-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant10
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2023-07
2023-07
Człowiek to najgroźniejszy drapieżnik na świecie. Gotów jest upolować i pożreć każdą istotę, która stanie mu na drodze. Moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Bondy okazało się właśnie konfrontacją z tym superdrapieżnikiem w najpełniejszym tego słowo znaczeniu. Co więcej z najgorszą jego odmianą – tym, którego nie napędza sam głód, a potrzeba dominacji nad ofiarą polowania. Nie ma tu jednak mowy o typowym mięsożercy, który zapuszcza się w leśne odstępy w poszukiwaniu dziczyzny. Bestia, z którą mierzy się Jakub Sobieski w tegorocznej powieści „Do cna”, zakosztowała w ludziach.
Detektyw Sobieski zostaje potajemnie zatrudniony przez księżną Stawnicką do poszukiwania jej syna, z którym od kilku dni nie ma kontaktu. Ślady prowadzą do Żyrardowa, jednak Antona od dawna już tam nie ma – za to wkrótce w tamtejszym parku pojawiają się reklamówki pełne ludzkich kości. Unoszący się z nich zapach rosołu to zapowiedź długiego i trudnego śledztwa mającego uchwycić lokalnego kanibala. Tajemnicza rezydencja Stadnickich kryje wiele sekretów, każdy z napotkanych świadków próbuje coś ukryć, a znalezione poszlaki nie łączą się ze sobą w żaden jednoznaczny sposób. Okropne morderstwa, przepisy dla ludożerców, darkwebowy „Klub wampira” organizujący uczty z ludziny – to wszystko znaleźć można w trzeciej już części przygód Jakuba Sobieskiego.
Samo śledztwo opisane zostało naprawdę solidnie. Główny bohater kluczy od lokacji do lokacji, aby poznać kolejne karty niepokojącej tajemnicy. Nie pomaga mu fakt, że działa on na granicy prawa poza strukturami policji – nie może więc liczyć na pełną pomoc ze strony funkcjonariuszy. Za każdym razem, gdy myśli, że zbliża się do rozwiązania zagadki: zmieniają się okoliczności, pojawiają nowe tropy, co wyłącznie nasila frustrację detektywa. Nie daje się jednak zwieść fałszywym poszlakom i dzielnie prowadzi tę mroczną grę z mordercą. Czuje się niemal jak ryba w wodzie w tym ciągle mąconym dochodzeniu. Naprawdę można wciągnąć się na długie godziny zaczytując się kolejnymi opisami następujących po sobie zaskakujących wydarzeń. Dla niektórych jednak książka może wydać się odrobinę odrzucająca, bo zawiera dość szczegółowe opisy przygotowywania potraw z ludzi, jak również oprawiania takiegoż „mięsa” (mnie jednak to nie raziło, jako osobie przyzwyczajonej do takiej porcji makabry). Przyznać muszę, że nie udało mi się odkryć mordercy przed bohaterami – jednak zupełnie mnie to nie dziwi. Chciałoby się powiedzieć, że autorka tak sprytnie ukryła motywy kierujące zbrodniarzem jednocześnie wplatając go w tok akcji, umieszczając na liście możliwych podejrzanych… Jednak zupełnie tak nie jest. Rozwiązanie zagadki sprowadza się niemal do motywu deus ex machina i zupełnie mnie nie przekonuje. Po tak dobrze prowadzonej historii spodziewałam się bardziej oszałamiającego zakończenia.
Miejscami irytował mnie również styl jakim została napisana powieść. Szczególnie na początku rzucały mi się w oczy zdania na niemal 5 linijek czy liczne akapity zbudowane z jednego zdania, co lekko zaburzało odbiór całości i powodowało niemałe zgrzytanie zębami. Jednocześnie męczyć potrafi próba zawarcia wstawek okołomłodzieżowych: są więc dwudziestolatkowie, którzy wcale nie korzystają już z facebooka, losowe wspominki o tiktokach oraz rozmowy na temat postępowości spod znaku tęczy. Jednocześnie tematy te, choć bardzo aktualne i potrafią być naprawdę ważne – potraktowane zostają iście powierzchownie. Autorka w tych nowoczesnych zapędach prezentuje się bardziej jak „boomer”, czy posiłkując się użytym przez nią słowem: jak „dziaders”. Przyznać można jednak, że powieść pisana była lekkim piórem i czyta się ją naprawdę szybko. Z drugiej strony mimo tego prostego w głównej mierze języka miejscami zdecydowano się na dziwne w moim mniemaniu zabiegi lingwistyczne. Postacie nie są więc krytykowane, lecz wiecznie obsztorcowywane, do tego zamiast lać wodę czy gadać od rzeczy – nieustannie perorują. Tak silny kontrast zastosowanych środków sprawia jednak, że nie odbiera się tego wyszukanego słownictwa za inteligentne zagranie, a wyłącznie pseudoerudycki zapęd.
„Do cna” to dość sprawnie napisany kryminał graniczący nieśmiało z thrillerem, brakuje mu jednak wiele do czołowych pozycji gatunku. Zabrakło tu może odrobiny pomysłu na satysfakcjonujące dla wszystkich zakończenie – w obecnej jego formie miałam wrażenie, że zakpiono ze mnie jako czytelnika. Jest to lektura na raz i raczej zbyt długo nie pozostanie w mojej pamięci. Przyznaję tej powieści uczciwe 6/10 – ma zbyt wiele wad, by zasługiwać na 7, a jednocześnie nie można nazwać jej kompletnie przeciętną. Polskie podejście do „Milczenia owiec” w tym wydaniu jednak zupełnie się nie wyróżnia i wypada po prostu blado.
Człowiek to najgroźniejszy drapieżnik na świecie. Gotów jest upolować i pożreć każdą istotę, która stanie mu na drodze. Moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Bondy okazało się właśnie konfrontacją z tym superdrapieżnikiem w najpełniejszym tego słowo znaczeniu. Co więcej z najgorszą jego odmianą – tym, którego nie napędza sam głód, a potrzeba dominacji nad ofiarą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08
Opowiadania stanowią świetną formę literacką. Zwięzłe, krótkie, operujące zazwyczaj wyłącznie jednym wątkiem – potrafią naprawdę zachwycić swą prostotą. Również Stephen King ma na swoim koncie kilka zbiorów opowiadań: lepszych i gorszych. Jak wypada jednak w tej kategorii „Bazar złych snów”? Obecne są tutaj zarówno klasyczne opowieści z dreszczykiem, jak również pozycje obyczajowe, czy nawet poematy. Różnorodność jest rzeczywiście największa spośród innych zbiorów Stephena Kinga, które czytałam do tej pory (czyli m.in. „Marzenia i koszmary”, „Nocna zmiana”, „Cztery po północy”, „Wszystko jest względne”), czy jednak na pewno przysłużyło się to tej pozycji?
1. 130. Kilometr
Kolejny morderczy samochód w dorobku Stephena Kinga. Realnie nie wnosi jednak nic świeżego, jest tak naprawdę połączeniem „Christine” z „Buick 8”. Nie oferuje więc już nic ponad to, co zostało przez autora napisane – dziwi więc też, że 130. Kilometr został wybrany na opowiadanie rozpoczynające książkę. Jednocześnie ma aż 50 stron, w ciągu których cztery lub pięć razy jesteśmy świadkami tego samego scenariusza. Bardzo kiepski start: 3/10.
2. Premium harmony
Trzydziestopięcioletnia żona mężczyzny umiera na zawał w supermarkecie. Nie ma tu nic paranormalnego, jest to raczej smutna opowieść o stracie bliskiej osoby. Ma lekkie domieszki czarnego humoru – jednak rozcieńczonego do granic możliwości. Bardzo ciekawy styl – nareszcie nie ma kompletnego wodolejstwa, tylko same konkrety (wedle autora inspirowane stylem Raymonda Carvera). Troszkę lepiej, jednak nadal poniżej przeciętnej: 4/10.
3. Batman i Robin wdają się w scysję
Dougie odbiera swojego chorego na alzheimera ojca z domu opieki, spędzają razem czas wspominającej Halloween sprzed lat. Na skrzyżowaniu ktoś niebezpiecznie zajeżdża im drogę, powodując wypadek. Drobna sprzeczka z nierozważnym kierowcą bardzo szybko eskaluje do olbrzymich rozmiarów. Całkiem solidna opowieść o relacjach, operująca wspomnieniami bohaterów. Abstrakcyjna sytuacja na jezdni, której zakończenie było dość przemyślane i zaskakujące. Mimo wszystko nic nadzwyczajnego, przeciętniak: 5/10.
4. Wydma
Stary Sędzia wyrusza na niewielką wyspę leżącą w zatoce nieopodal jego posiadłości. Opowiada o tym miejscu swojemu prawnikowi, gdy sporządzają testament. Na piaskowej wydmie znajdującej się na wysepce pojawiają się znikąd samospełniające się nekrolog. Pomysł dość ciekawy, szybko i przyjemnie się czyta. Na koniec pojawia się nawet niewielki plot twist, całkiem niezła historia: 6/10.
