-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-11-27
2022-06
2022-02-04
STULECIE PEŁNE DZIWÓW
Wyznać wam muszę, drodzy miłośnicy grozy, iż chyba nie przepadam za podobnymi książkami. Ledwie dostaniesz je w swoje ręce, a już zmuszają cię do tego, żebyś do nich zajrzał. Niestety, gdy już to uczynisz, przepadłeś na dobre. Pewnie w grę wchodzą niecne, szatańskie uroki, ale nieprzespane noce nad powyższą lekturą można potraktować jako pewnik. Cóż, nie bez przyczyny powieść owa nosi tytuł „Zew nocnego ptaka”.
Napomknę mimochodem, że tę liczącą ponad 900 stron cegłę pochłonęłam w zaledwie cztery dzionki. Wielbicieli wydawnictwa Vesper nie muszę chyba przekonywać, że została równie elegancko i solidnie wydana, co ich pozostałe publikacje, zaś ilustracje Macieja Kamudy doskonale podkreślają klimat opowieści. W ostateczności jej waga oraz objętość czynią zeń również doskonałą broń przeciwko wszelkim siłom nieczystym, zarówno tym ziemskim, jak i wyobrażonym.
Przejdźmy jednak do sedna, czyli do samej historii. Przenosimy się w czasie o kilkaset lat. Jest rok 1699, do maleńkiej osady Fount Royal, leżącej na skraju brytyjskich kolonii w Ameryce Północnej, przybywa sędzia Isaac Woodward oraz jego młody sekretarz Matthew Corbett. Mają osądzić Rachel Howarth, podejrzaną o spółkowanie z diabłem oraz zamordowanie swojego męża i pastora. Czy faktycznie piękną, młodą wdowę opętał Szatan?
„Zew nocnego ptaka” to bardzo sprawnie napisany kryminał, który wciąga czytelnika od pierwszych stron, oferując mu wartkie tempo opowieści oraz nagłe, niespodziewane zwroty akcji. McCammon wykreował całą gamę barwnych, nietuzinkowych postaci oraz rozmieścił ich role w historii z wprawnością szachowego mistrza. Każdy, nawet najmniej istotny z pozoru bohater okazuje się istotny w miarę rozwoju fabuły.
Wydarzenia, rozgrywające się w miasteczku Fount Royal, widzimy oczami młodego Matthew Corbetta – bohatera, do którego nie sposób nie poczuć sympatii. Ten niedoświadczony, ale bardzo przekorny i obdarzony wnikliwym intelektem młodzieniec, ma odwagę stoczyć samotny bój przeciwko całemu światu. Jego postać wnosi do powieści mnóstwo dickensowskiego uroku, zaś opowieść o poszukiwaniu prawdy zadowoli z pewnością miłośników klasycznych historii detektywistycznych, które wyszły spod pióra Arthura Conana Doyle’a.
Groza, jaką serwuje nam McCammon, to jedynie sztafaż, nadający powieści mroczny, niepokojący klimat. Dzięki autorowi wnikamy w umysły ówczesnych ludzi, dla których wizje czarownic, spółkujących z diabłem i zsyłających na bliźnich nieszczęścia, są tak samo realne jak wszelkie inne doświadczane zmysłowo zjawiska. Przenosimy się zatem do świata znanego z opowieści o czarownicach z Salem, chociaż świata widzianego z pespektywy współczesnego odbiorcy.
Nie bez znaczenia pozostaje również klimat, jaki budowany jest wokół miasteczka od chwili, gdy wkraczają do niego nasi bohaterowie. Oto znajdujemy się w miejscowości, spowitej przez miazmaty choroby i rozkładu. Nieustający deszcz i burze sprawiają, że okolica tonie w błocie, nie dając nieszczęsnym mieszkańcom chwili wytchnienia. Miłośników historii ucieszy z pewnością fakt, że z wielką dbałością przytoczono w powieści niektóre szczegóły dawnych zabiegów medycznych, które napawają współczesnych przerażeniem równie mocnym, co niegdysiejsze tortury. W naszym pojmowaniu było to z pewnością stulecie pełne dziwów.
Autor „Chłopięcych lat” doskonale buduje i rozkłada napięcia w fabule, dostarczając czytelnikowi świetnej rozrywki. Być może niektóre rozwiązania fabularne, szczególnie te zastosowane pod koniec powieści, wydały mi się nieco zbyt przewidywalne i chwytliwe, ale nie zepsuło to przyjemności czerpanej z lektury. Cóż, nie pozostaje mi nic innego tylko czekać na kolejną część przygód Matthew Corbetta.
