-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-10-24
2021-10-27
2021-10-11
MAM CIĘ NA OKU
Jeśli chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o japońskiej pisarce Natsuko Imamurze, z pewnością pierwszym, co wpadłoby nam w oko, byłyby zdobyte przez nią nagrody literackie. W 2019 roku autorka została nominowana do Nagrody Akutagawa za "Kobietę w Fioletowej Spódnicy", zaś na polski rynek powieść trafia za sprawą wydawnictwa Bo.wiem oraz Serii z Żurawiem.
Dzień za dniem do parku przychodzi pewna, ubrana w fioletową sukienkę, kobieta. Siada na ławeczce i w spokoju zjada ulubioną drożdżówkę. Spędza czas w ciszy i samotności, chociaż jej postać przyciąga uwagę okolicznych dzieci, próbujących zwrócić jej uwagę i wciągnąć ją do wspólnej zabawy.
Skąd jednak wiemy tyle o wspomnianej postaci? Okazuje się, że jest ona śledzona i obserwowana przez tajemniczą kobietę, znającą każdy sekret dziewczyny w fioletowej spódnicy. Początkowo owa fascynacja wydawać się może niegroźna, jednak szybko obsesja na punkcie nieznajomej będzie wzbudzać w czytelniku coraz więcej niepokoju.
Akcja toczy się wyjątkowo niespiesznie, koncentrując się wokół z pozoru niewiele znaczących wydarzeń. Nowy zapach szamponu bohaterki, poszukiwania pracy, incydent z obmacywaniem w miejskim autobusie. Na poszczególne zdarzenia patrzymy oczyma narratorki, która przez większość czasu wydaje się nieobecna, przezroczysta, co wzmaga jedynie atmosferę dziwności i osaczenia.
W powieści niewiele się dzieje, lecz posiada ona siłę przyciągania, nie pozwalającą oderwać się od kolejnych stron. Pełna dyskretnie budowanego napięcia akcja przyciąga uwagę, niepokoi i fascynuje. Opowieść snuta przez Natsuko Imamurę to studium pogłębiającej się obsesji, ale też samotności jednostki w społeczeństwie, chociaż nakreślona mniej wyraźnie niż w "Dziewczyna z konbini".
Pewna fragmentaryczność powieści pełnej niedopowiedzeń zmusza nas do zastanowienia się, co w opowiadanej przez narratorkę historii okaże się prawdą, co zaś fałszem, wytworem chorej wyobraźni lub finalnie - perfidnie uknutym planem. Końcówka zaś do pewnego stopnia zaskakuje, pozostawiając czytelnika z głową pełną wątpliwości. Postaram się jej wam nie zdradzać, ponieważ jestem pewna, że miłośnicy literatury japońskiej powinni osobiście skonfrontować się z tą prostą, acz niebanalną historią.
MAM CIĘ NA OKU
Jeśli chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o japońskiej pisarce Natsuko Imamurze, z pewnością pierwszym, co wpadłoby nam w oko, byłyby zdobyte przez nią nagrody literackie. W 2019 roku autorka została nominowana do Nagrody Akutagawa za "Kobietę w Fioletowej Spódnicy", zaś na polski rynek powieść trafia za sprawą wydawnictwa Bo.wiem oraz Serii z...
2021-02-03
PIĘKNO, KTÓREMU TRUDNO SIĘ OPRZEĆ
Wiosna to moja ulubiona pora roku. Dzieci uwielbiają zimę i śnieg, ja natomiast czekam z niecierpliwością, aż słońce zacznie przygrzewać mocniej, roztopią się śniegi, a drzewa obsypią się jasnym kwieciem. Widok kwitnących wiśni i jabłoni nieustannie mnie bowiem zachwyca, chociaż pozostaje zjawiskiem nadzwyczaj krótkotrwałym. Oczywiście żaden ze mnie ekspert od drzew ozdobnych, jednak pokuszę się o stwierdzenie, iż na swój sposób praktykuję japońskie "hanami", czyli oglądanie i kontemplowanie kwitnących kwiatów wiśni.