5. Wredny dzieciak
Mężczyzna skazany za dzieciobójstwo oczekuje na zbliżającą się karę śmierci. Przeprowadza ze swoim prawnikiem ostatnią rozmowę, w czasie której usiłuje wyjaśnić, dlaczego zabił to dziecko. We wspomnieniach wraca do tragicznych wydarzeń, jakie spotkały go w trakcie życia. Prędko okazuje się, że rudowłosy kilkulatek w czapeczce ze śmigłem wielokrotnie doprowadzał do zgonu bliskich mu osób. Opowiadanie jest dość sprawnie napisane, niezwykle dziwnie zapisywane są dialogi w retrospekcjach. Całość jest naprawdę niepokojąca – chyba jedno z bardziej udanych opowiadań w tej części zbioru: 8/10.
6. Śmierć
Jim Trusdale zostaje oskarżony o kradzież srebrnego dolara i zabójstwo kilkuletniej dziewczynki. Delikwent twierdzi jednak, że jest niewinny – zupełnie nie wie, co się dzieje. Wkrótce rozpoczyna się sąd marionetkowy. Ława przysięgłych ma ustalony wyrok skazujący już przed rozprawą, a rolę prokuratora oraz sędziego pełni jedna osoba. Jednak czy oskarżony jest na pewno winny? Sprawna historia z naprawdę ciekawym zakończeniem – akcenty w opowieści padają tam, gdzie powinny: 7/10.
7. Kościół z kości
Jedyny ocalały z niebezpiecznej wyprawy do dżungli opowiada o losach ekspedycji. Dokładnie opisuje losy towarzyszy, którym nie udało się przeżyć. Ostatecznie docierają do kościoła z kości, gdzie doświadczają przedziwnej wizji. Całość ma formę poematu narracyjnego, co jest dość nietypową formą dla autora. Opowiadanie lekko muska również temat tego, czy miejsca uświęcone powinny być profanowane dla pieniędzy. Mimo wszystko historia wypada dość słabo (przede wszystkim chyba przez tak pokraczną formę): 4/10.
8. Moralność
Małżeństwo z problemami finansowymi usiłuje walczyć z przewrotnym losem i przestać się martwić o pieniądze. Kobieta pracuje u bogatego starszego mężczyzny, od którego dostaje pewnego dnia „propozycję nie do odrzucenia”. Przystanie na tę niemoralną ofertę uzyskania pieniędzy wkrótce coraz bardziej degeneruje parę. Bardzo udana opowieść z ciekawym rozwinięciem, dotykająca ważnych problemów w niecodzienny sposób: 8/10.
9. Życie po życiu
Rozważania o życiu po śmierci w ciekawej konwencji. Starszy mężczyzna niewiele po swoim zgonie, trafia do dziwnego biura. Rozmowa z tamtejszym dyrektorem skłania go do refleksji o swoim życiu, popełnionych błędach i tym, co dało zrobić się lepiej. Czy jednak dobre chęci wystarczą by odkupić winy? Ciekawa konwencja, nietypowe podejście do świata zmarłych, udane rozważania o życiu po życiu: mocne 7/10.
10. Ur
Wykładowca anglistyki kupuje kindle’a by zrobić na złość swojej byłej dziewczynie. Otrzymane urządzenie jednak całkowicie różni się od innych – zawiera w swym menu tajemniczą opcję „Funkcje Ur”. Okazuje się, że czytnik e-booków ma dostęp do dzieł nie tylko znanych w tym wszechświecie, lecz również pozycji stworzonych w alternatywnych rzeczywistościach. Odkrywanie nieznanego świata literatury jest jednak niebezpieczne – na uwadze trzeba mieć Prawa Paradoksu, przed którymi ostrzega różowy kindle… Opowieść udana, fascynująca, abstrakcyjny i wyśmienity pomysł: 9/10.
11. Herman Wouk jeszcze żyje
Dwie kobiety naznaczone losem zabierają swoje dzieci na wycieczkę po tym, jak jedna z nich wygrywa na loterii. Starsza para poetów i kochanków konsumuje swoje dzieła w poszukiwaniu piękna. Autor oferuje pewne rozważania dotyczące starcia idyllicznych wizji z ponurą i nieraz brutalną rzeczywistością. Dość gorzka opowieść, nie bez wad, jednak trochę powyżej przeciętnej: 6/10.
12. Kiepskie samopoczucie
Mężczyznę od tygodnia męczą koszmary. Nie pomaga mu złe samopoczucie żony, która ciężko choruje. Podczas pracowitego dnia coraz więcej elementów jego snu okazuje się mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tymczasem akcja deratyzacyjna w zamieszkanym przez niego budynku zmierza do odkrycia niepokojących tajemnic. Szokujące, straszne i jednocześnie niesamowicie smutne opowiadanie. Prawdopodobnie jeden z moich faworytów: 9/10.
13. Billy Blokada
Opowiada o drużynie baseballowej Titans i ich nowym zawodniku zwanym Billy Blokada. Sportowe emocje wylewają się z kolejnych stron – potrafią przy tym wciągnąć nawet tych, którzy nie wiedzą zbyt wiele na temat baseballu. Jednocześnie charakterystycznie dla Kinga pojawia się pewien mroczny twist w trakcie opowieści. Solidna historia poprowadzona w ciekawym stylu: 7/10.
14. Pan ciacho
Dom starców, dwoje starszych panów rozmawia o życiu. Jeden z nich pragnie podarować koledze pamiątkowy zegarek, twierdząc, że wkrótce umrze. Opowiada o tym, czemu tak uważa, a także o Panu Ciacho, który po niego idzie. Nieszczególnie porywająca opowieść, która jakby na siłę próbuje zahaczać o tematykę AIDS: 3/10.
15. Tommy
Kolejny poemat w zbiorze opowiadań. Pogrzeb hipisa Tommy’ego w latach 60’. Jego znajomi przy kieliszku wspominają kolegę. Nie dzieje się tu zbyt wiele, jest maksymalnie krótkie i posiada może ledwo jedną ciekawszą myśl: 2/10.
16. Zielony bożek cierpienia
Milioner cudem przeżywa wypadek samolotu, jednak doznaje w wyniku niego poważnych obrażeń. Rehabilitacja nie przynosi rezultatów, zaczyna więc zwracać się do szarlatanów. Zaproszony pastor Rideout twierdzi, że w ciele mężczyzny zamieszkał bożek, który żywi się jego cierpieniem. Koncepcja całkiem ciekawa i dobrze prowadzona, jednak z dość marnym i chaotycznym klimaksem: 6/10.
17. Ten autobus to inny świat
Mężczyzna spieszy się na prezentację swojej kampanii reklamowej, jednak na każdym etapie podróży coś zatrzymuje go w miejscu. Jadąc taksówką w pewnym momencie mija autobus, w którym dostrzega coś niepokojącego. Obiektywnie to naprawdę najsłabsze opowiadanie w zbiorze – ciekawszy był choćby przypis autorski do niego. Kompletnie nudne i bezsensowne: 1/10.
18. Nekrologi
Michael Anderson to podrzędny absolwent dziennikarstwa bez zatrudnienia. Pewnego razu pisze równie podrzędny nekrolog i wysyła go do brukowca Neon Circus. Niewiele po otrzymaniu pracy w gazecie odkrywa, że pisząc nekrologi osób żyjących, powoduje ich zgon. Wkrótce jednak nowa umiejętność przynosi nieoczekiwane rezultaty. Ciekawy pomysł przywodzący lekko na myśl „Death Note”, a jednocześnie dobrze napisany: 8/10.
19. Pijackie fajerwerki
Dwie rodziny przez kilka lat rywalizują ze sobą podczas święta niepodległości, organizując pokazy fajerwerków. W końcu dochodzi przez to do tragedii. Dość zabawnie opowiedziane, abstrakcyjna sytuacja pełna sąsiedzkiej zawiści: 7/10.
20. Letni grom
Przygnębiający obraz końca świata po licznych wybuchach nuklearnych. Tych, którzy nie zginęli od razu, zaczynają dotykać objawy choroby popromiennej. Dość smutne opowiadanie, jednak całkiem solidne: 6/10.
Biorąc pod uwagę powyższe minirecenzje, zauważyć można, że poziom wykorzystanych opowiadań jest bardzo nierówny. Wiele z nich naprawdę mi się podobało, jednak jest kilka, które uznaję za zmarnowany czas. Po podliczeniu średniej, wychodzi na to, że zbiór zasługuje na 5,9/10 czyli w zaokrągleniu 6/10. Pozycja ta nie stanowi więc najbardziej fascynującej książki w dorobku autora. Jeśli ktoś posiada już jednak „Bazar złych snów” – warto przeczytać przede wszystkim te opowiadania, którym wystawiłam w miarę pozytywną ocenę. Na pozostałe w mojej opinii trochę szkoda czasu i sięgnąć po nie można naprawdę w ostateczności.
