-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2021-08-01
2021-11-28
Kolejna część sagi o Fjällbace za mną! Po wyśmienitym „kamieniarzu” spodziewałam się kolejnej petardy. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że spośród czterech pierwszych pozycji obejmujących ten cykl, „ofiara losu” okazała się tą najsłabszą
Policja w Tanumshede bada wypadek samochodowy. Wypadki się zdarzają, lecz z biegiem czasu organy ścigania zaczynają wątpić w prawdziwość tego wydarzenia, bowiem dochodzi do kolejnego podobnego incydentu. Policja jak najszybciej próbuje powiązać ze sobą te dwie sprawy, lecz jak się okazuje, nie jest to wcale proste zadanie. Tym bardziej, że w miasteczku jest kręcone reality show. Kamery nagłaśniają sprawę, co wcale nie pomaga policji, która zaczyna żyć pod presją. Jak się okazuje to dopiero początek niespodzianek, jakich przygotował dla nich los.
„Ofiara losu” to historia, która z początku potrafi naprawdę wciągnąć, lecz im dalej, tym trochę gorzej. Camilla Läckberg tworzy historie kryminalne z mocno rozbudowanym wątkiem obyczajowym. I ja to kupuję. Lubię poznawać dalsze losy Patricka i Eryki, oraz obserwować pewne sytuacje ich oczami. Lecz w tym tomie czegoś mi zabrakło. W poprzednich częściach ich życie, problemy i inne perypetie były bardziej rozbudowane i ciekawe. W tym tomie niestety wieje nudą. Poza przygotowaniami do ślubu, którego temat został tak naprawdę tylko delikatnie muśnięty, nie dzieje się kompletnie nic. Autorka więcej skupia się na Annie, siostrze Eriki. To też jest jest w porządku, bowiem ta postać także odgrywa tutaj ważną rolę. I ten wątek obyczajowy jest, całkiem go sporo, lecz jak dla mnie został przedstawiony bez wyrazu, bez jakichkolwiek emocji. Czytanie tych fragmentów momentami mnie nudziło, co bardzo potrafi rozczarować, bowiem w poprzednich częściach nie było takiego problemu. Zagadka kryminalna, przed jaką stoi policja z początku wydawała się ciekawa, ale już w połowie książki domyśliłam się, jaki będzie tego finał. Co również trochę zawodzi, bo wiem, że Autorkę stać na więcej! O wiele więcej. Sam pomysł na intrygę okazał się naprawdę super, podziwiam kreatywność tej pisarki, ale co więcej mogę dodać. Po drodze coś nie wyszło. Dla mnie w takiej właśnie sadze kryminalnej, dobrze rozbudowany wątek obyczajowy i sam finał pojawiającej się intrygi to dwa najważniejsze punkty całej powieści. Tutaj niestety obie te rzeczy nie wyszły. A szkoda. I do tego jeszcze ten reality show. W sumie fajny pomysł, bardzo znaczący, odgrywający dużą rolę na tle wszystkich wydarzeń, ale ukazany w dość nudny i lekko irytujący sposób. Bohaterowie tej rozrywki zostali przedstawieni dość pobieżnie, bez większej kreacji, bez wyrazu i jakiejkolwiek osobowości. A szkoda, bo gdyby rozwinąć niektóre fragmenty ta historia zyskałaby na tym więcej. Ale jest jak jest.
„Ofiara losu” to niestety lekkie rozczarowanie. Zabrakło mi tutaj momentów zaskoczenia, dynamiki, jakiegoś kuszącego smaczku w obyczaju, zabrakło mi tej zabawy z czytelnikiem, oraz momentów napięcia. Książkę czytałam bez większych emocji i głębszego zainteresowania, był nawet moment, gdzie chciałam ją porzucić, mimo, że mega lubię ten cykl. Wiem, że nie wszystkie tomy w tak obszernej sadze zawsze będą trzymać ten sam poziom, jedne będą lepsze, drugie gorsze, co nie zmienia faktu, że naprawdę liczyłam na coś innego i bardziej absorbującego. Koniec końców ta historia miała też w sobie kilka fajnych momentów, nowi bohaterowie także wnieśli coś pozytywnego do tej powieści, lecz jeśli miałabym oceniać całość - bez szału. Tak czy inaczej sięgnę po kolejne części. Mam nadzieję, że Autorka podczas pisania tego tomu miała lekki spadek formy i kolejne pozycje będą już o wiele lepsze.
Kolejna część sagi o Fjällbace za mną! Po wyśmienitym „kamieniarzu” spodziewałam się kolejnej petardy. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że spośród czterech pierwszych pozycji obejmujących ten cykl, „ofiara losu” okazała się tą najsłabszą
Policja w Tanumshede bada wypadek samochodowy. Wypadki się zdarzają, lecz z biegiem czasu organy ścigania zaczynają wątpić w...
2021-12-30
2021-12-28
2021-12-28
2021-12-28
2021-12-28
2021-12-28
2021-12-21
„Ślad” to moje pierwsze spotkanie z Autorem. Po tylu pozytywnych opiniach nastawiłam się na fajną i wciągającą lekturę, lecz niestety - nie zaiskrzyło.
W grudniową noc policja w jednym z mieszkań w Sosnowcu trafia na kasetę VHS z zapisem zabójstwa młodej dziewczyny. W mieszkaniu nie ma ciała ani żadnych śladów wskazujących na to, że doszło tu do zbrodni. Komisarz Robert Kreft musi jak najszybciej odkryć tożsamość tej kobiety, bowiem dochodzi do kolejnych morderstw, które jego zdaniem są w jakiś sposób ze sobą powiązane. Ślady prowadzą policję w przeszłość, do roku 1993, w którym ginie Sylwia Nowicka. I to właśnie tutaj wszystko się zaczyna.