STULECIE PEŁNE DZIWÓW
Wyznać wam muszę, drodzy miłośnicy grozy, iż chyba nie przepadam za podobnymi książkami. Ledwie dostaniesz je w swoje ręce, a już zmuszają cię do tego, żebyś do nich zajrzał. Niestety, gdy już to uczynisz, przepadłeś na dobre. Pewnie w grę wchodzą niecne, szatańskie uroki, ale nieprzespane noce nad powyższą lekturą można potraktować jako pewnik. Cóż,...
2021-09-22
ZBYT WIELE CZARNYCH ŁABĘDZI
Znacie może termin "czarny łabędź"? Jego autorem jest Nassim Nicholas Taleb – nowojorski profesor, matematyk, statystyk, ekonomista. Określenie to zaś obejmuje zjawiska nieprzewidywalne, prawie niemożliwe, lecz mające miejsce i ogromny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość.
Przyznać muszę, że nie czytałam jeszcze dzieła Taleba, chociaż mam je w planach. Wspominają o nim również bohaterowie ksiązki Ivy Procházkovej. Nic dziwnego, bowiem czytając "Zagraj mi na drogę", odnosi się wrażenie, że nad Wełtawą wylądowało całe stado dzikich łabędzi. Czy śledczy Marián Holina zdoła rozwiązać komplikującą się coraz mocniej zagadkę?
Zacznijmy jednak od początku. Oto wkraczamy do świątyni muzyki, praskiego Rudolfinum. Otaczają nas piękne, klasyczne brzmienia, pławimy się w atmosferze piękna i luksusu. I oto niespodziewanie pojawia się trup - po jednym z koncertów, na schodach budynku odnajduje się ciało klarnecistki Olgi Brandejsovej, całe we krwi.
Akcja toczy się początkowo wyjątkowo niespiesznie, zaplątując się w gęstwinę dźwięków i miłosnych intryg. Procházková bardzo dokładnie kreśli sylwetki swych bohaterów - muzyków praskiej filharmonii oraz relacje ich łączące. Okazuje się, że grzęzną oni w sieci własnych kłamstw i zdrad, a każdy z nich ma jakieś grzeszki na sumieniu.
Spojrzenie na środowisko muzyków, sportretowane celnie i wnikliwie, wydaje się największym atutem powieści. Ich nadzieje, ambicje, miłostki ujawniane jakby mimochodem, fascynują tak mocno, że zapomina się momentami o kryminalnej intrydze. O tym, że autorka wodzi czytelnika bezczelnie za nos, nie muszę chyba wspominać. Sądzę, że czytelnik doskonale zda sobie z tego sprawę w trakcie lektury.
Wkroczenie do świata zbrodni i muzyki muszę uznać za wyjątkowo udane. Wprawdzie, jak to w rasowym kryminale, mamy tu do czynienia z krwawym morderstwem, jednak nie jest to opowieść, po której nie zaśniemy w nocy. Autorka oszczędza nam bowiem drastycznych szczegółów, skupiając się na powolnym budowaniu napięcia.
Trudno jednocześnie pozostać obojętnym na perypetie bohaterów. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że rozterki i dylematy owych niedoskonałych i błądzących postaci, czynią ich losy bliskimi przeciętnemu zjadaczowi chleba. Duża w tym zasługa pisarki, mającej talent do tworzenia osobistości pełnokrwistych, przekonujących, barwnych.
"Zagraj mi na drogę" to nie tylko dobra rozrywka. Chociaż w pewnym momencie fabuła staje się dość przewidywalna, jednak nie samo rozwiązanie kryminalnej zagadki okazuje się najważniejsze. Współczesna opowieść o zbrodni i karze to tylko pretekst do przyjrzenia się z bliska środowisku praskich artystów. I właśnie dzięki trafnie postawionej diagnozie historia Procházkovej na dłużej zapada w pamięć.
ZBYT WIELE CZARNYCH ŁABĘDZI
Znacie może termin "czarny łabędź"? Jego autorem jest Nassim Nicholas Taleb – nowojorski profesor, matematyk, statystyk, ekonomista. Określenie to zaś obejmuje zjawiska nieprzewidywalne, prawie niemożliwe, lecz mające miejsce i ogromny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość.
Przyznać muszę, że nie czytałam jeszcze dzieła Taleba, chociaż mam je...