Opowiadania stanowią świetną formę literacką. Zwięzłe, krótkie, operujące zazwyczaj wyłącznie jednym wątkiem – potrafią naprawdę zachwycić swą prostotą. Również Stephen King ma na swoim koncie kilka zbiorów opowiadań: lepszych i gorszych. Jak wypada jednak w tej kategorii „Bazar złych snów”? Obecne są tutaj zarówno klasyczne opowieści z dreszczykiem, jak również pozycje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08
Wiele książkowych thrillerów zyskało miano klasyków za sprawą głośnych ekranizacji, które prędko zgromadziły rzeszę fanów. Wspomnieć można tu chociażby o „Milczeniu owiec”, „Pachnidle – historia mordercy” czy właśnie „Kolekcjonerze kości”, którego miałam okazję ostatnio przeczytać. Widziałam kiedyś film nakręcony na podstawie tejże lektury, którego, co tu dużo mówić, nie byłam szczególnym fanem. Sięgając więc po powieść Jeffery’ego Deavera nie miałam dużych oczekiwań – prędko jednak okazało się, jak bardzo się myliłam, a mój zachwyt i zaskoczenie nie mijały aż do zaskakującego finału.
Historia zaczyna się, gdy Amelia Sachs, policjantka patrolu ulicznego, trafia na miejsce zbrodni. Odarty ze skóry i mięśni palec, przyozdobiony za to w damski pierścień, wystaje ponad powierzchnię ziemi, w której zakopane zostały zwłoki porwanego niewiele wcześniej mężczyzny. Kobieta prędko podejmuje akcję mającą na celu zabezpieczenie zaaranżowanej przez mordercę sceny – w brawurowy sposób blokuje ona dwie ulice i zatrzymuje pociąg. Decyzja tak drastycznego ograniczenia ruchu w pobliżu miejsca zbrodni sprowadza na nią niechęć przełożonego, ale równocześnie wprawia w zachwyt Lincolna Rhyme’a – byłego kryminalistyka, który z powodu niemal całkowitego paraliżu wynikającego z wypadku podczas jednej z akcji policyjnych zupełnie odciął się od ludzi. Mężczyzna ten zostaje zaangażowany przez swych byłych współpracowników w polowanie na Kolekcjonera Kości. Jednocześnie wciąga on funkcjonariuszkę Sachs do tej przerażającej, pełnej morderstw gry z przestępcą. Staje się ona oczami i uszami Rhyme’a w terenie – czy jednak jej umiejętności i ekspertyza gburowatego paralityka okażą się wystarczające do schwytania zbrodniarza?
Akcja jest niezwykle dobrze poprowadzona, każdy następny krok grupy operacyjnej jest przemyślany, a pościg za mordercą dostarcza mnóstwa emocji. Opowieść potrafi naprawdę zafascynować – morderca jest bezwzględny i nie bawi się w półśrodki, jednocześnie jego inteligencja pozwala zatrzeć niemal wszystkie ślady – oprócz tych, które chciał po sobie zostawić. Presja czasu, jaka ciąży na Rhyme’ie i Sachs wisi w powietrzu – dzięki czemu czytelnik może naprawdę intensywnie zaangażować się emocjonalnie w cały proces śledczy. Opisy miejsc zbrodni, a także analizy szczątkowych poszlak niezmiernie intrygują, uzasadniają solidnie każde podjęte działanie. Postaci również zostały bardzo dobrze napisane, głównych bohaterów nie da się nie darzyć sympatią, nawet jeśli oboje mają trudne charaktery. Zakończenie jest dość zaskakujące, do samego końca nie da się stwierdzić, kto stał za tym wszystkim. Jednak sam klimaks odkrycia mordercy również został świetnie napisany – nawet jeśli powieść nie umożliwia wysnuwania własnych wniosków w trakcie.
Tym, co mnie zachwyciło najbardziej, była solidność z jaką opisane zostały zarówno techniki przeszukiwania miejsca zbrodni, jak i analizy śladów. Pojawia się tu mnóstwo specjalistycznych nazw, które jednak zostają wytłumaczone tak, że nawet laik jest w stanie je zrozumieć. Można się dzięki temu poczuć jak jakiś prawdziwy kryminalistyk, naprawdę oglądać wszystkie te przedmioty oraz lokacje za sprawą szczegółowych, niepotrafiących przy tym nudzić, opisów. Z moich własnych spostrzeżeń: konstrukcja powieści bardzo przypomina „Milczenie owiec” – jednak każda z tych pozycji podjęła odrobinę inną ścieżkę śledzenia sprawcy opisywanych zbrodni. W obu obecna jest jednak zamieszana w śledztwo funkcjonariuszka z trudną przeszłością oraz starszy od niej, niekoniecznie sympatyczny geniusz pomagający jej wytropić mordercę. Książka Thomasa Harrisa proponuje jednak podejście bardziej kryminologiczne: analizę psychiki przestępcy, jego zachowania, możliwe cechy charakterystyczne jego osoby. Z kolei „Kolekcjoner Kości” to czysta kryminalistyka – jedyne co się liczy to twarde dowody, ślady fizyczne, a nie zeznania świadków, czy dywagacje nad motywacjami mordercy. Obie proponowane przez nie opcje są ciekawe i bezsprzecznie godne uwagi.
Książka Jeffery’ego Deavera zrobiła na mnie wielkie wrażenie i postawiłabym ją naprawdę na równi z „Milczeniem Owiec”. Niemniej jednak ekranizacje każdej z tych powieści wypadają blado w porównaniu do materiału źródłowego. „Kolekcjoner Kości” w moim zestawieniu zasługuje na naprawdę mocne 9/10 – nie mam się do czego w nim przyczepić, jednak brakuje tutaj pewnej głębi na pełną „dziesiątkę”. Bezsprzecznie jednak będę chciała sięgnąć po kolejne części serii z Lincolnem Rhyme’m – urzekła mnie zarówno jego postać, poczynania, a także lekki i jednocześnie specjalistyczny język jakim posługuje się autor. Warto sięgnąć po tę pozycję – na pewno nie zawiedzie nawet najbardziej wymagających czytelników thrillerów.
Wiele książkowych thrillerów zyskało miano klasyków za sprawą głośnych ekranizacji, które prędko zgromadziły rzeszę fanów. Wspomnieć można tu chociażby o „Milczeniu owiec”, „Pachnidle – historia mordercy” czy właśnie „Kolekcjonerze kości”, którego miałam okazję ostatnio przeczytać. Widziałam kiedyś film nakręcony na podstawie tejże lektury, którego, co tu dużo mówić, nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09
Kolejne już moje spotkanie z Stephenem Kingiem miało miejsce przy lekturze książki „Cztery pory roku”. Zbiór czterech minipowieści (czy jak kto woli, nowelek) zawiera historie dość różniące się od tego, co zazwyczaj przychodzi na myśl, gdy chodzi o pisarza mianowanego mistrzem grozy. Łącznie zawarte zostały tu cztery opowieści, z czego aż trzy z nich zostały już zekranizowane. Przyznać muszę, że trzymają one dość wysoki poziom i nie ma między nimi szczególnych nierówności, co częściowo może wynikać z tego, jak stary tak naprawdę ten zbiór jest. Wydany został w 1982 roku, a więc ledwo osiem lat po kultowej już „Carrie”, która to była pierwszą opublikowaną powieścią Stephena Kinga. Jak więc wypadają poszczególne minipowieści?
1. Skazani na Shawshank
Tej historii ciężko nie znać. Jej ekranizacja często uznawana jest za jeden z najlepszych filmów w historii i nieszczególnie mnie to dziwi. Czy wersja papierowa dorównuje hitowi wielkiego ekranu? Zdecydowanie, gdyż adaptacja odwzorowuje materiał źródłowy w skali niemal 1:1. Opowieść prowadzona jest z perspektywy Reda, skazańca, który potrafi wszystko załatwić w więzieniu stanowym w Shawshank. Opowiada on o tym, jak poznał Andy’ego Dufresne, jego losach, łączącej ich przyjaźni, a także wielkiej ucieczce, jakiej ten się podjął. Całość spisana jest naprawdę ciekawym językiem, miło się ją czyta, jednak przyznać muszę, że ducha w samą opowieść tchnęła dopiero ekranizacja. Opowiadanie zyskuje więc ocenę 9/10, za sprawą czego zyskuje również miano najlepszej minipowieści w całym tomie.
2. Pojętny uczeń
Todd Bowden jest zdolnym chłopcem, którego czekać powinna świetlana przyszłość. Ma jednak pewien mroczny sekret – niemalże chorą fascynację nazistami. Co więcej, udaje mu się wytropić jednego z byłych hitlerowców w swojej okolicy – szantażem zmusza go do opowieści sprzed lat ku zaspokojeniu swojej fascynacji. Nie zdaje sobie sprawy, że z upływem czasu, Dussander nie będzie już jedynym znajdującym się w potrzasku zbudowanym z intryg. Historia mroczna, niepokojąca, przerażająca swą prostotą, jednocześnie dobrze skonstruowana pod kątem psychologicznym. Wciąga i z niecierpliwością wyczekuje się kolejnych wydarzeń – przyznaję jej aż 8/10, bo mroziła krew w żyłach jak najlepszy horror, jednocześnie wcale nim nie będąc.