„Ślad” to typowy kryminał, gdzie fabuła krąży między zbrodnią sprzed lat, a dotychczasowym dochodzeniem. Uwielbiam książki napisane właśnie w taki sposób. Przeszłość mieszająca się z teraźniejszością. Prowadzi to do pewnej tajemniczości, jak i zabawy z czytelnikiem. Tutaj niestety tego nie dostałam. „Ślad” to dość chaotyczna i nudna historia. Kreacja bohaterów niestety nie przypadła mi do gustu, bowiem wszystkie wykreowane przez autora osobowości okazały się nijakie, nudne, bez wyrazu i pazura, przez co ciężko było mi się połapać, kto jest kim. Żaden bohater nie został ze mną na dłużej. Książkę przeczytałam już jakiś czas temu i jeśli mam być szczera - nie pamiętam z niej żadnej postaci, więc to o czymś świadczy. Sam pomysł na fabułę jak najbardziej przypadł mi do gustu, lecz niestety, po drodze coś nie wyszło. Wszystko, co dostałam w tej powieści już gdzieś było, więc „ślad” nie charakteryzuje się niczym szczególnym, ani tym bardziej oryginalnym. Książka ta okazała się także do bólu przewidywalna. Niczym mnie nie zaskoczyła, nie wywołała napięcia, ani dreszczyku emocji charakterystycznego dla tego gatunku literackiego. Nie twierdzę, pojawiło się w niej kilka mocnych i wciągających fragmentów, ale niestety, przez większość część książki czułam znużenie i czytałam ją na siłę. Brak wartkiej i dynamicznej akcji, nielogiczne sytuacje, przegadane opisy, które tak naprawdę nic nie wnoszą do tej historii, potrafią odtrącić i odebrać całą chęć czytania. Zakończenie ratuje tę powieść, ale to za mało. Czuję się przez to rozczarowana. Koniec końców książkę polecam, chociażby dla wyrobienia sobie własnej opinii. Wierzę, że komuś może się spodobać, lecz typowi wyjadacze kryminałów nie znajdą tutaj niczego odkrywczego. Tak czy inaczej autora nie skreślam, kiedyś na pewno sięgnę po kolejną część, która - mam nadzieję, okaże się o wiele lepsza.
„Ślad” to moje pierwsze spotkanie z Autorem. Po tylu pozytywnych opiniach nastawiłam się na fajną i wciągającą lekturę, lecz niestety - nie zaiskrzyło.
W grudniową noc policja w jednym z mieszkań w Sosnowcu trafia na kasetę VHS z zapisem zabójstwa młodej dziewczyny. W mieszkaniu nie ma ciała ani żadnych śladów wskazujących na to, że doszło tu do zbrodni. Komisarz Robert...
2021-12-06
2021-12-06
Pierwszy świąteczny tytuł za mną. „Wigilia z nieznajomym” mega mnie zainteresowała swoim opisem, więc z chęcią po nią sięgnęłam. I w sumie sama już nie wiem. Z jednej strony pozycja ta bardzo mi się podobała, a z drugiej nie do końca jestem zadowolona z całokształtu.
W tej powieści poznamy Antoninę i Marcela, małżeństwo, któremu nie układa się już od lat. Antonina nie ma ochoty na tegoroczną wigilię, sztuczną radość, wymuszane rozmowy, oraz całą tą tradycyjną świąteczną otoczkę. Postanawia spędzić ten dzień po swojemu. Z samego rana w wigilijny dzień wymyka się z domu i niespodziewanie spotyka pewnego „nieznajomego”. To zapoczątkuje lawinę wydarzeń, które całkowicie odmienią jej pogląd na pewne sprawy.
„Wigilia z nieznajomym” to historia, poruszająca w głównej mierze temat małżeństwa, jego kryzysu, wypalenia, potrzebie kochania i bycia kochanym, oraz samych relacji międzyludzkich. Na pewno nie można zarzucić tej powieści schematyczności, bowiem Autorka przedstawia okres świąteczny z zupełnie innej strony. Nie każdy musi kochać święta, co dobitnie udowodnią nam główni bohaterowie, którzy swoją drogą jak na powieść świąteczną zostali wykreowani w świetny i naprawdę przystępny sposób. Antonina i Marcel to osobowości, które biją się z własnymi myślami i dylematami. Ich poczynania jak i wszystkie analizy zmuszają czytelnika do ogromnych refleksji. Pani Socha w tej powieści uderza w emocje, przedstawia powieść nasyconą samym życiem, jego problemami i krętymi ścieżkami. I to jak najbardziej mi się podobało. Lecz patrząc szerzej, w moim odczuciu to jedyny pozytyw tej historii. Im dalej w las, tym „Wigilia z nieznajomym” nabiera dość dynamicznej i szalonej akcji. I z jednej strony jak najbardziej to może się podobać, ale z drugiej - jak dla mnie, zaczęło się tutaj pojawiać zbyt dużo zbiegów okoliczności i nieprawdopodobnych momentów, przez co książka straciła na autentyczności. I rozumiem, że książki świąteczne żądzą się swoimi prawami, a taka ckliwość i magia przypadku charakteryzują ten gatunek literacki, lecz tutaj było tego zdecydowanie za dużo, i szczerze? W życiu realnym ta historia na pewno nie miałaby miejsca. Nawet od takich pozycji oczekuję jakiegoś realizmu. Tutaj niestety tego nie dostałam. O ile początek zadowalał, o tyle później cały wypracowany przez autorkę potencjał rozpadł się jak domek z kart. A szkoda. Pojawiające się absurdy zdecydowanie odebrałby mi przyjemność z czytania, więc drugą część książki tak naprawdę męczyłam.
„Wigilia z nieznajomym” to historia, która na pewno skłania do wielu przemyśleń. Dobitnie udowadnia, że rozmowa i samo wsparcie jest najważniejszym fundamentem każdej relacji. Bez tego żaden związek nie będzie dobrze funkcjonował. Pomysł na książkę okazał się naprawdę super, choć moim zdaniem po drodze coś nie wypaliło. Mam bardzo mieszane uczucia, bo z jednej strony dobrze się bawiłam podczas czytania, niejednokrotnie się śmiałam, emocje skakały we mnie jak szalone, ale z drugiej strony te wszystkie niedorzeczności wywoływały we mnie lekką irytację. Koniec końców książkę polecam, bo wierzę, że może się ona spodobać niejednemu odbiorcy. Nie jest to moja ulubiona powieść świąteczna, ale można przeczytać.
Pierwszy świąteczny tytuł za mną. „Wigilia z nieznajomym” mega mnie zainteresowała swoim opisem, więc z chęcią po nią sięgnęłam. I w sumie sama już nie wiem. Z jednej strony pozycja ta bardzo mi się podobała, a z drugiej nie do końca jestem zadowolona z całokształtu.
W tej powieści poznamy Antoninę i Marcela, małżeństwo, któremu nie układa się już od lat. Antonina nie ma...
2021-11-30
Kolejna książka Mossa za mną. Wszystkie pozycje tego Autora zawsze biorę w ciemno, nigdy jeszcze się nie zawiodłam. Niestety, w tym przypadku było inaczej.