2021-04
W SAMO POŁUDNIE
"Im bardziej pospolita i banalna jest zbrodnia, tym trudniej ją wykryć." - podobną zgrabnie brzmiącą sentencję znajdziecie oczywiście w "Przygodach Sherlocka Holmesa". Czy młody detektyw Tomáš Volf, zmagający się ze swoją pierwszą poważną sprawą, dojdzie do podobnych wniosków? Kim okaże się Południca, mordująca młode kobiety niczym słowiański demon w środku upalnego dnia?
Zanim przejdę do książki Jiříego Březiny, pozwolę sobie na parę słów wstępu. Nie jestem miłośniczką kryminałów, cenię jednak bardzo prozę naszych południowych sąsiadów. Liczyłam więc, że spotkanie z "Południcą" okaże się ciekawą przygodą. I nie zawiodłam się! Cóż,chyba każdego czytelnika czeka moment, gdy trzeba poszerzyć swoje czytelnicze horyzonty i sięgnąć po pomijany gatunek. Tym bardziej, że czas podobnym wyzwaniom służy, zaś moje planszówkowe serce mocniej zabiło dla gry "Detektyw".
Przenieśmy się jednak do czeskiego blokowiska, tonącego w nieznośnym skwarze letniego dnia. Nieliczni przechodnie przemykają pomiędzy betonowymi klockami niczym cienie, nieświadomi czającego się w pobliżu niebezpieczeństwa. Ów klimat uśpionego upałem miasta to największy atut powieści. Wszystko tu szare, nijakie, lekko przytłaczające. Działania policji również daleko odbiegają od standardów, do jakich przyzwyczaili nas policjanci w amerykańskich serialach kryminalnych.
Dwójka młodych śledczych o całkowicie odmiennych charakterach to jednak wyjątkowo sympatyczna para. Ich pozorne niedopasowanie sprawia, że akcja staje się bardziej dynamiczna i nieprzewidywalna. Wprawdzie brak doświadczenia obu funkcjonariuszy niejednokrotnie zaważy na śledztwie, lecz dzięki zaangażowaniu w sprawę z pewnością zaskarbią sobie oni sympatię czytelników.
Mroczniejszą, przejmującą nutę wnosi do powieści historia Marty - niepełnosprawnej intelektualnie kobiety, wychowanej w domu dziecka i przez całe swoje życie poszukującej zrozumienia i bliskości. Wprowadza nas ona świat w ludzkiej znieczulicy, obojętności i okrucieństwa, prowokując do zastanowienia się nad źródłem wszechobecnego zła. Czy niektórzy rodzą się potworami, a być może to społeczeństwo ich w takowych zbrodniarzy przeobraża?
Wątek śledztwa i opowieść Marty nierozerwalnie splatają się ze sobą, zaś czytelnik otrzymuje sprawnie napisaną, klimatyczną historię, która przybrać może dość nieprzewidywalny obrót. Nie cierpię sztampowych, przesłodzonych happy endów, a tego całe szczęście mi oszczędzono. I dlatego po czeski kryminał pewnie nie jeden jeszcze raz sięgnę.
W SAMO POŁUDNIE
"Im bardziej pospolita i banalna jest zbrodnia, tym trudniej ją wykryć." - podobną zgrabnie brzmiącą sentencję znajdziecie oczywiście w "Przygodach Sherlocka Holmesa". Czy młody detektyw Tomáš Volf, zmagający się ze swoją pierwszą poważną sprawą, dojdzie do podobnych wniosków? Kim okaże się Południca, mordująca młode kobiety niczym słowiański demon w środku...
2020-07-24
Zarówno Lemowi, jak i Strugackim, zdarzało bawić się konwencją kryminału. Dla mnie jako dla osoby rzadko sięgającej po ów gatunek, spotkania z podobną odsłoną twórczości moich ulubionych pisarzy sprawiają dużą przyjemność. Komisarz Glebsky wybiera się na zasłużony urlop, pragnąć odpocząć od obowiązków i rodziny. Nie będzie mu to jednak dane, gdyż niespodziewanie w tym uroczym zakątku pojawia się trup. Śledztwu towarzyszyć będą niecodzienne zdarzenia, przedziwne indywidua oraz duża doza absurdu, a na koniec autor mrugnie okiem do miłośników sciecne fiction. I chociaż nie takiego zakończenia utrzymanej w dość lekkim tonie opowieści się spodziewałam, to "Hotel pod poległym alpinistą" okazał się bardzo ciekawą lekturą, idealną na czas wakacji.