3. Ciało
Czwórka przyjaciół wybiera się na wielką wyprawę, by odnaleźć ciało potrąconego przez pociąg chłopca. Miejsce, w którym ma ono się znajdować jest oddalone o wiele kilometrów, a nużąca wędrówka okazuje się wcale nie być aż tak zwyczajną, jak się na to zapowiadało. Jest to w pewien sposób dramat obyczajowy, jednak warstwa fabularna wskazuje bardziej na przygodową opowieść – to co przykre, złe i smutne kryje się dopiero pod powierzchnią tafli narracyjnego przeźrocza. Można znaleźć nawet pewną nostalgię w tej sielskiej opowieści o przyjaźni, jednak osobiście oczekiwałam odrobinę więcej od tej historii. Początek zwiastował coś zgoła innego, niemniej jednak bez przeszkód można powiedzieć, że historia zasługuje na uczciwe 7/10.
4. Metoda oddychania
Ponad sześćdziesięcioletni mężczyzna otrzymuje zaproszenie do klubu, który wcale nie jest klubem. Starsi gentlemani opowiadają w nim każdego wieczoru różnej maści opowieści, których kulminację stanowi coroczna opowieść wigilijna z dreszczykiem. Główny bohater wspomina różne czasy swojego uczestnictwa w klubie, a w szczególności historię pewnego lekarza, w której opowiada on o niezwykłym przypadku ciąży, jaki dany mu było prowadzić. Przyznam szczerze, że bardziej zafascynowała mnie cała otoczka wokół samej historii stanowiącej trzon minipowieści niż tytułowe opowiadanie właściwe. Nie powiem, że jest ono złe, jednak oczekiwałam czegoś zupełnie innego i otrzymałam odpowiedzi nie na te pytania, które najbardziej mnie intrygowały, a te mniej ważne lub błahe. Jest to jednocześnie najkrótsza ze wszystkich zawartych opowieści, przez co prawdopodobnie zyskała najmniej intrygującej treści – oceniam ją więc na 6/10. Potencjał był tu bardzo duży, jednak coś nie zadziałało tak, jak powinno.
Łatwo można zauważyć, że oceniam ten zbiór zadziwiająco pozytywnie. Historie są różnorodne, intrygujące. Objętościowo są na tyle długie, by rozwinąć wszystkie istotne wątki, a na tyle krótkie by nie zanudzić i nie zmęczyć stylem. Myślę, że warto sięgnąć po ten zbiór, gdyż zawiera esencję tego, jak powinno prowadzić się opowieści. Zaznaczyć przy tym muszę, że żadne z nich (oprócz ostatniego) nie należy tak naprawdę do horroru czy grozy, choć chyba każde z nich zawiera pewne elementy typowe dla opowieści z dreszczykiem. Wyciągając średnią, zbiór „Cztery pory roku” otrzymuje 7,5 punktów na 10 możliwych, uczciwie jednak mogę zaokrąglić to do oceny 8/10.
Kolejne już moje spotkanie z Stephenem Kingiem miało miejsce przy lekturze książki „Cztery pory roku”. Zbiór czterech minipowieści (czy jak kto woli, nowelek) zawiera historie dość różniące się od tego, co zazwyczaj przychodzi na myśl, gdy chodzi o pisarza mianowanego mistrzem grozy. Łącznie zawarte zostały tu cztery opowieści, z czego aż trzy z nich zostały już...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10
Kolejne moje starcie z prozą Stephena Kinga sprowadziło się ponownie do zbioru opowiadań. „Szkieletowa załoga” stanowi dość nierówną antologię grozy, w której wbrew tytułowi – chyba wcale nie ma szkieletów (oprócz tych „chowanych w szafie” przez bohaterów). Jeśli ktoś posiada już tę pozycję, a niekoniecznie jest fanem opowiadań, bądź woli ominąć te niekoniecznie udane: może lekko zasugerować się poniższymi minirecenzjami, oceniającymi poszczególne historie.
1. Mgła
Najdłuższe i zarazem najsłynniejsze opowiadanie w całym zbiorze – doczekało się aż dwóch adaptacji filmowych. Na niemal 150 stronach pojawia się zapis niepokojących zjawisk, które rozpoczęły się od tajemniczej mgły zbliżającej się od jeziora. Militarny projekt Grot Strzały zdaje się mieć coś wspólnego z niespotykaną anomalią. Grupa ludzi uwięziona zostaje w supermarkecie, gdy w oparach mgły pojawiają się bestie z innego świata. Niezwykle udane opowiadanie, choć odrobinę zbyt długie w moim mniemaniu. W ciekawy sposób przedstawia różne reakcje na stres, funkcjonowanie mikrospołeczności w warunkach ekstremalnych, a także dylematy przed jakimi staje człowiek w obliczu zdarzeń rujnujących dotychczasowy światopogląd. Bardzo mi odpowiadało, lubię wszelkie opowieści, w których grupa ludzi zostaje odcięta od świata, a szaleństwo zagląda im w oczy – 7/10.
2. Zjawi się tygrys
Trzecioklasista Kenny w trakcie lekcji musi udać się do toalety. Zawstydzony z tej okazji przez nauczycielkę idzie prędko do najbliższej łazienki. Jednak w tej czai się tygrys. Przerażony chłopiec nie wie, co powinien zrobić, a jego pęcherz domaga się coraz większej uwagi. Opowiadanie ma ledwo pięć stron, jednak zdołało zawrzeć w nich mnóstwo emocji, które potrafią towarzyszyć dzieciom w szkole. Lęk przed opuszczaniem lekcji, wstyd przed zgłoszeniem prostej potrzeby fizjologicznej, niemiłe nauczycielki, wyśmiewający uczniowie – mnóstwo treści w małej objętości: 7/10.
3. Małpa
Dennis, syn Hala, znajduje w pudle starą zabawkę. Pokryta pluszem małpa o orzechowych oczach, dzierżąca w rękach dwa talerze natychmiast przypomina jego ojcu mroczne wspomnienia z dzieciństwa. Jednak, jak to możliwe, że ona wróciła, skoro dwadzieścia lat wcześniej wrzucił ją do starej studni? Działać trzeba szybko, a będący w wielkim napięciu dorosły ma nadzieję, że złote talerze nie zaczną rozbrzmiewać – ich dźwięk zwiastuje wyłącznie śmierć. Ciekawa koncepcja z kategorii przeklętych przedmiotów, umiejętnie zbudowane napięcie, intrygujące wymieszanie przeszłości z teraźniejszością. Czyta się to dobrze, nie jest za długie, a końcowe sceny wywołują ciarki na plecach: 7/10.
4. Bunt Kaina
Garrish po napisaniu ostatniego egzaminu na studiach wraca do swojego pokoju w akademiku. Współlokator już się wyprowadził, a w młodym mężczyźnie buduje się niezwykła złość. Zamyka drzwi na klucz i szykuje się do ostatniej, a zarazem absolutnej fazy buntu. Naprawdę marna historia, która nie ma polotu, intrygi ani szczególnego sensu. Jedyną zaletą jest wyłącznie to, że ma zaledwie kilka stron: 1/10.
5. Skrót pani Todd
Przed kilkoma laty w Castle Rock zaginęła żona pana Todda wraz ze swym samochodem. Wydarzenia tamtego okresu wspomina siedemdziesięcioletni już Homer, który znał wówczas Ophelię. Pasją kobiety było znajdowanie skrótów trasy między miastami. Stopniowo wynajduje coraz nowsze ścieżki przez las, aż w końcu odkrywa drogę krótszą niż odległość między miejscowościami w linii prostej… Opowiadanie intryguje, pomysł jest udany, przedstawia przy tym sprawnie pewne niepokojące zdarzenia. Całościowo naprawdę dobrze napisane: 7/10.
6. Jaunting
Ludzkość wynalazła teleportację, znaną jako jaunting. Rodzina Oatesów wybiera się w podróż do nowego miejsca pracy głowy rodziny. Ojciec dwójki dzieci pragnie uspokoić żonę i maluchy opowiadając im całą historię jauntingu. Pomija przy tym jednak drastyczne szczegóły, które mogłyby ich wystraszyć. Dobry koncept, prosty, lecz z mrocznym twistem, czyta się to z fascynacją. Blisko temu do science-fiction, a nie jest to zbyt często wykorzystywany przez autora gatunek. Mocne 8/10.
7. Weselna chałtura
Zespół jazzowy dostaje zaproszenie na ślub siostry pewnego drobnego gangstera. Stawka jest dobra, jednak warunki są dwa: nie śmiać się z grubej jak bela panny młodej i mieć pod uwagą to, że paść może kilka kulek w ramach porachunków gospodarza z innym przestępcą. Dość trudno ocenić mi to opowiadanie – z jednej strony jest przyzwoicie napisane, pomysł ma nawet w porządku, humor wybrzmiewa ze stron. Jednakże nie ma tu ani grozy, ani zaskoczeń, z tego względu plasuje się ono gdzieś w okolicach 4/10.
8. Lament paranoika
Wiersz biały stanowiący notatki człowieka z paranoją, który ma nieustanne przywidzenia. Każdy go obserwuje, każdy życzy mu źle, a on nie potrafi odnaleźć się w tym świecie. Sporo tu chaosu, obserwować można ciąg myśli niepowiązanych ze sobą, które jednak dla głównego bohatera mają całkowity sens. Intrygujące studium przypadku: 6/10.
