-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2017-08-21
2017-07-16
https://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2012/10/ladacznica.html
https://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2012/10/ladacznica.html
Pokaż mimo to2017-05-20
Postać Świętosławy, piastowskiej księżniczki, córki Mieszka I i Dobrawy Przemyślidki, jest niezwykła z wielu powodów. Historycy po dziś dzień nie mają pewności, czy... w ogóle istniała, a jeśli tak, to czy pojawiająca się w kronikach historycznych siostra Bolesława Chrobrego i matka króla Anglii Knuta - Santslaue, Sigrida Storrada - królowa ze skandynawskich sag oraz żona króla Danii Swena Widłobrodego - Gunhilda to jedna i ta sama osoba, czy też postać ta stanowi kompilację cech kilku kobiet żyjących na przełomie X i XI wieku. Wszystkie te niejasności i niejednoznaczności, a także fakt, że dumna bohaterka nordyckich sag oraz królowa Szwecji, Danii, Norwegii i Anglii musiała być kobietą niezwykłą, już za życia owianą legendą, czyni ze Świętosławy idealną potencjalną bohaterkę powieści historycznych. Literacki potencjał drzemiący w postaci piastowskiej księżniczki dostrzegła i znakomicie wykorzystała Elżbieta Cherezińska w swojej dylogii Harda Królowa, jednak nie ona jedna uległa urokowi średniowiecznej heroiny.
Czytaj więcej :https://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2017/05/swietosawa-krolowa-wikingow.html#more
Postać Świętosławy, piastowskiej księżniczki, córki Mieszka I i Dobrawy Przemyślidki, jest niezwykła z wielu powodów. Historycy po dziś dzień nie mają pewności, czy... w ogóle istniała, a jeśli tak, to czy pojawiająca się w kronikach historycznych siostra Bolesława Chrobrego i matka króla Anglii Knuta - Santslaue, Sigrida Storrada - królowa ze skandynawskich sag oraz żona...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-21
Na wodach Północy zwróciła moja uwagę od pierwszego spojrzenia. Rzut oka na okładkę i opis wydawcy wystarczył, żeby pobudzić moja wyobraźnię: czas akcji - połowa XIX wieku - i jej miejsce: angielski statek wielorybniczy w rejsie po Morzu Arktycznym - nasunęły skojarzenia z lekturami o tematyce polarnej, na czele z niedawno czytanym Terrorem Dana Simmonsa i wywołały wizje nieustraszonej załogi dzielnie walczącej tak z rozszalałymi siłami natury, jak i słabościami ciała i ducha, zaś wspomniany przez wydawcę w blurbie wątek brutalnego morderstwa na pokładzie i perspektywa nieuchronnej konfrontacji między zabójcą a szukającym prawdy i sprawiedliwości głównym bohaterem powieści w ekstremalnych warunkach lodowego piekła wzbudził dodatkowy dreszcz emocji.
Nic natomiast nie przygotowało mnie na istną lawinę maksymalnie intensywnych wrażeń oddziałujących nie tylko na wyobraźnię, ale i na zmysły, w których dominowały wstręt, odraza, obrzydzenie. A jednak powieść Iana McGuire'a emanowała hipnotyzującą niemal siłą przyciągania, fascynowała coraz bardziej z każdą odwracaną stronicą i nie pozwalała oderwać się od lektury. Jak to możliwe?
czytaj więcej: https://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2017/04/na-wodach-ponocy.html#more
Na wodach Północy zwróciła moja uwagę od pierwszego spojrzenia. Rzut oka na okładkę i opis wydawcy wystarczył, żeby pobudzić moja wyobraźnię: czas akcji - połowa XIX wieku - i jej miejsce: angielski statek wielorybniczy w rejsie po Morzu Arktycznym - nasunęły skojarzenia z lekturami o tematyce polarnej, na czele z niedawno czytanym Terrorem Dana Simmonsa i wywołały wizje...
więcej mniej Pokaż mimo to1997
Skusiłam się na tę książkę,gdyż interesowały mnie czasy dawnej Słowiańszczyzny i liczyłam na to,że dowiem się czegoś więcej o słowiańskiej kulturze i wierzeniach.I nie zawiodłam się,znalazłam nawet więcej - to interesująca opowieść o kształtowaniu się państwa polskiego,mechanizmach zdobywania władzy,a wszystko to okraszone pięknym wątkiem miłosnym.
Skusiłam się na tę książkę,gdyż interesowały mnie czasy dawnej Słowiańszczyzny i liczyłam na to,że dowiem się czegoś więcej o słowiańskiej kulturze i wierzeniach.I nie zawiodłam się,znalazłam nawet więcej - to interesująca opowieść o kształtowaniu się państwa polskiego,mechanizmach zdobywania władzy,a wszystko to okraszone pięknym wątkiem miłosnym.
Pokaż mimo to2011-05-26
Odkąd pamiętam poznawanie obyczajów i tradycji różnych kultur jest moją pasją i nigdy nie przepuszczam okazji, by pogłębić swą wiedzę na ten temat. Dlatego też, zaciekawiona tytułem tej książki postanowiłam przekonać się, co się za nim kryje. Jednak dopiero opis z okładki zaintrygował mnie do tego stopnia, że nie mogąc się oprzeć nagłej chęci bez wahania zagłębiłam się w lekturze.
Moja wiedza na temat Albanii jest mocno ograniczona do zaledwie garści podstawowych faktów geograficznych, dlatego też z ochotą postanowiłam zmienić ten stan rzeczy. Zwłaszcza, ze okazja sama wpadła mi w ręce - i to całkiem dosłownie.
Książka przeniosła mnie w dziki świat albańskich gór i ich hermetycznej, niezwykle surowej społeczności, której wszelkie aspekty życia społecznego, ekonomicznego i rodzinnego od wieków ustala i reguluje Kanun - czyli zbiór tradycyjnych praw przekazywanych z pokolenia na pokolenie.
Zgodnie z jego literą kobieta znajduje się na najniższym szczeblu społecznym, jej życie ogranicza się do reprodukcji i podporządkowywaniu się zasadom ustalanym przez mężczyzn. Jak w wielu innych częściach świata małżeństwa aranżowane są przez zainteresowane rodziny; kobieta nie ma żadnego wpływu na to, czyją żoną zostanie. Ojciec miał prawo zabić ją za nieposłuszeństwo, podobnie jak rodzina narzeczonego w razie zerwania zaręczyn, obrażona odmową.W rezultacie konflikt mógłby rozpętać krwawą wendetę, która toczyłaby się przez pokolenia.
Niechętna małżeństwu kobieta miała jednak jedno wyjście - wystarczyło wypowiedzieć zdanie, że chce zostać mężczyzną. Od momentu złożenia przysięgi te "zaprzysięgłe dziewice" zmieniały swoje imię na męskie, musiały zachowywać się i ubierać jak mężczyźni, przebywać wyłącznie w ich towarzystwie - w ten sposób zyskiwały należny płci status społeczny, szacunek, wysoką pozycję w rodzinie, rangę przywódcy oraz przywileje i prawa zarezerwowane tylko dla mężczyzn. Były traktowane na równi z nimi w każdym aspekcie życia codziennego. Do końca życia musiały jednak zachować dziewictwo, nie wolno też im było złamać przysięgi, co okrywało hańbą cały ród - w takim razie czekała je śmierć.
W północnej Albanii kobiety nie miały zbyt wielu możliwości; jedyną alternatywą dla nędznej kobiecej egzystencji było... stanie się mężczyzną. Paradoksalnie decyzja o zostaniu Virgijneshe była jedynym przejawem ich wolnej woli, na którą zezwalał Kanun i którą akceptowała społeczność.
Innymi powodami, dla których kobiety decydowały się na ten krok był np. brak mężczyzn w rodzie, a co za tym idzie - brak przywódcy i spadkobiercy. Nowy mężczyzna w klanie oznaczał powód do chwały, dumy, był źródłem prestiżu i honoru.
W takim właśnie kontekście powieść umożliwia nam śledzenie losów jednej z "zaprzysiężonych dziewic" - Hany Doda (czy też raczej Marca).