Japonia nie bez przyczyny nazywana jest Krajem Kwitnącej Wiśni, zaś książka Naoko Abe pokazuje, jak dzieje owych pięknych drzew wplotły się w historię azjatyckiego kraju. Niestety również tam różnorodność wiśni została w pewnym momencie poważnie zagrożona przez dominację jednej klonowanej odmiany sakury. Polityka, jak to się zwykle zdarza, odegrała w owym procesie niezwykle istotną rolę, ponieważ kwiaty wiśni stały się symbolem imperialistycznych dążeń Japonii. I tu, moi drodzy, na scenę wkracza pewien Anglik, wielki miłośnik wiśni.
W swojej książce Naoko Abe czerpie pełnymi garściami z licznych publikacji i dokumentów, a czyni to wyjątkowo pieczołowicie i skrupulatnie, by jak najlepiej i najwierniej nakreślić sylwetkę "Cherry'ego" Ingrama. Poznajemy więc nie tylko źródła jego pasji, lecz także historię rodziny i krewnych. Zaprawdę niezwykle ciekawie zagłębić się w dzieje równie fascynującego człowieka, aczkolwiek jego historia udowadnia, że całkowicie poświęcić się swoim zainteresowaniem mogą jedynie osoby dobrze zabezpieczone finansowo.
Książka staje się dla czytelnika wehikułem czasu, przenoszącym nas do epoki, która dawno już przeminęła. Okazuje się to podróż tym ciekawsza, iż autorka nakreśla szeroką panoramę polityczną i społeczną dawnych wieków. Niech was więc nie zdziwi, jeśli na kartach "Człowieka, który ocalił japońskie wiśnie" pojawią się np. opowieści o roninach. Okresem, na którym autorka skupia się najbardziej, są jednak siłą rzeczy lata 20. i 30. XX wieku oraz okres II Wojny Światowej i późniejsze dzieje. To wtedy różnorodność wiśni została zagrożona najbardziej przez imperialistyczną politykę państwa, o zawierusze wojennej nie wspominając.
I tu pojawia się pewna refleksja, gdyż nieco mnie owa mnogość wątków rozpraszała w trakcie lektury. Nie da się jednak zaprzeczyć, że dzięki podobnej konstrukcji historia "Cherry'ego" Ingrama staje się bardziej wielowymiarowa. Nasz bohater nie został tu przedstawiony jako samotny wojownik z całym światem, lecz towarzyszyli mu ludzie, którym równie mocno leżało na sercu dobro wiśniowych drzew i całej przyrody.
Pod koniec lektury naszła mnie pewna refleksja, zarówno natury ekologicznej i społecznej. Pluralizm okazuje się istotny nie tylko w ekosystemach roślinnych, lecz również w społeczeństwach ludzkich. Masatoshi Asari stwierdza: "Mieliśmy bogatą różnorodność wiśni w okresie Edo, a potem po restauracji Meiji, zaczął się pęd ku jednolitości - zarówno wiśni, jak i społeczeństwa. Skupiliśmy się wyłącznie na modernizacji i militaryzacji, co w końcu przywiodło nas do wojny. To był błąd. Teraz, jeśli chcemy zbudować zdrową i pokojową przyszłość, musimy czerpać naukę z historii i rozliczyć się z błędów przeszłości".
Tym sposobem książka, opowiadająca o niezaprzeczalnym uroku kwitnących wiśni, przemyca bardzo ważny w dzisiejszych czasach morał, aktualny także w naszym, mniej obfitym w podobne gatunki drzew kraju. Jeśli nawet powyższa refleksja wyda się nam zbytnio uproszczona, trudno zaprzeczyć, że różnorodność pozostaje niezbędna do właściwego funkcjonowania ekosystemów i społeczeństw.
Na koniec pragnę zauważyć, iż zdjęcie Ingrama, wykorzystane w projekcie okładki, może zdumiewać i budzić zazdrość czytelników. Zaskakuje bowiem ogromna żywotność, jaka wyziera z twarzy 99-letniego Anglika. Widać wyraźnie, że mamy do czynienia z osobą, która pięknie i bogato przeżyła wiek swojego życia.