9. Tratwa
Czwórka nastolatków wybiera się nad jezioro, by łamiąc zakazy dopłynąć do tratwy, która na nim pozostała. Ekscytująca wyprawa zamienia się w koszmar, gdy na powierzchni wody pojawia się dziwna, idealnie matowa, czarna plama – a nie ma ona dobrych zamiarów. Pomysł bardzo abstrakcyjny, jednak egzekucja wypada dość słabo. Nonsensowność mogła być zaletą, jednak coś tu się zupełnie nie zgrało, szczególnie w samym zakończeniu: 5/10.
10. Edytor tekstu
Richard otrzymuje prezent w postaci edytora tekstu od swego bratanka. Nastolatek pracował nad nim chwilę przed tym, gdy zmarł za sprawą pijanego ojca. Zabawka poskładana z losowych części ma ciekawą właściwość: wszystko, co się w nią wpisze, magicznie się pojawia, a to co z niej usunie – znika. Intrygujący koncept, choć dość mało rozbudowany, mimo wszystko wypada dobrze i gwarantuje satysfakcjonujące zakończenie: 7/10
11. Człowiek, który nie podawał ręki
George opowiada o nietypowym morderstwie, jakiego był świadkiem ponad pięćdziesiąt lat wcześniej. Wszystko zaczęło się od partyjki pokera i niezwykłego gościa, który wzdrygał się przed cudzym dotykiem. Tajemniczy jegomość skrywa mroczny, zabójczy sekret. Udana, nieco dramatyczna historia z ciekawą koncepcją: 7/10.
12. Świat plaży
Statek kosmiczny rozbija się na nieznanej planecie. Z trzyosobowej załogi przeżyła tylko dwójka, a otaczający świat przypomina wielką, niekończącą się plażę. Nie jest ona tym, czym się wydaje, a jeden z mężczyzn wpada w dziwny trans. Dość kiepska historia, która głównie nudzi, tyle możliwości na kosmiczne zagrożenia, a w tym natrafić można wyłącznie na wszędobylski piasek: 3/10.
13. Wizerunek kosiarza
Muzeum imienia Samuela Claggerta to prywatny zbiór śmieci i tandety różnego typu, wśród których kryją się też prawdziwe okazy. Do niezwykłych unikatów należy lustro DeIvera – owiane złą sławą, a także licznymi legendami znalezisko. Nudna, marna i krótka historia o niczym. Pomysł mógł być naprawdę dobry, jednak został niedostatecznie rozwinięty: 2/10.
14. Nona
Wspomnienia zatrzymanego spisane flamastrem na kilku kartkach papieru. Były student – autostopowicz trafia na stację benzynową, na której spotyka Nonę: piękną, acz odrobinę niepokojącą dziewczynę, z którą wyrusza w dalszą podróż. Motywy są dość barwne, sięgające nawet do klasycznego już femme fatale. Jest mrocznie, jest napięcie: 8/10.
15. Dla Owena
Dwustronicowy wiersz biały opisujący odprowadzanie syna do szkoły oraz stworzoną przez dziecięcą wyobraźnię szkołę dla owoców. Ciężko określić, czy jest on dobry, bądź też zły (z pewnością nie pasujący do pozostałej części książki, acz najpewniej wartościowy dla autora), więc powstrzymam się od jego oceny. Uznam, że te dwie strony nie znalazły się w tym zbiorze.
16. Szkoła przetrwania
Opowiadanie kompletne, mrozi krew w żyłach w najlepszy możliwy sposób. Pozbawiony praw wykonywania zawodu chirurg trafia na bezludną wyspę. W notatniku zapisuje swą przeszłość, a także kolejne etapy zaglądającego mu w oczy szaleństwa i nieustannego poszukiwania pokarmu, którego w pobliżu po prostu nie ma. Naprawdę mocna lektura, do której bezsprzecznie warto sięgnąć: 10/10 w swej kategorii.
17. Ciężarówka wuja Ottona
Opowieść o wielkiej czerwonej ciężarówce, a także zbrodniach z jakimi jest związana. Wuj Otton z milionera stopniowo staje się pośmiewiskiem miasta i lokalnym świrem. Kiepska historia, która wydaje się wprawdzie dość dziwna, a jednocześnie nieciekawa: 3/10.
18. Poranne dostawy (Mleczarz 1)
Dzień mleczarza rozpoczyna się, nim nastanie świt. Dostarcza mleko, śmietanę, a czasem robi małe żarty pakując do pojemników stuprocentowo trujące niespodzianki. O ile pomysł jest dość ciekawy, o tyle brakuje tu pewnej puenty: 4/10.
19. Wielkie bębny: Opowieść pralnicza (Mleczarz 2)
Były więzień (wsadzony na kilka miesięcy za nielegalne noszenie broni przy sobie, gdy wyruszył podziurawić mleczarza, który zapłodnił mu żonę) wraz z kumplem z pralni wybierają się na przegląd auta. Gruchot nie ma szans przejść prawdziwego przeglądu, lecz szczęśliwie wstawieni znajomi natrafiają na dawnego przyjaciela Rocky’ego ze szkoły. Naprawdę kiepska i nudna realizacja, sprowadzająca się w głównej mierze do picia: 3/10.
20. Babcia
Kilkuletni George został sam w domu z babcią. Bardzo się jej boi. Wielka i przerażająca staruszka ma mroczną przeszłość. Czy chłopiec na pewno jest z nią bezpieczny? Ciekawy, choć nierozwinięty pomysł. Zabrakło trochę rozbudowy paranormalnych wstawek, ich wyjaśnienia, a przede wszystkim motywów działań: całościowo mimo wszystko 6/10.
21. Ballada o celnym strzale
Przyjemne przyjęcie zmienia się w napięte i pełne wyczekiwania spotkanie, gdy pewien redaktor postanawia podzielić się historią niezwykłego opowiadania, które niegdyś trafiło w jego ręce. Opowiada on stopniowo o kolejnych stadiach szaleństwa po dwóch stronach listownej korespondencji. Czyta się je ciekawie, pomysł jest udany, a koncepcja fornitów intryguje. Zakończenie z lekka mi nie odpowiadało, niemniej to dobra opowieść: 7/10.
22. Cieśnina
Najstarsza mieszkanka z wyspy wspomina swoje życie, jednocześnie dywagując na temat tego, czemu nigdy jej nie opuściła. Krótka historia przemijania, wspomnień, a także pełna nadziei opowieść o życiu po życiu. Bardzo lekkie opowiadanie w porównaniu do pozostałych w tym tomie, lecz skutecznie potrafi wzruszyć. Mimo wszystko jednak czegoś zabrakło: 6/10.
Przyznać muszę, że lekko smuci fakt, iż pomimo licznych bardzo dobrych opowiadań, ocena za całość wcale nie wypada najlepiej. Po wyciągnięciu średniej z 21 historii (pamiętając o tym, że jedną świadomie pominęłam) otrzymałam wynik wynoszący raptem 5.62, który zaokrąglam jednak do pełnego 6/10. Dla niektórych opowieści warto sięgnąć po ten zbiór, jednak wybór go zalecałabym raczej fanom autora niż nowym czytelnikom – prezentuje trochę zbyt dużą rozbieżność poziomu, by godnie zainteresować resztą twórczości.
Kolejne moje starcie z prozą Stephena Kinga sprowadziło się ponownie do zbioru opowiadań. „Szkieletowa załoga” stanowi dość nierówną antologię grozy, w której wbrew tytułowi – chyba wcale nie ma szkieletów (oprócz tych „chowanych w szafie” przez bohaterów). Jeśli ktoś posiada już tę pozycję, a niekoniecznie jest fanem opowiadań, bądź woli ominąć te niekoniecznie udane: może...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11
Choć przeczytałam już jakieś pięćdziesiąt książek Stephena Kinga, więc można mnie pomylić ze szczerym fanem tegoż autora – przyznać muszę, że większość jego powieści całkowicie mnie nużyła. Myślałam, że przed topornym stylem i opowieściami życiowymi każdej postaci trzecioplanowej, a nawet epizodycznej po prostu nie ma ucieczki. Nie miałam wielkich oczekiwań sięgając do wydanej w 2021 roku powieści „Billy Summers”, licząc wyłącznie na to, że nie zasnę w trakcie. Jakież było moje zdumienie, gdy historia okazała się być zadziwiająco lekką… i w dodatku dobrą.
Zlecenie za dwa miliony dolarów sprowadzające się do jednego prostego strzału. Idealna okazja, by Billy Summers wreszcie zakończył swoją karierę płatnego zabójcy i zaszył się w jakimś miłym miejscu po otrzymaniu sowitej zapłaty. Problem w tym, że dokładny termin zleconej egzekucji niewygodnego pionka w porachunków gangsterów nie jest znany. Były snajper musi więc spędzić w miasteczku kilka miesięcy, wtapiając się w okolicę, zaprzyjaźniając z sąsiadami, a także udając tworzącego wielką powieść pisarza. Stale musi mieć się na baczności, opracowanie planu ucieczki wydaje się wcale nie być łatwe. Billy jednak ma wrażenie, że coś tu śmierdzi – organizacja przedsięwzięcia zupełnie różni się od jakiegokolwiek wcześniejszego zlecenia. Przeczucie ma się wkrótce sprawdzić, a wykonanie powierzonego zadania okazuje się być dopiero początkiem kłopotów.