Aby uwolnić się od brzemienia bycia mężczyzną, zaprzeczania swojej tożsamości, o której musiała zapomnieć na czternaście długich lat, Hana opuszcza Albanię i na zaproszenie kuzynki emigruje do Stanów Zjednoczonych. Tu jej decyzja spotyka się ze zrozumieniem, liczna rodzina utwierdza ją w niej i wspiera. Jednak Hanie z większą łatwością przychodzi zaadaptowanie się do amerykańskiego stylu życia - szybko uczy się języka, znajduje mieszkanie, pracę - natomiast ponowne przywyknięcie do bycia kobietą nie jest już takie proste i przysparza jej wielu problemów. Najtrudniej jest oswoić się z własną seksualnością, nawiązać kontakty z mężczyznami, ułożyć sobie życie osobiste. Ogromna przepaść kulturowa i mentalna, a także tajemnica Hany - z amerykańskiego punktu widzenia dziwaczna i niezrozumiała - skutecznie jej to uniemożliwiają.
Czytelnik, dzięki licznym retrospekcjom z czasów, kiedy Hana mieszkała w Albanii pod opieką wujostwa, może śledzić koleje losu, które doprowadziły Hanę do podjęcia tak radykalnej decyzji; wgląd w sytuację albańskich kobiet i motywacje Hany umożliwia nam próby zrozumienia jej wyboru i uświadomienia sobie wszelkich jego konsekwencji. A są one nie tylko natury obyczajowej, ale przede wszystkim psychologicznej. Hana boryka się z nimi przez całe życie; na szczęście spotyka kogoś, komu być może uda się przegnać z jej duszy demony przeszłości...
Czytając tę książkę miałam nieodparte wrażenie, że przeniosłam się w czasie o jakieś pięćset lat: ponure górskie wioski, w których rządzi niewzruszona tradycja, krwawe wendety ciągnące się przez pokolenia w obronie honoru... tymczasem wydarzenia opisane w powieści dotyczą czasów nam współczesnych; historia Hany ma swój początek w latach 80-tych XX wieku!
Wielkie wrażenie zrobiły na mnie "zaprzysięgłe dziewice", które odwagą i determinacją, okupując swą decyzję rezygnacją z własnej tożsamości, potrafiły zapewnić sobie szacunek i poważanie. Koszty poniosły ogromne; w sensie fizycznym ocaliły życie, ale zostały zmuszone do pogrzebania swej prawdziwej natury i wszystkiego, co się z tym wiąże. Jedyną ucieczką od takiego stanu rzeczy jest... śmierć lub wyjazd gdzieś, gdzie nie dosięgnie ich krwawa zemsta usankcjonowana tradycją. A i to wyjście generuje kolejne psychologiczne komplikacje związane z ponowną całkowitą zmianą osobowości.
Polecam wszystkim tę niesamowitą, przejmującą powieść; napisana oszczędnym, surowym językiem oraz prostym, niewymuszonym stylem, z którego przebijają nuty nostalgii i melancholii sprawia, że bezwiednie zapada w pamięć budząc ogrom emocji i moc refleksji.
Warto poznać losy "zaprzysiężonych dziewic" - choćby z czystej ciekawości lub dla poszerzenia swojej wiedzy o świecie i o człowieku, o tych aspektach jego natury, z którymi jeszcze nie mieliście styczności.
Gorąco polecam!
Opublikowane na moim blogu:
zwiedzamwszechswiat.blogspot.com
Odkąd pamiętam poznawanie obyczajów i tradycji różnych kultur jest moją pasją i nigdy nie przepuszczam okazji, by pogłębić swą wiedzę na ten temat. Dlatego też, zaciekawiona tytułem tej książki postanowiłam przekonać się, co się za nim kryje. Jednak dopiero opis z okładki zaintrygował mnie do tego stopnia, że nie mogąc się oprzeć nagłej chęci bez wahania zagłębiłam się w...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-07-27
Marek Midura to młody mężczyzna o naturze fatalisty i ofiary losu.
Sytuacja rodzinna nie tylko nie powstrzymała, ale wręcz pogłębiła ten stan rzeczy. No bo co powiedzielibyście o rodzinie kogoś, kto może poszczycić się siostrą, która przekonana, że choruje na gigantyzm poddaje się różnym dziwacznym zabiegom, by zahamować swój wzrost, lub o bracie alergiku, którego sposobem na realizowanie zachcianek jest wywołanie nasilenia objawów choroby? Czy można dziwić się zachowaniu kogoś, kto był wychowywany przez ojca będącego niespełnionym pisarzem, alkoholikiem znającym Pismo Święte lepiej niż niejeden ksiądz oraz właścicielem największej w Krakowie prywatnej plantacji cytrusów opętanym paraliżującym lękiem przed życiem i marzącym jedynie o tym, by mieć święty spokój? Oraz przez matkę, która - by uchronić syna przed poborem do wojska - zawczasu zadbała o "zielone papiery" dla niego? Trochę na wyrost, trzeba zaznaczyć, bo powodem nadania kategorii D okazała się krótkowzroczność.
Jednak potwierdzona przez psychiatrę schizofrenia paranoidalna - choćby tylko w dokumentach - zobowiązuje. Życie Marka upływało w strachu, że być może rzekoma choroba psychiczna nie jest tylko wymysłem, a stanem faktycznym; przeczucie to w połączeniu ze światopoglądem odziedziczonym po ojcu bardzo silnie ukształtowały jego specyficzną, zachowawczą naturę.
Lęki ojca od zawsze udzielały się Markowi i pozbawiały go sił, by podążać własną drogą. Reprezentowany przez starszego Midurę stoicyzm w najczystszym wydaniu zasadzał się na bezkompromisowym konformizmie, unikaniu wszelkich konfliktów, a nawet wyzbyciu się uczuć, które mogłyby wyprowadzać go z równowagi i absorbować ponad miarę. Niby nieosiągalne, ale ojciec Marka bardzo poważnie i konsekwentnie zbliżał się do ideału.
Tak więc Marek ugrzązł w fatalistycznym marazmie, którego mogliby mu pozazdrościć romantyczni bohaterowie literaccy. Rażony niemocą i weltschmerzem istniał więc sobie siłą inercji, przekonany, że cały świat się na niego uwziął. Bezwolnie i bezrefleksyjnie płynął z prądem życia nie wyróżniając się niczym szczególnym. Był w tym tak dobry, że nie potrafił nawet walczyć o swoje dobre imię, gdy został niesłusznie oskarżony o molestowanie seksualne: wolał się wycofać, niż bronić swoich racji, gdyż nie cierpiał życiowych zawirowań i kłopotliwych sytuacji.
Pewnego dnia życie Marka zmienia się diametralnie, a niebagatelny wpływ na to miał incydent w tramwaju. Nagle - niespodziewanie dla samego siebie - podejmuje decyzję, by przykładnie ukarać pewnego znanego posła, który w niewybrednych słowach ubliżał swojej towarzyszce.
Przełamując bierność i podejmując zaplanowane działanie Marek sam sobie rzuca wyzwanie - chce się przekonać, czy stać go na zdecydowane poczynania pod wpływem impulsu, bez roztrząsania w nieskończoność ich ewentualnych konsekwencji. I choć nie wszystkie późniejsze wydarzenia będące implikacją przyklejenia grubiańskiego posła do oparcia tramwajowego siedzenia potoczyły się po jego myśli, to jednak nadały jego egzystencji pożądany bieg. Marek wyzwolił się od paraliżującego strachu przed życiem i postanowił sam nim kierować; zamiast nieustannie dzielić włos na czworo tkwiąc w bezpiecznym, ale ograniczającym go status quo - odważył się mieć marzenia i cele, stawiać sobie wyzwania oraz dążyć do ich realizacji. Już nie pozwolił na to, by tyranizowały go wydumane, przejaskrawione konsekwencje i powstrzymywały jego działanie, ale dzielnie stawiał im czoła.
"Przypadki Marka M." to wbrew pozorom bardzo zabawna i okraszona sporą dozą zdrowej ironii opowieść o dojrzewaniu, podejmowaniu wyzwań, dążeniu do realizacji marzeń, a także o pokonywaniu własnych słabości, lęków i ograniczeń, poznawaniu granic swoich możliwości.
Choć autor podejmuje w książce tematy ważkie i zasadnicze, kluczowe dla zrozumienia ludzkiej - własnej natury, to jednak czyni to w sposób zadziwiająco lekki, cudownie bezpośredni, wymowny i przekonywujący. Jego oryginalny, kpiąco - żartobliwy styl i niesamowite wyczucie, dzięki któremu zgrabnie unika trywializowania i upraszczania problematyki, powoduje, że staje się ona bardziej przystępna, lżej strawna, a jednocześnie trafia wprost do czytelnika z niezwykłą siłą.