W liceum Freuda dochodzi do krwawego zamachu terrorystycznego. Jednym z zamachowców jest Błażej Dragiel, który popełnia samobójstwo na oczach swojej przyjaciółki Kai Almond. Nikt nie rozumie dlaczego syn znanego biznesmena posunął się do tak drastycznego kroku i okrucieństwa. Tymczasem zaczyna się medialna nagonka na Kaję. Aby oczyścić się z zarzutów, dziewczyna za wszelką cenę stara się dowiedzieć prawdy. Wylewający się na nią hejt mobilizuje ją do działania. Wkrótce odkrywa, że jej przyjaciel skrywał przed nią masę tajemnic, a dojście do przyczyny zamachu terrorystycznego nie jest wcale łatwym zadaniem…
„Wszyscy muszą zginąć” to historia, która z początku mnie wciągnęła, lecz im dalej, tym fascynacja tą lekturą całkowicie się ulotniła. Każda, dosłownie każda książka tego Autora zapewniła mi ostrą jazdę bez trzymanki, każda z nich była z tych nieodkładalnych, idealnych na jeden wieczór. Tutaj tego nie czułam. Nie czułam tej dynamiki charakterystycznej dla Mossa. Nie czułam tych momentów zaskoczenia, i najważniejsze, nie czułam ani fascynacji, ani większego zainteresowania. Autor ma do siebie to, że tworzy dość kontrowersyjne powieści, skupiając się na codzienności naszego społeczeństwa, gdzie polityka i różnego rodzaju zamieszki grają główne skrzypce. I to jest ok! Właśnie ze względu na to sięgam po jego twórczość. W tej powieści ponownie zderzymy się z wątkami homoseksualistów, oraz problemami zwykłych obywateli. Autor skupia się również na organizacjach nacjonalistycznych, toksycznej dominacji, nienawiści do całego świata, despotycznych ludziach i ich relacjach. Hejt oraz brak poszanowania dla drugiego człowieka, również nie są tutaj pojęciami obcymi. Gry także stanowią nieodłączny element tej historii. I to był całkiem dobry pomysł, inny, świeży, ukazujący ogromne uzależnienie światem wirtualnym, które w pewnym momencie wymyka się spod kontroli. I o ile refleksja wylewająca się w tym aspekcie potrafi dać do myślenia, o tyle opisy samej gry i jej przebiegu były nad wyraz nudne i mało interesujące. Podczas czytania miałam ochotę omijać te fragmenty, bowiem zaczynały mnie drażnić. Miłośniczką gier nie jestem, ale nie przeszkadza mi wzmianka o nich w literaturze, wręcz przeciwnie, lecz tutaj było tego zdecydowanie za dużo. Na plus zasługują charakterystyczni, zbuntowani, agresywni, źli, ale i dobrzy bohaterowie, którzy nadają tej powieści lekkiej dynamiki, lecz na tle całej tej historii to tylko mały element.
„Wszyscy muszą zginąć” to średnia powieść, która nie zaskoczyła mnie niczym szczególnym, co potrafi bardzo rozczarować. Akcja w książce na początku bardzo wciąga, później pojawia się ogromny, nudny i pozbawiony wyrazu środek i mocne, nieprzewidywalne zakończenie, które jako tako ratuje całą powieść. Ale dla mnie to za mało. Nie twierdzę, że to zła historia, wierzę, że znajdzie ona swoich zwolenników, lecz między nami nie zaiskrzyło. Niestety. Mam nadzieję, że trzecia część okaże się o wiele lepsza.
Kolejna książka Mossa za mną. Wszystkie pozycje tego Autora zawsze biorę w ciemno, nigdy jeszcze się nie zawiodłam. Niestety, w tym przypadku było inaczej.
W liceum Freuda dochodzi do krwawego zamachu terrorystycznego. Jednym z zamachowców jest Błażej Dragiel, który popełnia samobójstwo na oczach swojej przyjaciółki Kai Almond. Nikt nie rozumie dlaczego syn znanego...
2021-11-19
Kolejna książka Pana Piotrowskiego za mną! Po świetnej trylogii z Igorem Brudnym, wiedziałam, że kolejne pozycje autora będę brała w ciemno. Ta historia to zupełnie coś innego, niż wyżej wspomniany cykl, ale kurczę! To było dobre, nawet bardzo dobre!
„Krew z krwi” to historia ojca i mało znanego pisarza kryminałów. Daniel Adamski wychowuje ciężko chorego syna i mogłoby się wydawać, że jego limit nieszczęść został już do końca wykorzystany. Niestety, sytuacja staje się jeszcze gorsza, kiedy okazuje się, że w mieście grasuje seryjny morderca, mordujący dokładnie w ten sam sposób, jaki został opisany w powieściach Adamskiego. W życiu bohatera zaczyna się ogromna walka, nie tylko ze śmiertelną chorobą syna, ale i policją, oraz jego zabójczym wielbicielem… jak to wszystko się potoczy?
Po przeczytaniu tej powieści czuję się niemalże przeżuta i wypluta, sponiewierana psychicznie i emocjonalnie. Pan Piotrowski tą historią dotknął najczulszych punktów mojej wrażliwości, wydobywając przy tym potok łez, otwierający oczy na okno tego smutnego i niesprawiedliwego świata, w jakim przyszło nam żyć. Książek z motywem nieuleczalnej choroby jest masa, lecz to, co serwuje Autor jest istnym rollercoasterem emocji i bezsilności. Piotrowski potrafi w emocje, bez dwóch zdań. Pomaga w tym świetna kreacja głównego bohatera, który toczy walkę z samym sobą, zwracając się przy tym bezpośrednio do czytelnika, więc emocje mu towarzyszące, odbijają się na odbiorcy ze zdwojoną mocą. Daniel Adamski to świetnie wykreowana osobowość, której plany, nadzieje i marzenia stopniowo zanikają, gdy słyszy diagnozę swojego jedynego, ukochanego synka. Jego życie zamienia się w gehennę i walkę. Życie w bólu i bezsilności. W miłości i nieszczęściu. Realność tych wydarzeń jest do bólu przeszywająca. Wątek obyczajowy jak najbardziej spełnia oczekiwania. Ten kryminalno-psychologiczny także odgrywa tutaj dużą i znaczącą rolę. Wprawdzie w połowie już wiedziałam, jaki będzie tego finał, lecz koniec końców nie zepsuło mi to przyjemności z czytania, bowiem wydarzyło się coś, czego w życiu bym się nie spodziewała! Czuć tutaj momenty napięcia, ten dreszczyk emocji, ciekawość, jak to wszystko się potoczy. Może akcja nie pędzi na łeb na szyję, ale na pewno niejednokrotnie zaskakuje i pogrywa z czytelnikiem na każdej możliwej płaszczyźnie. Autor wie, jak zaciekawić czytelnika i co najważniejsze - bardzo dobrze mu to wychodzi.
