-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2023-12-30
2016-09-17
2023-08-06
2014-05-28
W lata 50. XX w. Jennifer Worth była początkującą położną, pracującą w prowadzonym przez zakonnice Domu św. Nonnata na East Endzie. Na co dzień widziała biedę i próbowała pomóc jak najlepiej rodzącym w tych warunkach kobietom. Teraz spisała swoje wspomnienia w formie kilku książek.
Na tę książkę czekałam już od daaawna, a konkretnie od początku roku, kiedy na LC pojawił się artykuł o najważniejszych tegorocznych premierach. Wśród nich była książka na podstawie nakręcono mój ulubiony serial (którego obejrzałam jeden odcinek...). Data premiery: marzec. Później okazało się, że był to maj... Ale dotrwałam jakoś i w końcu dostałam ją w swoje łapki. Dlaczego wam o tym wszystkim piszę? Żeby pokazać, jak długo czekałam i jakie wymagania miałam co do tej książki. Czy spełniły się one? (wszyscy już znają odpowiedź po mojej ocenie)
Zacznę od końca, czyli konkretnie od posłowia. W nim pani Worth pisze: "Być może jest gdzieś położna, która potrafiłaby zrobić dla położnictwa to, co James Herriot zrobił dla weterynarzy". Przeczytałam te słowa i podjęłam wyzwanie. Czy upodobniła się do Jamesa Herriota? Nie, moim zdaniem nie i na szczęście nie, bo Jamesa Herriota nie lubię, a panią Worth nawet bardzo.
Chociaż na początku nie byłam tego pewna. Pierwszy rozdział został napisany w czasie teraźniejszym. Zdziwiło mnie to wielce, ale stwierdziłam: Cóż, to nietypowy sposób narracji jak na wspomnienia, ale ja tam to lubię. Za to następny rozdział był już normalnie. Raził mnie również początkowo sposób wypowiadania się mieszkańców East Endów. Bo faktycznie po polsku brzmi to strasznie. Później zrozumiałam jednak, że tłumaczka starała się oddać charakter cockney (zainteresowanych zapraszam do Wikipedii) i wrażenie jakie wywoływał on na mieszkańcach innych rejonów Londynu.
Jennifer Worth zastosowała prosty trick, by nie przesadzić z liczbą historii prywatnych i przypadków medycznych. Przeplatała więc jedno z drugim, co dało świetny efekt. Niektóre z opisanych historii są tak niesamowite, że mogłyby stanowić podstawy do osobnych powieści. Ale nie. To prawdziwe życie.
Czytając, najbardziej przerażały mnie opisy biedy panujących w wielkich czynszówkach, gdzie rodzina z kilkunastoma dziećmi gnieździła się w dwupokojowym mieszkanku z małą kuchnią i "łazienką" na końcu każdego balkonu. Z resztą nie tylko mnie one przerażały - Jennifer też często. Opisała wszystko w sposób niezwykle obrazowy. Podobało mi się jak przy okazji różnych postaci pisała coś o ich przyszłości. W świetny sposób dobrała też same opowieści. Są więc te zabawne, wzruszające, napełniające nadzieją lub te zwyczajnie smutne lub tragiczne.
Na pochwałę zasługuje też jeszcze jeden wątek. Jennifer przybywają do domu św. Nonnata była, delikatnie mówiąc, z religią na bakier. Dzięki siostrom zaczęła jednak odkrywać wiarę na nowo i, jak w pisze w ostatnim zdaniu, "tamtego wieczora zaczęłam czytać ewangelię". Ooo.
Jennifer Worth swoim stylem pisarskich z pewnością nie zasłużyła na literacką nagrodę Nobla, ale jej historie mają w sobie tyle uroku i pogody, że nie sposób się w nich zakochać. Aż miałam ochotę wystawić niższą ocenę. Dlaczego? BO TYCH HISTORII JEST ZWYCZAJNIE ZA MAŁO! Po skończonej lekturze czuję tak straszny niedosyt, że coś mnie rozsadza od środka. Człowiek czytałby i czytał do końca świata to samo. Już wiem, że będzie to jedna z najważniejszych pozycji w mojej biblioteczce. Polecam. No i czekam na tłumaczenie kolejnych tomów wspomnień :)
miedzysklejonymikartkami.blospot.com
W lata 50. XX w. Jennifer Worth była początkującą położną, pracującą w prowadzonym przez zakonnice Domu św. Nonnata na East Endzie. Na co dzień widziała biedę i próbowała pomóc jak najlepiej rodzącym w tych warunkach kobietom. Teraz spisała swoje wspomnienia w formie kilku książek.