"Przypadki Marka M." to powieść, która zapewnia jednocześnie dobrą rozrywkę okraszoną niewymuszonymi salwami gromkiego śmiechu, jak i chwile spokojnej zadumy pozbawione jednak gorzkiego posmaku charakterystycznego dla autorefleksji, którą niewątpliwie ta książka wywoła. Jestem pewna, że gdy sięgniecie po tę powieść - będziecie mile zaskoczeni i spędzicie bardzo przyjemne chwile w jej towarzystwie.
Gorąco polecam!
Opublikowane na moim blogu:
zwiedzamwszechswiat.blogspot.com
Marek Midura to młody mężczyzna o naturze fatalisty i ofiary losu.
Sytuacja rodzinna nie tylko nie powstrzymała, ale wręcz pogłębiła ten stan rzeczy. No bo co powiedzielibyście o rodzinie kogoś, kto może poszczycić się siostrą, która przekonana, że choruje na gigantyzm poddaje się różnym dziwacznym zabiegom, by zahamować swój wzrost, lub o bracie alergiku, którego sposobem...
2011-11-27
"Gwiazda Wieczorna wschodzi" to drugi tom pięcioksiągu "Baśniobór" - serii fantasy skierowanej do młodego czytelnika, według mnie całkiem udanej i wyjątkowo atrakcyjnej alternatywy dla "Opowieści z Narnii" czy "Harry'ego Pottera".
Baśniobór to jeden z pięciu tajemnych rezerwatów zamieszkałych przez magiczne stworzenia, najczęściej nieobliczalne i niebezpieczne. To jedna z ostatnich przystani prawdziwej magii i miejsce ukrycia sekretnego artefaktu - talizmanu o niezwykłej mocy, który w połączeniu z czterema pozostałymi stanowi klucz do potężnego więzienia, w którym zamknięto przed wiekami najgroźniejsze demony zdolne zniszczyć ludzkość i świat.
Opiekunem i strażnikiem Baśnioboru jest Stan Sorenson, dziadek Kendry i Setha - rodzeństwa, z których przygodami mogliście się zapoznać w pierwszej części cyklu. Tym razem dzieci ponownie trafiają do rezerwatu pod opiekę dziadków, aby zminimalizować grożące im niebezpieczeństwo; Kendra i Seth nieoczekiwanie stają się celem obserwacji złowieszczego Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej dążącego do zniszczenia rezerwatów magii, przejęcia artefaktów i uwolnienia demonów. W obliczu zagrożenia Przymierze Strażników decyduje się odnaleźć artefakt znajdujący się gdzieś na terenie Baśnioboru i przenieść go w bezpieczniejsze miejsce. W poszukiwaniach pomaga Tanu, mistrz eliksirów, Vanessa, specjalistka od chwytania magicznych stworzeń oraz Coulter, przyjaciel dziadka, kolekcjoner magicznych przedmiotów. Cała trójka ma też za zadanie nauczyć dzieci, jak bronić siebie i Baśnioboru przed atakami Stowarzyszenia dzieląc się z nimi swoją wiedzą i umiejętnościami.
Niestety wkrótce okazuje się, że wśród mieszkańców posiadłości Sorensonów przebywa zdrajca. Sytuacja staje się naprawdę groźna, kiedy wszyscy uświadamiają sobie, że ktoś steruje poczynaniami domowników i kontroluje ich sny. Kendra i Seth po raz kolejny stają w obliczu niebezpieczeństwa i tylko od nich zależy, jak poradzą sobie z zagrożeniem i czy Baśniobór ocaleje...
"Gwiazda Wieczorna wschodzi" to rewelacyjna, wielowątkowa, przesycona magią powieść, o której wartości świadczy to, jak wiele ma do zaoferowania czytelnikowi - niezależnie od wieku. Książka przykuwa uwagę dosłownie od pierwszej strony, a każda następna zadziwia bogactwem pomysłów, rozmachem i spójnością w kreowaniu magicznego świata, oryginalnym wykorzystaniem znanych motywów i swobodnym ich łączeniem w niebanalny, intrygujący sposób. Choć stopień skomplikowania fabuły przyprawiać może o zawrót głowy, to jednak tylko w pozytywnym znaczeniu tego słowa; intrygę śledzi się bez trudu, za to z wypiekami na twarzy. Bohaterowie są wyraziści, łatwo się z nimi identyfikować - przeżywają mnóstwo niesamowitych przygód, stawiają czoła niebezpiecznym wyzwaniom, walczą z własnymi słabościami, uczą się na błędach; nie można powieści odmówić głębi przesłania, choć z pewnością nie jest ono obarczone takim ciężarem gatunkowym jak choćby u Tolkiena. Nie wpływa to jednak w najmniejszym stopniu na poziom atrakcyjności lektury!
Jestem oczarowana wykreowanym przez Brandona Mulla światem, bogactwem i różnorodnością zaludniających go stworzeń, dopracowaniem szczegółów, wewnętrzną spójnością fabuły,mnogością wątków, a przede wszystkim tajemniczym, mrocznym, przesyconym grozą klimatem powieści oraz rozmachem wyobraźni, poczuciem humoru autora i umiejętnością dzielenia się nimi z czytelnikiem. Nie mogłabym nie wspomnieć o pełnej lekkości, gawędziarskiej i sugestywnej prozie, która pozwala bez trudu i w mgnieniu oka przenieść się w fantastyczny świat Baśnioboru. Jest to bezcenne i wyjątkowe doświadczenie, które warto przeżyć samemu. I choć porównania z Narnią, Hogwartem czy Śródziemiem wydają się nieuniknione, jestem przekonana, że Baśniobór prezentuje się na tym tle całkiem atrakcyjnie i oryginalnie; pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że mógłby z nimi z powodzeniem konkurować.
Z czystym sumieniem polecam serię "Baśniobór" szerokiemu gronu czytelników; ja ze swej strony nie mogę się już doczekać kolejnych tomów cyklu - będę wypatrywać ich z niecierpliwością i ekscytacją może nieodpowiednią dla mojego wieku, ale na pewno autentyczną. Zapraszam do lektury!
"Gwiazda Wieczorna wschodzi" to drugi tom pięcioksiągu "Baśniobór" - serii fantasy skierowanej do młodego czytelnika, według mnie całkiem udanej i wyjątkowo atrakcyjnej alternatywy dla "Opowieści z Narnii" czy "Harry'ego Pottera".
Baśniobór to jeden z pięciu tajemnych rezerwatów zamieszkałych przez magiczne stworzenia, najczęściej nieobliczalne i niebezpieczne. To jedna z...
2012-06-22
"Plaga cieni" jest trzecią częścią pięcioksiągu "Baśniobór", rewelacyjnej serii fantasy adresowanej do młodego czytelnika, której kolejne odsłony coraz bardziej intrygują i wciągają bez reszty w wykreowany przez Brandona Mulla magiczny świat.
Akcja "Plagi cieni" stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń opisanych w poprzednim tomie - rozgrywa się podczas tych samych wakacji i nawiązuje do rozpoczętych wcześniej wątków.
Mały psotnik Seth w czasie eksploracji magicznego rezerwatu w towarzystwie satyrów wpada na ślad tajemniczej plagi, która dotyka kolejne zamieszkujące Baśniobór stworzenia i może zagrozić istnieniu krainy. Wraz z dziadkami, ich przyjacielem Coulterem oraz Samoańczykiem Tanu chłopiec próbuje stawić czoła pladze cieni, lecz nie jest to łatwe zadanie. Poza tym sytuacja wymaga, by rodzeństwo się rozdzieliło - Kendra dołącza do grona Rycerzy Świtu i wraz z innymi członkami tej organizacji: Warrenem, porucznikiem Douganem, młodym pogromcą smoków Gavinem i indiańskim przewodnikiem Neilem udają się do innego tajemnego rezerwatu, Zaginionej Góry, by odnaleźć kolejny artefakt umożliwiający uratowanie magicznego świata przed inwazją demonów. Muszą przy tym wykazać się niezwykłą ostrożnością, albowiem w ich szeregach kryje się zdrajca.