„Krew z krwi” to świetna, wciągająca, emocjonująca, totalnie oryginalna i świetnie skonstruowana powieść, którą zdecydowanie warto przeczytać. Autentyczna, bardzo życiowa i przede wszystkim refleksyjna historia, dająca wszystko, czego oczekuje się od tego gatunku. Nie pozostaje mi nic innego, jak z czystym sumieniem polecić tę powieść. Warto zaopatrzyć się w chusteczki. I odpowiedzieć sobie na pytanie „a Ty? Ile byłbyś w stanie zrobić, aby chronić swoje dziecko”?
Kolejna książka Pana Piotrowskiego za mną! Po świetnej trylogii z Igorem Brudnym, wiedziałam, że kolejne pozycje autora będę brała w ciemno. Ta historia to zupełnie coś innego, niż wyżej wspomniany cykl, ale kurczę! To było dobre, nawet bardzo dobre!
„Krew z krwi” to historia ojca i mało znanego pisarza kryminałów. Daniel Adamski wychowuje ciężko chorego syna i mogłoby się...
2021-11-22
„Pod kluczem” to historia, która wyskakiwała mi z lodówki. Miała swój czas i nie powiem, kusiła mnie niesamowicie. Więc przeczytałam. I koniec końców nawet mi się podobała, lecz spodziewałam się chyba czegoś lepszego.
Ta opowieść skupia się na Rowan, kobiecie, która postanawia zatrudnić się jako opiekunka do dzieci w wiktoriańskiej i dość przerażającej posiadłości, wokół której krążą niepokojące historie. Rowan nawet nie odstrasza fakt, że poprzednie opiekunki bardzo szybko zrezygnowały ze swojego stanowiska. Wysokie wynagrodzenie i miłość do dzieci pchają ją do drzwi tego domu, w którym jak się okaże, nie jest tak kolorowo, jakby się mogło wydawać.
„Pod kluczem” to historia, która intryguje i ciekawi swoją niepowtarzalnością już od pierwszej strony. Pierwszym plusem tej powieści jest przedstawienie wszystkich wydarzeń z perspektywy Rowan, która opisuje swoje przeżycia w formie listów. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego zabiegu, lecz im bardziej zagłębiałam się w fabułę, tym mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że ta forma narracji okazała się być naprawdę świetnym posunięciem. Prowadzi ona bowiem do głębszego poznania umysłu głównej bohaterki, jak i pewnej tajemniczości owianej niespodziewanymi wydarzeniami, trzymającymi czytelnika niejednokrotnie w napięciu. Otoczka ponurego, nawiedzonego i typowo wiktoriańskiego domu to motyw, jaki bardzo lubię w literaturze! Tutaj ten epizod został jak najbardziej dobrze przedstawiony, choć nie ukrywam - spodziewałam się czegoś bardziej mrocznego i przerażającego. Wprawdzie książka wywołała we mnie niejednokrotnie szybsze bicie serca w pakiecie z lekkim przerażeniem. Były w niej fragmenty, które niemalże łykałam, czytałam je z prędkością światła, aby jak najszybciej dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi! Emocje wylewające się na kartkach tej powieści zdecydowanie potrafią uderzyć i wzbudzić zainteresowanie losem głównej bohaterki. Lecz mimo wszystko zabrakło mi większego dreszczyku grozy i „tego czegoś”.
„Pod kluczem” to na pewno bardzo klimatyczna, mroczna, momentami nawet groteskowa, owiana dusznym klimatem powieść, kryjąca w sobie tajemnicę, która intryguje i wciąga w swoje sidła. Samo zakończenie jak najbardziej na plus. Po recenzjach widziałam, że wiele osób nie jest usatysfakcjonowanych takim posunięciem ze strony Autorki i jestem w stanie to zrozumieć. Na początku też nie byłam zadowolona, jednak po czasie doszłam do wniosku, że to był całkiem fajny zabieg. Otwarte zakończenie pozwala czytelnikowi zinterpretować tę historię na swój sposób, więc moim zdaniem to coś naprawdę fajnego i oryginalnego. Koniec końców, pomimo kilku minusów książka mi się podobała, miło spędziłam przy niej czas i śmiało mogę ją polecić.
„Pod kluczem” to historia, która wyskakiwała mi z lodówki. Miała swój czas i nie powiem, kusiła mnie niesamowicie. Więc przeczytałam. I koniec końców nawet mi się podobała, lecz spodziewałam się chyba czegoś lepszego.
Ta opowieść skupia się na Rowan, kobiecie, która postanawia zatrudnić się jako opiekunka do dzieci w wiktoriańskiej i dość przerażającej posiadłości, wokół...
2021-05-19
To moje pierwsze spotkanie z Autorką. Rzadko kiedy czytam romanse mafijne, jednak w końcu zdecydowałam się za coś zabrać i wybór padł na „słodką pokusę”, którą podczytywałam sobie w pracy. Nie miałam większych oczekiwań, nastawiałam się raczej na luźną i trochę naiwną historię, taką odpowiednią na zabicie czasu, gdzie nie trzeba zbytnio wytężać umysłu. Cóż, jakie było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że ten romans mafijny jest nie tylko fajną, ale i bardzo wartościową książką, która potrafi wywołać uśmiech na twarzy, jak i przywołać pewną refleksję.
„Słodka pokusa” to historia opowiadająca o losach Giuli, młodej, wchodzącej dopiero co w dorosłość dziewczyny, która od samego początku wiedziała, że poślubi mężczyznę, wybranego przez jej ojca, oraz Cassia, podszefa mafii, który po śmierci żony zostaje sam z dwójką małych dzieci. Cassio nie ma wyboru - musi jak najszybciej znaleźć kobietę, która zaopiekuje się jego maluchami. Wie również, że w jego świecie wybór żony to nakaz, aniżeli przyjemność, a w życiu nie ma nic ważniejszego jak tradycja i honor. W pewnym momencie los tej dwójki się połączy...