Zadziwiająco, jak na tego autora, cała fabuła jest liniowa i jakąkolwiek odskocznię stanowią wyłącznie retrospekcje z wcześniejszego życia głównego bohatera. Opowieść wciąga, gangsterski świat intryguje, zwroty akcji oraz liczne intrygi naprawdę satysfakcjonują. Wiele tu bardzo intensywnych scen, niektórych niezwykle dynamicznych, innych – dogłębnie poruszających. Miejscami można się przyłapać na tym, że zaczyna się kibicować Billy’emu, który tak właściwie to nie należy do „tych dobrych”. Zauważyć przy tym trzeba, że zdecydowana większość postaci prezentuje się w odcieniach szarości, a definitywnie złych wcale nie ma tak wielu, jak czytelnik początkowo przypuszcza. Każdy robi tutaj wyłącznie to, co musi lub mu się bardziej opłaca, umiejąc mimo tego postawić na honor lub lojalność wtedy, gdy to niezbędne. Bardzo dobrze wypada również zakończenie, które oferuje dosadne zamknięcie pewnego rozdziału w życiu bohaterów… Nawet jeśli czytelnik chciałby, by skończyło się to wszystko inaczej.
Pod kątem pisarskim – styl jest niezwykle różny od tego, co z reguły spotykałam w powieściach Stephena Kinga. Pióro wydaje się być niezwykle lekkie, opisy nie nudzą, a z dialogów świetnie wybrzmiewają emocje. Świetnym rozwiązaniem okazuje się tu być książka-pamiętnik, przy której można się poczuć, jakby czytało się zupełnie innego autora – szczególnie w jej początkowej „dziecięcej” narracji. Napięcie zbudowane zostało naprawdę dobrze, a ciągłość fabularna skutecznie utrzymuje zainteresowanie, sprawiając, że zdecydowanie łatwiej zżyć się z bohaterami. Nie da się przy tym narzekać na wątki poboczne, gdyż każdy z nich ma pewne znaczenie i przede wszystkim szczególny wpływ na Billy’ego. Mówiąc wyłącznie o samym stylu – zaryzykuję nawet stwierdzenie, że sposób napisania tej książki jest jednym z najlepszych, z jakimi spotkałam się w moich licznych starciach z twórczością tego autora. Być może właśnie ta lekkość sprawi, że kiedyś ponownie sięgnę po tę pozycję.
Czuję się zdecydowanie urzeczona tą lekturą. Nie spodziewałam się niczego tak dobrego, dostałam zdecydowanie więcej niż w ogóle śmiałam marzyć, gdy w wyniku splotu różnych wypadków (i sprzyjających promocji) nabyłam okazyjnie tę pozycję. Z pewnością warto sięgnąć po „Billy Summers” nawet wtedy, gdy niekoniecznie przepada się za tym autorem. Odczucia są zupełnie różne od standardowych, więc ode mnie powieść ta zyskuje ocenę aż 8/10.
Choć przeczytałam już jakieś pięćdziesiąt książek Stephena Kinga, więc można mnie pomylić ze szczerym fanem tegoż autora – przyznać muszę, że większość jego powieści całkowicie mnie nużyła. Myślałam, że przed topornym stylem i opowieściami życiowymi każdej postaci trzecioplanowej, a nawet epizodycznej po prostu nie ma ucieczki. Nie miałam wielkich oczekiwań sięgając do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12
Bardzo lubię sięgać po nieznane mi pozycje, które nie wymagają ode mnie zagłębiania się w mnóstwo tomów opiewających poprzednie perypetie bohaterów. Obietnica starcia z przerażającym thrillerem nakłoniła mnie do zakupy powieści Emmy Haughton pod tytułem „Mrok”. Przykro mi to stwierdzać, jednak mam wrażenie, że to najsłabsza książka, jaką miałam okazję przeczytać w tym roku.
Antarktyda… Miejsce tak odległe i niebezpieczne – zwłaszcza wtedy, gdy nastaje w nim trwająca niemalże pół roku noc polarna. Kate, lekarka z ciągnącą się za nią przeszłością, wybiera się do tego nieprzyjaznego zakątka świata, by zastąpić zmarłego Jean-Luca. Powoli zapoznaje się z kilkunastoosobową drużyną, a dziwne zbiegi okoliczności sugerują, że śmierć jej poprzednika mogła wcale nie być nieszczęśliwym wypadkiem. Każdy ma coś do ukrycia… Gdy na stacji pojawi się kolejny trup – wszyscy staną się podejrzanymi, a Kate będzie mogła liczyć wyłącznie na siebie. Odkrycie mordercy jednak nie będzie łatwe, gdy wszystko spowija nieprzenikniony mrok…
Przypuszczać by można było, że te aż 400 stron objętości dotyczyć będzie fenomenalnego śledztwa… Nic bardziej mylnego! Faktyczne poszukiwanie mordercy ma miejsce dopiero w połowie, bo właśnie wtedy pojawiają się pierwsze zwłoki. Nie ma za to dwudziestu czterech godzin ciemności z opisu – to pojawia się nawet później, gdy kolejna osoba zostaje wyeliminowana, bo wiedziała za dużo. Kryminalnie historia leży i kwiczy, a to, co robi główna bohaterka, ciężko nazwać śledztwem. Zdecydowanie bardziej dopisuje jej szczęście niż rozum. Nie będzie zaskoczeniem, gdy podkreślę, że rozwiązanie całej zagadki jest dość przewidywalne – silenie się autorki na mniejsze i większe plot twisty spala na panewce. Widać próbę namieszać czytelnikowi w głowie… jednak co z tego, gdy po kilkuset stronach zupełnie przestają obchodzić losy poszczególnych postaci? Wówczas nawet najlepszy zwrot akcji wyda się wyłącznie przedłużeniem usłanej męką wędrówki przez powieść. Co jednak dzieje się, nim dojdzie do beznadziejnej historii detektywistycznej? Cóż… zacieśnianie więzi, zapoznawanie się z poszczególnymi zimownikami, losowe perypetie i masa durnych przemyśleń głównej postaci. Nie wiem ja wy, ale moim zdaniem rozmyślania na temat tego, czy i jak bardzo ktoś jest przystojny, nie stanowią szczególnie istotnego elementu thrillera – tutaj jednak z jakiegoś powodu najwyraźniej są wystarczająco ważne, by się nad nimi nieustannie rozwodzić.
Swoją drogą Kate jest tak tragicznie zbudowaną bohaterką, że aż zasłużyła na własny paragraf w tej recenzji, bo zdecydowanie może rozbawić to przynajmniej czytelnika mojego tekstu. Powieść napisana jest w formie pierwszoosobowej, więc można bardzo dokładnie przyjrzeć się temu, co siedzi w głowie bohaterki. Dość często wspomina ona o tym, jak to jej rodzina należała do kategorii „państwo idealni” i zawsze musiała być najlepsza, bo minimalnym wymogiem była perfekcja. Jednak patrząc na jej zachowanie można stwierdzić wyłącznie, że prezentuje poziom wyłącznie dziecka (nie wiem czy pokutuje tu fakt, iż autorka przed stworzeniem tej powieści zajmowała się wyłącznie książkami dla dzieci i młodzieży…), a co więcej chyba nigdy nie powinna była otrzymać dyplomu lekarza. Czegoż tu nie ma… Mierzenie pulsu u człowieka pokrytego częściowo szronem (czego generalnie się nie robi, bo w hipotermii nie da się najczęściej wykryć pulsu, a osoba mimo tego może być żywa), jednoczesne mieszanie leków psychotropowych z silnymi przeciwbólowymi i zakrapianie ich alkoholem (rzecz jasna dla bohaterki nie ma to żadnych konsekwencji i funkcjonuje ona normalnie, choć człowiek przy takiej mieszance wybuchowej mógłby po prostu umrzeć, a nawet jeśli nie, to z pewnością ktoś z reszty załogi prędko zorientowałby się, że bohaterka jest po prostu naćpana), przeprowadzenie skomplikowanego zabiegu przy świetle zaledwie latarek (oczywiście Kate nigdy wcześniej go nie przeprowadzała, a i tak robi to niemal idealnie…). Zapomniałabym: bohaterka jest niemal niezniszczalna: jej detoks narkotyczny sprowadza się do migreny i lekkich drgawek – zachowuje ona przy tym pełną jasność umysłu (o ile w ogóle myślała podczas całej historii). Nie zliczę również liczby sytuacji, gdy Kate podejmuje pewne działanie, by stronę później dywagować na temat tego, że w sumie to głupio zrobiła i mogła czegoś nie mówić… Autorka więc nieumiejętnie wprowadza postać, która z założenia miała być trochę taką Mary Sue, ale ktoś w procesie zapomniał sprawdzić, czy kwestie medyczne wypadają jakkolwiek wiarygodnie (a jakby nie patrzeć – zrobienie z niej lekarza ma dość duży wpływ na całą historię). Inaczej nie da się wytłumaczyć tego, że pięciominutowe poszukiwania w Internecie obalają większość działań pseudomedycznych głównej bohaterki.