Zarówno przed Sethem, jak i Kendrą stoi trudne zadanie - nie mogą dopuścić do zagłady baśniowej krainy, a pomocą w tym dziele z pewnością posłużą dzieciom nowo odkryte, nadzwyczajne umiejętności. Czy to jednak wystarczy, czas pokaże.
"Plaga cieni" z powodzeniem oparła się uzasadnionym obawom o literacki poziom środkowych części serii; okazała się zupełnie udaną kontynuacją cyklu, która nie tylko nie pozwoliła wygasić mojego entuzjazmu, lecz wręcz go podsyciła utwierdzając w przekonaniu, że wciąż możliwe jest - nawet po lekturze chociażby "Opowieści z Narnii" - wykreowanie oryginalnego, rozbudowanego, barwnego i bogatego świata oraz tworzenia go nie tylko konsekwentnie, ale i z godnym podziwu polotem, pomysłowością i fantazją wykluczającą jakąkolwiek wtórność czy nudę. Baśniobór Brandona Mulla stanowi wewnętrznie spójną całość, która na dodatek z każdym kolejnym tomem wzbogaca się o nowe frapujące szczegóły pozostające ze sobą w logicznym związku, poszerzające granice jego uniwersum oraz naszą o nim wiedzę. Świat ten wciąż ewoluuje, jest żywym organizmem, który nie przestaje zaskakiwać swoją różnorodnością oraz nieprzypadkowością wątków, zdarzeń, postaci - tu nic nie pojawia się bez przyczyny i można być pewnym, że prędzej czy później czytelnik odkryje wszelkie związki i zależności pomiędzy nimi. Mimo obfitości najrozmaitszych elementów fabuły nie przestaje zadziwiać kreatywność i pomysłowość autora - fabuła jest skomplikowana na tyle, by się w niej nie pogubić, ale i nie znudzić nią; wydaje się idealnie stworzona dla młodego czytelnika, stanowi wyzwanie dla jego wyobraźni, ale nie nuży i nie zniechęca: jest poprowadzona z rozmachem i fantazją, pełna dynamizmu, barwnych przygód, ciekawych bohaterów i niebanalnych rozwiązań. I choć nawiązuje w bezpośredni sposób do wydarzeń z poprzedniego tomu, wyjaśnienia są umiejętnie wplecione w fabułę w sposób, który ułatwia orientację nowym czytelnikom, a jednocześnie nie nuży zdeklarowanych miłośników cyklu.
Zadziwia brawura, z jaką autor panuje nad tak potężnie rozbudowanym światem i różnorodnością zaludniających go istot oraz solidnie przemyślana konstrukcja powieści - Mull nie odkrywa wszystkich kart, dawkuje emocje harmonijnie łącząc ze sobą poszczególne wątki, no i tworząc klimat, w którym wyczuwa się wiszącą w powietrzu grozę.
Tym razem autor zdecydował się na narrację prowadzoną dwutorowo - z perspektywy Setha, który w Baśnioborze mierzy się z plagą cieni oraz Kendry, która wraz z innymi Rycerzami Świtu szuka magicznego artefaktu. To kolejne urozmaicenie przygotowane przez Mulla - niezwykle udane, dodatkowo poszerzające fabułę i otwierające nowe możliwości w następnych częściach serii. A jeśli już mowa o bohaterach, to również ich kreacji trzeba autorowi pogratulować; Seth i Kendra dorastają, odkrywają w sobie nowe talenty, stają się mądrzejsi i bardziej rozważni. Na scenę wkracza kilka nowych, kluczowych postaci, jak na przykład dawny opiekun Baśnioboru Patton Burgess czy Gavin, pogromca smoków, jak również bohaterowie dalszego planu - wszyscy oni są starannie i ciekawie wykreowani, bez względu na rolę, jaką mają do odegrania w powieści. Jedynym mankamentem są pewne uproszczenia wpływające negatywnie na psychologiczną wiarygodność postaci przejawiające się chociażby w reakcji na śmierć towarzyszy. Odrobinę większy ładunek emocjonalny i głębia byłyby bardziej na miejscu i z pewnością podniosłyby autentyzm bohaterów.
Na uwagę zasługuje jeszcze jeden oryginalny pomysł - Brandon Mull zrezygnował z kreacji jednego superbohatera ratującego świat na rzecz kilku postaci wnoszących w to dzieło swój wkład. Podkreśla tym samym rolę współdziałania i wzajemnej pomocy, bo przecież nie w każdej sytuacji można liczyć tylko na własne, ograniczone siły. Ważne jest również to, że bohaterowie otrzymują możliwość zrehabilitowania się i szansę uczenia się na własnych błędach, docenienia różnicy pomiędzy odwagą a brawurą oraz liczne okazje do szlifowania własnego charakteru czy walki ze swoimi słabościami.
Wszystkie te liczne zalety sprawiają, że lektura "Plagi cieni" jest wyjątkową przyjemnością, w której należy się rozsmakować puszczając wodze wyobraźni; niezwykle łatwo jest przenieść się w magiczny świat Baśnioboru, i to niezależnie od wieku. Powieść Brandona Mulla intryguje, inspiruje, dostarcza niezapomnianych emocji i wrażeń, które zostają w pamięci na długo. Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny tom serii, a Was gorąco zachęcam do rozpoczęcia bądź kontynuowania przygody z wyjątkową i czarowną prozą tego autora.
"Plaga cieni" jest trzecią częścią pięcioksiągu "Baśniobór", rewelacyjnej serii fantasy adresowanej do młodego czytelnika, której kolejne odsłony coraz bardziej intrygują i wciągają bez reszty w wykreowany przez Brandona Mulla magiczny świat.
Akcja "Plagi cieni" stanowi bezpośrednią kontynuację wydarzeń opisanych w poprzednim tomie - rozgrywa się podczas tych samych...
2012-10-05
Emma Donoghue, autorka niezapomnianego "Pokoju", powraca w wielkim stylu! I choć przenosi nas ze współczesności w wiek osiemnasty, ponownie udaje jej się zachwiać posadami naszego poczucia bezpieczeństwa i emocjonalnej równowagi, kolejny raz wprowadza w poukładaną, swojską rzeczywistość niepokój i zamęt - a wszystko za sprawą głównej bohaterki swojej nowej powieści zatytułowanej "Ladacznica".
Mary Saunders jest 13-letnią córką ubogiej, londyńskiej szwaczki, która pracuje ponad siły, by zapewnić rodzinie skromny byt. Zanim jej ojciec Cob zmarł w więzieniu, postarał się, by córka zdobyła wykształcenie, o jakim inne dziewczynki z jej warstwy społecznej mogły tylko pomarzyć. Bystra i inteligentna Mary widząc, jak jej matka zaharowuje się na śmierć i przekonana, że zasługuje na lepszy los niż ten, który przypadł jej w udziale, marzy o wyrwaniu się do lepszego świata, pragnie wieść luksusowe, wystawne życie, którego symbolem są dla niej kolorowe, bogate suknie. Mary ma wielkie ambicje, pogardza życiem, jakie wiedzie jej rodzina, a także zawodem szwaczki, jaki proponuje jej matka; gardzi biedakami - bo są biedni, a zamożnymi - bo przecież wcale nie są lepsi od niej...
Kiedy dążąc do tego, co w jej mniemaniu przybliży ją do lepszego życia - zachodzi w ciążę, matka bezlitośnie wyrzuca ją z domu na bruk. Od niechybnej śmierci ratuje dziewczynę młoda ulicznica, Doll Higgins. Pokazuje jej ona całkiem nowe życie, w którym czternastolatka bez większych oporów zupełnie się zatraca. Nareszcie czuje, że jest wolna i niezależna, wydaje jej się, że jest panią swego losu. Staje się zimna, wyrachowana i pozbawiona złudzeń co do ludzkiej natury, ale z drugiej strony nie przestaje naiwnie wierzyć w poprawę losu. Na jej drodze stają ludzie, którzy pokazują jej inne możliwości, próbują skierować ją na właściwą drogę i uświadomić, że w życiu nie liczy się bogactwo, ale bliskość drugiego człowieka, jednak Mary nie potrafi zrezygnować z dawnego trybu życia, wykorzystać swojej drugiej szansy i ponownie wkracza na drogę moralnego upadku, która tym razem wiedzie ją do tragicznego końca...