„Słodka pokusa” to naprawdę intrygująca i ciekawa pozycja, obok której nie można przejść obojętnie. Autorka wykreowała niesamowicie wyrazistych bohaterów, wyróżniających się odmiennym charakterem, jak i wizją życia. Giulia to niespełna osiemnastoletnia dziewczyna, wkraczająca w odległy dla niej świat nie tylko małżeństwa, ale i macierzyństwa u boku dużo starszego od siebie mężczyzny. Przymus zamążpójścia nie do końca był tym, czego chciałaby od życia, jednak ze wszystkich sił próbuje się starać, aby ten związek był szczęśliwy i przepełniony miłością. Cassio natomiast to człowiek zagadka, zamknięty na uczucia, bezwzględny i brutalny mafioso, który bardzo sceptycznie podchodzi do ślubu z tak młodą wybranką. Czuje przez to niechęć nie tylko do samego siebie, ale i całego świata. Czy uda im się w tym odnaleźć? Czy ślub z przymusu może okazać się szczęśliwy i zakiełkować odrobinę miłości? Muszę przyznać, że bardzo polubiłam się z głównymi bohaterami i kibicowałam im od samego początku. Ta historia całkowicie odbija od wizji typowego romansu mafijnego, bowiem mamy przed sobą ciepłe i pełne polotu postaci, a nie głupie i infantylne osobowości, które są zazwyczaj charakterystyczne dla tego gatunku literackiego. Nie wspominając już o profilu psychologicznym, który jak na romans został przedstawiony po mistrzowsku! Akcja w książce może nie pędzi na łeb na szyję, ale potrafi zaskoczyć pod wieloma względami. „Słodka pokusa” to emocjonująca, słodko-gorzka powieść, o świetnie poprowadzonej fabule, która chwyta nie tylko za serce, ale i wywołuje wiele skrajnych emocji, zaczynajac od uśmiechu, kończąc na smutku i żalu. To powieść o sile, pożądaniu, tajemnicach, honorze, namiętności, trudzie dnia codziennego, oraz poszukiwaniu własnego „ja”. To książka, która potrafi rozpalić zmysły, uzależnić i wciągnąć w swoje sidła, a także zaabsorbować i zaciekawić. To nie jest tani i głupi romans, gdzie ilość seksu przyprawia o ból głowy swoją wulgarnością i prostactwem, wręcz przeciwnie - to mega wciągająca, napisana ze smakiem i rozmachem historia, która niesie za sobą jakąś wartość. Co tu dużo pisać; świetna opowieść, świetny pomysł i świetne wykonanie! Na pewno sięgnę po inne książki tej autorki.
To moje pierwsze spotkanie z Autorką. Rzadko kiedy czytam romanse mafijne, jednak w końcu zdecydowałam się za coś zabrać i wybór padł na „słodką pokusę”, którą podczytywałam sobie w pracy. Nie miałam większych oczekiwań, nastawiałam się raczej na luźną i trochę naiwną historię, taką odpowiednią na zabicie czasu, gdzie nie trzeba zbytnio wytężać umysłu. Cóż, jakie było moje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-10-27
„Dobra siostra” to moje pierwsze spotkanie z Autorką. Teraz już wiem, że na pewno nie ostatnie! Sally Hepworth bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Może to nie było do końca to, czego oczekiwałam, niemniej, mimo wszystko lektura przypadła mi do gustu.
W tej powieści czytelnik poznaje Rose i Feen, dwujajowe bliźniaczki, które łączy bardzo mocna i intensywna więź. Obie kobiety chronią siebie nawzajem od najmłodszych lat, są dla siebie wsparciem i całym życiem. Ich ciężka i trudna przeszłość odciska piętno na ich psychice, a problemy dnia codziennego mnożą się jak szalone. Właśnie na tym skupia się cała książka - demonach przeszłości, które jak się okazuje są kluczem do tajemnic Feen. Feen zrobiła kiedyś coś złego, coś o czym Rose nie potrafi zapomnieć i każdego dnia stara się chronić swoją siostrę. Jednak wszystko idzie w niepamięć, gdy Feen decyduje się zostać surogatką Rose, bowiem walka siostry z niepłodnością miażdży ją od środka. Jednak obie siostry nie zdają sobie sprawy, że to zapoczątkuje kolejną lawinę pewnych wydarzeń.
„Dobra siostra” to niesamowicie ciekawa historia, oryginalna, taka, z jaką jeszcze nigdy się nie spotkałam. Głównym fundamentem tej powieści są dwie siostry, które prowadzą naprzemienną narrację. Feen skupia się na życiu obecnym, przedstawiając czytelnikowi swoje uporządkowane życie, gdzie rutyna i pewne przyzwyczajenia stanowią nieodłączny element jej życia. Feen nie lubi zmian, nie potrafi odnaleźć się wśród ludzi, a nowe znajomosci stanowią dla niej wyzwanie. Rozkładanie wszystkiego na czynniki pierwsze, analizowanie najmniejszego szczegółu każdej wypowiedzi oraz bezpośredniość, stanowią jej charakterystyczny element. Jej wypowiedzi, tok myślenia, każda analiza i cały profil psychologiczny wyróżnia ją na tle innych postaci literackich. Dawno nie spotkałam tak świetnie wykreowanego bohatera. Rose natomiast to ta bardziej „życiowo ogarnięta” siostra, która za wszelką cenę próbuje chronić i w jakimś stopniu kontrolować swoją nieuważną i jakby się mogło wydawać - niepełnosprawną intelektualnie siostrę. Swoją historię przedstawia w formie pamiętnika. Ta forma pozwala jej walczyć z niepłodnością. Cofanie się do przeszłości i jej ciężkich wydarzeń ma na celu także naprawić jej relacje małżeńskie. Jednak jak się okazuje, nie wszystko jest takie, jakby się mogło wydawać, a tajemnice wychylające się z cienia zburzą niejedno uporządkowane życie…
„Dobra siostra” to świetnie skonstruowana powieść, o idealnie oddanej głębi psychologicznej bohaterów, która wciąga w swoje sidła już od pierwszych stron. Mimo, że akcja tej powieści rozgrywa się raczej niespiesznie, skupiając się w dużej mierze na życiu prywatnym obu kobiet, to uwierzcie mi, to potrafi zainteresować i nie pozwala się od niej oderwać. Sekrety wiszące w powietrzu, demoniczna przeszłość, walka z niepłodnością, problemy małżeńskie, nowe relacje, przyjaźnie i miłości, oraz skomplikowane więzi rodzinne, a także pokonywanie i mierzenie się z własnymi lękami nadają tej historii ogromnego charakteru. Przez to książka nie tylko staje się nieodkładalna, ale i bardzo emocjonująca! Tak, ekspresyjność emocjonalna to zdecydowanie słowo, jakim można ocenić tę pozycję. Od uśmiechu po płacz. I może określenie tej historii jako mocnym thrillerem psychologicznym jest nad wyrost, bowiem w moim odczuciu to bardziej powieść obyczajowa z thrillerem w tle, to i tak warto zapoznać się z tą historią! Świetnie się bawiłam podczas czytania. Autorka dała radę niejednokrotnie mnie zaskoczyć, wciągnęła mnie w bardzo autentyczny wir wydarzeń, zapewniając momenty napięcia i niepewności. Książka w połowie robi się do bólu przewidywalna, dla jednych może to być minus, ale akurat w tym przypadku w ogóle mi to nie przeszkadzało! Ta historia ma w sobie „to coś”. Polecam!