PIĘKNO, KTÓREMU TRUDNO SIĘ OPRZEĆ
Wiosna to moja ulubiona pora roku. Dzieci uwielbiają zimę i śnieg, ja natomiast czekam z niecierpliwością, aż słońce zacznie przygrzewać mocniej, roztopią się śniegi, a drzewa obsypią się jasnym kwieciem. Widok kwitnących wiśni i jabłoni nieustannie mnie bowiem zachwyca, chociaż pozostaje zjawiskiem nadzwyczaj krótkotrwałym. Oczywiście...
2021-03-01
KOT ZAWSZE SPADNIE NA CZTERY ŁAPY
Całkiem możliwe, że gdyby ziścił się scenariusz z książki Genki Kawamury, swoich rozmyślań na temat jego dzieła nie byłabym w stanie z różnych powodów spisać. Może inaczej, nie potrafiłabym podzielić się nimi w sposób, do którego przywykliśmy my - użytkownicy Facebooka i Instargrama, zatapiający codziennie swe nosy w smartfonach. Nie będę jednak zdradzać, dlaczego doszłam do podobnego wniosku. Może sami domyślicie się, jakiego elementu zabrakło w wielkiej układance naszej współczesności.
Bohater "A gdyby tak ze świata zniknęły koty?" to młody człowiek, postawiony w sytuacji granicznej. Całkiem niespodziewanie dowiaduje się, że oto zostało mu niewiele życia... parę dni, tygodni, miesięcy? Sytuacja dobrze znana z innych dzieł literackich, lecz właśnie literatura rozpościera przed nami możliwości niedostępne dla naszej szarej rzeczywistości. Młodego listonosza odwiedza zatem diabeł i proponuje swoisty pakt: sprzeda mu dodatkowy dzień życia, ale ze świata należy usunąć jedną, lecz nie byle jaką rzecz.
Cieszę się, że książka Kawamury pozostaje opowieścią wyjątkowo intymną, skupioną na głównym bohaterze. Dzięki temu nie zastanawiamy się nad prawdopodobieństwem niektórych zdarzeń i ich konsekwencjami społecznymi (chociaż naprawdę ciekawa bym była, co by się stało, gdyby ze świata wyeliminowano pieniądze). Świat znika dla bohatera, gdyż on sam musi zniknąć dla świata. W takiej sytuacji nieuchronne staje się przewartościowanie swego życia i refleksja nad rzeczami, które naprawdę się liczą.
Być może wyda się wam teraz, iż powyższa powieść to dzieło przytłaczające i ponure. Nic bardziej mylnego! Trudno chyba o przygnębiającą książkę, w której pojawia się kot i diabeł. Tym bardziej, że sam czort nie jest tryskającym siarką i ogniem piekielnym demonem, lecz zakręconym, nieco zabawnym i złośliwym jegomościem, którego mógłby doskonale zagrać Johny Depp, przynajmniej za czasów, kiedy występował w "Piratach z Karaibów".
Kocur Kapustek też nie ustępuje zabawnemu biesowi kroku, ale o tym, jeśli chcecie, przekonajcie się sami. Nie jest może tak charakternym stworzeniem jak Behemot z "Mistrza i Małgorzaty", lecz doskonale udowadnia, iż koty to często zdecydowanie ciekawsi bohaterowie niż ludzie. Oglądaliście może serial "Miłość, śmierć i roboty"? Tam zagładę na świat sprowadziły kicie, które nauczyły się otwierać puszki z jedzeniem. Oj, w tej sytuacji sam czort by sobie nie poradził!
Przyznać muszę, że rzadko sięgam po podobne książki. Obawiam się bowiem, iż przypadnie mi w udziale dzieło ckliwe, uciekające się do emocjonalnego szantażu. Kawamura czasem niebezpiecznie blisko zbliża się do owej granicy, lecz zawsze udaje mu się wyjść obroną ręką. Dzięki udanemu połączeniu smutku i ironii, opowieść o życiu młodego listonosza skłania do refleksji nad własnym życiem. Tym bardziej, że funkcjonujemy w świecie, gdzie elektroniczne media przejmują kontrolę nad naszym istnieniem.
Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że "A gdyby tak ze świata zniknęły koty?" jest moją ulubioną pozycją z Serii z Żurawiem. Trafiła jednak w idealny moment, dlatego przeczytałam ją z dużą przyjemnością. W chwili, gdy człowiek ze wszech stron bombardowany jest niepokojącymi wiadomościami, opowieść Kawamury pomaga oderwać się od szarej, ponurej rzeczywistości. I stwierdzić, że czasem lepszym sposobem spędzenia czasu okazuje się rozmowa z bliską osobą bądź wyjście na spacer. A może niektórzy dojdą do wniosku, że najlepiej jest rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?
KOT ZAWSZE SPADNIE NA CZTERY ŁAPY
Całkiem możliwe, że gdyby ziścił się scenariusz z książki Genki Kawamury, swoich rozmyślań na temat jego dzieła nie byłabym w stanie z różnych powodów spisać. Może inaczej, nie potrafiłabym podzielić się nimi w sposób, do którego przywykliśmy my - użytkownicy Facebooka i Instargrama, zatapiający codziennie swe nosy w smartfonach. Nie będę...
2021-04-30
2021-03-30
2021-03-30
2018-04
To moja pierwsza książka tego autora i z całą pewnością nie ostatnia. Podobał mi się klimat powieści. Spokojny, ascetyczny, pełen niedopowiedzeń. Jednocześnie jakoś dziwnie pociągający, hipnotyzujący niekiedy. I bardzo, bardzo japoński. W tym, co pisze Ishiguro, czuć przepaść kulturową. Niektóre zjawiska wydają się całkiem obce, nie do końca zrozumiałe.
Główną bohaterką powieści jest Etsuko - matka dwóch córek, Japonka, która wyemigrowała do Anglii. Spotykamy ją w niezwykle dramatycznym momencie swojego życia, kiedy spogląda w przeszłość i wspomina wydarzenia ze starego kraju. Pejzaż w tle jest ledwo zarysowany. Dramaty pozostają jedynie w strefie domyśleń. Japonia, zrujnowana po II Wojnie Światowej. Tragedie poszczególnych ludzi, całego narodu. Konflikty moralne, rodzące się pomiędzy starym a młodym pokoleniem. Ciekawe, jak często nasuwają mi się skojarzenia z drzeworytem japońskim. Widzę tu bardzo dużo analogii w sposobie przedstawiania rzeczywistości. Istotną rolę odgrywa pusta przestrzeń - przestrzeń tego, co niewypowiedziane.
Wsłuchujemy się w opowieść o przyjaciółce bohaterki - Sachiko. Jest to postać niejednoznaczna, nieco kontrowersyjna, a jednak nie dająca się zaszufladkować bądź poddać prostej ocenie. Jej losy dziwnie współgrają z historią Etsuko, dopełniają całą historię. Wystrzegałabym się jednak prostych analogii. Na takie w twórczości Ishiguro nie ma miejsca. I chyba głównie z tego powodu jego dzieło tak bardzo przypadło mi do gustu. Czytelnik może układać w swojej głowie puzzle poszczególnych zdarzeń, składać je w różne kombinacje, bardziej lub mniej prawdopodobne.
Na koniec dodam, że tytuł książki od razu narzuca skojarzenia ze starymi fotografiami w kolorze sepii. Takie jest właśnie wspominanie przeszłości - niektóre zdarzenia pozostają ostre, inne okazują się wyblakłe, ledwo widoczne. Trudno odróżnić to, co miało miejsce, od tego, co wyobrażone. I jeśli ktoś lubi podobne scenerie, to powinien sięgnąć po książkę Ishiguro koniecznie.
https://www.facebook.com/PiknikNaSkrajuKsiazki/
To moja pierwsza książka tego autora i z całą pewnością nie ostatnia. Podobał mi się klimat powieści. Spokojny, ascetyczny, pełen niedopowiedzeń. Jednocześnie jakoś dziwnie pociągający, hipnotyzujący niekiedy. I bardzo, bardzo japoński. W tym, co pisze Ishiguro, czuć przepaść kulturową. Niektóre zjawiska wydają się całkiem obce, nie do końca zrozumiałe.