"Ladacznica" okazała się lekturą wywołującą istną gonitwę myśli, natłok emocji i plątaninę refleksji, które trudno uporządkować, uchwycić się jednej, dominującej i zbudować na niej logiczne, spójne wnioski.
Historia opisana w powieści jest co prawda fikcją literacką, bazującą jednak na zachowanych fragmentach życia prawdziwej Mary Saunders i jej tragicznych losach. Świadomość tego przydaje grozy fabule, której kolejne warstwy odsłaniają przed nami stronice książki. Choć samą fabułę można by streścić w kilku, co najwyżej kilkunastu zdaniach, skrywa ona niezwykłe bogactwo znaczeń i treści. "Ladacznica" to przede wszystkim porażający psychologiczną głębią portret młodej dziewczyny, która bardzo wcześnie wkracza na złą drogę. Co jednak ją do tego skłoniło? Charakter czy okoliczności? Psychika bohaterki jest mocno skomplikowana, ukształtowana wcześnie nabytym życiowym doświadczeniem, specyficzną kombinacją cech - wrodzonych i nabytych. Niezwykła w tak młodym wieku hardość, próżność, pycha, wybujała ambicja, głęboka pogarda dla dotychczasowego stylu życia i otaczających ją ludzi (kojarząca się nieco z postawą Grenouille'a z "Pachnidła"), rezerwa i osobliwy chłód emocjonalny (w pewnym stopniu wynikający z braku rodzicielskiej miłości), w połączeniu z ponadprzeciętną inteligencją, niezłomnym przekonaniem o własnej wyższości (niepopartym niczym konkretnym), głębokim poczuciem krzywdy i niesprawiedliwości klasowej, a także społecznym nieprzystosowaniem, wyrachowaniem i bezwzględnością (cechy socjopatyczne) oraz marzeniami o lepszym życiu (pojmowanym bardzo powierzchownie) składają się na obraz psychiki Mary Saunders. Potrzeba więzi emocjonalnej z innym człowiekiem jest krótkotrwała i przegrywa z uzależnieniem od destrukcyjnych potrzeb jej drugiej natury. Można się zastanawiać, co popchnęło bohaterkę w stronę moralnej i duchowej degrengolady, trudno jednoznacznie stwierdzić, co było przyczyną, a co skutkiem jej tragicznego losu. Czy to jej konstrukcja psychiczna i wrodzone skłonności predestynowały Mary do podejmowania takich a nie innych życiowych wyborów, a w rezultacie do stoczenia się na samo dno?
Postać Mary nie budzi naszej sympatii - dla otoczenia ma jedynie pogardę i dystans, na każdym kroku wyczuwamy jej przekonanie o własnej wyższości, choć tak naprawdę reprezentuje sobą tak niewiele. Trudno jej współczuć, litować się nad jej losem, choć pozostaje w nas delikatne ukłucie żalu nad zmarnowanym życiem - jej własnym oraz każdym innym, które zniszczyła swoim wpływem. Budzi jednak taki ogrom emocji, że nie sposób przejść obok niej obojętnie - i nie schylić czoła przed autorką tak wybitnej kreacji. Jak mocno by nie podkreślać socjopatycznych skłonności bohaterki, jej postać jest mocno osadzona w realiach epoki; jak bardzo byśmy jej nie potępiali, trudno nie zauważyć jej desperackiego pragnienia wyrwania się z zaklętego kręgu społecznych ograniczeń narzuconych przez otoczenie. "Ladacznica" niezwykle realistycznie, momentami wręcz naturalistycznie ukazuje rzeczywistość XVIII - wiecznej Anglii, szczególnie głębokie i nieprzekraczalne podziały społeczne, a przede wszystkim - tragiczną sytuację kobiety z niższych warstw społecznych. Powszechne przekonanie o wyższości mężczyzny, podwójne standardy moralne dla obu płci, brak jakichkolwiek perspektyw na poprawę losu, a mimo to ciężka harówka od rana do nocy zwana uczciwym życiem. W tym kontekście nie dziwi pragnienie wolności i przekraczania społecznych barier przez główną bohaterkę; jej tragizm polega na tym, że nie rozumie, iż jest to niewykonalne. Ostatecznie wpada w pułapkę bez wyjścia widząc w zawodzie prostytutki szansę na niezależność i mając złudne poczucie panowania nad swoim losem.
Autorka rewelacyjnie, niebywale sugestywnie, a zarazem bardziej realistycznie, niżbyśmy sobie tego życzyli, przedstawia środowisko prostytutek w realiach epoki oraz jego destrukcyjny wpływ na psychikę głównej bohaterki, jej postrzeganie świata, siebie samej i innych ludzi. Okazuje się, że jej bunt przeciwko narzuconego stylowi życia, miejscu na drabinie społecznej obraca się przeciwko niej i prowadzi do tragedii; społeczeństwo pilnuje, by nikt nie wyrywał się przed szereg i strzeże ustalonych z bezwzględną surowością.
Cechy te sprawiają, że "Ladacznica" nabiera charakteru dramatu społecznego - choć dotyczy realiów sprzed niemal trzystu lat. Znakomicie wykreowana galeria postaci reprezentująca niemal wszystkie typy z różnych warstw społecznych, świetna analiza psychologiczna postaci pozwalają choć w niewielkim stopniu wyobrazić sobie beznadzieję życia najuboższych w osiemnastowiecznych miastach, gdzie cuchnące ścieki płynęły rynsztokami, pleniły się zabobony, szerzyły się choroby, niemowlęta rzadko dożywały kilku lat, a na szubienicę można było trafić za kradzież kawałka chleba. Przygnębiająca i ponura atmosfera, nakreślona tak sugestywnie i plastycznie, jest jednym z największych atutów powieści. Ten aspekt "Ladacznicy" przywodzi na myśl niezwykłe, artystyczne obrazy z ekranizacji "Pachnidła" i sprawia, że lektura powieści staje się doświadczeniem niemal namacalnym - a już z pewnością niezapomnianym.
"Ladacznica" to wybitna, przejmująca powieść psychologiczno - obyczajowa potwierdzająca wielką klasę i talent autorki. Z wielu względów budzi ogromne emocje, zaś tragiczne losy i niejednoznaczna, wewnętrznie skomplikowana postać głównej bohaterki z pewnością przyprawi Was o kilka bezsennych nocy. Ta książka to prawdziwe wyzwanie - dla Waszego spokoju ducha, wyobraźni i wrażliwości. Gorąco polecam!
Emma Donoghue, autorka niezapomnianego "Pokoju", powraca w wielkim stylu! I choć przenosi nas ze współczesności w wiek osiemnasty, ponownie udaje jej się zachwiać posadami naszego poczucia bezpieczeństwa i emocjonalnej równowagi, kolejny raz wprowadza w poukładaną, swojską rzeczywistość niepokój i zamęt - a wszystko za sprawą głównej bohaterki swojej nowej powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-10-28
"Elfie, gdzie jesteś?!" to bezpośrednia kontynuacja rewelacyjnego "Sposobu na Elfa" autorstwa Marcina Pałasza, czyli przygód i perypetii niesfornego psiaka o wdzięcznym imieniu Elf. Został on adoptowany ze schroniska przez Dużego i Młodego - ojca i syna, wielkich miłośników zwierząt - i w bardzo krótkim czasie niepodzielnie zawładnął ich sercami.
Elf już od dwóch miesięcy oswaja i wychowuje swoich właścicieli. Wakacyjną codzienność uatrakcyjniają zabawne przypadki poznającego otoczenie czworonoga, który uczy się siusiać jak na prawdziwego psa przystało wzbudzając entuzjazm Dużego i Młodego, pomaga w wyborze nowego samochodu, walczy z wyjątkowo groźną i szaloną pralką, zapoznaje się bliżej z biegającymi kaktusami... Jednak tę radosną rzeczywistość zakłócają nieprzyjemne zgrzyty: Młody i Duży muszą stawić czoła pierwszemu młodzieńczemu zawodowi miłosnemu oraz nieuleczalnemu i wyjątkowo irytującemu wścibstwu pani Sąsiadki.
Aby odwrócić uwagę syna od ponurych myśli, ojciec proponuje wakacyjną wyprawę nad morze - oczywiście wraz z Elfem! Jednak chwilę przed wyjazdem okazuje się, że pies znika bez śladu. Zrozpaczeni Duży, Młody, Ewa oraz bliźniacza siostra zaginionego, Erka, ruszają na poszukiwania. Bardzo szybko okazuje się, że Elfowi grozi wielkie niebezpieczeństwo i nie ma czasu do stracenia...