„Dobra siostra” to moje pierwsze spotkanie z Autorką. Teraz już wiem, że na pewno nie ostatnie! Sally Hepworth bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Może to nie było do końca to, czego oczekiwałam, niemniej, mimo wszystko lektura przypadła mi do gustu.
W tej powieści czytelnik poznaje Rose i Feen, dwujajowe bliźniaczki, które łączy bardzo mocna i intensywna więź. Obie...
2021-11-10
Lubię czasami oglądać sobie filmiki z książkami na YouTube. Kanał strefy czytacza nie raz urozmaicił mi niejeden wieczór. Wiedziałam, że będę musiała przeczytać książkę, którą napisał właśnie ten youtuber. Debiuty również bardzo lubię, jednak w tym przypadku czuję ogromne rozczarowanie.
To miała być historia obyczajowa z romansem w tle, niestety nie znalazłam tutaj ani jednego, ani drugiego. Powieść ta skupia się na Macieju, trzydziestojednoletnim mężczyźnie, weterynarzu, który nie do końca lubi swoją pracę, ale dzielnie ją znosi, bowiem zawód ten wybrała mu mama, więc jakoś trzeba sobie z tym radzić. Bohater ten prowadzi dość nudne i monotonne życie, opierające się w głównej mierze na wewnętrznych monologach. Sytuacja się zmienia, gdy niespodziewanie w jego ręce wpada paczka, zaadresowana do Anety, młodej, nieznanej mu kobiety. Zwrócenie przesyłki właścicielce zapoczątkuje nową znajomość. Jak się ona potoczy?
Od takich książek nie wymagam wiele. Fajnie, jak takie pozycje otulają lekkością, ale i poruszają życiowe tematy, wydobywają emocje, oraz kuszą interesującą fabułą. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że w moim odczuciu „gra o marzenia” to historia pozbawiona jakiejkolwiek fabuły. Przez pierwsze pół książki nie dzieje się w niej praktycznie nic. Czytelnik skupia się na monologu głównego bohatera, który ma śmieszyć i może faktycznie, w niektórych momentach tak jest, ale po czasie zaczyna nudzić i irytować, więc ze strony na stronę wywrotka oczami staje się nieodłącznym elementem czytania. Sytuacja się zmienia, gdy Maciej poznaje Anetę. Tajemniczą kobietę, która jak się później okazuje, dźwiga na swoich barkach dość ciężką i chwytającą za serce przeszłość. Jej sytuacja rodzinna potrafi zaciekawić i wydobyć emocje, a świadomość, że takich rodzin niestety nie brakuje, jakoś tak bardziej wywołuje smutek. I to jest jeden, jedyny pozytyw tej powieści. Sama relacja między bohaterami z początku szła w dobrym kierunku, lecz niestety, bardzo szybko zboczyła z trasy. Niby to romans, a jednak do romansu daleko. Nie czułam tej chemii między nimi, iskierki pożądania, która rozpaliłaby moje zmysły. Nie czułam tej delikatności, otoczki jakiegokolwiek romantyzmu, pragnienia. Nie czułam dosłownie nic, bowiem tego tutaj nie ma. Sama kreacja głównych bohaterów także nie spełnia oczekiwań. Maciej to taki typowy facet, który pomimo swojej dorosłości nadal liczy się ze słowem matki i nie ma w nim nic interesującego, co mogłoby przyciągnąć do niego czytelnika. Aneta to bardziej wyrazista osobowość, lepiej wykreowana, ale nadal jej daleko do ideału. Ta dwójka może i tworzy fajny duet, lecz podczas czytania odnosi się wrażenie, że czytamy o nastolatkach, aniżeli dorosłych ludziach. Powieść tę ratuje Miłka, młodsza siostra Macieja. Bardzo fajna osobowość, jej dialogi potrafią rozweselić i wywołać uśmiech na twarzy. Ale i w tym przypadku pojawia się kolejny absurd. Jedenastolatka rozwiązująca problemy dorosłych ludzi, świetnie odnajdująca się w ich świecie, znająca odpowiedź na każde pytanie. Niestety, ale tego nie kupuję.
Koniec końców książkę przeczytałam, wytrwałam do końca, momentami nawet fajnie się bawiłam, lecz na pewno nie będę polecać tej historii dalej i bardzo szybko o niej zapomnę. Nie twierdzę, ze to zła pozycja, bo po recenzjach widać, że ma ona także swoich zwolenników. Autor na pewno miał dobre intencje pisząc tę powieść. Pomysł dobry, potencjał też był, ale totalnie niewykorzystany. A szkoda, bo zapowiadało się naprawdę fajnie. Na plus zasługuje fajnie przedstawiony motyw walki o własne marzenia. Warto walczyć o to, czego się pragnie, bez względu na to, co myślą inni. Taka mała anegdotka.
Lubię czasami oglądać sobie filmiki z książkami na YouTube. Kanał strefy czytacza nie raz urozmaicił mi niejeden wieczór. Wiedziałam, że będę musiała przeczytać książkę, którą napisał właśnie ten youtuber. Debiuty również bardzo lubię, jednak w tym przypadku czuję ogromne rozczarowanie.
To miała być historia obyczajowa z romansem w tle, niestety nie znalazłam tutaj ani...
2021-11-06
Moje pierwsze spotkanie z Panem Bednarkiem i muszę przyznać, że bardzo, a to bardzo udane! Czytanie tej powieści, dla mnie, jako wyjadacza kryminałów i thrillerów było prawdziwą ucztą!