Co mogę rzecz o stylu? Jest prosty, by nie mówić – prostacki. Czyta się to naprawdę szybko i to chyba niemal jedyny pozytyw całej książki. Bardzo dużo to opisów – głównie stanowiących przemyślenia bohaterki, więc są z reguły tragicznie bezsensowne. Dialogów bywa jak na lekarstwo, a te, które już są… cóż, nie wzlatują na wyżyny intelektualne. Kiepską decyzją wydaje mi się być wprowadzenie tak licznych bohaterów, z czego zdecydowana większość nawet nie jest rozwinięta ponad nadanie im imienia, narodowości i wykonywanego zawodu. W tak bądź co bądź dużej objętości jak najbardziej dało się wykorzystać odpowiednio każdą postać, jednak po co, skoro można bez konsekwencji pisać o niczym i pseudoanalizować wszystko, co dzieje się w głowie Kate (swoją drogą chyba żadna postać nie ma w tej powieści nazwiska). Mówiąc o konsekwencjach – niemal żadna akcja nie ma tutaj sensownych skutków, a te które są, sprowadzają się do tego, że ktoś się na kogoś obrazi lub co gorsza: zacznie być niemiły…
Zabójstwo na Antarktydzie… Przecież to mógł być tak dobry pomysł, a został tak zrujnowany! Już po kilkudziesięciu stronach zastanawiałam się, czy nie odłożyć tej powieści z zażenowaniem i sięgnąć po coś przynajmniej przeciętnego. Odradzałabym sięganie po „Mrok” – nie ma w nim zbyt wiele dobrego, a jako thriller wypada niezwykle blado. Z mojej strony zyskuje raptem 3/10, te kilka punktów chyba głównie za to, że się uśmiałam i przy okazji dowiedziałam pewnych ciekawych rzeczy na temat tego tajemniczego, mroźnego kontynentu.
Bardzo lubię sięgać po nieznane mi pozycje, które nie wymagają ode mnie zagłębiania się w mnóstwo tomów opiewających poprzednie perypetie bohaterów. Obietnica starcia z przerażającym thrillerem nakłoniła mnie do zakupy powieści Emmy Haughton pod tytułem „Mrok”. Przykro mi to stwierdzać, jednak mam wrażenie, że to najsłabsza książka, jaką miałam okazję przeczytać w tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12
„Wejdź do mojego salonu, powiedział pająk do muchy”… Lisa Gardner już kilkakrotnie zabrała mnie w pełną napięcia podróż w nieznane, a każda z nich przerażała bardziej od poprzedniej. W żadnym wypadku nie mowa tu o grozie, a wyłącznie o zwichrowanej psychice kreowanych przez nią bohaterów. Pająk z powieści „Pożegnaj się” nie jest tu lovecraftowskim monstrum o ośmiu odnóżach, lecz mordercą, którego pajęczyna podstępów chwyta wyłącznie nowe ofiary…
Na przedmieściach Atlanty zaczęły znikać prostytutki. Nikt się tym nie interesuje, nikt nie interweniuje – w końcu w ich przypadku ma miejsce nieustanna rotacja… przyjeżdżają, wyjeżdżają, łudząc się, że gdzieś w końcu znajdą lepsze życie. Aresztowanie jednej z dziewczyn za posiadanie narkotyków stanowi początek niewyobrażalnie dużej sprawy. Delila żąda rozmowy z Kimberly Quincy, agentką FBI, za której informatorkę się podaje. Twierdzi, że ktoś morduje inne przedstawicielki „najstarszego zawodu świata”, a wśród nich najprawdopodobniej znalazła się również jej przyjaciółka. Podejrzenia rzuca na niejakiego Dincharę, który oprócz młodych kobiet ma również inne… nietypowe zainteresowania. Jego arachnofilia wręcz przeraża, a hodowane przez niego pająki, oprócz bycia zwierzątkami domowymi, służą również innym, niezwykle nieprzyjemnym celom. Czy wyrwanie much z sieci drapieżcy może się udać?
Choć miałam już do czynienia z twórczością autorki, książka ta dała radę dogłębnie zmrozić mi krew w żyłach. Przeżycia bohaterów są wręcz niepojęte, a ich niemal bezduszne przedstawienie na łamach powieści porusza najczulsze struny, wzruszając w ten nieprzyjemny sposób. Pościg za mordercą ekscytuje, mnóstwo niewiadomych intryguje, gwałtowne zwroty akcji trzymają nieustannie w napięciu. Wszystko ma tu swój cel, uwita przez autorkę sieć powiązań, poszlak, wskazówek i tajemnic stopniowo zacieśnia się wokół czytelnika, by nie wypuścić go do samego końca. Jednak nawet wtedy, gdy nieubłagany finisz wpada w ruch, a wszystkie karty zostaną wyłożone na stół – cząstka tej historii zapadnie w pamięć na bardzo długo, ciągnąc się niczym pajęcza nić. Wątek obyczajowy wokół agentki Kimberly również się broni – jej rozterki na temat przyszłego życia wypadają naprawdę przekonująco, a lęk o rozwijające się w jej łonie dziecko ma niezwykle przejmujące uzasadnienie.
Także na polu czysto stylistycznym książka ta jest porywającą lekturą. Czyta się ją szybko, opisy pojawiają się wtedy, gdy naprawdę są niezbędne, wszystko ma swoje uzasadnienie i ciąg zdarzeń stara się nie opierać o motywy deus ex machina. Dobrym zagraniem wydaje się być również opowiadanie historii na kilku płaszczyznach czasowych – oprócz bieżących wydarzeń krążących wokół samego śledztwa przedstawione zostają perspektywy innych bohaterów – nie sposób jednak niemal do samego końca określić, kogo one dotyczą ani tym bardziej kiedy miały tak naprawdę miejsce. Rozwiązanie to dało autorce kolejne pole do popisu, gdy mowa o wprowadzaniu zaskakujących rozwiązań. Konstrukcja postaci wypada udanie, potrafią oni zaintrygować, ciekawią, a ich losy wcale nie są obojętne. Relacje między nimi również przedstawiono tak, jak należy, a dialogi oscylują między niemalże grobową powagą i niebanalnym humorem. Zastosowano więc wszystkie najważniejsze aspekty mogące przykuć uwagę czytelnika.
„Pożegnaj się” to mocny, mroczny thriller pełen nieprzewidywalnego – jeśli ktoś poszukuje opowieści, której długo nie zapomni, nie powinien się rozczarować tą powieścią. Nie jest to jednak lektura dla każdego: osoby wrażliwsze mogą być przybite silnie negatywnym ładunkiem emocjonalnym, jaki wybrzmiewa z kart tej historii. Osobiście czuję się wręcz zachwycona tą książką, bo lubię niekiedy sięgnąć po coś naprawdę mocnego. Oceniam tę pozycję na 9/10, co samo w sobie powinno stanowić już solidną rekomendację.
„Wejdź do mojego salonu, powiedział pająk do muchy”… Lisa Gardner już kilkakrotnie zabrała mnie w pełną napięcia podróż w nieznane, a każda z nich przerażała bardziej od poprzedniej. W żadnym wypadku nie mowa tu o grozie, a wyłącznie o zwichrowanej psychice kreowanych przez nią bohaterów. Pająk z powieści „Pożegnaj się” nie jest tu lovecraftowskim monstrum o ośmiu odnóżach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-12
Każdy, kto choć trochę interesuje się thrillerami przynajmniej kojarzy postać Hannibala Lectera. Opowieść o bodaj najsłynniejszym mordercy-kanibalu, który stanowi obecnie ikonę kina, za sprawą ekranizacji „Milczenia Owiec” wiele zyskała również w oscarowym wyścigu. Autorem stojącym za kreacją tego owianego popkulturową sławą seryjnego zabójcy jest Thomas Harris – właśnie jego nazwisko stanowiło główną przesłankę do zakupienia przeze mnie wydanej w 2019 roku „Cari Mory”… Co przykre, zmuszona jestem stwierdzić, że to najgorsza książka, jaką miałam okazję przeczytać w tym roku, a przez moje ręce przewinęło się naprawdę wiele kiepskich powieści.
Dwadzieścia pięć milionów dolarów w formie sztabek złota. Wszystko to zamknięte w szczelnym sejfie ukrytym gdzieś na posesji niesławnego Pabla Escobara. Dwie szajki złodziei czające się na łup, nie wahające się posunąć do wszelkiego podstępu, byleby tylko położyć na nim swe łapy. Opiekująca się domostwem Cari Mora, która wmieszana zostaje w porachunki między obiema stronami konfliktu. Kobieta ta, gdy miała raptem kilkanaście lat, pod przymusem walczyła w kolumbijskiej partyzantce – konsekwencje czego długo się za nią ciągnęły. W Stanach Zjednoczonych przebywa warunkowo, a jej dawne bojowe umiejętności mają niespodziewanie się przydać. Problemów wyłącznie przybywa, gdy przywódca jednej z szajek, niejaki Schneider, planuje ją porwać i sprzedać. Złoto wkrótce staje się najmniejszym z problemów, o które powinna się martwić.