Lektura "Gdzie jesteś, Elfie?!" utwierdziła mnie w przekonaniu, że Marcin Pałasz nie tylko jest zdeklarowanym miłośnikiem zwierząt, ale też rozumie i potrafi dotrzeć do serca i sumienia młodego czytelnika jak nikt inny, z całkowitą swobodą i naturalnością. Tryskając zaraźliwym humorem, emanując godną pozazdroszczenia pogodą ducha i wrażliwością, w sposób bezpośredni, pełen prostoty i unikając nachalnego moralizatorstwa uświadamia, pokazuje i uczy, jak wielką odpowiedzialnością jest posiadanie i opieka na czworonogiem, ale też jak wiele daje radości i frajdy. Niby mimochodem zwraca uwagę na to, że zwierzę to nie zabawka i nie chwilowy kaprys, ale obowiązek, który powinniśmy brać na siebie świadomie, traktować poważnie i z szacunkiem. Narracja prowadzona z perspektywy psa uzmysławia nam, że nasi mniejsi bracia też mają uczucia, kieruje nimi coś więcej niż tylko instynkt, doskonale wyczuwają nastrój człowieka i potrafią odwdzięczyć się za okazane serce przywiązaniem i wierną miłością.
Autor porusza jednocześnie kwestię, która mnie osobiście bardzo bulwersuje i która staje się powszechną praktyką głównie przed wakacyjnymi wyjazdami; mowa oczywiście o porzucaniu zwierząt, które to zjawisko świadczy o kompletnym braku wyobraźni, empatii, serca i szczątkowego chociażby poczucia odpowiedzialności. Bardzo sugestywne ukazanie uczuć porzuconego psa z jego punktu widzenia jest jednym z bardziej wzruszających - i dających do myślenia - fragmentów książki.
Marcin Pałasz uczula młodego czytelnika na kilka podstawowych spraw, jak na przykład pożytki płynące z poddania czworonoga chipowaniu, przyczepiania do psiej obroży adresówek czy wspólnych i częstych spacerów - a wszystko to okraszone nieodzowną garścią charakterystycznego humoru autora.
Nieodmiennie jestem pod ogromnym wrażeniem niezwykłych relacji łączących ojca z synem - bardzo bezpośrednich i ciepłych, nacechowanych wzajemnym szacunkiem, oddaniem, zrozumieniem i humorem, który niejednokrotnie rozładowuje napięcie i pomaga im się dogadać; tylko pozazdrościć! Nie wiem, jak autor tego dokonał, ale udało mu się przenieść atmosferę tych rodzinnych więzi na papier i sprawić, by była ona doskonale wyczuwalna już na pierwszy rzut oka. Piękne to i wzruszające, po męsku konkretne, pozbawione jakiejkolwiek banalności i sentymentalizmu.
"Gdzie jesteś, Elfie?!" to kolejny dowód na niebanalne, oryginalne, powalające poczucie humoru Marcina Pałasza znajdujące wyraz w licznych przykładach komizmu sytuacyjnego i słownego, jakimi książka po prostu jest naszpikowana. O ataki śmiechu przyprawia czytelnika chociażby opis nierównej walki Elfa z pralką, genialny sposób na radzenie sobie ze wścibską sąsiadką czy wyjątkowo zabawna historia z księgową Dużego. Lekkie pióro autora sprawia, że najzwyklejsze zdarzenia przefiltrowane przez jego ciepłe i wyraziste poczucie humoru stają się wspaniałym, niezapomnianym przeżyciem.
Gorąco polecam tę, jak i poprzednią książkę Marcina Pałasza wszystkim czytelnikom bez względu na wiek - wspaniała zabawa i garść wzruszeń gwarantowane!
"Elfie, gdzie jesteś?!" to bezpośrednia kontynuacja rewelacyjnego "Sposobu na Elfa" autorstwa Marcina Pałasza, czyli przygód i perypetii niesfornego psiaka o wdzięcznym imieniu Elf. Został on adoptowany ze schroniska przez Dużego i Młodego - ojca i syna, wielkich miłośników zwierząt - i w bardzo krótkim czasie niepodzielnie zawładnął ich sercami.
Elf już od dwóch miesięcy...
2015-06-16
CK Monogatari - trudno o bardziej karkołomne i dziwaczne, a już z pewnością niezrozumiałe zestawienie słów. Monogatari - czyli opowieść - słusznie kieruje Wasze skojarzenia w rejony Dalekiego Wschodu; to japoński gatunek literacki czerpiący z tradycyjnych, ustnych opowieści i legend, o smutnym, często nawet tragicznym zakończeniu. CK z kolei to skrót łacińskiego terminu Civitas Kielcensis oznaczającego społeczność Kielc, prowincjonalnego miasta położonego w Górach Świętokrzyskich.
Co zatem łączy dwa tak odmienne światy, dwie kultury nie mające - wydawałoby się - żadnych punktów stycznych? Mistyczną, orientalną baśniowość, zamiłowanie do ładu i harmonii z typowo słowiańską żywiołowością, nieobliczalnością i inklinacjami do chaosu? Czy opowieść łącząca w sobie realia polskiego miasteczka z tradycyjnymi wierzeniami Kraju Kwitnącej Wiśni to mieszanka wybuchowa czy raczej niewypał?
Piotr Jaskulski, trzydziestopięcioletni dyrektor finansowy kieleckiej filii pewnej japońskiej firmy, wiedzie luksusowe i spokojne, ale samotne, puste i cokolwiek nudne życie. Jednak do czasu – jego rutynę zakłóca nagły przyjazd tajemniczego wiceprezesa, ekscentrycznego Sho Kyubimoriego, planującego realizację pewnego monumentalnego projektu architektonicznego. Zdaje się, że tylko Piotr dostrzega, że inicjatywa członka zarządu może doprowadzić do upadku firmy, próbuje więc zniweczyć jego działania stając się głównym antagonistą Japończyka. Niespodziewanie okazuje się, że ma sprzymierzeńców, którym również zależy na pokrzyżowaniu planów czy wręcz wyeliminowaniu Sho – są nimi: Yuki Yamada, wysłanniczka klanu Oda, dysponująca magicznymi zdolnościami oraz dwóch członków Yakuzy. Wkrótce Piotr przekonuje się, dlaczego tak ważne jest powstrzymanie Kyubimoriego – a raczej istoty podającej się za wiceprezesa firmy – zanim nastąpi noc zimowego przesilenia, zwanej również nocą podmiany albo lisiej magii…
Trzeba przyznać, że Artur Laisen całkiem nieźle porusza się w konwencji monogatari, każąc swemu bohaterowi balansować na krawędzi jawy i snu, prawdy i iluzji, a także przekraczać granice rzeczywistości „tu i teraz” oraz tej baśniowej, metaforycznej, symbolicznej, położonej poza czasem.
Choć akcja toczy się w prowincjonalnym polskim mieście, z którym łączą bohatera więzy silniejsze, niż sam chciałby przyznać, nieprzypadkowo w tę scenerię wkraczają istoty rodem z japońskiego folkloru.
Piotr to typowy, nowoczesny człowiek sukcesu – robiący karierę, żyjący w luksusie, ale samotny, głównie z własnego wyboru. Powrócił do rodzinnego miasta nie wiedząc dlaczego i po co – w końcu zawsze chciał uciec od jego zaściankowości, szarości i nudy w pogoni za młodzieńczymi marzeniami i ekscytującym życiem gdzieś w szerokim świecie. Sam nie rozumie, co go tu trzyma – irytujący sentyment, wspomnienia, gorzkie poczucie przynależności do tego całkiem przeciętnego miejsca, którego nigdzie indziej nie doświadczył. Egzystuje więc w zawieszeniu, w poczuciu braku sensu i celu, rozczarowany tym, co przyniosło mu życie, a nie wytrzymało konfrontacji z marzeniami. Jego słabe punkty - niespełnioną miłość do kobiety i jałowe życie, od którego chciałby uciec – postanawia wykorzystać istota ze świata japońskich legend: kitsune, mistrz iluzji, lis przybierający ludzki kształt, mamiący obietnicami, wprowadzający w życie pierwiastek chaosu. Na mocy zawartej z nim umowy Piotr pozbywa się wspomnień i emocji związanych ze swoim miejscem w świecie w zamian za miłość do wymarzonej kobiety. Lisia iluzja jest jednak ilustracją słów „uważaj, czego sobie życzysz” – Piotr poniewczasie uświadamia sobie, że nieopatrznie oddał lisowi część siebie, swoją tożsamość, przeszłość będącą fundamentem teraźniejszości i przyszłości, a zyskał jedyne marzenie, które na zawsze powinno nim pozostać. W pogoni za utraconym przekracza granice rzeczywistości, zmuszony do zajrzenia w głąb własnej duszy; dążąc do samopoznania przewartościowuje własne życie, na nowo ustala priorytety i redefiniuje, kim jest, dokąd zmierza i co naprawdę ma dla niego znaczenie.