Na tę książkę czekałam już od daaawna, a konkretnie od początku roku, kiedy na LC pojawił...
2018-07-31
2024-01-13
2023-12-31
2023-07-22
2023-02-23
2023-02-12
2022-08-11
2021-10-30
2019-11-27
2019-04-27
2017-09-11
Po fascynującym "Domu dziennym, domu nocnym" Olgi Tokarczuk dość szybko zdecydowałam się sięgnąć po "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Wielokrotnie pisałam o swoim zamiłowaniu do prozy gatunkowej tworzonej przez autorów zajmujących się na co dzień raczej literaturą ambitną. Tym smutniej mi, że "Prowadź swój pług..." nie zachwyca, a elementy thrillera schodzą mocno na dalszy plan. Zapraszam.
Ciąg dalszy na:
http://bit.ly/2zrMfEA
Po fascynującym "Domu dziennym, domu nocnym" Olgi Tokarczuk dość szybko zdecydowałam się sięgnąć po "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Wielokrotnie pisałam o swoim zamiłowaniu do prozy gatunkowej tworzonej przez autorów zajmujących się na co dzień raczej literaturą ambitną. Tym smutniej mi, że "Prowadź swój pług..." nie zachwyca, a elementy thrillera schodzą mocno na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-15
2018-10-23
2018-06-30
Pewnie wiecie, że po literaturę popularnonaukową sięgam rzadko. Jednak w tym wypadku nie mogłam się oprzeć. Nie mogłam się oprzeć genialnemu tytułowi i nie mogłam się oprzeć obiecywanej dygresyjnej formie. I oparłam się tym łatwiej, że nie jest to nawet typowa literatura popularnonaukowa. Zaciekawieni? Zapraszam.
Ciąg dalszy na:
http://miedzysklejonymikartkami.blogspot.com/2018/08/360-ksiega-morza.html
Pewnie wiecie, że po literaturę popularnonaukową sięgam rzadko. Jednak w tym wypadku nie mogłam się oprzeć. Nie mogłam się oprzeć genialnemu tytułowi i nie mogłam się oprzeć obiecywanej dygresyjnej formie. I oparłam się tym łatwiej, że nie jest to nawet typowa literatura popularnonaukowa. Zaciekawieni? Zapraszam.
Ciąg dalszy...
2018-07-13
Przed lekturą Innych ludzi miałam do nich bardzo dziwny stosunek. Przede wszystkim: nie znałam żadnego dzieła Masłowskiej. Od dawna planowałam przeczytać "Wojnę polsko-ruską", ale jakoś zawsze znajdywałam coś innego podczas wizyt w bibliotece. Po drugie: wiedziałam z kilku źródeł, że ta książka (w sensie "Inni ludzie") nie poszerzy raczej mojej wiedzy o świecie, ale że też powinna mi się spodobać pod względem stylu. Po trzecie: jej wypożyczenie akurat w tym momencie było całkowitym impulsem. A jak skończyła się ta historia? Zapraszam.
Ciąg dalszy na:
http://miedzysklejonymikartkami.blogspot.com/2018/07/356-inni-ludzie.html
Przed lekturą Innych ludzi miałam do nich bardzo dziwny stosunek. Przede wszystkim: nie znałam żadnego dzieła Masłowskiej. Od dawna planowałam przeczytać "Wojnę polsko-ruską", ale jakoś zawsze znajdywałam coś innego podczas wizyt w bibliotece. Po drugie: wiedziałam z kilku źródeł, że ta książka (w sensie "Inni ludzie") nie poszerzy raczej mojej wiedzy o świecie, ale że też...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Świetny, "mięsny" styl. Genialny opis relacji braci (plus chapeaux bas za stworzenie czterech charakterów, które nie są ani identyczne, ani różne w przerysowany sposób). I niesamowicie dobrze pokazana odmienność kulturowa (jak w scenie z syczeniem na matkę: "Czy ty na mnie właśnie syknąłeś?"). Tak się jakoś zawsze trafia, że w okresach, gdy nie mam zbyt czasu na lekturę, zawsze trafi mi się takie cudeńko i mogę się nim powoli delektować.
Świetny, "mięsny" styl. Genialny opis relacji braci (plus chapeaux bas za stworzenie czterech charakterów, które nie są ani identyczne, ani różne w przerysowany sposób). I niesamowicie dobrze pokazana odmienność kulturowa (jak w scenie z syczeniem na matkę: "Czy ty na mnie właśnie syknąłeś?"). Tak się jakoś zawsze trafia, że w okresach, gdy nie mam zbyt czasu na lekturę,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to