Historia opowiada o dwudziestotrzyletnim Oskarze, który w formie terapii związanej z dramatyczną przeszłością pisze kryminały. To pomaga mu zapomnieć o pewnych wydarzeniach. W poszukiwaniu inspiracji do kolejnej swojej powieści postanawia iść na pogrzeb brutalnie zamordowanej nastolatki. Tam poznaje Luzię, przepiękna dziewczynę, dla której traci głowę bez pamięci. Jak się okazuje, zabójstwo młodej dziewczyny to dopiero początek, bowiem dochodzi do kolejnych morderstw, a Łowca Nimfetek, jak został okrzyknięty seryjny morderca przez dziennikarzy, nadal jest nieuchwytny. Oskar zbliżając się do Luizy odkrywa pewne poszlaki, łączące ludzi z jej otoczenia z serią morderstw. I tutaj właśnie zaczyna się cała zabawa.
„Inspiracja” to historia, która wciąga już od pierwszych stron, a im dalej, tym odłożenie jej chociaż ma moment staje się czymś niemożliwym. Główne skrzypce gra tutaj Oskar. Na początku ta postać wywoływała we mnie lekkie przerażenie, lecz im bliżej go poznawałam, tym bardziej zaczęłam go rozumieć. Oskar to człowiek zagadka, o świetnie nakreślonym profilu psychologicznym. Jego umysł, jak i poczynania to istna mieszanka wybuchowa i wspaniała uczta dla wyjadaczy tego właśnie gatunku. Wielkie brawa dla Autora za wykreowanie tak świetnej, nietuzinkowej i przede wszystkim przyciągającej jak magnes osobowości. Każdy najmniejszy element tej postaci zadziwia, a wszystkie myśli, analizy, każde spojrzenie na daną sytuację odbijają się na czytającym ze zdwojoną mocą. Ten człowiek to zdecydowanie najmocniejszy punkt książki. Śmiem nawet twierdzić, że to jedna z barwniejszych postaci literackich z gatunku „kryminał/thriller”. Kolejnym aspektem wartym uwagi jest sama intryga - wciągająca, emocjonująca, nietuzinkowa, do bólu brutalna i w pewnych momentach obrzydliwa oraz przerażająca, pogrywająca z czytelnikiem na każdej możliwej stronie! Autor wie, jak budować napięcie, wie, jak przekonać do siebie czytelnika i zafundować mu szybką jazdę bez trzymanki, z licznymi zakrętami i przeszkodami na pokonywanej drodze. Akcja w książce już od samego początku trzyma poziom i uderza swoją brutalnością, oraz tajemnicami wiszącymi w powietrzu. W połowie książka staje się w pewien sposób przewidywalna, bowiem Autor bardzo szybko postanawia wyłożyć na stół wszystkie karty i przedstawić czytelnikowi twarz mordercy. I wtedy pojawia lekki zawód, „No, bo jak to?! Połowa książki, a ja już wiem kto za tym wszystkim stoi? Bez sensu.” Zdziwienie przeogromne mnie ogarnęło, kiedy brnęłam dalej i poznawałam kolejne smaczki, jakie serwował Pan Bednarek. Jak się okazało, w jego rekawie ukrywał się jeszcze niejeden as, a szybkie spotkanie z mordercą wcale nie psuje odbioru lektury, jakby się mogło z początku wydawać! To właśnie w tym momencie rozpoczyna się spirala pewnych wydarzeń, która niejednokrotnie zaskoczy i zahipnotyzuje. Finał to także konkretna petarda, zadziwiająca i nieoczywista. To w jaki sposób Autor poprowadził przez życie głównego bohatera niesamowicie zadziwia, więc sięgnięcie po drugi tom jest czymś obowiązkowym w tym przypadku.
„Inspiracja” to naprawdę bardzo dobra powieść, którą warto polecić. Autor poza wątkiem kryminalnym skupia się również na samej jednostce ludzkiej, przemocy, patologii, perwersji, najgorszych wynaturzeniach człowieka, idealnie kreśląc przy tym profil psychopatycznego umysłu. Traumatyczna przeszłość i chęć zemsty, również nie są tutaj pojęciami obcymi. Mocny, naładowany emocjami thriller, owiany nutą normalności i wątku miłosnego, który stał się świetnym dopełnieniem tej historii. Jestem zachwycona i już nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejną część tej serii. Polecam!
Moje pierwsze spotkanie z Panem Bednarkiem i muszę przyznać, że bardzo, a to bardzo udane! Czytanie tej powieści, dla mnie, jako wyjadacza kryminałów i thrillerów było prawdziwą ucztą!
Historia opowiada o dwudziestotrzyletnim Oskarze, który w formie terapii związanej z dramatyczną przeszłością pisze kryminały. To pomaga mu zapomnieć o pewnych wydarzeniach. W poszukiwaniu...
2021-11-02
„Topieliska” to moje drugie spotkanie z Ewą Przydrygą. Jej poprzednia powieść nie zrobiła na mnie większego wrażenia, mimo wszystko nie skreśliłam twórczości autorki, wręcz przeciwnie - postanowiłam dać jej kolejną szansę. Jak poszło tym razem?
Życie Poli rozpada się na kawałki, kiedy odbiera telefon z przychodni i dowiaduje się, że jej mąż wraz z trzyletnim synkiem nie stawili się na umówionej wizycie. Milczący telefon męża budzi w niej niepokój. W drodze do przychodni Pola jest świadkiem wypadku. Na jej oczach dźwig wyciąga z wody roztrzaskane resztki samochodu, w którym główna bohaterka rozpoznaje nissana swojego męża, Kuby. Kilka dni później zwłoki mężczyzny zostają wyciągnięte z rzeki. Lecz po ich synku nadal nie ma śladu. Zdesperowana Pola pragnie na własną rękę odnaleźć swoje dziecko. Prywatne dochodzenie niejednokrotnie ją zaskoczy, a kłamstwa, jakie skrywał jej mąż, stopniowo, tak jak jego ciało, wypłyną na powierzchnię. Jakie tajemnice skrywał Kuba?