Laisen, wplatając w fabułę nawiązania do japońskiej filozofii życiowej – fatalizmu, predestynacji, roli i wpływu przeznaczenia na ludzkie życie, specyficznego sposobu pojmowania czasu i przestrzeni, kwestii etycznych, podejścia do świata i praw nim rządzących, umiłowanie ładu i harmonii – jakimś cudem zgrabnie łączy je z polskimi realiami, postawą życiową i dylematami głównego bohatera: niezadowolonego z własnego życia, mającego poczucie wewnętrznej pustki, goniącego za ułudą, nie doceniającego znaczenia niematerialnego dziedzictwa, wagi wspomnień, wartości przynależności do określonego miejsca na ziemi. Dzięki temu „CK Monogatari” to niebanalna, intrygująca opowieść o samotności i zagubieniu – nie tylko w świecie, ale głównie we własnym życiu; o niedocenianym wpływie przeszłości na teraźniejszość i przyszłość; o tym, co nas definiuje, określa i determinuje nasze działania, naszej tożsamości i jej składnikach. To również opowieść o sile marzeń, które – trochę przewrotnie – czasem powinny pozostać w sferze wyobraźni, na tyle głęboko, by nie przesłaniały nam realnego obrazu świata i pozwalały cieszyć się tym, co mamy, a także o granicach naszej percepcji i potędze iluzji stale obecnej w naszym życiu, często trudnej czy wręcz niemożliwej do odróżnienia od prawdziwej rzeczywistości lub jej elementów. Powieść Artura Laisena to udane połączenie dalekowschodniej filozofii i światopoglądu z polskimi realiami i podejściem do życia zawarte w oryginalnej, skłaniającej do refleksji, a jednak dynamicznej i trzymającej w napięciu niczym dobry kryminał, fabule. Połączenie zbyt wymyślne, karkołomne i naciągane? Nic z tych rzeczy, przekonajcie się sami.
CK Monogatari - trudno o bardziej karkołomne i dziwaczne, a już z pewnością niezrozumiałe zestawienie słów. Monogatari - czyli opowieść - słusznie kieruje Wasze skojarzenia w rejony Dalekiego Wschodu; to japoński gatunek literacki czerpiący z tradycyjnych, ustnych opowieści i legend, o smutnym, często nawet tragicznym zakończeniu. CK z kolei to skrót łacińskiego terminu...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-05
Leonie Swann dała się poznać jako autorka dwóch niebanalnych, przebojowych powieści ze stadkiem owiec rozwiązujących zagadki kryminalne w roli głównej: "Sprawiedliwości owiec" (gdzie rozwikłują sprawę tajemniczej śmierci swojego pasterza) oraz "Triumfu owiec" (gdzie prowadzą śledztwo w sprawie brutalnych zwierzęcych morderstw). W swojej najnowszej książce pisarka posunęła się o krok dalej; o ile bowiem jej poprzednie powieści mniej więcej mieściły się w ramach gatunkowych wyznaczanych przez kryminał i komedię, z lekka ocierając się o absurd i powiastkę filozoficzną, o tyle "Krocząc w ciemności" skutecznie wymyka się próbom podobnego szufladkowania: tu fantastyka i baśń przeplatają się z kryminałem i komedią w najbardziej zwariowanych konfiguracjach, zaś nieco szaloną i chaotyczną, ale niebywale atrakcyjną fabułę otula absurd i groteska, spowija magia, no i przenikają te specyficzne, filozoficzne nutki, które nadawały niepowtarzalny charakter "owczym" opowieściom.
Tym razem zamiast ze stadkiem owiec mamy do czynienia z pchlim cyrkiem należącym do Juliusa Birdwella – dawniej włamywacza, aktualnie tresera pcheł i złotnika, którego specjalnością jest zdejmowanie klątw z kamieni szlachetnych. Pewnego dnia przed śmiercią w nurtach Tamizy ratuje go syrena, on zaś w zamian obiecuje jej ocalić pewną rusałkę z niewoli niejakiego Fawkesa – dyrektora cyrku magicznych istot. Julius postanawia skorzystać z usług detektywa Franka Greena, zlecając mu odnalezienie rusałki, ten jednak okazuje się być nieudacznikiem potrzebującym pomocy psychoterapeuty. Wkrótce na drodze Birdwella staje urocza osóbka z różkami i kopytkami fauna, Elizabeth, która ratuje jego pchły od śmierci i szukając zemsty na Fawkesie, wciąga Juliusa w nieprawdopodobną historię. Drogi właściciela pchlego cyrku, Elizabeth, Franka Greena i samego Fawkesa krzyżują się w pewnym wiejskim domu chronionym magicznym żywopłotem, stanowiącym azyl dla wszelkiej maści baśniowo – legendarnych stworzeń, pragnących nade wszystko zachować wolność.
„Krocząc w ciemności” pod wieloma względami przypomina poprzednie powieści Leonie Swann; i tym razem swoją cichą, acz istotną rolę mają do odegrania zwierzęcy bohaterowie – już co prawda nie stadko owiec, a gromada pcheł – jednak nie grają one pierwszych skrzypiec, ustępując pola całej galerii bohaterów, wśród których prym wiodą postaci ludzkie. Jednak podobnie jak w „Sprawiedliwości owiec” i „Triumfie owiec” także i pchły mają swój własny świat, etos, filozofię życiową i światopogląd. Autorka pozwala nam zajrzeć do tego niezwykłego świata, ukazując stosunek insektów do rozgrywających się wydarzeń, ich komentarze bądź refleksje do otaczającej ich rzeczywistości lub wręcz przedstawiając wydarzenia z pchlego punktu widzenia; te urocze i zabawne przerywniki nie tylko stanowią urozmaicenie fabuły zmianą perspektywy narracyjnej czy tematu, ale również spowalniają tempo akcji, momentami naprawdę szalone. Poza tym czytelnik ze zdumieniem odkrywa, że pchle przemyślenia nie zawsze pełnią funkcję tylko rozrywkową, często nie są pozbawione głębszego znaczenia i rzeczywiście potrafią stać się źródłem refleksji, podobnie jak miało to miejsce w poprzednich powieściach niemieckiej pisarki.
Jednak to perypetie Juliusa Birdwella i detektywa Greena wysuwają się na pierwszy plan: ich zaangażowanie w los magicznych istot i konflikt z Izaakiem Fawkesem, nietypowym czarnym charakterem. Kameralne w owczych opowieściach grono bohaterów tu rozrasta się do bogatej, oszałamiającej różnorodnością galerii postaci, z której przedstawiciele rodzaju ludzkiego na pierwszy rzut oka wydają się najmniej interesujący i nieporadni – wraz z rozwojem fabuły to właśnie oni nabierają barw, życia i stają się nie mniej oryginalni, niż cała armia baśniowych stworzeń: Julius, treser pcheł i złotnik, przejmuje od swoich podopiecznych filozofię życiową, a nawet… osobowość, o ile w ogóle można mówić o czymś takim w przypadku insektów; Frank Green, nieudolny detektyw cierpiący na halucynacje i korzystający z pomocy psychoterapeuty, by zapomnieć o prowadzonych śledztwach, znajduje przyjemność w obcowaniu z pewnym smokiem; dziarska staruszka Rose Dawn kradnie samochód dostawcy kwiatów, by dotrzymać towarzystwa swojej przyjaciółce, skazanej na wieczną niedorosłość Emily. Jest wreszcie i Isaac Fawkes – czarny charakter zmęczony swą rolą, nękany wyrzutami sumienia, którego nie sposób nie lubić (notabene bohater inspirowany autentyczną postacią angielskiego sztukmistrza z przełomu XVII i XVIII wieku), no i cała magiczna menażeria: uwięziona rusałka, ślimacza dama, syreny, fauni, smok, mężczyzna z lisią kitą, a także istoty człowiekopodobne, ale tym groźniejsze, jakby rodem z horroru: Thistle i Hunch. Wszystkie te dziwaczne, osobliwe stworzenia zaludniają nie tylko Londyn, gdzie głównie toczy się akcja powieści (podobnie jak u Gaimana w „Nigdziebądź” czy Aaronovitcha w „Rzekach Londynu”), ale generalnie egzystują wszędzie tam, gdzie człowiek, dzieląc z nim przestrzeń miejską i wiejską – bo tak naprawdę dopiero na sielskiej, angielskiej prowincji, w otoczeniu lasów, łąk i pól, czują się jak u siebie. Cały świat jest przesiąknięty magią (ale raczej magią wywodzącą się z natury, mocy żywiołów), lecz dostrzec jej przejawy mogą tylko nieliczni. Konsekwencje tego osobliwego daru bywają różne: opłakane dla Emily, niosące nieoczekiwane możliwości dla Juliusa i Franka, jednak nikogo nie pozostawiają sobą.