Główną bohaterką...
2020-12-07
2020-12-08
2020-10-20
2020-10-03
2020-09-30
2020-08-05
WSZYSCY LUDZIE ŚNIĄ NA JAWIE
Kilkanaście lat temu napisałam referat na temat znaczeń snu w filmach Bergmana. Lektura książki Banany Yoshimoto sprawiła, że z dużym sentymentem powróciłam do starego tekstu. Nie ukrywam, iż uwielbiam powieści i filmy, kierujące się swoistą logiką snu, zaś w "N.P." ów niejednoznaczny oniryczny nastrój okazał się elementem, który urzekł mnie już od pierwszych stron.
Słowem wstępu pozwolę sobie przytoczyć użyty przeze mnie we wspomnianym artykule (a pochodzący z przedmowy do "Gry snów") cytat Strindberga: "Sen-oswobodziciel często bywa męczący, ale gdy męka jest najbardziej dominująca, przychodzi przebudzenie i godzi cierpiącego z rzeczywistością, która – bez względu na to, jak bolesna – w danej chwili wydaje się rozkoszą w porównaniu z męczącym snem".
Zdaję sobie sprawę, iż podobne rozpoczęcie recenzji (o której wolę myśleć w kategoriach luźnej refleksji) wydaje się niczym budowanie domu od dymu z komina, lecz nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w "N.P." pomieszanie przyjemności i cierpienia, radości i smutku, mroku i światła tworzy delikatną tkankę budującą strukturę tej niewielkiej powieści.
Banana Yoshimoto to obecnie jedna z najbardziej cenionych pisarek japońskich. Swój pseudonim artystyczny zawdzięcza zaś miłości do kwiatów bananowca. Debiutowała powieścią "Kuchnia", która kilkanaście lat temu ukazała się w Polsce.
W wywiadzie autorka przyznała, że ceni twórczość Harukiego Murakamiego. Nie ukrywam, iż skojarzenia z dziełami znanego pisarza przychodziły mi na myśl w trakcie lektury wielokrotnie. Yoshimoto tworzy ciekawe, lecz nieco oderwane od życia postacie, snujące się po świecie niczym sylwety w teatrze cieni. Po trochu istnieją naprawdę, po trochu - przynależą do odrębnej rzeczywistości, innego wymiaru. To, co "realne" przeplata się w bardzo subtelny sposób ze światem snu i sztuki.
"N.P." opowiada o tworzeniu literatury, znoju jej tłumaczenia. Działalność artystyczna owiana jest ponadto aurą tajemnicy oraz towarzyszą jej pogłoski o wiszącej nad przeklętymi utworami klątwie. Podobny motyw przywodzi na myśl japońskie wierzenia dotyczące dobrej śmierci. Od tego, jak wygląda ostatnia chwila umierającego, zależy, czy zazna on pośmiertnego spokoju, czy też przemieni się w żądnego zemsty onryō.
Równie wielką wagę przykłada Yoshimoto do pory roku, w której dzieje się akcja powieści. Cóż za piękne jest to lato! Z jednej strony duszne, przyjemne, a z drugiej - niepokojące i wypełnione ciemnością. Doskonale oddaje nastroje towarzyszące głównej bohaterce, zaplątanej w skomplikowane relacje z innymi postaciami.
Poplątane, acz ukazane bardzo subtelnie związki bohaterów to kolejny element, nasuwający skojarzenia z prozą Murakamiego. Zarówno historie przyjaźni, jak i kazirodczych związków, utkane zostały tak zwiewnie - niczym z delikatnej materii snu. Jego miękka, pajęczynowa tkanka amortyzuje mroczną stronę opowieści, nie dopuszcza jej w pełni do głosu. A przecież w "N.P." losy bohaterów naznaczone są samobójczymi śmierciami najbliższych osób, a oni sami nie są od myśli samobójczych wolni.
Pozostaje nam w końcu tajemnica. Czym są zagadkowe, oznaczone kolejnymi numerami opowiadania? Jaki wpływ na życie postaci wywrze historia numer 98? Jeśli lubicie japońską literaturę i chcecie poznać odpowiedź na powyższe pytania, koniecznie sięgnijcie po "N.P.".