„Topieliska” to historia, której akcja rozpoczyna się z ogromnym przytupem, wysuwając na pierwszy plan drastyczne wydarzenie, które pociągnie za sobą nie tylko niewyobrażalną ilość emocji, ale i lawinę wydarzeń, zapewniającą czytelnikowi niebywałą i totalnie wciągającą zabawę psychologiczną. Ewa Przydryga w tej powieści knuje zadziwiającą i bardzo oryginalną intrygę, przepełnioną momentami napięcia, zaskoczenia jak i niespodziewanych zwrotów akcji. Narracja tej powieści przedstawiona jest z perspektywy Poli, w czasie teraźniejszym, gdzie przeszłość miesza się z codziennością. Uwielbiam taki zabieg w literaturze, bowiem dzięki temu czytelnik może wejść w umysł danej postaci, obserwując pewne wydarzenia jej oczami. Oczywiście prowadzi to także do tajemniczości, której tutaj nie zabraknie! „Topieliska” to powieść skupiająca się na wielu wątkach. Poza poszukiwaniami synka głównej bohaterki, czytelnik zderzy się również ze skomplikowanymi relacjami rodzinnymi, sekretami, codziennością głównych bohaterów, ich demonami, zmartwieniami, analizami, oraz dziwnymi i lekko przerażającymi snami głównej bohaterki, gdzie główne skrzypce grają… kruki. To tworzy dość psychodeliczny i grobowy klimat. I to jest ok! Lubię, kiedy w książce coś się dzieje, choć w tym przypadku momentami czuć lekki przesyt. Nadchodzi czas, gdzie próba odnalezienia synka Poli zostaje przyćmiona innymi aspektami, przez co thriller psychologiczny przestaje być thrillerem, a typową powieścią obyczajową/sensacyjną. I z jednej strony to nie było takie złe, ale z drugiej, bardzo obiecujący początek, obiecywał zbyt wiele. Akcja w środku książki zwalnia swoje obroty, czuć momentami lekkie znużenie, ale na szczęście po czasie ponownie coś rusza i można poczuć zadowolenie. Na pewno nie można zarzucić tej powieści schematyczności. Mimo wszystko ma ona w sobie coś fajnego, coś, co nie pozwala oderwać się od czytania, a świetne pióro autorki pozwala płynąć między kartkami.
„Topieliska” to może nie wyśmienita, ale na pewno dobra powieść, która zainteresuje niejednego czytelnika. Czuć w niej lekki strach pomieszany z niepewnością. Książka daje radę niejednokrotnie zaskoczyć, wydobywa emocje, zmusza do główkowania, choć nie ukrywam - w pewnym momencie staje się także przewidywalna. Sam finał jak najbardziej zadziwia! Mniej więcej podejrzewałam jak to się może skończyć, nie zmienia to faktu, że i tak czułam się miło zaskoczona. Historia ta ma lepsze i gorsze momenty, ale mimo wszystko warto ją polecić. Świetnie się bawiłam podczas czytania. Pomimo kilku minusów tak się wciągnęłam w tę historię, że w wolnej chwili odpalałam ją nawet w audio, czego nigdy nie robię, więc to mówi samo za siebie.
„Topieliska” to moje drugie spotkanie z Ewą Przydrygą. Jej poprzednia powieść nie zrobiła na mnie większego wrażenia, mimo wszystko nie skreśliłam twórczości autorki, wręcz przeciwnie - postanowiłam dać jej kolejną szansę. Jak poszło tym razem?
Życie Poli rozpada się na kawałki, kiedy odbiera telefon z przychodni i dowiaduje się, że jej mąż wraz z trzyletnim synkiem nie...
„Wrzask” to historia, która podzieliła czytelników. Po tylu pozytywnych recenzjach postanowiłam w końcu po nią sięgnąć i wyrobić sobie własną opinię. W tej powieści czytelnik poznaje Larysę - bezwzględną reporterkę, zmagająca się z demonami przeszłości, bardzo charakterystyczną osobowością, która wpada na trop sadystycznego sponsora, mężczyzny płacącego studentkom za brutalny seks. Drugim bohaterem powieści jest Bruno, ekscentryczny policjant również z bagażem traumatycznych doświadczeń, próbujący rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci pewnej młodej dziewczyny. Jak się okazuje, obie te sprawy mają drugie dno, a losy dwójki bohaterów niespodziewanie się ze sobą połączą. Przed Larysą i Brunem trudne zadanie, a odnalezienie człowieka, który oficjalnie nie istnieje, okaże się dla nich mroczną i przerażającą przeprawą.
„Wrzask” to pierwsza część całkiem dobrze zapowiadającej się serii. Wprawdzie ciężko mi było się wgryźć w początek, jednak im dalej, tym ciekawość całą sprawą, jak i losem bohaterów wyjątkowo mnie wkręciła i zaintrygowała. Autorka na kartkach tej powieści kreśli niesamowicie wyraziste i pełne polotu osobowości, silne i temperamentne charaktery nadające tej historii pazura. Czytelnik nie zawsze jest w stanie zrozumieć ich wybory i poczynania, przez co momentami ta kreacja staje się lekko przerysowana, lecz patrząc na całokształt, poszło to w całkiem dobrym kierunku, a sympatia względem bohaterów zaostrza się z każdą przeczytaną stroną. Sam wątek kryminalny również spełnia oczekiwania. Sponsoring, przemoc i traumatyczne wydarzenia, czy przeżycia to tematy, które zawsze będą przyciągać czytelnika. Takich tytułów na rynku jest masa, lecz większość z nich powstaje na jedno kopyto. We „wrzasku” Autorka daje radę pociągnąć ten temat, zaskakując nieszablonową i oryginalną intrygą, której finał pozostawia czytelnika z jedną, wielką niewiadomą. Cała otoczka śledztwa dwójki bohaterów wciąga w swoje sidła, choć nie ukrywam - momentami irytował mnie fakt pojawiających się niewiadomo skąd poszlak, pozbawionych analizy i głębszego wytłumaczenia. Lubię, kiedy bohaterowie główkują nad sprawą wciągając w to samego czytelnika. Tutaj początek podrozdziału rozpoczynał się mniejszą, bądź większą wskazówką, za którą podążali bohaterowie i brak właśnie tego, jak na to wpadli i skąd się to wzięło, potrafi trochę rozczarować.
Podsumowując, „Wrzask” to na fajna, prosto, ale i świetnie napisana, w pewnych momentach zaskakująca i intrygująca powieść, którą na pewno warto polecić! Ta historia ma w sobie lepsze i gorsze fragmenty, ale jako całość wyszła z tego dość przystępna lektura. Jednak czegoś mi w tym wszystkim zabrakło. Fajnie się bawiłam podczas czytania, lecz nie czułam tego efektu „wow” charakterystycznego dla kryminału. Niemniej uważam, że to książka warta uwagi, bowiem Autorka porusza ważne tematy, które nadal stanowią ogromny problem tego świata.
„Wrzask” to historia, która podzieliła czytelników. Po tylu pozytywnych recenzjach postanowiłam w końcu po nią sięgnąć i wyrobić sobie własną opinię. W tej powieści czytelnik poznaje Larysę - bezwzględną reporterkę, zmagająca się z demonami przeszłości, bardzo charakterystyczną osobowością, która wpada na trop sadystycznego sponsora, mężczyzny płacącego studentkom za...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to