Niezwykle trudno było mi skonstruować ten niedługi opis fabuły, gdyż szczerze powiedziawszy – w tej książce prawie nic się nie dzieje. Objętością sięga niemal czterystu stron, a rzeczywiście intrygujących pomysłów ma na raptem pięćdziesiąt. Niczego nie ułatwiają też losowe przeskoki fabularne, przez co idzie się po prostu pogubić w tym, co dzieje się na kolejnych stronicach. W jednej chwili ktoś żyje, kilka akapitów później już nie, ale jakoś nie sposób miejscami wyłapać, kiedy i dlaczego dana postać zginęła. Motywacje bohaterów również są mi po prostu obce, choć przeczytałam tę powieść niezwykle szybko, więc teoretycznie nie powinnam była pogubić wątków. Problem w tym, że większość z nich nie ma ani wyraźnego początku, ani sensownego końca. Pojawiają się dwa intrygujące motywy: przeszłość tytułowej Cari Mory (wytłumaczona wyłącznie pobieżnie pomiędzy kolejnymi atakami na sejf), a także mroczny „Klub Kadłubków”, dla którego „towar” dostarcza Schneider. Jednak oba z tych pomysłów są przedstawione bardzo płytko, choć z powodzeniem mogłyby stanowić główną oś fabularną. Z pewnością byłyby ciekawsze od tego, co zaprezentował autor.
Komentując styl, można się co najwyżej roześmiać. Opowieść prowadzona jest tak, jakby autor napisał ją „na raz” i nigdy potem nie przeczytał. Nic się tu ze sobą nie klei, kolejne rozdziały wprowadzają losowe wątki, do których nigdy później historia nie wraca. Gdyby wyciąć te przerywniki, które nie zmieniają niczego w toku fabuły, cała opowieść skurczyłaby się do rozmiarów opowiadania. Kolejnym fiaskiem okazuje się konstrukcja bohaterów, a także sposoby ich wprowadzania. Wiele postaci nie prezentuje sobą nic oprócz tego, że mają jakieś tam imię. Zdecydowana większość pojawia się raptem w kilku rozdziałach, tylko po to, by zginąć lub ewentualnie kogoś zabić (a potem samemu zginąć). Trudno traktować jako dobrą praktykę kilkukrotne zmienianie składu osobowego bohaterów znajdujących się w centrum akcji. Szczególnie, gdy są oni po prostu zbędni. Przez to ciągłe przetasowywanie postaci ciężko by zaangażowały one czytelnika w jakikolwiek sposób – ich śmierć jest tylko zbiorem kilku wyrazów, niczym, nad czym można się na dłużej zatrzymać. Dołożyć do tego można dość nudne dialogi, bezkształtne opisy, dziury fabularne… Wynik tego literackiego równania to wyłącznie rozczarowanie: w dodatku na każdej możliwej płaszczyźnie.
„Cari Mora” jest książką tak słabą, że aż dziwi mnie fakt jej wydania. Gdyby nie głośne nazwisko, prawdopodobnie nigdy nie zagościłaby na półkach księgarni. Thomas Harris się nie postarał, a jeśli będzie to jego ostatnia książka (swoją drogą wydana aż 13 lat po poprzedniej, którą był „Hannibal. Początek”…), stanowi ona dość nieudane zejście ze sceny. Omijać, omijać i jeszcze raz omijać – istnieje tyle dobrych powieści, że szkoda tracić czas na tak marną. Z mojej strony wyłącznie 2/10 – jeden punkt wyżej za udane, choć niewykorzystane wątki, o których wspomniałam wyżej.
Każdy, kto choć trochę interesuje się thrillerami przynajmniej kojarzy postać Hannibala Lectera. Opowieść o bodaj najsłynniejszym mordercy-kanibalu, który stanowi obecnie ikonę kina, za sprawą ekranizacji „Milczenia Owiec” wiele zyskała również w oscarowym wyścigu. Autorem stojącym za kreacją tego owianego popkulturową sławą seryjnego zabójcy jest Thomas Harris – właśnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.” – ten znany cytat z powieści Lwa Tołstoja "Anna Karenina" przyszedł mi na myśl podczas mojego pierwszego spotkania z twórczością Wojciecha Chmielarza. Bohaterowie wydanej w 2019 roku "Rany" są nieszczęśliwi, a ich rodzinom jest bardzo daleko do ideału. Nieszczęście goni nieszczęście, a w murach prywatnej szkoły dochodzi do zbrodni. Pod tym pretekstem twórca zabiera czytelnika w psychologiczną podróż odzianą w szaty kryminału.
Prestiżowa podstawówka stanowi główną oś i centrum wydarzeń dotykających bohaterów – a jej stare mury oraz pracujący w nich ludzie skrywają więcej sekretów niż dałoby się przypuszczać. W dziwnych okolicznościach ginie uczennica ostatniej klasy, jedna z nauczycielek rozpoczyna śledztwo na własną rękę… i zostaje brutalnie zamordowana. Ciało znika, a dyrektorka informuje, że polonistka Ela wysłała wypowiedzenie bez wcześniejszej zapowiedzi. Wszyscy zachowują się jakby nic się nie stało, miejsce zbrodni zostało oczyszczone, a jedyne osoby, które cokolwiek widziały to starsza nauczycielka matematyki – Klementyna oraz niedostosowany społecznie uczeń Gniewomir. Wydarzenia nabierają tempa, w miarę jak kolejne karty opisywanej historii odkrywają coraz to mroczniejsze sekrety bohaterów. Romanse, zbrodnie oraz problemy rodzinne stopniowo wychodzą na jaw, co powoli zbliża samozwańczych detektywów do rozwiązania tajemnicy związanej z Warszawską placówką dydaktyczną.
Bardzo dużą zaletą powieści jest kreacja postaci – wydają się oni być naprawdę z krwi i kości, a ich rozterki oraz przeżycia ułatwiają zrozumienie ich motywów, podejmowanych decyzji. Im więcej autor o nich wyjawia – tym bardziej zaskakujące okazuje się później to, co nie było widoczne na pierwszy rzut oka. Funkcjonowanie podstawówki również potrafi zaintrygować, jednak apodyktyczna dyrektorka nie jest wystarczająca, żeby poczuć prawdziwy klimat prywatnej placówki. Zdecydowanie zabrakło tutaj głębi w relacjach nauczyciel-uczeń: przede wszystkim nie da się odczuć jakiejkolwiek presji, która zazwyczaj bywa kojarzona z prestiżowymi szkołami. Miejscami ciężko mi było wczuć się w przedstawione relacje międzypokoleniowe.
Mówiąc o samej kryminalnej otoczce – nie jest to może najbardziej ambitna czy przemyślana historia, jaką czytałam. Jednak mimo wszystko dobrze się ją przeżywało. Nie ma tu wielkiego śledztwa, ale jest to o tyle przekonujące, że bohaterowie detektywami po prostu nie są. Sporą część informacji znajdują więc przypadkiem i miewają więcej szczęścia niż zdolności dedukcyjnych. Moje przewidywania co do rzeczywistego przestępcy się sprawdziły, jednak nie traktuję tego jako szczególną wadę – do samego końca nie miałam stuprocentowej pewności. Minusem jest za to sam klimaks i odkrycie mordercy, dostrzec można nieporadną próbę dramatycznego zakończenia książki, co mnie osobiście zniechęciło. Nie było to zrobione dobrze, a słodko-gorzkie zakończenie wydało mi się odrobinę nie na miejscu. Z pewnością dałoby się rozwiązać to lepiej, dzięki czemu "Rana" zyskałaby nawet więcej w moich oczach.
Kryminał ten nie jest zły, ale również nie zachwyca. Podobał mi się bardziej ze względu psychologicznej narracji, odkrywania tajemnic bohaterów, konstrukcji przedstawionych postaci niż dzięki realnej fabule tej powieści. Pierwsze spotkanie z dziełem Wojciecha Chmielarza uznaję jednak mimo tego za udane. Bawiłam się dobrze i historia naprawdę mnie wciągnęła, nawet jeśli końcówka była lekkim rozczarowaniem po tak dobrze poprowadzonym wstępie i środku opowieści. "Rana" na pewno nie przypadnie do gustu osobom poszukującym wartkiej akcji, pasjonującego śledztwa i dopracowanej w szczegółach zbrodni. Jeśli ktoś jednak szuka opowieści bardziej obyczajowej z przestępstwem w tle lub chce zgłębić psychikę bohaterów w trudnych sytuacjach, podejrzeć ich niemogące się zasklepić rany pozostawione przez życie – może bardzo dobrze trafić.
Z mojej strony "Rana" zasługuje na 7/10, to naprawdę solidna powieść napisana w bardzo dobrym stylu. Czyta się ją naprawdę szybko i w żadnym momencie nie nuży. Oferuje licznych bohaterów o mnogich przeżyciach i mimo wszystko ciekawą, acz wypadającą odrobinę blado historię kryminalną. Na pewno jeszcze sięgnę po inne powieści Wojciecha Chmielarza i mam nadzieję, że będą one nawet lepszym doświadczeniem czytelniczym niż sama "Rana".
„Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób.” – ten znany cytat z powieści Lwa Tołstoja "Anna Karenina" przyszedł mi na myśl podczas mojego pierwszego spotkania z twórczością Wojciecha Chmielarza. Bohaterowie wydanej w 2019 roku "Rany" są nieszczęśliwi, a ich rodzinom jest bardzo daleko do ideału....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to