WSZYSCY LUDZIE ŚNIĄ NA JAWIE
Kilkanaście lat temu napisałam referat na temat znaczeń snu w filmach Bergmana. Lektura książki Banany Yoshimoto sprawiła, że z dużym sentymentem powróciłam do starego tekstu. Nie ukrywam, iż uwielbiam powieści i filmy, kierujące się swoistą logiką snu, zaś w "N.P." ów niejednoznaczny oniryczny nastrój okazał się elementem, który urzekł mnie...
2020-07-19
Bardzo elegancka, subtelna, a jednocześnie gęsta i treściwa to proza. Fakt, iż zbiór opowiadań nosi nazwę "Cytryna" to lekki paradoks. W trakcie lektury przychodziły mi bowiem na myśl najpiękniejsze, lepkie od mroku nokturny. A jednak ową przestrzeń musiało rozświetlać światło, tak jak w śmiertelnie chorym pisarzu tliło się pragnienie życia. Jego obserwacje przyrody, choćby tak kruchych i niewartych uwagi stworzeń, jakimi są muchy, dowodzą niezwykłej wrażliwości autora. Warto smakować jego krótkie utwory powoli, delektować się nimi. Tym bardziej, iż dorobek zmarłego młodo pisarza jest niezwykle skromny.
Bardzo elegancka, subtelna, a jednocześnie gęsta i treściwa to proza. Fakt, iż zbiór opowiadań nosi nazwę "Cytryna" to lekki paradoks. W trakcie lektury przychodziły mi bowiem na myśl najpiękniejsze, lepkie od mroku nokturny. A jednak ową przestrzeń musiało rozświetlać światło, tak jak w śmiertelnie chorym pisarzu tliło się pragnienie życia. Jego obserwacje przyrody, choćby...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-16
2020-05-10
Bardzo ciekawy zbiór opowiadań. Co prawda pierwsza historia okazuje się dość sztampowa i niezbyt porywająca, jednak każde kolejne opowiadanie ukazuje zadziwiającą ewolucję twórczości japońskiego autora. Stają się owe opowieści przepełnione surrealistycznymi obrazami i groteską. Wzbudzać mogą zarówno zachwyt, jak i wstręt, ale raczej nie pozostawią czytelnika obojętnym. Duży plus za obszerny wstęp, w którym przedstawiono sylwetkę twórczą Edogawy.
Bardzo ciekawy zbiór opowiadań. Co prawda pierwsza historia okazuje się dość sztampowa i niezbyt porywająca, jednak każde kolejne opowiadanie ukazuje zadziwiającą ewolucję twórczości japońskiego autora. Stają się owe opowieści przepełnione surrealistycznymi obrazami i groteską. Wzbudzać mogą zarówno zachwyt, jak i wstręt, ale raczej nie pozostawią czytelnika obojętnym. Duży...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-06-23
Początek obiecujący - sceny z korporacyjnego życia przedstawione z lekko surrealistycznym zacięciem, przywodzące momentami na myśl prozę Edgara Kereta. Pracownicy pozornie podporządkowani panującym regułom, idący za "stadem", a jednak niepasujący tam, samotni. Kobiety niezależne, silne, od których ciągle oczekuje się bycia uroczymi dziewczętami, zależnymi od mężczyzn. Ciekawy obraz współczesnej Japonii, który z czasem niestety mnie zmęczył. Znużyło mnie czytanie o torebkach, rajstopach i innych bibelotach. Książkę zakończyłam więc z mieszanymi uczuciami, przestając dostrzegać w tych prostych obrazkach "coś więcej" niż zabawę formą. Uważam, że każdy miłośnik Japonii powinien skonfrontować się z powyższym dziełem, żeby ocenić, czy podobna tematyka i sposób jej przedstawienia do niego przemawia.