Zarówno Lemowi, jak i Strugackim, zdarzało bawić się konwencją kryminału. Dla mnie jako dla osoby rzadko sięgającej po ów gatunek, spotkania z podobną odsłoną twórczości moich ulubionych pisarzy sprawiają dużą przyjemność. Komisarz Glebsky wybiera się na zasłużony urlop, pragnąć odpocząć od obowiązków i rodziny. Nie będzie mu to jednak dane, gdyż niespodziewanie w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-10
Niezbyt często sięgam po kryminały, ale jeśli to czynię - oczekuję prozy nieszablonowej i mało oczywistej. "Kieszonkowiec", wydany w iście kieszonkowym formacie, moje oczekiwania spełnił. Z jednej strony odznacza się nastrojowym klimatem, z drugiej - wartką akcją. Głównego bohatera, mimo jego złodziejskiego fachu, nietrudno polubić. Ten twardy niczym Ryan Gosling w "Drive" facet mięknie jednak, gdy chodzi o kobiety i dzieci w potrzebie. Smaczku całej historii dodaje filozofujący mafiozo, nawiązujący w swych tyradach do Dostojewskiego. Nie nazwałabym niewielkiej powieści Nakamury wybitną, lecz na pewno jest to rozrywka na bardzo przyzwoitym poziomie.
Niezbyt często sięgam po kryminały, ale jeśli to czynię - oczekuję prozy nieszablonowej i mało oczywistej. "Kieszonkowiec", wydany w iście kieszonkowym formacie, moje oczekiwania spełnił. Z jednej strony odznacza się nastrojowym klimatem, z drugiej - wartką akcją. Głównego bohatera, mimo jego złodziejskiego fachu, nietrudno polubić. Ten twardy niczym Ryan Gosling w...
więcej mniej Pokaż mimo to2017
2018-05
Jakże niebezpieczne są małe miasteczka! Niby senne i niepozorne, a równocześnie pełne psychopatów. Trup ściele się gęsto w niewielkich miejscowościach. Oczywiście jest to pewna konwencja literacka, ale zawsze mnie odrobinę śmieszyła.
“Kredziarz” to historia na czasie. “Stranger things” i kolejna adaptacja “To” - od analogii się nie ucieknie. Akcja toczy się, podobnie jak u Stephena Kinga, dwutorowo. Pierwsza część rozgrywa się w latach osiemdziesiątych, a jej bohaterami są młodzi, niesforni chłopcy (i jedna dziewczyna - zawsze w takich klikach musi być jedna dziewczyna), zmuszeni do zmierzenia się z brutalną, trudną rzeczywistością. Równocześnie zostajemy przeniesieni do współczesności oraz spotykamy te same dzieciaki - przegranych życiowo czterdziestolatków, którzy uciekają przed przeszłością w nałogi i nie potrafią ułożyć sobie życia.
Muszę przyznać, że nie oczekiwałam po “Kredziarzu” oryginalności i, według mnie, dość wtórne to dzieło. Jednak, podobnie jak w przypadku serialu “Stranger things” dałam się wkręcić i przeczytałam książkę jednym tchem. Jest w tym pewna słabość do podobnych klimatów. Równie nostalgicznym wspomnieniem darzę wczesne “Terminatory”, “Bloba zabójcę” i inne dzieła różnej wartości artystycznej. Ta forma rozrywki chyba najbardziej mi odpowiada.
“Kredziarz” do pewnego momentu wyjątkowo mi się podobał. W chwili, gdy zaczęły wyjaśniać się różne wątki, czar prysł. Niestety autor, moim zdaniem, za bardzo poplątał tak dobrą historię. Motywacje niektórych postaci wydały mi się słabo uzasadnione, nie wszystkie elementy opowieści do siebie pasowały. Niekiedy uznałabym to nawet za atut, lecz w “Kredziarzu” ogromnie mnie to drażniło.
Nie żałuję, że sięgnęłam po książkę Tudora. Na tle przeczytanych przeze mnie kryminałów (a tego gatunku nie darzę specjalnym uznaniem) prezentuje się naprawdę nieźle. I, gdyby nie wspomniana końcówka, byłoby bardzo przyzwoicie. Niestety, zakończenie to spory zawód. Wyszło typowo i przeciętnie. Szkoda, wielka szkoda.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
Jakże niebezpieczne są małe miasteczka! Niby senne i niepozorne, a równocześnie pełne psychopatów. Trup ściele się gęsto w niewielkich miejscowościach. Oczywiście jest to pewna konwencja literacka, ale zawsze mnie odrobinę śmieszyła.
