno. Ciekawiło mnie, jak dalej pociągnie autorka wątek folksdojczów, gdy tylko dowiadujemy się, że Lalkarzowi (ze względu na jego pochodzenie) przedstawiono taką "propozycję" (str.102). Bardzo mnie wówczas ucieszyło, że nie przedstawiono wszystkich, którzy zdecydowali się ją podpisać, jako zdrajców i zbrodniarzy, a wyjaśniono, że wielu postępowało tak, by komuś pomóc (czy to Żydom, czy swoim rodzinom, ratując je od obozu, czy komukolwiek innemu). I takie pozytywne wrażenie było ze mną aż do końca opowieści...
Czar jednak prysł w posłowiu autorki, a konkretnie na str. 291, gdzie autorka napisała, że "większość folksdojczów była jednak posłuszna nazistom". Otóż nie! To niesamowicie krzywdzące słowa, a dla mnie osobiście wielki minus dla R. M. Romero. Szkoda.
Książkę wygrałam już jakiś czas temu w konkursie LC i była to jedna z tych wygranych, która najbardziej mnie ucieszyła.
więcej Pokaż mimo toOkładka przepiękna i, jak się okazało po przekartkowaniu, oprawa graficzna w środku książki również bardzo starannie i pięknie wykonana; tylko dodatkowo dodaje magii podczas lektury.
I tu mam trochę mieszane uczucia, w przeciwieństwie do większości...