Początek obiecujący - sceny z korporacyjnego życia przedstawione z lekko surrealistycznym zacięciem, przywodzące momentami na myśl prozę Edgara Kereta. Pracownicy pozornie podporządkowani panującym regułom, idący za "stadem", a jednak niepasujący tam, samotni. Kobiety niezależne, silne, od których ciągle oczekuje się bycia uroczymi dziewczętami, zależnymi od mężczyzn....
więcej mniej Pokaż mimo to
Do jakich zabiegów musi uciec się pisarz, żeby wykreować świat przykry, do pewnego stopnia odpychający i przerażający? Okazuje się, że dla Emi Yagi wystarczy, że tworzy ona przestrzeń zapożyczoną z codziennego funkcjonowania współczesnych korporacji. Strefę spokojną, sterylną, gdzie pomiędzy człowiekiem a człowiekiem puchnie balonik pustki.
Jednostka, szczególnie jeśli jest kobietą samotną, zostaje zepchnięta na margines funkcjonowania sprawnie i prężnie funkcjonującej machiny firmowej. Kto posprząta, zaparzy kawę dla pracowników? Oczywiście nasza bohaterka - Shibata, będąca już po trzydziestce, ale nie mająca ani męża, ani dziecka.
W rzeczywistości wypełnionej pustką i samotnością kłamstwo okazuje się sposobem na zburzenie utartych schematów. Nagły impuls buntu sprawia, że kobieta wyznaje, iż spodziewa się dziecka. W momencie, gdy małe ziarenko nieprawdy zostaje zasiane, zaczyna żyć własnym życiem, rosnąć i nabrzmiewać niczym niezamieszkały brzuch głównej bohaterki.
"Trzeba zadbać o miejsce tylko dla siebie - wyznaje w pewnej chwili Shibata - Nawet kłamstwo się nada. Wystarczy niewielkie, takie, żeby pomieściło człowieka. Jeśli schowa się je w sercu i będzie długo powtarzać, wbrew pozorom może przenieść cię zupełnie gdzie indziej. Kto wie, czy w tym czasie i ty, i świat nie zmienicie się chociaż trochę".
Shibata odkrywa, że nagle zwraca na siebie uwagę innych pracowników, zaczyna być traktowana ulgowo i nie musi już wykonywać codziennych, żmudnych obowiązków. Świadomość ciąży sprawia, że bohaterka stara się dbać o siebie i swoje wyobrażone dziecko. Poznaje też inne przyszłe matki, z którymi łączy ją dawno nieodczuwane poczucie wspólnoty.
Opowieść Emi Yagi to lustro, w którym odbijają się problemy współczesnego, nowoczesnego społeczeństwa. W podobnej rzeczywistości wszystko, co inne, odbiegające od schematu pozostaje przykrą, wstydliwą anomalią. Nie ma znaczenia, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną. Chociaż oczywiście to kobiety dźwigają na sobie ciężar codziennych obowiązków, w tym wychowanie dzieci, a specjalny status zyskują jedynie w momencie, gdy są w ciąży.
"Dziennik pustki" to kalejdoskop codziennych migawek, prozaicznych zdarzeń, układanka pękniętych obrazów czynności, jakie budują nasze życie. Może chwilami nużyć, ale jeżeli odnajdzie się jej rytm, odkrywa przed czytelnikiem ciąg ukrytych sensów.
Powieść smutna, idealna na jesień. Czy niesie w sobie nadzieję? Nie potrafię na powyższe pytanie odpowiedzieć twierdząco, bo uczuciem, jakie dominuje po odłożeniu książki na bok, okazuje się zabarwiona na niebiesko nostalgia i swoiste przygnębienie.
Nie będzie to historia, która przemówi do każdego, miłośnikom japońskiej prozy mogę ją jednak z czystym sumieniem polecić.
Do jakich zabiegów musi uciec się pisarz, żeby wykreować świat przykry, do pewnego stopnia odpychający i przerażający? Okazuje się, że dla Emi Yagi wystarczy, że tworzy ona przestrzeń zapożyczoną z codziennego funkcjonowania współczesnych korporacji. Strefę spokojną, sterylną, gdzie pomiędzy człowiekiem a człowiekiem puchnie balonik pustki.
więcej Pokaż mimo toJednostka, szczególnie jeśli...