Niepokój przychodzi o zmierzchu Marieke Lucas Rijneveld 6,8

ocenił(a) na 79 tyg. temu Wyzwanie wrześniowe - książka o wsi.
Czytałam na raty, bo nie dawałam rady, chciałam ją rzucić w kąt, bo obrzydliwa była i poniewierała mnie emocjonalnie, ale co rusz wyciągałam ją z tego kąta i brnęłam dalej. Ależ dramatycznie piszę!
Ale i w książce pełno dramatyzmu i okropieństw.
Rodzina holenderskich protestantów, mama, tato, czworo dzieci, hodowla bydła, rutyna wiejskiego życia, czerwona kurtka. I zaczyna się mix umierania i zabijania, osamotnienia, budzącej się seksualności, pobożności czyniącej zło. I wreszcie gigantycznego kryzysu rodzinnego wywołanego nieszczęściami, zaniedbywania pozostawionych samym sobie dzieci, osamotnienia. I pragnienia, by mama przytuliła.
W dalszym tle echa holokaustu, w bliższym epidemia pryszczycy wśród krów, która spada niespodziewanie oraz wpływ, jaki wybicie stada ma na dorosłych, dzieci, nie tylko pod względem ekonomicznym. Wyobrażacie sobie jak hodujecie krowy, czyścicie je, doicie, karmicie te wszystkie Krasule, poklepujecie i nagle przyjeżdża ktoś, kto je wszystkie, jedna po drugiej, na Waszych oczach…brrr. Zostaje pusta obora i trzeba z tym żyć. Myślałam, że tego wątku nie przełknę, ale jakoś dałam radę.
Śmierć i seksualność to w powieściach zwykła sprawa, ale z takim podaniem tematu spotkałam się po raz pierwszy. Z zabijaniem stworzeń przez wiejskie dzieciaki, z celowym robieniem im krzywdy, z szukaniem u nich tego, czego nie dostali od rodziców, z inseminacją krów, z penetracją wszystkich możliwych otworów ludzkiego i zwierzęcego ciała, z opisem robienia kupy oraz oglądaniem i studiowaniem efektu… Dziwnie jest.
Ogólnie fuj, czytałam bez przyjemności, ale brnęłam, z chorą fascynacją. Uwięziona i osaczona przez autora nie mogłam książki odłożyć. Chciałam być z nimi w tym świecie, czekając na lepsze jutro, współczując, licząc sama nie wiem na co.