„Krocząc w ciemności” to zabawna, urokliwa powieść, ze zwariowaną, momentami absurdalną fabułą, obfitującą w humor słowny i sytuacyjny, liczne i zaskakujące zwroty akcji, jak również natłok wątków, postaci i wydarzeń sprawiających wrażenie chaosu, jednak łączących się w logiczną, spójną, choć dziwaczną całość. Leonie Swann wykorzystała sprawdzone w „owczych powieściach” chwyty i motywy, rozwijając niektóre pomysły, poddając je rozmaitym przeobrażeniom, a efekt tych zabaw formą dosłownie zapiera dech w piersiach. Najnowsza powieść niemieckiej pisarki zachwyca zgrabnym połączeniem komedii, kryminału i fantasy z domieszką wielu innych elementów, stanowiących o atrakcyjności fabuły. Choć jej głównym celem jest rozbawienie czytelnika, niesie ona ze sobą i głębsze treści, proste, ale ważne prawdy życiowe; pokazuje, że czasem warto wznieść się ponad swój strach czy inne ograniczenia, istniejące głównie w naszym umyśle, że warto zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę, by wykonać swój wielki skok w nieznane; uczy, że jeśli czegoś nie widać, to wcale nie znaczy, że to coś nie istnieje; jeśli to widzisz, to niekoniecznie z tobą jest coś nie tak, być może to świat zwariował, nie ty.
Dajcie się porwać tej szalonej, niebanalnej, zaskakującej i ze wszech miar udanej opowieści, a gwarantuję, że w zupełnie inny sposób będziecie odtąd patrzeć nie tylko na pchły.
Leonie Swann dała się poznać jako autorka dwóch niebanalnych, przebojowych powieści ze stadkiem owiec rozwiązujących zagadki kryminalne w roli głównej: "Sprawiedliwości owiec" (gdzie rozwikłują sprawę tajemniczej śmierci swojego pasterza) oraz "Triumfu owiec" (gdzie prowadzą śledztwo w sprawie brutalnych zwierzęcych morderstw). W swojej najnowszej książce pisarka posunęła...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11-13
W II połowie XVIII wieku ludzką wyobraźnią i umysłami zawładnęła powieść gotycka. Ów gatunek literacki powstał w reakcji na racjonalizm epoki Oświecenia, jako wyraz tęsknoty za tym, co tajemnicze i niewyjaśnione oraz fascynacji tym, co mroczne, groźne, nadprzyrodzone, w uznaniu istnienia sfer niedostępnych racjonalnemu pojmowaniu czy ogarnięciu rozumem. Zainteresowanie folklorem, dawnymi legendami i literaturą, fascynacja średniowieczem, czy raczej wyobrażeniem o nim, znalazło również odzwierciedlenie w motywach, które stały się nieodzownymi elementami powieści gotyckich, na czele z zaliczanym dziś do klasyki gatunku Zamczyskiem w Otranto Horacego Walpole'a czy Tajemnicami zamku Udolpho Ann Radcliffe. Tajemnicza, upiorna atmosfera, posępna, grobowo - lochowa sceneria zamków, klasztornych ruin, nawiedzonych cmentarzy, klątwy, przepowiednie, szaleństwo, zakazane namiętności, gwałtowne śmierci, mroczne sekrety, istoty i zjawiska nadprzyrodzone w najróżniejszych formach, wariacjach i konfiguracjach budowały fabułę i narrację opowieści grozy.
Młodzieńcze dzieło Matthew Gregory'ego Lewisa nie tylko wpisuje się idealnie w konwencję powieści gotyckiej, ale też wnosi do niej pewne innowacje, wzbogacając o aspekty, które bulwersowały i szokowały ówczesnych odbiorców, przenosząc akcent z mrocznej scenerii lochów i grobowców w głąb ludzkiego umysłu. Ale po kolei.
czytaj więcej: https://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2016/11/mnich.html
W II połowie XVIII wieku ludzką wyobraźnią i umysłami zawładnęła powieść gotycka. Ów gatunek literacki powstał w reakcji na racjonalizm epoki Oświecenia, jako wyraz tęsknoty za tym, co tajemnicze i niewyjaśnione oraz fascynacji tym, co mroczne, groźne, nadprzyrodzone, w uznaniu istnienia sfer niedostępnych racjonalnemu pojmowaniu czy ogarnięciu rozumem. Zainteresowanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-10
Poznając książki Magdaleny Knedler odnosi się wrażenie, że niezależnie od obranej tematyki i konwencji autorka w każdej czuje się pewnie, porusza swobodnie i z udzielającym się czytelnikowi przekonaniem, że ma do przekazania coś ważnego, nad czym warto się zatrzymać, pochylić, zadumać. Nie inaczej jest w przypadku Dziewczyny z daleka, powieści historyczno - obyczajowej podejmującej kwestie mierzenia się z traumatyczną, wojenną przeszłością, wspomnieniami spędzającymi sen z powiek, przed którymi nie ma ucieczki i wyrzutami sumienia, od których nie sposób się uwolnić; powieści będącej wołaniem o katharsis, które może przynieść tylko i wyłącznie prawda.
czytaj więcej: https://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2017/03/dziewczyna-z-daleka.html
Poznając książki Magdaleny Knedler odnosi się wrażenie, że niezależnie od obranej tematyki i konwencji autorka w każdej czuje się pewnie, porusza swobodnie i z udzielającym się czytelnikowi przekonaniem, że ma do przekazania coś ważnego, nad czym warto się zatrzymać, pochylić, zadumać. Nie inaczej jest w przypadku Dziewczyny z daleka, powieści historyczno - obyczajowej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Każda premiera powieści Philippy Gregory to dla mnie prawdziwe święto. Uznana brytyjska pisarka i historyczka potrafi dosłownie oczarować czytelnika swoją prozą i choć nie musi udowadniać literackiego kunsztu, lekkości pióra oraz dogłębnej znajomości realiów historyczno - obyczajowych, w jakich się porusza, czyni to za każdym razem, przenosząc czytelnika w czasie, zachwycając barwnie i z wielką dbałością o szczegóły nakreśloną panoramą epoki oraz zapadającymi w serce portretami bohaterów, ujmujących psychologiczną głębią, niejednoznacznych moralnie, głęboko ludzkich. Niewielu pisarzy potrafi tak sugestywnie, z tak niewiarygodnym polotem i rozmachem narzucić czytelnikowi swoją wizję, będącą dziełem wyobraźni funkcjonującej w ramach wyznaczonych przez historyczne fakty - Philippie Gregory udaje się to za każdym razem.
Czytaj więcej : https://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2017/07/trzy-siostry-trzy-krolowe.html
Każda premiera powieści Philippy Gregory to dla mnie prawdziwe święto. Uznana brytyjska pisarka i historyczka potrafi dosłownie oczarować czytelnika swoją prozą i choć nie musi udowadniać literackiego kunsztu, lekkości pióra oraz dogłębnej znajomości realiów historyczno - obyczajowych, w jakich się porusza, czyni to za każdym razem, przenosząc czytelnika w czasie,...
więcej Pokaż mimo to