“Kredziarz” to historia na czasie. “Stranger things” i kolejna adaptacja “To” - od analogii się nie ucieknie. Akcja toczy się, podobnie jak u...
2019-01-23
2019-02-02
2019-06
ZBRODNIA I KARA?
Kiedy przyglądamy się okładce książki „Budząc lwy”, w oczy rzuca nam się rozmazana plama samochodu, pozostawiającego na drodze krwistoczerwony cień. Już pierwsze strony powieści odkryją przed nami mroczny sekret głównego bohatera. Otóż wracając pewnej nocy do domu, zmęczony i zapatrzony w jaśniejący księżyc, nie zauważy on, że na jezdnię wtargnął nielegalny imigrant z Afryki. Spanikowany lekarz pozostawi dogorywającego Somalijczyka na poboczu, sam zaś ucieknie z miejsca zdarzenia, zabierając jednak ze sobą ogromny bagaż żalu, wstydu i poczucia winy.
Dla Ayelet Gundar-Goshen, która ukończyła psychologię kliniczną na Uniwersytecie Telawiwskim, intryga kryminalna odgrywać tu będzie drugorzędną rolę. Pisarka skupia się natomiast całkowicie na stworzonych przez siebie postaciach, drąży głęboko w ich psychice. Czasem mówi się o bohaterach jakiejś powieści, że są to istoty z krwi i kości. Kiedy przedzieramy się przez kolejne strony książki izraelskiej pisarki, obcujemy z osobowościami niezwykle wyrazistymi i autentycznymi, zbudowanymi z mięśni, ścięgien i wydzielin. Czytelnik zaś przeistacza się w bezwstydnego voyeura, podglądającego intymne przestrzenie ich płuc, wątrób, mózgów.
Cały świat powieści zdaje się żyć własnym życiem niczym organizm, w którego żyłach tętni prawdziwa krew, który je, oddycha i wydala. Gundar-Goshen wprowadza nas zaś krok po kroku w niezwykle zróżnicowane społeczeństwo izraelskiego państwa, w środowisko pełne napięć i konfliktów na tle etnicznym. Pokazuje życie osób uprzywilejowanych oraz imigrantów pozbawionych podstawowych praw do opieki medycznej. Gdyby ktoś z pierwszej grupy zniknął, jego nieobecność na pewno zostałaby zauważona, ale „byli też inni ludzie. (…) Nie trzeba nawet zamykać oczu. I tak znikną. Tylko szybki błysk na siatkówce oka, nic więcej.”
Autorka nie sprowadza jednak opowieści do wyciągania banalnie prostych wniosków i morałów. Jej historia jest gęsta, mroczna i lepka. Dotyka najgłębiej ukrytych skrawków człowieczej jaźni, przeradzając się w przypowieść o gniewie i pożądaniu, miłości i nienawiści – siłach przeciwstawnych, lecz bliskich sobie niczym syjamskie bliźnięta, awers i rewers tej samej monety. Pisarka gra również tkwiącymi głęboko w europejskiej kulturze wizerunkami sprawcy i ofiary. W wykreowanym przez nią świecie nic nie jest proste, oczywiste i jednoznaczne. Czyż są wśród nas istoty, które pozostają całkowicie bez winy?
Przyznam, że „Budząc lwy” to powieść trudna, przez którą przedzierałam się z mozołem. Jeśli oczekujecie kryminału lekkiego i obfitującego w zwroty akcji, możecie poczuć się mocno zawiedzeni. Książka Gundar-Goshen zadowoli natomiast miłośników książek mniej szablonowych, gdyż mimo swego ciężaru jest to opowieść zaskakująca, momentami wręcz szokująca. Jej przebieg zdaje się potwierdzać starą prawdę, iż najmroczniejsze tajemnice skrywane są głęboko w ludzkich umysłach.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
ZBRODNIA I KARA?
Kiedy przyglądamy się okładce książki „Budząc lwy”, w oczy rzuca nam się rozmazana plama samochodu, pozostawiającego na drodze krwistoczerwony cień. Już pierwsze strony powieści odkryją przed nami mroczny sekret głównego bohatera. Otóż wracając pewnej nocy do domu, zmęczony i zapatrzony w jaśniejący księżyc, nie zauważy on, że na jezdnię wtargnął...
2020-05-10
Zabawa Lema z konwencją kryminału - tak skrótowo można by o "Śledztwie" napisać. Dla niektórych pewnie okaże się owa powieść nieco przegadana, przefilozofowana. Cóż, taki już był nasz popularny fantasta - plwał na skorupę i sięgał do głębi. I jakże łatwo sprowadzał swego czytelnika na manowce! Nie inaczej jest i tym razem, gdzie zagadka znikających zwłok staje się pretekstem do rozważań na temat religii i nauki, natury człowieczej. Zdecydowanie warte poznania, chociaż nie porywa tak, jak inne książki autora.
Zabawa Lema z konwencją kryminału - tak skrótowo można by o "Śledztwie" napisać. Dla niektórych pewnie okaże się owa powieść nieco przegadana, przefilozofowana. Cóż, taki już był nasz popularny fantasta - plwał na skorupę i sięgał do głębi. I jakże łatwo sprowadzał swego czytelnika na manowce! Nie inaczej jest i tym razem, gdzie zagadka znikających zwłok staje się...
więcej mniej Pokaż mimo to2017
2017
Jeśli słysząc słowo "kryminał", na myśl przychodzi wam lektura lekka, łatwa i przyjemna i takiej też oczekujecie, zapewne po powieść "Upolować niedźwiedzia" nie powinniście sięgać. Co innego, gdy podobnie jak ja, wolicie akcję daleką od szablonowych schematów i prostych rozwiązań oraz niebanalnych, niejednoznacznych bohaterów. Wówczas opowieść snutą przez Michaela Niemi z pewnością polubicie.
Warto wspomnieć, że babcia autora była Laponką, a on sam pozostaje głęboko zainteresowany losem mniejszości etnicznych w Szwecji. Nie dziwi więc, że bohaterem, a zarazem narratorem swej powieści czyni młodego Lapończyka Jussiego, na którego losach głęboko odcisnął się wpływ stosującej przemoc i obojętnej na losy własnego potomstwa matki. Wprawdzie młody człowiek, uratowany przez prawego i światłego proboszcza Læstadiusa, zostaje życzliwie przyjęty w nowym domu, a jednak cały czas nosi w sobie poczucie bólu i odrzucenia.
Historia dwójki bohaterów rozgrywa się w XIX wieku, zaś Michael Niemi doskonale oddał realia ówczesnej epoki. Przenosimy się do świata, w którym dobrze nam znana kryminalistyka nie istnieje. Nie zbiera się dowodów, a sądy wydaje się jedynie na podstawie przypuszczeń. Nic dziwnego, że w momencie, gdy w wiosce zostaje zamordowana młoda dziewczyna, wszyscy od razu orzekają, iż sprawcą jest niedźwiedź.
Jedyną postacią, wyłamującą się z powyższego schematu, pozostaje Læstadius. Ten niezwykle spostrzegawczy mężczyzna, miłośnik botaniki oraz żarliwy przeciwnik alkoholu, mógłby uchodzić za miejscowego Sherlocka Holmesa, gdyby jego talenty zostały choć w drobnej mierze docenione.
Akcja posuwa się początkowo niespiesznie i zmierza niekoniecznie w tym kierunku, którego by się czytelnik spodziewał (nie jest to bowiem lektura, którą pochłonie się w jeden wieczór). Tym mocniejsze zaskoczenie czeka odbiorcę, kiedy sytuacja staje się gęstsza, a sprawy wyjątkowo się komplikują.
"Ugotować niedźwiedzia" to intrygujący, sprawnie napisany kryminał z szeroko zarysowanym tłem społecznym. Być może rozkręca się on powoli, lecz kryje w sobie mnóstwo smaczków, które zadowolą bardziej wybrednego czytelnika. Chwilami nawet mocno zmrozi krew w żyłach. To idealna propozycja na upalne lato.
Jeśli słysząc słowo "kryminał", na myśl przychodzi wam lektura lekka, łatwa i przyjemna i takiej też oczekujecie, zapewne po powieść "Upolować niedźwiedzia" nie powinniście sięgać. Co innego, gdy podobnie jak ja, wolicie akcję daleką od szablonowych schematów i prostych rozwiązań oraz niebanalnych, niejednoznacznych bohaterów. Wówczas opowieść snutą przez Michaela Niemi z...
więcej Pokaż mimo to